Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Postanowiłem napisać, bo mam małą zagwozdkę. Pan Bóg postawił przede mną psychologa. Zacząłem do niego chodzić. Wizyty odbywają się co tydzień. Ostatnio zacząłem mniej ufać psychologowi.
W pierwszym momencie kiedy opowiadałem różne historie to psycholog zaczął wypytywać o takie rzeczy jak imiona osób, ile mają lat i takie tam i sobie to notował. Zwróciłem na to uwagę poprzez krótkie przerwanie opowieści po czym kontynuowałem dalej. Ale dostałem pytanie – dlaczego przerwałem. To odpowiedziałem, że zastanawiam się po co są spisywane te informacje.
I zaczęło się, drążenie – skąd takie pytanie. Odpowiedziałem – że to są poufne informacje to co mówię, że się boję, że nie wiem, coś zostanie stwierdzone złego, intencja mojej wypowiedzi zostanie źle zrozumiana i coś zostanie gdzieś doniesione, że jestem niepoczytalny czy coś, albo się źle zachowuje. Powiedziałem - że zacząłem się czuć jak na przesłuchaniu (miałem mówić prawdę, więc powiedziałem).
To później było – skąd taka wrogość i taki ton, czego się boję? Coś ukrywam? Stwierdzenie – że, zeszliśmy na temat, który spowodował, że coś chce ukryć?
Tak zacząłem się dziwnie czuć - bo mnie to wkurzyło i jeszcze zwróciłem uwagę na coś takiego, że jak powiem, np. iż kolega powiedział np. na dziecko - robak, i jego siostra też tak mówi, to stwierdzenie było takie oschłe – że - aha w tej rodzinie tak się mówi, stwierdzenie wypowiedziane takim oschłym tonem. A ja mówię, że wcale to nie znaczy, że te osoby są złe (co wyczytałem z tonu stwierdzenia), to, że tak powiedziały to nie można ich tak zakwalifikować (bo ich ton głosu był np. radosny).
Czyli jak zakwalifikować? Że są złe. A kto powiedział, że są złe? No ja tak mówię? Czemu
Pan tak sądzi? Z tonu stwierdzenia wywnioskowałem? A co takiego zostało stwierdzone? No, nie pamiętam dokładnie słów. To nie pamięta Pan, a mówi, że zostało stwierdzone? Co Pan chce ukryć?
Przy czymś takim czuje się jak zrobiony na szaro głupek. Wciska mi się to czego nie powiedziałem, a to co odczuwam to fakt, iż moje słowa są przemieniane. I dlatego zacząłem się denerwować, że mogę być poddany manipulacji.
Być może widziałem za dużo filmów czy czytałem książek, że np. w sądzie są zmieniane słowa świadka sprytnie przez adwokata – i mi się tak skojarzyło.
To wyżej wymyśliłem, ale chodzi mi o takie rzeczy. Albo boje się, że jak usiądę skierowany w lewo to będzie to oznaczało X, i będzie to jakaś diagnoza, a ja usiadłem akurat w lewo, bo mnie dzisiaj nerka boli. A normalnie to bym usiadł w prawo.
Mam takie uczucie, ze na podstawie tego co mówię, są wnioskowane jakieś tam rzeczy, które wg mnie mijają się czasami z prawdą, bo odnoszę wrażenie, że zostałem źle zrozumiany. Tak, teraz można się przyczepić, że odnoszę wrażenie, a nie jestem pewien. No, nie mogę być pewien (czy pewny) bo przecież nie jestem tą drugą osobą.
Co ja mam o tym myśleć? Myślałem, że psycholog mi pomoże i to będzie taka rozmowa zaufania, a nie na zasadzie, czego Pan ode mnie oczekuje. A skąd ja mam wiedzieć?. Aktualnie wiem, że to Bóg mnie prowadzi i jest to najlepszy psycholog, który łaskawie może odkryć przede mną poznanie co robię w życiu źle i jak się zmienić. Jeśli Bóg jest na swoim miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu. Teraz to dla mnie ma sens. I mam wrażenie, że bardziej się zmienię wewnętrznie czytając słowo Boże, niż tylko analizując swoje życie. Bo ja sam widzę, że się zmieniłem poprzez interwencję Bożą, a nie poprzez analizę swojego życia. Oczywiście, po zmianie była analiza co źle robiłem, ale to nie była analiza całego życia, że np. jestem samolubem bo tata mnie bił, tylko zrozumienie, że nie powinienem np. stawiać na swoim. Przyszło zrozumienie nie po analizie.
