Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Jestem żonaty od 15 lat. Mamy córkę w V klasie szkoły podstawowej. Żona w 2012 wyprowadziła się do swojego mieszkania i zabrała ze sobą córkę. Wynajęła najlepszą w mieście adwokatkę od rozwodów i złożyła pozew o rozwód z mojej winy. W naszym małżeństwie nie było zdrad, nałogów, wielkich awantur. Gorszy okres rozpoczął się od zmiany pracy mojej i żony oraz problemów zdrowotnych. Było coraz trudniej, mniej pieniędzy, wciąż niespełniające się pragnienia wakacyjnych wyjazdów, narastające różnice zdań w sprawach wychowywania córki, wypominanki, co kto kupił i inne, ale nic dramatycznego. Niestety, nie praktykowaliśmy wspólnej modlitwy, bardzo rzadko chodziliśmy razem do kościoła, a sprawa mojego zaangażowania w praktyki wiary zaczęła żonie coraz bardziej przeszkadzać. Należę do różańcowej grupy modlitewnej, a od ponad 3 lat należę do Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar. W obliczu permanentnego kryzysu i niemożności porozumienia się, a nawet braku zwykłej, spokojnej rozmowy z żoną, proponowałem, byśmy skorzystali z pomocy innych i podjęli jakąkolwiek terapię małżeńską lub rodzinną. Niestety, żona nie zgadzała się. Zaczęła jawnie, nawet przy dziecku, okazywać mi pogardę. Dla niej na wszystko było za późno i nie ma szans na wspólne życie. Z córką kontakt mam coraz słabszy. Podkopywanie autorytetu ojca i dyskredytacja męża przynoszą owoc w postaci degradacji mojej osoby do roli alimenciarza nie wpuszczanego do domu. O przeżywaniu bólu, poczuciu pustki, straty żony, stopniowej mimowolnej utracie więzi z córką i ogólnej beznadziei nie będę się rozpisywał.
Dostałem pozew rozwodowy i mając wiedzę, że żona ma świetną prawniczkę, nie wiedziałem, czy wynajmować adwokata, na którego mnie zresztą nie było stać. Pytałem więc Pana Jezusa, co robić. Otworzyłem Biblię. Palec wskazał fragment z Mt 26,52 „Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną”. Coś w środku podpowiadało, żebym zaufał Słowu, które wskazywało, bym poszedł do sądu tylko z Panem Jezusem - najlepszym adwokatem. Jednak zacząłem to racjonalizować i ze strachu przed adwokatką żony wytłumaczyłem sobie, że Piotrem jest moja żona, która wyciąga na mnie miecz prawa z ostrzem swojej adwokatki i sama od niego zginie. Do sądu, dzięki wsparciu rodziców, pomaszerowałem z moją panią pełnomocnik.
W sądzie konsekwentnie odmawiałem zgody na rozwód, jednak pochopnie i zbyt szybko zaproponowałem żonie separację. Byłem wtedy przekonany, że to najlepsze rozwiązanie na uspokojenie nerwów, które da nam czas, aby żona się opamiętała. Jednak żona chciała tylko rozwodu, zainwestowała w adwokatkę i była pewna, że dopnie swego, a mój „opór” traktowała wyłącznie jako robienie jej na złość. Na 3 rozprawę poszedłem w piątek po Mszy Św. i w modlitwie także wstawienniczej Sycharowiczów, mojej grupy różańcowej, przyjaciół i znajomych. Moja pełnomocnik, doświadczona prawniczka, nabrawszy przekonania, że żona na pewno do mnie nie wróci, rozpoczęła batalię o rozwód bez orzekania o winie jako najlepsze rozwiązanie. Chciały tego także żona ze swoją „rozwodową specjalistką” i jednoznacznie wskazywała na takie rozwiązanie pani sędzia. Umówiły się czy co? Tylko ja nie chciałem. W obliczu tego FRONTU na rzecz „rozwodu bez problemów”, zgodziłem się. Choć żelazem mnie nie przypalali, to atmosfera była podła i presja nie do opisania. Długo się wtedy opierałem. Miałem nawet jakąś niesamowitą pomoc, bo oczy i uśmiech jednej z pań ławniczek wyraźnie mnie wspierały, kiedy mówiłem NIE ROZWODOWI. Pani sędzia nastawała na mnie, dając do zrozumienia, że separacja nie ma sensu. Nie chciała wyznaczyć nowego terminu rozprawy, abym miał czas na zastanowienie. Pozwoliła tylko na krótką przerwę, a wtedy żona z nienawiścią w oczach wykrzyczała mi, że: „ja nigdy do ciebie nie wrócę!”. Więcej na panią ławniczkę nie patrzyłem. Teraz wiem, że tak naprawdę zgodziłem się wtedy ze strachu, że jak się będę stawiał, to niezależnie jaka jest prawda, pani sędzia orzeknie rozwód tylko z mojej winy i przyjdzie mi zapłacić wszystkie koszty, a nawet alimenty. Po 15 minutach sąd ogłosił wyrok i wszyscy mi gratulowali, a ja wracałem do domu i przekonywałem siebie, że to może najlepsze wyjście, a ja niepotrzebnie się łudzę możliwością powrotu żony, że nic się strasznego nie stało, że jakoś to będzie, że problem został rozwiązany i mam nareszcie święty spokój, a wyrzuty sumienia w końcu ucichną. Nie ucichły. Spostrzegłem, że jestem sam, tzn. już nie potrafiłem zwrócić się do Pana Jezusa, którego się zaparłem i pokłoniłem Baalowi mamony. Pomimo całej mojej pobożności, w krytycznej chwili dałem się zwieść. Piotr bał się, że i jego aresztują, a może nawet zabiją i trzy razy zapewniał: „nie znam Go”. Ja nie zgadzałem się na rozwód, broniłem małżeństwa i świętości sakramentu, aż stanąłem wobec groźby, że przyjdzie mi za to zapłacić z własnej kieszeni. W krzyżu tamtej godziny przyszła weryfikacja mojej wiary i nie znalazło się nawet ziarenko gorczycy. Poznawszy w ten sposób własną słabość, nie śmiem nikogo już osądzać.
