Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Monika ja się buntuje przeciwko takim stwierdzeniom bo wiem ze mnie zaprowadziły do nikąd. Zranienia i mężczyzn i kobiet bywają tak samo skomplikowane i trudne, i tak samo proste dla Boga.A co do ciężaru wyjścia z kryzysu, odpowiadasz dokładnie za swoją połowę. Twój mąż nie jest dzieckiem za które odpowiadasz i które musisz usprawiedliwiać .
tez polecam listę zerty .
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-28, 10:58
Liste Zerty znam... Gorzej z praktyką.
meg-pl [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-28, 11:24
pewnie ,że każdy ma swoje granice Moniko..wiesz co mi pomogło? odpowiedzenie sobie na pytanie dlaczego aż tak mnie boli zachowanie męża, dlaczego rani mnie do żywego to co według niego nie jest złem ..u mnie to była urażona duma, złość, że z kimś mój mąż lepiej się czuje, rozumie, bawi, urażone ego..to ja nie jestem taka idealna? przecież ta kolezanka nie wyróżniała się niczym szczególnym..
nie mówię, że powinnam ślepo wierzyć i ufać we wszystko co mówi mi mąz..ale nauczyłam się, że nie mogę w każdym kontakcie męża z płcią przeciwną widzieć rywalki, po prostu moje zranione ego wyolbrzymia niektóre fakty i zamiast paprochu, który należy wyrzucić do kosza widzi olbrzymi kamień nie do ruszenia
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-28, 11:41
O tak. Jest dużo racji w tej urażonej dumie. Każda kobieta chce byc jedyna i najważniejsza dla swojego męża. Potem się robi głupoty jak tak nie jest
macko [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-28, 11:45
duzapanna napisał/a:
Nie musisz tego kupować. Pytanie, jeśli podważa moja postawę rezygnacji z własnych rozwiązań i oddania wszystkiego Bogu, jakie inne opcje widzisz w mojej sytuacji?
Wydaje mi się, że napisałem to już jasno.
Chyba inaczej rozumiemy "oddanie wszystkiego Bogu". Ja nie dopuszczam tutaj zaniechania tego co do nas należy i przyjęcia postawy "jak Bóg będzie chciał to coś z tym zrobi".
Kwestią być może wątpliwą jest to czy faktycznie to do nas należy, ale nikt nie podjął tutaj polemiki. Ja nie widzę przesłanek, żeby uważać, że miałoby nie należeć.
Jakie inne opcje widzę też już napisałem. Trwać. Także w tym czego napisałaś, że nie będziesz już robić, czyli m.in. w zabieganiu o męża, w walce o małżeństwo. Nie odpuszczać, nie "odpoczywać".
Jeśli mam być szczery, to uważam, że to co prezentujesz to jest pójście łatwiejszą ścieżką.
Nie wierzę w "nie da się". Ludzie dają radę. Łatwe to zapewne nie jest.
Rozumiem, że ktoś odpuszcza bo nie daje rady, natomiast nie widzę w takiej sytuacji możliwości powiedzenia "jestem ok wobec Boga". To jest słabość, z której trzeba starać się podnieść.
Oczywiście może się mylę.
duzapanna [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-28, 13:48
Macko uwazam ze teoreryzujesz, a to latwo robic. Trudniej wskazac konkrety.
Nie napisales jasno co masz na mysli. A spytalam wyzej o dwie konkretne przykladowe sytuacje. To konkret z mojego zycia. Co Twoim zdaniem należy robic w podanych przeze mnie sytuacjach?
Uwazasz ze nalezy zabiegac o meza ktory mną pomiata? W sensie czekac z obiadem, zebrac o rozmowę, zgadzac sie na seks ktory wyzej napisalam czym dla niego jest? Ja uwazam ze robilabym tym krzywde i sobie i jemu.
Dla mnie trwac to w tej chwili nie zgadzac sie na rozwod i nie odplacac zlem za zlo. Kropka.
Moja postawa nie wynika ze zniechecenia lub braku sił tylko z przekonania ze to jest najlepsze co moge zrobić.
