To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Potrzebuje wsparcia, bo opuściła mnie nadzieja

Anonymous - 2015-12-27, 18:46

Kinga11 napisał/a:
Walczę o to małżeństwo modlitwą, ale moja nadzieja z dnia na dzień umiera. Wszyscy zresztą dookoła postawili już krzyżyk na moje małżeństwo i każą mi otworzyć się na nowe, a ja chcę za wszelką cenę ratować, ale mam związane ręce.

Kingo czasami jest tak gdy czegoś bardzo pragniemy i mocno o to zabiegamy jest zupełnie nieosiagalne.
Ale gdy nie pokazujemy jak bardzo nam na tym zależy- nagle staję się to realne.

Anonymous - 2015-12-27, 18:58

Kingo 11
a może napisz do męża, ja tak robiłam. Może warto byłoby męża przeprosić, napisać co czujesz, może on na to czeka. Nie musisz go o nic prosić, napisz, że chciałabyś zbyście byli razem, ale to jest jego życie i oczywiście uszanujesz jego decyzję. Myślę, że warto mówić o uczuciach, bez narzucania się, to zawsze popłaca. Nie wiesz na co czeka mąż, co myśli, a może właśnie na to, abyś to ty się odezwała.
Kingo, mój mąż jeszcze ze mną nie jest, minął rok, ale już zauważyłam, że inaczej na mnie patrzy. Myślę, że docenia to, co robię, nie narzucam się, ale twardo mówię o swoich uczuciach do niego.

Anonymous - 2015-12-27, 23:38

Dziękuje Wam za odpowiedź, właśnie zastanawiam się czy powinnam udawać się w miejsce, gdzie mogę spotkać męża, bo do tej pory ich unikam, uważając, że to najlepsza metoda, bo jak po rozstaniu zapewniałam o moich uczucia to reagował złością, boję się, że jak zobaczę męża w towarzystwie i jego puste spojrzenie to stracę zupełnie nadzieję, ale życie w tej niewiedzy też nie pomaga, więc nie ma jednego wyjścia. Swoją drogą dziwne, że żyjąc w małej miejscowości, do tej pory nie udało nam się nawet na siebie wpaść. Myślę, żeby wyjechać na Sylwestra nad morze albo sama gdzieś, myślałam o Częstochowie - mam tam całkiem niedaleko, z drugiej strony może to czas wyjść na przeciw. Widzisz Dorota ja się obawiam, że mąż nie będzie czekał taki długi czas ze złożeniem pozwu, a wtedy jak to ruszy to już koniec. Wiem od prawnika, że może on nie zapaść na 1. rozprawie...ale czy coś mi to da, może jego serce już nie skruszeje, a ja tylko żyje w ułudzie, myślę aby pójść przed Nowym Rokiem do poradnictwa w mojej miejscowości, jest tam bardzo mądry ksiądz może coś doradzi.
Anonymous - 2015-12-27, 23:48

Kinga11 napisał/a:
Dziękuje Wam za odpowiedź, właśnie zastanawiam się czy powinnam udawać się w miejsce, gdzie mogę spotkać męża, bo do tej pory ich unikam, uważając, że to najlepsza metoda, bo jak po rozstaniu zapewniałam o moich uczucia to reagował złością, boję się, że jak zobaczę męża w towarzystwie i jego puste spojrzenie to stracę zupełnie nadzieję, ale życie w tej niewiedzy też nie pomaga, więc nie ma jednego wyjścia. Swoją drogą dziwne, że żyjąc w małej miejscowości, do tej pory nie udało nam się nawet na siebie wpaść. Myślę, żeby wyjechać na Sylwestra nad morze albo sama gdzieś, myślałam o Częstochowie - mam tam całkiem niedaleko, z drugiej strony może to czas wyjść na przeciw. Widzisz Dorota ja się obawiam, że mąż nie będzie czekał taki długi czas ze złożeniem pozwu, a wtedy jak to ruszy to już koniec. Wiem od prawnika, że może on nie zapaść na 1. rozprawie...ale czy coś mi to da, może jego serce już nie skruszeje, a ja tylko żyje w ułudzie, myślę aby pójść przed Nowym Rokiem do poradnictwa w mojej miejscowości, jest tam bardzo mądry ksiądz może coś doradzi.


Nie czekaj aż mu skruszeje serce, a jak dostaniesz pozew, to zobacz na pierwszej stronie Sycharu jak odpowiedzieć. Jak mąż nie dotrzymał przysięgi, to sprawa jego sumienia. Ty nie musisz iść w jego ślady.

