Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Jestem szczęśliwym mężem i ojcem,
Autor Wiadomość
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-01-19, 20:36   Jestem szczęśliwym mężem i ojcem,

Jestem szczęśliwym mężem i ojcem, ale od prawie 10 lat pracuję nad tym...

Rola męża, mężczyzny w małżeństwie, związku - czyli jak być szczęśliwym ... oczami mężczyzny cz.1
Piotr Pogodziński


Zastanówmy się przez chwilę: ile razy w ciągu dnia mijamy się z naszą "drugą połówką" krzątającą się po wszystkich pomieszczeniach naszego mieszkania? Pewnie kilkadziesiąt razy. I co? No właśnie i nic. A wystarczy na chwilę zatrzymać naszą Żonkę w przejściu i przytulić ją "na sekund sześć" :-) . To Jej daje poczucie bezpieczeństwa, że jest Ktoś, kto ją kocha i czuwa nad Jej Osobą. Kiedy oglądacie razem film, przytulasz Żonkę? Pozwalasz Jej wesprzeć się na swojej piersi? Zrób to, w ten sposób okazujesz Jej jeszcze bardziej swoją bliskość. Pamiętaj o jednym : BLISKOŚĆ dla Kobiety to nie tylko seks. Czasami są dni kiedy wystarcza Jej w zupełności Twoja obecność w domu.

Takich sposobów na codzienną bliskość jest wiele: ustne podziękowanie za dobry obiadek + pocałunek w policzek, to daje żonie poczucie, że dobrze gotuje, a do tego mobilizuje Ją do kolejnej kulinarnej niespodzianki dla Ciebie Mężu. Kolejnym przykładem okazywania takowej bliskości może być zwykła błahostka typu serduszko wycięte z ręcznika papierowego który na pewno jest w każdej kuchni. Kiedy Żona rano wstaje wchodzi do kuchni i widzi na stole serce z podpisem od męża, ten poranek na pewno będzie dla Niej bardzo miły. Oczywiście nie wycinam takich serc dwa razy w tygodniu, staram się być oryginalny i raczej nie powtarzać tych samych niespodzianek.

Moim innowacyjnym sposobem jest również kupowanie kwiatków dla Żony. Nie kupuję Jej róż w dzień kobiet i tego typu święta, wtedy sprawiam Jej drobny prezencik (moja Żona uwielbia srebro) a więc jakiś fajny i niespotykany pierścionek, czy kolczyki (srebro wcale nie jest drogie). Kwiatki kupuję "BEZ OKAZJI" w zwykły szary dzień, kiedy wracam ze sklepu zahaczam o kwiaciarnię. Żona zawsze mnie pyta: "Z jakiej to okazji ?" wtedy odpowiadam: "bez okazji tak prostu, kwiatek dla Ciebie, za to, że jesteś ...". Jakie wtedy myśli przebiegają Jej w głowie: "on naprawdę mnie kocha - kwiaty bez okazji". Oczywiście taki kwiatek wystarczy jeden raz na 3-4 tygodnie.

Staram się aby w każdym tygodniu naszego wspólnego życia zrobić niespodziankę w różnej postaci: raz kwiatek, drugi raz fajna kartka z miłym tekstem wrzucona do naszej skrzynki listowej, innym razem może to być słodycz, którą uwielbia a jeszcze innym dobre wino do wspólnej kolacji, kiedy dzieci już śpią. Przykładowy plan na 4 tygodnie mam a w tym czasie obmyślam plan na kolejne 4 tygodnie. To wcale nie jest trudne i niemożliwe finansowo, troszkę wyobraźni ... Należy pamiętać o jednej ważnej rzeczy: Kobietę zdobywa się przez całe życie a nie tylko przed ślubem.

kto chce więcej to musi szperać tu:
http://artelis.pl/artykul...wym-oczami-mezc
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-02-08, 21:24   

Święty Józef - wzór mężczyzny i ojca na nasze czasy.

ks. kan. Jan Polec - proboszcz parafii, o. dr Antoni Bochm OMI, ks. Piotr Pawelec - wikariusz parafii, ks. Roman Smółkowski - Kapelan Domu Pomocy Społecznej w Wolsztynie, Przemysław Jacewicz - ojciec trójki dzieci

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=24736
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-02-09, 19:22   

Biblijne wzorce odpowiedzialnego ojcostwa
dr Mieczysław Guzewicz, biblista

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=24747
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-02-09, 19:32   

I część materiałów w wątku:
Ojciec to brzmi dumnie http://www.kryzys.org/arc...opic.php?t=4588
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-02-09, 19:33   

Ciekawy portal chrześcijański:
DOBRY OJCIEC

http://www.fathersforgood...l#model_fathers
 
     
Michaił
[Usunięty]

Wysłany: 2011-02-09, 19:34   

kinga2 napisał/a:
Moim innowacyjnym sposobem jest również kupowanie kwiatków dla Żony. Nie kupuję Jej róż w dzień kobiet i tego typu święta, wtedy sprawiam Jej drobny prezencik (moja Żona uwielbia srebro) a więc jakiś fajny i niespotykany pierścionek, czy kolczyki (srebro wcale nie jest drogie). Kwiatki kupuję "BEZ OKAZJI" w zwykły szary dzień, kiedy wracam ze sklepu zahaczam o kwiaciarnię. Żona zawsze mnie pyta: "Z jakiej to okazji ?" wtedy odpowiadam: "bez okazji tak prostu, kwiatek dla Ciebie, za to, że jesteś ...". Jakie wtedy myśli przebiegają Jej w głowie: "on naprawdę mnie kocha - kwiaty bez okazji". Oczywiście taki kwiatek wystarczy jeden raz na 3-4 tygodnie.


