Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Relacje interpersonalne
Autor Wiadomość
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-19, 13:02   Relacje interpersonalne

Porady pedagoga i psychologa: Relacje interpersonalne
ks. Piotr Klain - psycholog i duszpasterz


http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=18715

Audycja radiowa
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-26, 13:33   

Porady pedagoga i psychologa: Wpływ relacji interpersonalnych na religijnośćks. Piotr Klain

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=11042
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-17, 23:13   

Jak ludzka życzliwość potrzebna jest dla naszego zdrowia psychicznego?
Maria Kucaj - psycholog.

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=17515
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-20, 20:22   

Kochać szczęśliwie

Czy miłość i wolność osobista to dwa buty nie od pary? Tak myśli dziś wiele osób. Dziś ważniejsza staje się często przestrzeń własnej wolności, niż pragnienie dzielenia życia z drugim człowiekiem. Żądanie „Potrzebuję wolności dla siebie" zaszkodziło, a nawet uśmierciło już wiele związków.


Każda niemal para przechodzi typową dyskusję wokół miłości i wolności w jakiejś fazie swego rozwoju - mianowicie wtedy, kiedy jedno z partnerów ma poczucie, że straciło wolność: jest „ściśnięty", brakuje mu „oddechu" i na myśl o tym, że teraz wszystko jest „my", robi mu się niedobrze. Drugi z partnerów, czując się tym urażony, próbuje wtedy najczęściej „ratować" związek, czyniąc drugiej stronie zarzuty albo dając do zrozumienia, że nie wyobraża sobie bez niej życia, a także kontrolując „buntownika" oraz próbując go zatrzymać wiążąc z sobą różnymi sposobami. Zamiast zaufać, że każdy związek ma potencjał, który daje mu szansę wyjścia z problemów obronną ręką, większość stawia na metodę przymusu i sznura. Tego nie wytrzyma żadna miłość.

Zatrzymać miłość, dając partnerowi wolność, jest wielką sztuką, którą musi się wykazać każdy związek, kiedy opada poziom zakochania i dotychczasowa para nierozłączek staje się na powrót dwojgiem ludzi o różnych osobowościach. Z romantycznej symbiozy zaczynają wyłaniać się różnice i cechy, które teraz dopiero nadadzą związkowi prawdziwy charakter. W żywym, dynamicznym związku oboje partnerzy muszą mieć możliwość zmieniania swoich zapatrywań i sposobu zachowania. Nie wszystko trzeba dzielić z partnerem. Jest rzeczą zrozumiałą, że człowiek ma potrzebę posiadania i jest czujny wobec tego, co robi jego partner, jednak musimy umieć pozostawiać w naszych związkach przestrzeń dla potrzeb drugiej osoby, które niekoniecznie muszą być takie, jak nasze. Inaczej związkowi grozi usztywnienie, zastygnięcie. Miłość może być żywa tylko tam, gdzie akceptujemy całą osobowość drugiego człowieka, z jej stronami mocnymi i słabymi, jej indywidualnymi cechami i przejawami.

Z lęku przed utratą wolności, z niemożności dokonania wyboru spośród wielu różnych możliwości albo z niemożności dokonania wyboru najlepszego, wiele kobiet i mężczyzn cofa się dzisiaj przed pełnym zaangażowaniem się w bliski związek. Łączą się więc bez przekonania, mając w zapasie jakieś wyjścia awaryjne, jakieś ukryte tylne furtki, na wypadek, gdyby znaleźli dla siebie lepszą opcję. Taka postawa jest więcej niż przeszkodą na drodze ku życiu i miłości spełnionej. Ludzi, którzy ciągle poszukują czegoś bardziej interesującego, bardziej frapującego, lepszego i którzy całą swą energię inwestują w to poszukiwanie, amerykański profesor psychologii, Barry Schwartz, nazywa maksymalistami. Uważa on, że przyczyną istnienia we współczesnym społeczeństwie tylu osób z wyboru samotnych albo osób niezadowolonych ze związków, w których żyją, jest współczesna cywilizacja, która proponuje człowiekowi tak wiele wersji życia do wyboru, że człowiek czuj e się w nich zagubiony i zdezorientowany. W istocie, możemy dziś wybierać pośród wielu możliwości (multiple choice). Wystarczy pomyśleć o zwykłym supermarkecie. Istnieje tam wybór - mówiąc z pewną przesadą- tysiąca żeli pod prysznic, a ty potrzebujesz przecież tylko jednego. Podobnie ma się sytuacja z nawiązywaniem znajomości. Inaczej niż dawniej, dziś rozstania i rozwody sana porządku dziennym......

