To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Życie po zdracie emocjonalnej

Anonymous - 2015-04-17, 10:03

Oczywiście,chodzi jej o to żeby dzieci były przyznane jej pod opiekę,a tym samym na nie
alimenty.Wspomniana N :evil: K będzie "laską Mojżesza "przed sądem do uzyskania pow-
-ierzenia opieki nad dziećmi ich "matce"

tpi7 Twoja żona wjechała na Autostradę Rozwodową,którą

już pędzi moja jeszcze obecna małżonka i obie mają tego samego
:evil: szofera :evil:



"Jezu,naucz mnie przeżywać duchowe doświadczenia w
łączności z Tobą,abym nigdy nie zwątpił,że po doświadczeniu Golgoty
zawsze nadchodzi Poranek Zmartwychwstania..."

Anonymous - 2015-04-25, 08:06

Nie daje już rady. To zaczyna być już ponad moje siły. Właśnie dostałem wezwanie na przesłuchanie ws. par. 267 kk. Żona przed pierwszą sprawą, która będzie za miesiąc, wyciąga kolejne działa. Założyła mi sprawę. Przypomniało jej się że mógłbym mieć za dużo dowodów i próbuje je pewnie uziemić. A codzienne przebywanie z nią to odbieranie ataków, krytyk i wyzwisk na siebie i to czasami w obecności syna. A ja nie mogę nic zrobić. Gdyby nie dziecko... prosiłbym w modlitwach Boga o coś innego. O to, By mnie stąd już zabrał
Anonymous - 2015-04-25, 08:58

jestem z modlitwą
Anonymous - 2015-04-25, 09:50

nie lepiej sue z zona dogadac?
rozstanie w nienawisci nie tylko tobie nie sluzy
ale dziecku tez nie

Anonymous - 2015-04-25, 10:42

Grzegorzu, co rozumiesz pod pojęciem "dogadać się"?
Anonymous - 2015-04-25, 11:33

Nirwanna

Można zaprzeć się jak osioł i ani kroku, ale można też rozmawiać poza sądem i znaleźć jakieś rozwiązanie, które nie będzie miało takich skutków jak wojna teraz ...jakie to skutki?
Tpi prawie chce sie zabić, żona pewnie pieni się i chce go zniszczyć, a miedzy walczącymi
rodzicami dziecko, które ma akurat najmniej do gadania.

Katolik nie powinien być jak faryzeusze, trzymać się tylko kurczowo zasad bez względu na konsekwencję.
"przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu: «Jest sześć dni, w których należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu!» 15 Pan mu odpowiedział: «Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go napoić? "

Ps Tpi dwa lata pisze na tym forum i jaki zrobił postęp? Po dwóch latach pisze że nie chce mu się żyć. Możę jakby nie wszedł na to forum to już by wyszedł na prostą bo działałby tak aby chronić siebie i swoje dziecko

Anonymous - 2015-04-25, 12:55

grzegorz_ napisał/a:
nie lepiej sue z zona dogadac?
rozstanie w nienawisci nie tylko tobie nie służy
ale dziecku tez nie

Myślisz, że nie próbowałem? Nie raz nie dwa. Ona zdania nie zmieni. Rozwód musi być. A ja nie podpisze na pierwszej, ani na żadnej sprawie zgody na złamanie tak ważnej dla mnie i dla dziecka przysięgi. Ona się o to wścieka i groziła, że sobie poradzi. Więc działa. Żona innej opcji do wiadomości nie przyjmuje. A wywalenie z mieszkania, rzekomo nie przez nią (będzie niejako czysta wobec rodziny mojej i niej i swoich rozwodowych przyjaciółek) jest jej na rękę skoro nie chcę się wyprowadzić. Przecież ona jest taka biedna...

Anonymous - 2015-04-25, 13:37

Żona Cię oskarża, wytacza proces - gra bronią obosieczna.
Jeżeli obronisz się przed pomówieniami, wykarzesz ze są to jej działania złośliwe, szkalujace Ciebie, możesz wykazać jej winę, a tym samym odrzucić wniosek o rozwód jako strona pokrzywdzona.

