To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Mam pytania?

Anonymous - 2015-12-28, 13:14

Jacek-sychar napisał/a:
Rodzice uwolnieni zostali pośrednio od błędów swojego szukania szczęścia

Wlasciwie sami sie uwalniaja od odpowiedzialnosci przede wszystkim, wg mnie jest to karmienie sie klamstwem. Jasna sprawa, ze nie wiem jak to jest, przynajmniej na razie (glupio zartowac z takich tematow, ale jeszcze tyle dystansu do siebie mi zostalo ;)). Pewne jest, ze takowa przykladowa sytuacja jaka przytoczyles Jacku bylaby niesamowicie trudna. Z tym nawet nie dyskutuje, nie wyobrazam sobie jednak, ze przebaczajac zonie, chcac z nia wciaz byc, moglbym postawic jej taki warunek. Chociazby z takiego powodu, ze zwyczajnie balbym sie ze sie na taka propozycje zgodzi. Chyba balbym sie byc z kobieta, ktora jest w stanie zrezygnowac z dziecka. Bo w chwili np. mojej ciezkiej choroby pewnie ze mnie tez by zrezygnowala. W takich sytuacjach nie ma latwych wyjsc, nie da sie od takiego czegos uciec, moze na chwile - tak, ale taka przeszlosc pewnie wraca jak bumerang i uderza z zwielokrotnona sila.
Dla takiego dziecka - moze i lepiej. Po co mu tacy rodzice, faktycznie moglby znalezc nowa rodzine ktora dalaby mu pelnie milosci, co jednak gdyby takie dziecko trafilo do jakichs patoli? Takie historie tez sie zdarzaja
. Mi chodzi bardziej jednak o "stara" rodzine, jej brak odpowiedzialnosci za swoje czyny.
Gdy wina meza jest relatywnie niewielka przy takiej zdradzie (bo jakas zawsze jest - chocby niewlasciwe "rozpoznanie"), nie wydaje mi sie, ze da sie na powrot stworzyc szczesliwy zwiazek, budujac na ucieczce od odpowiedzialnosci, ucieczce od krzyza ktory podal nam Bog. Dalej pisal nie bede - dokladnie tak, jak ja to widze przedstawia to post lustra - dziekuje, ze mnie wyreczylas, bo nie wiedzialem jak to wszystko ujac, nie piszac pieciuset zdan ;) Dobrze ze w trakcie pisania postu przeczytalem Twoj :)

Anonymous - 2015-12-28, 13:15

Jacek-sychar napisał/a:
monis napisał/a:
Nikt nie pytał o ocenę moralną zdrady, której wynikiem jest nieślubne dziecko.


Ale tutaj się cale zło zaczęło! I wszystko inne jest tylko tego konsekwencją.


A może trzymajmy się tematu i pytania?
A nie rozwijajmy ocen, bo że żona z tej historii zrobiła źlke chyba wszyscy wiedzą.
Pytanie jest - czy mąż ma prawo domagac się pogłebiania zła w tej historii, w imie własnej ludzkiej słabości?
Czy nie wystarczająco wiele zła juz sie stało przez ta ludzką słabość?

Anonymous - 2015-12-28, 13:31

Ja ma jeszcze jedną dygresję w temacie.
Co wart jest taki mąż jako człowiek, który stawia takie warunki?
Czy z takim człowiekiem mozna zbudowac cos naprawde dobrego, trwałego i błogosławionego?

A co za tym idzie - czy warto?

Moze lepiej zostać samotną matką niż spacyfikowaną zoną/matką przez męża, przez którego chyba jednak w takim momencie nie przemawia Bóg...?

Anonymous - 2015-12-28, 13:36

A co warta jest matka, która porzuca swoje dziecko??

Czy w imię małżeństwa Pan Bóg tego wymaga? Ja nie wierzę....po prostu w to nie wierzę

Anonymous - 2015-12-28, 13:37

Napisałem wcześniej:
Cytat:
Polecam tutaj książkę Jerzego Grzybowskiego Małżeńskie temperamenty. Ona tłumaczy zachowanie się ludzi o różnych temperamentach.