I dziekuje Ci za te wymiane zdan bo uswiadamiam sobie ze taki wlasnie jest moj wybor. Jestem tez przekonana ze taka jest wola Boza wobec mnie i mojego meza na ten moment.
ryan [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-28, 14:27
duzapanna napisał/a:
Dla mnie trwac to w tej chwili nie zgadzac sie na rozwod i nie odplacac zlem za zlo. Kropka.
Moja postawa nie wynika ze zniechecenia lub braku sił tylko z przekonania ze to jest najlepsze co moge zrobić.
Rozumiem Cię doskonale, mam ten sam stan....I to samo robię, czyli nic nie robię. Tylko u mnie akurat trochę z braku sił i uważam że po ludzku mamy prawo opaść z sił....
macko [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-28, 14:43
duzapanna napisał/a:
Macko uwazam ze teoreryzujesz, a to latwo robic. Trudniej wskazac konkrety.
Nie napisales jasno co masz na mysli. A spytalam wyzej o dwie konkretne przykladowe sytuacje.
cos mi umknęło, nie wiem o co chodzi.
duzapanna napisał/a:
Uwazasz ze nalezy zabiegac o meza ktory mną pomiata?
Tak, i będę tak uważał dopóki ktoś mi nie pokaże Słowo Boże, które z tego zwalnia.
duzapanna napisał/a:
W sensie czekac z obiadem, zebrac o rozmowę, zgadzac sie na seks ktory wyzej napisalam czym dla niego jest? Ja uwazam ze robilabym tym krzywde i sobie i jemu.
Ugotować obiad - tak, przynajmniej od czasu do czasu. Dlaczego nie?
Nie żebrać. Mówić normalnie.
Temat seksu pominę :)
duzapanna napisał/a:
Jestem tez przekonana ze taka jest wola Boza wobec mnie i mojego meza na ten moment.
Ciekaw jestem jak można być tym przekonanym.
Jesteś pewna, że to wola Boga?
Dlaczego nie odniesiesz się wprost do tego co piszę?
Czy masz pewność, że ta postawa jest w zgodzie choćby z przysięgą małżeńską?
Dla mnie jest to wątpliwe i podałem na to argumenty.
A jeśli nie jest to w zgodzie, to czy może być wolą Bożą?
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-28, 14:53
Hmmm... Tak sobie myślę, że moze Macko właśnie pokazuje męskie podejście. Ale jak to się ma do teorii rycerzy zdobywajacych ksiezniczki?
duzapanna [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-28, 22:00
Wola Boża nie jest wiedzą tajemną. Bóg mówi przez Pismo Święte, daje też potwierdzenie przez mądrych ludzi i przez owoce, między innymi pokój w sercu, radość, wzrost wiary.
Życie przynosi mi różne sytuacje i w każdej z nich pytam Boga jak to widzi. Dlatego dziś mogę mieć pewność że wiem jaka jest Wola Boża. Jutro będą nowe sytuacje, będę pytać od nowa i wiem że On mi pokaże.
Przeczytaj przypowieść o marnotrawnym synu i miłosiernym ojcu (Łk 15). Syn postanawia odejść i ojciec mu na to pozwala. Nie zatrzymuje, nie prosi, nie namawia. Serio traktuje decyzję syna.
Owszem czeka, wybiega na spotkanie gdy tylko syn postanawia wrócić, ale nie szuka go po świecie, nie chodzi za nim, nie namawia do powrotu.
Ta przypowieść jest dla mnie wyznacznikiem tego jak postępować w sytuacji odrzucenia.
Po drugie słowa: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.
Mk 12, 31
Mam kochać męża nie mniej niż siebie, ale i nie bardziej. Zdrowa miłość własna, której ciągle się uczę, nie pozwala aby mnie obrażać, wyzywać, wulgarnie się do mnie odnosić, traktować przedmiotowo.
Miłość do męża sprawia że nie mogę mu pozwolić na takie traktowanie mnie. On poniżając mnie, nie licząc się ze mną, robi krzywdę także sobie.
