Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Mam mocne postanowienie(i raczej nie zawrócę)
do końca sierpnia wyprowadzam się domu, a następnym etapem będzie zakończenie tego związku.
Norbert, no nie mogę nie zapytać
Poddałeś się ? ... czy uważasz, że to ma być dla żony kubeł wody na otrząśnięcie się ? Co z dziećmi ? Wiesz, że one też mogą poczuć się zostawione ? Ech ... ileż trudności
Tym bardziej potrzebujesz modlitwy
DHL1 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-27, 15:43
GosiaH napisał/a:
Poddałeś się ?
Tak
człowiek ma swój pułap do jakiego jest w stanie wytrzymać.
Ja już go nawet przekroczyłem.
Gocha z chłopakami dam radę-wiem że zrozumieją.
Co do kubła?
Nie -to nie jest efekt kubłai nawet o tym nie myslę
Powrotów już nie będzie i tym bardziej kiedykolwiek razem
-przykro mi ale tak jestem wykonany w konstrukcji włąsnej.
pozdrawiam
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-27, 15:54
Ja też sie przyłączam do modliwy Norbercie.
DHL1 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-27, 16:09
By nie wiało tak żle....
to pochwale się
mój średni syn zdał maturę i z dobrymi wynikami!!!!
zatem opłacało się łamiąc zasadę separacji wrócić swego czasu do domu
by stworzyć nawet ten mały zalążek bezpieczeństwa- namiastkę rodziny.
GosiaH [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-27, 21:04
Norbert ależ mi mieszasz w emocjach. Z jednej strony chcę gratulować matury (gratuluję!!) a z drugiej chcę zapytać o ostatniego syna. Jak odejdziesz jak sobie poradzi z emocjami i jak przygotuje się do matury, co?
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-27, 21:31
DHL1 napisał/a:
zatem opłacało się łamiąc zasadę separacji wrócić swego czasu do domu
by stworzyć nawet ten mały zalążek bezpieczeństwa- namiastkę rodziny.
.... a teraz chcesz to wszystko w błoto i radośnie udeptać? Pogięło Cię?
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-27, 21:40
Norbert nic pewnie nie chce
każdy od czasu do czasu musi pomarudzic
DHL1 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-27, 22:27
grzegorz_ napisał/a:
Norbert nic pewnie nie chce
każdy od czasu do czasu musi pomarudzic
Mylisz się Grzechu....
decyzja podjęta i finito......
zresztą nie tak dalej jak wczoraj sam mi pisałeś kto wytrzyma w takich relacjach.
I wiesz???
miałeś i masz rację....
ja po prostu tego nie chciałem dojrzeć i wolałem żyć w świecie .
Sam nie wiem czego -nawet nie wiem jak to nazwać.
Nirwanna napisał/a:
a teraz chcesz to wszystko w błoto i radośnie udeptać? Pogięło Cię?
Nie ja to udeptałem....
ale jeżeli tak ma zostać
tak pogieło
smutna_twarz [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-27, 23:57
kenya napisał/a:
S_t pisze:
Cytat:
2.
- nie zdejmować z niego odpowiedzialności.
- nie wyręczać.
- nie kryć,
- nie usprawiedliwiać,
- nie mydlić oczu.
- dać mu ponosić konsekwencje swoich zachowań
- S_t, mówimy przecież o seksoholiźmie, zatem co rozumiesz przez to co napisałaś powyżej.
Jaka Twoja postawa wobec jego zachowań może wypełnić te zalecenia?
Kanya, nie bardzo rozumiem, czego tu nie rozumiesz. Tzn domyślam się chyba, że nie traktujesz seksoholizmu jako choroby duszy, w której NIC nie funkcjonuje prawidłowo, tylko jako jakiś łóżkowy problem...