Na męża nie wpadaj, a jak już to udawaj, że go nie widzisz, no chyba, że powie dzień dobry, to odpowiedz. Ale jak znam takie sytuacje, to raczej nie powie. Mój albo udaje, że nigdy nie istniałam, albo ma drgawki na mój widok, ale już mnie to nie rusza :roll:

Anonymous - 2015-12-28, 00:08

Nie do pomyślenia są takie sytuacje, mój mąż nawet zerwał kontakt z moimi braćmi, a mieli dobry kontakt ze sobą, no ale chce spalić za sobą mosty. Mam wspólne towarzystwo, które pochodzi jeszcze z czasów szkolnych, zapraszają mnie, ale ja unikam ich odwiedzin, bo właśnie nie wiem jakbym się zachowała, gdyby mi cześć tam nie powiedział, a skoro nie ma kontaktu nawet z moimi braćmi, nie złożył im życzeń, to sytuacja póki co wydaje się klarowana. A Ty odpowiedziałaś w ten sposób? Jak Sąd na to zaragował? muszę chyba poczytać kodeks rodzinny, żeby się przygotować na tą okropną ewentualność, dowiadywałam się w sądzie, że na rozprawe czeka się około 1,5-2 miesięcy od złożenia wniosku.
Anonymous - 2015-12-28, 00:37

Kinga11 napisał/a:
Nie do pomyślenia są takie sytuacje, mój mąż nawet zerwał kontakt z moimi braćmi, a mieli dobry kontakt ze sobą, no ale chce spalić za sobą mosty. Mam wspólne towarzystwo, które pochodzi jeszcze z czasów szkolnych, zapraszają mnie, ale ja unikam ich odwiedzin, bo właśnie nie wiem jakbym się zachowała, gdyby mi cześć tam nie powiedział, a skoro nie ma kontaktu nawet z moimi braćmi, nie złożył im życzeń, to sytuacja póki co wydaje się klarowana. A Ty odpowiedziałaś w ten sposób? Jak Sąd na to zaragował? muszę chyba poczytać kodeks rodzinny, żeby się przygotować na tą okropną ewentualność, dowiadywałam się w sądzie, że na rozprawe czeka się około 1,5-2 miesięcy od złożenia wniosku.


Ja zrobiłam błąd, bo dałam się zastraszyć mojemu mężowi i wyraziłam zgodę na rozwód. Ale gdybym mogła cofnąć czas, to nie zrobiłabym tego. A teraz jestem cztery miesiące po rozwodzie i uczę się żyć sama. I czekać nie czekając :-/

Za późno trafiłam na to forum i chociaż zaglądałam tu wcześniej szukając ratunku dla naszego małżeństwa, to wtedy tego nie widziałam. :-(

Anonymous - 2015-12-28, 10:59

Kinga11,
mój mąż też na początku miał wiele złości na mnie, to minie. Jeżeli nic nie mówi o rozwodzie to jest nadzieja, że się zastanawia i nie wie co robić. Jeżeli zaufasz Bogu tak prawdziwie, to zobaczysz co się będzie działo. Uwierz mi, sama to przerabiam.
Cały czas twierdzę, że powinnaś do niego napisać, ale broń boże jakieś szlochy, błagania o powrót.. Przeproś go za Twój wkład w kryzys i mów o swoich uczuciach. Myślę, że warto, bo nie wiesz co Twój mąż teraz myśli, może jest zagubiony. Tak jest z moim mężem, jest zagubiony. Odszsedł ode mnie, ale za każdym razem jak mu coś serdzecznego napiszę i gdzieś się spotkamy, to jest miły dla mnie i coś tam przebąkuje, że wie jaka jestem.
Jeżeli chodzi o przypadkowe spotkanie, to coś Ci powiem. Byłam w Galerii i coś mnie ciągle pchało aby wejść do jednego sklepu, nigdy tam nie wchodziłam, i nie wiem dlaczego tam weszłam. Tam był mój mąż, który od razu do mnie podszedł i chciał rozmawiać. Wierzę, że to Bóg małymi kroczkami nas prowadzi ku sobie.
Kingo, naprawdę módl się i ufaj Bogu. Zobaczysz, że sama zaczniesz się zmieniać, Twoje obawy i lęki będą mniejsze. Z czasem Twój mąż może się zmienić, daj mu ten czas, nie popędzaj go.
Mojego męża nie ma już rok, a ja widzę, że on potrzebuje jeszcze czsu, aby się odmienić.
Myślę, że tylko swoją miłością do niego, twardą postawą, że Ty czekasz, możesz na nowo w nim coś obudzić. Życzę Ci tej wytrwałośći.