Więcej w książce: Kochać szczęśliwie - Sylvia Schneider

a cały artykuł tu:
http://www.deon.pl/inteli...zczesliwie.html
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-10, 00:08   

Relacja Boga do człowieka i człowieka do Boga zwierciadłem relacji miedzyosobowych
sk.Piotr Pawlukiewicz

http://www.kazaniaksiedza...nna_homilia.mp3
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-01-20, 21:28   

NIE JESTEŚ NIKIM, czyli najciekawsza przygoda życia

O odnajdywaniu samego siebie, radości życia i dialogu z własnymi emocjami - rozmowa z Marią Danielewską, autorką warsztatu "KIM JESTEM?"

Z zazdrością patrzymy na tych, którzy żyją radośnie, w zgodzie ze sobą, przejrzyście… Czuje się, że lubią sami siebie i są lubiani przez innych. Może nie mają kokosów, ale mają wewnętrzne spełnienie. A ja? Czemu nie mam tej iskry? Dlaczego czuję niemoc, która odbiera mi energię i pozbawia smaku życia? Czego mi brak? I kim ja właściwie jestem?



Mira Jankowska: - Prowadzi Pani autorskie warsztaty „Kim jestem? W poszukiwaniu własnej tożsamości”. Czy to znaczy, że faktycznie nie wiemy, kim jesteśmy?



Maria Danielewska: - Zwykle nam się wydaje, że to wiemy. Są jednak sytuacje w życiu, w których się okazuje, że to pytanie zaczyna nas na nowo nurtować. Wtedy zaczynamy szperać i grzebać, by dojść do prawdy. Często się wtedy okazuje się, że nie wiemy, gdzie i jak szukać odpowiedzi na pytanie „Kim jestem?”, w jakiej przestrzeni swojego życia i własnej osoby.


Gdybyśmy zapytali ludzi, czy wiesz, kim jesteś, to pewnie usłyszelibyśmy różne odpowiedzi.

Jestem kobietą, żoną, mężem, rodzicem, dziadkiem, urzędnikiem, dyrektorem, lekarzem, nauczycielką, Polakiem… Ale zwykle są to role, w jakich występujemy… Mamy zbudowany swój świat, w którym funkcjonujemy i wyrobione wyobrażenie na swój temat. Czasem jednak pojawia się sytuacja, która nas zaskakuje, wymyka nam się spod kontroli, na przykład jakiś kryzys czy konflikt i wtedy pojawia się pytanie, ale dlaczego ja sobie z tym nie radzę? To może zacząć się już w szkole, kiedy dziecko ma trudności w środowisku rówieśników, albo w małżeństwie, gdzie pomimo że małżonkowie mają wyższe wykształcenie i dotąd między nimi wszystko świetnie się układało, nagle żona ma do męża jakieś pretensje. W tym momencie on przestaje być dla niej taki cudowny jak dotąd i zaczyna się zastanawiać: kim ja jestem?, kim jest moja żona?, co się między nami dzieje? Wtedy zaczynamy wnikać w siebie głębiej.


Nie wynosimy tej wiedzy z domu rodzinnego?