robiłem tak od kiedy poznałem moją przyszłą żonę.

ale... w dzień gdy żona mnie zdradziła a potem przyszła do domu zastała na biurku 3 bukieciki konwalii które uwielbia. zjeździłem za nimi "całe miasto", na początku maja nie łatwo dostać konwalie...
ja oczywiście nie wiedziałem wtedy co się stało tego dnia. oczywiście moja historia ma drugie dno, o czym można poczytać. ale kwiatki to nie wszystko ;-)

poza tym mam wrażenie że takie rzeczy kobietom szybko się nudzą i one tego nie doceniają, wietrząc spisek ("pewnie chce żebym mu znowu dała wieczorem") :-| nie mówię że tak u mnie jest, bo żona lubi kwiaty ale z rozmów z kolegami wynika powyższe.

nadal kupuję żonie kwiaty, przerzuciłem się na frezje, jakoś czuję niesmak do konwalii (jak sobie przypomniałem o tym majowym popołudniu to mi się strasznie przykro zrobiło), może do maja mi przejdzie?

ale mimo wszystko z uśmiechem i Bożym optymizmem: pozdrawiam :-)

ps. o mam to słowo, miałem je na końcu języka: zagłaskałem kota na śmierć ;-)
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-03-14, 00:04   

Ojciec to brzmi dumnie

I część materiałów w archiwum tu:

http://www.kryzys.org/arc...?t=4588&start=0
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-03-14, 00:07   

Możesz pomóc swojemu małżeństwu!


Skorzystaj z doświadczenia Jacka Pulikowskiego i przeczytaj obszerny, darmowy frament książki Warto być ojcem.

http://www.jacek-pulikows...o_byc_ojcem.pdf

materiał ze strony:
http://www.pustyniawmiesc...pulikowski.html
 
     
olaprawdzik
[Usunięty]

Wysłany: 2011-04-08, 18:31   

Michaił napisał/a:

nadal kupuję żonie kwiaty, przerzuciłem się na frezje, jakoś czuję niesmak do konwalii (jak sobie przypomniałem o tym majowym popołudniu to mi się strasznie przykro zrobiło), może do maja mi przejdzie?

ale mimo wszystko z uśmiechem i Bożym optymizmem: pozdrawiam :-)


życzę wytrwałości, na pewno wszystko się ułoży :)
pozdrawiam
Ola
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-05-16, 20:34   

Ciągle mamy problem z ojcem
Dariusz Piórkowski SJ

Niektórzy mają problem z wszelkimi formami czułości. Dlaczego? Jeśli coś nie gra w naszych relacjach, trudno w podskokach rzucać się sobie w ramiona. Nasze ciało i gesty reagują zgodnie z tym, co leży nam na duszy - o relacji z ojcem, powrocie syna marnotrawnego i znaczeniu dotyku pisze Dariusz Piórkowski SJ.


Kiedy przyjrzymy się baczniej niektórym dziełom współczesnej literatury i kinematografii zachodniej, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że postać ojca nadal pozostaje w centrum zainteresowania. Literackie i filmowe obrazy ojca często oscylują pomiędzy dwiema skrajnościami. Z jednej strony spotykamy model autorytarnego rodziciela, wtrącającego się zanadto w życie dzieci, a przy tym pełnego uczuciowego chłodu. Z drugiej strony, widzimy go jako postać duchowo, a czasem nawet fizycznie, nieobecną, wycofaną do okopów swojego wewnętrznego świata.


Takie wnioski wyciągnąłem po ostatniej lekturze kilku książek, napisanych całkiem niedawno, a także po obejrzeniu paru filmów. Uderzyło mnie w nich to, jak usilnie ich bohaterowie pragną bliskości ojca i jak bardzo owi ojcowie zawodzą ich oczekiwania. Przytoczę parę przykładów.


Ojciec ukryty


Zacznę od „Wynalazku samotności”, krótkiego opowiadania amerykańskiego autora, Paula Austera, który przedstawia w nim portret swego nagle zmarłego ojca – „niewidzialnego mężczyzny”, opisując przy tym ich wzajemne relacje nacechowane oddaleniem, swoistą obcością i brakiem zainteresowania ze strony ojca.


„Nie, nie czułem, żeby on mnie nie lubił. Wydawało mi się raczej, że on ciągle był rozproszony, niezdolny, aby spojrzeć w moim kierunku. I ponad wszystko, chciałem, aby mnie zauważył... Im bardziej był powściągliwy, tym bardziej poprzeczka wznosiła się ku górze... Zdałem sobie sprawę, że nawet jeśli zrobiłem wszystko, cokolwiek zamierzyłem, jego reakcja była dokładnie taka sama. W gruncie rzeczy nie miało to dla niego większego znaczenia czy odniosłem sukces, czy porażkę”.


Auster pisze, że jego ojciec często przypominał osobowość wycofaną, człowieka nieobecnego, który nie wyczuwał powagi i unikalności chwili, jakby nie chciał być wplątany w dramaty i kłopoty własnej rodziny, uciekając do wygodnego świata iluzji:



„Nigdy nie potrafił być tam, gdzie był, ponieważ dopóki żył, zawsze był gdzie indziej, pomiędzy tu i tam. Ale tak naprawdę nigdy tutaj. I tak naprawdę nigdy tam.(...) Myślę, że świat był dla niego odległym miejscem, w którym się nigdy prawdziwie nie zadomowił. (...) Urodziłem się, stałem się jego synem i urosłem, jakbym był po prostu jednym z cieni, pojawiającym się i znikającym w jego częściowo rozjaśnionym królestwie świadomości”.



