Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2006-04-24, 23:09 Witam w kąciku psychologicznym
Witam nareszcie w kąciku psychologicznym!!!
Niektórzy z was znają mnie już ze starego forum. Jestem psychologiem i pracuję jako psycholog ( trochę na oddziale nerwic, trochę z pacjentami oddziałow chirurgicznych (dorośli i dzieci), a także z potrzebującymi skupionymi wokół księdza Pałygi (problemy związków i indywidualne). Prowadzę szkolenia i warsztaty, jestem w trakcie podyplomowego szkolenia na certyfikat psychoterapeuty).
Ale przede wszystkim jestem szczęsliwą żoną i matką dwójki cudnych potworków:)
I wiem,że Bóg jest tuż , tuż :) blisko.
Chcę być tu z Wami, służyć Wam swoją pomocą na miarę moich możliwości.
Nie umiem poradzić Ci co masz zrobić, bo to Ty znasz prawdę o sobie. Ale mogę poddać Ci pomysł, pomóc rozszerzyć możliwości wyboru. Mogę też przytoczyć to, co na dany temat twierdzi psychologia.
Bardzo chętnie wysłucham Cię ( tak jak to robię od miesiąca na gadu gadu). Czekam też na maile.
Juz niedługo wprowadzimy w tym kąciku mini - wykłady na ważne tematy. Będzie też coś takiego jak "pytanie do psychologa".
Liczę na Waszą pomoc. Mam nadzieję,że będziecie zgłaszać zapotrzebowanie na konkretne tematy. Bardzo pomogloby mi też, gdybym dowiedziała się, jakie są wasze oczekiwania co do pracy psychologa na tym forum.
I jeszcze jedno. Jeśli w jakimkolwiek poście usłyszycie, że ktoś pyta konkretnie o natychmiastową pomoc psychologa skierujcie go do naszego kącika. Niech wie,że ma tą możliwość.
I najważniejsze. Najpierw jest Bóg, a potem psychologia. Prawa psychologii zostały wpisane przez Boga w świat, który stworzył. Nie bójcie się z nich korzystać. Chodzi tylko o to, żeby nie zrobić z psychologii bożka. Jak wiadomo najlepsze nawet lekarstwo przedawkowane prowadzi do opłakanych rezultatów.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, jesteście w moich modlitwach. Błękitna
Anula [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-25, 06:56
Witaj Błękitna . Prawdę mówiąć czekam tu na Ciebie już jakiś czas bo potrzebuję od Ciebie rady czy też informacji na temat mojego , jak tu określamy czasem naszych mężów " klona " . CZy z punktu psychologicznego jest wytłumaczenie obecnego zachowania się mojego klona ? Umawia się i nie przychodzi , np. na śniadanie świateczne pisząc sms że nie zasługuje na takie chwile , na naszą miłość . Stoi po środku nie wiedząć kogo wybrać - nas rodzinę czy "tą panią". Nawet jak ich spotkałam na ulicy i stojąc obok niej pytałam czy podjął decyzję to odpowiedział , że nie . Skąd to jego niezdecydowanie ? Szerzej omówiłam nasz problem w pierwszym poscie jak rozgryźć swojego męża . Czy mogłabyś mi doradzić czy ja w obecnej sytuacji mmam jakiś na niego wpływ ? Czy mogę zrobić coś jeszce poza cierpliwym czekaniem ?
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-25, 07:53
Jak pomóc sobie samej- jak przestać mysleć lub chociaż pamiętać . Muszę to zrobić w sposób samoobsługowy bo mąz utknął w krzakach i tkwi tam nadal.
Zawsze szczyciłam się b.dobrą pamięcią. Teraz to jak przekleństwo.
MajkaB [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-25, 19:03
Cześć Błękitna i dziewcvzyny tu zaglądające.