Mimo że rodzice zwykle bardzo kochają swoje dziecko, to jednak nie są doskonali, dają mu tylko tyle, ile mają. I nie zawsze to wystarczy, by stać się tym kimś, kim mam być według kreacji Stwórcy. Myślę tutaj nie tylko o sferze materialnej i fizycznej, ale przede wszystkim o sferze emocjonalnej i duchowej, czyli o wnętrzu osobowym, całym potencjale, który tworzy człowieka. Dobra zewnętrzne nas tylko dookreślają, tu chodzi o istotę mojego „ja”. To, jak rodzice siebie sami kochają - jaką mają relację, na ile siebie rozumieją, na ile sami wiedzą, kim są i znają sens własnego życia - na tyle będą potrafili przekazać to swoim dzieciom. Jeżeli samych siebie kochają, to i dziecko będzie się czuło kochane, bo będą się tym dzielić ze sobą. Jeżeli są w małżeństwie problemy, a w rodzinie konflikty, to i dziecko nie będzie wiedziało za bardzo kim jest, bo często wtedy przejmuje ono rolę opiekuna i dba o małżeństwo rodziców, o to by rodzina się nie rozpadła. Tu są już pierwsze rany, które uniemożliwiają dziecku bycie sobą. Może ono „gubić” swoją tożsamość, bo musi się stawać kimś innym, niż mogłoby być, gdyby miało inne warunki i środowisko do życia. Takie sytuacje zamiany ról dziecko nie percepuje, wpycha w podświadomość i dopiero w życiu dorosłym to nam się odsłania. Czujemy, że nie jesteśmy tym kimś, kim chcielibyśmy być, albo kim moglibyśmy być. Do mojej poradni przychodzi wiele osób, które zostały bardzo zranione w swoim domu rodzinnym. I to na różne sposoby. Jeśli była to przemoc fizyczna, to zwykle towarzyszy temu przemoc psychiczna. Najgłębsze, ukryte, zakamuflowane formy przemocy są właśnie na płaszczyźnie psychicznej i duchowej. Jak człowiek jest traktowany jak „nikt”, to wzrasta w poczuciu bycia „nikim”. W życiu dorosłym może się to wyrażać poprzez problemy w znalezieniu pracy, nawiązywaniu bliskich więzi, albo szukaniu i porzucaniu partnerów, w różnorakich uzależnieniach, także od miłości, pornografii, seksu czy jedzenia. Wszystko dlatego, że nie dostaliśmy takiej dawki miłości, która buduje zdrowe poczucie własnej wartości i pozwala pokonywać wyzwania dorosłości.


W dorosłym życiu wychodzą z nas ukryte w podświadomości przykre stany, przeżycia, doświadczenia z dzieciństwa. Jak je przekuć w korzyść?

Miłość jest podstawą w doświadczaniu siebie, w budowaniu własnej tożsamości. To jest ten właściwy pokarm. Przejawia się ona na różne sposoby. Od poczucia bezpieczeństwa finansowego rodziny, poprzez odpowiednie odżywianie, ubiór, czas, który się poświęca dziecku, uczucia, które mu się okazuje, wspiera się je pozytywnym postrzeganiem, pomocą w nauce, interesowaniem się jego pasjami, szkołą. To wszystko jest niezwykle istotne dla dziecka, by ono czuło, że istnieje, że jest ważne. Że takie, jakie jest, już jest wspaniałe i że nie musi się zmieniać, żeby się podobać rodzicom. Czasem rodzice mają ogromne oczekiwania wobec dziecka, a nie potrafią zobaczyć, jakie ono już jest. Nie dostrzegają jego uzdolnień, talentów, jego jedyności, tyko próbują je kreować według własnego widzimisię. To jest bardzo niszczycielskie. Dziecko wtedy nie może stawać się sobą, więc staje się „nie-sobą”. Traci to swoje „ja”.



