Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Ech...
Najpierw pyta o moje decyzje względem małżeństwa i dziękuje mi za pokierowanie go na 12 kroków, a na drugi dzień robi awanturę, wykręca zmieniony zamek, wraz z teściami wylewa na mnie wiadro pomyj, straszy rozwodem.......
Co jest z tym człowiekiem????
AniN [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-13, 21:33
Parvati, przytulam Cię mooooocno!
Będę się dziś modliła za nas obie. Wiesz, że u mnie też dziś dół po awanturze z teściową i mężem. Myślę, że czasami jednym z elementów przyczyniających się do powstawania kryzysu małżeńskiego są niestety teściowie. Moja teściowa była od dnia naszego ślubu przekonana, że je syn jest nieszczęśliwy i przez te wszystkie lata żałowała go, jak ciężko pracuje, że ma tyle dzieci i obowiązków, że jest niedoceniany itd. Jestem przekonana, że takimi małymi kamyczkami budowała w moim mężu poczucie niespełnienia, zasiewała ziarno kryzysu. I wyrosły z tych ziaren, aż dwa duże drzewa- dwie kochanki- dwie próby znalezienia szczęścia. Nawet przez moment nie wierzę w tą ułudę szczęścia w którą wszedł teraz mój małżonek, rozbijając dwie rodziny. Wiem, że bez Boga nigdy nie odnajdzie spokoju i szczęścia, a cały jego ułudny świat pryśnie.
Parvati, zostaje tylko ufność w Bogu i cierpliwość oraz modlitwa. Ja mam wrażenie, że w Twoim przypadku atakuje, bo widzi, że Twój mąż mu się wymyka, że ma wątpliwości, że przechyla się w dobrą stronę ,a jego sumienie coraz częściej reaguje. Dlatego próbuje się bronić, wyszukuje sposoby by Ciebie wyprowadzić z równowagi, byś reagowała złością, płaczem, tak jak nie chce tego widzieć Twój mąż.
W pierwszym moim dniu pobytu na tym forum ktoś polecił mi "Podręcznik pierwszej pomocy..." to była dla mnie super lektura. Staram się za radą autorów dostrzegać ataki w wypowiedziach, zachowaniu mojego męża. Mimo, że to wiem i tak jestem ułomna i ciągle daję się sprowokować. Jak mówi moja Ciocia, teraz przed Świętami będzie atakował częściej i mocniej. Zatem trzymajmy się Boga! Ja idę z Nim w parze, wiem, że był ze mną w dniu ślubu i nigdy mnie nie opuścił. Czasem mam do Niego pretensje, czasem się z Nim kłócę, ale lepszego, wierniejszego i miłosierniejszego Towarzysza Życia nie można sobie wymarzyć.
Ściskam Cię mocno Siostro w niedoli.
parvati [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-13, 21:57
Dziękuję, Aniu. Też pomodlę się za nas!
Czytałam ten podręcznik pierwszej pomocy - i staram się nie postrzegać mojego męża jak wroga, tylko jak zakładnika zła. Mój mąż sam powiedział, że on jeszcze jest bez Boga, w mocy zła. Pewnie coś dzieje się w jego sercu. Widzę, że wcale nie jest szczęśliwy, choć pewnie ma teraz jakieś zadowolenie fizyczne i psychiczne. Jak długo tak będzie żył? Czy to mu wystarczy? Jaka jego droga do Boga? - na te pytania nie poznam odpowiedzi, nie w moich to kompetencjach, muszę to przyjać jako niewiadome, do Boga należące.
Ostatnio byłam na rozmowie duszpasterskiej z naszym proboszczem, była piękna, długa spowiedź; modliliśmy się o łaskę przebaczenia dla mnie względem mojego męża, kochanki i teściowej (teraz mi doszedł jeszcze teść po wczorajszych akcjach) i potem mi ksiądz powiedział, że właśnie teraz będę atakowana przez złe duchy, więc gdy tylko złe myśli mi się pojawią, powinnam odmówić modlitwę: "Panie Jezu, wyrzekam się wszelkich złych duchów. Zabierz je teraz pod Swój Krzyż i zrób z nimi, co zechcesz, a mnie - córkę Twoją - ochroń przed ich wpływem. Wzywam Cię, Panie, na pomoc; niech będzie chwała i dziękczynienie Bogu Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu!"
