Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak Pan Bóg poprowadził nas do WSPÓLNOTY SYCHAR
Autor Wiadomość
magda-lenka1000
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-23, 21:59   Jak Pan Bóg poprowadził nas do WSPÓLNOTY SYCHAR

Od wielu dni dojrzewałam, aby napisać te słowa - diabeł przeszkadzał, Pan Bóg ponaglał ;-)
Przystępując do Sakramentu Małżeństwa miałam 27 lat i byłam zakochana "po uszy". Znaliśmy się 1,5 roku. Od początku byliśmy nierozłączni, rozmawialiśmy o wszystkim, mogliśmy na sobie polegać, byliśmy naprawdę jak jedność. Mieszkaliśmy wtedy jeszcze z moimi rodzicami. Problemy zaczęły się, gdy pojawiła się przed nami możliwość budowania własnego domu. Byliśmy już rok po ślubie, wydawałoby sie - wspaniały start. To była pierwsza nasza poważna kłótnia - mąż nie chciał mieszkać w moich stronach, miał nadzieję, że wyprowadzimy się do jego rodziny. W końcu przekonałam go i choć teraz przyznaje mi rację, wtedy były to ciężkie chwile. A więc już był dom - moje wymarzone miejsce na ziemi. Brakowało tylko dziecięcych stópek w nim biegających. Byliśmy trzy lata po ślubie, a dzieciaczków brak. Zaczęły się wizyty u lekarzy, diagnoza - wszystko jest dobrze, nie ma powodu do zmartwień - powtarzała się. Ja - coraz bardziej zdesperowana i załamana, zdarzało się że doświadczałam męża moimi huśtawkami nastrojów. Ciagle wydawało mi się, że mąż nie daje mi wsparcia, że nie rozumie. Mężczyźnie trudno zrozumieć, jak mocno kieruje kobietą jej instynkt macierzyński. Jak mocno pragnienie wydanie na świat nowego życia wypełnia jej serce. Przez długi czas czułam się osamotniona w tej walce i nie rozumiana. Dom wydawał się coraz bardziej pusty i zimny. Mąż uciekał w świat komputera. Mimo tego były też piękne chwile - nadal nie potrafiliśmy się długo na siebie gniewać, nadal jedno szukało bliskości drugiego. Jednak nasze priorytety w danym momencie życia były inny - myślę że m.in. z racji różnicy wieku. Czułam w sobie pewien rodziaj buntu przeciw Panu Bogu. Dlaczego inni wyrzucają dzieci na śmietnik? Dlaczego biedne dzieciątka cierpią, są odrzucane, niekochane. Dlaczego inni mają ośmioro a my żadnego? My możemy dać dziecku tyle dobra, wspaniałe warunki - tak wtedy myślałam. Dziś rozumiem, że Plan Pana Boga jest inny. Ufam Mu i czekam, co przyniesie kolejny dzień. Nasz kryzys narastał z dnia na dzień. Ze mną odnowił kontakt były mój chłopak z dawnych lat, mąż zaczął coraz więcej rozmawiać przez telefon z bliską koleżanką. Coraz więcej o niej mówił. Znałam ją i byłam o nią zazdrosna. Nie ufałam jej. Zaczęłam pytać mojego męża na jej temat i zwracać uwagę, że ich znajomość moim zdaniem wykracza poza zwykle koleżeństwo, ale bagatelizował to. W tym samym czasie raz na kilka tygodni rozmawiałam moim byłym chłopakiem, jednak mimo, iż nasza znajomość miała z góry okreslony charakter(on wiedział, że mam meża i traktuję go jak kolegę, nic więcej), coraz częściej porównywałam męża do niego, przez tamtego czułam się bardziej rozumiana, idealizowałam go. Kiedyś zapytał, czy jestem szczęśliwa? Pewnie - odpowiedziałam, ale moje serce krzyczało - nie. Prawda jest taka, że diabeł już zakładał swoje sidła, a ja gdzieś w głębi duszy to przeczuwałam. Nie spotkałam się z nim, mimo że proponował, urwałam kontakt. Jednak zdarzało mi sie myśleć o nim. Mój mąż natomiast odwiedzał koleżankę w pracy. O czym niestety nie wiedziałam. Doszło do tego, że któegoś dnia mąż zapytany o nastrój i o to, co się z nami dzieje powiedział, że chodzi o tą dziewczynę i że chyba coś do niej czuje. To zdanie mną wstrząsnęło. Normalnie od razu bym się załamała, ale gdzieś w głowie majaczyła myśl - może tak ma być, może nie jesteśmy sobie pisani. Może on ma być z nią, a ja z meżczyzną z mojej przeszłości? Nie wiem, jak mogłam wtedy tak pomyśleć - to było chyba chwilowe znieczulenie, zamroczenie, abym nie czuła tego strasznego bólu i wszystkigo, co mu towarzyszy. Ta szarpanina wewnętrzna w nas i udręka w niepewności, zagubieniu trwała kilka dni. W końcu coś we mnie pękło, zaczęłam prosić męża, aby to przemyślał. Wtedy bardzo mocno czułam, ze Bóg ma dla nas plan, że nie możemy się rozstać. Dotychczas chodziłam do kościoła, ale nie w każdą niedziele. Mąż chodził na mszę św.bardziej dlatego, że ja chciałam. Może raz przez całe nasze małżeństwo modliliśmy się razem w domu. Starałam się modlić w domu, ale nie zawsze regularnie. Jednak w tamtych dniach doszłam w moim sercu do takiego momentu, że zrobiłabym wszystko, aby uratować nasz związek. To było tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, co potęgowało jeszcze mój ból i moją samotność. Zapytałam męża, czy jest pewny że już mnie nie kocha, czy będzie tak mógł stanąć na sali sądowej i chcieć, bym stała się dla niego kimś obcym. Powiedziała, że wierzę, że Pan Bóg połączył nas w jakimś celu, że mam tak silne przekonanie o tym, że powinniśmy walczyć o nasz związek. Że przysięgaliśmy na dobre i na złe, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Mąż nadal chciał innego, nowego życia. Zanim wysiadłam z auta powiedziałam mu, że ja nadal go kocham i to samo powiem w sądzie i nie zgodzę się na rozwód. Nigdy wcześniej nie podejrzewałabym, że zniże się do tego, ale Pan Bóg dał mi siłę, aby przełknąć swoja dumę. Zadzwoniłam do tej dziewczyny. Powiedziałam kilka słów jak kobieta kobiecie, kulturalnie i na poziomie. To wystarczyło. Odwróciła się od męża. Na początku był rozżalony i zły na mnie. Dziś - wiele razy wspominając to, jak walczyłam o nasze małżeństwo, dziękuje mi. Powiedział, że nie czuł się dla mnie ważny, dopiero to, co zrobiłam uświadomiło mu, ile dla mnie znaczy. I tak mijał czas, który powoli zabliźniał rany. Choć teraz już wiem, że zbyt szybko osiedliśmy na laurach. My chcieliśmy sami skleić nasze małżeństwo - a tylko Pan Bóg tak naprawdę mógł je uzdrowić. Ja już nie popełniałam moich błędów - urwałam kontakt, nie myślałam o tamtej osobie. Na jakiś czas odłożyliśmy starania o dziecko, aby wszystko się najpierw poukładało między nami. Wszystko wydawało się takie normalne - jakieś drobne kłótnie jak to w każdym małżeństwie, piękne chwile spędzone razem, obowiązki. Nie