Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
WCIĄŻ JESTEM JEGO ŻONĄ
Autor Wiadomość
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-07, 13:00   WCIĄŻ JESTEM JEGO ŻONĄ

WCIĄŻ JESTEM JEGO ŻONĄ
http://www.miesiecznik.wd...27#.UsvqftJDvJO

Przysięgałam miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuszczę aż do śmierci. Nie brałam pod uwagę tego, że moje słowa będą obowiązywały całkowicie niezależnie od wyborów i uczynków drugiej strony.

Moja obrączka jest złota, gładka i wyjątkowo mała, żeby dobrze leżała na szczupłym palcu. Noszę ją od czternastu lat z krótką przerwą, kiedy to musiałam zwiedzić piekło – tu, na ziemi. Wyszłam za mąż wcześnie i byłam z niej bardzo dumna. W drodze na uczelnię opierałam prawą rękę na poręczy w autobusie tak, by wszyscy wokół mogli zobaczyć obrączkę. Małżeństwo napełniało mnie radością, którą najchętniej obwieściłabym całemu światu. Ale tak naprawdę wartość tego niewielkiego, okrągłego symbolu poznałam dopiero wtedy, gdy zaczęłam płacić za niego ogromną cenę.

Wszyscy zostaliśmy wychowani na tych samych bajkach, w których królewicz i jego wybranka najpierw pokonują przeciwności losu, a po ślubie już tylko żyją długo i szczęśliwie. Niejeden raz zapominamy, że w życiu jest raczej odwrotnie. Jakże czujemy się oszukani, kiedy nasze związki się rozpadają! W końcu w żadnej baśni nie było mowy o rozwodzie króla i królowej. A to, że dziś rozwody są tak powszechne, że dotykają aż tylu osób, w żaden sposób nie umniejsza cierpienia poszkodowanych i ich dzieci. Kto zatem jest zagrożony rozwodem? Każdy, kto trwa w małżeństwie.

Co przysięgamy

Ja, mąż i dzieci – najlepiej cała gromadka. W niedzielę i od święta Pan Bóg. Dom z ogródkiem, a w odległej przyszłości wnuki wokół nas. Tak sobie to zaplanowałam. Owszem, miałam różne obawy: czy dzieci będą zdrowe, czy nie dotknie nas jakiś nieszczęśliwy wypadek. Na liście możliwych kataklizmów rozwód nie pojawił się nawet na chwilę. Dlaczego coś takiego miałoby nas dotyczyć? Przecież prawdziwa miłość nigdy nie ustaje.

Poznaliśmy się na obozie harcerskim, co, oczywiście, miało świetnie wróżyć na przyszłość. Ja miałam piętnaście lat, on szesnaście. I nawet to, że mieszkaliśmy w innych miastach nie przeszkodziło nam utrzymać uczucia aż do studenckich czasów. Byłam wtedy w salezjańskim Ruchu Światło-Życie, oddałam moje serce nie tylko chłopakowi, ale i Jezusowi. Okazało się później, jak bardzo poważnie nasz Pan traktuje ludzkie wybory i jak ogromna jest Jego wierność wobec naszej niewierności, małości, letniości.

W trakcie studiów pojawiło się dziecko, więc po prostu się pobraliśmy i zamieszkaliśmy razem, korzystając z pomocy rodziców. Dopiero teraz widzę, z jakiego bałaganu wchodziliśmy w sakrament małżeństwa, jak wybiórczo traktowaliśmy Boże przykazania. Ale wtedy szalałam ze szczęścia. Byłam zakochana, chciałam być żoną i mamą. Z Panem Bogiem niczego nie uzgadniałam, On miał nam pobłogosławić i już. Wiedziałam o sakramencie tyle, ile większość młodych ludzi po krótkim kursie przedmałżeńskim. To znaczy nic. 15 sierpnia, w Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, przysięgałam miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuszczę aż do śmierci, nie do końca rozumiejąc, co przysięgam. Nie brałam pod uwagę tego, że moje słowa będą obowiązywały całkowicie NIEZALEŻNIE od wyborów i uczynków drugiej strony. Teraz czuję potrzebę, aby powiedzieć innym – właśnie TO przysięgacie. Na dobre i na złe. Nawet gdyby to złe było gorsze, niż się spodziewacie, stając przepięknie ubrani i lekko zdenerwowani przed ołtarzem.

