To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Świadectwa - Ciag dalszy...świadectwo trochę inaczej...

Anonymous - 2015-03-12, 15:47

lustro napisał/a:
hormony opadną...docenisz to, co masz


Wszystko jest tylko kwestią czasu.
Z każdym rokiem mniej się chce zmian, mniej hormonów buzuje,
zegar tyka (dla kobiet podobno szybciej)

Masz racje Lustro

Anonymous - 2015-03-13, 01:24

Aksamitko......a ,wiesz,ze mozesz mieć rację...?
Taki sprawdziań i .....przypomnienie....

....ale jest jeszcze coś....co od lat dźwięczy mi w głowie...i choć staram się iść tą "wyznaczoną" mi drogą...czasem sie buntuję,bo dlaczego ja?

Czasem najzwyczajniej w świecie nie mam już siły,nie chce mi się....
Czasem chciałabym,żeby to ktoś zadbał o mnie,wsparł,pomógł.....
Czasem chciałabym być słabą ,nawet tą głupiutką blądynką,którą trzeba prowadzić....

Dlaczego to ja wiecznie mam stać na straży,dlaczego to ja mam być ta silna,która pilnuje,wspiera,prowadzi.....?

Bo tak powiedział mi ksiądz na spowiedzi w Leśniewie...?
Bo tak powiedział mi ksiądz psycholog ?
Bo tak powiedział mi egzorcysta ?

Bo taka moja misja ,bo do tego powołał mnie Bóg?

Mam żal ,ale i nadzieję ,że wiedział co robi.

Anonymous - 2015-03-13, 08:09

Może dlatego Ty, że tylko dzięki Tobie, Twojej determinacji i poświęceniu, Twój mąż ma również szansę się zbawić. Wasza droga jest wyboista, ale jednak kroczycie na niej wspólnie. Niejedna kobieta dawno by sobie odpuściła, a wtedy Twój mąż..... sama sobie dopowiedz.

Pomyśl też o tym, że może właśnie przez tą trudną miłość Pan Bóg uczy Cię miłości do bliźniego zbliżonej do tej, którą On nas obdarzył. My nigdy nie będziemy w stanie kochać tak doskonale, ale może choć trochę podobnie.

Nie przestawaj ufać. Pan Jezus powiedział siostrze Faustynie następujące słowa:
"Córko Moja. zachęcaj dusze do odmawiania tej koronki, którą ci podałem. Przez
odmawianie tej koronki podoba Mi się dać wszystko o co mnie prosić będą. Zatwardziali grzesznicy, gdy ją odmawiać będą, napełnię dusze ich spokojem., a godzina śmierci ich będzie szczęśliwa. Napisz to dla dusz strapionych; gdy dusza ujrzy i pozna ciężkość swych grzechów. gdy się odsłoni przed jej oczyma duszy cała przepaść nędzy w jakiej się pogrążyła, niech nie rozpacza ale z ufnością niech się rzuci w ramiona Mojego miłosierdzia, jak dziecko w objęcia ukochanej matki. Dusze te mają pierwszeństwo do Mojego litościwego Serca, one mają pierwszeństwo do Mojego miłosierdzia. Powiedz, że żadna dusza, która wzywała miłosierdzia Mojego nie zawiodła się, ani nie doznała
zawstydzenia. Mam szczególne upodobanie w duszy, która zaufała dobroci Mojej."

W moim życiu Jezus Miłosierny i "Jezu ufam Tobie" pojawiły się trzy lata temu, kiedy mój mąż po raz pierwszy wyprowadził się z domu. Teraz jednak dopiero zaczynam naprawdę ufać.

Niech nas wszystkich Pan Bóg błogosławi i wzmacnia naszą wiarę i zaufanie.

Anonymous - 2015-03-13, 09:26

lena napisał/a:


Czasem najzwyczajniej w świecie nie mam już siły,nie chce mi się....
Czasem chciałabym,żeby to ktoś zadbał o mnie,wsparł,pomógł.....
Czasem chciałabym być słabą ,nawet tą głupiutką blądynką,którą trzeba prowadzić....

Dlaczego to ja wiecznie mam stać na straży,dlaczego to ja mam być ta silna,która pilnuje,wspiera,prowadzi.....?

(...)

Bo taka moja misja ,bo do tego powołał mnie Bóg?

Mam żal ,ale i nadzieję ,że wiedział co robi.


Myslisz Lena, że tylko Ty, i że tylko w takim ciężkim kryzysie, ma się takie mysli?

Czasem ten bunt prowadzi na manowce, ku egoistycznej samorealizacji...czasem się wraca dobrowolnie ma ten żmudny trakt, bo tak trzeba, bo tak powinno być, bo taka "misja".

