Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wbrew pozorom lustro, bardzo ważne.
Każde działanie zaczyna sie od decyzji, w pełni swiadomej, przemyślanej decyzji. Aby taką decyzje podjąć trzeba w sobie uporzadkować pewnw kwestie, np. czy wazniejszy na ten momemnt jest dla mnie mój ból i to co w zwiazku z nim pierwsze przychodzi mi na myśl (czesto jak najwieksze oddalenie), czy wazne, mimo bólu jest dla mnie to malżenstwo. Czy nadal kocham malzonka pomimo bólu, czy może nie ma we mnie miłości (w tym ziemskim rozumieniu tylko tych dobrych uczuć, "motyli w brzuchu"), ale mimo jej braku chcę aby zaistniało to na nowo. Jeśli nasza decyzja nie bedzie wynikiem naszego wolnego wyboru, ale jkiegoś przymusu, to o wiele trudniej bedzie wychodziło naprawianie.
Zeniu
O ile wiem, a myślę, że się nie mylę, to sakrament małżeństwa nie daje takich wyborów.
I postawa wynikająca z sakramentu małżeństwa nie pozwala na takie dywagacje.
Tak ma być, taka powinność, taki porządek rzeczy...czy chce, czy na dziś nie chcę.
Czy nie takiej postawy oczekuje się i po drugiej stronie ? - kiepsko Ci w małżeństwie, to je naprawiaj, ulepszaj, ratuj, ale nie masz prawa na powiedzenie - nie chce mi się.
zenia1780 napisał/a:
Czy ty lustro nie stanełaś kiedyś przed takim wyborem? Czy nie wybrałas: tak, chcę wrócić do meża? Czy moze to było raczej: musze wrócić do męza? Czy sadzisz, ze mąz decydujac się na taką a nie inna postawe wzgledem Ciebie nie wybrał: tak, chcę to robić, czy może to z jego strony był przymus? Czy gdybyś zobaczyła w jego postawie przymus takiego dzialania, a nie jego wolny wybór, wróciłabyś?
Zeniu
To nie jest takie proste, jak Ci się wydaje.
Wróciłam, bo uznałam, że tak powinno być.
To był akt wolnej woli, ale wynikający z poczucia powinności. A nie z własnego chcenia w ramach "tak będzie mi dobrze".
Mam męża i moje miejsce jest przy nim, cokolwiek mi się na dany moment podoba, wydaje, chce czy nie chce...
Mój wybór był wtedy taki - tak, chce wrócić do męża, bo tak być powinno.
Motylki w brzuchu ? po 12 latach małżeństwa to one już dawno poleciały w siną dal...
o jakich motylkach mówimy?
pozostaje trudna i żmudna postawa miłości, która bardzo często na dany moment nie ma nic wspólnego z uczuciem miłości.
Budowanie od początku bez tego "łał", bez pozytywnych emocji...dobrze jak się choć lubimy a nie wkurzamy nawzajem z założenia.
Mój mąż chciał żebym wróciła, ale też był już daleko w krokach na zewnątrz.
To było mozolne, niejedno krotnie mało przyjemne, trudne budowanie. Z obu stron.
Elu
nie zaprzepaść szansy jaką masz Ty, Twój mąż, wasze małżeństwo...tylko z powodu bólu
ból jest na dziś wielki
ale co jest większe - ból czy wartość małżeństwa?
I niestety - na tym forum jedyna właściwa odpowiedź brzmi - ważniejsze jest małżeństwo.
Bo to forum katolickie.
A bycie katolikiem uwalnia od kilku wahań, bo zakłada jak powinno być. Którędy droga do Boga i do zbawienia.
Jacek-sychar [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-12, 14:13
Witaj Elu
Rozumiem Twoją sytuację. Pięć lat temu też byłem w takim samym położeniu jak Ty. Dowiedziałem się, że żona od roku mnie zdradzała. Straszny ból. Wszystko się załamało. Najpierw była moja wielka nadpobudliwość. Chciałem jakoś to naprawić. Pół roku mojej walki. Nic to nie dało. Potem był etap wycofywania się, apatii i depresji. Powoli, bardzo powoli z tego wychodziłem.
Dużo mi dało zrozumienie etapów przebaczenia (żałoby), tutaj:
http://www.katolik.pl/prz...546,416,cz.html
Twoja obecne małżeństwo w pewnym sensie umarło. Dlatego będziesz przeżywało żałobę po nim. Pewnie ciągle jeszcze jesteś na etapie niedowierzania. Potem przyjdą inne etapy.
