Świadectwa - spełnienie marzeń...
Anonymous - 2010-02-03, 14:36
lodzia napisał/a: | Obawiam się że mąż jest jednak nieszcześliwy ze mną:( |
Oj, lodzia. Zobacz jak wielu " szczęśliwych" i bogatych jest zwiedzionych, a jak wielu ubogich i " nieszczęśliwych" naprawdę szczęśliwymi ( wszyscy święci)
Szczęście to odczucie subiektywne i często mylące, wykorzystywane przez Złego by zamącić w głowach niedojrzałym ludziom.
cyt.:"(29) Izraelu, tyś szczęśliwy, któż tobie podobny? Narodzie, zbawiony przez Pana, Obrońca twój tobie pomaga, błogosławi zwycięski twój miecz. Wrogowie słabną przed tobą, ty zaś wyniosłość ich depczesz. "
(Ks. Powt. Prawa 33:29, Biblia Tysiąclecia)
(17) Szczęśliwy, kogo Bóg karci, więc nie odrzucaj nagan Wszechmocnego. (18) On zrani, On także uleczy, skaleczy - i ręką swą własną uzdrowi. (19) Od sześciu nieszczęść uwolni, w siedmiu - zło ciebie nie dotknie; (20) w nędzy wykupi od śmierci, na wojnie od miecza wybawi.
(Ks. Hioba 5:17-20, Biblia Tysiąclecia)
cyt.:"(27) Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; (28) i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić, (29) tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga. "
(1 list do Koryntian 1:27-29, Biblia Tysiąclecia)
Twój mąż musi się dowiedzieć co powoduje ,że jest szczęśliwy i na jakim szczęściu mu zależy. Prawdziwym czy erzatzu.
Anonymous - 2010-02-04, 07:03
A ja polecam książkę " Kobieta - kapłaństwo serca " Jo Croissant
Anonymous - 2010-02-04, 09:13
Lodziu, bo ja uważam , że kryzysy nie mijają na zawsze. Pojawiają się nowe po jakimś czasie.
Nawet mam założony temat - Samo małżeństwo to jest to kryzys.
Jak się raz mocno coś zepsuje, to Twój mąż ma chyba rację ,że nigdy już nie będzie tak samo.
Naprawi się relacja tylko na tyle , aby dalej razem żyć. Aby nie dopuścić do rozstania.
Bynajmniej u mnie tak jest. Mija euforia poprawy i zaczyna się nowy kryzysik.
Postaraj się więc , aby temu zapobiec.
Bo my się przemieniamy tutaj na forum , pracujemy nad sobą ,a nasi mężowie mają do tego tematu inne podejście. Oni nie przerabiają kryzysu, nie pracują ,żyją dalej po swojemu. To nam się tylko zwiększa odporność i widzimy wszystko w kolorowych barwach. Dystansujemy się , a otoczenie cały czas widzi to samo.
Anonymous - 2010-02-04, 09:29
Z czytaniem książek, zawsze było u mnie jakoś tak na bakier... Nie lubie czytać, może przez swojeą dysleksje, a może po prostu nie lubie i nie ma co dorabiać do tego teorii;)
Powiem Wam, że cięzko mi z tą sytuacją w domu, jakoś nie umiem się skupić na pracy, na niczym innym... Jest mi po prostu przykro z powodu zachowania meża. Sama najchętniej bym gdzieś daleko uciekła... Chyba się stresuje, wczoraj złapała mnie kolaka sercowa z tego napięcia ciągłego...
Najbardziej to chciałabym mu o tym wszystkim powiedzieć szczerze.... Ale nie mogę zmuszać do rozmowy gdy druga osoba nie ma na to chęci, więc nie zaczynam...
Jednak ten stres jest tylko taki zewnętrzny, bo gdy patrze w siebie, w serce... to ono mi podpowiada, żebym się nie martwiła, nie dręczyła bo w końcu nastanie spokój...
Pisałam wczoraj smsy z moją przyjaciółką, żaliłam się ze jest jak jest... Pisałam jej że kiedyś byliśmy taką zgodną i kochająca się parą - odpisała, że wierzy że kiedyś zatoczymy koło. Bardzo mi się ta "teoria koła" spodobała.... Postanowiłąm ją zapamiętać i przypominac sobie w cięzkich chwilach...