Mówię i mówię, i mówię - pomaga.
Ostatnia noc była ciężka - mocowałam się jak Jakub - teraz już rozumiem dobrze tę historię biblijną - moje zwątpienie przeciwko zawierzeniu Bogu. Łzy, płacz, cierpienie, skarga do Pana. A rano znowu modlitwy o uwolnienie od złych duchów. W południe - nadzieja w Panu. Po południu - uświadomienie sobie, że do życia w pokoju powołał mnie Chrystus i decyzja w pewnej ważnej kwestii. Wieczorem - spokojna u rzeczowa rozmowa z mężem, nawet parę rzeczy udało się ustalić.
Chwała Panu!
utka2 [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-13, 23:48
Chwała Panu!
parvati [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-20, 13:46
Och, wczoraj trudny wieczór, trudne emocje....
Ja w pracy, a mąż zabrał dzieci na cały dzień do kochanki - byli u niej z jej rodziną, ubierali tam razem choinka - no rodzinka normalnie.... Wrócili z torbami prezentów i z kubkiem lukru, po czym mąż zasiadł z synem do składania domku piernikowego sprezentowanego przez kowalską.
Powiedziałam, że nie toleruję tego w moim domu, że niech to sobie robi tam, jak już musi. On na to zaczął mnie atakować, że ja powoduję kłótnie, które odbijają się na dziecku; że ja dla własnego ja potrafię zrobić wszystko (ciekawe, co takiego... że odważyłam się zaprotestować przeciwko przekraczaniu moich granic?), że ja wciągam dzieci w swoje herezje (to o religii pewnie).
Zmieniłam się ostatnio - pracuję nad sobą, podczas wymiany zdań nie odpowiadam złością i wybuchami, tylko mówię spokojnie i rzeczowo - i on wykorzystuje to przeciwko mnie, mówiąc, że zrobiłam się dziwna, że ktoś mną steruje, że patrzę się jak idiotka, że jestem fałszywa i on ma tego dosyć. Ja na to mu odpowiedziałam, że on przekracza w tej rozmowie moje granice, więc nie pozwolę się obrażać i nie będę rozmawiać i wychodzę. Ubrałam się i chciałam wyjść - nie pozwolił mi iść, bo miał zaraz wychodzić do pracy. Nie ustąpiłam, koniec końców to on ubrał się i wyszedł do tej pracy.
I taki klimat przedświąteczny
Odkąd zaczął się ten romans, niekiedy nie ppoznaję mojego męża - gdy ja zaczynam komunikować swoje potrzeby i stawiać granice (a do tej pory niestety miałąm z tym problem), to wylewa się z niego taka złość, jakby normalnie sam przez niego przemawiał. Taka ciemna strona wychodzi z niego, aż jestem zdziwiona tą nienawiścią. Czy to grzech tak niszczy człowieka?
Nieraz jest normalny, a nieraz z niego wyłazi......
Chwilami nie mam już sił........
AniN [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-20, 18:08
Kochana Parvati,
głowa do góry. Tak chyba wygląda droga zdrowienia małżeństwa: raz góra raz dół.
Zdradziciel jest raz po jednej jasnej stronie raz po drugiej- ciemnej. I ciągnie tą linę na swoją stronę wszystkimi metodami. A Bóg spokojnie, opanowanie i daje czas.
Czytając wpisy na forum - każdy związek przechodzi ze stanu spokoju , stagnacji w nagły atak i spór. Nie wiem czy można zrobić coś by było inaczej? Może bardziej doświadczeni nam podpowiedzą?