Przez lata naszego małżeństwa myślałam inaczej, że zawsze trzeba wyciągać rękę, okazywać zainteresowanie, dbać itd. To doprowadziło mojego męża do totalnej obojętności i postawy w której wszystko mu wolno, a mnie na skraj rozpaczy.
Na szczęście Sychar nauczył mnie że nie tędy droga. Prawdziwa miłość jest mądra i wymagająca.
Macko odnoszę się do tego co piszesz. A Ty czytałeś w ogóle mój wątek, dowiedziałeś się czegoś o mojej sytuacji? Bo mam wrażenie że rzucasz ogólnikami zgodnie ze swoim przekonaniem, nie znając sytuacji. Wczoraj zapytałam konkretnie jak według Twojej teorii zachować się gdy mąż wraca z weekendu na którym był nie wiadomo z kim i gdzie i nie odzywa się. Podawać obiad? ;)
Zapytałam też o sytuację gdy mąż jednoznacznie pokazuje że jestem dla niego rzeczą. Co robić gdy druga strona milczy, nie słucha i nie interesuje jej co masz do powiedzenia?
renta11 [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-29, 07:38
duzapanna napisał/a:
Wola Boża nie jest wiedzą tajemną. Bóg mówi przez Pismo Święte, daje też potwierdzenie przez mądrych ludzi i przez owoce, między innymi pokój w sercu, radość, wzrost wiary.
Życie przynosi mi różne sytuacje i w każdej z nich pytam Boga jak to widzi. Dlatego dziś mogę mieć pewność że wiem jaka jest Wola Boża. Jutro będą nowe sytuacje, będę pytać od nowa i wiem że On mi pokaże.
Przeczytaj przypowieść o marnotrawnym synu i miłosiernym ojcu (Łk 15). Syn postanawia odejść i ojciec mu na to pozwala. Nie zatrzymuje, nie prosi, nie namawia. Serio traktuje decyzję syna.
Owszem czeka, wybiega na spotkanie gdy tylko syn postanawia wrócić, ale nie szuka go po świecie, nie chodzi za nim, nie namawia do powrotu.
Ta przypowieść jest dla mnie wyznacznikiem tego jak postępować w sytuacji odrzucenia.
Bardzo proste i klarowne. Dlatego radzimy tutaj "zajmij się sobą", naucz się SIEBIE kochać i szanować, napraw to, co jest do naprawienia w sobie. Spraw, aby Twoje życie (takie jakie jest DZISIAJ) było dobre, pełne miłości.
Nie każdy syn marnotrawny wraca, nie każdy współmałżonek przeżyje transformacje, nie każde chore dziecko wyzdrowieje. A żyć ZAWSZE należy dobrze i w zgodzie ze sobą i Bogiem.
macko [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-31, 09:24
duzapanna napisał/a:
Przeczytaj przypowieść o marnotrawnym synu i miłosiernym ojcu (Łk 15). Syn postanawia odejść i ojciec mu na to pozwala. Nie zatrzymuje, nie prosi, nie namawia. Serio traktuje decyzję syna.
A dlaczego miałby zatrzymywać? To jest to, co dorosły syn powinien zrobić - zacząć własne życie. Problemem raczej było to, że ten syn się w tym życiu pogubił, a nie to, że odszedł.
duzapanna napisał/a:
Owszem czeka, wybiega na spotkanie gdy tylko syn postanawia wrócić, ale nie szuka go po świecie, nie chodzi za nim, nie namawia do powrotu.
Nie jest nigdzie napisane "nie upuścisz syna swojego aż do śmierci".
duzapanna napisał/a:
Ta przypowieść jest dla mnie wyznacznikiem tego jak postępować w sytuacji odrzucenia.
wg powyższych komentarzy, nie jestem przekonany, że to słuszna analogia.
duzapanna napisał/a:
Po drugie słowa: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.
Mk 12, 31
Mam kochać męża nie mniej niż siebie, ale i nie bardziej. Zdrowa miłość własna, której ciągle się uczę, nie pozwala aby mnie obrażać, wyzywać, wulgarnie się do mnie odnosić, traktować przedmiotowo.
