Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
A to co w pierwszym cytacie piszesz to co to jest jak nie wiara?
Nie będziesz gorąco praktykującym? Oj czuję, że się jeszcze zdziwisz
To jest wiara, dosc mocna nawet, ale nie calkowita. Wiem to i czuje, wiem ze kazdy wierzacy watpi, ale pamietam chwile z przeszlosci kiedy watpilem duzo mniej. Ten powrot potrzebuje czasu aby byc takim jak trzeba.
Jesli chodzi o praktykowanie - nie bede czarowal - nie jestem i nie bylem "fanem" "klepania" modlitw (zmawiam wlasciwie tylko "Ojcze Nasz" plus normalna modlitwa wlasnymi slowami), rola i znaczenie Matki Boskiej w kociele katolickim jest wg mnie grubo przesadzona, nie jestem tez zwolennikiem wszelkiej masci swietych miejsc (chociaz najwazniejsze w Polsce odwiedzilem), swietych obrazow, podobnie ma sie ze swietymi (aczkowliek rozumialbym, gdyby byly to osoby niemal nieskazitelne (jasne jest, ze jako ludzie wszyscy jestesmy grzeszni, niektorzy sa blizej idealu, ale wiadomo jak to w przeszlosci ze swietymi i ich nominacjami bywalo), a stawiane jako wzory do nasladowania, nie modlenia sie nawet o posrednictwo w jakichs sprawach)...sporo tego jest.
Mimo wszystko, to sa sprawy ktore nie powinny mnie tak od Boga odciagnac, jak to sie stalo. Lenistwo, egoizm, bunt przeciw pewnym sprawom (a sam przeciez rowniez blisko nieskazitelnosci nie jestem i nie bylem)...itd. itp.
Paradoksalnie to zabrzmi, ale gdyby nie bylo celibatu, podejrzewam, ze mimo calego buntu, z dosc wysokim prawdopodobienstwem bylbym ksiedzem (oczywiscie nie wiem, czy dobrym, ale marzenie i silne powolanie do zalozenia rodziny wykluczyly rozwazania tej drogi). Ale tak jak pisalem - nigdy nie mow nigdy ;) (o praktykowaniu, bo czlowiek i jego poglady sie przeciez zmieniaja).
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-22, 22:51
Pavel napisał/a:
Dlatego, ze widze braki wiedzy i świadomości. Nie mozna bazować na instynkcie i braku jakiejkolwiek wiedzy (poza doświadczeniami osob ktore tez jej nie mialy). Podejscie ze czas wszystko pokaze, bez starań, aby pomoc szczęściu uwazam za trace je szansy
TY widzisz braki wiedzy i świadomości. A żona?
A co jeśli, żona mimo tego nic zrobić nie zechce? Potrafisz to przyjąć i nadal mimo tego ją kochać? Potrafisz przyjąć tę jej słabość, lub niechęć do robienia czegokolwiek i nie naciskać, kochając ja mimo tego?
Wybacz Paweł, ale pisze z doświadczenia własnego kryzysu małżeńskiego i wiem, że tak być może, ze naciski mogą raczej oddalić aniżeli przybliżyć.
Jesteś w stanie nie naciskać i poczekać na żonę okazując jej przy tym miłość?
Mrówka [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-22, 22:59
Paweł zastanów się czy nie jest tak, że wyrosłeś w pewnym konkretnym wyobrażeniu o praktykach religijnych które zniechęcają Cię :) np. może myślisz że modlitwa swoimi słowami i odmawianie Ojcze nasz to za mało? Pan Jezus jednej modlitwy nauczył - właśnie Ojcze nasz - to może Ci w zupełności wystarczać (może kiedyś 'zgłodniejesz bardziej'). A modlitwa własnymi słowami - dla mnie najlepsza na świecie. Warto wiedzieć że Kościół też jest przeciwny 'klepaniu' modlitw - dlatego takie bogactwo form.