Anonymous - 2015-04-25, 22:00

Witaj, twoje doświadczenia z żoną bardzo przypominają mi moje doświadczenia z mężem. Było bardzo podobnie te same słowa, sytuacje, kłamstwa. Podobnie jak ty miałam ogromny niepokój i brak zrozumienia wielu zachowań swojego męża. Jedyna różnica jest taka, że u mnie takie zachowania miały miejsce na początku kryzysu. Chcę przez to powiedzieć, że wydaje mi się że popełniasz wciąż te same błędy, nie idziesz do przodu. Przyjrzyj się sobie dlaczego tak jest? Bardzo ci współczuję twojej sytuacji, ale wydaje mi się, że jeśli nie postawisz zdrowych granic i nie zajmiesz się sobą to nadal będziesz kręcił się w kółko. Będę pamiętała o was w modlitwie, powodzenia
Anonymous - 2015-05-15, 14:00

Czasami opadam z sił i dla świętego spokoju myślę by podpisać żonie zgodę i nie być już znecany psychicznie i by dziecko nie patrzyloi jak poniewiera się drugim człowiekiem. Tym bardziej że powinienem być wzorem dla syna i ojcem z duzym autorytetem. Nie umiem postawić granic złych działań mojej żony. Tłumacząc się by nie odpowiadać zlem na zlo. A to powoduje ze śmiało je dalej przesuwa. A ja czuję się bez żadnych wartości. Ale są też momenty kiedy Was czytam. Kiedy śledzę inne wątki i rozumiem że nie jestem sam i kiedy czytam ksiazki chocbY Pulikowskiego. A dziś wysłuchałem Chmielewskiego to gdzieś zmuszam się by znaleźć resztki sił i walczyć o żonę o rodzinę o siebie. Bo wygląda na to że wpadliśmy w sidła złego. Rozochocil się w naszym domu i nie widzi narazie silnych którzy mogliby się mu przeciwstawić.

Polecam https://youtu.be/7ktcnDdTXFE Chmielewskiego ktory dodaje otuchy nawiązuje do sensu walki o małżonka Ale też wskazuje także niezależne przyczyny kryzysów.Jak przekleństwo. U nas sprawa poprzednich lokatorów naszego mieszkania może być tu istotną. Czy miał ktoś podobny przypadek?

Anonymous - 2015-05-18, 00:53

Pomóżcie!
Czy to efekty wcześniejszego przyzwalania na zło w działaniach żony? A także pozwalania na poniżanie i niszczenie autorytetu ojcowskiego przy dziecku?
Dziś kąpałem syna. Żona (domniemam że po wskazówkach prawnika) też chciała być obecna przy kąpaniu. Zdejmowała makijaż... A ja naprawiałem mu zabawkę, którą się bawił w wodzie i zgubiłem śrubkę. Schyliłem się by ją odnaleźć i poprosiłem żonę by mogła się przesunąć. oczywiście odpowiedź była negatywna i dotknąłem jej nóg by je przesunąć. W rewanżu wskoczyła mi nogą na plecy by dobić do podłogi. Wstałem i powiedziałem by wyszła bo to już się w głowie nie mieści że przy dziecku tak się zachowuje. Po słownych utarczkach wyszła i płakała w pokoju.
Żal mi się jej zrobiło.
Zaczynam się martwić o jej zdrowie psychiczne. Kiedy chciałem z nią pogadać - wygoniła mnie przeklinając. Zdążyłem przed drzwiami powiedzieć, że nie może tak zachowywać się przy dziecku i następnym razem będę zmuszony rozważyć założenie jej niebieskiej karty. Pokazała mi tylko środkowy palec. Już nie wiem jak jej pomóc? Nie wiem jak pomóc nierozerwalności naszej rodziny. Na razie staram się zajmować i zmieniać siebie. Ale nie przynosi to póki co żadnych rezultatów. Czy jest możliwe by jeszcze wyżej chodzić na paluszkach by nie wdawać się w jakiekolwiek awantury?