wiem, co w mej osobie sprawiło, że mąż znów zaczął się ode mnie oddalać, odwracać. Zaczął ograniczać czas spędzony ze mną, ten przeznaczony na relaks wypełniał pracą lub pobytem u jego rodziny. Wróciło jednak do normy to, co wcześniej wyglądało tak samo przez pierwszym kryzysem - nasza bliskość z Bogiem, nadal byliśmy zbyt daleko od Niego. Wyjechaliśmy w lipcu na wspólne wakacje do mojej rodziny na Mazury. Niedługo przed naszym powrotem poszliśmy na mszę św.niedzielną do bazyliki. Ja poszłam do spowiedzi, mój mąż mimo 1,5rocznej przerwiy nie skorzystał z sakramentu pokuty. Tak sobie potem uświadomiłam, że po kryzysie i tym wszystkim, co złe pojawiło się między nami - nie pojednał się przecież z Bogiem. Przyjęłam Pana Jezusa do serca i przeszczęśliwa uklękłam, aby się pomodlić. Tuż przed moimi oczami jedna z płytek na posadzce przykuła mój wzrok i poczułam się jak sparaliżowana, jakbym nie mogła wzroku oderwać. Z nieregularnych wzorów na płytce wyłonił się krzyż, taki nietypowy - pomyślałam. gdy zaczęłam się bardziej przyglądać, zobaczyłam całą scenę - jakby męską postać widzianą od pasa w górę, niosącą wielki krzyż, wokół kłębiące się chmury i jakby w tych chmurach zawieszone w powietrzu głowy z takimi złymi, brzydkimi rysami i oczami, jakby demony. Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, nawet dla mnie, gdy sama to czytam, ale tak było. Czuję, że właśnie te szczegóły są ważne i mam je opisać. Gdy wstałam, byłam tak zmieniona na twarzy, aż mąż spytał czy wszystko w porządku i czy coś się stało. Opowiedziała mu w samochodzie, ale potem nie wracaliśmy już do tego tematu. Czułam strach, smutek. Nie rozumiałam, co to oznaczało. Mój mąż odnowił już wtedy kontakt z pewną dziewczyną dużo młodszą od niego - spotkali się przypadkiem, jednak nie spotykali się jeszcze regularnie. Wróciliśmy do domu, mijał czas. Poszliśmy na mszę do kościoła w naszej parafii. Był koniec wakacji. Wstalimy do modlitywy "Ojcze nasz". Przede mną stała dziewczyna w białej bawełnianej bluzce. I znów na wprost moich oczu pojawił się krzyż. TEN SAM. Cała zamarłam. Obok pojawiła się sama twarz, ale inna niż w tamtym kościele. Był to twarz kobieca o łagodnych rysach, okalał jej twarz jakby materiał. Chciałam to pokazać mężowi, ale dziewczyna usiadła, a gdy wstła ponownie materiał już ułożył się inaczej i wszystko zniknęło. Nie rozumiałam, jak to możliwe, że widziałam ten sam krzyż, co wtedy i co to oznacza. Ale ta twarz łagodziła mój niepokój i jakiś spokój wprowadzała do serca. Już wtedy mąż był po kilku spotkaniach z nią. Wszystko działo się za moimi plecami. Działo się to niedawno, więc naprawdę trudno mi o tym pisać. Minęły kolejne dwa miesiące, byliśmy w kilinice na badaniach, gdyż znów rozpoczęliśmy starania o dziecko. Siedziąc na poczekalni znów zobaczyłam twarz - na wprost moich oczu, tę samą twarz kobiety, ale już bez krzyża. Zaczynałam się do tych wizji przyzwyczajać i poczułam wyraźnie, ze jesteśmy w dobrym miejscu i tu nam pomogą. Wtedy mój mąż nie utrzymywał już kontaktów fizycznych z tą osobą, próbował