Anonymous - 2015-12-28, 13:33

Dorota mocno trzymam za Was kciuki! Tez wierze w takie przeznaczenia, jezeli Twoj maz przez tyle nie złożył pozwu to na pewno sie waha, niestety my podczas rozstania umówiliśmy sie na kroki prawne po nowym roku, wiec obawiam sie ze on tylko czeka na ten moment, a ja chciałam mu dac w ten sposób czas na ochłonięcie, i teraz czekam przerażona co sie wydarzy, ale wlasnie najważniejsze tak jak mówisz pozbyć sie tego paraliżującego strachu, rożnie jeszcze moze byc i tej mysli bede sie trzymać, nie wierze Że mozna tak Wszystko skreślić, to jest zwykła ucieczka gdy nie jest kolorowo myśle.
Anonymous - 2015-12-28, 16:28

Kinga11,
Ty nic nie rób w kwestii rozwodu, jeżeli on chce to niech sobie załatwia. Ty nie chcesz rozwodu, nie wspominaj o tym. Kingo, wśród Sycharków było sporo osób, które już miały sprawę rozwodową w toku, a jednak mąż w ostatniej chwili wszystko wycofał. Jeszcze naprwdę wszystko się może zdarzyć.
Wiem, że po ludzku drżysz i czekasz, co się wydarzy po nowym roku. Ty nie zgadzaj się na rozwód. Może Twój mąż też się z tego wycofa. Przytulam Cię mocno.

Anonymous - 2015-12-28, 20:24

Dorota bardzo dziękuje za Twoje odpowiedzi, pocieszam się takimi historiami, jeżeli możesz mnie na nie naprowadzić to z chęcią poczytam ku pokrzepieniu. Też ostatecznie liczę na możliwość rozmowy w sądzie. Kto nie przeżył to nie zrozumie, ale dla pocieszenia powiem Wam, że spotkałam na swojej drodze osoby w gronie znajomych, które są bardzo blisko kościoła, a nie przypuszczałam, wspierają mnie, jednak większość przyjaciół nie rozumie i komentuje słynnymi słowami jak trwoga to do Boga, no ale jak Ci pomaga, to się módl, ale nie rób sobie nadziei. Większość mówi, że dawno by już sami złożyli pozew, wysyłają namiar na adwokatów i powtarzają że nie mam na co liczyć, a przecież jestem całkiem młoda to znajde drugiego męża. Mam wrażenie, że walczymy z całym światem, nie dość że straciło się najbliższą osobę, to brak zrozumienia w rodzinie i wśród "przyjaciół". Póki co trzeba robić swoje.

Boję się wspólnego spotkania, bo wydaję mi się, że to może być kolejny pstryczek w nos, a tak jak się chowam mam nadzieję, Spróbuje się niedługo przełamać. Najgorsze jest to, że po tych mądrych lekturach wiele zrozumiałam, a nie mam szans wprowadzić tego w praktyce, mogę jedynie marzyć, że nastąpi taka szansa. No i muszę słuchać jeszcze 2 starszych braci, którzy mówią, że oszalałam i nie rozumieją mnie, ale ja bym chciała całemu światu udowodnić, że warto było oszaleć i w pełni rozwinąć skrzydła dzięki nawróceniu. Nie wiem jak można poradzić sobie w takiej sytuacji bez modlitwy.

Elżbieto chciałabym Tobie napisać, że Twój staż małżeński jest tak imponujący, że ta historia nie może się tak skończyć, nie wiem jak długi będziesz czekać na słońce, ale wierze, że ono wyjdzie. Na pewno masz dzieci, ja niestety nie zdąrzyłam, a tak bardzo o nich marzyłam.