Ale przychodzi moment, że przestaje się pytać, przyjmuje się to co jest, takim jak jest...

pewnie się starzeję :mrgreen:

:mrgreen:

Anonymous - 2015-03-13, 21:26

Lena....
Kocham Was oboje....i cieszę się, że mąż jest w domu ....że Ty uspoakajasz się, a dzieci....wrócą do pełnego domu.
To taki uszczerbek na Waszym szczęściu.....
wiem....chcielibyście bez uszczerbku.....i ja też bym chciała....ale tak w życiu nie jest.
Dla mnie ważne że Ty miłosierna jesteś, a mąż szybko się zreflektował.
Chwała Panu i jestem za Was z modlitwą !! EL.

Anonymous - 2015-03-13, 23:05

Aksamitko....pieknie napisałaś...

Lustro...starzejesz się :mrgreen:

No i Ty El....."siostro" moja.....
Też Cie kocham.....zwłaszcza za to że kochasz nas oboje.
...że nie wyróżniasz,że nie potępiasz.....ze wsparciem i pomocą jesteś.....
Kiedy byłam w ciezkim kryzysie i znalazłam to forum........byłaś pierwszą osoba do ktorej się zwróciłam,byłaś pierwszą której opisałam swoja historię.....
...i choć różnie bywało,choć czasem się nie zgadzałyśmy,choć się kłociłyśmy i bywałam wredna........byłaś i jesteś obecna w moim życiu.
Osiem,czy dziewięć lat....
Dziękuję.

Anonymous - 2015-03-16, 10:16

leno, pozwól że i ja przyłączę się do Twoich refleksji...

Małżeństwo po traumie zdrady jest trudne, takie Małżeństwo przed zdradą było trudne, każde Małżeństwo jest trudne, bo skoro to droga prowadząca do Nieba - nie może być inaczej...

Poszukiwanie szczęścia już tutaj na ziemi... Jakoby ono było możliwym do znalezienia (na chwilkę i owszem). Czyż nie takie błędne przekonanie leżało u podstaw wszelkich niewierności, nieuczciwości małżeńskich?
Trwaj kobieto, dasz radę :-) Głowa do góry. I trwajmy :-D
Czas Wielkiego postu to nasz czas...

Polecam:

https://www.youtube.com/watch?v=jWU2VtpGWP8

Anonymous - 2015-03-18, 00:16

Masz racje różyczko......nikt nie mówił ,że będzie łatwo.

Zanim napisze jak jest.....cytat....

Cytat:
Zwykle krzywdziciel nie chce uznać swoich błędów, by uniknąć wysiłku nawrócenia i zadośćuczynienia. Gdy już uzna swoje winy — choćby w wyniku stanowczej obrony, na jaką zdobywa się krzywdzona osoba — to zwykle łatwiej powie o tym sobie i Bogu niż temu, kogo skrzywdził. Nie każdy krzywdziciel ma odwagę wyznać swoją winę wprost i bez próby jej umniejszania. ....itd

O dziwo tym razem oprócz wyznaniu Bogu(spowiedż,komunia)było wprost i do mnie,bez umniejszania,bez obwiniania.
Nie dbałem,nie umiałem,nie chciałem...zarabiałem,kasę dawałem i chciałem mieć świety spokoj.
Wredny dla synów byłem,czasu nie poświęcałem,nie wychowywałem,wkurzały mnie...
Skrzywdziłem Ciebie i dzieci.
Wstyd do końca zycia.
Żal,rozpacz i silne postanowienie poprawy,chęć zmiany siebie....nie mnie.
Terapia...na którą nie musiałam namawiać,bo sam w końcu uznał,że potrzebuje pomocy,bo nie radzi sobie z emocjami.....z życiem wogóle.

Kiedys zarzekałam sie,że kolejnej szansy nie bedzie......i co?
...i wymiękłam...
Póki co na rozdrożu jestem...czasem chwale Boga,dziękuje i nawet dumna z siebie jestem,że tak dobrze sobie radzę,a czasem nienawidzę samej siebie.... za naiwność,za wyrozumiałośc,za......

Ps.
Tak naprawde nie wiecie co sie wydarzyło....
Mąż wkurzył sie na mnie i zadzwonił do prostytutki,(odważył sie po tylu latach przerwy)tyle,ze ta nie odebrała...widać zajeta była.
Potem oddzwaniała,tyle,ze mąż nie odbierał ,bo ja byłam w domu.
Spanikował i krecić zaczął,że kolega.
Sprawdziłam....kobieta.
Dalsze działania ujawniły prawde.......prostytutka.
W efekcie nie był,bo im przeszkodziłam,ale gdyby tylko odebrała....poszedł by.
Nie zarzeka sie.