zakończyć znajomość, jednak nadal rozmawiali przez telefon i pisali wiadomości. Czy ja nic nie podejrzewałam? Gdzieś w głębi duszy - tak, ale mówiłam sobie - daliśmy sobie szansę, zaufaj mu, nie badź podejrzliwa, więc zagłuszałam te myśli i tym samym stałam się ślepa na to, co się działo. Mąż nie zamierzał odejść, była to znajomość bez zaangażowania emocjonalnego - tak twierdzi. Bał się, że ta dziewczyna skontaktuje się ze mną i ja go opuszczę, że mu nie wybaczę. Nie wiedział, jak ma przerwać to błędne koło. W końcu prawda wyszła na jaw. To co czułam, nie da się opisać. Przez ten rok, gdy ja tak bardzo się starałam - on zaprzepaścił wszystko!!! Czułam niesamowity gniew, nienawiść, rozpacz, czułam, jakbym umierała na jego oczach. Wspomnę jeszcze tylko, że ok. 2 tyg. przed tym, kiedy się dowiedziałam, mąż poprosił mnie o rozmowę. Doznał jakiejś cudownej przemiany. Powiedział, ze przeprasza mnie za to, jakim był mężem, za to że mnie nie szanował, był opryskliwy i chamski, za to, ze nie obchodziło go jak się czuję ani na ciele, ani na duszy. Powiedział, że w dniu ślubu to wszystko było prawdziwe, to co czuł do mnie, że tak samo mocno czuje to nadal. Że oddalił się i zagubił, sam nie wie nawet jak, że nie chce już dłużej być takim człowiekiem. A to, co mnie najbardziej ucieszyło, to powiedział, że z całych sił i z całego serce pragnie naszego dziecka, że jest głupi, że nie walczył o nie wcześniej tak mocno, jak ja. To jak się wzruszyłam, jaka szczęśliwa się wtedy czułam, jest nie do opisania. Fruwałam. Mąż zaproponował, abyśmy pojechali na Jasną Górę, przystąpiliśmy do spowiedzi oraz przyjęliśmy Pana Jezusa do serca. Promieniał szczęściem, gdy stamtąd wracaliśmy, ja także. Mąż bardzo się starał, był inny na codzień. Jakże krótko trwała moja pełnia szczęścia, czasem zakłócana myślą, co się stało, co było powodem jego odmiany. Gdy 3 grudnia 2013 roku dowiedziałam się, że mąż mnie zdradził, powiedziałam, że mu tego nie wybaczę., że się nim brzydzę, że chcę rozwodu i żeby zniknął z mojego życia. Płakałam tak bardzo, a on ze mną. Nie chciałam, żeby jechał autem w tym stanie do swojej mamy. Mówił, że nie chce beze mnie żyć, żebym mu dała szansę. A ja na to, że ten ostatni rok był naszą szansą, a on podeptał moją miłość, dobroć, budujące się zaufanie. Poprosił, czy mógłby przenocować jeszcze tę noc w domu. Ja zamknęłam się na klucz w innym pokoju. On błagał przez drzwi, przekonywał, że można uratować nasze małżeństwo, namawiał na terapię. Byłam głucha, cierpiałam w samotności.
Następnego dnia kazałam mu się spakować. Powiedziałam, że wniosę do sądu wniosek o separację. Dowiedziałam się jeszcze tego dnia, że ta osoba była w naszym domu i wiadomo, jak się jej wizyta potoczyła dalej. Myślałam, że oszaleję. W domu, który z takim trudem budowaliśmy, do którego wszystko razem wybieraliśmy, gdzie miały się wychowywać nasze dzieci, gdz ie czułam się bezpiecznie. Myśłam, że odchodzę od zmysłów. Cieszyłam się, gdy zamknęły się za nim drzwi. W tym dniu zadzwoniłam do zaprzyjaźnionego księdza, bardzo pomogła mi rozmowa z