To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Świadectwa - Ciag dalszy...świadectwo trochę inaczej...

Anonymous - 2015-03-08, 21:45

Dabo.....pomyliłeś mnie z kimś innym.
Bety......to nie tak...chyba nie znasz naszej/mojej histori..
Cudu żadnego nie było,wręcz przeciwnie...cieżka praca.

Cytat:
To co było do tej pory to jakaś gra, kórą uprawiał mąż, a Ty się godziłaś- pytanie dlaczego?

To nie była gra...mój maz nie jest złym człowiekiem,może niepoukładanym......?
a dlaczego trwam?.....bo fajnie było,bo sie zmieniło,bo kocham....?

Jakie to ma teraz znaczenie....

Teraz to juz tylko o modlitwę prosze,zeby udało mi sie wyjść z tego marazmu w jaki wpadłam.
Sama i owszem....poczyniłam pewne kroki....narazie psychiatra.

Anonymous - 2015-03-08, 21:51

Lenko, co tak naprawdę się stało? Napiszesz priv, jeśli oczywiście chcesz?
Te chłopy to takie Duże Dzieci.... Niektórzy rzecz jasna. Trzymaj się lenko, trzymaj cieplutko

Anonymous - 2015-03-08, 21:58

Jedyne czego chcę to........Waszego wsparcia i modlitwy.
Anonymous - 2015-03-08, 22:11

Lena masz moją modlitwę
Anonymous - 2015-03-08, 23:15

moją też
Anonymous - 2015-03-08, 23:16

i moją
Anonymous - 2015-03-09, 20:44

Załatwione Lena :mrgreen:
Anonymous - 2015-03-11, 17:13

........nawet nie wiem od czego zacząć.......

chyba od podziekowań za wsparcie i modlitwy.

Dziekuję.

Dziekuje Tobie ..... moja wierna przyjaciółko...."siostro".
Dziękuję również Tobie Kenia i Tobie Lustro za opamiętanie.

Przecież to nie pierwszy raz,nie jestem już bezradna.....wiele przeszłam,wiele doświadczyłam,znam te mechanizmy,wiem co robić i gdzie szukać ratunku.
Znam też swego męża....
To dobry człowiek,chociaż niezwykle trudny we współżyciu....uparty,zawzięty,wybuchowy,czasem agresywny....nie radzący sobie z emocjami.
Stres związany z pracą ,żona nie zawsze taka jakby chciał,zbuntowane nastolatki.....to wszystko dopełnia dzieła.

To problem, ale nie mój....to Jego problem.

Kilka dni minąć musiało,zanim znowu to do mnie dotarło.
Niestety,te kilka dni kompletnie mnie wykończyły.
Żal,złość,miłość i nienawiśc......wszystko się pomieszało.
W między czasie sporo gorzkich słów i oszczerstw na mój temat padło......to bolało najbardziej.

Boże pomóż mi,zrób COŚ,wskarz mi drogę......

Po pieciu dniach trafiłam do psychiatry....totalnie osłabiona z drgawkami.
Silne leki.....podreperowały nieco mój stan fizyczny i psychiczny, wróciło racjonalne myślenie.

Stało się,weź się w garść,przecież i tak się z tym liczyłaś...

To prawda....choć mąz sie zmienił i fajno było....... nie ufałam do końca mimo jego obietnic i zarzekania.Zawsze powtarzałam....mam nadzieje,ze nie zrobisz tego powtórnie sobie,juz nie mnie,ale właśnie sobie.
Wiesz jednak co to będzie znaczyło.....koniec.
Sprawdzać Cię nie bedę, nie musze,bo wierzę,że w razie czego Bog znajdzie sposób,zebm mi o tym powiedzieć.

....no powiedział.

Nie przypuszczałam jednak,że tak to mnie rąbnie.
Do dziś,a jest to 11 dzień i od tamtej pory miałam w ustach dwie kromki chleba i pół pomidora.
Kompletnie zatraciłam potrzebe jedzenia.
Konsekwencje.

...dalej......
Zaczęły przychodzić smsy.....jak sie czujesz,martwie się,przepraszam,żałuje...itp.
Kiedy byłam w stanie odpowiedzieć spokojnie odpowiadałam,innym razem milczałam,bo tak było lepiej.
Kiedy napisał,że nie śmie mnie prosić o wybaczenie.....bez zastanowienia odpisałam.....wybaczyłam.
Jak za sprawą magicznej różdżki odzyskałam spokój i uśmiech na twarzy.
Niestety problem z jedzeniem jeszcze pozostał......jak dziecko uczy sie chodzic,ja uczę sie jeść.