Leczenie seksoholizmu nie polega na eliminowaniu ekscesów seksualnych, jakie by one nie były, tylko na likwidowaniu zaburzeń chorej psychiki. czyli naprawiamy przyczyny a nie skutki. Wydaje mi się, że to dosyć jasno opisałam w poprzednim poście.
kenya napisał/a:
S_t pisze:
Cytat:
3. wymagać przede wszystkim dwóch rzeczy: aby podjął terapię (nie zmuszać, ale mówić wprost, że jest to warunkiem utrzymania związku) oraz tego, by dobrze traktował swoją rodzinę - zwłaszcza żonę.
- Wymagać można ale czy masz jakiekolwiek narzedzia by wyegzekwować to wymaganie lub jeśli je masz czy jesteś gotowa ich użyć?
Tzn. co jeśli uzależniony nie ma ochoty wywiązać się z tych wymagań? Przecież gadanie po próźnicy jest bezsensowne.
Jak nie ma ochoty, to nic nie zrobisz. Sęk w tym, że wola uzależnionego nie funkcjonuje prawidłowo i trudno tu zdefiniować, co to znaczy, że czegoś chce lub nie. Czy alkoholik, który za każdym razem kiedy budzi się z kacem obiecuje sobie, że to na prawdę było już ostatni raz - chce wyjść z nałogu czy nie? Logicznie rzecz biorąc, gdyby chciał, to by wyszedł, ale niestety w tej chorobie jest właśnie tak, że chce, przysięga sobie samemu, że nigdy więcej, ba - nawet ma dużo pomysłów, jak to zrobić, ale to jego chcenie, jak silne by nie było, jest dobre tylko do następnego razu...
Ja mam doświadczenie tylko w tym jednym, konkretnym przypadku, czyli przypadku mojego męża. Który chce wyjść z nałogu. Ja narzędzie mam jedno - mój mąż kiedyś powiedział, że zrobi wszystko, by ratować naszą rodzinę. Trzymam go za słowo. wie, że jestem z nim cały czas bo walczy, i póki walczy- będę z nim. Jak na razie narzędzie jest skuteczne.
kenya napisał/a:
S_t pisze:
Cytat:
5. Dbać o relacje z Panem Bogiem - zarówno swoje jak i męża, mobilizować go, by włączał się do wspólnej modlitwy i nie zaniedbywał przystępowania do sakramentów.
To wciąż sprawowanie kontroli, czyli objawy współuzależnienia się odzywają nawet jeśli ta aktywność dotyczy mobilizowania do modlitwy.
wiesz co, podam przykład trochę z innej beczki. Wyobraź sobie, że postanowiłaś zrzucić parę kilo i obiecałaś sobie, że nie będziesz jadła żadnych słodyczy przez kilka miesięcy. Bardzo Ci na tym zależy, ale jednocześnie uwielbiasz czekoladki i ilekroć widzisz je na stole zaczynasz się łamać. "tylko jedną zjem, nic się nie stanie"... Twoja przyjaciółka wie o Twoim postanowieniu, więc jak jesteś u niej, nie stawia Ci przed nosem czekoladek, a gdy widzi, że gdzieś na przyjęciu nie dajesz rady, odwraca Twoją uwagę, zagaduje, żebyś już nie myślała ciągle o tych pysznościach, albo powie wprost - daj spokój, miałaś przecież nie jeść tego paskudztwa... Kontroluje Cię czy wspiera?
Mój mąż też podjął się pewnych zobowiązań, które mają na celu wyciągnąć go z choroby i pomóc na nowo budować relacje ze mną i z dziećmi. ma wytrwać w tych zobowiązaniach nie tylko dlatego, że są ważne same w sobie, ale również dlatego, że właśnie elementem jego leczenia jest nauka ponoszenia odpowiedzialności za swoje decyzje i złożone obietnice. Za uszy go nie przyciągnę i na kolana nie rzucę, jak nie będzie chciał się modlić, to nic nie zrobię. Ale mogę mu przypomnieć: kochanie, już dziewiąta, czas na wspólną modlitwę. albo zaproponować wspólny wyjazd na rekolekcje. Nie chodzę za nim z kajecikiem i nie zapisuję: był w kościele, nie był w kościele...
twardy [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-28, 09:28
Norbert, w związku z decyzją jaką jak piszesz podjąłeś, proponuję Ci abyś wysłuchał tego co w linku poniżej:
Może problem tkwi w tym, że chciałeś poradzić sobie wyłącznie sam, licząc przede wszystkim na swój intelekt i wiedzę?