Coś w tym stylu. Z drugiej strony nie można negować pomocy ludzkiej, bo w końcu proszę Was o pomoc oraz to, iż uważam, że po coś Pan Bóg postawił przede mną taką osobę (psycholog), aby mi pomogła, a nie zaszkodziła.
Nie wiem, czy dobrze oddałem to co mnie zaczęło nurtować. Takie mam przemyślenia, że idąc do gabinetu muszę wiedzieć co mi dolega, albo jak chcę konkretną radę to nie zostanie mi udzielona. Lub też coś tam stwierdzam, ze X, a za 15 minut powiem, że w sumie Y. Więc sam sobie zaprzeczam, ale dla mnie ma to subtelną różnicę i dalej X pozostanie w pewnych warunkach X, a Y – Y-rekiem.
Mam takie jakieś przekonanie, że człowiek na podstawie jakiś ogólnikowych stwierdzeń może zostać zdiagnozowany i będzie to niezgodne z prawdą, i będzie to gdzieś w papierach medycznych, że coś tam. I wtedy będzie to łatka na całe życie niesłusznie doczepiona. A ja nie idę tam po to. Takie moje myślenie na zasadzie – dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf.
Możecie mi coś doradzić?
hubcia576 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-06, 14:44
krzysiekk24 napisał/a:
Coś w tym stylu. Z drugiej strony nie można negować pomocy ludzkiej, bo w końcu proszę Was o pomoc oraz to, iż uważam, że po coś Pan Bóg postawił przede mną taką osobę (psycholog), aby mi pomogła, a nie zaszkodziła.
Tak sobie myślę, że warto szukać psychologa chrześcijańskiego.
Idąc do psychologa - starałam się zaufać i nie podważać uwag, bądź nie odrzucać z podejrzeniem nieuczciwych intencji. Pomoc otrzymuję.
Moje pytanie - czy modliłeś się o tą osobę - tzn. psychologa, by w tym spotkaniu było Boże Światło?
krzysiekk24 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-06, 15:06
Tak, modliłem się.
Jest to też "kościelna" poradnia.
I uważam, że trafiłem tam za pomocą Boga.
Więc powinienem zaufać, może to właśnie jakieś moje uprzedzenia wychodzą do tego "zawodu"?
Zmieniać osoby nie chcę, intencja była taka aby wysłuchać opinii innych osób, bo zakładam, że moje "spojrzenie" może być niewłaściwe.
hubcia576 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-06, 16:34
Krzysiekk24 - a co nie pozwala Ci zaufać?
Tak to już z psychologami jest, że bardziej pokazują jakie człowiek ma możliwości wyboru rozwiązania niż radzą nad rozwiązaniem. Nie ma gotowych recept.
Spotkania z psychologiem - to wiele stawianych pytań i szukanie odpowiedzi na nie we mnie.
Każdy psycholog jest zobowiązany tajemnicą lekarską, więc nie może przekazywać dalej. Każdy z nas może upoważnić kogoś do wglądu w akta lub też zastrzec, że nikt nie może, wtedy tylko w uzasadnionych sytuacjach na wezwanie sądu.
Psychologowie, których ja spotykałam też w większości robili notatki - tak pracują.
krzysiekk24 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-06, 17:07
Wiesz co?
Punktem zapalnym była sytuacja, że ja opowiadam można powiedzieć wątek poboczny, który później zostaje zaklasyfikowany, że po co to mówię, skoro to nie na temat,
ale jak o tym mówiłem, to był zbierany na ten temat wywiad tak szczegółowy, że się poczułem jak na przesłuchaniu - bo dla mnie w tym momencie wypytywanie o sprawy ile kto ma lat itd. nie ma sensu, bo przecież nie jest to sednem tematu - tylko to moje wtrącenie, na dodatek chciałem przekazać inną informację, a nie to ile kto ma lat,. itp.
