To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Muszę chyba być bardziej stanowcza.

Anonymous - 2015-12-16, 20:51

AniN
A dlaczego to Ty masz utrzymywać dom i dzieci?

Dopóki jesteście małżeństwem to możesz wystąpić o łożenie na utrzymanie rodziny (wraz z kredytem). A jeśli nie chcesz tak to o alimenty. Na 4 dzieci to też niezła kwota. No i dostawać będziesz od kaczki na dzieci. Więc finansowo nie będzie źle.

Osobiście jestem za ściąganiem od nieodpowiedzialnego męża i ojca największej możliwej kwoty. Bo z powodu jego rozumu umiejscowionego w kroczu, to on ma cierpieć finansowo. Zdecydowanie nie Ty, ani nie dzieci. Bo to, czego Ty od niego nie wyegzekwujesz on straci bez wyrzutów sumienia na przyjemności z kochanką.
Mój mąż przez 2,5 roku romansu (do wyprowadzki) nabrał 50 tys kredytów, a po wyprowadzce sprzedał samochód za 40 tys. Więc jego ponad 3-letni romans kosztował go dodatkowo (oprócz tego co zabierał z bieżących pieniędzy) 100 tys. zł. To jest to, co ja wiem i na co mam dowody. Myślę, że korzystanie z prostytutek byłoby tańsze :-D
A podział majątku wcale nie uwzględniał romansu, bo wtedy o nim nie wiedziałam. Gdybym wiedziała, to kosztowało by to go więcej.

Sorry

Najpierw zobowiązania finansowe wobec dzieci i żony, a dopiero potem kasa na przyjemności z koorlewną. Nie można wyegzekwować realizacji innych zobowiązań, ale finansowe - zdecydowanie można, a nawet należy. To jest Twój obowiązek wobec Waszych dzieci.

Anonymous - 2015-12-16, 21:41

Renta11 ja tylko czekałełm kiedy eskplodujesz. Ok to była para z czajnika akurat ta pani , faktycznie powinna zadbac o swoje.
A gdzie ta miłóść i zaufanie?????
i co z szacunkiem dla nich???(dla warttści)

Anonymous - 2015-12-16, 22:23

Miłość, zaufanie, szacunek koorlewicz ma w kroku.
Miłość, szacunek, zaufanie to bezpieczeństwo, chociaż finansowe dla dzieci i rodziny. Nic się tu z niczym nie kłóci,
Miłość, szacunek, zaufanie to nie pozwalanie na folgowanie chuciom, uczuciom, czy czym tam chcesz kosztem swoich dzieci i żony. Kropka. :-D

Anonymous - 2015-12-16, 22:44

Wiesz, nie lubie takich pań . Same kłopoty ,,, i wychodzi że samu trzeba sie dostosowac.
Tego nikt nie lubi

Anonymous - 2015-12-17, 00:15

Aniu, codziennie modlę się z Ciebie, i dziękuję za Twoją modlitwę.
Wiesz, co mnie uderza w Twoich postach? Ciągłe pisanie o nim. On, on, on. Nie: jak Ty się czujesz, czego Ty byś chciała... Tylko: co on myśli, co on robi, co by było, gdyby on to, co będzie jeśli on tamto, i jeszcze: co kowalska zrobi, jeśli ty to a on tamto....A gdzie Ty w tym wszystkim?

Wiesz, dlaczego Ci o tym piszę? Bo sama ostatnio przejrzałam na oczy, gdy parę osób mi powiedziało, że ja mówię tylko i wyłącznie o swoim mężu, i analizuję ciągle jego zachowanie, i wpływ mojego zachowania na to, co ON zrobi.