Może pora poszukać i zobaczyć czy nie tkwisz w karykaturze chrześcijaństwa?
http://www.radiorodzina.k...chrzescijanstwa http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/ - tutaj pozycje o.Salija - 'szukającym dorgi' czy 'pytania nieobojętne'.
Polecam zacząc od czytania Pisma św i spowiedzi. Tyle wystraczy - nie musisz 'klepać' 5 różańcy dziennie :P
PS co do świętych to taka moja refleksja - bardzo lubię zyciorys św Pawła - koleś ostro nawywijał a Chrystus wszytsko mu wybaczył, św Piotra - tyle się razy zaparł a i tak dostał Ducha św i został głowa Kościoła i św Augustyna - a najbardziej to Pana Jezusa że nas tak kocha i tyle daje szans i że mimo słabości możemy dojść do świętości z Jego łaską :)
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-22, 22:59
Pavel napisał/a:
Poza tym, wiedząc o jej przeszłości, odczuwając jej skutki na własnej skórze, widzac i wiedząc, ze to czyni ja nieszczęśliwa, pownienem tylko sie modlić i czekac?
Szczerze?
Czasem tak jest, że pozostaje TYLKO lub AŻ modlitwa, czkanie i okazywanie miłości małżonkowi w sposób dla niego zrozumiały.
To jest jeden ze sposobów rozwiązywania trudnych relacji, przedstawiony na proponowanej ci płycie o. Szustaka. Jak dla mnie, najtrudniejszy. Niestety on właśnie stał się moim udziałem. Dopiero od momentu przyjęcia go (zgodzenia się na niego, na to, ze to nie ja a Bóg zrobi) i stosowania wszystko zaczyna się układać.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-22, 22:59
Pavel napisał/a:
Mam czekac az zona sama na taki pomysl wpadnie albo nie?
Tak.
Czasem jest tak, ze dopiero kiedy osiągnie się własne dno cierpienia, bólu, niemocy, jest się od czego odbić i jest motywacja, aby to zrobić. Ty najprawdopodobniej już to własne dno osiągnąłeś, Twoja kuzynka również. A żona?
Ja swoje dno osiągnęłam 4 lata temu. Mój mąż w tym roku. Wiem jaki jest to ból kiedy się patrzy na małżonka jak się szamoce i cierpi, samemu znając rozwiązanie, którego jednak on przyjąć nie chce, zwłaszcza od Ciebie. Wiem również jakie jest to poczucie niemocy, kiedy nic z tym zrobić nie możesz, bo cokolwiek zrobisz, to pogorszysz, a nie poprawisz sytuację.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-22, 23:05
Pavel napisał/a:
Po co wiec nam ta wiedza i specjaliści?
Żebyśmy sami wiedzieli jak postępować i co robić aby siebie naprawić byśmy byli przygotowani gdy już małżonek dojdzie do tego punktu, w którym my jesteśmy i zechce naprawiać również.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-22, 23:12
Pavel napisał/a:
Wiara w Boga nie wyklucza czynnej pomocy,
Oczywiście, ale pomaga także dostrzec kiedy jednak dla dobra małżeństwa należy się na chwile zatrzymać, pomaga dostrzec "biedę" i słabości drugiej strony oraz pokazuje jak je otoczyć miłością i nie wyrządzać krzywdy własnymi "chciejstwami", typu "tu i teraz tak ma się to właśnie odbywać". Przede wszystkim uczy CIERPLIWOŚCI, MIŁOŚCI i SZACUNKU względem drugiej osoby, dlatego warto się w nią (wiarę) zagłębiać
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-22, 23:15
Pavel napisał/a:
arogancja byloby sadzić, ze wiemy w jaki sposob Bog chce nam pomoc. Ja działam w zgodzie z własnym sumieniem chcac pomoc. Nie mysle o sobie, aczkolwiek o sobie rowniez. Bo chce byc szczęśliwy, nawet jesli droga do szczescia ma prowadzić trudna droga. Jak trudna - to wola boża
Arogancją jest twierdzić, ze sami wiemy jak to zrobić, nawet jeśli robimy to w zgodzie we własnym sumieniem, ze szczerą chęcią pomocy.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-22, 23:32
Co do kwestii praktyk religijnych, Matki Bozej, świętych...