Dzieciństwo ma niezwykle ważny wpływ na nasze postrzeganie siebie i na naszą przyszłość…

Jeśli ktoś w domu rodzinnym nie doświadczył uznania, nie był chwalony, podziwiany, nie doświadczył radości z siebie, to będzie w życiu szukał kogoś, kto by go docenił. Jeśli dziewczyna nie zaznała takiego uznania w dzieciństwie i młodości, to jako kobieta będzie szukała kogoś, kto się nią zachwyci, wejdzie jak w masło w taką znajomość. Wreszcie będzie czuła się spełniona. Wreszcie ktoś zaspokoi jej głód akceptacji i podziwu. Ona będzie się odwzajemniać tym, czego mężczyzna nie doświadczył. Jeśli mężczyzna wyczuje ten głód, będzie bazował na zaspokojeniu jej braku, by ją zdobyć dla siebie dla zaspokojenia własnego braku, być może również podziwu
i uznania. Otrzymuje wtedy zachwyt i uwielbienie za to, że zaspokaja jej potrzebę. Dzieje się to na płaszczyźnie podświadomej. W ten sposób rodzi się nie miłość, a współuzależnienie: on mi daje to, czego ja nie miałam, a ona to, czego ja nie doznałem. I stajemy się pozorne jedno.


Wielu z nas to nazywa prawdziwą miłością i odnalezieniem się dwu połówek jabłka…

W pierwszym odczuciu odbieramy to jako ogromne zakochanie, żyć bez siebie nie możemy. Po jakimś czasie jednak zaczynam odczuwać, że partner już mi nie daje tak dużo uznania, jak bym chciała, bo też widzi, że ja nie tylko jestem wspaniała. Ja także zdejmuję różowe okulary i widzę słabości narzeczonego czy męża. I wtedy zaczynamy dostrzegać pustkę… Zamiast uznania mogę doświadczać zarzutów, pretensji, żalów, czyli wracają te same stany i uczucia, które przeżywałam w dzieciństwie. Wraca pierwotny ból, którego doświadczałam wcześniej i rozpoznaję, że to nie była miłość… Nie było to coś, co miałam do dania, tylko coś, co brałam od drugiej osoby w sferze emocjonalnej, bo było mi potrzebne, bym się wypełniła. Teraz trzeba znowu spotkać się ze sobą prawdziwą, odciąć to współuzależnienie…


Spotkać się ze sobą – prawdziwą… Co to znaczy?

Sama mam dotrzeć do tego, co mam w sobie ważnego do uznania - często dzięki innym ludziom, trudnościom, sukcesom, modlitwie - i nie uzależniać się od innych, czyli nie posługiwać się innymi dla poprawienia sobie samopoczucia. To oznacza przyznać się przed sobą samą, że noszę w sobie taki brak, na przykład brak uznania, docenienia. Sama mam zobaczyć, co mam w sobie ważnego do uznania, do podziwiania, co mam cennego, wartościowego i uradować się tym. Muszę sama w swoich oczach „dorosnąć”, żeby znaleźć te wartości, docenić samą siebie i nie potrzebować, by ktoś mnie doceniał. Muszę sama odkryć to dla siebie. Owszem, potrzebuję innych, by też to we mnie zauważyli, ale jeżeli sama zacznę nad sobą pracować i to odkrywać, to wówczas inni zaczną to we mnie widzieć. Staję się wtedy niezależną osobą.


Prawie każdy z nas nosi w sobie taki brak: uznania, docenienia, niskie poczucie własnej wartości.

Dlatego współuzależnienia mogą być większe lub mniejsze. Może być tak, że możemy się zabijać, a może być tak, że możemy jedynie się obrażać. Kiedy na przykład w pracy nasz projekt jest źle oceniony, jak się zachowujemy? Wycofujemy się, wstydzimy, gaśniemy, czy przeciwnie – reagujemy agresją, złością lub płaczem? Jeśli pojawiają się uczucia dotąd nieznane, gwałtowne, zaskakujące nas samych, to one nie biorą się znikąd. Te głębokie emocje coś o nas mówią. Czasem gniew, wściekłość możemy w sobie chować i starać się, by nikt ich nie zauważył. Niekiedy kryjemy je nawet sami przed sobą.