Autor zarzuca również ojcu brak empatii, gdyż jego słowa nie zawierały najmniejszego odcienia emocji, jakby wymawiał jedynie to, co należy wymówić. Ale pisarz nie odczuwa względem niego nienawiści, raczej żal i rozbudzoną jeszcze bardziej po jego śmierci tęksnotę za bliskością.


Spiżowy pomnik


W innej powieści, tym razem szwajcarskiego pisarza, Pascala Merciera, „Nocna podróż do Lizbony”, główny bohater Amadeu Prado pisze list do swojego ojca, długoletniego sędziego, zarzucając mu niesprawiedliwość w ferowaniu wyroków. Przy okazji, wyraża pretensje, że swoim dziwnym zachowaniem i milczącą presją, ojciec wymusił na nim obranie kariery lekarskiej. „Przyznaję, w domu – pisze Prado – nie zachowywaliście się jak sędzia, nie wydawaliście osądów, częściej niż inni ojcowie, raczej rzadziej. A jednak, Ojcze, Waszą oszczędność słów, Waszą niemą obecność często odczuwałem jako osądzającą, sędziowską, wręcz sądową. Nie mogłem już znieść Waszej obecności we mnie, obecności przypominającej kamienny pomnik”. (...) Po jednej z rozmów z Tobą spytałem Mamę, jaki był Twój ojciec i jak traktował Ciebie. „Był dumnym, samotnym, nieznośnym tyranem, który jadł mi z ręki” – powiedziała.



W innym tekście Prado dzieli się swoimi refleksjami wokół Słowa Bożego, które podziwia jako dzieło literatury, ale odrzuca objawionego w niej Boga, krępującego, jego zdaniem, ludzką wolność i autonomię. Bo w Biblii, zauważa Prado, „przemawia odległy, ponury Bóg, który potężny obszar ludzkiego życia – wielki krąg, jaki zatacza, gdy zostawi mu się wolność – chce zawęzić do jednego, niezmiennego punktu posłuszeństwa. Przytłoczeni zgryzotami i obciążeni grzechem, wyjałowieni poddaństwem i brakiem godności w akcie spowiedzi, z popielnym krzyżem na czole mamy iść do grobu, w tysiąckrotnie rozwiewanej nadziei na lepsze życie u Jego boku. Lecz jak może być lepiej u boku Kogoś, kto odarł nas wcześniej ze wszystkich radości i wolności?”


Zastanawiająca jest ta zbieżność doświadczenia własnego ojca z interpretacją Boga Biblii. Na pierwszy rzut oka, wydaje się, że chodzi zaledwie o tanią psychologię, wedle której Bóg staje się niczym innym jak projekcją ziemskiego ojca, gdyż istotnie Bóg ograniczający zlewa się w świadomości autora ze spiżową postacią własnego rodziciela. Ale może tak właśnie działa nasza psychika, do której słabo dociera światło Ewangelii?



Ojciec „znikąd”



„Powrót” to debiut rosyjskiego reżysera, podówczas 39-letniego Andrieja Zwiagincewa, nasączony tajemniczością i głęboką religijną symboliką, oparty na prostej historii, która właśnie czyni to dzieło tak pociągającym doświadczeniem.



Oto po 12 latach nieobecności do domu na rosyjskiej prowincji przybywa ojciec, tajemniczy człowiek, który pojawił się, jakby spadł nagle z księżyca. Obaj synowie przeżywają fascynację, chociaż ojciec, opuściwszy ich w dzieciństwie z niewiadomych powodów, kojarzy się im raczej z nieznaną postacią. Starszy syn, Andriej, ledwo go pamięta, młodszy, Iwan, spotyka go pierwszy raz w życiu.


Już następnego dnia po niespodziewanym zjawieniu się, ojciec postanawia zabrać chłopaków na ryby i pod namioty, by zadzierzgnąć z nimi rodzicielskie relacje. Po początkowym entuzjazmie, wyprawa rychło przeradza się w gehennę. Cel wycieczki zaczyna budzić wątpliwości w sercach synów. Nadto, po drodze ojciec próbuje ich nauczyć, co znaczy być prawdziwym i twardym mężczyzną, stosując żołnierską musztrę i raczej metodę kija, niż marchewki. Wychowani w cieplarnianych warunkach przez mamę i babcię, Andriej i Iwan wystawieni są przez ojca na konfrontację z nieobliczalną i brutalną rzeczywistością. Przechodzą lekcję przetrwania i walki o swoje w świecie, w którym „człowiek człowiekowi wilkiem”.


Obaj nastolatkowie rychło stają w ogniu ambiwalentnych i zwalczających się uczuć: fascynacji z lękiem; nienawiści z miłością; obcości z pragnieniem bliskości; tęsknoty z chęcią ucieczki. Wolność ściera się tutaj z paternalistycznym autorytaryzmem. Surowość ojca, jakkolwiek w jego mniemaniu pełna dobrej woli, doprowadza do tego, że najpierw w Iwanie rodzi się bunt. „Czy to rzeczywiście jest nasz ojciec? – pyta z rozgoryczeniem.


Tymczasem Andriej od początku pozostaje wpatrzony w ojca jak w obrazek, urzeczony jego siłą i sprytem. Ale w końcu i on nie wytrzymuje wojskowego drylu i traktowania ich jak szeregowych. W przypływie nienawiści i niezrozumienia, starszy syn próbuje wystąpić przeciwko rodzicielowi, a nawet targnąć się na jego życie. Nieobecny dotąd ojciec zarówno przyciąga jak i odpycha. Budzi lęk i respekt zarazem. Anita Piotrowska z „Tygodnika Powszechnego” słusznie zauważa że jest to opowieść o osieroceniu i tęsknocie za obecnością, o pełnej desperacji potrzebie oparcia.