Jeżeli uda Ci się uratować swoje małżeństwo, to nie będzie ono już nigdy takie samo. To będzie nowe małżeństwo. Wielu z tych, którym udało się uratować swój związek, tak to opisują, jako budowanie od nowa związku.
Pozdrawiam i utulam w Twojej samotności.
GregAN [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-12, 15:14
lustro napisał/a:
zenia1780 napisał/a:
Chcesz mimo bólu dac mu/wam szanse?
Zeniu
a co to za pytanie...na tym forum ?
Pytanie zasadne, nawet na forum katolickim.
Kościół Katolicki uznaje zdradę za tak istotne skrzywdzenie współmałżonka, że przyznaje zdradzonemu prawo do nawet dożywotniej separacji.
Chociaż zaleca pojednanie.
To zależy od stanu w którym jest zdradzony, etapu przechodzenia przez zdradę w którym się znajduje.
Od jego indywidualnych mozliwosci poradzenia sobie z faktem zdrady osoby której zaufał.
Można szukać pomocy, ale nic na siłę, nic z "obowiązku".
To proces który u jednych trwa krócej i innych dłużej.
Tak samo, nie jest powodem do hurraoptymizmu fakt, ze mąż nie chce odejść do kochanki.
To decyzja Eli - ocenić czy mąż zostaje w domu, bo chce się zmienić, jest szansa na to że nie powtórzy błędu, że 2 letni romans nic w nim nie zmienił, nie zostawił w nim śladów, nie będzie w nim tkwił choćby mentalnie przez najbliższy czas, co byłoby przeszkodą w budowaniu tego nowego związku o którym wspomniał Jacek-Sychar.
2 lata romansu to 2 lata oszukiwania.
W ciągu tych 2 lat, oszustwo stało się dla niego czymś bardzo normalnym.
Sam fakt, że chce zostać nie daje powodu do szczęścia i natychmiastowego przyjęcia go z otwartymi ramionami.
Inna sprawa dlaczego zaczął ten romans, jak to się stało, że potrafił oszukiwać.
Mówi, ze był idiotą - no to przynajmniej nie tłumaczy się :
- "ale to przecież miłość była, nie zgłupiałem przecież ale się zakochałem"
ela610 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-12, 18:56
Tak Zeniu, rozmawialiśmy kilka razy. Mówiłam (i spokojnie i przekleństwami) jak się czuję po tym co zrobił, jak mnie zawiódł, okłamał. Próbowałam zrozumieć dlaczego, nie potrafił odpowiedzieć - chwila zapomnienia a potem jakoś tak poszło. Dla mnie straszne jest to że nie próbował tego przerwać i gdyby nie przypadek to romans trwałby dalej.
Czego ja chcę ? Nie wiem. Z jednej strony zrobił coś obrzydliwego, niedopuszczalnego w moich wartościach (myślałam że w jego także), zaprzeczył miłości małżeńskiej i przysiędze. Z drugiej strony czegoś mi żal. Ale czego skoro ostatnie 2 wspólne lata były bardzo trudne ?
Teraz mówi że wszystko rozumie jaki błąd popełnił, jakim był idiotą. Żałuje że nie rozmawiał ze mną, nie mówił o swoich potrzebach, marzeniach i nie próbował mną się zaopiekować, zrozumieć. Ale czy to szczere czy tylko strach bo widzi że stracił wygodę i rodzinę ?
Dziękuję za wszystkie słowa otuchy. Nigdy nie pomyślałabym że w tej dramatycznej dla mnie sytuacji, mam powody do radości bo mąż chce do mnie wrócić i zacząć od nowa. Sama nie wiem jak do tego podejść. I rzeczywiście trudno mi dziś uwierzyć że to się jakoś może ułożyć.
GosiaH [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-12, 19:10
ela610, nie wiem czy to dobry pomysł.
Ale podzielę się moim doświadczeniem.
Ja byłam w innej sytuacji - mieliśmy sądowo "nakazane" mediacje.
I nam bardzo, ale to bardzo, pomógł mediator.
Przede wszystkim dlatego, że przekładał język męża na mój i odwrotnie.
Może ewentualne spotkanie z mediatorem by pomogło?
Nie radzę by tak zrobić.
Nie bierz tego jako pewnik, że zadziała.
Pomyśl. Przede wszystkim o tym, czego sama chcesz
ela610 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-12, 19:12
Właśnie, tak jak powiedział GregAN - 2 lata romansu to 2 lata oszukiwania.
W ciągu tych 2 lat, oszustwo stało się dla niego czymś bardzo normalnym. I czy będzie w stanie naprawdę się zmienić i nie wpaść powtórnie w taką sytuację w przyszłości ? Czy jego żal jest szczery ? To dla niego też szok i może pierwsza reakcja a nie szczery żal. Może próba ratunku.