Czego ta nagła złość czy wściekłość może być symptomem?

Może poczułam się na tyle bezpiecznie, czy na tyle silna, że już tę emocję w sobie dopuściłam do głosu? Jeśli ktoś wcześniej zakwestionował mój pomysł, coś przez to utraciłam i nie umiałam się temu wówczas sprzeciwić, pogodziłam się z tym, choć czułam się ofiarą takiego działania, to ta sytuacja bardzo mnie zabolała. Nic z nią jednak nie zrobiłam. Po jakimś czasie, czasem po wielu latach, pojawia się podobna sytuacja, która mogłaby doprowadzić do podobnych bolesnych doświadczeń. Wówczas mogę zachować się agresywnie, bo tamto doświadczenie wydobyło się w tym momencie i krzyknęłam, dziwiąc się dlaczego. Stopniowo uświadamiam sobie: Zaraz! to jest moja obrona przed tym, co mogłoby mnie skrzywdzić ponownie. Ta moja emocja mnie ratuje przed podobnym wykorzystaniem. To pomoc. Ale muszę się koniecznie zapytać, co ona mi mówi. Na tak postawione pytanie znajdę odpowiedź, jeśli zacznę schodzić do piwnicy samej siebie. To trwa, bo to proces, ale jego owocność jest ogromna. Muszę uczciwie zajrzeć w głąb serca i zapytać się tej emocji: co ty chcesz mi powiedzieć? Wiem, że chcesz mi pomóc, tylko jak mam to odczytać? Rozmawiam ze swoją emocją.


Rozmawiać z emocją? Można zostać posądzonym o małego świra…

(śmiech) To jest kwestia pracy nad sobą. Jeśli ktoś pracuje nad swoim życiem wewnętrznym i spotka się z osobą, która nigdy tego nie robiła, to dla niej może to być odejście od normy, „świrowanie”, bzik, ale jeśli ktoś rozumie, że jest taka rzeczywistość, jak świat niewidzialny, do którego należą też nasze emocje, wtedy to, co widzimy, jest tak samo ważne, jak to, czego nie widzimy. Myślę, że świat wewnętrzny jest o wiele bogatszy niż ten, który widzimy na zewnątrz, zmysłowy.



Fakt, te wewnętrzne stany nie są widoczne jako takie, ale przejawiają się przez nasze akty: działania, zachowania, gesty, słowa, mimikę, czasem przez brak reakcji. Nie zawsze nas zachwyca to, co się w nas dzieje, a zwłaszcza nasz sposób reagowania. Jak to w sobie pokochać?

Kochanie siebie samego jest możliwe wtedy, gdy poznamy prawdę o sobie. Ażeby ją poznać musimy zacząć jej szukać wchodząc w historię własnego życia i w różne sytuacje z przeszłości, do których nie mieliśmy dostępu, bo wypchnęliśmy je w niepamięć, a one trzymają nas w węzłach gordyjskich. Czasami czujemy się jak sparaliżowani. Z jednej strony mamy ogromne pragnienie życia, doświadczania radości, a z drugiej coś nas od wewnątrz przytrzymuje. Kiedy dojdziemy do tych związań, węzłów i odważymy się je rozsupłać, wtedy istnieje możliwość poznania siebie prawdziwymi, a wtedy się uwolnimy. Jak się uwolnimy, to poczujemy przypływ nowej energii, radość życia. To przyciąga do nas ludzi, bo każdy chce iść do osób radosnych, a nie do smutasów zamkniętych i patrzących krzywo. Doświadczamy więc wewnętrznej radości, także tej płynącej z bycia z ludźmi, czyli spełnienia, bo spełniamy się w relacjach.

http://www.poradnia-metanoia.pl/moje-mazy.html
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-06-17, 23:30   

Porady pedagoga i psychologa: "Proszę, dziękuję"
dr Iwona Roszkiewicz - psycholog

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=26278
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-11-04, 14:20   

Porady pedagoga i psychologa: Samousprawiedliwienie
dr Iwona Roszkiewicz - psycholog