Dotarło do mnie, że ja mojego męża przez lata ciągnęłam emocjonalnie jak taki koń pociagowy, a mąż, nienauczony z domu emocjonalnej samodzielności, zgadzał się na to; nie umiał komunikować potrzeb, więc nie mówił, gdy coś nie pasowało. Byliśmy jak dwa konie w zaprzęgu, ale zamiast razem iść w jedną stronę, to on zawsze tak ciagnął za mną - nie umiał inaczej. I przez czas jakiś w tym zaprzęgu było dobrze, ale potem dosżły życiowe problemy i ja już resztkami sił ciągnęłam; zaczęłam się szarpać, potykać, aż w końcu ten mój koń z tyłu, rozczarowany tą całą jazdą, zerwał się. Poszukał sobie innego zaprzęgu.
I wiesz, nawet go rozumiem teraz.
Dlatego postanowiłam, że już nie będę go ciągnąć. Wiele rzeczy odpuściłam już sobie - nie mogę mu nic kazać, pouczać, mówić co ma robić. To wolny człowiek. A ja przestaję już sobie zadawać pytania typu: czy poprzez to czy tamto przyzwalam na grzech...? Co powinnam zrobić...? Nie jestem królową jego sumienia.
Teraz zaczyna się czas dla mnie. Nie skupiam się już na celu: żeby wrócił. Lecz na samej drodze - do szczęsliwego bożego życia (do życia w pokoju powołął nas Pan), zgodnego z zasadami Ewangelii. Na wychowaniu w ten sposób naszych dzieci.
Męża traktuję jak każdego innego człowieka, np. sąsiada - jak przyjdzie do mnie, to mu zapropnuję herbatę i nie zastanawiam się, czy to mu stworzy komfort cudzołóstwa czy nie (bo mąż cudzołożnik nie powinien herbaty dostać, nie? ;-) ) Zachowuję się na zasadzie: rozstańmy się "w przyjaźni". Po co się szarpać dodatkowo, żeby jeszcze dzieci to widziały? Miejmy poprawne stosunki, a jeśli coś kiedyś ma odrodzić się jeszcze z tego, to się odrodzi - to jest właśnie w rękach Pana. Zawierzmy Mu, On prostuje nasze ścieżki.
A sama wybieram się na terapię DDA żeby się uporządkować trochę i przestać zachowywać jak osoba współuzależniona.
Kiedy mój maż, też DDA, zrobi porządek ze sobą, to ja już nie wiem. To w jego rękach i w rękach Boga.
N

Anonymous - 2015-12-17, 07:44

Dziękuję Wam wszystkim.
Jak pisałam, ja uzależniłam się od męża. Był z dziećmi moim światem. I jeśli tak było przez 22 lata, to trudno od razu siebie zmienić. Staram się to zmienić to, ale nie zawsze skutecznie.
Wiem, że bardzo analizuję zachowanie mojego męża, za bardzo... lub w ogóle nie powinnam. Jednak jest mi bardzo trudno. Tak, jak Ty Parvati całe życie uczyłam, tak uczyłam.. mojego męża empatii, tego, że należy pamiętać o uroczystościach, obdarowywać bliskich ludzi, że dawanie jest znacznie przyjemniejsze od dostawania. Zawsze musiałam podpowiadać,: "przytul syna, córkę lub porozmawiaj..", bo on tego nie widział, nie dostrzegał, myślał, że dzieci się rodzą a potem same rosną jak drzewa w ogrodzie, trzeba im tylko dać jeść i gdzie spać. Jego mama tylko dawała. Ani on ani jego brat długo nie widzieli potrzeby, radości w dawaniu czegoś z siebie. Wiem, matkowałam, dyrygowałam, pouczałam, ale zawsze w dobrej wierze i chyba chłop się zmęczył.
Moim sukcesem jest to, że mimo jego nieobecności, braku codziennego zainteresowania życiem dzieci, drobiazgami udało mi się wychować dzieci w miłości do ojca. One są świadome, że go nie było, że uciekał ale kochają i tęsknią.

Wiem, że muszę walczyć o bezpieczeństwo finansowe, dlatego daję sobie czas do końca roku na próbę dogadania się. Jeśli się nie uda, postawię go pod murem. A on sobie zdaje sprawę, że mur dla niego będzie bardzo wysoki, bo mogę się starać również o alimenty na siebie.
Na razie chcę w jak najlepszej atmosferze przeżyć Święta....