Ja, mimo otrzymania wszystkich sakramentów we właściwym czasie, nie zostałam w ogóle wychowana ani w wierze, ani religijnie. Rodzice ( a za tym ja i całe moje rodzeństwo) kościół oglądali przy okazjach chrzcin, I komunii św., bierzmowań i ślubów.
Swoją relację z Bogiem zaczęłam budować już jako dorosła osoba zaczynając od Syna, On zaprowadził mnie do Ojca, a potem obaj wysłali do Ducha Św. Nie modle się za wstawiennictwem ani Matki Bożej (zaburzona relacja, przeniesieni relacji z matką rodzoną), ani żadnych św, choć niektórych cenie sobie bardzo. Modle sie wprost do Ojca, Syna bądź Ducha Św modlitwami stricte do nich przeznaczonymi i własnymi słowami. Zapytałam ostatnio swojego spowiednika czy to źle. Powiedział mi, ze wręcz przeciwnie, ze świeci i MB sa nam pomocą jeśli nie potrafimy bezpośrednio zwracać się do Boga, jeśli odczuwamy potrzebę czyjegoś orędownictwa, wstawiennictw, Jeśli potrafimy bezpośrednio "rozmawiać" z Bogiem, to jest to najlepsza forma.
Po za tym JAK MAM UWIELBIAĆ BOGA przez kogoś trzeciego?
Ostatnio zmieniony przez zenia1780 2015-10-22, 23:38, w całości zmieniany 2 razy
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-22, 23:33
Przepraszam, ze tak wszystko poszatkowałam, ale wylogowuje mnie ciągle
Pavel [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-23, 00:04
zenia1780 napisał/a:
TY widzisz braki wiedzy i świadomości. A żona?
A co jeśli, żona mimo tego nic zrobić nie zechce? Potrafisz to przyjąć i nadal mimo tego ją kochać? Potrafisz przyjąć tę jej słabość, lub niechęć do robienia czegokolwiek i nie naciskać, kochając ja mimo tego?
Wybacz Paweł, ale pisze z doświadczenia własnego kryzysu małżeńskiego i wiem, że tak być może, ze naciski mogą raczej oddalić aniżeli przybliżyć.
Jesteś w stanie nie naciskać i poczekać na żonę okazując jej przy tym miłość?
Ja frustracje wyrzucam tutaj, zonie nie narzucam. I kocham ja nawet z tym wszystkim. Kochalem ja nawet tak oziebla przed slubem, conie oznacza, ze nie wolalbym aby byla ciepla i nie miala innych "dobrodziejstw" wynikajacych z dziecinstwa i wieku nastoletniego.
Mrówka napisał/a:
Paweł zastanów się czy nie jest tak, że wyrosłeś w pewnym konkretnym wyobrażeniu o praktykach religijnych które zniechęcają Cię :) np. może myślisz że modlitwa swoimi słowami i odmawianie Ojcze nasz to za mało? Pan Jezus jednej modlitwy nauczył - właśnie Ojcze nasz - to może Ci w zupełności wystarczać (może kiedyś 'zgłodniejesz bardziej'). A modlitwa własnymi słowami - dla mnie najlepsza na świecie. Warto wiedzieć że Kościół też jest przeciwny 'klepaniu' modlitw - dlatego takie bogactwo form.
Może pora poszukać i zobaczyć czy nie tkwisz w karykaturze chrześcijaństwa?
http://www.radiorodzina.k...chrzescijanstwa http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/ - tutaj pozycje o.Salija - 'szukającym dorgi' czy 'pytania nieobojętne'.