Jak wcześniej pisałam ja jestem na etapie odbudowywania naszego małżeństwa.Ale to jest też bardzo trudny okres.W czasie kryzysu brałam leki antydepresyjne .Wtedy czułam się w miarę dobrze i moja psychika też była w nizłej formie.Po odstawieniu leków zaczęły mnie nurtować myśli i pytania dotyczące przeszłości.I z tym mam WIELKI PROBLEM.Nie wiem jak mam pozbyć się tych złych wspomnień.Dalej jestem podejrzliwa( nie tak bardzo jak w kryzysie) ale to mnie nie opuszcza.Jak dłużej rozmyślam o tym co się wydarzyło, to zaczynam mieć zły humor i jestem zazdrosna o te ich chwile.Zastanawiam sie co ona miała w sobie ,że on tak zgłupiał i był bliski zniszczenia naszego małżeństwa,dzieciństwa naszej córeczki ,całej naszej rodziny.Niestety nie umiem nad tym zapanować.
Często wtedy zaczynam się modlić np. jadąc tramwajem rano do pracy.Modlitwa mobilizuje mnie do skupienia się nad tym o czym chcę powiedzieć w rozmowie z naszym Panem.
Jednak niekiedy jest coś silniejszego i kieruje moje myśli w bardzo złym kierunku.A wtedy często bywa tak,że mówię coś czego potem mogę żałować.Dziś właśnie mam dzień wspomnień, bo np.pan mąż ma gorszy nastrój , a ja już zaczynam domniemywać dlaczego.Dobrze ,że jest forum i tu można napisać o swoich przemyśleniach,rozterkach i problemach.Już mi troszkę lepiej.Błękitna może masz jakiś pomysł na moje nastroje ,jak sobie z tym radzić.Bardzo chciałabym zacząć nad tym panować.Daj chociaż wskazówkę co można zrobić , aby to poprawić i żeby było lepiej.
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-26, 07:15
Majka,
Sorrki że się wtrącam ( jak zwykle nie mogę się opanować).
To chyba normalne że pamiętasz. Każdy pamięta. Pomyśl-czy nadal pamiętasz przygody z wczesnego dzieciństwa. Zapewne. Zapomnieć chyba się nie da.
ALE: chyba można osłabić "wrażenie" jakie robi na nas takie przykre wspomnienie. Co więcej można zapanować nad tą przykrą "przygodą" którą mamy w pamięci tak , aby nie warunkowała treści naszych wypowiedzi oraz ich np. tonu. I chyba tak trzeba o tym wszystkim myśleć. Wykasować się nie da. Trzeba panować. Mnie nurtuje ten sam problem. Co prawda mąż nadal w "krzakach" ale to chyba ważne już teraz - dla mnie. I też szukam lekarstwa - jak to zrobić.
Więc nie rób sobie wyrzutów że pamiętasz. TO CHYBA NORMALNE.
Inaczej mogliby myśleć- co tam, nawywijam znowu- ona i tak zapomni.
Trzymaj się.
kasia [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-26, 09:23
Majka, pomyśl o ojcu syna marnotrawnego. Módl się o taką postawę. Mężowie marnotrawni dopuszczają się takiej "zbrodni", że po ludzku nie jest ona do odpracowania. Wiedzą o tym i dlatego ich uzdrowienie jest w rękach naszego miłosiernego postępowania. Dlatego tak ważna jest praca nad sobą w czasie kryzysu. Zbieranie sił, wzmocnienie wiary w siebie, swojej godności, żeby móc nie wracać, nie drążyć. Silną jesteś kobietą wierzę w to
Błękitna [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-26, 09:47
Dzień Dobry, przeczytałam wasze posty. Dziękuję,że jesteście. Już o Was myślę i wieczorem, a najpóźniej w nocy usiądę i napiszę odpowiedzi. Teraz muszę zmykać do pracy. Pozdrawiam Was gorąco. Błękitna
MajkaB [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-26, 23:08
Cześć Błękitna i dziewczyny!
