To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Świadectwa - koniec historii Jo-anki

Anonymous - 2011-03-30, 13:29

Aga 70 fajnie napisałaś. Bije z Ciebie siła i pewność siebie.

Ja na samą myśl, że do końca życia powinienem być sam, to mam łzy w oczach. :roll:

NIE CHCĘ!!! I KONIEC!!! NIE CHCĘ!!!

Ja do niczego tej drugiej osoby nie potrzebuję, radzę sobie i radzę sobie bardzo dobrze. Nawet samotność mi jakoś specjalnie już nie doskwiera, ale po prostu chcę z kimś być i chciałbym mieć jeszcze dzieci. Po prostu kochać i czuć się kochanym.

Jo-anka w pełni Cię rozumiem.

Nie jest lekko...

Ciężko jakiś sens znaleźć. Niby ma się prawie wszystko, a ma się poczucie jakby się nie miało nic.

Anonymous - 2011-03-30, 13:36

Wujt napisał/a:
Ja na samą myśl, że do końca życia powinienem być sam, to mam łzy w oczach.

Obejrzyj sobie "Cyrk motyli" zastanów się jakie zadanie ma Pan dla Ciebie?

Anonymous - 2011-03-30, 19:36

Jo-anka w pełni Cię rozumiem.

Nie jest lekko...

Ciężko jakiś sens znaleźć. Niby ma się prawie wszystko, a ma się poczucie jakby się nie miało nic.[/quote]

Wujcie ja też cię w pełni rozumiem, i ciebie i Joankę
Ja też miałam takie myśli, też chciałam poczuć się kochaną, też tworzyłam w swojej głowie scenariusze...
ty nie masz dzieci ... ja mam troje ... już widziałam oczyma wyobraźni same nieszczęścia, brak pieniędzy, za co ja je wykształcę, a co jak pojawi się jakaś choroba, jak brak ojca wpłynie na ich wychowanie? Na pewno w przyszłości nie założą szczęśliwych rodzin... a co będzie jak mnie zabraknie?... mogła bym pisać i pisać...

Tylko wiesz, nie uwzględniałam w tych myślach Boga, wiedziałam, że jest, przecież się modliłam, ale jakoś tak realnie nie wierzyłam w jego pomoc. Ciągle polegałam na sobie... i za wszystko obwiniałam męża, przecież to jego wina, że mnie zostawił...

Był taki okres, że nie mogłam patrzeć na inne pary chodzące ulicą, gdy je widziałam czułam taki ból w sercu, to potęgowało we mnie jeszcze większe poczucie krzywdy.


Wujcie bez Boga nic nie ma sensu.
Te wszystkie myśli, poczucie krzywdy, niska samoocena, brak nadziei itp... to nasza pycha i egoizm. Niby wierzymy w Boga a chcemy mu dyktować jak ma wyglądać nasze życie.

W moim życiu było podobnie.
Ja nie przeżyłam spektakularnego nawrócenia, jak to się zdarza w opisach.
Zwyczajnie w chwili największej bezradności i bólu poszłam do kościoła i prosiłam, nie o powrót męża bo w to nie wierzyłam, ale o to by Bóg zabrał mi ten ból, ból który dniem i nocą rozrywał moje serce. I Bóg zabrał. Nawet nie wiem kiedy, przestałam go odczuwać, wróciła radość, spokój...

I wtedy pojawiła się ta pokusa, że przecież masz życie przed sobą, dlaczego masz być sama. Niby wiedziałam, że to jest grzech, ale w sercu była ta myśl, że jak pojawi się ktoś to kto wie... Szatan bardzo szybko zadziałał... ale ja mam teraz świadomość, że on zadziałał bo w moich myślach było przyzwolenie na to.
Chodziłam do spowiedzi , żałowałam, ale w myślach, podświadomie dopuszczałam taką sytuację.