nim, poczułam chociaż maleńką, ale jednak - ulgę w sercu. Minęło kilka dni. Ja nie rozmawiałam z nikim, oprócz wymiany smsów z panią psycholog, u której był mój mąż i podał jej mój numer. Była to dla mnie ogromna pomoc. Chodziłam do pracy jak automat i udawałam, że wszystko jest ok. Rodzice o niczym nie wiedzieli, unikałam ich. Zbliżały się święta - kolejne przepłakane, a powinny być tak radosne, bo narodził się Nasz Pan. Kilka dni przed świętami zajrzałam na moją skrzynkę mailową. Mój mąż zasypywał mnie wiadomościami i błagał o szansę. Ja byłam obojętna - już postanowiłam. Wtedy otworzyłam wiadomość z modlitwą o uzdrowienie małżeństwa na stronie SYCHAR. Nie słyszałam nic wcześniej o tej wspólnocie. Wielki napis, którego nie dało się nie zauważyć, głosił, że każde sakramentalne małżeństwo można uratować. Ja w swym buncie powiedziałam sobie w duchu, że nie będę się modlić o nasze małżeństwo, bo jego już nie ma i pospiesznie zamkęłam zakładkę. Pamiętam, że wtedy zadzwonił ten znajomy ksiądz, pomyślałam, że spytam go co to za wspólnota. Weszłam ponownie na stronę i.... wtedy to zobaczyłam. Dobrze, że siedziałam, bo widok mnie poraził, a łzy zaczęły lecieć jak szalone. TO BYŁ TEN KRZYŻ. Identyczny, który widziałam. IDENTYCZNY. Pan Bóg tak jasno pokazywał mi drogę. Znów pomyślałam, że to niemożliwe. Ale dla Pana Boga nie ma rzeczy niemożliwych, prawda? Wtedy pierwszy raz zadzwoniłam do męża. Nie mogłam przestać płakać - on nie rozumiał, co się dzieje. Gdy mu powiedziałam, żaczął płakać ze mną. Oboje czuliśmy wagę tej chwili. To było ponad nami, ponad urazami i ludzikimi negatywnymi emocjami. Jak mogłam nie posłuchać Pana Boga? Prziecież tylko On potrafi tak cudownie zło przemienić w jeszcze wielkie dobro. Od tamtego dnia kontaktowaliśmy się codziennie telefonicznie. Mąż prosił mnie o to, by choć przez chwilkę zobaczyć mnie w Wigilię i połamać wspólnie opłatkiem. Pierwszy raz ja nie byłam w ten wieczór w jego rodzinnym domu, ani on w moim. Kilka dni wsześniej poprosił o klucze, pod pretekstem zabrania czegoś ze swoich rzeczy z domu, gdy ja będę w pracy. Gdy wróciłam czekała na mnie pięknie udekorowana choinka. Jedna bombka wyróżniała się tym, że była w kształcie serce i było na niej napisane moje imię, druga taka sama leżała na stole z jego imieniem. W smsie otrzymałam prośbę, czy zechcę ją również umieścić na choince. W dniu Wigilii Bożego Narodzenia mój mąż podczas łamiania opłatkiem prosił mnie chociaż o mały promyk nadziei. Mówił, jak bardzo mnie kocha i jaka jestem dla niego ważna, przepraszam za to ogromne cierpienie, które mi sprawił i prosił, abym dała mu szensę, by mógł mi to wynagrodzić w każdej sekundzie mojego życia. A potem kazał zamknąć oczy, uklęknął przede mną z moim pierścionkiem zaręczynowym,( który naprawił, gdyż zgubiłam w nim oczko dwa lata po ślubie) i ponownie poprosił mnie o rękę. To było coś, czego się zupełnie nie spodziewałam. Ale rana w sercu nadal bardzo bolała. Nie dałam mojemu mężowi od razu odpowiedzi. Powoli, powoli znów zbliżaliśmy się do siebie. Był ze mną w tych trudnych