Czy naprawdę da się uratować małżeństwo po takim kryzysie i takiej długiej zdradzie ? I można po tym wspólnie szczęśliwie żyć bez ciągłego przypominania sobie "co on mi zrobił". Dla mnie bliskość fizyczna to coś wyjątkowego, coś co zdarza się tylko gdy ludzie się kochają, nie pojmuję tego inaczej. A zdrada to inne podejście - chuć bez wartości i prawdziwej miłości. Obrzydliwe.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-12, 19:39
lustro napisał/a:
O ile wiem, a myślę, że się nie mylę, to sakrament małżeństwa nie daje takich wyborów.
lustro, nawet Bóg nie rości sobie prawa do odebrania nam wolności i prawa do własnych wyborów. Jednak z kazdym naszym wyborem zwiazane sa jego konsekwencje. Nie kazdy wybór prowadzi do Boga, ale żadnego znich Bog nie zabrania nam podejmować. Jeśli związalismy się sakramem, to on staje się naszą drogą do Ojca. Jesli w swojej wolności zdecydujemy sie w nim trwać i go wypelniac, to Bóg bedzie nas w tym wspierał. Da siły i mozliwości.
lustro napisał/a:
Mój wybór był wtedy taki - tak, chce wrócić do męża, bo tak być powinno.
Więc nie chciałaś wrócić do męża? Zrobilaś to z przymusu?
Czyżby?
lustro napisał/a:
Mój mąż chciał żebym wróciła, ale też był już daleko w krokach na zewnątrz.
Jakoś inaczej to dotąd przedstawialaś.
lustro napisał/a:
pozostaje trudna i żmudna postawa miłości, która bardzo często na dany moment nie ma nic wspólnego z uczuciem miłości. Budowanie od początku bez tego "łał", bez pozytywnych emocji...dobrze jak się choć lubimy a nie wkurzamy nawzajem z założenia.
To smutne lustro, ze tak to własnie czujesz.
Dla mnie okazywanie męzowi, mimo że trudne i pozbawine motylków jest wielką radością, mimo ciąglego kryzysu... dla Ciebie jak widać żmudną pracą. Czegoś jak widać zabrakło/brakuje.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-12, 19:46
ela610, Czy gdzieś wspolnie, albo ty sama, z tym problemem sie udaliście?
Co mąż w Twoim odczuciu powinien teraz zrobić, jak się zachować? Potrafisz to sprecyzować?
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-12, 20:27
Tak się składa, że Ela jest w nieco innej sytuacji niż np. Jacek...
Ela ma szansę uratować wszystko. Odbudować.
Ale jeżeli zapadnie się w sowim niedowierzaniu, żalu, poczuciu krzywdy, to bardzo prawdopodobne, że szansa przepadnie.
Empatia miła rzecz, ale empatia powinna być konstruktywna. Przynajmniej tutaj.
Czytając Elę można powiedzieć tak - 2 lata temu mąż znalazł kogoś innego...jako odskocznię ( tak przynajmniej pokazuje on sytuację i oby tak było)
czyli 2 lata temu w małżeństwie juz działo się kiepsko, bo gdyby było dobrze, to dla tamtej pani nie było by miejsca.
Ela
2 lata oszukiwania...a moze oszukiwania samej siebie ? Ela - nie widziałaś nic przez 2 lata...?
Powiedz - jeżeli nie pozwolisz na powrót męzowi i on w końcu poszuka sobie innego rozwiązania w postaci innej kobiety, to nie bedziesz miała do siebie żalu, że coś przepadło, bo pozwoliłaś temu przepaść...?
A co z dziećmi...?
Zeniu
Nie pisałam inaczej, zawsze pisałam o żmudnej pracy i to obojga, o postawie miłości bez miłości, o tym, że wróciłam, bo tak być powinno...
Nie wiem Zeniu w jakiej Ty jesteś sytuacji - Ty wróciłaś do męża?
Za o wiem, że powroty wcale nie są takie fajne jak się chce to widzieć i ja się tego oczekuje. I to nie tylko moje doświadczenia.
A skoro uważasz, że coś jest u mnie nie tak, bo piszę wprost o tym, to co jest nie tak?