Ta trzecia

Po ślubie zaczęło się zwykłe małżeńskie życie. W miarę zgodne i w miarę wygodne. Urodziła się urocza, zdrowa córeczka, cztery lata później druga, równie udana. Mąż miał dobrą pracę, ja mogłam pozostać z dziećmi w domu. Chodziliśmy co niedzielę do kościoła i uważałam, że wszystko jest w porządku. Bóg wszak miał swoje miejsce w tej rodzinie, choć niekoniecznie pierwsze… Mój mąż wiele lat przed faktycznym kryzysem przestał chodzić do spowiedzi i do komunii, tłumaczył to problemami z wiarą. Jak mogłabym naciskać? Przed siódmą rocznicą ślubu poszłam więc na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy ze starszą córką, a jego nie było z nami. Nie pamiętam, z jaką intencją szłam w tej pielgrzymce, ale wkrótce po niej poczęło się trzecie dziecko, które z pewnością było kolejnym darem Matki Bożej. Synek urodził się w cudowną, czerwcową noc w ciszy i spokoju domu, tylko w obecności męża i domowej położnej. Rok później przeprowadziliśmy się do wybudowanego na kredyt, wymarzonego domu z ogrodem. Tak długo spoczywało na nas błogosławieństwo, mimo że nie dbaliśmy o nie.

Nie miałam pojęcia, jak należy dbać o małżeńską miłość. W domu moich rodziców to się SAMO układało. Tu mowy nie było o wspólnej wieczornej modlitwie, o czytaniu Pisma Świętego. Wieczory, po uśpieniu dzieci, często wyglądały tak: mąż przyklejony do laptopa, ja do swojego komputera. Robiłam na tym komputerze ogromnie ważne, w moim mniemaniu, rzeczy: doradzałam młodym matkom na rodzicielskich forach, dzieliłam się doświadczeniem w wychowywaniu i pielęgnacji maluchów. Byłam zadowolona z istniejącego stanu rzeczy, nasze dzieci rozwijały się wspaniale, stać nas było na wakacje za granicą, a mąż mnie słuchał, gdy narzucałam mu swoje zdanie w wielu dziedzinach. Kryzys się rozwijał powoli, cicho, dla mnie niedostrzegalnie. Jak złodziej, który przychodzi nocą, by kraść.

Nasz syn miał dwa lata, kiedy uświadomiłam sobie, właściwie odczułam, obecność „tej trzeciej”. Ziemia usunęła mi się spod nóg. Nikt i nic w życiu nie przygotowało mnie na taki obrót wydarzeń. Mój mąż zadurzył się w młodszej koleżance z pracy. Wypierał się tego nawet wtedy, gdy został schwytany za rękę.

Nie będę opisywała piekła, jakie rozpętało się, kiedy zdrada wyszła na jaw. Tylko ten, kto przeżył coś takiego, uwierzy, że to ból, który może zabić – od razu lub na raty, powoli, zatruwając życie gniewem, nienawiścią i poczuciem krzywdy. To także stan paniki, który zmienia naszą osobowość. Emocje wykrzywiają rzeczywistość. Człowiek popełnia czyny, o które nigdy by się nie podejrzewał. A odkrycie zdrady poprzedza najczęściej pewien dłuższy lub krótszy okres schizofrenicznego zawieszenia pomiędzy potwornymi podejrzeniami a niedowierzaniem; pomiędzy niezrozumiałym chłodem i odrzuceniem a nadzieją, że „jutro wszystko będzie dobrze”.

Nie mogłam czerpać sił od Jezusa, bo się na Niego obraziłam. Nie wiedziałam, jak się zachować w obliczu romansu współmałżonka, i co robić, by ocalić nasze małżeństwo. Teraz wiem. Wówczas jednak robiłam wszystko na opak: awanturowałam się, budziłam się spuchnięta od płaczu, zarejestrowałam się na portalu randkowym ku przestrodze i straszyłam rozwodem.