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=27867
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-01-18, 19:41   

Wiesława Machalica
Prawda, która rani. O mówieniu prawdy

Szczerość i prawdomówność są wartościami umożliwiającymi życie społeczne. Prawda jest tak ważna, że stworzyliśmy prawo do niej. W pewnych okolicznościach mamy prawo usłyszeć prawdę. Wówczas kłamstwo jest złamaniem prawa. Złamanie tego prawa pociąga za sobą obowiązek naprawy szkody. Powinniśmy „oddać” komuś prawdę, tak jakby chodziło o skradzioną rzecz.

Ograniczenia prawa do prawdy

Prawo do wymagania i mówienia prawdy ma swoje ograniczenia. Często ludzie twierdzą, że szczerość jest najbardziej przez nich cenioną wartością. Takie stanowcze zapewnienia zazwyczaj jednak nie mają powiązania z różnymi odcieniami tej wartości i w związku z tym mogą kończyć się kłamstwem. Nie każdy też ma prawo do mówienia prawdy na temat drugiej osoby, zwłaszcza wtedy, gdy narusza czyjeś prawo do prywatności. Zdecydowanie każdy ma prawo do decydowania o tym, jakie informacje dotyczące jego życia prywatnego zostaną ujawnione... W wielu przypadkach przed ujawnieniem prawdy chroni nas prawo – mówimy tu o ustawie o ochronie danych osobowych. Z kolei ograniczeniem mówienia prawdy o innych jest także obowiązek dochowania tajemnicy zawodowej. Zobowiązani są do niej m.in. lekarze, psychologowie, księża.

Należałoby podchodzić do tej sprawy z rozwagą i ostrożnością. Szczerość jest bowiem często rozumiana jako przekazywanie innym tego, o czym myślimy i czego chcemy, nie uciekając się do półśrodków. Wypowiadamy swoje osobiste opinie na temat spraw, zwykle traktując te opinie jak bezwzględne prawdy. Zdarza się często, że staramy się narzucić innym swój „jedynie słuszny”, prawdziwy punkt widzenia, nie respektując punktu widzenia czy rozumienia sprawy przez inne osoby. Tak przekazywana, a właściwie narzucana „prawda” – jest prawdą subiektywną, mimo że traktowana jest jako obiektywna. W tym znaczeniu szczerość może być przeszkodą we współżyciu z innymi ludźmi.

Mówienie prawdy innym o nich: nasze krytyki i pochwały innych

Czy możemy mówić o innych wszystko, co nam przychodzi do głowy? Czy wypowiadanie opinii na temat innych osób, czyli krytykowanie ich, bądź chwalenie zawsze wtedy, kiedy mamy ochotę – jest wskazane jako poprawiające jakość życia społecznego? Czy to jest mówienie prawdy niosące dobro, zmianę? A może to chęć dania upustu swoim emocjom, złości, chęci do narzekania, potrzebie władzy bądź kontroli? Może chcemy takiej zmiany zachowania drugiej osoby na jakiej nam zależy?

Udzielanie drugiej osobie rad prawdziwie „od serca”, dotyczących często życia osobistego, szczególnie gdy osoba ta o rady nie prosi, jest naruszeniem jej prywatności, ingerencją w jej „przestrzeń psychologiczną”. Ludzie czasem wypowiadają swoje opinie na temat innych zakładając jednocześnie, że to oni „mają patent na prawdę”, i że to, co mówią, powinno być przyjęte i zastosowane. Obdarowany opinią, radą, „prawdą” może odbierać to jako atak agresji, a nawet próbę manipulowania czy wręcz rozkazywania. Zwykle pojawia się tu pytanie o intencje, motywy krytykującego czy chwalącego. Pojawia się też refleksja, jak te opinie przekazywać, żeby tworzyły one dobro, zachęcały do pozytywnej zmiany i dodawały skrzydeł?
Mówienie innym prawdy o sobie