Wczoraj przyjechał mąż z kasą.
Przyjełam go serdecznie,podałam kawę,rozmawiałam jak gdyby nigdy nic ( wczesniej poprosiłm Boga o spokój)
Nie pamietam,kiedy widziałam męża w tak paskudnym stanie.....to już nie był płacz,ale spazmy.Nie radzi sobie,nie może bez nas żyć....był na rozmowie u księdza, w spowiedzi i zapisał sie na terapię.
SAM.!!!

Wczesniej obiecałam sobie,że nie bedzie powrotu,przynajmniej nie teraz.....i co?
....i wypaliłam .... chcesz wrócić do domu?
Sypialnia jest wolna,ja śpię w pokoju...no....i jakby nie było to jest Twój dom...
Niczego bardziej nie pragnę.....i pojechał po rzeczy.

Czeka mnie jeszcze rozmowa z meżem i.................z Bogiem,bo chciałabym wiedzieć dlaczego tak sobie ze mna "pogrywa",czego tak naprawdę odemnie chce,dlaczego wciąz tak mnie doswiadcza.
Boże....no ileż można?????....czy ja jakiś robokop jestem????

Anonymous - 2015-03-11, 19:03

Lena, mocno Cię wspieram. Po mojemu to co piszesz, to jest świadectwo w trakcie dziania się - żywe, tak jak i życie bywa, słodko-gorzkie.
Anonymous - 2015-03-11, 19:17

Leno
........ O krwi i wodo ................

Anonymous - 2015-03-11, 20:49

Lena
Tworzycie trochę takie "włoskie małżeństwo."
Kilka lat temu na włoskiej plaży widziałem jak jedna para zaczęła się kłócić.
Kłócić...to mało powiedziane. Wydzierali się tak, że słychać było pewnie w promieniu km.
Machali rękami, odchodzili, za chwilę znowu zwarcie i wrzaski i tak z pół godziny.
Dziwiłem się, że nie doszło do rękoczynów. Obok stało spokojnie dziecko, pewnie nie pierwszy raz oglądało taki "teatr".
I jaki był tego finał? Wydarli się, ochrypli, zmęczyli i ....wsiedli RAZEM w 3kę na skuterek i pojechali do domu.

Anonymous - 2015-03-11, 23:31

Grzesiu....może to tak wyglada,ale my się nigdy nie kłóciliśmy i nie kłócimy.
Nie było też i nie ma wydzierania.
Taki paradoks.


Zwyczajnie.......nikt z nas nie jest idealny,kazdy z czymś się zmaga,tyle,że nie każdy od razu dzwoni do dziwki,nie każdy od razu szuka kochanka,czy kochanki.
Niektórzy szukają pomocy u Boga,księdza,inni u psychologa,czy psychiatry.
Jeszcze innym wystarcza odpowiednia literatura,czy choćby jakieś wartościowe artykuły.
Każdy z nas jest inny.

Mój mąż sięga po właściwą pomoc w ostateczności.....kiedy się pali i wali...
Szkoda tylko,że tak późno,że po drodze tyle skrzywdzonych ludzi..........

Życie.

Anonymous - 2015-03-12, 12:21

tak sobie tylko myślę, mogę się oczywiście mylić.

Może takie sytuacje, to taki "test": Czy Ty już naprawdę mi ufasz???....... że jestem wszechmocny.... miłosierny......

kiedy patrzę na moje zmagania, to tak to właśnie odbieram. Kiedy mam już ogromne przekonanie, że ufam, tak Panie Boże, niech będzie wola Twoja i przychodzi taki dzień na sprawdzenie...... wiem, że zaczynam się modlić na nowo: "Panie przymnóż mi wiary i ufności"....

ale to takie moje....

Anonymous - 2015-03-12, 14:41

Kiedy byłam bardzo zbuntowana, zniechęcona, zdezorientowana i przede wszystkim nie wierzyłam, że dalej wytrzymam...rozmawiałam ze znajomym, który mi powiedział coś, co nie podobało mi się tak "na już", ale w efekcie dało do myślenia...

powiedział mi - teraz chcesz czegos innego, mówisz, że nie chcesz dalej zyc z kims takim, teraz wszystko jest dla Ciebie na nie,
ale sama zobaczysz...czas zmienia perspektywę
jeszcze bedziecie siedzieli razem na ławce w parku zadowoleni z jesieni zycia
zadowoleni, że macie siebie, kogos bliskiego
emocje opadną, hormony opadną...docenisz to, co masz


Lena


przecież kiedys w końcu to minie, ułozy się...napewno



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group