Polecam zacząc od czytania Pisma św i spowiedzi. Tyle wystraczy - nie musisz 'klepać' 5 różańcy dziennie :P
PS co do świętych to taka moja refleksja - bardzo lubię zyciorys św Pawła - koleś ostro nawywijał a Chrystus wszytsko mu wybaczył, św Piotra - tyle się razy zaparł a i tak dostał Ducha św i został głowa Kościoła i św Augustyna - a najbardziej to Pana Jezusa że nas tak kocha i tyle daje szans i że mimo słabości możemy dojść do świętości z Jego łaską :)
To nie dorastanie w konkretnym wyobrazeniu o praktykach. To wlasna obserwacja, zglebianie tematow, w koncu - wlasne przemyslenia. Odkad mialem 5 lat (dosc szybko nauczylem sie czytac), czytalem o Bogu, z poczatku Biblia dla najmlodszych, pozniej Biblia, katechizmy, historia, na koniec spojrzenie na katolicyzm z punktu widzenia innych religii chrzescijanskich. To od dziecka byl jeden z najbardziej interesujacych mnie tematow. I zwyczajnie, pewne sprawy mi sie nie podobaly od dziecka, inne doszly pozniej.
Nie widze nic zlego w tym, ze odmawiam niemalze tylko "Ojcze Nasz". Powod - ten o ktorym wspomnialas. Nie boli mnie to zupelnie, aczkolwiek chyba wzor praktykujacego katolika jest nieco inny ;)
Wciaz znam na pamiec wiele modlitw, mimo wieloletniego omijania kosciola. Ale nie podobaja mi sie albo w czesci, albo w calosci. Do rozanca jeszcze nie doroslem (chociaz tyle "zdrowasiek" przy moich pogladach byloby nie do pogodzenia - aczkolwiek zmawialem rozaniec przedwczoraj, w 1 rocznice smierci Taty (ale ze wzgledu na mame, ona tego potrzebowala - z poczatku byla to droga przez meke bo sluchajac, nie potrafilem skupic sie na wlasnej modlitwie, pozniej uspokoilem sie, przypominajac sobie, ze trzeba szanowac potrzeby innych, mimo ze moga byc inne niz moje, takie cwiczenie cierpliwosci).
Ja lubie niektore zyciorysy Swietych. Piotra i Pawla zwlaszcza, mialem na mysli tych Swietych, ktorzy za watpliwe zaslugi zostali "nominowani". Wiemy, ze tacy byli. Nade wszystko zas, chodzi mi o to, ze nie wyobrazam sobie modlic sie do nich, nawet jesli mialaby byc to "jedynie" prosba o wstawiennictwo. Modle sie tylko do Boga, badz Jezusa (wg KK sa jedna osoba, moje przemyslenia sa takie, ze to nie takie jasne i oczywiste. Duch swiety, jako czynna moc boza, duzo bardziej do mnie przemawia. Tak czy owak, jak widac, nie przyjmuje wszystkiego co glosi KK bez osobistej refleksji. W dodatku uwazam, ze mam do tego nie tylko prawo, ale i obowiazek. Bo bycie lemingiem to nie moja bajka.
zenia1780 napisał/a:
Pavel napisał/a:
Poza tym, wiedząc o jej przeszłości, odczuwając jej skutki na własnej skórze, widzac i wiedząc, ze to czyni ja nieszczęśliwa, pownienem tylko sie modlić i czekac?
Szczerze?
Czasem tak jest, że pozostaje TYLKO lub AŻ modlitwa, czkanie i okazywanie miłości małżonkowi w sposób dla niego zrozumiały.
To jest jeden ze sposobów rozwiązywania trudnych relacji, przedstawiony na proponowanej ci płycie o. Szustaka. Jak dla mnie, najtrudniejszy. Niestety on właśnie stał się moim udziałem. Dopiero od momentu przyjęcia go (zgodzenia się na niego, na to, ze to nie ja a Bóg zrobi) i stosowania wszystko zaczyna się układać.