Miłość do męża sprawia że nie mogę mu pozwolić na takie traktowanie mnie. On poniżając mnie, nie licząc się ze mną, robi krzywdę także sobie.
Chyba nikt nie namawia do pozwalania na poniżanie, na pewno nie ja.
"Nie mniej niż siebie" no właśnie. Granica jest płynna.
duzapanna napisał/a:
Przez lata naszego małżeństwa myślałam inaczej, że zawsze trzeba wyciągać rękę, okazywać zainteresowanie, dbać itd. To doprowadziło mojego męża do totalnej obojętności i postawy w której wszystko mu wolno, a mnie na skraj rozpaczy.
To jest dosyć proste wytłumaczenie. Nie wiem czy kiedykolwiek można być pewnym co do czego doprowadziło. Zawsze jest pokusa wytłumaczenia, które jest wygodniejsze, potwierdza to co chcemy zrobić.
duzapanna napisał/a:
Macko odnoszę się do tego co piszesz. A Ty czytałeś w ogóle mój wątek, dowiedziałeś się czegoś o mojej sytuacji? Bo mam wrażenie że rzucasz ogólnikami zgodnie ze swoim przekonaniem, nie znając sytuacji. Wczoraj zapytałam konkretnie jak według Twojej teorii zachować się gdy mąż wraca z weekendu na którym był nie wiadomo z kim i gdzie i nie odzywa się. Podawać obiad? ;)
Jak już napisałem mnie bardziej interesuje ogólny problem: co można zrobić, czy postawa odpuszczenia sobie jest w zgodzie z tym co przysięgaliśmy, co Bóg od nas oczekuje.
Akurat Twoich kilka zdań wydało mi się dosyć charakterystycznych, dlatego nie wykorzystałem szansy, żeby siedzieć cicho.
Jasne, że nie znam sytuacji. Czy rzucam ogólnikami? Te ogólniki moim zdaniem dosyć ściśle mówią czego nie można zrobić.
Gdybym gotował obiad, to zrobiłbym więcej tak żeby wystarczyło dla męża. Gdybym nie gotował dla siebie/rodziny, to nie robiłbym też go specjalnie dla męża. Myślę, że w ten sposób pokazałbym, że kocham go jak siebie, nie mniej, nie więcej :)
duzapanna napisał/a:
Zapytałam też o sytuację gdy mąż jednoznacznie pokazuje że jestem dla niego rzeczą. Co robić gdy druga strona milczy, nie słucha i nie interesuje jej co masz do powiedzenia?
Nie wiem. Spróbowałbym się uodpornić na to na tyle żeby się nie czuć jak rzecz.
Ale ja się nie do tego odnosiłem.
duzapanna [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-31, 19:55
Macko nie ma czegoś takiego jak ogólna postawa. Zawsze są konkretni ludzie i konkretne sytuacje. I Bóg w tych konkretnych sytuacjach wskazuje co robić.
Jeśli chodzi o interpretację przypowieści o miłosiernym ojcu - polecam kazanie ks. Dziewieckiego, link na naszym forum tuż pod dyskusją. To nie jest mój wymysł że przypowieść mówi o relacjach w ogóle a nie tylko o relacji rodzic-dziecko.
Ja nie napisałam nigdzie że olewam małżeństwo, męża, że mam to w nosie i nie będę nic robić. Napisałam że w tej chwili nie ma już nic co mogłabym zrobić. A to wielka różnica. Chciałabym działać, a pewnie. Najtrudniej zgodzić się na to że niewiele już od nas zależy, że nasze działania i próby pogarszają tylko sytuację zamiast ją poprawiać.
A co do ostatniego - ja nie czuję się jak rzecz :) Tylko mąż mnie tak traktuje. To też jest wielka różnica. Nie wolno mi na takie traktowanie pozwalać. A gdy słowa sprzeciwu nie działają, takim sprzeciwem jest choćby zakończenie obsługi kuchenno-pralniczej.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.