Mój mąż zachowuje się identycznie. Jednego dnia uśmiechnięty, zrelaksowany, rozmawia rzeczowo i spokojnie. Następnego dnia zachowuje się jak granat bez zawleczki- wystarczy jedno zdanie lub ton i wybuch, atakuje, oczernia. Niestety nie zawsze udaje mi się zachować spokój i uniknąć wciągnięcia w awanturę, a potem żałuję. Jak sobie analizuję to zawsze dam się wyprowadzić z równowagi o spór o rzecz dla mnie istotną lub bolesną jakby doskonale wiedział gdzie i w co uderzyć.
Mąż teraz zmienił taktykę, ma mi za złe że mówię znajomym iż nas opuścił i dla kogo. Już praktycznie nic nie mówi o sobie, ani o swoich poczynaniach, o kochance też. Ja zmieniłam zdecydowanie się też wobec niego i staram się go ignorować, grzecznie a rzeczowo ustalam tylko najpotrzebniejsze rzeczy i też nic o sobie nie mówię, a nawet nic o tym co w domu i nie pytam. Wiem, że pyta dzieci.
Już chyba 10 razy zmieniał decyzję co do Wigilii, czy będzie u nas czy nie. Po ostatniej awanturze powiedziałam, że ma się zdecydować i mnie powiadomić. Mota się chłop, bo kochanka zostaje sama, bez dzieci, a rodzina nie akceptuje tego co zrobiła. Mój mąż też nie ma gdzie iść, teściowa wyjeżdża, więc będą świętować sami i " upajać się wolnością i miłością, która ich połączyła".
Jak się zdecydował, że wyprowadza się na koniec listopada, to perspektywa Świąt wyglądała dla mnie jak dramat. Teraz im bliżej, robię swoje, przygotowuję, sprzątam, będę piekła pierniki i czasami łza mi popłynie, ale w głębi duszy wiem, że po coś to jest. Mój mąż musi doświadczyć tęsknoty za tym co było, za tym co znane, co zawsze było dla niego oczywiste, za domem pachnącym potrawami i głośnym radością dzieci.
Nie zazdroszczę obojgu. Będą wspierać się w swojej samotności i tęsknocie. Nawet kowalska, która porzuciła dzieci chyba odczuje ich brak w Wigilię....
Postaraj się Kochana nie myśleć za dużo. Wbij się w ferwor przygotowań. też upiecz pierniki, kup dzieciom pisaki i perełki do ich zdobienia. Zabawa będzie super, a piękniejszych pierników na pewno nie mieli u kowalskiej. A lukier wylej, bo może z arszenikiem?
Mąż pewnie otrzeźwieje i choćby dla dzieci będzie chciał przyjść na Wigilię. Ściskam Cie mocno i ramionami i modlitwą
parvati [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-29, 14:50
Ech, od kilku dni mam huśtawkę emocjonalną - raz mam nadzieję i wierzę Panu, a raz myślę, że już nic nie będzie dobrze,skoro do takich rzeczy dochodzi....
Mąż nie przyszedł na Wigilię ani do mnie i dzieci, ani do swoich rodziców. Generalnie ze mną w święta czasu nie spędził, tylko głównie z kowalską i jej nastoletnimi dziećmi.... Ale najgorsze było to, że zabrał synka, żeby nocował u babci, a okazało się, że był z nim na noc u kochanki i dziecko widziało, jak tata poszedł spać do łóżka z ciocią,a on sam został położony w drugim pokoju do łóżka z inną ciocią, czyli córką kowalskiej...
Dla mnie sytuacja, w jakiej zostało postawione moje dziecko jest niedopuszczalna; do tego stopnia, że zapowiedziałam mężowi, że skoro nie potrafi sie ze mną dogadać, to sprawę jego widzeń z dziećmi będzie musiał rozstrzygnąć sąd rodzinny. Póki co podjęłam decyzję, że muszę zrezygnować z pracy w weekendy, żeby moje dziecko nie spotykało się z tamtą kobietą i nie widziało pseudorodzinnej sielanki, jaką uprawia mój mąż. To się moze skończyć moim zwolnieniem z pracy....