Wczorajszy dzień pełen napięć musiał się skończyć dosyć nieprzyjemną wymianą zdań.Mój nasrój był podły i to spowodowało ,że powiedziałam co mi leży na sercu.Muszę stwierdzić ,że przez moment poczułam ulgę i zadowolenie że mam odwagę rozmawiać na tematy ,które nie chętnie są poruszane.Mąż był zaskoczony tym co usłyszał ode mnie i też zachował się jak kiedyś.Chciał pokazać kto tu zawsze ma rację i góruje.Niestety i tu go zaskoczyłam bo mu się nie dawałam pokonać w argumentach.Byłam dumna z mojej postawy ,ponieważ potrfiłam mu stawić czoła.Nie obraziłam się na niego, ale rano nie wysłałam mu sms-a ( między innymi dlatego ,że miałam dużo pracy i przyznam się ,że zapomniałam).On natomiast w swoim smesie przeprosił mnie za swoje nieodpowiednie zachowanie i obiecał poprawę oraz prosił abyśmy się nie kłocili o błachostki.Kiedyś to Ja pierwsza wysyłałam wiadomości i przepraszałam za wszytko co byłe złe czy to z mojej winy czy jego.Teraz tego juz nie robię i to też zaczęło działać na moją korzyść.Przestałam być namolna tzn.mniej telefonuję, mniej sms-ów .Nawet jak wyjechał w 2-dniową delegację to nie nagabywałam go pytaniami co robi ,gdzie jest.I w tym przypadku on też to zauważył,że inaczej postępuje aniżeli wcześniej.No i najważniejsze nie czekałam na niego w domu z obiadkiem tylko wyjechałam do mojej przyjaciółki,która mieszka w innym mieście.Wróciłam wieczorkiem następnego dnia kiedy mąż już był.Zaczełam być bardziej samodzielna chociażby jeżdżę sama samochodem.Wcześniej bałam się i prosiłam go aby zawiózł mnie .Mam nadzieję ,że takie odstawienie od "cycka" i bycie bardziej samodzielną bez narzucania się daje dobre efekty.Mam nadzieję ,że się nie mylę i postępuję słusznie.
Błękitna [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-27, 02:09
Jestem już.
Annie, Twój mąż, wygląda na strasznie zagubionego człowieka, który generalnie w życiu porusza się dość nieporadnie (te wieloletnie kwestie finansowe). Jeśli Ciebie tak bardzo dziwi jego niezdecydowanie, to pomyśl jak bardzo trudno musi być jemu samemu, w całej tej plątaninie sprzecznych dążeń. Taki stan, kiedy człowiek nie wie co wybrać i żyje w zawieszeniu, bez podejmowania decyzji, nazywa się wewnętrznym konfliktem. Nie chodzi mi, o to ,żeby Twojego męża usprawiedliwiać, lub użalać się nad nim, bo jego wina jest niezaprzeczalna, a stan zawieszenia może być całkiem wygodnym dla niego wyjściem.
Chodzi mi o to, żebyś mogła przyjrzeć się lepiej swojej w tym wszystkim roli. I zobaczyła co możesz zrobić.
On jest po trochu jak dziecko, które chciałoby mieć najlepiej i pączka i eklerkę i żeby ta eklerka nie płakała, że on ma jeszcze ochotę na coś więcej.
Czy jest sens zastanawiać się dlaczego on tak ma?
Wyobraź sobie, że Ty jesteś dorosła, a on jest dzieckiem. Masz w domu skarb: bezcenny wazon z chińskiej porcelany. Nie dość tego, jeszcze jest to jedyna pamiątka po Twojej ukochanej babci. Masz w domu dwuletnie dziecko, a jednak stawiasz ten wazon w pokoju na stole z serwetą. I przychodzi ten dzień, kiedy dziecko uwiesza się na serwecie i w jednej sekundzie twoja rodzinna pamiątka ląduje na podłodze w stu kawałkach.
Możesz oczywiście od tej pory zacząć zadręczać się pytaniami "dlaczego on mi to zrobił""dlaczego on taki jest". Możesz wymyślać najprzeróżniejsze hipotezy, że jest złośliwy, że tępy, bo "tyle razy mu mówiłam", etc... Ale tak naprawdę to jest po prostu dziecko, które tak ma. Dwulatki w 70 procentach na sto sięgną po serwetę leżącą na stole, żeby ją ściągnąć.