Prawda o sobie u niektórych osób stanowi często upojenie ekshibicjonistyczne. Prawdy na swój temat, ale także na temat innych osób – zawarte w pamiętnikach, blogach, udzielanych wywiadach do gazet, to ostatnio rewia „manii szczerości bez granic”. Na tak rozumianą odwagę szczerości (szczerość aż do bólu, ale także szczerość aż do zakłamania) odważyło się wielu autorów. Jerzy Andrzejewski w Miazdze napisał: „Wciąż nie wiem, czy szczerość musi doprowadzać do obnażania się. Może w przemilczeniach kryje się ludzka kondycja? Może skrajna, więc do końca doprowadzona szczerość jest tylko wynikiem słabości i rozpaczy?”. Istnieje zatem szczerość i maska szczerości, a granica między nimi nie zawsze jest łatwa do ustalenia.

Szczerość wobec innych i na temat innych, choć także na swój temat wobec innych – może być próbą rozładowania własnej agresji, pognębienia innych, poniżenia ich, jak również próbą dowartościowania siebie. Bywa również, że w taki właśnie sposób człowiek zaspokaja potrzebę wywyższania się, dominowania, bycia osobą ważną. Toteż warto uświadomić sobie motywy, jakimi kierujemy się, „wygłaszając” drugiej osobie prawdy o niej czy też o sobie.

Jak „nasze prawdy” przekazywać?

Czy powinniśmy wyrażać własne opinie wtedy, gdy wiemy, że wywołają one cierpienie osób z naszego otoczenia? Myślę, że jeżeli nasze motywy i intencje są pozytywne, a nie destrukcyjne, i jeżeli nasze opinie przedstawiamy jako jedne z wielu punktów widzenia – czyli dajemy prawo innym do posiadania ich opinii, nie negując ich odmiennego postrzegania i rozumienia rzeczy, to mamy dużą szansę na porozumienie i dobre współżycie społeczne. Samokontrola jest niezbędna do życia w społeczeństwie. Kultura bycia polega również na „ugryzieniu się w język” i hamowaniu własnych impulsów. Szacunek dla drugiego człowieka to także nieingerowanie w jego życie bez zaproszenia.

Wymuszanie rozmów, a właściwie często zmuszanie do wysłuchiwania naszych monologów, „wychowywanie” na siłę poprzez jednokierunkowe głoszenie „prawd”, mówienie jak naszym zdaniem („bo taki już jestem szczery”) powinieneś się zachowywać, to najszybsza i najkrótsza droga do zerwania prawdziwego porozumienia. Celem rozmowy nie powinno być bowiem wykazanie drugiemu, że jest gorszy, ani zrobienie mu krzywdy. Jeżeli zakładamy chęć pomocy, warto nauczyć się efektywnego porozumiewania się. Warto też wiedzieć, że nawet wtedy, gdy sądzimy, że mamy rację (czyli chcemy mówić prawdę i być szczerzy), jest to nasza prawda, często bardzo subiektywna. Nasze widzenie zawodzi; filtr percepcyjny polega na tym, że widzimy to, co chcemy zobaczyć, słyszymy to, co chcemy usłyszeć, i często informacje docierają do naszej świadomości zupełnie inaczej niż zostały nadane. Zatem przekazując prawdę innym – bądźmy świadomi, że to nasza „subiektywność” i dobrze jest pomyśleć, że inne osoby mają takie samo prawo do swoich prawd, subiektywności na te same tematy, w tych samych zakresach, co my. I, że te osobiste, subiektywne prawdy są do rozważenia, do dyskusji…

Zakłócenia w komunikowaniu się, efektywnym współżyciu społecznym – to także sprzeczność między dwoma sposobami przekazywania prawdy. Werbalny, słowny przekaz jest inny niż informacje płynące z mowy ciała. Słownie przekazujemy chociażby pozytywną prawdę – zapewnienie przyjaźni, miłości, a mięśnie twarzy są napięte, pięści zaciśnięte, mina groźna; słowa nie niosą tu zatem prawdy. Osoba słuchająca jest wprowadzona w błąd, ma wątpliwość co do wiarygodności rozmówcy. Agresywne w treści teksty prawdy przekazywane przymilnym głosem są często próbą manipulowania drugą osobą, rozkazywania, aby zachowywała się w taki sposób, jak my tego oczekujemy. Nie jest ważne, co dla tej osoby jest dobre, ważne jest, czego ja chcę, co dla mnie jest wygodne.