Te trzy historie na różne sposoby wydobywają z ich bohaterów pragnienie duchowego powrotu ojca, który zdaje się być zagubiony, żyjący we własnym świecie, niedorastający do powierzonej mu roli. Jest w nich pragnienie uczuciowej bliskości, ciepła, powiedzielibyśmy większej dozy matczynych gestów.



Ojciec współczujący i bliski



Z jakże innym obrazem ojca mamy do czynienia w Ewangelii św. Łukasza, a ściślej mówiąc, w przypowieści o synu marnotrawnym (Łk 15, 1-32). Nie powinniśmy jednak zbyt pospiesznie utożsamiać ojca z przypowieści z Bogiem – Ojcem, chociaż de facto ku temu wszystko zmierza.



Jezus mówi o dramacie ziemskiego ojca, którego obaj synowie, wychowani w atmosferze miłości, schodzą na manowce. Jak to możliwe w domu kochającego ojca? Zauważmy, że to nie ojciec dystansuje się od synów, (w przeciwieństwie do przedstawionych przeze mnie przykładów), lecz jego dzieci mają poważny problem z rozpoznaniem jego dobroci i docenieniem jego obecności. Obaj opuszczają dom. Młodszy duchowo i fizycznie; starszy, co jeszcze bardziej zasmuca, duchowo. Co więcej, ojciec nie tworzy żadnej bariery między sobą a synami. Przeciwnie, spełnia ich życzenie, daje im wszystko, co posiada, przytula, rozmawia, cieszy się z ich bycia razem z nim w domu.


Jezus dobitnie podkreśla, że ojciec z przypowieści ceni sobie bliskość, i chce ją okazywać. Widać to w jego gestach i słowach, w sposobie obchodzenia się z synami. By rozwinąć tę intuicję, chciałbym odwołać się jeszcze do znanego obrazu Rembrandta „Powrót syna marnotrawnego” ( a nie ojca). Jest to dzieło, które artysta zaczął malować pod koniec swego życia, ale go nie ukończył. Zrobił to jego uczeń. Podobnie było z jego innym niedokończonym dziełem: „Dzięcię Jezus w objęciach Symeona”.



Co łączy te dwa obrazy? Przede wszystkim, Rembrandt podkreśla w nich rolę dotyku. Na pierwszym z nich, ojciec, witając powracającego syna, kładzie obie ręce na barkach obdartego i brudnego włóczęgi, a z jego twarzy, zanurzonej w świetle, promieniuje spokój i ukojenie. Nie inaczej wygląda Symeon, który z radością trzyma Dziecię Jezus, przytulając je do swojej piersi.


Kiedy Rembrandt zaczynał pracę nad tymi obrazami, prawie już nie widział. Przez całe życie malował twarze, autoportrety, portrety. Tuż przed śmiercią dotyk stał się dla niego bardziej „realny” niż widzenie. Dotyk jako wehikuł dobroci, poczucia bezpieczeństwa i szczęścia. Mało kto wie, że w swoim prywatnym życiu Rembrandt stracił w ciągu siedmiu lat żonę i trójkę dzieci. Kiedy umierał, osierocił roczną córkę.


W reakcji ojca z przypowieści względem młodszego syna najbardziej uderza mnie to, że całą swoją miłość wyraził bez słów, gestami ciałami: rzucił się mu na ramiona, objął go i pocałował. Nie naznaczył mu żadnej pokuty, nie pozwolił wypowiedzieć się do końca, jakby w tej chwili było to już dla niego bez znaczenia. Sam akt powrotu wystarczył.


W Ewangelii św. Łukasza, który nota bene, był lekarzem, zmysł dotyku pełni ważną rolę. Jezus odważa się dotknąć tych, których się nie godziło dotykać. Przez dotknięcie palcem uzdrawia trędowatego, a także człowieka z uschniętą ręką; dotyka zmarłego syna wdowy, przywracając go do życia; pozwala się dotykać na oczach faryzeuszów przez grzeszną kobietę. Samarytanin dotyka ran obitego i porzuconego człowieka. W przypowieści o owcy pasterz bierze ją na ramiona, a nie popędza przed sobą. Chce ją mieć blisko siebie, dotykalnie, dźwigając ją na sobie, by dać jej odczuć, że teraz jest już bezpieczna.


Słowem, dotyk jest w tej Ewangelii szczególnym przejawem Bożej mocy i bliskości względem człowieka. Ale czyż nie w podobny sposób dojrzewamy w naszych relacjach międzyludzkich? Jakże ważne dla dziecka, już od niemowlęctwa, jest przytulanie, noszenie na rękach, kontakt cielesny z rodzicami. Jeśli tego zabraknie, dziecko odczuje skutki tych braków w dorosłym życiu. Jakże istotne dla związku jest zjednoczenie małżonków w akcie seksualnym, który służy umocnieniu ich więzi, wzmacnia poczucie bezpieczeństwa i bliskości?


Niestety, pod wpływem nadużyć seksualnych i skandali pedofilskich w społeczeństwie i w Kościele, dotyk kojarzy się dzisiaj często z opresją, psychicznym bólem i przemocą. Wszechobecność pornografii i wykorzystywanie ciała ludzkiego na potrzeby reklamy i rynku, sprowadza dotyk jedynie do źródła zmysłowej przyjemności. Dotyk nie mówi już pełnym językiem miłości. Ciało jako wyraz głębszej międzyludzkiej komunikacji nie jest już dla wielu ludzi oczywiste. Diabeł wie w jakie struny uderzyć, by naruszyć w człowieku to, co najcenniejsze.