Anonymous - 2015-03-18, 14:38

lena napisał/a:
Kiedys zarzekałam sie,że kolejnej szansy nie bedzie......i co? ...i wymiękłam...


Rozumiem Twoje uczucia Leno....bardzo. Nic nie jest takie proste i oczywiste. Rodzina, dzieci, niechęć do rozwalania tego co i tak nie jest mocne i stabilne, to powody dla których niektórzy, Ty, ja też, trzymają się kurczowo jakichś idei w imię których akceptujemy to, co kiedyś byłoby zupełnie nie do zakceptowania.
Zadaję sobie pytanie do czego człowieka przybliża taka postawa? Czemu ona służy?
Gdzie jest granica w dawaniu szans, w byciu wyrozumiałą, szlachetną i ponad TYM wszystkim.
Czy to bycie "ponad" nie jest czasem rodzajem pozy tworzonej na własny użytek by po prostu móc znieść czyjąś niegodziwość?

lena napisał/a:
Póki co na rozdrożu jestem...czasem chwale Boga,dziękuje i nawet dumna z siebie jestem,że tak dobrze sobie radzę,a czasem nienawidzę samej siebie.... za naiwność,za wyrozumiałośc,za......


Ja też bywam "dumna" z siebie nieraz, lecz nie nienawidzę siebie za wyrozumiałość, raczej dochodzi do mnie coraz częściej bezsens, bezcelowość takiej postawy. Chyba dzisiaj jest ten dzień kiedy wyjątkowo MOCNO to czuję.

lena napisał/a:
Żal,rozpacz i silne postanowienie poprawy,chęć zmiany siebie....nie mnie.
Terapia...na którą nie musiałam namawiać,bo sam w końcu uznał,że potrzebuje pomocy,bo nie radzi sobie z emocjami.....z życiem wogóle.


Mam nadzieję Leno, że to nie chwilowa deklaracja męża uczyniona pod wpływem emocji, sytuacji, ze strachu, że zrealizujesz swoje postanowienie, o braku kolejnej szansy.

Mój mąż też nie radzi sobie z emocjami, zatem rozumiem jak możesz sie czuć. Ja czuję się nieraz jakbym życie spędzała na jakiejś łajbie, którą targają fale wzburzonego morza podczas gdy ja wciąż próbuję utrzymać równowagę. Pragnę już spokoju.
Mam nadzieję Leno, że zaczęłaś już jeść, że wracasz do sił. Dbaj o siebie, szkoda Twojego zdrowia.
Trzymaj się Leno.

Anonymous - 2015-03-18, 20:21

Miłości bez krzyża nie znajdziecie. A krzyża bez miłości nie uniesiecie. Jan Paweł II

Sił życzę Lena. I Tobie Kenya również.

Anonymous - 2015-03-19, 01:08

Cytat:
Rozumiem Twoje uczucia Leno....bardzo. Nic nie jest takie proste i oczywiste. Rodzina, dzieci, niechęć do rozwalania tego co i tak nie jest mocne i stabilne, to powody dla których niektórzy, Ty, ja też, trzymają się kurczowo jakichś idei w imię których akceptujemy to, co kiedyś byłoby zupełnie nie do zakceptowania.
Zadaję sobie pytanie do czego człowieka przybliża taka postawa? Czemu ona służy?
Gdzie jest granica w dawaniu szans, w byciu wyrozumiałą, szlachetną i ponad TYM wszystkim.


Kenya.....ja również zadaję sobie przeróżne pytania,zastanawiam się,analizuje ....buntuje się po drodze,nie zgadzam sie z odpowiedziami,jednak......zawsze dochodzę do tego samego wniosku....ta idea ktorej sie tak kurczowo trzymamy to....... nasza wiara i miłość....?
Nie uczucie,bo gdyby tylko o to chodziło nie jeden z nas pognałby współmałżonka w diabły.
Nie motylki w brzuchu,bo te dawno mineły.
To miłość przez duże M.....a co się z tym wiąże chyba nie muszę pisać.
Czyż to nie o to właśnie chodzi?......innego wytłumaczenia nie znajduję,no chyba,ze naprawde jestem naiwną idiotką,ktora najzwyczajniej w swiecie nie chce przyjąć rzeczywistości...?

Cytat:
Czy to bycie "ponad" nie jest czasem rodzajem pozy tworzonej na własny użytek by po prostu móc znieść czyjąś niegodziwość?