Mnie pomogło ognisko wiernej miłości, gdy świadomie zdeklarowałam się , że chcę być wierna, te myśli znikły.Teraz nie mam żadnych wątpliwości.
Jeszcze jedno, nikt z nas nie jest silny, wszyscy bez wyjątku jesteśmy słabi ze mną na czele... ale gdy pełnimy wolę Boga jesteśmy w stanie zrobić wszystko, bo to on nam daje siłę i moc.
I jeszcze zdanie na temat sensu życia, chyba nie powinniśmy się za bardzo nad nim zastanawiać, bo pewnych rzeczy i tak nie zrozumiemy, one zaczynają nabierać znaczenia dopiero po jakimś czasie... czasem zupełnie innego znaczenie niż to sobie wyobrażaliśmy. Ważniejsze jest raczej żeby żyć zgodnie z dekalogiem, pomagając innym a Bóg już nas poprowadzi właściwymi ścieżkami.

Anonymous - 2011-03-30, 21:38

Jarosław napisał/a:
Wujt napisał/a:
Ja na samą myśl, że do końca życia powinienem być sam, to mam łzy w oczach.

Obejrzyj sobie "Cyrk motyli" zastanów się jakie zadanie ma Pan dla Ciebie?


Bardzo ładne!

Nie wiem Jarek, nie wiem...

Anonymous - 2011-03-31, 12:26

aga70 napisał/a:
Mnie pomogło ognisko wiernej miłości, gdy świadomie zdeklarowałam się , że chcę być wierna, te myśli znikły.Teraz nie mam żadnych wątpliwości.
Jeszcze jedno, nikt z nas nie jest silny, wszyscy bez wyjątku jesteśmy słabi ze mną na czele... ale gdy pełnimy wolę Boga jesteśmy w stanie zrobić wszystko, bo to on nam daje siłę i moc.
I jeszcze zdanie na temat sensu życia, chyba nie powinniśmy się za bardzo nad nim zastanawiać, bo pewnych rzeczy i tak nie zrozumiemy, one zaczynają nabierać znaczenia dopiero po jakimś czasie... czasem zupełnie innego znaczenie niż to sobie wyobrażaliśmy. Ważniejsze jest raczej żeby żyć zgodnie z dekalogiem, pomagając innym a Bóg już nas poprowadzi właściwymi ścieżkami.


Czytam to i czytam i jakbym sam to pisał :mrgreen: Dzięki aga70!

Anonymous - 2011-04-01, 22:12

Nie ma za co Jarku :-)

Może mamy podobne doświadczenia?

Ja gdy teraz analizuję mój kryzys, to mam coraz większą pewność, że on był i jest dla mnie konieczny. Aż nie chce się wierzyć, że to pisze... bo jeszcze rok temu zadawałam sobie i Bogu pytanie dlaczego ja?
Jestem pewna że nie zbliżyła bym się tak do Boga, nawet nie miała bym świadomości , że tak można. Żyła bym sobie spokojnie w moim małym świecie, cofając się duchowo z czasem pewnie do poziomu przedszkolaka.
I to wcale nie tak, że nie chciałabym się rozwijać duchowo... po prostu było mi wygodnie niewiele robić w tym kierunku...

W tamtym okresie z przed kryzysu Bóg pewnie także obdarzał mnie swoimi łaskami, ale jakoś trudno mi było je zauważyć, poczuć, uzmysłowić je sobie.
Teraz od czasu jak zupełnie powierzyłam moje życie Bogu strumienie łask dosłownie mnie zalewają :-)
Na każdym kroku mam na to dowody. To jest tak niezwykłe jeszcze dla mnie, że ciągle jeszcze mam wątpliwości że ja taki grzesznik na to zasługuję. A najdziwniejsze jest to, że teraz jestem o wiele bardziej szczęśliwa, pomimo sytuacji którą mam w małżeństwie niż byłam jeszcze parę lat temu.
I co mnie i moje otoczenie dziwi, nie zasmuca mnie to, że mąż jest z kochanką, że zaniedbuje dzieci, że nie pomaga mi finansowo. Zasmuca mnie fakt, że on żyje w grzechu, boję się, że może mu się coś stać ,że umrze w grzechu ciężkim... a ja nie chcę żeby był potępiony. Modlimy się z dziećmi codziennie o jego nawrócenie więc mam nadzieję, że jeśli nie mnie to może dzieci Bóg wysłucha i da mu łaskę nawrócenia.