chwilach, wspierał, pomagał we wszystkim, otaczał opieką, odciągał myśli od tych, które sprawiały ból.ardzo jestem mu za to wdzięczna. Pokazywał wielki żal i skruchę. Bardzo zmieniła się jego postawa do Boga. Modliliśmy się razem. Dziękowaliśmy Panu Bogu za wszystkie łaski i prosiliśmy, by nam pomagał przetrwać te trudne chwile. Któregoś dnia weszłam na stronę SYCHAR, by odmówić modlitwę, którą przysłał mi kiedyś mąż. Wtedy przypadkiem zobaczyłam, ze blisko naszego miejsca zamieszkania jest ognisko wspólnoty. Wiedziałam, że koniecznie musimy pojechać na najbliższe spotkanie. Dotarliśmy w styczniu, poczułam się jak w rodzinie. Tak bardzo czułam się rozumiana. Dziękuję za okazaną nam serdeczność i troskę. Nie wyobrażam sobie, bym mogła opuścić jakieś spotkanie. Poznaliśmy wspaniałych ludzi. Jeździliśmy więc na spotkania, na terapię do pani psycholog, wszystko to bardzo pomagało mi przetrwać ból. Jednak w domu zwykłe rzeczy przypominały o tym, jak bardzo mój mąż mnie zranił. Płakałam nadal codziennie. Te myśli pojawiały się z zaskoczenia - nieraz, gdy czułam się spokojna, szczęśliwa, wgryzały się jak jakiś potwór w zakamarki umysłu, serca, duszy. Wtedy dowiedziałam się o rekolekcjach z naszej wspólnoty. Pokonaliśmy wiele przeciwności, aby tam dotrzeć, ale właśnie tam Pan Bóg zabrał mój ból. W trakcie tych rekolekcji, podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, modląc się szczerze z całego serca w kościele, usłyszałam w mej głowie dwa zdania: IM WIĘKSZY KRZYŻ TWÓJ, TYM BLIŻEJ CIERPIENIA MOJEGO. Ze łzami wylałam cały mój ból, który tylko Pan Jezus najlepiej zna. A gdy zaniosłam do Niego moje wątpliwości, co do przyszłości, co do tego czy mój mąż znów mnie nie zrani, że tak bardzo boję się znów mu zaufać, usłyszałam odpowiedź: UWIERZ W MĘŻA SWEGO, BO NIE BĘDZIESZ MIEĆ DRUGIEGO. Tak jakby to była recepta na wszystko. Nagle okazało się dla mnie to wszystko takie proste. MAM UWIERZYĆ W MOJEGO MĘŻA. TA WIARA DODA MU SIŁ. Powiedziałam mojemu mężowi, że mu wybaczam i że kocham go szczerze. Wiem, ze ten wyjazd był kolejną wygraną dla nas bitwą. Już rozumiem, dlaczego szatan tak bardzo nam przeszkadzał, abyśmy tam nie dojechali. Wiem, że jeszcze wiele bitew do wygrania przed nami, ale narazie z pomocą Pana Boga wychodzimy z nich obonną ręką. CHWAŁA PANU ZA TO. Po ludzku się nie da, z pomocą Pana Boga - zawsze jesteśmy wygrani. Od tamtej pory nie możemy się doczekać niedzielnej mszy świętej, Pan Bóg do nas mówi poprzez słowo Boże, odmawiamy wspólnie z mężem koronkę do Miłosierdzia Bożego, modlitwę wieczorną. To naprawdę cudowne, wreszcie jest tak, jak marzyłam, aby było. Mamy chwile gorsze, ale zdecydowanie więcej jest tych cudownych. Modlimy się o dzieciątko, jeśli taka jest wola Pana Boga. Byliśmy też na tzw. SPOTKANIACH MAŁŻEŃSKICH - wszystkim gorąco polecam. Zobaczyłam męża w zupełnie innym świetle, jego wrażliwość i miłość do mnie, która jest jeszcze większa, niż przedtem. Wszystko ma swój cel w naszym życiu i wystarczy tylko zaufać Panu Bogu, który oświetla naszą drogę życia. CHWAŁA PANU!
 
