Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Byłam zagubiona
Autor Wiadomość
julcia80
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-27, 13:20   Byłam zagubiona

Witam,

w związku z tym, że czuję się zobowiązana, napiszę parę słów.
Mężatką byłam. I jestem. Mimo, że siedem lat prowadziłam podwójne życie.
Dzięki Bogu na szczęście dokonał się cud i odnalazłam samą siebie.
Jak się zagubiłam? Pewnie, jak większość.
Etap zakochania, stały związek, pierwszy seks, ślub i dziecko.
Byliśmy bardzo szczęśliwym małżeństwem. Tak sądzili o Nas wszyscy.
My tak samo. Dobrze Nam było z sobą. Nie można było nic zarzucić.
Mąż starał się, by zapewnić byt i utrzymanie rodzinie.
Ja zajmowałam się domem, wychowywałam dzieci.
To, co doskwierało mi najbardziej, to mordercza samotność,
wieczne oczekiwanie. Mąż był zabiegany, zapracowany.
Gdy wracał, nie miał już siły na nic.
Wtedy jeszcze potrafiłam sobie to wszystko wytłumaczyć.
Bo kochałam. A przynajmniej tak uważałam.
Każde jego zmęczenie, obojętność, rozdrażnienie.
Starał się, jak potrafił.
Gdy poczęło się dziecko, mąż bardzo się zmartwił.
Jego reakcja nie zbudowała mnie. Przepłakałam całą noc.
Nie rozumiałam jego postawy. Czułam, że się oddalam.
Pozostałam wierna, mimo rosnącej obojętności.
Myślałam, że to przejściowe, że po prostu nie radzi sobie ze stresem.
Wszystko potrafiłam tłumaczyć na korzyść męża, póki nikt nie miał
na mnie wpływu. Do momentu, gdy poznałam wartościowego kolegę na czacie.
Pamiętam, jak dziś, siedziałam w domu przygnębiona.
Kolejny raz mnie olał - pomyślałam sobie o mężu.
Rozmawialiśmy 5 godzin. Bez żadnych podtekstów.
Żadnych uczuć, żadnych pragnień. Był po prostu dobrym kolega, doradcą.
Chciał nawet ratować moją miłość, która powoli wygasała.
Był bardzo uczciwy. I tak myślę, że to on mnie najbardziej uspokajał
co do męża, dlatego prawie nigdy nie mówiłam mu, co mi przeszkadza.
Rad szukałam w przyjaźni. W końcu to był mężczyzna, na pewno zrozumie,
na pewno będzie potrafił się postawić na jego miejscu - pomyślałam.
Z resztą kolega też był żonaty. Miał dwoje dzieci.
To była dla mnie bezpieczna znajomość. Nie obawiałam się niczego.
Ciągnęła się ona rok, dwa, trzy. Mąż wiedział o tym.
Ale nie podejrzewał, że w pewnym momencie jedna ze stron może
stracić kontrolę. To był zwykły platoniczny kontakt. Sam nawet w to uwierzył.
Po czterech latach coś pękło. Dopadł Nas krysys. Kolegę w małżeństwie też.
Nawet nie zauważyłam momentu, w którym zbliżyliśmy się do siebie.
Zaczęłam się niepokoić. W moim koledze, w przyjacielu - nie widzę żadnych wad.
To samo ustosunkowanie miał do mnie. Inaczej było w Naszych domach.
Coraz więcej widziałam wad w mężu, a kolega w żonie.
Przyszły pierwsze wspólne łzy, ból, stracone marzenia.
Poczuliśmy ze sobą dziwną, magiczną więź.
Nigdy nie miałam tego z mężem. A kolega z żoną.
Byliśmy przyjaciółmi. Starałam sobie ciągle to wmawiać.
Straciłam już na ostrożności i puściłam wodze fantazjom.
Pewnego dnia, zbliżyliśmy się do siebie bardziej.
Mimo, że nigdy się nie widzieliśmy wcześniej.
Miał bardzo trudne chwile. Napisał do mnie.
W pierwszym odruchu, nie chcąc tego, rozwaliłam laptop.
Napisał: chyba się w Tobie zakochałem.
Jego słowa podziałały na mnie, jak za czarodziejską różdżką.
Nie odwzajemniłam tego wyznania. W środku jednak byłam cała rozpalona.
Kontynuował: co ty ze mną zrobiłaś? Nie mogę przestać o Tobie myśleć?
Już miałam napisać: chyba Cię pragnę. Ale oprzytomniałam.
Nie zrobiłam tego. Roztrzęsiona, pamiętając o mężu, o wierności,
oznajmiłam, że to chyba moment, w którym musimy zerwać z sobą kontakt.
Bardzo cierpiał. Nie potrafiłam pozostawić tak na lodzie kogoś,
kto tak się do mnie przywiązał. I ja również nie byłam obojętna.
Jedno wyznanie sprawiło, że w mężu zaczęłam dostrzegać wroga.
Przeszkadzało mi wszystko. Nawet i to, że się stara, że zabiega o mnie.
Gdzie byłeś przez te wszystkie lata? Nie spóźniłeś się? - postawił oczy.
Nagle, jak gdyby nic, zapomniałam o wszystkim, co było między Nami dobre.
Zrobiłam bilans zysków i strat małżeństwa. Finał był opłakany.
Mieliśmy tyle problemów, głównie finansowych, że nie byłam w stanie myśleć
racjonalnie o tym, co dobrego tak naprawdę Nas spotkało.