Anonymous - 2011-04-02, 21:35

Aga, zgadzam się w 100%
myślę że wcześniej czy później każdy z nas dochodzi do tego samego wniosku: że gdyby nie ten kryzys to byśmy dalej spadali w stronę piekła.
Na początku wściekałam się "dlaczego ja", "nie zaslużyłam" itp. - bardzo brzydko mnie pan mąż potraktował, ale teraz jestem przekonana że innej drogi niestety Pan Bóg nie miał - nie było jak inaczej przebić się przez moją pychę :(
W końcu nawet filmy mówią że, pycha to ulubiony grzech szatana.... ;)
Więc ostatecznie cieszę się, choć po ludzku to rzeczywiście ciężko jest i smutno.
Znajomy mi ostatnio napisał: "nie trać zaufania do Boga, bądź wytrwała, a wtedy niezależnie jak się sprawy potoczą będziesz szczęśliwa".
I ja w to wierze.

Anonymous - 2011-04-02, 21:53

ania4 napisał/a:
"nie trać zaufania do Boga, bądź wytrwała, a wtedy niezależnie jak się sprawy potoczą będziesz szczęśliwa".
I ja w to wierze.


Prawda

Ja jestem szczęśliwa :mrgreen:

Anonymous - 2011-04-03, 16:42

Jo-anko właśnie zbieram się do napisania mojego małego świadectwa i wkrótce do tu na forum zamieszczę, nie wiem czy Ciebie to pocieszy ale powiem Ci że moim zdaniem Twój mąż prędzej lub później odpokutuje za swoje grzechy tu na ziemi lub po śmierci a człowiek w grzechu nie jest szczęśliwy tylko zaślepiony przez :evil: nie martw się że jesteś sama po prostu żyj. Żyj kochając ludzi i Boga. A Bóg sam pokieruje Twoim dalszym życiem...

z Panem Bogiem

Anonymous - 2011-04-04, 13:11

ania4 napisał/a:

myślę że wcześniej czy później każdy z nas dochodzi do tego samego wniosku: że gdyby nie ten kryzys to byśmy dalej spadali w stronę piekła.
Na początku wściekałam się "dlaczego ja", "nie zaslużyłam" itp. - bardzo brzydko mnie pan mąż potraktował, ale teraz jestem przekonana że innej drogi niestety Pan Bóg nie miał - nie było jak inaczej przebić się przez moją pychę :(.


Ja to raczej mam teraz bliżej do piekła niż wcześniej. Jakoś nie przemawia do mnie, że Pan Bóg mi to zrobił specjalnie. To wybór mojej żony.

Anonymous - 2011-04-04, 13:32

Wujt napisał/a:
Ja to raczej mam teraz bliżej do piekła niż wcześniej

Jakoś tak mi to nie bardzo pasuje do okresu liturgicznego w jakim teraz się znajdujemy, pamiętając o tym, że Pan Jezus oddał życie w mękach by Cię zbawić.

Tkwić w cierpieniu i użalać się nad sobą nie przystoi Chrześcijaninowi. Owszem będzie czas trudniejszy, ale widzieć się w piekle to niedopuszczalne.

Pogody ducha

Anonymous - 2011-04-04, 15:23

Jarosław nie widzę siebie w piekle. Odniosłem się do postu Ani. Żyję uczciwie, a np. jeżeli chodzi o moralność chrześcijańską to nie związałem się z nikim. Ale ta cała sytuacja w jakiej się znalazłem jest raczej zagrożeniem dla mojego dotychczas mało grzesznego życia niż szansą na to żeby być lepszym.
Anonymous - 2011-04-04, 21:54

Wujt, niech zgadnę: jesteś człowiekiem sukcesu, wszystko Ci w życiu wyszło poza szczęśliwą rodziną, masz solidne wykształcenie, fajną pracę w której się realizujesz, nie masz problemów finansowych, robisz co chcesz, jeździsz gdzie chcesz i możesz mieć wszystko, dobrze wykorzystałeś każdą życiową szansę, wiele osiągnąłeś wytrwałością i pracą. To wszystko strasznie przeszkadza w zaufaniu Bogu. Niestety.
Witaj w klubie, ja mam tak samo, nad każdym problemem potrafiłam zapanować, wszystko było pod kontrolą. Wszystko mi wychodziło na 110% I wszystko żyjąc jak najbardziej poprawnie, jak uczciwy chrześcijanin.... Aż przyszły takie problemy nad którymi nie umiem zapanować, skończyły się pomysły na rozwiązania i nie było wyjścia - trzeba to było oddać Bogu. Wcześniej nie potrafiłam tego zrobić. Ba, nawet później też nie potrafiłam (np. robiłam casting na spowiednika zamiast dziękować Bogu że postawił mi go przed nosem...), pewnie ciągle nie potrafię.
To jest Łaska o którą trzeba się modlić.
"Zaufaj Bogu, a wtedy niezależnie co się stanie będziesz szczęśliwy."