Ciekawe, że tylko młodszy syn został przytulony i pocałowany przez ojca. Ze starszym synem ojciec rozmawia. Interesująca jest ta różnica w podejściu do obu synów. Dlaczego zabrakło przytulenia ze starszym synem? Myślę, że starszy syn nie był na to gotowy. Ojciec wydawał mu się zbyt obcy, surowy, niedostępny. W tej scenie najbardziej uwidacznia się, że dotyk wyraża ducha.


Niektórzy ludzie mają problemy z przytuleniem i przyjęciem wszelkich innych form czułości. Dlaczego? Jeśli coś nie gra w naszych relacjach, trudno w podskokach rzucać się sobie w ramiona. Nasze ciało i jego gesty reagują zgodnie z tym, co jest w naszym wnętrzu.



Lęk przed zbliżeniem bierze się z nieznajomości, ale też z doświadczonego zranienia, którego człowiek nie chce ryzykować kolejny raz. Ponadto, przytulenie domaga się odwzajemnienia daru, a nie zawsze jesteśmy do tego zdolni. Ale chyba najczęstszą przyczyną unikania cielesnej bliskości jest poczucie niegodności, lęk przed byciem przyjętym, takim jakim się jest; niezgoda na to, że ktoś może mnie kochać, nawet jeśli ja nie kocham jeszcze siebie tak, jak należy.


Nie wiemy, czy starszy syn w końcu wszedł na ucztę, czy na znak pojednania rzucił się ojcu na szyję. Starszy syn przynajmniej nie starał się kłamać ciałem, a ojciec nie wymusił na nim sztucznej pozy. Chociaż kto wie, może coś pękło w zbuntowanym synu, ale o tym Jezus już nie mówi. Niemniej zadziwia ów serdeczny ton, z jakim ojciec zwraca się do starszego syna. Nie mówi „mój synu”, lecz „moje dziecko, wszystko moje jest twoje, a twoje jest moje” Osobiście w słowach tych słyszę czuły głos matki.


Czasem trudno nam przyjąć takiego Boga, jakim Go ukazuje Jezus. Powodów jest wiele. Nie mieści się nam to w głowie. Boimy się takiego Boga. Rzutujemy na Niego nasze przykre doświadczenia z własnymi rodzicami. Ale również nie możemy przeoczyć faktu, że żyjemy w specyficznej kulturze, która często usiłuje projektować własne lęki na Boga.


Wielu filozofów nowożytnych odsyła Boga w zaświaty, widząc w nim co najwyżej Pierwszą Przyczynę, Stwórcę, ale nie Ojca i osobę, z którą można rozmawiać i kochać ją. Na różne sposoby wieszczą, że Bóg jako doskonały byt wycofał się z naszego świata, gdy tymczasem prawda jest taka, że to oni odsunęli Go na boczny tor. Czy czasem nie jesteśmy do nich podobni? To nie Bóg ma powrócić do nas, ale to my mamy powrócić do Niego.



http://www.deon.pl/inteli...em-z-ojcem.html
 
     
kinga2
[Usunięty]

  Wysłany: 2011-05-16, 20:37   

Zostałeś ojcem? Wydzielasz hormon miłości!
PAP - Nauka w Polsce

Oksytocyna, nazywana hormonem miłości lub zaufania, odpowiada za tworzenie się więzi matki z nowo narodzonym dzieckiem. Naukowcy wykazali, że panowie, którzy zostają ojcami również wydzielają ją w większych ilościach - informuje pismo "Biological Psychiatry".


- Odkrycie to dowodzi, jak ważne jest stwarzanie ojcom możliwości interakcji ze swoim dzieckiem bezpośrednio po jego narodzinach, po to, by pobudzić u nich układ neurohormonalny odpowiedzialny za powstawanie więzi - komentuje współautorka pracy dr Ruth Feldman z Uniwersytetu Bar-Ilan w Ramat Ganie w Izraelu.



Badania dowiodły, że oksytocyna - hormon produkowany w części mózgu zwanej podwzgórzem - bierze udział w powstawaniu relacji społecznych - między przyjaciółmi, znajomymi i kochankami. Najbardziej znana jest jej rola w tworzeniu się więzi emocjonalnej między matką a noworodkiem - hormon sprawia, że u kobiety, która urodziła dziecko pojawia się instynkt macierzyński.



Teraz okazało się, że oksytocyna pomaga również mężczyznom wejść w rolę ojca.



Naukowcy z Izraela razem z kolegami w Uniwersytetu Yale w New Haven (stan Connecticut) przeanalizowali zbierane wiele lat dane na temat zmian w poziomie tego hormonu u 160 partnerów (80 par), którzy po raz pierwszy zostali rodzicami. Poziom oksytocyny zmierzono im dwukrotnie - po sześciu tygodniach oraz po sześciu miesiącach od narodzin potomka. Obserwowano też i oceniano ich zachowania rodzicielskie.



Okazało się, że przy każdym pomiarze poziom oksytocyny u ojców nie różnił się od poziomu stwierdzanego u matek.



Wynika z tego, że choć wydzielanie się oksytocyny u mam jest pobudzane przez poród, to na ten sam proces u ojców wpływają inne czynniki związane z rodzicielstwem - komentują autorzy pracy.