W południe po wspólnej mszy św. i przyjęciu przez małżonkę i mnie Komunii Św., syn oznajmił jej że ksiądz na religii powiedział że kto się rozwodzi ma grzech ciężki. Żona zaprzeczyła odpowiadając mu że grzech ma się tylko wtedy gdy się współżyje z inną osobą... Nie wtrącałem się, ale z każdym dniem przed rozprawą jest coraz gęstsza atmosfera :-(

Wyprowadzić się nie zamierzam bo kocham swoją rodzinę i nie po to ją zakładałem by dezerterować, a i żona też nie chce. Lecz marzy by się mnie pozbyć i to jak najszybciej ze swojego życia i życia rodziny. Czy już nie mam żadnych szans? Bo siły są coraz mniejsze, a mam wrażenie że to dopiero początek, tym bardziej że dostaję od żony groźby że jeśli będe dalej złośliwy (nie zgadzając się na rozwód) to tego pożałuje.

Anonymous - 2015-05-18, 22:59

Zachowanie twojej żony naprawdę jest przerażające, miej jednak świadomość, że ona nie jest sobą, że zły ma ją po prostu na smyczy. Zastanawiam się czy takie upieranie się przy wspólnym mieszkaniu w takiej atmosferze jest dobrym rozwiązaniem? Zastanowiłabym się na twoim miejscu czy separacja w waszym małżeństwie nie byłaby właściwym rozwiązaniem. Taka atmosfera na pewno niczego dobrego nie wniesie w wasze życie, a emocje nie mają szans na wyciszenie. Wasz syn jest w środku tego piekła, w którym żyjecie. Zastanów się co chcesz osiągnąć poprzez mieszkanie z żoną i synem w obecnej sytuacji? Co twoja postawa ma zmienić? Oczywiście nie namawiam cię do rozwodu i zostawienia rodziny, ale do przyjrzenia się różnym rozwiązaniom, które masz do wyboru. Być może separacja jest dla was jednym z takich sensownych rozwiązań??? Ja tego nie wiem. Znam jednak już kilka historii, w tym swoją własną, gdzie właśnie separacja okazała się najlepszym rozwiązaniem do uzdrowienia małżeństwa.
Anonymous - 2015-05-19, 22:29

Dzięki Aniu za sugestie.
Ania65 napisał/a:
Zachowanie twojej żony naprawdę jest przerażające, miej jednak świadomość, że ona nie jest sobą, że zły ma ją po prostu na smyczy.


Wiem. I dlatego nie mogę zrozumieć, jak po jakimś sanatorium, z tak dobrej istoty (bo wierze że nadal w głębi serca jest wspaniałą kobietą) można przeobrazić się w kogoś tak złośliwego, nienawidzącego i dążącego do swego - po trupach. A tym bardziej, że to przecież moja kochana kobieta, a teraz stała się niemal największym wrogiem.

Ania65 napisał/a:
Zastanawiam się czy takie upieranie się przy wspólnym mieszkaniu w takiej atmosferze jest dobrym rozwiązaniem? Zastanowiłabym się na twoim miejscu czy separacja w waszym małżeństwie nie byłaby właściwym rozwiązaniem. Taka atmosfera na pewno niczego dobrego nie wniesie w wasze życie, a emocje nie mają szans na wyciszenie. Wasz syn jest w środku tego piekła, w którym żyjecie. Zastanów się co chcesz osiągnąć poprzez mieszkanie z żoną i synem w obecnej sytuacji? Co twoja postawa ma zmienić? Oczywiście nie namawiam cię do rozwodu i zostawienia rodziny, ale do przyjrzenia się różnym rozwiązaniom, które masz do wyboru. Być może separacja jest dla was jednym z takich sensownych rozwiązań???