Anonymous - 2011-04-05, 09:26

Cytat:
Wujt, niech zgadnę: jesteś człowiekiem sukcesu, wszystko Ci w życiu wyszło poza szczęśliwą rodziną, masz solidne wykształcenie, fajną pracę w której się realizujesz, nie masz problemów finansowych, robisz co chcesz, jeździsz gdzie chcesz i możesz mieć wszystko, dobrze wykorzystałeś każdą życiową szansę, wiele osiągnąłeś wytrwałością i pracą.


Zgadłaś :-)

Tylko chciałbym dodać, że nie jestem jakimś korporacyjnym szczurkiem i to nie dlatego, że nie pracuję w korporacji ;-) Nigdy nie miałem hopla na punkcie pieniędzy, kariery itp. Pieniądze są po to żeby móc utrzymać rodzinę. Nie byłem pracoholikiem, nie pracowałem w soboty i niedziele. W tygodniu po 8-9 godzin czasem wyjątkowo więcej. Ożeniłem się wcześniej niż znajomi, w miarę szybko mieliśmy dziecko i zawsze miałem przekonanie, że to rodzina jest tak naprawdę ważna. Tak jak teraz mam poczucie, że ważne jest żebym był dobrym ojcem dla mojego dziecka.

Dodam może, że nie miałem nigdy przekonania, że to co osiągnąłem to moja zasługa w 100%, a nawet w 70%. Miałem świadomość, że inni są bardziej pracowici, sumienni, mądrzy itd., ale to mi szczęście (a może Boża opatrzność ) sprzyja. Jak już pisałem gdzieś tu na forum, jakieś dwa lata temu byłem na pogrzebie młodego chłopaka z mojej rodziny, które umarł po długiej chorobie. Stałem na tym pogrzebie i dziękowałem Panu Bogu za to, że mamy tak dobrze, że otacza nas swoją łaską. I wciągu następnych 6 miesięcy wszystko się wywróciło do góry nogami. Jak u Hioba. Tzn. na szczęście dużo mi jeszcze zostało, ale mam takie poczucie lęku, że to też runie, bo w sumie czemu nie. Nie mam poczucia jakiegoś większego wpływu na swoje życie.


Cytat:
To wszystko strasznie przeszkadza w zaufaniu Bogu. Niestety.

Coś w tym jest. Co z tym zrobić? Mi bardzo by pomogło gdybym znalazł jakieś poczucie sensu. Cieszę się, że jestem ojcem, bo to najbardziej radosna sprawa dla mnie. Co prawda to mnie ,,skazuje'' na kontakt z żoną, ale za żadne skarby bym nie chciał się uwolnić od żony kosztem tego, że nie miałbym dziecka. To mi jednak nie wystarcza żeby odzyskać poczucie spokoju i szczęścia oraz tego, że wszystko jest na swoim miejscu, które miałem w małżeństwie.


Cytat:
Aż przyszły takie problemy nad którymi nie umiem zapanować, skończyły się pomysły na rozwiązania i nie było wyjścia - trzeba to było oddać Bogu. Wcześniej nie potrafiłam tego zrobić. Ba, nawet później też nie potrafiłam (np. robiłam casting na spowiednika zamiast dziękować Bogu że postawił mi go przed nosem...), pewnie ciągle nie potrafię.

Nie mam wiary w to, że Pan Bóg mi zwróci żonę, bo to ona ma wolną wolę. Jednocześnie nie mam pomysłu jak się inaczej w życiu realizować niż jako mąż i ojciec.

Co do spowiednika, to osobiście wolę trafiać tak zupełnie przypadkowo niż mieć jakiegoś stałego. Każdy jest inny, każdy jakoś inaczej spojrzy, porozmawia.


Cytat:
To jest Łaska o którą trzeba się modlić.

Dzięki, modlę się. Choć trochę się bronię przed jakimś innym rozwiązaniem niż szczęśliwa rodzina.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group