Liczyło się dla mnie tylko to, jaka jest atmosfera, jakie mamy problemy.
Pierwszy Komornik. Pierwsze jego miesiące bez pracy. Wpadł w depresję.
Ja nie pracowałam. Spanikowałam! Zaczęłam histeryzować, urządzać awantury.
Zamiast dać wsparcie mężowi i zmotywować go, jeszcze bardziej wbijałam
w ziemię, aż stracił całkowicie siły, stracił na zdrowiu.
W głowie miałam ciągle kolegę, który był bardzo zamożny. Miał firmę, majątek.
Diabeł nawet nie musiał trudzić się specjalnie z pokusami.
Sama je wybrałam. Zaczęłam oddalać się coraz bardziej od męża.
Wygnałam go nawet z sypialni. Jego dotyk mnie bardzo bolał.
Tłumaczyłam sobie to tym, że należy mu się to, za co, jakie dał Nam życie.
Obwiniałam go o to, że .. zauroczyłam się w koledze.
Gdyby stanął na wysokości zadania, nie miałabym tego problemu.
Byłam potworną egoistką. Mieliśmy dwójkę dzieci, zaczęło brakować na chleb.
Mąż zaczął się zapożyczać. Aż stracił nad tym kontrolę.
Sytuacja zmusiła mnie do tego, by iść do pracy.
I poszłam.
Pierwszy wyjazd integracyjny mało nie zakończył małżeństwa rozwodem.
Spotkałam tam innego kolegę, który był bardzo podobny charakterem
do przyjaciela z sieci, z którym musiałam zerwać znajomość.
Nie radziłam sobie już z uczuciami. Czułam, że zdradzę męża.
Wyjazd integracyjny, alkohol, taniec. Odpłynęłam.
Poczułam się, jak nastolatka. Kolega mnie pocałował.
Odepchnęłam go w rezultacie. Byłam cała rozpalona.
Nie chciałam zdradzić męża. Pobiegł za mną do pokoju hotelowego.
Tam mnie tylko przytulał, na szczęście nie naciskał.
Pierwszy raz miałam potrzebę, by dotykał mnie inny mężczyzna.
Mąż dzwonił cały czas. Nie odbierałam.
Przyjechałam. Powiedziałam mu wszystko.
On niestety dopisał sobie scenariusz.
Już mieliśmy się rozwodzić, gdy pewnego dnia natknęłam się w sieci
na rekolekcje i rozważania ignacjańskie. Była tam mowa o poczuciu
krzywdy, o wybaczeniu. Stanęłam na progu zdrady.
Dziś wiem, że gdybym to zrobiła, małżeństwa by już nie było.
Nie dałabym rady z sobą. Postanowiłam być sama.
Odseparowałam się od męża. Próbowałam odnaleźć samą siebie.
Bez skutku. Przestałam chodzić do kościoła.
Mąż zmienił się nie do poznania. Jak był obojętny, tak zabiegał o mnie.
Bardzo mnie tym ranił. Gdzie wcześniej byłeś? Daj mi spokój! - powtarzałam.
Czułam się osaczona, czułam, że mnie dręczy. Był cały w panice.
Jego starania, jego zabiegania - jeszcze bardziej oddalały mnie od niego.
Zaproponowałam separację. Mąż się załamał.
Nie potrafiliśmy dojść do siebie przez 3 lata.
Mąż obejrzał film pt. Ognioodporny. Nie chciałam go oglądać.
Parę scen już mi wystarczyło, by porządnie dokopać mojemu sumieniu.
Podjął próbę ratowania małżeństwa. Bezskutecznie. Raz, drugi, trzeci.
Aż w końcu odszedł ode mnie. Nie wytrzymał tego psychicznie.
Chciał się zabić.
Byłam pewna, że to już koniec wszystkiego. Nie chciałam być z nikim.
Ale i też dalej brnęłam w rozmowę z innymi. Potrzebowałam wsparcia.
Poznałam mężczyznę. Rozwodnik. Wspaniały człowiek. Zakochałam się.
Spotkaliśmy się. Niestety potraktował mnie, jak zabawkę.
Gdy spostrzegł, że nie pozwolę na żaden seks, odszedł.
Odechciało mi się już żyć.
Wtedy wrócił mąż. Pełen siły. Jego twarz wyglądała, jakby przemieniona.
Wyglądał, jak anioł. Nie miałam nic do stracenia. Miałam dość walki.
Dałam szansę. Dla świętego spokoju. Egoistycznie, by nie mieć
wyrzutów sumienia.
Minęło parę miesięcy, On z dnia na dzień stawał się zupełnie
innym człowiekiem. Stanąłem w lustrze. Nie mogłam już patrzeć
na siebie. Co ty zrobiłaś z własnym życiem? - pytałam się.
Ale ja Ciebie nie kocham - powtarzałam mężowi.
Cierpliwie znosił każdy cios z mojej strony. Wierzył.
Aż uwierzył, do końca. Rozpalił we mnie na nowo Miłość.
A może Bóg w Nim?
Od około 3 lat jesteśmy udanym małżeństwem.
Poradziliśmy sobie z największymi problemami.
Dziś już wszystko jest z górki.
Czemu to wszystko napisałam? By ostrzec. Kobiety przede wszystkim.
Ostrzec, przez światem wyobraźni i fantazji.
Jeśli choć na chwilę odejdziemy od Boga,
nie łudźmy się. Pokusa z przyjemnością przyjdzie na Jego miejsce.
A co za nią idzie? Zniszczenie. Zniszczenie dla rodziny, dla męża,
a przede wszystkim dla dzieci. Tak, szczególnie dla dzieci.
O mały włos, straciłabym ich Miłość. One przecież widziały,
jak tata zabiega o mamę.
 