Możesz też zastanowić się nad swoją rolą jako dorosłego. po pierwsze już wiesz, że nie wolno kłaść wazonu w zasięgu małych rączek i przenigdy na obrusie. Po drugie wiesz, że trzeba jeszcze wyraźniej stawiać granice. Z cierpliwością będziesz powtarzała takiemu maluchowi: Tego NIE WOLNO, na to się NIE ZGADZAM, a jak nie poskutkuje to wyniesiesz do drugiego pokoju i powiesz: ponieważ nie sluchasz, nie możesz bawić się blisko wazonu. Aż któregoś dnia zobaczysz, że dziecko zachowuje się ciut inaczej, spokojniej. Może poprosi Cię żebyś pokazała mu coś równie cennego, a wtedy ty zrobisz to trzymając skarb w swoich rękach, ale pozwalając mu go dotknąć. A potem przyjdzie chwila, kiedy pozwolisz mu potzrymać to coś przez moment, potem na jeszcze dłużej. W końcu okaże się, że obok Ciebie wyrósł drugi, równie odpowiedzialny jak ty człowiek, który poradzi sobie z najdelikatniejszym nawet cudeńkiem.
Czy kiedykolwiek dorósłby, gdybyś ty cały czas zastanawiała się dlaczego on to zrobił, albo dlaczego ty postawiłaś tam ten wazon?
Twój mąż tak prawdopodobnie ma. Nie jest dzieckiem, ale w środku ma zamęt.
Co możesz zrobić:
- pogłębiać samoswiadomośc, przyglądać się sobie, poznawać swoje mocne i słabe strony, odkrywać swoje pragnienia, odkrywać swoje lęki. Wszystko po to, żeby wiedzieć gdzie stawiać granice drugiemu człowiekowi. Kiedy mówić: " na to się NiE ZGADZAM".
- uczyć się jak rozmawiać z drugim człowiekiem (te zasady są naprawdę bardzo skuteczne, napiszę kiedyś o nich),
- uczyć się kontrolować emocje ( czyli wypośrodkowywać je; żeby nie tłumić ich, ale też nie ulegać im non stop).
- pielęgnować przyjaźnie, pomagać innym ( zawsze jest ktoś obok, kto czeka na pomoc),
- i nie rezygnować z męża, dawać mu sygnały, że czekasz na krok z jego strony, ale pod pewnymi warunkami ( to znaczy, nie zgadzasz sie na to i to, albo wymagasz tego i tego).
Jeśli pomyślisz sobie Annie, że obok Ciebie stale jest Twój najlepszy Przyjaciel, który czuwa nad każdym Twoim krokiem, i do którego możesz zwrócić się o każdej porze dnia i nocy w modlitwie, a On doda Ci sił , to naprawde nie jesteś sama!
Zuza, Majka, cierpliwości.
Pozdrawiam serdecznie.
weronika [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-27, 06:14
Do Błękitnej
Bardzo ładnie opisałaś annie zachowanie jej męża.Chciałabym,abyś mnie również doradziła,opowiem w skrócie.
Znasz dobrze chyba moją sytuację,bo dużo pisałam na forum,ale chciałam opowiedzieć o ostatnich sytuacjach.
Mój syn jest w szpitalu(ale nic poważnego),siedzę tam prawie całymi dniami,mój mąż dojeżdża tam(fakt,że nie codziennie) i spotyka się z moją i jego rodziną,od której się całkowicie odsunął.Siedzimy razem przy stoliku,my wszyscy razem rozmawiamy,on nie mówi nic,tylko słucha.Do mnie też nic nie mówi,nawet się nic nie zapyta,potrafi jednak odpowiedzieć,jak ja się go coś zapytam(dziwne te jego zachowanie).Kupiłam dla wszystkich ciastka,to oczywiście się częstuje,mnie to nie przeszkadza,ja się z tego cieszę,ale ja go nie rozumiem.Wczoraj np.wyszliśmy wszyscy razem ze szpitala i wszyscy poszliśmy do naszego samochodu,pezyjechaliśmy na nasze osiedle(ja,mama tata,teściowa),wyśiedliśmy,a on pojechał znowu tam do niej.Poprostu chodzi mi o to,o to ,co on czuje,czy jest to na plus,czy on szuka jakiegoś usprawiedliwienia,kontaktu,chcę poprostu zrozumieć te jego zachowanie,proszę podpowiedz mi,pozdrawiam
Błękitna [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-27, 21:54
Weroniko, Dobry wieczór.