Nie wiem czy możesz mnie dobrze zrozumieć. Np. chce komuś powiedzieć, że mam samochód, bo on mnie zawsze dowozi do celu (odpowiadam np. na pytanie jak podróżuje), i wtrącam, że mam zimowe opony (bo chciałem zaznaczyć, że w zimie jeżdżę bezpiecznie), i w tym miejscu następuje seria pytań o dane techniczne opon - co w sumie nic nie wnosi do sprawy moich intencji przekazu.
A są to jednak dane poufne, dbam o poufność nie chcę aby była możliwa identyfikacja kogokolwiek, o kim wspominam na rozmowie, więc dlatego takie miałem obawy. I to tyle.
Miałem mówić o odczuciach, więc powiedziałem, nawet jeśli nie było to miłe, albo dziwne.
krzysiekk24 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-06, 17:28
Może faktycznie za bardzo się tym przejmuje i robię nie wiadomo jaką sprawę z tego wszystkiego.
A czemu brak zaufania,? bo na początku kryzysu prosiłem o pomoc psychologa jednego i drugiego to nie dostałem jej i zostałem zbyty. Na zasadzie, nie mam czasu, trudno. Chyba straciłem wiarę w pomoc psychologiczną :)
Dopiszę jeszcze to.
Grunt to zaufanie Bogu. Skoro psycholog został mi dany, więc to jest właściwa osoba we właściwym miejscu.
I nie powinienem doszukiwać się różnych rzeczy, co nie?
Ale oczywiście chętnie poczytam Wasze dobre rady :)
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-06, 20:55
z mojego doświadczenia......
w kulminacyjnym momencie kryzysu trafiłam do pani psycholog w poradni przyparafialnej, spotkania polegały na tym, że często przy rozmowie tak jak mówisz były robione notatki - imię, wiek, stopień pokrewieństwa, przy rodzicach i dziadkach wiercenie z jakich rodzin pochodzili, co ze sobą wnieśli do swoich małżeństw itp.... wiele pytań i rozmów na początku doprowadzało mnie do "szału" (nie wiem jak męża), było: "wtykanie palców w oczy" "wiercenie w brzuchu" "przypalanie żywcem", z perspektywy czasu wiem jaki był cel tych działań i jestem niezmiernie wdzięczna pani Grażynce za wszystkie, to był początek mojej drogi wyjścia z depresji, z współuzależnienia, którego wtedy jeszcze nie widziałam, nie zawsze wygodne słowa i ostry ton głosu pomogły mi być tu gdzie teraz jestem
więc nie zrażaj się chociaż czasem wydaje się, że terapia nie jest po naszej myśli, w tym szaleństwie jest metoda
pozdrawiam
hubcia576 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-06, 23:43
A wiesz, że bywa, że psychologowie współpracują z egzorcystami i odwrotnie są takie sytuacje.
dorwdow [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-07, 11:01
Ja też uważam, że wywiad na pierwszej wizycie u psychologa, to normalka, jak u innego lekarza. Przecież psycholog musi jakoś postawić diagnozę obecnego stanu pacjenta, jego zdrowia psychicznego. Kryzysy małżeńskie często mają swe podłoże w rodzinie pochodzenia, nieświadomie przenosimy wzorce zachowań, których nauczyliśmy się w dzieciństwie. Dopóki ktoś nam nie uświadomi i my sami nie dostrzeżemy, że nasze zachowania wręcz wywoływały niechciane reakcje innych osób, to nie zmienimy swojego postępowania. I będziemy dalej brnąć w kryzys, aż nie będzie czego już zbierać, bo zostaną same zgliszcza z naszego małżeństwa. Prawdziwa łaska i nasze szczęście jest w tym, że w porę uchwycimy podaną nam rękę i pójdziemy nową drogą.
Myślę, że trudno jest od obcego człowieka słuchać, że to czy tamto robimy źle, bo tak nas wychowali rodzice. Trudne to zwłaszcza, gdy w rodzinie nie było patologii, obojętności i w naszych oczach rodzice wychowywali nas najlepiej jak potrafili.
Na każdym etapie terapii można tez poinformować terapeutę, że jego zachowanie budzi emocje takie a takie. Brak właściwej komunikacji skutkuje kryzysem (co już wiemy z doświadczenia naszych małżeństw).
Cierpliwości i wytrwałości życzę na początek, bo praca nad sobą ma sens nie tylko dla nas samych.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.