Bardzo mocno wierze w to, że tak będzie.... Kiedyś kiedy mąż odszedł, miesiąc kiedy mieszkałam sama, odwiedziła mnie koleżanka, rzadko się widujemy, bo mieszkamy w innych miastach. Zapytała mnie co z mężem, a ja bez wachania powiedziała "przecież on wróci", ona była strasznie zdziwiona moim podejściem. A ja jak sobie to przypominam to myślę że niesamowicie silnie w to wierzyłam, i nic nie mogło tej mojej wiary zachwiać.
W tym czasie przestałam robić cokolwiek, żeby nas scalać, odpuściłam.... tylko (a może AŻ) wierzyłam.... i ta wiara wystarczyła.
I tak sobie myślę, ze teraz też tej wiary w nas nie mogę zatracić!! Bo tak na prawdę po ludzku nie moge zrobić nic, tylko uwierzyć...
Kiedyś mąż mówił, że nie będzie miał nigdy ze mną dzieci, że nie chce... A ja modliłam się słowami "Błogosławie Boga w sercu mojego męża, nasze małżeństwo rozkwita, a z naszej miłości rodzi się dziecko" i też to wystarczyło... Nawet nie nawiązywałam nigdy do tego tematu, wierzyłam, że mąż sam zadecyduje... I tak właśnie się stało... Mąż postąpił tak jak sobie skrycie wymarzyłam. I znów TYLKO WIARA wystarczyła, żeby naprawić wszystko.....
I wiecie co nadal się modle tymi słowami, tylko zmiast słowa "dziecka" mówię "dzieci" :)
Choć jak cztacie mam kupę wątpliwości, wiele myśli przebiega mi przez głowę, że nie kocha, że nieszczęśliwy, że może ma kogoś, że szuka szcześia gdzieś poza naszą rodziną.... to wierzyć nie przestaje. I właśnie czasem te wątpliwości przeszkadzają... Czasem może trzeba je wypisać, wylać z siebie... żeby już nic w wierze nie przeszkadzało...
[ Dodano: 2010-02-04, 09:39 ]
Monika36, dzięki... Łatwiej sie myśli, gdy się wie, że nie jest się osamotnionym, ze swoimi problemami...
To są włąśnie takie "kryzysiki" dłuższe krótsze... ale ciągle gdzieś przewijają się przez nasze wspólne życie!
Anonymous - 2010-02-04, 10:21
lodzia napisał/a: | .. cięzko mi z tą sytuacją w domu, jakoś nie umiem się skupić na pracy, na niczym innym... Jest mi po prostu przykro z powodu zachowania meża. Sama najchętniej bym gdzieś daleko uciekła... Chyba się stresuje...
Najbardziej to chciałabym mu o tym wszystkim powiedzieć szczerze.... Ale nie mogę zmuszać do rozmowy gdy druga osoba nie ma na to chęci, więc nie zaczynam...
... Pisałam jej że kiedyś byliśmy taką zgodną i kochająca się parą - odpisała, że wierzy że kiedyś zatoczymy koło. Bardzo mi się ta "teoria koła" spodobała.... Postanowiłąm ją zapamiętać i przypominac sobie w cięzkich chwilach...
, wiele myśli przebiega mi przez głowę, że nie kocha, że nieszczęśliwy, że może ma kogoś, że szuka szcześia gdzieś poza naszą rodziną.... to wierzyć nie przestaje. I właśnie czasem te wątpliwości przeszkadzają... Czasem może trzeba je wypisać, wylać z siebie... żeby już nic w wierze nie przeszkadzało...
|
Śliczna teoria- koła Właśnie jestem na biegunie północnym. Zimno, głucho , ciemno. Brrr....
Kiedyś założyłam wątek - jak to koło przerwać. Lecz na to wygląda , że nie da się przerwać .
Zwyczajnie trzeba go zatoczyć.
Mam mega doła.
Trzymaj się cieplutko.
Podobne problemy, mąż jest obecnie mało mną zainteresowany po okresie wielkiej czułości.
Też mam ochotę wsiąść do pociągu byle jakiego... nie dbać o bagaż ... nie dbać o bilet.
Anonymous - 2010-02-04, 11:12
Lodziu, Moniko - trzymajcie się !!