     
nutka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-27, 14:20   

Dzięki Ci za to świadectwo, piękne i trzymaj teraz męża i siebie i Wasze dzieci blisko Boga, zawsze!
I jeszcze tylko podziel się - gdzie i kiedy się złamałaś? Co Cię złamało w tej zatwardziałości serca, że w człowieku, którego nienawidziłaś, nie chciałaś dotykać, nagle dostrzegłaś znów męża. Co Ci mężowie mają robić, aby do żon w takiej sytuacji mogli dotrzeć? jak przebić ten mur gniewu, złości, oddalenia, nieumiejętności wybaczania i poczucia krzywdy, kto i w jaki sposób ma je/ich natchnąć na rekolekcje ignacjańskie choćby ???.... Otulam modlitwą ... i gratuluję męża, że walczył, że się nie poddał, że chciał... Doceń to wszystko z wdzięcznością. Chwała Panu!
 
     
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-27, 19:13   

:shock: :cry: Dziękuję za Twoje świadectwo.
 
     
Janusz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-27, 22:09   

pierwsze rekolekcie u siustr Adoratorek Krwi Chrystusa i trafiony temat relacie zaczyna się etap przemiany który potrwa 1,2 Rok
 
     
miodzio63
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-27, 22:43   

Ciekawie się Julcia czyta twoje świadectwo
a szczególnie ten fragment
julcia80 napisał/a:
Czemu to wszystko napisałam? By ostrzec. Kobiety przede wszystkim.

Ostrzec, przez światem wyobraźni i fantazji.


No cóż bardzo długo stałem i skrobałem w szybkę za jaką była żona,
z nadzieją że w końcu zrozumie coś i może łaskawie dostrzeże......
Ale nadchodzi (niestety) chwila że człek już odpuszcza i nic mu się nie chce.....i wchodzi w obojętność.........
Ty Julka nie przespałaś swojego momentu....i bardzo fajnie.
Ale wiele jest takich Pań- zapatrzonych w siebie i tylko w to co dla nich


życzę coraz lepszych dni i pozdrawiam
 
     
julcia80
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-28, 10:23   

nutka napisał/a:
I jeszcze tylko podziel się - gdzie i kiedy się złamałaś? Co Cię złamało w tej zatwardziałości serca, że w człowieku, którego nienawidziłaś, nie chciałaś dotykać, nagle dostrzegłaś znów męża. Co Ci mężowie mają robić, aby do żon w takiej sytuacji mogli dotrzeć? jak przebić ten mur gniewu, złości, oddalenia, nieumiejętności wybaczania i poczucia krzywdy, kto i w jaki sposób ma je/ich natchnąć na rekolekcje ignacjańskie choćby ???....