Łamię się coraz bardziej; cierpię z poowdu tego, że mój mąż w sowje cudzołóstwo wciągnął dziecko i nie widzi w tym nic złego....
Nie wiem, jak do niego dotrzeć
mam w sobie lęk przed stanowczymi krokami typu sądy, ale chyba nie będę miała wyjścia, jak inaczej nie da rady....
na razie planuję na spokojnie i po ludzku porozmawiac z nim w neutralnym otoczeniu na temat "poukładajmy rozrzucone klocki po naszym małżeństwie, ustalmy jak ludzie swoje granice i zasady dla dobra dzieci, spiszmy iumowy, zróbmy to w obecności notariusza i mediatora rodzinnego, a potem żyjmy w poprawnym stunkach dla dobra dzieci"
Tylko to przychodzi mi do główy. Co myśłicie?
JolantaElżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-29, 15:26
parvati napisał/a:
Ech, od kilku dni mam huśtawkę emocjonalną - raz mam nadzieję i wierzę Panu, a raz myślę, że już nic nie będzie dobrze,skoro do takich rzeczy dochodzi....
Mąż nie przyszedł na Wigilię ani do mnie i dzieci, ani do swoich rodziców. Generalnie ze mną w święta czasu nie spędził, tylko głównie z kowalską i jej nastoletnimi dziećmi.... Ale najgorsze było to, że zabrał synka, żeby nocował u babci, a okazało się, że był z nim na noc u kochanki i dziecko widziało, jak tata poszedł spać do łóżka z ciocią,a on sam został położony w drugim pokoju do łóżka z inną ciocią, czyli córką kowalskiej...
Dla mnie sytuacja, w jakiej zostało postawione moje dziecko jest niedopuszczalna; do tego stopnia, że zapowiedziałam mężowi, że skoro nie potrafi sie ze mną dogadać, to sprawę jego widzeń z dziećmi będzie musiał rozstrzygnąć sąd rodzinny. Póki co podjęłam decyzję, że muszę zrezygnować z pracy w weekendy, żeby moje dziecko nie spotykało się z tamtą kobietą i nie widziało pseudorodzinnej sielanki, jaką uprawia mój mąż. To się moze skończyć moim zwolnieniem z pracy....
Łamię się coraz bardziej; cierpię z poowdu tego, że mój mąż w sowje cudzołóstwo wciągnął dziecko i nie widzi w tym nic złego....
Nie wiem, jak do niego dotrzeć
mam w sobie lęk przed stanowczymi krokami typu sądy, ale chyba nie będę miała wyjścia, jak inaczej nie da rady....
na razie planuję na spokojnie i po ludzku porozmawiac z nim w neutralnym otoczeniu na temat "poukładajmy rozrzucone klocki po naszym małżeństwie, ustalmy jak ludzie swoje granice i zasady dla dobra dzieci, spiszmy iumowy, zróbmy to w obecności notariusza i mediatora rodzinnego, a potem żyjmy w poprawnym stunkach dla dobra dzieci"
Tylko to przychodzi mi do główy. Co myśłicie?
Ja też bym moim dzieciom na to nie pozwoliła. Popieram. Są inne zdania na ten temat, ale moje jest takie. Oczywiście trzeba to zrobic w taki sposób, żeby dziecka nie poranić dodatkowo, ale sama ide dla mnie jedyna.
monis [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-29, 15:34
parvati napisał/a:
na razie planuję na spokojnie i po ludzku porozmawiac z nim w neutralnym otoczeniu na temat "poukładajmy rozrzucone klocki po naszym małżeństwie, ustalmy jak ludzie swoje granice i zasady dla dobra dzieci, spiszmy iumowy, zróbmy to w obecności notariusza i mediatora rodzinnego, a potem żyjmy w poprawnym stunkach dla dobra dzieci"
To dobry pomysł. Zabezpiecz dzieci i siebie. A także omów zasady kontaktów ojca z dzieckiem. Wypracujcie jakiś kompromis.