Mieszkaliśmy razem w takiej strasznej atmosferze jeszcze pół roku. Udawaliśmy normalność przed dziećmi i dalszą rodziną. Tak spędziliśmy dziesiątą rocznicę ślubu, w górach, razem i osobno jednocześnie. To był nieprzerwany koszmar. Pewnego styczniowego wieczoru mój mąż pośpiesznie spakował rzeczy osobiste i wyszedł na mróz, a ja zatrzasnęłam za nim drzwi z całej siły, życząc jemu i jego kobiecie wszystkiego najgorszego. Do dziś mam w uszach rozpaczliwy, wielogodzinny płacz naszych córek tamtej nocy, gdy straciły prawdziwego tatę. Obrączkę z wściekłością zdjęłam z palca i wrzuciłam głęboko do szuflady, między bieliznę. Złorzeczyłam losowi, pełna pretensji, że któregoś dnia naszego „poprzedniego życia” nie spotkała nas wszystkich wspólna śmierć w zmiażdżonym przez tira samochodzie, abyśmy nigdy nie musieli przechodzić przez TO! Całymi nocami śniły mi się koszmary, w których widziałam męża z kochanką i ich przyszłe wspólne dzieci. Szatan musiał skakać wokół nas z radości.

Ja mam przebaczyć?

Kiedy on odszedł, utraciłam wszystko, czym żyłam: normalny tryb życia, wszystkie plany, środki utrzymania, samochód, poczucie własnej wartości – straty materialne i emocjonalne można by wymieniać bardzo długo. Trzymałam się w jednym kawałku, ponieważ dzieci były w fatalnym stanie. Trudno opisać ich cierpienie, gdy rozpada się im rodzina, absolutna podstawa ich poczucia bezpieczeństwa. Pomagali nam moi rodzice i przyjaciółki. Wstawałam rano jak automat, karmiłam i odprowadzałam córki do szkoły i przedszkola, zabierałam syna do żłobka, gdzie pracowałam na część etatu. Ale duchowo byłam pocięta na kawałeczki. Zżerała mnie nienawiść! Chciałam zemsty, kary, sprawiedliwości za cudzołóstwo. Chciałam się dowartościować na siłę poprzez podziw innego mężczyzny, zaplanowałam już randkę.

Wokół mnie znalazło się kilka osób, które zaczęły się za nas gorąco modlić w tych okropnych dniach, gdy modlitwa nie chciała przejść mi przez gardło. Jedna z moich przyjaciółek wysłała nam na pomoc swoją ciocię, psychologa dziecięcego, a zarazem zaangażowaną chrześcijankę. Jeszcze nie wiedziałam, że to Bóg organizuje i wysyła pomoc, rozpina siatkę pod krawędzią przepaści. Od psychologa, pani Barbary, już po jej rozmowach z dziewczynkami, usłyszałam po raz pierwszy o przebaczeniu i przyjęciu męża z powrotem. Myślałam, że się przesłyszałam! Ja zostałam tak podle skrzywdzona oraz oszukana i to ja mam pierwsza wyciągać rękę do krzywdziciela i oszusta?

Jednak po tej rozmowie uchyliły się we mnie jakieś drzwi. „Nie mam nic. Jestem sama” – płakałam bez łez, bo nawet łzy się we mnie zablokowały. „Ale Ja Jestem” – mówił głos zza drzwi. „Zostałam porzucona” – skarżyłam się. „Ja cię nie porzuciłem. Jesteś Moja” – odpowiadał głos z taką miłością, że ogarniało mnie zdumienie. Znałam ten głos. Rozpoznałam Go, bo przecież słuchałam Go kiedyś, jako młoda dziewczyna, oazowa animatorka. Dla Boga mój kryzys był okazją, aby zaprosić mnie do powrotu do Niego. Sięgnęłam wreszcie po Pismo Święte i przeczytałam drugi rozdział Księgi Ozeasza:

Dlatego chcę ją przynęcić,
na pustynię ją wyprowadzić
i mówić jej do serca.
Oddam jej znowu winnice,
dolinę Akor uczynię bramą nadziei –
i będzie Mi tam uległa jak za dni swej młodości,
gdy wychodziła z egipskiego kraju.
I stanie się w owym dniu – wyrocznia Pana –
że nazwie Mnie: „Mąż mój”,
a już nie powie: „Mój Baal”.
Usunę z jej ust imiona Baalów
i już nie będzie wymawiać ich imion.
W owym dniu zawrę z nią przymierze,
ze zwierzem polnym i ptactwem powietrznym,
i z tym, co pełza po ziemi.
Łuk, miecz i wojnę wyniszczę z jej kraju,
i pozwolę jej żyć bezpiecznie.
I poślubię cię sobie [znowu] na wieki,
poślubię przez sprawiedliwość i prawo,
przez miłość i miłosierdzie.
Poślubię cię sobie przez wierność,
a poznasz Pana.