Pierwszy moment? Konferencja Jezuitów w sieci, gdzie uświadomiłam sobie, jaką pułapką jest brak wybaczenia, poczucie bycia skrzywdzoną, zaniedbaną, opuszczoną.

Co mnie złamało? Upór męża, którego zaczęłam poniżać, by sprawdzić wiarygodność.

Zatwardziałość? O tak. Nie chciałam kochać, to kojarzyło mi się tylko z cierpieniem.

Nienawidziłam? Bardzo. Myślałam nawet, że chcę Go zabić.

Nie chciałam dotyku, bo nic nie czułam. Zamknęłam się na Niego.

Co mają robić inni? Zabrzmi to, jak czarny humor: nie wierzyć w pozory i robić swoje, działać.

Jak namówić na rekolekcje? Nie namawiać. Po prostu podrzucać wartościowe materiały.

miodzio63 napisał/a:
No cóż bardzo długo stałem i skrobałem w szybkę za jaką była żona,
z nadzieją że w końcu zrozumie coś i może łaskawie dostrzeże......
Ale nadchodzi (niestety) chwila że człek już odpuszcza i nic mu się nie chce.....i wchodzi w obojętność..


Bo może łaskawie powinieneś wpierw dostrzec problem w sobie?

Moment, o którym wspominasz, gdy odpuszczasz, to moment, gdy ONA WIERZY, ŻE UDAWAŁEŚ.
 
     
miodzio63
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-28, 10:43   

Cytat:
Moment, o którym wspominasz, gdy odpuszczasz, to moment, gdy ONA WIERZY, ŻE UDAWAŁEŚ



Ten moment o jakim piszesz to nie jest i nie był nigdy rzutem na taśmę :mrgreen:
Nie powstał pod chwilowym pretekstem,
nie wiem może i 5 lat starań nic nie znaczy??,
może i 5 lat to zbyt mało??
A może najzwyczajniej w świecie ktoś nie doszedł jeszcze do takich refleksji jak ty.....

A przypominasz sobie Julka kiedy nadeszły te refleksje????

sama napisałaś kiedy poczułaś się zabawka w kolejnych rękach męskich.....
czyż nie wówczas dojrzałaś właśnie to??

co ja tu robię i czego właściwie chcę???

No cóż :idea: typowy efekt gdy świat za szybami nie okaże się tak bardzo kolorowy,a trawka nie jest aż tak zielona.....

Jak to mawiają...
gdy zaliczę od życia kopa, lecę do przodu i nawet głowa pochylona :-D

Generalnie świetnie że przejrzałaś.

Morał???

..bo dzięki temu może nauczysz się wreszcie sama kochać...a nie tylko oczekiwać by być kochana
 
     
julcia80
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-28, 11:01   

miodzio63 napisał/a:

nie wiem może i 5 lat starań nic nie znaczy??,
może i 5 lat to zbyt mało??


Może nie znaczy nic - jeśli robiłeś, zmieniałeś się, itp. - tylko dla siebie?
A nie wsłuchiwałeś się w to, czego Ona naprawdę potrzebuje?

Polecam lekturę :

http://lubimyczytac.pl/ks...krotki-w-sniegu

Powodzenia!
 
     
nutka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-28, 12:26   

Julcia, dzięki - to już jakieś konkretne wskazówki :-)
rozszerz jeszcze proszę - w czym przejawiał się upór męża i co takiego rozumiesz "robić swoje i działać"
i jakie działania przyniosły skutek ? jakie robienie swojego? ...

I mam nadzieję, że na nieobecnego w domu męża też to podziała...
Otulam modlitwą
 
     
Louis
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-28, 15:04   

julcia80 napisał/a:

Wtedy wrócił mąż. Pełen siły. Jego twarz wyglądała, jakby przemieniona.
Wyglądał, jak anioł.


Powiedz, w jaki sposób mąż przeszedł taką przemianę.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-28, 15:48   

Louis napisał/a:
julcia80 napisał/a:

Wtedy wrócił mąż. Pełen siły. Jego twarz wyglądała, jakby przemieniona.
Wyglądał, jak anioł.

Powiedz, w jaki sposób mąż przeszedł taką przemianę.


Przecież mąż żadnej przemiany nie przeszedł.
Z tego co pisze aktorka cały czas ja kochał, a gdy go odrzuciła to bardziej
zabiegał (co jest naturalne)
 
     
miodzio63
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-28, 20:58   

julcia80 napisał/a:
Może nie znaczy nic - jeśli robiłeś, zmieniałeś się, itp. - tylko dla siebie?
A nie wsłuchiwałeś się w to, czego Ona naprawdę potrzebuje?