Zgadzam sie. CZASEM tak jest, ze TYLKO i AZ to pozostaje. Ale dopiero, gdy ludzkie starania zawioda. Aczkolwiek, Wasze tego typu rady sklonily mnie do refleksji. Wstrzymam sie na przynajmniej kilka tygodni z nakierowywaniem zony na cokolwiek. Sam najpierw sobie postudiuje, pozniej postaram sie zainteresowac tym zone (aczkolwiek wiem, ze moje rozmowy o pewnych sprawach sklaniaja ja do refleksji). Ale moja wiedza jest faktycznie zbyt nikla, aby ja nakierowywac, poza tym, emocje musza jeszcze bardziej opasc. Ale i tak uwazam (moze to forma pychy badz czegos innego, ze sama modlitwa to za malo. Bog dal nam wolna wole i pewne instrumenty, aby z nich korzystac).
zenia1780 napisał/a:
Pavel napisał/a:
Mam czekac az zona sama na taki pomysl wpadnie albo nie?
Tak.
Czasem jest tak, ze dopiero kiedy osiągnie się własne dno cierpienia, bólu, niemocy, jest się od czego odbić i jest motywacja, aby to zrobić. Ty najprawdopodobniej już to własne dno osiągnąłeś, Twoja kuzynka również. A żona?
Ja swoje dno osiągnęłam 4 lata temu. Mój mąż w tym roku. Wiem jaki jest to ból kiedy się patrzy na małżonka jak się szamoce i cierpi, samemu znając rozwiązanie, którego jednak on przyjąć nie chce, zwłaszcza od Ciebie. Wiem również jakie jest to poczucie niemocy, kiedy nic z tym zrobić nie możesz, bo cokolwiek zrobisz, to pogorszysz, a nie poprawisz sytuację.
Jezeli osiagnalem dno, to za gleboko ono nie bylo ;) Bo teraz wiem, ze nawet gdybym nie gral w zadna gre, byl idealnym mezem (w moim starym rozumowaniu, bez swiadomosci naszych roznic i potrzeb etc. ), w najlepszym razie zylbym w nieswiadomosci prawdziwych uczuc zony wobec mnie.
Zona? wiem, ze sie nad taka wizyta u psychologa zastanawia, przeszkodami sa miejsce w ktorym zamieszkujemy, ograniczone fundusze oraz przede wszystkim fakt, ze zona nie wierzy, ze sie potrafi otworzyc, nie wie jak to mialoby jej pomoc (uwaza, ze tylko i az moglaby ewentualnie sie wygadac - nie zna i nie rozumie ewentualnych korzysci. Ja rowniez nie mam pojecia, jak to w rzeczywistosci w praktyce wyglada).
zenia1780 napisał/a:
Pavel napisał/a:
Po co wiec nam ta wiedza i specjaliści?
Żebyśmy sami wiedzieli jak postępować i co robić aby siebie naprawić byśmy byli przygotowani gdy już małżonek dojdzie do tego punktu, w którym my jesteśmy i zechce naprawiać również.
Wiem, mysle zbyt po ludzku. A co, jesli moja niewierzaca zona do tego czasu nie bedzie chcial nic naprawiac, probowac? Na chwile obecna chce, glownie ze wzgledu na dzieci, boi sie samotnosci, moze widzi tez dla nas jakas nikla szanse sama z siebie.
Czekanie moze to przekreslic, zwlaszcza ze sama mowila, ze nie bylaby w stanie tkwic w malzenstwie w ktorym nie bedzie mnie kochac, nie wiadomo jak dlugo. Przez to miedzy innymi, ze nie ma zadnej wiedzy, nie rozumie, ze takowa wiedza o zwiazkach, kryzysach i poznania czym tak naprawde jest milosc (nie zakochanie). Tak jak i przez to, ze w wyniku przezyc z dziecinstwa ma duze defekty emocjonalne.