Stąd też w ub. roku podjąłem decyzję o 3 miesięcznym wyjeździe za granicę. Miało to mieć właśnie taki cel o jakim tu piszesz. Plan ze swojej strony zrealizowałem w całości. Spłacone długi, znów łożenie na rodzinę i przesyłane pieniądze dla żony i rodziny, przemyślenie swojego zachowania z dystansu, zrobienia sobie rachunku sumienia i postanowienie poprawy, które realizuje. Przypomniałem sobie jak to jest fajnie żyć dla kogoś i realizować się jako mężczyzna!
Ale jest jeden szczegół. To były moje plany. Druga strona też się ucieszyła z takiej rozłąki. Przed wyjazdem rozmawialiśmy o wszystkim, dużo ciepłych słów. Więc, ogólnie było ok. To ja byłem gorszy w zachowywaniu się osób chcących wyjść z kryzysu. Ale po powrocie z sanatorium, kiedy dowiedziała się że wracam, wszystko jakby nie było zgodne już z jej planem. Nagle usłyszałem o rozwodzie przez telefon (o czym wcześniej nawet nie chciała słyszeć i to żona mnie pouczała, że jest kryzys i trzeba cierpliwie czekać na jego koniec, bo na pewno będzie wszystko dobrze). Po powrocie jednak słyszę że nie chce mieć ze mną nic wspólnego i składa pozew. Że podczas mojej nieobecności było extra: nie musiała prać moich rzeczy, prądu mniej zużywali, itp. No i bym się wyprowadził nawet pod most lub sobie wrócił na emigrację. Bo nasze małżeństwo to wielka farsa. A ja jestem najgorszym człowiekiem jakiego w życiu spotkała.

Ania65 napisał/a:
Ja tego nie wiem. Znam jednak już kilka historii, w tym swoją własną, gdzie właśnie separacja okazała się najlepszym rozwiązaniem do uzdrowienia małżeństwa.


Też mam czasami takie myśli i kusi mnie bym podpisał zgodę. Żona sama mi tak sugeruje, by rozejść się jak ludzie. Że nawet może jak będę "wspaniały" :) to za 10 lat znów wyjdzie za mnie za mąż. Tylko podpisując zgodę, muszę jednak opuścić dom, rodzinę i bez żadnej gwarancji że Kowalski nie zacznie szukać firmy przeprowadzkowej? Wtedy ona ma wszystko co chce. Ja zostaję z niczym i daleko od największych skarbów w tym życiu, czyli mojej rodziny. W samotności, w gorszej sytuacji materialnej, i bez żadnych rozglądań się za jakąś konkubiną (zgodnie z moją wiarą i przyrzeczeniem).

Wiele osób tu opisuje, że właśnie drugie połówki się wyprowadzają i błagają by nie uciekali od kontaktów z dziećmi, a także by dalej dokładali się do kredytów i opłat. I czekają na nich z otwartymi rękoma... A u mnie jest jakoś inaczej. Oddaje niemal wszystko co zarabiam, nie chce uciekać od osób, które kocham i staram się poświęcać dziecku mnóstwo wolnego czasu i spoglądam z utęsknieniem w kierunku żony. Więc tak źle i tak niedobrze?

Anonymous - 2015-05-20, 08:53

Tip7 naprawdę rozumiem twoje dylematy, wydaje mi się jednak że tu nie chodzi o to byś ty odszedł tylko żebyś pozwolił odejść swojej żonie (i to w taki sposób, jaki ona tego chce). I nie mam na myśli żebyś podpisywał zgodę na rozwód!!! Tylko pozwolił jej podejmować decyzje o jej życiu. Bóg dał jej wolną wolę i zgadza się na to by ona Go nie kochała, nie zmusza jej do tej miłości. I ty jej nie zmuszaj, bo to co teraz robisz tak właśnie wygląda. Pogódź się z tym że wszystko co mogłeś po ludzku w tej sprawie zrobiłeś. Módl się za nią i zostaw ją Bogu. Wiem, że trudno jest wszystko zostawić i zostać z niczym. Możesz jednak zrobić podział majątku bez rozwodu, a możesz też rozważyć czy wolą Boga nie jest dziś zostać właśnie z niczym. Nie sugeruje ci żadnego z tych rozwiązań, bo ty sam musisz pytać Boga co robić? Jednak po owocach poznamy czy działamy zgodnie z Jego wolą, przyjrzyj się owocom, które zbierasz, czy jest tam pokój, miłość itp.???


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group