Chyba ok września Nałóg napisał, że małżeństwo to permanentny kryzys ! Przeraziłam się, bo właśnie byłam w jakoś takim dołoku, jak Wy....brak zainteresowania, ciągłe podenerwowanie....
Przeraziłam się, bo jak mąż nie kroczy za mną...to czuję jak upadam i od razu tak bardzo brak mi sił..jestem od razu w kryzysie a wtedy zupełnie nie racjonalnie działam !
Spinam sie w sobie, jestem smutna, nieobecna, brak życia we mnie....gasnę.....ale też wtedy własnie mąz najbardziej mnie nie lubi....I to jest koło ...Zamias mnie wesprzeć, mąz jeszcze bardziej sie odsuwa, oddala...a ja zapłakana brzydnę, gasnę, usycham.....
Im bardzie mnie zalezy, im bardziej ja za nim drepczę, im bardziej Mu służę, zabiegam....tym bardziej On sie oddala !
Całą siłą swojej woli i całą siłą swojej pychiki, fizyczności, ducha - muszę się odwrócić od Niego.....bo tylko to działa w moim przypadku!
Wtedy żebrze sie prawie o miłość, kiedy potrzeba tylko małego gestu, przytulenia....wtedy ja się muszę siłą odwrócić, żeby coś zyskać.
Jestem czasem tak potwornie tym zmęczona ....tak bardzo, że czasem myślę, rzucę to wszystko i pójdę sobie.....
ale jak tylko zaczynam się odwracać i zrobię krok w przeciwnym kierunku, mąż drepcze za mną.....
Może to nasze uzaleznianie się, może to nasze wieszanie się , oplatanie, zamykanie w klatce...może tak to jest , może tak to odbierają.
I nie chodzi tu Lodziu o to, że mąz ma wolność, bo może chodzić z kolegami na piwo....bo On na to piwo być może nie idzie tak sobie ....tylko zwyczajnie ucieka od Ciebie, od klatki, od bluszczu i oplatania....Twojego smutku i gaśnięcia, niezadowolenia, słów itp
Wtedy też całą siłą swojej woli, ja zaczynam żyć dla siebie i tylko swoim życiem....wychodzę na siłę z domu, zostawiam męża z obiadem, garami...On to lubi, więc nie czuję się winna....On ma wolność.....i ja mam wolność. On to lubi....a ja nie !
Ale z czasem dostrzegam zyski !!
Mam wolnośc, dlaczego to ja nie mam wychodzić do koleżanek ? Przcież mąz taki sam człowiek jak ja...może zostać z dziećmi, w końcu jest ojcem, może ugotować, posprzątać, pozmywać i wyprać ( oj, tego to nie potrafi)...i robi to bez słowa !! Tylko zaczyna dostrzegać , że mnie nie ma w domu....dziwi się....zaczyna pytać, chodzić za mną, pytać , gdzie się tak stroję....więc wtedy dopiero mnie widzi, zauważa....drepcze za mną, niepokoi się, zagaduje, interesuje itp.
Ot życie....nie jest tak, jak byśmy sobie chciały !! Żadne ideały, marzenia, plany...wszystko bierze w łeb.....a życie biegnie nam na przekór....tylko może lepiej spokojnie się dostosować, niż szarpać i walczyć....może lepiej oprzeć na samej sobie ale też za wiele na siebie nie brać...niż potem upadać pod ciężarem nałożonym na siebie lub miec pretensję to świata, że mąż nie czyta w naszych myslach...... !! Pozdro !! EL.
Anonymous - 2010-02-04, 11:33
El
Cytat: | ale jak tylko zaczynam się odwracać i zrobię krok w przeciwnym kierunku, mąż drepcze za mną.....
Może to nasze uzaleznianie się, może to nasze wieszanie się , oplatanie, zamykanie w klatce...może tak to jest , może tak to odbierają. |
zgadzam sie z Toba !
u mnie to samo
wyobrazmy sobie jakie obciazenie musi byc dla faceta, gdy wie ze jest całym...albo 80% szczesciem kobiety...cala ona wisi na nim
to pewnie przytłacza i zniechęca
a jak zbierzemy sie w sobie i zajmiemy same sobą, zrobimy same te wiekszosc...maz moze dodać te pare procent swjej osoby do nas i mamy szczęscie
To chyba tylko dwie przyjaciolki moga funkcjonowac jak te przylepy, i to niemieszkaja zazwyczaj razem..kobieta i mezczyzna dojrzali ludzie potrzebuja przestrzeni
mnie tez zaczyna meczyc gdy u nas role sie odwracaja czasem i maz ciagle dzwoni, krzywo patrzy na moje wyjscia z domu...czuje sie zduszona
Anonymous - 2010-02-04, 20:24
Oj tak zgadzam sie w 100%!!!!