Gdyby chodzilo tylko o nieufnosc wobec mojej zmiany, o przebaczenie - wtedy tak, praca nada samym soba i modlitwa. Ale geneza naszego gryzysu jest inna niz myslalem na poczatku. Moje grzechy i bledy spowodowaly ujawnienie sie prawdziwego problemu.
Pavel [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-23, 00:17
zenia1780 napisał/a:
Pavel napisał/a:
arogancja byloby sadzić, ze wiemy w jaki sposob Bog chce nam pomoc. Ja działam w zgodzie z własnym sumieniem chcac pomoc. Nie mysle o sobie, aczkolwiek o sobie rowniez. Bo chce byc szczęśliwy, nawet jesli droga do szczescia ma prowadzić trudna droga. Jak trudna - to wola boża
Arogancją jest twierdzić, ze sami wiemy jak to zrobić, nawet jeśli robimy to w zgodzie we własnym sumieniem, ze szczerą chęcią pomocy.
Trudno sie nie zgodzic. Tyle, ze ja nie wiem, dlatego miedzy innymi szukam pomocy tutaj :) Rad ogolnych, ale rowniez konkretnych sciezek. Wszystko biore sobie do serca, chociaz z niektorymi postami sie nie zgadzam. Moge jednakze nie miec racji i nawet te opinie z ktorymi sie nie zgadzam moga z czasem zakielkowac. O ile bedac szczerym (choc jestem zazwyczaj zawsze) niespecjalnie lubie nie miec racji (to mogliscie zauwazyc ;)), o tyle nie jestem niereformowalny i zaslepiony. W dodatku nie uznaje, ze mam monopol na prawde i racje. Dlatego dziekuje wszystkim ktorzy poswiecaja swoj czas na wpisy, dzielac sie wiedza, doswiadczeniem i opinia. Jestem wdzieczny za kazdy post.
hubcia576 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-23, 05:56
Pavel - jesteś na dobrej drodze
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-23, 08:46
Paweł, masz rację trzeba wskazywać, nakierowywać, rozmawiać, ale jednocześnie przyglądać się reakcjom drugiej strony. Jeśli jest jakiś opór, nawet tylko bierny, polegający na samym nic nierobieniu, lub wręcz zamykaniu się, to trzeba przestać to robić. Czyli po prostu zmienić brzydko mówiąc "taktykę" ( i nie mylić tego z manipulacją). Trzeba po prostu zacząć kochać druga stronę w sposób czytelny dla niej (o czym już nie raz pisałam, dlatego ta książka jest ważna), czasami stawiając granice (warto się zapoznać z tym czym one tak naprawdę są, na czym polegają i jak je stawiać, tu polecam "Granice w relacjach małżeńskich" http://www.vocatio.com.pl...&product_id=292 )
i być przy tym wszystkim szczerym w tym co się mówi i robi. Okazując dobrą i zdrową miłość drugiej stronie również możemy ją czegoś nauczyć. Przykład jest najlepszym nauczycielem.
Mówisz, że szukasz rad i pomocy. Przesłuchałeś konferencji o perle o. Szustaka, tam są konkretne rady i wskazówki. Zamówiłeś płytę? Tam tez są konkretne rady i wskazówki na rozplątywanie rożnych trudnych relacji. Wszystko w oparciu o Biblię. W Słowie Bożym są odpowiedzi na wszystkie pytania, czy szukasz tam?
Choćby z dzisiejszej Jutrzni:
Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym. I nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia. Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważanie - wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni. Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie.
Ef 4, 29-32
Czy zastanowiłeś nad tym czy twoja mowa buduje żonę, wyświadcz jej dobro, sprawia, ze czuje się ważna, kochana i przyjęta przez Ciebie, czy tylko wskazuje i uwypukla jej słabe strony i każe się z nimi rozprawić? Budujesz zonę słowem, gestem, czynem? Czy w swojej miłości jesteś miłosierny dla słabości i nieumiejętności żony?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.