Uczenie i metody przekazywania dzieciom wiedzy na dyskutowany temat powinny być przejrzyste. Należy objaśniać ograniczenia prawa do wymagania prawdy, i wskazać granice obowiązku jej mówienia (nieprzekazywanie obcym informacji, ochrona danych osobowych rodziny itd.). Prawo do wymagania prawdy ma więc swoje ograniczenia: przez miłość do innych, poszanowanie życia, bezpieczeństwo...

Wiesława Machalica



http://www.katolik.pl/pra...606,416,cz.html
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-01-18, 23:16   

Porady pedagoga i psychologa: Ciekawość dobra i zła
ks. Zdzisław Wojcik - psycholog

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=28827
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-23, 21:25   

Aleksytymia - zaburzenie niszczące związek

Komunikacja może być wyzwaniem dla każdego małżeństwa, ale cecha osobowości nazywana aleksytymią, która powoduje powstrzymywanie od dzielenia się własnymi emocjami i utrudnia rozpoznawanie ich u innych, niezwykle utrudnia relacje związku narażając go na rozpad.

Badacze komunikacji interpersonalnej z Uniwersytetu Missouri odkryli, że kiedy jeden z małżonków cierpi na aleksytymię, drugi partner może doświadczyć samotności i braku intymnej komunikacji, które prowadzą do osłabienia jakości związku.

Eksperci mówią, że ludzie z aleksytymią umieją opisać swoje reakcje fizjologiczne na określone zdarzenia, np. że mają spocone dłonie czy szybciej bije im serce, ale nie są w stanie określić swoich emocji, tj. stwierdzić czy są smutni, szczęśliwi czy źli. Ponadto osoby z opisywanym zaburzeniem mają trudności ze wskazaniem przyczyn swoich uczuć lub wyjaśnianiem różnic w odczuwanych emocjach.

Ludzie z aleksytymią doświadczają kłopotów związanych z relacjami z innymi i czują się niekomfortowo podczas rozmów. Typowy aleksytymik ma niebywale stoickie usposobienie. W czasie konwersacji unika emocjonalnych tematów i bardziej skupia się na konkretnych, obiektywnych komunikatach.

Osoby z aleksytymią nie dążą do tworzenia związków, ale biorą śluby czując podstawową ludzką potrzebę przynależności, która jest tak samo istotna, jak jedzenie i sen.

Pozostając w małżeństwie aleksytymicy mogą czuć się samotni i doświadczają trudności z komunikacją o intymnym charakterze, co obniża jakość związku. Co więcej zawsze dokonują bilansu zysków i strat, by mogli relatywnie łatwo rozpocząć lub zakończyć z relację. Nie sądzą, że inni mogą spełnić ich potrzeby, ani nie starają się zaspokoić czyichś.

Powyższe wnioski wyciągnięto na podstawie danych dotyczących małżonków ze 155 heteroseksualnych par. Odsetek aleksytymików wyniósł 7,5 proc. wśród mężczyzn oraz 6,5 proc. wśród kobiet i zgodnie z wcześniejszymi testami określono go jako reprezentatywny dla populacji ogólnej. Zaburzenie często wiąże się z innymi dolegliwościami ze spektrum autystycznego i zespołu stresu pourazowaego. Badania również wykazały, że aleksytymia często jest powiązana z zaburzeniami odżywiania, uzależnieniami i depresją.

Wyniki badań zostaną opublikowane w Journal of Family Psychology.

http://www.zwiazki.senior...azek,15606.html
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8