Prawie nic nie wiem o Twoim mężu.
Ale to,że przyjeżdża do synka i decyduje się na spotkania z rodziną( co najmniej trudne spotkanie) świadczy prawdopodobnie o tym, że chce być blisko syna (blisko Was?) w tych trudnych chwilach pobytu w szpitalu. Dalej można już tylko zgadywać. Według mnie w każym razie dobrze, że twój mąż pamięta o dziecku i poczuwa się do wspierania was, choćby milcząc. Może inaczej nie umie, nie chce. Ale jest.
Pozdrawiam Cię serdecznie. Czekam na kolejne Twoje posty.
Błękitna [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-27, 22:04
Zuza, Majka pytałyście jak bronić się przed natrętnymi wspomnieniami. Zapraszam Was i wszystkich innych do nowego postu pt; Przeżyć zdradę i odzyskać nadzieję. Opiszę w nim etapy przeżywania żałoby po stracie (kiedyś Ci to obiecałam Zuza), będzie też o pamięci i jak sobie z tym wszystkim radzić.
relinka [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-09, 21:42
Witaj Błękitna,
Jak dobrze, że powstał taki kącik. Potrzebuję z kimś porozmawiać. Szukałam swego czasu rozpaczliwie
pomocy. To forum pomogło mi przetrwać, chyba też dzięki niemu bardziej rozumiem swoją sytuację. Ale
potrzebuję konkretnej, fachowej pomocy specjalisty. Takiej pomocy dostępnej, taniej, bo rozmowy
przez telefon kosztują, a mieszkam w mieście, gdzie nie ma gdzie zwrócić się o pomoc.
Spróbuję opisać więc moją sytuację. Więc sytuacja patowa w moim małżeństwie trwa już kilka lat.
Była zdrada fizyczna (dawno temu, ale podejrzewam, że mogły być w bliższej przeszłości), były zdrady
wirtualne (poprzez gg, poczta elektroniczna, strony randkowe).
Ta zdrada fizyczna była dawno temu. 12 lat. Sam mi o tym powiedział. Ja wspaniałomyślnie mu
wybaczyłam. Po czym zasnęłam na długie lata, wychodząc z założenia, że on nie zrobi już drugi raz
tego samego błędu, że będzie mi wierny. Pobudka nastąpiła 2 lata temu. Coś bardzo chował się pisząc
na gg. Zajrzałam tam. Jak to się mówi włos mi się zjeżył. Okazało się, że on rozmawiał na gg o
seksie. Tak jak nigdy ze mną nie rozmawiał. A co gorsze dużo rozmawiał z taką jedną. Ona mu
przysyłała swoje! pornograficzne zdjęcia. I wiem, że raz prawie do niej pojechał (50 km).
A moja reakcja. W pierwszym momencie. Zaczęłam zachowywać się jak nie ja, chciałam stać się
kochanką, uwodziłam męża, prowokowałam, ubiorem, zachowaniem. I obserwowałam co on robi. Śledziłam
go. Czytałam jego archiwum na gg. Ale nic mu nie mówiłam. Nie wytrzymałam, gdy odkryłam, że chciał
jechać do tej od tych zdjęć. A dowiedziałam się oczywiście z podglądu rozmów na gg. Jego reakcja?
Jak ja śmiem czytać jego korespondencję prywatną. On chce rozwodu. A ja głupia mimo wszystko nie
chciałam rozwodu. I wyszło tak, że to ja prosiłam, żeby nie odchodził. Teraz z perspektywy czasu
widzę, że to był mój okropny błąd, który popełniam co jakiś czas.