Chrystus mnie chciał

Wszystko, co mnie potem spotkało, było konsekwencją mojej decyzji o powrocie do Ojca. On czekał, nie licząc mi czasu, który zmarnowałam. Przeszukując internet, odnalazłam Wspólnotę Trudnych Małżeństw Sychar, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Wspólnota powstała w 2003 roku u pallotynów przy ul. Skaryszewskiej w Warszawie. Jej charyzmatem jest dążenie do uzdrowienia mocą Bożą i mocą sakramentu każdego małżeństwa w kryzysie, w separacji, nawet po rozwodzie. Obecnie ma ponad trzydzieści ognisk w różnych miastach w całej Polsce i za granicą. Nazwa wzięła się od miasteczka przy studni Jakuba, przy której Pan Jezus spotkał Samarytankę. To bardzo znany fragment czwartego rozdziału Ewangelii św. Jana. Tamta kobieta, żyjąca dwa tysiące lat temu, miała bardzo współczesny bałagan w życiu osobistym: nie mogła obyć się bez mężczyzny, nieważne, czy był jej poślubiony, czy też nie. Tymczasem Jezus objawił jej samego Siebie jako jedyne źródło Wody Żywej.

Sycharowe forum czytałam zachłannie. Ze zdziwieniem odkryłam, że istnieją ludzie – kobiety i mężczyźni – którzy w podobnej do mojej sytuacji życiowej dochowują wierności sakramentowi i nie pielęgnują poczucia krzywdy. Zaskoczyła mnie ich pogoda ducha, ufność, nadzieja niezależna od okoliczności zewnętrznych, brak pretensji do losu, innych, samych siebie. Pierwszy raz spotkałam ich na żywo na ogólnopolskich rekolekcjach wspólnoty w Otwocku wiosną 2010 roku. Swoją postawą, całym życiem świadczyli: traktujemy serio naszą przysięgę.

Dotarłam wreszcie do konfesjonału. Nigdy nie zapomnę tej szczególnej wielkopostnej spowiedzi. Przestało się liczyć to, co zepsułam, nie miało już znaczenia, że jestem niechciana przez męża. Chrystus mnie chciał, całą, natychmiast, tylko to się liczyło. Wiedziałam, że przebaczenie jest jedyną drogą, by móc codziennie szczerze odmawiać „Ojcze nasz”. Nawet dziecko nie potrafi się modlić, jeśli chwilę wcześniej pokłóciło się z bratem lub siostrą. Zrozumiałam wtedy, że przebaczenie nie jest sprawą uczuć. To raczej akt woli, postanowienie. Wybaczyłam mężowi ten jeden raz: zdradę, kłamstwa, ból, jak od rany zadanej nożem. A potem wybaczałam tysiąc razy, by móc żyć u Źródła Życia.

Byłam przekonana, że mój mąż wróci, skoro sam Bóg uzdolnił mnie do przebaczenia. Napisałam list, w którym poprosiłam, by wrócił
do domu. Miałam przecież niezwłocznie wynagrodzić rodzinie moje pomyłki i zaniedbania. Dzieci czekały na swojego tatę. Wiedziały już, że mama nadal go kocha. Każdy dzień kończyliśmy wspólną modlitwą za niego.

Stało się jednak inaczej. Mój mąż w pośpiechu złożył pozew rozwodowy. On, korzystając ze swojej wolnej woli, także podjął decyzję – żyć długo i szczęśliwie z inną kobietą. Ale ja nie byłam już sama – wspierała mnie cała wspólnota, moi nowi, niezawodni przyjaciele. Stanęłam na nogi, trzymając się Bożej dłoni i dzięki temu ja także potrafiłam już dawać wsparcie: przede wszystkim własnym dzieciom, ale także innym osobom w kryzysie. Nie wyraziłam zgody na rozwód. Dlaczego miałabym dawać przyzwolenie na autentyczne zło? Kilka miesięcy po odejściu męża zostałam jedną ze świeckich liderek Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar. Poprowadziłam ognisko w Poznaniu.