Mąż ucieka, bo ma mnie dość, bo ja staje się jakaś taka mdła... nie mam siebie, jestem cała dla niego. A jego to męczy i przestaje interesować...
Ale jakoś na szczeście zawsze udawało mi się tak jak pisze El odwrócić, troche uciec i wtedy się odmienia sytuacja... Dokładnie taki sam mechanizm jak u El.
Ja jak się coś dzieje źle w moim życiu uciekam na siłownie i daje sobie wycisk... Wczoraj uciekłam, ale nie dało się cwiczyć bo rezerwacja jakaś była, więc dziś załtwiłam opiekę dla córeczki i też poszłam...
Tylko, że czułam się tam bardzo zagubiona... W miejscu w którym zwykle jestem jak ryba w wodzie - czułam się zagubiona... Więc chyba tak w ogóle ze mną kiepsko...
A teraz siedze i myślę czym się zająć, jak wypełnić swój czas, tak, żeby nie czuć braku zainteresowania męża...
Tak jak pisze El... Trzeba na siłę się zmobilizować, wyjść z domu, albo zrobić coś dla siebie... Nie patrzeć błagająco-cielęcymi oczami na męża tylko uśmiechac się sama do siebie, do dziecka... A męża zaostawić troche samemu sobie... Przecież nic mu nie będzie dorosły jest.
Anonymous - 2010-02-05, 10:15
Lodziu, więc to jest jednak jakaś prawidłowość !! Tak jest i już !
Szczególnie trudno jest własnie osobom, które łarwo się uzalezniają od innych....
Wiem...żona z małym dzieckiem w domu, marzy tylko o tym, żeby mąz radośnie i wypoczęty wrócił z pracy i zajął sie żonka i dzieckiem i tańczył naokoło nich aż do następnego dnia rana, kiedy to znowu wyjdzie do pracy !! A do pracy to ma wychodzić koniecnie smutny i zmartwiony a z pracy wracać zawsze uśmiechnięty i wypoczety !!
Lodziu, kto tu jest normalny, a kto stuknięty ??
Rozumiem żonę samotnie siedzącą w domu z dziedziusiem, zorganizowaną lub nie ale nie potrafiącą żyć swoim życiem i dla siebie....za to permanentnie czekającą na męża, który MA spełniać a najlepiej domyślać się zachcianek żony !!
Miałam to samo !!
I długo nie rozumiałam co sie dzieje i dlaczego mąz z pracy wraca zmęćzony !!!
Lodziu, to nasz problem z samą sobą !!!! Zajmij sie tym, bo ani Ty ani mąz tego nie wytrzymacie ! Ty będziesz coraz bardziej zła, zgorzkniała i jędzowata, a mąż ucieknie i nie wróci !!
Masz problemy ze sobą, z organizacja czasu, to pisz plan na każdy dzień !!
Dziecko, film, dziecko, skiążka, dziecko, forum, dziecko obiad, dziecko, zapupy, dziecko znajomi, dziecko , mąż......
Naucz się też zostawiać dziecko z mężem a męża z dzieckiem...pozwól Im pobyć trochę sam na sam....a Ty wtedy siłownia, fryzjer, kino, koleżenka.....
Nie wieszaj sie na mężu ! Mąz nie jest od zaspokajania Twoich potrzeb...swoje potrzeby zaspokajamy sobie sami !!
Przewartościuj swoje bycie z dzieckiem w domu w wielką radość, odpoczynek jednak od pracy, w z radością służenie mężowi, ale nie wieszanie sie na Nim ! Ale też w tym każdym i podobnym do siebie dniu , nie zapominaj o sobie, swoich potrzebach, apsjach, zainteresowaniach, przyjaciołach, rodzinie itp....ale najpierw Ty ! Ty jesteś dyrektorka swojego życia i od tylko od Ciebie zalezy, jak ten czas i całe życie przeżyjesz !! Cmoooook !! EL.