Zrozumcie, że niektórzy taka maję naturę, że rozdrapują długo stare rany. Tacy ludzie mogą nie umieć długo wybaczyć. Nie mi to oceniać.

lustro napisał/a:
Co wart jest taki mąż jako człowiek, który stawia takie warunki?
Czy z takim człowiekiem mozna zbudowac cos naprawde dobrego, trwałego i błogosławionego?

A ja spytam przewrotnie: A z taką żoną można zbudować coś naprawdę dobrego, trwałego i błogosławionego?

I na tym skończę swój udział w dyskusji. Nie mi oceniać takich ludzi. Ja ich tylko spróbowałem wytłumaczyć i odpowiedzieć na zadane pytania.
Nie zamierzam być celem kolejnych "wypraw krzyżowych".

Anonymous - 2015-12-28, 13:40

Jacek-sychar napisał/a:
Zrozumcie, że niektórzy taka maję naturę, że rozdrapują długo stare rany. Tacy ludzie mogą nie umieć długo wybaczyć
i dlatego dziecko oddać do adopcji??
Bo ktoś ma problem z wybaczeniem....

Anonymous - 2015-12-28, 14:12

monis napisał/a:
i dlatego dziecko oddać do adopcji??
Bo ktoś ma problem z wybaczeniem....

no, chyba lepiej szczerze przyznać się do swoich problemów z wybaczeniem,
niż miałby robić dobrą minę do złej gry a potem odgrywać się na dziecku ?
Może nawet nieświadomie, ale odgrywać się, robić mu krzywdę.

Dlaczego ma przyjmować na siebie odpowiedzialność, wiedząc że go przerasta ?
Nie ma prawa decyzji ?

Żona, ma przecież wybór - może zostać samotną matką.
Ba, nawet może wejść w "białe małżeństwo" z innym mężczyzną.

Inne pytanie, czy żona ma prawo szantażować :
- nasze dzieci będą mieszkały z tobą i ze mną, ale tylko wtedy, kiedy moje dziecko będzie razem z nami.

Anonymous - 2015-12-28, 14:21

Ja jeszcze raz zapytam. Czy ktoś z was był w domu dziecka, miał jakis kontakt z tymi porzuconymi dziećmi? Cokolwiek wie o procedurach adopcyjnych?

Jak to łatwo żonglować cudzym życiem w imię swojego"szczęścia", "odpowiedzialności"....

przyznać się do problemu z wybaczeniem----chwalebne.
Ale oddać dziecko--------haniebne

Anonymous - 2015-12-28, 14:21

Czy cale zlo się tu zaczęło to ja też nie powiedzialam. Oczywiście seks z nie mężem był moralnym złem. Ale może zaczęło się wcześniej, może i ten mąż mial skoki w bok, może nie umieli się w małżeństwie dogadać, może nie byli wobec siebie uczciwi. I tak wiem- to nie usprawiedliwia niczego, ani zrobienia nieślubnego dziecka , ani wejścia w trwałe cudzołóstwo, no niczego, nawet jeżeli doszło do tego po rozwodzie cywilnym, a nie tak, że żyli pięknie i ładnie i nagle jedno odchodzi i zakłada sobie nową rodzinę.

Niemniej uderzyła mnie odpowiedź ksiedza, który tak fajnie mówi ogólnie bo chcialabym znać mozliwy przypadek kiedy takie działanie jak oddanie przez matkę dziecka do adopcji jest dobre.