Anonymous - 2015-12-28, 20:57

Kinga11 napisał/a:
Dorota bardzo dziękuje za Twoje odpowiedzi, pocieszam się takimi historiami, jeżeli możesz mnie na nie naprowadzić to z chęcią poczytam ku pokrzepieniu. Też ostatecznie liczę na możliwość rozmowy w sądzie. Kto nie przeżył to nie zrozumie, ale dla pocieszenia powiem Wam, że spotkałam na swojej drodze osoby w gronie znajomych, które są bardzo blisko kościoła, a nie przypuszczałam, wspierają mnie, jednak większość przyjaciół nie rozumie i komentuje słynnymi słowami jak trwoga to do Boga, no ale jak Ci pomaga, to się módl, ale nie rób sobie nadziei. Większość mówi, że dawno by już sami złożyli pozew, wysyłają namiar na adwokatów i powtarzają że nie mam na co liczyć, a przecież jestem całkiem młoda to znajde drugiego męża. Mam wrażenie, że walczymy z całym światem, nie dość że straciło się najbliższą osobę, to brak zrozumienia w rodzinie i wśród "przyjaciół". Póki co trzeba robić swoje.

Boję się wspólnego spotkania, bo wydaję mi się, że to może być kolejny pstryczek w nos, a tak jak się chowam mam nadzieję, Spróbuje się niedługo przełamać. Najgorsze jest to, że po tych mądrych lekturach wiele zrozumiałam, a nie mam szans wprowadzić tego w praktyce, mogę jedynie marzyć, że nastąpi taka szansa. No i muszę słuchać jeszcze 2 starszych braci, którzy mówią, że oszalałam i nie rozumieją mnie, ale ja bym chciała całemu światu udowodnić, że warto było oszaleć i w pełni rozwinąć skrzydła dzięki nawróceniu. Nie wiem jak można poradzić sobie w takiej sytuacji bez modlitwy.



Elżbieto chciałabym Tobie napisać, że Twój staż małżeński jest tak imponujący, że ta historia nie może się tak skończyć, nie wiem jak długi będziesz czekać na słońce, ale wierze, że ono wyjdzie. Na pewno masz dzieci, ja niestety nie zdąrzyłam, a tak bardzo o nich marzyłam.


Kingo, kieruj się swoimi przekonaniami i nie daj się nikomu zastraszyć, żebyś nie działała wbrew własnej woli jak ja, bo potem będziesz żałować, choc ja zrobiłam wszystko, żeby nasze małżeństwo uratować. Rozmawiałam z mężem dwa dni przed rozwodem, potem dzień przed (opisałam w mojej historii) i w sądzie mówiłam nie to co mi dyktowało serce, tylko pod presją. Byłam na tabletkach uspokajających, ale to mnie nie usprawiedliwia. Działałam wbrew sobie, kierowałam się tym co mówią inni, tzw. rozsądkiem, no i mąż mnie zastraszył i zakazał "cudowania w sądzie" jak to nazwał. Bałam się tego co zrobi, bo jest trochę nieobliczalny jak się zdenerwuje. Ale gdybym dzisiaj miała podejmować tę decyzję jeszcze raz, to powiedziałabym "nie" bez względu na kosekwencje. Dzisiaj nie mam z nim kontaktu, ten sporadyczny przyniósł mi tylko ból. Ale mimo to wysłałam mu życzenia świąteczne i o dziwo odpowiedział. Ja nie napisałam wszystkiego na temat mojego małżeństwa, ale ono było bardzo trudne. Mimo to wbrew zdrowemu rozsądkowi starałam się - sama - je utrzymać. Ale byłoby mi dzisiaj lżej wiedząc, że nawet te cywilne więzy nie zostały zerwane.

Uczę się sama żyć, coraz lepiej mi to wychodzi, bo dotarło do mnie w końcu, że na moim mężu świat się nie kończy i będę sobie tak żyć i czekać nie czekając. Powiem Ci, że wczoraj nawet tańczyłam, a córka się cieszyła, że wraca dawna mama :-)

Mamy dwoje dzieci, Dorosłe 34 i 30 lat.

Anonymous - 2015-12-28, 22:05

Kinga11,
nie słuchaj tych znajomych, którzy mówią, zostaw go, poszukaj sobie kogoś innego. Rób swoje, mi bardzo pomogły rady Sycharków. Dziękuję Bogu, że tu trafiłam, bo dzięki temu nie popełniłam aż tylu błędów.
Kinga11 napisał/a:
większość przyjaciół nie rozumie i komentuje słynnymi słowami jak trwoga to do Boga,