W pojedynkę

Nie wybrałam łatwej drogi. Na każdym kroku potykałam się o kłody rzucane pod nogi. Dzieci, szczególnie średnia córeczka, bardzo chorowały, kilka razy przyszło mi samotnie dzielić opiekę nad jednym w szpitalu i pozostałą dwójką w domu. Znajomi pytali, dlaczego noszę obrączkę i dlaczego nie zgadzam się na rozwód. Nie rozumieli tego. Aby ustalić spotkania ojca z dziećmi, zbyt rzadkie, niestety, jak na ich potrzeby, trzeba było spotkań w Komitecie Ochrony Praw Dziecka. Musiałam pilnie znaleźć pracę, praktycznie bez doświadczenia, po dziesięciu latach wychowywania dzieci. Ale Opatrzność i życzliwi ludzie czuwali nad nami – rozpoczęłam staż w szkole, nieopodal domu. Rodzina męża całkowicie zerwała ze mną kontakty. Przeżyłam niejeden szok, czytając o sobie to, co pisał adwokat męża w pismach procesowych. A od męża doświadczyłam różnych form przemocy.

Ale z drugiej strony nigdy wcześniej nie doświadczyłam tak głębokiego pokoju serca, zaufania, wolności i wewnętrznej radości. Odnalazłam swoją zgubioną tożsamość. Zawsze będę córką Króla. Zawsze będę żoną, niezależnie od tego, gdzie i z kim będzie mój mąż. To nic, że moje modlitwy nie podziałały natychmiast. Ani jedna minuta naszej modlitwy nie pozostaje zmarnowana, my po prostu nie ogarniamy całości, którą widzi Bóg. Skorzystałam z narzędzi, które oferuje wspólnota Sychar, i przerobiłam specjalnie dostosowany program „12 kroków ku pełni życia dla chrześcijan”, będący podstawą naszej formacji. W taki właśnie sposób kryzys, który na pierwszy rzut oka wygląda na koniec świata, może stać się okazją do rozwoju i przemiany siebie.

Zabierałam dzieciaki na wakacje organizowane przez wspólnotę Sychar. Tam mogły się do woli bawić i rozmawiać z rówieśnikami znajdującymi się w podobnych, skomplikowanych sytuacjach życiowych. Miały także kontakt z zaangażowanymi ojcami, co – mam nadzieję – wpłynie pozytywnie na ich postrzeganie mężczyzn. Jestem przekonana, że powstanie i coraz szybszy rozwój wspólnot Sychar jest odpowiedzią na najbardziej dramatyczne zapotrzebowanie w dzisiejszych czasach, gdy stałość małżeństwa i rodziny jest niczym, łódeczką z papieru na wzburzonych falach. Chcemy pokazać ludziom, że w każdej pogmatwanej sytuacji małżeńskiej można zachować Boży porządek.

Boże zasady są zawsze bardzo proste, to my je komplikujemy. Zgodnie z Ewangelią: „Każdy, kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo; i kto oddaloną przez męża bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo” (Łk 16,18). Święty Paweł do słów Chrystusa dopowiada: „Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od swego męża. Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem. Mąż również niech nie oddala żony” (1 Kor 7,10–11).

Stanowczo sprzeciwiamy się więc rozwodom i powtórnym związkom. Równocześnie sakrament i małżeńska miłość nie dają nikomu prawa do krzywdzenia drugiej osoby. W sytuacji przemocy domowej konieczne jest zwykle odizolowanie się od sprawcy, czyli separacja faktyczna i ewentualnie sądowa. Skoro mamy w Polsce instytucję separacji, nie ma żadnych powodów, aby katolik wybierał rozwód.

Oczywiście, jeśli druga strona chce rozwodu, to świecki sąd nie będzie raczej brał pod uwagę czyjegoś światopoglądu i przekonań religijnych. Ale wierzę, że czyste sumienie w tej kwestii i znak sprzeciwu wobec zła dotykającego nas i nasze dzieci mają wagę złota w oczach Pana. Mój proces sądowy trwał dwa i pół roku, skończył się na trzynastej rozprawie ogłoszeniem wyroku: rozwód z winy obu stron. Było wiele lepszych i gorszych dni, ale nie zwątpiłam w sens tego, co robię, w sens bycia we wspólnocie. Widziałam na własne oczy mnóstwo uzdrowionych relacji, uratowanych małżeństw moich znajomych i niektórych bliskich przyjaciół. Słyszałam i czytałam przepiękne świadectwa zwycięstwa miłości. Mocno przeżywałam powrót Jarka, męża Mirki, liderki gdańskiego ogniska, po siedmiu latach od ich rozwodu. Działy się rzeczy po ludzku niemożliwe, niewykonalne bez łaski Pana.