Może zabrakło Ci w ostatnim czasie wsparcia innych ludzi .............w realu?
Jesteś już dawno po krokach. A może warto przypomnieć sobie 1 i 3 krok?
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-28, 13:53
Cytat:
Kenya, nie bardzo rozumiem, czego tu nie rozumiesz. Tzn domyślam się chyba, że nie traktujesz seksoholizmu jako choroby duszy, w której NIC nie funkcjonuje prawidłowo, tylko jako jakiś łóżkowy problem...
Rzeczywiście nie rozumiemy się. I nie przyczyną jest to, jak ja seksoholizm traktuję, choć faktycznie nie postrzegam tego w kategoriach łóżkowych jak sugerujesz, tylko sama idea wsparcia.
Wspomniałaś o wsparciu osoby współuzleżnionej dla uzależnionej, choć moim zdaniem to wszystko robi się przede wszystkim dla siebie.
Jako elementy tegoż wsparcia wymieniłaś:
- nie zdejmować z niego odpowiedzialności.
- nie wyręczać.
- nie kryć,
- nie usprawiedliwiać,
- nie mydlić oczu.
- dać mu ponosić konsekwencje swoich zachowań
Owszem powyższe punkty mogłyby się sprawdzić w przypadku partnerki alkoholika czy też narkomana ale jak w przypadku seksoholika?
Zapytam zatem,
1.jak i w czym można seksoholika wyręczyć?
O ile żona alkoholika może dostarczyć mu wódkę, żona narkomana działkę, to jak jest w tym przypadku? Lub miałaś na myśli inny sposób wyręczania, nie wiem.
2. Jak seksoholikowi daje się ponieść konsekwencje swoich zachowań?
3. Nie kryć - zrozumiałe dla mnie. Alkoholizm czy narkomania szybciej niż seksoholizm przestają być owiane tajemnicą.
Zatem czy podzieliłaś się już tą informacją np. z najbliższą rodziną, przyjaciółmi czy wciąż trzymasz ten fakt w najgłębszej tajemnicy?
Myślę sobie, że ideą terapii dla ludzi współuzależnionych jest wyjść z tego uścisku zależności.
I w żadnym razie nie sprzyja temu postawa pt.: uczestniczę w terapii której konsekwencją będzie jego/jej zdrowienie, tylko robię to ponieważ JA chcę być zdrowa i tego oczekuję po terapii.
Czy np. myślenie że robiąc coś czy nie robiąc czegoś mam szansę JA przyśpieszyć jego zdrowienie. W takim układzie wciąż istnieje element przypisywania sobie naszego wpływu na jego zachowanie.
Jeśli taka myśl powstaje, jest ona skutkiem trwania wciąż tej zależności, lecz w trochę innej, bardziej subtelnej formie.
Podsumowując, uważam że najgłówniejszym założeniem współuzależnionego powinno być: uczestniczę w terapii DLA SIEBIE - tylko i wyłącznie. Jeśli ktoś z tego skorzysta, ok, wspaniale, jeśli nie - trudno, też będę cieszyć się życiem.
Moje myślenie podczas własnej terapii nie przekierowuje się na uzleżnionego, skupiam się tylko na sobie, czego do tego czasu WCALE nie robiłam- stąd to uzleżnienie.
S_t. to moja wizja, ty masz swoją własną do której masz prawo, zatem wybacz jeśli zbyt nachalnie grzebię się w tym temacie. Życzę Ci bardzo owocnych działań, pod każdym względem.
DHL1 [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-28, 15:01
twardy napisał/a:
Może problem tkwi w tym, że chciałeś poradzić sobie wyłącznie sam, licząc przede wszystkim na swój intelekt i wiedzę?