Anonymous - 2010-02-05, 11:19
Czyli dziewczyny
- wszystkie trzy - musimy cały czas nad sobą pracować , bo u mnie jest identycznie.
Często się zbyt wieszam i nie umię się zająć sama , sobą. Gdy troszeczkę się zajmę sobą i dam oddech mężowi, to on z kolei idzie w moim kierunku.
Dokładnie - taki sam mechanizm jak u Was. Taka ciągła gonitwa dwóch króliczków. Tylko ja nie lubię tak gonić.
Niestety mąż to nie koleżanka, a ja często sobie z męża koleżankę robiłam.
Anonymous - 2010-02-05, 11:34
Widzisz Moniko....należało by się raczej zastanowić nad nami samymi. Dlaczego tak się wieszamy ? Dlaczego uzalezniamy ? Dlaczego tak obłapiamy ? Dlaczego chcemy zamknąć w klatce ? Dlaczego oddajemy się tak bezgranicznie ? Dlaczego odkrywamy się tak zupełnie ?? Co jest z nami ??
Trzebaby zaglębić się w swoim dzieciństwie....ale to też pewne niebezpieczeństwa.
Trzeba przemysleć, czy warto wchodzić i analizować od nowa ?
Czy też siebie tak na teraz ustawić i odpuścić to co było ....zacząć od nowa, od dzisiaj pracować nad sobą tu i teraz.
Ale zrobić cos trzeba...bo się wykończycie !
A ja się nauczyłam odpuszczać i sama siebie kontroluję...mąż się odsuwa...aha...chyba przegięłam..odsuwam sie i ja....pozwalam oddychać .
A druga sprawa - mąż ma być przyjacielem !!
Owszem, nie koleżanką !!
Z przyjacielem rozmawia się o ważnych tematach i poruszyć trxeba te najtrudniejsze !!
Ale czy krem do twarzy Nivea czy raczej Garnier....no, to już nie z mężem, ale z koleżanką!
Tu trzeba też byc rozważnym...skoro przyjaciel może lubi tematy o kremach damskich...to proszę bardzo, ale jeżeli nie jest w stanie , nie potrafi, nie umie, nie lubi o emocjach, uczuciach , to też przyjaciela się nie obarcza, nie zadręcza, nie męczy sobą !! Pozdro !! EL.
Anonymous - 2010-02-05, 12:09
EL. napisał/a: | Widzisz Moniko....należało by się raczej zastanowić nad nami samymi. Dlaczego tak się wieszamy ? Dlaczego uzalezniamy ? Dlaczego tak obłapiamy ? Dlaczego chcemy zamknąć w klatce ? Dlaczego oddajemy się tak bezgranicznie ? Dlaczego odkrywamy się tak zupełnie ?? Co jest z nami ??
Trzebaby zaglębić się w swoim dzieciństwie....ale to też pewne niebezpieczeństwa.
Trzeba przemysleć, czy warto wchodzić i analizować od nowa ?
|
U mnie nie ma powodów ku temu z dzieciństwa. Tak sądzę. Po prostu taka jestem. Mam potrzebę , aby ktoś mnie utwierdzał w przekonaniu , że mnie kocha. Wiesz analizowałam to z czego to wynika. Miałam wrażenie kiedyś , że moja mama była zbyt zimna.
Ale teoria i podejrzenia ku temu całkowicie upadły - po wychowaniu mojego syna.
Całe swoje ćwierćwiecze - mój dorosły syn - pomimo, iż bardzo byłam ciepła i czuła dla niego-
pyta mnie - .......... mamusiu kochasz mnie ? tak synku kocham Cię bardzo.
A mówiłam mu to ciągle, ponieważ do mnie rodzice tak, nie mówili.
Tak więc pewne jest to , że tacy po prostu jesteśmy.
Ale są na pewno pary , u których nie ma gonitwy króliczków i nie ma kryzysów. Zwyczajnie się bardzo lubią i nie trafiają na takie fora.
I w ten o to prosty sposób tworzymy sobie naszą teorię sycharkową , a potem wprowadzamy w życie...
Bo były takie lata jak nie goniliśmy się z mężem , a wszystko było dobrze.
Anonymous - 2010-02-05, 12:19
HIhi...