Zapłakałem, to była straszna i długa noc, a na drugi dzień rano byłem już u spowiedzi, przepraszając Pana Jezusa za złamanie przysięgi małżeńskiej, czyli za moją zgodę na rozwód. Chociaż po ludzku miałem spokój, bo sprawa była załatwiona, a wyrok ogłoszony, to już w trakcie spowiedzi zapragnąłem odwołać swoją zgodę na rozwód.
Aby przeprowadzić apelację (odwołać swoja zgodę na rozwód), poprosiłem sąd o pisemne uzasadnienie wyroku, na co miałem 7 dni. W uzasadnieniu istotnym argumentem pani sędziny do udzielenia rozwodu bez orzekania o winie był właśnie mój wniosek o separację. Dowiedziawszy się, że sam złożyłem wniosek do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku, co jest koniecznym warunkiem złożenia apelacji, moja pani adwokat stwierdziła, że w tej sytuacji ona nie widzi możliwości dalszej współpracy ze mną i poprosiła, abym złożył rezygnację i odwołał jej pełnomocnictwo. Nikt mi nie dawał szans, aby taka apelacja była skuteczna, bo przecież się zgodziłem już na rozwód. Ja wiedziałem, że NIC już ode mnie nie zależy i oddałem sprawę Panu Jezusowi. Sąd apelacyjny JAKIMŚ CUDEM zgodził się ze mną, rozwodu żadnego nie ma, a sprawa została cofnięta do sądu okręgowego. Teraz czekam na jej wznowienie.
Żona podtrzymuje stanowcze NIE. Oznajmiła, że „znajdzie sobie kogoś”, a ja celowo robię jej na złość i przeszkadzam. Nie ma pola do rozmowy. Z córką staram się jakoś układać relacje. Nie jest łatwo, bo każde spotkanie, a nawet rozmowa telefoniczna, są jak pole minowe. Należę do wspólnoty Sychar i biorę udział w programie 12 Kroków. Bez Sycharu, bez dogłębnego zrozumienia, czym jest sakrament małżeństwa oraz bez żywego świadectwa innych ludzi, że u Pana Boga wszystko jest możliwe - nie byłaby możliwa moja apelacja. Staram się jak najczęściej uczestniczyć we Mszy Św. i przyjmować Komunię Św., a w piątki chodzę na różaniec. Nadal nie mam stałej pracy. Moja choroba powoli się stabilizuje. Zdobywam wytrwale wiedzę i doświadczenie w nowym zawodzie, który wymaga dużo nauki i szkoleń, ale daje mi szansę na niezależność. Muszę sam stworzyć sobie taką pracę, by elastycznie móc dostosowywać ją do stanów zaostrzenia choroby i korzystania z kilkutygodniowych zabiegów rehabilitacji. Jestem przekonany, że moja żona uważała, że nie znajdę sobie pracy i będę tylko dla niej obciążeniem, i że to właśnie przesądziło o jej odejściu. Trudno się pogodzić, że w sercu drugiej swojej połówki – pryzmat pieniędzy (możliwości zarobkowych) okazuje się być decydującym. Kiedyś w rozważaniu różańca przyszła do mnie myśl: „POKOCHAJ JĄ TAK JAK JA KOCHAM CIEBIE”. Zatem teraz jest czas nauki miłości do żony, która mnie krzywdzi i stała się nieprzyjacielem. Jakże trudno jest kochać osobę manifestującą wobec mnie wrogość, odwracającą się tyłem, ignorującą pojednawcze gesty. Najgorsze jest pozbawienie mnie możliwości realnego wpływu na wychowywanie dziecka i pogłębiająca się przepaść niezrozumienia, przeinaczania intencji. Wciąż odpycham od siebie zwątpienie, że mogę to żonie wybaczyć. Wiem, że bez Pana Jezusa jest to niemożliwe i wiem, że i ja się od Niego odwracałem i odchodziłem. JEZU, UFAM TOBIE.