Może zabrakło Ci w ostatnim czasie wsparcia innych ludzi .............w realu?
Jesteś już dawno po krokach. A może warto przypomnieć sobie 1 i 3 krok?
Twardy
znam ten link już wiele razy go słuchałem.
Tak samo jak zastanawiałem się czy to zło??
Wiele razy wcześniej już podchodziłem do tej decyzji-tak samo wiele razy cofałem się ,mysląc włąsnie kategoriami może to zło??
Teraz czuje inaczej-a może właśnie do jest to dobro które wciąż odrzucam.
Może właśnie to jest dla mnie dobro by mieć choćby własną godność.
Dawałem sobie wiele czasu na zrozumienie,na spojrzenie na to inaczej.
Niestety gorycz się przelała.
Twardy
Wczoraj był 27.06.2014-dokładnie 22 lata temu w tym dniu stawaliśmy przed Bogiem.
Zatem wczoraj jedno :
bo ta data, a drugie to syn zdał maturę :
dzień radości i świętowania tegoż sukcesu syna.(prawda?)
Dzień w jakim można razem i dla rodziny-a przynajmniej właśnie w tak szczególnym dniu
można pokazać PRAWDĘ!!!!
A co robi żona???
zabiera synów i jedzie świętować ze swoją rodziną.
Co w ten sposób pokazuje???
że kto jest wazny w jej zyciu??
Pomijam już inne odczucia-ale najprościej napisać
: to jest przykre i mam dość bycia dodatkiem
Zatem
podaj mi twardy choć jeden powód tego bym to znosił, podaj mi jeden przykład że nie jestem traktowany żle.
A wówczas faktycznie powiem oficjalnie
zbłądziłem,ciemność mnie dopadła,uniosłem się włąsnym
pozdrawiam
ps.
bo póki co dla mnie" finito " i temat zamknięty
i tak przekroczyłem wiele razy sam siebie-bo należę do tych mężczyzn jacy nie padaja na kolana.
Pierwsza kobieta dla jakiej to zrobiłem
i wiesz co teraz czuje się ochydnie
twardy [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-28, 20:17
Norbert,
jak dawniej pisałeś na forum to niewiele pisałeś o sobie, mało się otwierałeś. Obecnie jako DHL1 trochę z siebie wyrzuciłeś i ...........stałeś mi się bliższy.
Gdy pisałeś o sobie o Waszych relacjach z żoną, to tak jakbyś pisał o mnie. Nasze przejścia są na prawdę zbliżone.
Jesteśmy co prawda w innym miejscu, bo ja jestem już po rozwodzie a Ty nie.
To bardzo poważna różnica!
Pod tym względem jesteś w o wiele korzystniejszej sytuacji, co oczywiście nie oznacza, że łatwiejszej. Myślę nawet, że patrząc tak po ludzku to nawet w trudniejszej.
Kiedyś gdy mieszkaliśmy jeszcze razem z żoną, a żona traktowała mnie już jak powietrze i przygotowywała się do wyprowadzki, to po 9 miesiącach miałem już dość takiego "wspólnego" mieszkania.
I tu Cię rozumiem.
Ja również wolałem mieszkać sam niż znosić tą zimną, nieobecną i wrogą żonę. Sam zapytałem się żony kiedy w końcu się wyprowadzi i ............wyprowadziła się.
Teraz wiem, że to był mój błąd. Do puki mąż i żona mieszkają razem, to zawsze jest szansa na jakąś zmianę. Mieszkając razem trudno nawet przewidzieć jakie sytuacje mogą się zdarzyć, które mogą nas zbliżyć.
Może to być choroba, śmierć w rodzinie i wiele innych mnie bolesnych wydarzeń.
Gdy zamieszkaliśmy osobno to............. bez kontaktu, bez jakichkolwiek relacji..............nie można odbudować już nic.