I rzeczywiście jeśli kobieta sie nawróciła, widzi cale rozlane jak to mówicie mleko, jest gotowa wrócić, a mąż czeka, ale jak widać dziecka przyjać nie chce. Ksiądz proponuje oddanie do adopcji. Więc pojawiają się we mnie pytania natury zwykło ludzkiej, a przeciez nasza ludzkość nie bierze się znikąd, też jest darem Boga bo na Jego podobieństwo zostaliśmy stworzeni. I myślę sobie jeśli chodzi o tego męża, który rozumiem, że to dziecko ma zwyczajnie gdzieś to co z miłością do żony? Czy wyrazem milości do kobiety może być oczekiwanie od niej, ze ona odda swoje dziecko do domu dziecka? Oczekiwanie wyzbycia się niejako swej natury, instyktów, tego wszystkiego co jest związane z naturą ludzką i bycia matką. Odbieram to trochę tak jakby ten maż kazał jej się wyzbyć części siebie, wydaje mi się być okrutnikiem, jakim katolikiem? przecież żadna normalna kobieta, tudzież nawrócona nie odda nigdy swojego dziecka do domu dziecka bo mąż tak chce bo ma do tego prawo. Chociażby biorąc psychologiczne aspekty oddania dziecka przez matkę później i jakoś ich życia potem. Jeżeli tego by nie było- cóż to byłaby za kobieta? I również powstaje pytanie jaką wartość ma to oczekiwanie męża na żonę w tym przypadku, kiedy kieruje on w niej stronę takie domaganie się swoich praw? W tym czekaniu trudno mi dostrzeć postawę chrześcijańską i trudno mi dojrzeć miłość tak naprawdę do żony. Pojawia się dla mnie więc taka refleksja, że nie zawsze to jest tak, że mozna do siebie wrócić, nawet jeśli ktoś czeka i druga strona chciałaby. Że nie chodzi o to by wrocić do domu pod jednym dachem po trupach bo jest sakrament. Że sakramment sakramentem, grzech grzechem, bo choć jedno ważne, drugie złe, ale żadno z nich nie jest Bogiem, który jest ponad to wszystko i w tym wszystkim najlepszym rozwiązaniem wydaje mi się po prostu zwykla ludzka przyzwoitość. Co Wy na to? Czy nie tego oczekuje Pan Bóg żeby być przejrzystym, uczciwym, ludzkim, Boże mój no normalnym. W tym przypadku gdy maż czeka, domaga się praw ale nie respektuje tak ważnych aspektów kobiecości żony najlepszym, przyzwoitym wyjściem wydaje mi się odejście od męża cywilnego i samotne wychowywanie dziecka bo mąż nie jest gotowy na wspólne życie w tej sytuacji. I oczywiście kontakt jakiś z mężem na odległość bo może ten kontakt powoli sprawi, że ten mąż stopnieje. Jeśli jednak wydaje mi się mąż będzie zacietrzewiony, niewybaczający bo ktoś tam napisał, że niektórzy maja z tym problem to jaki jest sens jednać się z kimś kto nie wybaczyl, czy w ogóle można to nazwać pojednaniem? czy nie potrzeba tu wybaczenia sobie nawzajem? więc jakie wspólne życie bez tego? I na końcu czy w przypadku takiego zacietrzewienia męża, które doskonale rozuie i do którego też ma prawo i niejako odrzuceniu żony z dzieckiem i nie utrzymywanie z nią kontaktów, tylko dalsze jego czekanie, nie sprawia, że wydaje się slusznym by ta matka, wolna już od więzi z kochankiem, nawrócona, podjęła próbę możliwie najlepszego kontaktu z nim w tej sytuacji by ten w możliwie najlepszy sposób uczestniczył w jego wychowaniu? czy byłby to raczej cios za cios za zacietrzewienie męża i przyzwoita kobieta powinna wychowywać to dziecko już sama, a mąż niech ma orzech do zgryzienia? Dlatego też pytalam o sytuację kiedy oddanie dziecka do adopcji przez matkę jest słuszne? bo są takie sytuacje kiedy matka nie ma warunków by to dziecko wychować i oddaje z bólem bo musi dla dobra dziecka, tutaj niby też musi bo mąż każe, bo to i tamto ale na Boga kto by chciał być z takim mężem? gdy sytuacja kobietę do tego zmusza to oddaje jakoś lżej jakby ale jak jest to drugi czlowiek to przecież w zdrowej kobiecie przecież wywołuje to bunt, a nawet uczucie pogardy i nienawiści do takiej osoby i chęć ucieczki, a jeśli nie to poczucie krzywdy i zagrożenia. Tak pytam bo chciałabym zrozumieć sytuację kiedy takie jednak rozwiązanie jest przyzwoite? Czy jest to możliwe? a że mówimy o tym w odniesieniu do wiary i Boga czy taką rodzinę, która decyduje się wspólnie na oddanie dziecka do domu dziecka i żyje dlugo i szczęśliwie w ogóle można nazwać rodziną katolicką? i brać z niej przykład? potrzebuje konkretny przykład który usprawiedliwa taki czyn i pozwala potemm spokojnie patrzeć w wspólną przyszłość by obronić argument księdza?