Naukowcy liczą, że ich odkrycie pomoże lepiej zrozumieć rolę zaburzeń w wydzielaniu oksytocyny u osób, które mają problemy z wypełnianiem obowiązków rodzicielskich wobec swoich dzieci.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-05-16, 20:52   

Ojcostwo niewyspane, zmartwione i...
Mateusz Czarnecki

Bywały chwile, gdy przychodził mi do głowy pomysł, by zostać księdzem lub zakonnikiem. W moim przypadku był na tyle abstrakcyjny, że z wrodzonej przekory brałem go nawet pod uwagę. Nic bardziej oderwanego od rzeczywistości niż stwierdzić: „Byłbym dobrym księdzem, takim z powołania". Bycie mężem, tatą, wyobrażałem sobie znacznie rzadziej. Pewnie dlatego, że było mi dużo bliższe, niż myślałem.

Ojcostwa nigdy nie traktowałem jako swojej przyszłej misji, idei czy czekającego na mnie życiowego zadania. Było ono oczywistą, choć odległą częścią moich dążeń, to jest Boskiego planu wcielonego w moją osobowość i wrażliwość: chęci związania się z dziewczyną, w której ze wzajemnością odkryję najbliższą mi osobę. Na samą myśl o tym chciało się żyć. Jeśli wykazałem w tej dziedzinie intuicję i „rzetelność” postępowania, zawdzięczam je swojemu tacie. Cenniejszego dziedzictwa nie mogłem chyba otrzymać.

Dziewczyna to dziewczyna

Dziewczyna to dziewczyna. Nie jest na spróbowanie, jakieś z nią chodzenie, lecz na życie. Tak myślałem. A może nawet nie myślałem. Przekonanie to rosło ze mną od dzieciństwa. I choć czasem mnie ono uwierało i studziło młodzieńczą krew, to właśnie dzięki niemu później programowo nie szukałem żony, ani tym bardziej nie starałem się odkryć żadnego powołania.

Życie działało szybciej, niż sam bym wymyślił. Ja tylko po swojemu, czyli chyba właściwie, podchodziłem do napotykanych mnie sytuacji. I gdy w jednej z nich postanowiłem zagaić rozmowę z upatrzoną przeze mnie dziewczyną (był październik, pierwszy dzień studiów), spotkanie okazało się mieć ciąg dalszy.

Kolejne decyzje i zobowiązania, które nie bez drżenia podjąłem, mają smak mojego własnego życia. Były i są językiem miłosnym wobec tej, która wzbudziła mój Adamowy zachwyt.

Kawalerska perspektywa


Pojąłem żonę nie dla dzieci, lecz dla niej samej. Wiedziałem, że tak się zaczyna twórczość życia. Z całą dynamiką wszelkich napięć, sprowadzoną w jedno niewielkie miejsce, którym jest dom. Z czułością i poczuciem krzywdy. Konfliktami i zrozumieniem. Rodzina jest twórczym tyglem. Niepowstrzymana zmienność i intensywność życia okazuje się rewersem tego, co często z przekąsem nazywa się stabilizacją. Do czego cenniejszego mogłem zmierzać? Najdoskonalszy wybór. I nic zwyczajniejszego pod słońcem.

Nad rozważaniem doniosłości roli mężczyzny w rodzinie nie spędzałem długich chwil. Jak mógłbym znieść nadmiar powagi, którą naszpikowany jest dyskurs o wychowywaniu dzieci, podjęciu odpowiedzialności, i rekompensujące te „trudy" uwznioślanie powołania? Zresztą, o istocie powołań i o „ideałach", o tym, czym jest ojcostwo, czym życie mnisze itd., mówi się najwięcej wtedy, gdy brak jest samych powołanych - czy to ojców, czy mnichów. Mojerozumienie rzeczy mówi mi, że powołanie do ojcostwa nie jest czymś, co się wybiera na drodze wielkich rozważań, poszukiwań czy rachub. Jeśli spotkałem kobietę, którą kocham, nie pożera mnie pytanie, czy aby na pewno chcę z nią być, ponieważ odpowiedzią jest ona sama, ta, którą kocham. Ojcostwo pojawia się jako coś nieodłącznego od tej miłości. Mąż nie będzie poważnie rozmyślał nad tym, co stracił, skoro stał się mężem, ani też rodzice nie będą kalkulować ryzyka. Bo to, co robią, jest dla nich nade wszystko oczywiste.

Gdy się oświadczyłem i moja kawalerska perspektywa, z jej niezmierzonymi i nieokreślonymi możliwościami, ostatecznie zaczęła się kurczyć, nie miałem wyobrażenia siebie w roli ojca rodziny. Oczywiście rozmawialiśmy z narzeczoną o tym, co dla nas - przyszłych rodziców - będzie istotne. Począwszy od wiary. I że będzie improwizacja na temat naszych osobowości, wraz z tym, co wynieśliśmy z własnych domów. Gotowość na założenie rodziny była świadomością, iż czeka nas nieprzewidywalne.

Poza tym hodowałem w sobie kilka budzących moje poczucie zadowolenia pomysłów na kontakt z własnymi dziećmi. Te jednak w większości nie wytrzymały konfrontacji z osobowościami mych potomkiń. Ich płci (jak dotychczas same córki) i charakterów w swoich błogich planach na rodzicielstwo nie byłem w stanie wymyślić. A także tego, że i mnie samego pojawienie się dzieci odmieni.

Chcę być tym, kim jestem


Moje dzieci teraz są jeszcze małe. Szybko rosną. Swoją obecnością wyrażają zmienną postać świata. Po sobie tego nie widzę. Dzieci - to moje przemijanie. Wraz z nimi stałem się starszym pokoleniem. Zacząłem dobrowolnie odchodzić. Ustępować drogi. Dzieci są przede mną. Jeszcze ode mnie zależne, ale - tymczasowo. Muszę przyznać, że to dobra perspektywa do myślenia o życiu jako czymś niezwykłym.