I pamiętaj o dobru dziecka. Ono nie jest winne, że tata znalazł sobie kowalska.....
AniN [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-29, 22:26
Parvati, ja jeszcze przed wyprowadzką męża powiedziałam mu, że mój bezwzględny warunek to to, by widywał się z dziećmi, spędzał wakacje bez obecności Kowalskiej. Udało mi się wydusić z niego podpis pod takim oświadczeniem. Też zaproponowałam mu wizytę u notariusza i podpisanie intercyzy, oświadczenia o wysokości płatności na dzieci do których się zobowiąże oraz właśnie oświadczenia o kontaktach z dziećmi. Stwierdziłam, że do końca roku dam z tym spokój, bo sprawa jest świeża i chciałam spokojnie przejść przez Święta.
Myślę, że pomysł jest dobry, jednak adwokat z którym się kontaktowałam poradził mi, bym do notariusza przyszła już z gotowymi ustaleniami jeśli się da, a jak nie to można pomóc sobie poprzez mediatora.
Też nie zgodziłabym się na kolejna wizytę dziecka, gdyby mój mąż zachował się jak Twój i jeszcze położył syna spać w obcym domu z obcym dzieckiem. To niedopuszczalne. Powiedz mu, czy pomyślał i w którym momencie o psychice dziecka? Nie mógł się z nim położyć sam? Ten jeden raz kowalska by zwiędła z tęsknoty, wiedząc, że śpi obok w pokoju ze swoim synem?
Ci nasi mężowie to już rozumy postradali.
parvati [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-29, 23:07
Ja też się wybieram do notariusza, tylko najpierw muszę włąśnie z mężem poczynić owe ustalenia - na jedno spotkanie nie przyszedł, bo "w pracy gorący okres". Odpuściłam, bo było to przed świętami; teraz ma się odezwać, ale na razie cisza, mam nadzieję, że po nowym roku zjawi się u mnie w pracy w tej sprawie - o ile jeszcze będę pracować, bo mogą mi podziękować, skoro nie będę dyspozycyjna w weekendy
To oświadczenie o kontaktach bez kowalskiej to tez u notariusza podpisałaś? Jaką to ma moc? Jak będzie egzekwowane, sprawdzane?
Mam do męża ogromny żal za to, że nie położył się sam z synem - a wiem, że zawsze lubili taki kontakt; syn byłby szczęsliwy, bo tęskni za nim. Ale nie, wolał pójść spać z kowalską, a syna położyć z 18-letnią panną. Jakby matka nie mogła spać z córką.... I on jeszcze ma czelność zwierzać się szwagierce: Wiem, że to niemoralne, ale robię to dla szczęścia dziecka, bo on się tam ze mną dobrze czuje.... Bezczelność.
Opanowałam się na tyle, że nie wdawałam się w dyskusje, tylko zapowiedziałam, że już więcej syna nie zabierze do tej kobiety, a sprawę może rozstrzygnąć sąd rodzinny. Zrezygnuję z pracy w weekendy, trudno - jeśłi stracę tę pracę, to będzie płacił na mnie alimenty. A onn zapowiedział, że nic na mnie nie zapłaci.
No nic, emocje trochę opadły - czekam na spotkanie w sprawach finansowych, zobaczymy, co on powie na mediatora i notariusza i na to wszystko. Do sądu nie chcę iść, ale będę musiała, jeśli się nie dogadamy.
Cały czas mam w sobie jeszcze strach przed takimi rozwiązaniami, bo myślę, że to przeważy szalę i znienawidzi mnie i jeszcze bardziej przysunie się do kowalskiej (a święta pokazały, że jest pod coraz większym jej wpływem, niestety). Z drugiej strony, ja tak jak Ty, Aniu, uważam, że jeśli ma wrócić, to tylko nawrócony - z innym nie będę odbudowywać związku, to mój warunek. Pytanie tylko: czy mimo nawrócenia on przebaczy mi te wszystkie działania?