własnie w takich momentach życia potrzebujemy Boga, to on tak naprawdę mi najbardziej pomógł to wszystko przetrwać i trwać dalej.
Kingo przeczytaj sobie świadectwa Gosi H w dziale świadectw. To świadectwo daje nadzieję, z resztą jak każde inne.
Ja też bałam się spotkań z mężem, póżniej już nie. Staraj się być opanowana, konkretna. Zawsze mów to samo, że zdania nie zmienisz - kochasz go, jesteś jego żoną i zawsze będziesz. A on niech żyje jak chce.
Kingo, jeśli Twój mąż się waha, a w sercu jeszcze coś się tli, to myślę, że te słowa będą dla niego ważne.
Jeśli nie teraz to może później.
Bez modlitwy nie dasz rady,módl się. Ja w ciągu tego roku odmówiłam aż trzy Nowenny Pompejańskie, dałam radę :mrgreen:
Przez ten czas doświadczyłam małych cudów, zrozumiałam, że nie jestem sama.
Polecam Ci ksiązkę "Ile jest warta Twoja obrączka" Anna Jedna i jeszcze jedną dla mnie wspaniałą, ponieważ można ją otwierać w dowolnym miejscu, czytać fragmenty i jest o czym myśleć, to "Umieranie ożywiające" o. Augustyna Pelanowskiego.

Anonymous - 2015-12-28, 23:53

Nie wiem, jakoś niedawno byłam silniejsza, a ostatnio gorzej, myślę, że minęło dużo czasu i jakby mąż zmienił zdanie, wie gdzie mnie szukać. Z drugiej strony może ja też nie mogę dłużej się ukrywać i powinnam wyjść do ludzi, a w obawie spotkania nie chodzę. Obawiam się, że trochę targuję się z Panem Bogiem i nie umiem zaufać Jego woli, jeżeli nie będzie nam dane już się pogodzić, bo myślę sobie, że mąż ma wolną wolę, co prawda zaprosiliśmy w dniu Ślubu Pana Boga do naszego związku, ale jak sobie teraz myślę o pogodzeniu z mężem i jego chęci do mojej osoby, to wydaję mi się to baśnią. Cały czas zastanawiam się co robić, żeby nie pogorszyć sytuacji, bo na ten moment wyznania nie są najlepszą metodą, wcześniej zostały zignorowane. Najgorzej, że zupełnie nie wiem co on czuje czy jest zadowolony ze swojego odejścia, bo tych słów wypowiedzianych na goraco nie chce pamietac. Stan oczekiwania bardzo niszczy moje zdrowie, bo nie jest z nim nienajlepiej niestety. Ale niedługo modlitwa, która zajmuje mi dużo czasu, więc chwila wyciszenia.
Anonymous - 2015-12-29, 00:29

Kinga11 napisał/a:
Nie wiem, jakoś niedawno byłam silniejsza, a ostatnio gorzej, myślę, że minęło dużo czasu i jakby mąż zmienił zdanie, wie gdzie mnie szukać. Z drugiej strony może ja też nie mogę dłużej się ukrywać i powinnam wyjść do ludzi, a w obawie spotkania nie chodzę. Obawiam się, że trochę targuję się z Panem Bogiem i nie umiem zaufać Jego woli, jeżeli nie będzie nam dane już się pogodzić, bo myślę sobie, że mąż ma wolną wolę, co prawda zaprosiliśmy w dniu Ślubu Pana Boga do naszego związku, ale jak sobie teraz myślę o pogodzeniu z mężem i jego chęci do mojej osoby, to wydaję mi się to baśnią. Cały czas zastanawiam się co robić, żeby nie pogorszyć sytuacji, bo na ten moment wyznania nie są najlepszą metodą, wcześniej zostały zignorowane. Najgorzej, że zupełnie nie wiem co on czuje czy jest zadowolony ze swojego odejścia, bo tych słów wypowiedzianych na goraco nie chce pamietac. Stan oczekiwania bardzo niszczy moje zdrowie, bo nie jest z nim nienajlepiej niestety. Ale niedługo modlitwa, która zajmuje mi dużo czasu, więc chwila wyciszenia.


Nie ma co się zastanawiać co będzie i jak będzie, bo tylko człowieka rozboli głowa i nawymyśła sobie różnych różności a rzeczywistość i tak wszystko zweryfikuje. Jak będzie to co myślisz, to zaczniesz się zastanawiać co zrobić. A teraz lepiej zająć się czymś konstruktywnym, np. modlitwą :-)
Poradzę Ci to co mnie radzono i to najlepsze co można zrobić w takiej sytuacji: zostaw go w spokoju, jak będzie miał wolną głowę i emocje od Ciebie, to zacznie myśleć spokojniej, bez popędzania i nacisków.

A do ludzi wychodź, żyj najnormalniej jak tylko można w takiej sytuacji. :-)



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group