Nie wiem czy dobrze rozumię....
Bycie "ponad"....czyli mimo wszystko,trwam,jestem,staram się...???
Niewiem,pytam....ale jeśli o to chodzi,to myślę,że tego nie można udawać na dłuzsza metę i nie ma to nic wspólnego z pozą(maska,udawaniem,nieszczerością...)
....no i najwazniejsze....czy w ten sposób (udając)mozna znieść czyjąś niegodziwośc???
Takie moje refleksje,być może źle zrozumiałam.

Cytat:
Ja też bywam "dumna" z siebie nieraz, lecz nie nienawidzę siebie za wyrozumiałość, raczej dochodzi do mnie coraz częściej bezsens, bezcelowość takiej postawy. Chyba dzisiaj jest ten dzień kiedy wyjątkowo MOCNO to czuję.


Nienawidzę....mocne słowo,ale chyba czasem tak bywa....a moze to tylko złość na siebie?
Wyrozumiałośc,empatia....to chyba zaleta...
Bezsens...też tak czasem czuję,choć równie dobrze wiem,że....wszystko ma sens,tylko trzeba czasu by to zrozumieć.
Nic nie dzieje się bez przyczyny,to wszystko jest po coś?

Cytat:
Mam nadzieję Leno, że to nie chwilowa deklaracja męża uczyniona pod wpływem emocji, sytuacji, ze strachu, że zrealizujesz swoje postanowienie, o braku kolejnej szansy.

Tez mam taka nadzieję.
Mąż się wystraszył,tak myślę(nie to było moim celem) pokornie przyjął moją decyzję...koniec,separacja,bądź rozwód...jeszcze nie wiem.
Napisał,że przyjmuje konsekwencje i nie będzie robił problemów ,że żałuje,że przeprasza i płacił będzie do końca życia.
hm....dziś nie wiem co tak naprawdę odwiodło mnie od tej decyzji....?
Naiwność,czy miłośc i wiara?
Trudne to wszystko.
Cytat:
Mam nadzieję Leno, że zaczęłaś już jeść, że wracasz do sił. Dbaj o siebie, szkoda Twojego zdrowia.

Zaczęłam.....mąż we mnie wciska jedzenie,sama jeszcze o tym zapominam,ale czuje sie znacznie lepiej,duzo lepiej.

Dziekuje Kenya i tez sie trzymaj.

Anonymous - 2015-03-20, 08:14

A ja mam pytanie do Was dziewczyny, Leno, Kenya. Czy cały czas walczycie z tym samym zapałem i wiarą? Nie korciło Was nigdy chociażby sprawdzenie ważności małżeństwa.

Ja jestem obecnie przybita strasznie. Kryzys zbliżył mnie do Pana Boga tak, jak nigdy blisko nie byłam. Jest obecny w moim dniu, w każdej godzinie, każdej myśli.

Od stycznia po raz drugi zostałam sama. Mój mąż co parę lat stwierdza, że już mnie nie kocha, że nie pasujemy...... pewnie wiecie o czym mówię. Kiedy czytam Wasze historie, to tak jakbym czytała w swoim życiu. Ciągłe zmiany nastrojów, kocha, nie kocha.... Była adopcja w toku, przerwana bo mąż znowu uciekł.... Nie ma dzieci, nie ma męża..... Stwierdzone zaburzenia emocjonalne....

Chciałabym mieć rodzinę, w której oboje małżonków walczy o siebie na wzajem, a nie jeden. Niektórzy nie chcą być odpowiedzialni. Zastanawiam się nad podaniem mojej sytuacji do sprawdzenia ważności małżeństwa.

Anonymous - 2015-03-23, 08:10

Wiecie, kiedy o tym myślę, to po prostu nie wyobrażam sobie, co miałoby się stać, żebym mogła po tym wszystkim jeszcze mężowi zaufać. Nie wiem oczywiście, czy on w ogóle kiedykolwiek będzie chciał wrócić. Kiedy ktoś po raz trzeci mówi ci, że nie kocha, po raz drugi odchodzi i bawi się w najlepsze... Czy Pan Jezus naprawdę chce, żebyśmy do końca życia czekali na tą osobę? Że w wyniku takiej sytuacji my już nigdy nie usłyszymy kocham cię, cieszę się że jesteś itd. Przepadła również szansa na usłyszenie "mamo" (przerwana w styczniu adopcja). Sama nie wiem.... Bardzo mnie to boli i przejmuje.
Anonymous - 2015-03-23, 08:31

Podczytuję Was. Odnośnie zaufania też się nad tym wielokrotnie zastanawiam. Doszłam do wniosku, że zaufania nigdy już nie będzie raz straconego.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group