A tak w ogóle co myślicie o podejściu "rozstańmy się w przyjaźni"? Zakładając, że granice i sprawy formalne są ustalone zgodnie z oczekiwaniami stron i dobrem dzieci. Czy jest ktoś na forum, kto w poprawnych stosunkach i kulturalnie funkcjonuje ze zdradzającym małżonkiem? Bo ja jestem w stanie sobie to wyobrazić, z zastrzeżeniem, że wyraziłam jasno i dobitnie swoje zdanie dotyczące jego cudzołóstwa (że to grzech i krzywda dla rodziny), natomiast nie pouczam, nie wzbudzam wyrzutów sumienia, nie szarpię się, nie stawiam wymagań, których on i tak nie chce spełnić, tylko mówię: jesteś wolny, Twoje sumienie, i nie przeszkadzajmy sobie żyć, skoro nie jesteśmy w stanie teraz się spotkać....
Da się tak?
Bo wiecie - człowiek oszczędza sobie w ten sposób nerwów (w końcu do życia w pokoju powołał nas Pan),a i jeśłi kiedyś może może miałoby coś się odrodzić, to raczej nie z darcia kotów...
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-30, 14:34
parvati napisał/a:
A tak w ogóle co myślicie o podejściu "rozstańmy się w przyjaźni"
nie czytałam jeszcze o takim przypadku na forum, ale nie wykluczam że ktoś żyję w przyjaźni z mężem po rozstaniu....
ja bym sobie zadała pytanie czy taka osoba która oszukuje, kłamie, lawiruje między dwiema kobietami, krzywdzi dzieci, może być moim przyjacielem.....?
widzę parvari że boisz się swoim stanowczym działaniem spowodować większy rozłam w małżeństwie
ale będąc "miękką" tracisz resztki szacunku w oczach męża, bo wtedy on jeździ po Tobie jak mu się podoba, a Ty wtedy wylewasz tu żale
masz świetne pomysły co powinnaś zrobić, pozostaje je tylko wcielić w życie, jak najszybciej....
trzymaj się dzielnie i niech Bóg Cię prowadzi
parvati [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-30, 15:01
[quote="landis85"]
parvati napisał/a:
ja bym sobie zadała pytanie czy taka osoba która oszukuje, kłamie, lawiruje między dwiema kobietami, krzywdzi dzieci, może być moim przyjacielem.....?
Wiesz, nie chodzi o przyjaźń jako najwyższą formę miłości. Chodzi o niedarcie kotów ze sobą, raczej może koleżeństwo, poprawne stosunki czy jak to tam nazwać. Oczywiście, że przynjam,niej jedna strona wolałaby związek partnerski. ale nieraz się po prostyu nie da - obie lub jedna ze stron nie są gotowe; za dużo się stało,z a wiele do wybaczenia itp, itd. I co wtedy? Lepiej drzeć ze sobą koty czy żyć w pokoju, załatwiając możliwie jak janklulturalniej sprawy formalne? Domyślam się, że to strasznie ciężkie emocjonalnie, kiedy łaczyło nas tak dużo i targały nami silne emocje. Ale może się da, kiedy na razie nie da się inaczej...?