Anonymous - 2015-12-28, 14:38

i czy taka postawa mężą bez oceniania jej nie daje żonie moralnego prawa do wychowywania dziecka wspólnie z jego ojcem? i że to wydaje się być najlepszym rozwiązaniem i wolą Pana Boga w tej sytuacji i na ten moment?
Anonymous - 2015-12-28, 14:43

Aneczko

Coś mi się wydaje, ale czy Ty nie szukasz u nas usprawiedliwienia? :shock:

Anonymous - 2015-12-28, 14:56

GregAN napisał/a:
.

Inne pytanie, czy żona ma prawo szantażować :
- nasze dzieci będą mieszkały z tobą i ze mną, ale tylko wtedy, kiedy moje dziecko będzie razem z nami.


Czy wogóle można tak stawiac sprawę?
Niezaleznie czy to mąz czy zona

Monis

ja byłam w domu małego dziecka
byłam wtedy 18 letnią dziewczyną
nie zapomnę tego nigdy, tego nikt nie ma prawa zrobić wlasnemu dziecku
nikt nie ma prawa oczekiwać, że ktoś to zrobi dziecku

Ja zapytam przewrotnie - skoro dzieci wychowane bez ojca są tak skrajnie narazone na wszelkie patologie ( statystyka na innnym wątku), to moze przy takiej postawie sakramentalnego męża nalezy jednak zadbać o właściwy kontakt dziecka z jego biologicznym ojcem?
I to wcale nie oznacza, że nalezy stać się z nim znowu parą.

A nie skazywać dla egosimu męża dziecko na życie na skraju społeczeństwa, bez uczuć, stabilizacji, właściwych warunków do rozwoju?

I Czy bycie przyzwoitym człowiekiem nie powinno byc tożsame z byciem prawdziwym katolikiem?
A jaki przyzwoity człowiek odda swoje dziecko, lub zarząda od matki oddania dziecka, do domu dziecka, do adopcji...moze od razu najlepiej - na śmietnik?

Anonymous - 2015-12-28, 15:02

lustro, szkoda, ze nikt z panów tak broniących oddanie dziecka do adopcji nie odpowiedział...

aneczka2812 napisał/a:
potrzebuje konkretny przykład który usprawiedliwa taki czyn i pozwala potemm spokojnie patrzeć w wspólną przyszłość by obronić argument księdza?
chyba nie ma takiego przykładu.....na szczęście
Anonymous - 2015-12-28, 15:08

Monis

ten temat wypływa tu na forum co jakis czas
jest dyskusja...mija...temat sie zmienia

panowie panami...ja bym wolała, żeby wytłumaczył mi to ten, kto publicznie głosi takie tezy

dlaczego uważa, że szczeście męża sakramentalnego, dla którego przebaczenie i miłośc bliźniego są tematem obcym, ma być wiecej warte niż życie innego człowieka?
tym razem człowieka z tych najmniejszych...bezbronnych i bezradnych...i niewinnych niczemu

mnie się to zupełnie nie godzi z Ewangelią

ale moze jestem w błędzie, może
więc niech mi ktoś w sposób dobry, właściwy, pełen postawy miłości wobec innych - pokaże mój błąd

nie wszyscy "prorocy" są prorokami
nie każdy sędzia jest nieomylny i sprawiedliwy



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group