Krzysztof
Ostatnio zmieniony przez 2014-05-24, 16:24, w całości zmieniany 1 raz
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2014-05-24, 15:39
Wspieram modlitwą
gogol [Usunięty]
Wysłany: 2014-05-24, 16:38
Ja równiez wspieram modlitwą.
Mufinka [Usunięty]
Wysłany: 2014-05-24, 18:52
uważać się za świętego to głupota
ale upaść i pozwolić podnieść się Jezusowi to już CUD i mądrość
trzymaj się Pana!
Cierpliwy [Usunięty]
Wysłany: 2014-05-24, 22:48
Oczywiście różnie może być w tym przypadku... Myślę jednak, że Krysz07 zrobił co do niego należało... Ma czyste sumienie, pracuje nad sobą, a czas pracuje na jego korzyść. Może zdarzyć się jeszcze nie jeden cud (jak z tą apelacją).
U mnie nie doszło do sprawy rozwodowej, ale podczas mojego małżeńskiego kryzysu też chciałem odpuścić. Jednak Jezus, Maryja i dobrzy ludzie wokół mówili mi walcz o swoją żonę, o odbudowanie naszej miłości! Jest ciężko, ale małych cudzików na tej drodze odbudowy nie brakuje. Jutro jadę za to podziękować Najświętszej do Piekar (męska pielgrzymka).
PRZYKŁAD KRYSZ07 POKAZUJE, ŻE WARTO WALCZYĆ O MAŁŻEŃSTWO. TO PRAWDZIWE MĘSTWO. DZISIEJSZYM FACETOM TAK CZĘSTO BRAKUJE TEJ ODWAGI...
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2014-05-25, 15:24
Cierpliwy napisał/a:
WARTO WALCZYĆ O MAŁŻEŃSTWO. TO PRAWDZIWE MĘSTWO. DZISIEJSZYM FACETOM TAK CZĘSTO BRAKUJE TEJ ODWAGI...
DHL1 [Usunięty]
Wysłany: 2014-05-25, 16:12
Cierpliwy napisał/a:
WARTO WALCZYĆ O MAŁŻEŃSTWO. TO PRAWDZIWE MĘSTWO. DZISIEJSZYM FACETOM TAK CZĘSTO BRAKUJE TEJ ODWAGI...
Szkoda tylko że nasze połówki widza to inaczej
GosiaH [Usunięty]
Wysłany: 2014-05-25, 17:00
DHL1 napisał/a:
Cierpliwy napisał/a:
WARTO WALCZYĆ O MAŁŻEŃSTWO. TO PRAWDZIWE MĘSTWO. DZISIEJSZYM FACETOM TAK CZĘSTO BRAKUJE TEJ ODWAGI...
Szkoda tylko że nasze połówki widza to inaczej
Norbert, noooooo, czasami widzą. Ja widzę. Czasami
zaleś [Usunięty]
Wysłany: 2014-05-28, 09:09
Drogi Krzysztofie- szablonowy przypadek .Moja batalia o ratowanie małżeństwa trwała 4 lata z apelacją chyba 5.Żona chciała wolności i ją dostała.Nie zgadzałem się na rozwód więc stałem się winnym rozpadu.Cóż sąd musiał coś ustalić,może szły za tym pieniądze .? Nie wiem.Wiem ,że kocham swoją żonę jeszcze bardziej mimo,że mnie strasznie doświadcza.Nie jest łatwo być tylko bankomatem nie wychowując swych synów od 2007r.Ostatnie spotkanie z synkami miałem w grudniu 2009r.Wtedy to synek powiedział mi ; ''tato ja będę czekał''.
Znalazłem grupę wsparcia SYCHAR w 2013r.Otrzymałem błogosławieństwo z rąk x.M.Piotrowskiego.Uczestniczę w spotkaniach kiedy tylko mogę.Uczę się siebie,słucham wykładów psychologów,innych doświadczonych.Codzienna modlitwa za żonę,za chłopców pomaga mi przetrwać ten koszmar.Nadal jesteśmy małżeństwem bo MY ciągle żyjemy.
Trwaj w Panu,otaczam Was modlitwą ..................Piotr
zaleś [Usunięty]
Wysłany: 2014-05-28, 11:07
Cierpliwy napisał/a:
PRZYKŁAD KRYSZ07 POKAZUJE, ŻE WARTO WALCZYĆ O MAŁŻEŃSTWO. TO PRAWDZIWE MĘSTWO. DZISIEJSZYM FACETOM TAK CZĘSTO BRAKUJE TEJ ODWAGI...
.........dobrze,że są jeszcze tacy jak Krzyś (y)
Rebeka [Usunięty]
Wysłany: 2014-06-02, 22:32
KRZYSIU WIELKI SZACUNEK DLA CIEBIE ZA TWOJĄ POSTAWĘ WOBEC ŻONY. DOBRZE ,ŻE TU JESTEŚ.
Z PANEM BOGIEM
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.