GregAN
no i ok, cios był tak wielki, że została po nim tylko dożywotnia separacja - zgodnie z nauką KK
i to ma być ratowanie małżeństwa?
to od razu dajmy sobie wolne od pracy nad sobą, wybaczenia, naprawy itp
ela610 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-12, 21:00
LUSTRO - pytasz czy nic nie widziałam od 2 lat. Jasne że widziałam i czułam, nasze relacje się pogorszały już może od 3 lat, było mniej radości, czułości, wspólnoty. Wiedziałam że to nie jest to, ja nazywałam nasz związek "transakcją logistyczną" czyli krótkim omawianiem co kto kiedy ma załatwić i zorganizować. Oczywiście pomiędzy tym były fajne momenty, wieczory, wspomnienia, wakacje. Ale to były raczej epizody pomiędzy normalnością. I przez ostatnie 2 lata próbowałam go jakoś namówić do rozmowy, wspólnego wyjazdu, rekolekcji, czegokolwiek by przełamać tą szarość. Żadne z nas nie było szczęśliwe, ale nigdy w życiu nie pomyślałabym że mnie zdradzi. Naprawdę, i nie zauważyłam żadnych sygnałów zdrady (albo byłam taka głupia żeby ich nie rozpoznać).
Ja i chcę i nie chce jego powrotu. Boję się że to nie jest szczere, że te 2 lata tak go zmieniły że nie ma dla nas szans. Poradź co zrobić. I nie chcę tkwić non stop w żalu. Choćby ze względu na wspaniałe córki - chce żeby miały szcześliwą mamę.
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-12, 21:07
ela610 napisał/a:
.
Czy naprawdę da się uratować małżeństwo po takim kryzysie i takiej długiej zdradzie ? I można po tym wspólnie szczęśliwie żyć bez ciągłego przypominania sobie "co on mi zrobił".
Elu - da się.
Można po znacznie dłuższym i bardziej raniącym kryzysie, znowu stać się dobrym, kochającym się małżeństwem. Bez nieufności i bez rozpamiętywania. Choć to wymaga jednak sporo pracy od obu stron.
ela610 napisał/a:
Dla mnie bliskość fizyczna to coś wyjątkowego, coś co zdarza się tylko gdy ludzie się kochają, nie pojmuję tego inaczej. A zdrada to inne podejście - chuć bez wartości i prawdziwej miłości. Obrzydliwe.
Na ogół taka bliskość, to coś wyjatkowego i zdarza się kiedy ludzie się kochają.
Choć sprowadzenie do chuci w przypadku zdrady wydaje się być bardzo pomocne w "uporządkowaniu" i ukierunkowaniu myślenia i emocji.
jeżeli możesz Elu, zapytaj siebie, co nadal jest dla Ciebie najważniejsze
choć moze na to pytanie jeszcze nie jesteś gotowa
PS
piszemy równoczesnie :) nie skasowałam tego, co pisałam nim przeczytałam Twojego ostatniego posta
Dla jasności Elu - to ja zrdziłam mojego męża
trwałam w tym 4 lata, krótko w tajemnicy, potem już jawnie
mimo to wróciłam do męża, a on mnie przyjął
napewno też miał wątpliwości, czy będę wierna, czy to prawdziwe...
ale oboje postanowiliśmy sobie zaufać
bo ja też musiałam zaufać jemu
jeżeli mozesz, czujesz sie na siłach - daj szansę mężowi
pozwól mu wrócić, rzecz jasna wiernemu mężowi
dowiedz się od niego, co było nie tak, że popłynął ( na szczeście niedaleko)
oczywiście nie wszystko na raz i nie od razu
daj czas sobie...daj czas jemu...
Ostatnio zmieniony przez 2015-10-12, 21:14, w całości zmieniany 1 raz
ela610 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-12, 21:12
zenia1780 napisał/a:
ela610, Czy gdzieś wspolnie, albo ty sama, z tym problemem sie udaliście?
Co mąż w Twoim odczuciu powinien teraz zrobić, jak się zachować? Potrafisz to sprecyzować?
Wspólnie nie bo jesteśmy w zawieszeniu - ja nie wiem co zrobić, dać szansę ? Nie wiem jeszcze czego chcę. Sama idę do psychologa (wierząca osoba z doświadczeniem w kryzysach małżeńskich więc liczę że będzie sensownie). Ale to dopiero przede mną.
Nie mam pojęcia, mam pustkę. Cały czas widze go przez pryzmat zdrady i nic do mnie nie trafia. Jedyne co wiem to chciałabym cofnąć czas ....
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-12, 21:19
Elu
nie cofniesz czasu
ale możesz zyskać nowy, lepszy o doświadczenia starego
porozmawiaj z psychologiem ( to katolicki psycholog? - żeby Ci nie poradził czegoś głupiego, bo bywa i tak)
dobrze jest mieć kogoś mądrego z kim można rozmawiać w trudnym czasie
przepraszam za wtrącanie się w rozmowę z Zenią - moze mi Zenia wybaczy :)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.