Oczywiście nie można powiedzieć, że jeżeli mieszkalibyśmy nadal razem, to teraz bylibyśmy szczęśliwym małżeństwem, ale można powiedzieć, że od kiedy zamieszkaliśmy osobno, to był początek naszego końca.
Od chwili osobnego zamieszkania sprawy sypią się lawinowo - te sądowe również.
Piszę Ci to po to, bo może na moich błędach ktoś inny nauczy się czegoś.
A może tym kimś będziesz Ty?
smutna_twarz [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-28, 23:08
Kenya, ja nigdzie nie pisałam, że chodzę na terapię dla mojego męża. Wręcz przeciwnie, kilkakrotnie zaznaczałam, że współuzależnienie to MOJA choroba, z której próbuję się leczyć. Natomiast skutkiem ubocznym tej terapii jest to, że widzę błędy, które wcześniej popełniałam, a które pomagały uzależnionemu tkwić w jego chorobie. Teraz już wiem, jak ich unikać, a tym samym środowisko sprzyjające uzależnieniu powoli znika - czyli sam uzależniony też na tym korzysta. Sama piszesz o uścisku zależności - kiedy go przerywamy, pomagamy nie tylko sobie. Co więcej - tak naprawdę jedyna skuteczna rzecz, którą możemy zrobić dla takiego uzależnionego to właśnie walczyć ze swoim współuzależnieniem
Cytat:
1.jak i w czym można seksoholika wyręczyć?
O ile żona alkoholika może dostarczyć mu wódkę, żona narkomana działkę, to jak jest w tym przypadku? Lub miałaś na myśli inny sposób wyręczania, nie wiem.
Owszem, mam zupełnie co innego na myśli, niż wyręczanie w kupowaniu wódki. Chodzi o wyręczanie w obowiązkach, które wynikają z faktu bycia ojcem, pracownikiem, obywatelem itp. Każdy człowiek takie obowiązki ma. Uzależniony zazwyczaj się z nich potrafi bardzo zręcznie wymigać, przerzucając je na innych - kolegów z pracy, żonę, rodziców... On uparcie dąży do takiego stanu, gdzie nic nie będzie stało na przeszkodzie w realizowaniu jego kompulsywnych zachowań. Obowiązki są w tym poważną przeszkodą. Zwykle współuzależniony zgrabnie wchodzi w rolę tego, który bierze na siebie te obowiązki, co więcej kryje, usprawiedliwia, wyręcza - np. żona alkoholika dzwoni rano do szefa i opowiada bajkę o jego rzekomej chorobie. Ubiera go, stawia na nogi, zawozi na miejsce - wszystko po to, by on nie miał przypadkiem nieprzyjemności... Takie same sytuacje dotyczą seksoholika. Siedzi całą noc na czatach, a potem rano nie ma siły wstać z łóżka, a żona robi wszystko, by tylko nie poniósł konsekwencji tego zachowania... Podam Ci jeden przykład, jak wyglądało to w "zamierzchłych czasach" - mój mąż obiecał, że będzie pomagał mi w szykowaniu rano dzieci do szkoły i przedszkola. Zrobił to jednego dnia i może drugiego, trzeciego już nie- za ciężko było mu wstać rano. podobnie w kolejnych dniach, potem miesiącach. Ja wyskakiwałam rano z łóżka, bo przecież jestem dzielna i dam sobie radę, a on, skoro taki nieprzytomny, to niech sobie jeszcze pośpi. Usprawiedliwiałam go przed sobą samą, przed dziećmi, które pytały, dlaczego tata jeszcze śpi, i przed rodzicami, którzy burzyli się - czemu on ci nie pomaga? Teraz jest inaczej. Ma wyznaczone dni, kiedy się tym zajmuje. Jak chce mu się siedzieć do późnych godzin przy komputerze to jego sprawa, ale rano będzie musiał zebrać się i zająć dziećmi.
Jeszcze raz powtórzę - leczenie seksoholizmu nie polega na eliminowaniu jego kompulsywnych zachowań, tylko ich przyczyn oraz sprzyjających warunków.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.