Mamy własny modlitewnik wspólnotowy, a najczęściej wybieranym na spotkaniach ognisk tekstem jest chyba „Modlitwa o odrodzenie małżeństwa”, która streszcza wszystko, co najważniejsze w pokonywaniu kryzysu:

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
– o dar szczerej rozmowy,
– o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
– o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
– o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja. Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Panie Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen.

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen.

Nie mam pojęcia, co będzie dalej. Trudno jest w pojedynkę wychowywać troje dzieci i przekazać im dobre wzorce. Nie wiem, gdzie będziemy mieszkać, gdy stracimy dom. Ale mam świadomość, że pozostaję w Bożych rękach tak długo, jak długo się z nich nie wyrywam ku własnym zachciankom. Wiem też, że nasz Pan szanuje wolną wolę mojego męża (nie używam sformułowania „były mąż”) tak samo jak moją. Dlatego teraz nie ma go przy mnie. Wierzę, że swoimi ścieżkami doprowadzi go w końcu do zbawienia, wraz z naszymi dziećmi i całą rodziną. Niejednokrotnie koleżanki i inne osoby pytały mnie, dlaczego postanowiłam się już z nikim nie wiązać. Dlaczego marnuję życie. Przecież jestem jeszcze młoda (miałam trzydzieści jeden lat, kiedy on związał się z kochanką). Przecież, jeśli Kościół jest dla mnie ważny, to mogę iść do duszpasterstwa dla niesakramentalnych. Czy uważam, że skoro on sobie kogoś znalazł, to czy ja nie mam tym bardziej prawa do szczęścia? No właśnie, chodzi o szczęście. Ono jest w tabernakulum, to Jezus Eucharystyczny. Mam prawo do Jezusa. Do Szczęścia.


Anna Jedna - nauczycielka, sakramentalna żona, matka trojga dzieci i liderka poznańskiego ogniska wspólnoty Sychar, jest autorką książki "Sychar. Ile jest warta twoja obrączka" wydanej w ubiegłym roku przez Wydawnictwo Fides, www.WydawnictwoFides.pl. Fragmenty książki zostały wykorzystane w tym tekście. (wszystkie teksty tego autora)
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-07, 19:46   

Brawo Aniu
Chwała Panu
 
     
iwonesku
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-08, 09:50   

Aniu,to jest PIĘKNE....
 
     
niezapominajka8
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-08, 17:08   

Puściłam już książkę w obieg :lol:
Nie ma tego złego czego Pan Bóg w dobro by nie zamienił :mrgreen:

Chwała mu za to!!!!!
 
     
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-08, 17:28   

Piękne świadectwo. Nawrócenie w cierpieniu.
Zastanawiam się tylko nad formacją młodych ludzi choćby w Ruchu Światło-Życie.
Bohaterka napisała
Cytat:
Dopiero teraz widzę, z jakiego bałaganu wchodziliśmy w sakrament małżeństwa

Bo, że ja nie wiedziałem jakie są konsekwencje współżycia przedmałżeńskiego... Też dziwne bo przecież co tydzień byłem w kościele, a nawet czasem trafiłem przypadkiem na jakieś rekolekcje. Chodziłem na lekcje religii...
Musiałem doświadczyć tego co doświadczyłem by zmądrzeć.

Coś jest nie tak. Jesteśmu w katolickim kraju jak owce bez pasterza.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-08, 17:48   

Orsz to bierz się do pracy
ewangelizuj w tym temacie
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-09, 10:29   

Orsz napisał/a:
Piękne świadectwo. Nawrócenie w cierpieniu.
Zastanawiam się tylko nad formacją młodych ludzi choćby w Ruchu Światło-Życie.
Bohaterka napisała
Cytat:
Dopiero teraz widzę, z jakiego bałaganu wchodziliśmy w sakrament małżeństwa

Bo, że ja nie wiedziałem jakie są konsekwencje współżycia przedmałżeńskiego... Też dziwne bo przecież co tydzień byłem w kościele, a nawet czasem trafiłem przypadkiem na jakieś rekolekcje. Chodziłem na lekcje religii...
Musiałem doświadczyć tego co doświadczyłem by zmądrzeć.

Coś jest nie tak. Jesteśmu w katolickim kraju jak owce bez pasterza.