     
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-23, 22:20   

Chwała Panu! :mrgreen:
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-23, 22:49   

Chwała Panu :mrgreen:
 
     
katalotka72
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-23, 23:31   

yhhhhh aż się łezka zakręciła w oku......
dużo sił Wam życze na nadchodzące trudy
nie ustawajcie w tej drodze!!!
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-24, 02:11   

magda-lenka1000 napisał/a:
Wiem, że jeszcze wiele bitew do wygrania przed nami, ale narazie z pomocą Pana Boga wychodzimy z nich obonną ręką.


(12) I ukazał [...] się Anioł Pana. Pan jest z tobą [...] dzielny wojowniku! (13) [...] Wybacz, panie mój! Jeżeli Pan jest z nami, skąd pochodzi to wszystko, co się nam przydarza? Gdzież są te wszystkie dziwy, o których opowiadają nam ojcowie nasi, mówiąc: Czyż Pan nie wywiódł nas z Egiptu? A oto teraz Pan nas opuścił[...] (14) Pan zaś [...] rzekł [...]: Idź z tą siłą, jaką posiadasz,[...] Czyż nie Ja ciebie posyłam? (Ks. Sędziów 6:w 12-14, Biblia Tysiąclecia)
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-24, 06:35   

...aż się popłakałam. Chwała Panu! :-D
 
     
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-24, 19:45   

Ja też się wzruszyłam...

Chwała Tobie Panie!
 
     
awe59
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-24, 22:04   

cieszę się, że to przelałaś na "papier"
życzę Wam, abyście w tej codziennej walce odnosili zwyciestwa
Chwała Panu!
 
     
nowa81
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-25, 22:04   

jestem nową osobą na forum, ale dzięki takim wpisom jak Twoje wiem że są osoby które czują to samo co ja. Cieszę się że jesteście, dzięki książce Ani Ile jest warta twoja obrączka, dowiedziałam się o wspólnocie Sychar i o tym forum.
 
     
bosa
[Usunięty]

Wysłany: 2014-04-26, 14:43   

Daj Boże każdemu takie prawdziwe nawrócenie i pojednanie...Chwała Panu!
 
     
sylwia_12
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-05, 11:57   

Chwała Panu, przepiękne świadectwo i dziękuję za nasze spotkanie w realu...
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-12, 09:00   

Magdo... dziękuję Ci za Twoje piękne świadectwo.. drugie usłyszałam wczoraj, na zakończenie rekolekcji... niech Was Jezus prowadzi i strzeże, z Nim przetrwacie największe burze, bo On ma Moc uciszania fal...

Pogody Ducha!!! :-D
 
     
poczta.onet.pl
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-12, 17:34   

Magda,
Bardzo Ci dziękuję za to co napisałaś mimo iż ja straciłam nadzieję. Jestem dzisiaj po rozmowie tel z moim mężem, który obecnie przebywa z kochanką w Warszawie. Z uporem maniaka powtarza mi, że mnie nie kocha i nie kochał. Bardzo mnie zdziwił tel od niego bo do tej pory (trwa to 3 miesiące) kontaktował się tylko z córką 8 letnią i te rozmowy są bardzo krótkie na zasadzie zagłuszenia sumienia. Spędził z kochanką Święta Wielkanocne w SPA zostawiając nas same sobie...Okrutne prawda? Mimo to walczę i modlę się o powrót. Dręczy go sumienie i dlatego zadzwonił do mnie dzisiaj ale sama nie wiem czy się cieszyć czy płakać bo ponownie usłyszeć, setny raz że NIE KOCHAM CIĘ nie jest niczym przyjemnym...On tak twierdzi, nikomu nie chce zrobić krzywdy on chce być szczęśliwy....
Ja sama nie wiem co mam robić z jednej strony kocham go a z drugiej nie mogę zmuszać do miłości.
 
     
ilonasn
[Usunięty]

Wysłany: 2014-05-13, 15:16   

Mario, to dlatego napisałaś na PW , że jesteś w takiej samej sytuacji. Odezwij się do mnie. Napisałam do Ciebie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8