Byłem świadkiem, czy nawet uczestnikiem, porodu moich trzech córek. Mój udział w dziele stworzenia. Źródło, z którego czerpię żywotność, w którym się przeglądam, patrząc co dzień na moje córki, kontemplując ich rozwój, przy całym zmęczeniu, czerpiąc energię z ich nieustającej ruchliwości. Teraz mogę już z nimi rozmawiać. Prowadzimy poranne boje o wyjście do przedszkola, pertraktacje na temat zjedzenia obiadu. Rozsądzam burzliwe spory o kredkę. Ale też odpowiadam na pytania dotyczące świata, których sam nigdy bym nie wymyślił. I choć czasem bywam na granicy rozstrojenia lub rutyny, choć popadam w rodzicielski banał lub przelotny despotyzm, to moje nawyki i przyzwyczajenia mają krótkie nogi. Bo po prostu chcę być tym, kim jestem: mężem i rodzicem.

Ojcostwo niewyspane, zmartwione i...


Tego, o czym mówię, nie da się odkryć na wstępie, przewidzieć lub z góry założyć. Doświadczenie nakłada się na chwilę, w której ono przychodzi. Żeniąc się, nie mogłem wiedzieć, jak jest po ślubie, nie miałem jeszcze dwudziestu trzech lat. Wystarczyło jednak, że miałem narzeczoną, którą chciałem poślubić. Podobnie jest z rodzicielstwem. Do tej chwili nie mam poczucia, bym dorósł do podjęcia roli ojca. Ale cóż po poczuciu, kiedy co dzień budzę się (lub też - jestem budzony) jako - na wskroś - tato. I to ojcostwo, to wejście w rzecz mnie przerastającą, przyszło i przychodzi tylko wraz z ojcostwem. Nie wcześniej. Ojcostwo moje rozgrywa się tu i teraz, na moich oczach. Czasem jest ono niewyspane, innym razem zaczyna się martwić do ęgi kilku osób, ma w sobie tyle znoju, co i radości. I nie da się tych rzeczy zbilansować, oddzielić ani rozróżnić. Ojcostwo jest moją najmocniejszą i najsłabszą stroną zarazem.

To nie popłaca?


Bóg obdarzył mnie trojgiem dzieci. Nie mówię, że to koniec. Ale moja rodzina już jest określana jako wielodzietna. To słowo nie popłaca. Mieć „wiele dzieci" oznacza wiele kłopotów, które z czasem tylko wzbierają na sile. Rosną razem z potomstwem. Dziś dają zagwozdkę na zaś, na całe życie, jakiekolwiek ono się okaże. Bo mieć kilkoro dzieci znaczy - zawężać tym dzieciom szerokie pole rozwoju, liczba warsztatów, treningów, wyjazdów… Można zaplanować szkołę muzyczną, jazdę na koniach i naukę trzech języków. Zakładać, że uczyni się z dziecka człowieka renesansowo wszechstronnego. Ale gdy dzieci jest gromadka i każda czynność odbywa się kosztem wielu innych czynności, okazuje się, że ideał ten zostaje za plecami. Ograniczenia w tej dziedzinie bywają bolesne. Ale to one pozwalają rozbić bańkę mydlaną, którą jest współczesna obsesja zapewnienia młodym „wszystkiego": od najszerszego wykształcenia, możliwości rozwijania skrytych talentów i przyłych zainteresowań, po dojście do obfitego źródła zarobku. Nie o to idzie, by nie chcieć dobrobytu czy poszerzania horyzontów. Ale gdy nie da się zadbać o bardzo wiele, okazuje się, że potrzeba mało albo tylko jednego: wspólnoty. Nic nie zastąpi tego, że jesteśmy razem, stwarzamy dom, swój sposób życia.

My, rodzice, nie rezygnujemy ze swoich zamiłowań. Życie rodzinne wprowadza liczne ograniczenia, ale dzieci nie są piątym kołem u wozu. Przeciwnie, uczestniczą w naszym życiu. Widzą, jak podchodzimy do przyjaźni. Być może same przejmą zasadę, że nie ma nic nad spotkanie z bliskimi.

Nie mamy możliwości odbywać dalekich podróży. Jeździmy więc niedaleko. Dzieciom zupełnie to wystarcza, a okolice, region - gdziekolwiek się zamieszka - zawsze kryją bogactwo ciekawych miejsc, mogą stać się inspiracją, choćby do tego, by kiedyś wybrać się dalej.

Razem czytamy książki. Może nie przeczytamy bardzo dużo, ale nauczymy zamiłowania do czytania. I tak dalej. Każda rodzina wypracowuje swój styl, tworzy własną kulturę i może znakomicie przygotować do wyjścia w świat.

Tu muszę zakończyć, ponieważ myśl, którą jeszcze chciałem zapisać, uciekła mi za sprawą najmłodszej córki. Mając, pod nieobecność mamy, dość zabawy, chwyciła się mojej nogi i zaczęła płakać, co oznaczało, że jest zmęczona i ani chwili dłużej nie da rady zająć się sobą sama. A gdy już ją uśpiłem, wątek zgubił się zupełnie...
http://www.deon.pl/inteli...rtwione-i-.html
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-05-16, 21:04   

Być ojcem, to być do dyspozycji swoich dzieci
Józef Augustyn SJ /

Być ojcem, znaczy oddać się do dyspozycji swoich dzieci. W ten właśnie sposób ojciec buduje swój autorytet. Autorytet ten zależy dziś nie tyle od pozycji społecznej czy też stanu posiadania, ale przede wszystkim od osobistych starań ojca oraz relacji pomiędzy mężem i żoną.