El chyba nie jest ze mną tak źle... W Twoim poście wiele racji. Na szczęście już pracuje zawodowo i nie czekam na męża w domu z dzieckiem. Pracyje na cały etat i jeźdzę na praktyki rzeczoznawcy majątkowego dodatkowo, więc mam dość swoich zajęć. Zreszta w domu też sobie sporo ich znajduje... Chętnie też się urywam na siłownie, a nawet czasem mąż się dołącza do tego wyjścia na siłownie (sam z własnej woli).
Ale na pewnoi jestem męcząca... bo chciałabym rozmawić o pracy, może i o kremach... o głupotach z mężam jak z koleżanką... I czasem przychodzę i zaczynam gadać, gadać.... i się spostrzegam, że chyba mnie ten mąż wcale nie słucha
Jeśli chodzi o zostawianie męża sam na sam z dzieckiem- w zasadzie codziennie zostają razem sami i radzą sobie super... Przychodzę do domu a dziecko śpi po spacerze, posprzątane wszystko, czasem nawet obiad zamówiony (bo gotowanie jest mopją domeną, mąż nie lubi), albo ziemniaki obrane... I on to wszystko sam, z włąsnje woli, bez gadania robi... Ostatnio też zakupy zostawiłąm mężowi do realizowania - wreszcie nie muszę tych ciężarów dzwigać
Ogólnie jest tak, ze mimo że mam kupe swoich zajęć, to ciągle tak oczekuje tego zainteresowania męża... tak się troche tego domagam, tak troche uwieszam na nim... I tu robie błąd jak każda z nas...
No i przychodzi tak czas, że on ma dość, więc muszę się mobilizować i odsuwać. Wtedy zero telefonów, smsów, sama jestem dla siebie.
A z dzieckiem można iść do koleżanki, one też dzieciate, a jak nie to wyrozumiałe... A do takich co tego nie tolerują nie chodze
Więc teraz zbieram siły, mobilizuje się i idę sama... robie krok w inną stronę!! I cholernie to ciężkie... Za każdym razem trudno mi zrobić taki manewr, ale wiem że tylko to działa....
Zawsze bardzo wiele potem zyskuje. Więcej niż bym sobie wymarzyła...
[ Dodano: 2010-02-05, 12:22 ]
Monika36 napisał/a: | Mam potrzebę , aby ktoś mnie utwierdzał w przekonaniu , że mnie kocha. |
Mam dokłądnie tak samo... A w dzieciństwie ciagle słyszałam jak mnie kochają, byłam dopieszczenym dzieckiem, nadal jestem dla rodziców i dziadków... Za co im bardzo dziękuje
Monika36 napisał/a: | Bo były takie lata jak nie goniliśmy się z mężem , a wszystko było dobrze. | no właśnie
I czemu tak nie moze być
Anonymous - 2010-02-05, 12:52
Dziewczyny, więc zwyczajnie jesteście królweny i tupiecie, bo chcecie teraz gwiazdki z nieba !??
No, bez przesady Koleżanki i proszę mi tu wyluzować w swoim chceniu !!
Moniko, nie chcę Cię urazić...ale co do pytania sie - czy mnie kochasz, korzystam z takiej teorii :
pytają sie te osoby, które tego nie czują !
I nie chodzi tu o to, czy im się mówi to, czy nie....człowiek sam to czuje !
A jeżeli nie czuje, to sie pyta .
Co do nas to też miałam szczęśliwe dzieciństwo.....a może właśnie fakt i przyzwyczajenie do tego, że jesteśmy dla rodziny "gwiazdkami", ukochanymi córeczkami, wnuczkami....tak nas rozochoca i wydaje się nam tak bardzo naturlane i normalne, że wydaje nam się, że zawsze i dla wszystkich takie już będziemy !??
No dla mamusi i tatusia, to byłam gwiazdka na wysokim piedestale....ale dla męża już tak nie muszę być....bo On jest z innego środowiska, inna zwyczje w domu, przyzwyczajenia i nie koniecznie dzieci na piedestale...albo też i On na piedestale i nie chce swojego miesjca odpuścić ??
Można rzeczywiście gdybać, jak piszesz Moniko....takie jesteśmy i już ! Póki nam to nie uwiera, to jest ok....ale jak czujuemy brak miłości , domagamy sie jej, jesteśmy nie kochana, albo kochane nie tak jak same byśmy chciały.....to co ?? To same se musimy z tym poradzić !! EL.
|
|
|