Czy taki ktoś może być moim kolegą...? Trudne pytanie - ale muszę starać się patrzeć na męża bożymi oczami. To przychodzi wraz z przebaczeniem - nie jest już dla mnie tylko krzywdzicielem, lecz również cżłowiekiem zagubionym, w mocy zła, który przecież może się nawrócić. Ale ja go do tego nie zmuszę, co nie znaczy, że cały czas mam go łąjać batem po plecach - nie jestem Bogiem, co osądza jego sumienie.
landis85 napisał/a:
widzę parvari że boisz się swoim stanowczym działaniem spowodować większy rozłam w małżeństwie
ale będąc "miękką" tracisz resztki szacunku w oczach męża, bo wtedy on jeździ po Tobie jak mu się podoba, a Ty wtedy wylewasz tu żale
masz świetne pomysły co powinnaś zrobić, pozostaje je tylko wcielić w życie, jak najszybciej....
tak, to prawda, jeszcze się boję
ale już zaczynam stawiać granice - wzbudza to złość, a nawet wściekłość u mojego męża
Mój plan ugód przed mediatorem/notariuszem może się nie powieść - wtedy będę zmuszona faktycznie iść do sądu. Jeszcze po cichu liczę na to, że uda mi się dogadać z mężem....
Jak to wszystko pogodzić ze szczerą rozmową, w której dokonam aktu ekspiacji i przyznam przed nim i sobą samą, że miałam duży udział w kryzysie? W którym przeproszę za wszystko, o czym miałam świadomość, że go krzywdziłam? I ani nie napiszę słowa usprawiedliwienia, ani nie będę przerzucać winy na niego, ani w ogóle nie będę pisać o nim?
Jak to wszystko poukładać?
Pytanie do Pana Boga
AniN [Usunięty]
Wysłany: 2015-12-30, 17:58
Parvati, ja emocjonalnie jestem na identycznym etapie, co Ty. Też z jednej strony nie chcę zaogniać sytuacji i wolałabym się polubownie dogadać. Z drugiej strony odrobiłam "lekcje" i zrobiłam rachunek sumienia, czym przyczyniałam się do kryzysu, czym raniłam męża. Myślę, że mój mąż nie jest gotowy na przyjęcie moich przeprosin, bo jak mu wspomniałam już w jednej z rozmów, że wiem, że on też mógł się czuć zraniony moim postępowaniem to podszedł ł do tego obojętni. Raz tylko zapytałam go czy ja może czegoś nie zauważyłam, coś zlekceważyłam nie widząc jego walki o nasz związek? On szczerze i spokojnie powiedział wtedy, że wie, że go kocham i że widział moje starania a sam nic nie zrobił od 10 lat by to małżeństwo umocnić, by było lepiej. Cenne i to, ale nic z tego wyznania nie wynika.
Dobrze, że zdał sobie z tego sprawę i tyle. Mnie utwierdził, że moja walka była tylko jednostronna i nie mogło to się inaczej skończyć jak rozpadem...
Co do oświadczenia o zasadach widywania dzieci, to napisałam to odręcznie i podpisał, ale będę chciała to mieć również w formie dokumentu notarialnego. Uprzedzę go tym. Mój adwokat mówił, że nie ma to mocy wiążącej, ale przy ewentualnym rozwodzie lub sprawie o kontakty z dziećmi może być wzięte pod uwagę. Ja napisałam w tym piśmie, że zasady moralne kowalskiej są diametralnie różne od mojego systemu wartości i nie życzę sobie, by taka osoba kontaktowała się i miała jakikolwiek wpływ na wychowanie moich dzieci.
W styczeń daje sobie na ustalenia z moim mężem, a w lutym idę do notariusza lub prawnika. Na razie mój mąż twierdzi, że "rozwód nie jest mu do niczego potrzebny, bo on zawsze mówił, że się już nigdy nie ożeni. A kowalskiej albo to odpowiada albo nie". ja już w nic nie wierzę, bo kowalska robi z nim co chce i za chwile dowiem się, że się szykuje do ślubu.
Kocham męża- tak, chcę by wrócił nawrócony- tak, ale zabezpieczyć dzieci i siebie muszę. Tez mam obawy, że go to upewni, że dom już nie jego, rodzina- nie jego i musi sobie układać na stałe nowe życie. Spodziewam się emocji i walki przy ustaleniach, ale cóż...
Dobrze byłoby usłyszeć głos nawróconego męża po takich przejściach, jak on to odbierał?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.