Potem była jeszcze jakaś sytuacja damsko –męska. I znowu on chciał rozwodu. Był to jeszcze
czas, gdy go śledziłam, pilnowałam. Potem na jakiś czas sytuacja się poprawiła. Wydaje mi się, że
dałam mu więcej swobody, nie kontrolowałam. Wydaje mi się, że przestał szukać tego typu znajomości.
Ale awantury nie znikły. Co jakiś czas pojawia się słowo rozwód. Tylko jest inny powód. To znaczy te
powody były tez wcześniej, ale nie czyniły one wtedy takich skutków.
Ostatni powód: mąż ochrzaniał córkę. Ja powiedziałam coś w jej obronie. I jakoś tak od słowa do
słowa doszło do rękoczynów. On mnie uderzył. Córka mnie broniła. I znowu padło słowo rozwód. Dla
niego najgorsze jest to, że spowodowałam (Ja bym powiedziała spowodowaliśmy), że dzieci rzuciły się
na niego z pięściami , a synek wpadł w panikę. I ma rację.
I nie wiem co teraz robić. My potrzebujemy pomocy.
Wiem, że to co się teraz dzieje u nas, ma swoje początki dużo wcześniej. On już od dłuższego czasu
daje mi sygnały, żeby mu pomóc zmagać się z życiem. A Ja nie potrafię. Może faktycznie powinnam
pozostać sama. Musiałabym wtedy dać sobie radę. Chyba naprawdę jestem takim pasożytem, co żyje
dzięki temu, że dzieci mnie kochają. Czasami mam ochotę odejść. Sama. Bo on jest na tyle
odpowiedzialny, że zajmie się dobrze dziećmi. Ale z drugiej strony nie mogę im tego zrobić. To
zresztą tchórzostwo.
Jak pisała mi kiedyś Agnieszka z forum, jestem bluszczem oplatającym męża. I on się dusi w tych
uściskach. I Dobson mówi – trzeba zwolnić ten uścisk. Zgadzam się z tym. Ale ogarnia mnie
panika. I wtedy bym żebrała, prosiła, żeby tylko został!
Już drugi tydzień trwamy w tym stanie. Między czasie była I Komunia synka. Do przygotowań której
prawie nie przyłożył palca. Zabrał mi kartę do bankomatu. Samochodu jeszcze nie zabrał. Jestem od
niego całkiem uzależniona. Targana sprzecznymi uczuciami. Jak chce odejść, niech odchodzi. Nie ma
sensu, żebym znowu wyciągała rękę o zgodę. Bo jeżeli to zrobię, i on się zgodzi, nic to w naszym
życiu nie zmieni. On musiałby zaakceptować moje wady. Próbowałam się zmienić. Ale mam wieloletnie
nawyki, a to jest ciężkie do
odzwyczajenia się. I przede wszystkim musiałabym mieć swoje zdanie i twardo się jego trzymać. A ja
szybko rezygnuję. Kiedyś wydawało mi się, że tak trzeba robić, gdy się kogoś kocha. Ale potem
wychodzą takie sytuacje: robię coś niezgodnie np. z moim sumieniem. A gdybym twardo powiedziała nie,
pozłościłby się, ale nie miałby pretensji o to, że go okłamuję, że nie dotrzymuję obietnic.
Proszę Cię Błękitna (kojarzysz mi się z błekitną linią) napisz, co sądzisz o tym co Ci napisałam.
Potrzebowałabym takich kierunkowskazów, może wsparcia w tym co robię. Tylko nie wiem co mam robić.
Miotam się. Jestem niekonsekwentna.
Łatwiej byłoby mi to wszystko przeżyć, gdybym potrafiła się modlić, oddać swoje kłopoty. Nie
potrafię się modlić, tak całą duszą. Bo ze mnie to w sumie taki niedowiarek co musi dotknąć,
zobaczyć, żeby uwierzyć. A potrzebuję wiary.
Relinka
Błękitna [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-10, 21:04
Relinka, cieszę się, że nas znalazłaś. Dziękuję za maila. Odpowiem Ci drogą mailową jutro lub w piątek. Przepraszam, że to dość długo trwa.
Jesteś w moich modlitwach.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.