Widzisz Julcia cały problem tkwi w tym (jakiego zresztą chyba nie widzisz) ..bądz nie starasz się widziec..
i to dziwne.... :shock:
to ten -ze mąz na swój sposób cie kochał ...choc zapewne w twoich oczach to nie było tak jak chciałaś (czy słyszysz jak chciałaś?)
..potem pod wpływem twoich reakcji zyciowych jak pisze Grzegorz starał się więcej czyli ?(zabiegał) co tez cie zreszta denerwowało....

A nie widzisz i nie zauważasz jednego...co wciąz jest smutne.... :-/

Mąz zawsze był ten sam!!!

TO TYLKO W TOBIE I TYLKO TWOJE POWSTAŁY PROBLEMY.....

czemu to piszę???

Bo ja znam to juz bardzo dokładnie (choćby z własnych relacji)
a wygląda to tak ..i wyglądało
....co bym nie robił..jakbym nie działał ..jakbym nie zabiegał..jakbym sie nie zmieniał..jakbym nie słuchał, jakbym sie nie przyglądał, jakbym nie wyczuwał....

To i tak jestem uwiązany tym........co z nasza relacja zrobi moja żona...

i prosto z mostu.........
...zechce kochac...dojrzy że jest kochana....

zechce naparwiac nasz dialog...dojrzy że chętnie rozmawiam.....

zechce odpuścic przeszłośc...dojrzy ze jest dawno odchaczona krechą....

Dokałdnie Julka jak u ciebie...do momentu kiedy biegałas za wałsnym ogonem...niec się nie liczyło....
dojrzałas że własny ogon jest bez sensu
OTWORZYŁY SIĘ OCZY.......

polecam ci ksiązke (nie pamietam autora)

Niewierna kobieta.........dokłądnie opisuje takie same stany duszy kobiecej....

kobiety jakiej się wydawało że przez lata jest zaniedbana,samotna,niekochana.....

A to były tylko jej błędne odczucia...bo sama nie wiedziała co sie w niej gotuje i czego tak naprawdę chce..........
Gdy identycznie oprzytomniała...dojrzała nic innego jak własne kaprysy i to czego przez lata nie widziała...........
ano ..że jej facet nie jest rycerzem na białym koniu....ale jest zwykłym fajnym facetem

pozdrawiam
Ostatnio zmieniony przez miodzio63 2014-01-28, 22:31, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
silverado
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-28, 22:24   

miodzio63 napisał/a:


Mąz zawsze był ten sam

TO W TOBIE I TYLKO TWOJE POWSTAŁY PROBLEMY.....

.........

dojrzałas że własny ogon jest bez sensu OTWORZYŁY SIĘ OCZY.......



ale jak sprawić, by kobieta, żona właśnie te oczy otworzyła? Jak opisujesz, Julcia80, Twoje nastawienie do męża to tak jakbym swoją żonę czytał. Jak jej otworzyć oczy? Ona sceptycznie podchodzi do jakichkolwiek rekolekcji itp...



Julcia80, gdzie znaleźć te rekolekcjeo których wspominasz?

Już mieliśmy się rozwodzić, gdy pewnego dnia natknęłam się w sieci
na rekolekcje i rozważania ignacjańskie.
 
     
miodzio63
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-28, 22:45   

silverado napisał/a:
ale jak sprawić, by kobieta, żona właśnie te oczy otworzyła? Jak opisujesz, Julcia80, Twoje nastawienie do męża to tak jakbym swoją żonę czytał. Jak jej otworzyć oczy? Ona sceptycznie podchodzi do jakichkolwiek rekolekcji itp...

Sens w tym silverado że każdy musi dojść sam do chęci otwierania oczu...

A dodatkowo (nie chcę się narażać społeczności damskiej forum 8-) )

kobiety silverado maja większe problemy z przyznaniem się do błędów niż my faceci...

choć wiadomo nie jest to regułą....

Zatem czasami jest tak:
że gdy nawet wiedza i znają już dokładnie swoje błędy to potrafią tak pokierować działania

aby to facet rozwiązał ich błędy....
prawda Julko????
o ile to łatwiej powiedzieć tak do starającego się i zabiegającego męża a on dodatkowo będzie się czuł wielki i spełniony :mrgreen: ,
niz samemu
stanąć na wprost niego i powiedzieć

TO JA NAWALIŁAM TOTALNIE ........ :-P
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9