Mężczyzna zakładający rodzinę winien być świadom potrzeby zbudowania swojego autorytetu, gdyż bez uznania w rodzinie nie może on mieć realnego wpływu na dzieci. Ojciec może jednak budować autorytet w ścisłej współpracy z żoną, matką dzieci. Podobnie rzecz się ma z autorytetem matki. Oboje rodzice budują wspólnie swój autorytet wobec dzieci.


Brak autorytetu ojca w rodzinie powoduje negatywne konsekwencje. Niektórzy ojcowie z powodu braku uznania wycofują się z życia rodzinnego i całe wychowanie dzieci oddają w ręce matki, czyniąc ją za nie odpowiedzialną. Inni usiłują brak realnego autorytetu zastąpić siłą i despotyzmem: krzykiem, stwarzaniem sytuacji zagrożenia i lęku, nieadekwatnym do przewinienia karaniem, nieuzasadnionym ograniczaniem wolności dzieci itp.

Modnym, nowoczesnym rozwiązaniem bywa dobrowolne zrzeczenie się autorytetu wobec swoich dzieci i przyjęcie wobec nich postawy kumplowskiej. Dziecko zostaje obdarzone maksymalną wolnością osobistą; jego opinie mają tę samą wartość, co opinia ojca. W skrajnych przypadkach ojciec rezygnuje także z prawa do nazywania go „tatą" i zezwala mówić do siebie po imieniu. W ten sposób zubożona zostaje ta jedyna, wyjątkowa więź, jaka łączy dziecko i ojca oraz dziecko i matkę. Każde dziecko tylko jednego mężczyznę na świecie w ścisłym znaczeniu może nazywać „tatą" i tylko jedną kobietę „mamą". Zubożenie tej wyjątkowej relacji dziecka do matki i ojca obniża ich autorytet i jest w jakiś sposób krzywdzące.

Dziecko potrzebuje autorytetu ojca i matki i ma do niego prawo. Nawet w sytuacji, gdy mężczyzna czuje się słabszy psychicznie, winien podjąć wysiłek zbudowania swojego autorytetu. Nie mając autorytetu w oczach dzieci, nie zdoła im ofiarować poczucia bezpieczeństwa, oparcia i nie może uczyć ich mądrości życia. Dziecko nie zaufa ojcu, jego radom i pouczeniom, jeżeli nie będzie on dla niego autorytetem.

Ojciec bez autorytetu nie może ofiarować synowi daru męskiej tożsamości. Kiedy rodzic nie ma autorytetu w oczach syna, wówczas syn wstydzi się ojca i odruchowo gdzie indziej szuka wzorca dla swojej męskiej tożsamości.

Rezygnacja z autorytetu, przejawiająca się kumplowską więzią z dziećmi, jest dla nich szczególnie krzywdząca. Ojciec nie może udawać, że jest starszym kolegą swojego dziecka. Autorytet ojcowski nie jest żadnym przywilejem w rodzinie, ale jest wyrazem służby i odpowiedzialności. Autorytet to odpowiedzialność za cały dom: za żonę i dzieci, za jedność i zgodę w rodzinie, za środki materialne na utrzymanie rodziny. Dziecko czuje się tym bezpieczniej, im większym autorytetem cieszy się jego ojciec. Synowie są zwykle bardzo dumni, jeżeli ojciec jest człowiekiem powszechnie szanowanym i jest autorytetem dla wielu, także poza domem rodzinnym.

http://www.deon.pl/inteli...ich-dzieci.html
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-05-27, 11:59   

Ojciec? Reaktywacja! Warsztaty Nowego Życia

Już 4 czerwca o 18.00 w Centrum Kultury Dobre Miejsce odbędą się kolejne Warsztaty Dobrego Życia pt: „Ojciec reaktywacja!”

Spotkania przeznaczone są nie tylko dla małżeństw, ale także dla tych, którzy przygotowują się do niego lub są zainteresowani tematyką małżeńską.

Dlaczego zostanie poruszony temat ojcostwa? Jak zauważają organizatorzy: Niektórzy tatusiowie, choć przebywają w rodzinie, niejako „zawiesili” swą działalność. Chcemy ich na nowo uaktywnić i pobudzić do działania.

Gośćmi będą: Jacek Pulikowski i o. Zdzisław Wojciechowski jezuita – na co dzień zajmujący się tematyką ojcostwa, a także Mariusz Tyczyński– tata 4 synów i córki, który podzieli się swoim doświadczeniem.

Jakie są zadania taty? Jaką rolę w ojcostwie odgrywają matki? Jak stać się idolem swojego dziecka? Czy obowiązkiem ojca jest bycie przewodnikiem w wierze swoich dzieci? Jaka jest zależność między relacją z tatą a postrzeganiem Boga jako Ojca?

To tylko niektóre z pytań, na które postaramy się znaleźć odpowiedź.

Jacek Pulikowski w książce „Jak wygrać ojcostwo? – instrukcja obsługi” pisze: „Dziecko nie potrzebuje tatusia kumpla pozwalającego na wszystko i regulującego rachunki dziecięcej nieodpowiedzialności. Dziecko do swego wzrostu potrzebuje mądrego przewodnika, nauczyciela, opiekuna, doradcy i wymagającego przyjaciela.”

Spotkanie poprowadzi Anna Jakubczyk-Mucha – redaktor Radia Warszawa.

Bilety na spotkanie w cenie 15 zł. można zakupić w sklepie Chrześcijańskie Granie, Dewajtis 3, Warszawa – godzinę przed spotkaniem. Więcej informacji można znaleźć na: http://www.dobremiejsce.org i http://www.pogotowiemalzenskie.pl.

informacja ze strony:
http://radiowarszawa.com.pl/?p=12644
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8