Wchodziłam w małżeństwo sakramentalne w czystości przedmałżeńskiej. Cenne - masz już na zawsze czyste spojrzenie na mężczyzn. Może dlatego nie polecam drugich związków cywilnych nawet w obliczu cierpienia, trudności, bólu, zdrad, przemocy, porzuceń, bo JEZUS jest dla mnie wszystkim. Zerwać z nim więź w Komunii Świętej? - Nigdy! Znam opinię Grzegorza w tym temacie: "jesli wystarcza sama Komunia Świeta, to czemu tylu ludzi na tym forum?" Czemu? Właśnie dlatego, że kochają Jezusa! I nie chcą z Nim zerwać tej więzi - najważniejszej w życiu.

Teraz młodzi mają np. ruch: http://www.rcs.org.pl/
 
     
Jedna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-09, 20:58   

Niepotrzebnie czytałam komentarze pod tym moim artykułem na deon.pl
Niektóre są takie (wcale nie pojedyncze)
"Skoro autorka jest szczęśliwa tak jak jest teraz to po pioruna wychodziła za mąż i marnowaóła temu facetowi życie. Brak konsekwencji i spójności w tym niby swiadectwie. Autorko jakiej nagrody spodziewasz się za swoją postawę. Swoją nagrodę odbierasz tutaj na ziemi, próżny poklask, czyżby o coś takiego Tobie chodziło? Jeżeli tak to jak to ma sie do wiary Twoim zdaniem? Zobaczcie jakia jestem wspaniała jestem wierna "swojemu męzowi" a on taki cham jest niewierny. A może swoimi zachowaniami wykończyłaś tego męza i zmusiłaś do takich a nie innych zachowań. Chore są tego typu świadectwa nie uwzględniające innych ludzi a zwłaszcza zdania tego meza. Jakiej nagrody spodziewasz się za swoją postawę?"
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-09, 21:06   

Jedna napisał/a:
Niepotrzebnie czytałam komentarze pod tym moim artykułem na deon.pl


To po co czytasz?

Aniu, lepiej przeczytaj najnowszy numer 1/2014 NIEDZIELI, strona 48 - wartościowy tekst opisujący zupełnie nową MENTALNOŚĆ - ANTYROZWODOWĄ!! Na chwałę Pana Jezusa!
 
     
Jedna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-09, 21:12   

Elżbieta napisał/a:
Jedna napisał/a:
Niepotrzebnie czytałam komentarze pod tym moim artykułem na deon.pl


To po co czytasz?



No nie przewidziałam.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-09, 21:20   

Jedna napisał/a:
No nie przewidziałam.

Prawidłowo więc. Nie jesteś wróżką, tylko Autorką bardzo dobrze napisanej i wydanej książki. Patrz jaki masz patronat medialny - http://milujciesie.org.pl...warta_jest.html
najlepsze czasopismo w Europie poleca Twoją książkę! Czasopismo rozsyłane regularnie do ponad 100 krajów w 18 językach!
 
     
niezapominajka8
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-09, 23:36   

Aniu dla tych,ktorzy przeszli podobnie jak ty pieklo tu na ziemi to cudowne swiadectwo.
Tylko ludzie,ktorzy pogodzili sie z tym na co nie maja wplywu,potrafili wybaczyc pomimo tylu trudnosci i nadal trwaja wierni Bogu twoja ksiazka ma znaczenie.
Chocby jedna duszyczka zyskala nadzieje,ze mimo tego bagna,ktore sobie czasami bardzo nieswiadomie fundujemy warto bylo ja napisac. A mysle,ze jest ich wiecej ;-)

A nagrode odbierzesz w niebie ;-)
 
     
aatka
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 13:41   

No cóż, zawsze znajdzie się ktoś kto zechce swoją frustrację wylać na innych..... Może kolejny mąż który chce szybko zapomnieć że jest mężem..... Albo też nie może pogodzić się z tym że żona którą porzucił daje radę a on jakby mniej.
Dla mnie Twoje świadectwo jest bardzo ważne. Świadectwa pomogły mi przetrwać niejednąprzepłakanąnoc. I na pewno takich jak ja jest więcej. Gratuluję więc i pozdrawiam serdecznie.
 
     
bosa
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-10, 15:16   

Taka jest ciemna strona sławy :-D .A na poważnie Twoja książka wiele razy podniosła mnie na duchu i myślę ,że nie tylko mnie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9