Jestem sama z siebie dumna, bo udaje mi się od kilku dni być rzeczową, z rezerwą, opanowaną i wymieniam z nim tylko po jednym, dwa zdania. Nie dzwonię do niego. Wczoraj jak wróciłam od fryzjera był w domu, spojrzał na mnie badawczo i nic nie powiedział. Jak wychodził, to powiedziała: " Zostań z Bogiem", a ja na to: " Idź z Bogiem" .

Dziś rano też przyglądał mi się. Ja tylko powiedziałam jedno zdanie, że od stycznia będzie odbierał dzieci w jeden z dni tak, jak ustaliliśmy, bo nie mogę się zwalniać z pracy bo jemu się odwidziało.
To mój pierwszy sukces i jestem z siebie dumna. Widzę, że to skutkuje. Zdaję sobie tylko sprawę,że efekt może być taki, że poczuje, że ma święty spokój, wszystko się ułożyło jak chciał. O nic nie pytam, więc ma spokój. Jego rodzina też już spuściła z tonu. Już wszyscy przyzwyczaili się do faktu jego wyprowadzki i pozostawienia dzieci i żony. Już normalnie z nim rozmawiają, kontaktują się. Wyczuwam,że nie chcą ze mną o tym rozmawiać i nie będę już nawet pytać. Tak, jak nie pytam już o nic męża, ale też nie moralizuję, nie przemawiam mu do sumienia, że zabrał matkę dwójce małych dzieci.
Myślę, że powiedziałam już wszystko, co powinnam i chciałam. Z kowalską zdecydowali, że nic się nie liczy oprócz ich "miłości", więc niech piją to piwo.

Anonymous - 2015-12-18, 19:29

Podjęłam decyzję, że jadę na Sylwestra z Sycharkami.
Nie chciałam być w domu. Wyobraźnia chyba by mnie zabiła. Dzieci częściowo wyjeżdżają, reszta chciała być z dziadkami. Znajomym nie chciałam psuć zabawy, bo i tak nie wiedzą jak się przy mnie zachowywać. Ciągle obserwują, uważają na żarty, by mnie nie urazić, a ja czuję się sztucznie.
Lepiej bym się czuła gdyby mnie traktowali normalnie, byłoby mi łatwiej. Mówię im to ale pewnie potrzeba czasu.

Między mną a mężem dziś iskrzyło, a nawet zionęło ogniem. W ostateczności wykrzyczał, że nie będzie na Wigilii i mam ją sobie robić jak chcę i z kim chcę. Stwierdziłam tylko, że ma sam powiedzieć to dzieciom i niech nie liczy, że tym razem zrobię to za niego.

Spotkaliśmy się rano w sprawie urzędowej, wyglądał fatalnie: zmęczony, schudł, skóra ziemista i nerwowy do granic możliwości. Wywnioskowałam, że finansowo jest fatalnie.
Tak bardzo nie chciałam, a moja pycha znów wyszła na wierzch, gdy powiedział, że "oprócz raty za mieszkanie nie da mi pieniędzy na dzieci i nie rozumie czego ja oczekuję, przecież wiem, że nie ma kasy". I tu ja; " Że on ponosi konsekwencje swojej, natomiast ja-wyłącznie jego decyzji, a muszę to wszystko dźwigać". Dodałam jeszcze, że taki "rozsądny facet jak on powinien przewidywać skutki swoich działań i je rozważyć, a potem podejmować decyzję. Skoro wybrał " wolną miłość" to musi ponosić konsekwencje", a dzieci nie są niczemu winne a ponoszą największą cenę.
I na tym skończyło się nasze poranne spotkanie.

Popołudniu ja wybuchłam, bo od znajomej dowiedziałam się, że w miniony weekend bawił jednego dnia na imprezie w mieście, a drugim wieczorkiem w pubie z kowalską z ich kolegami z wyjazdów, którzy doskonale wiedzieli o ich romansie. Ponoć było super, a mnie tylko wykurzyło, że dla dzieci nie ma ani czasu ani pieniędzy, a na imprezowanie się znalazło. Z dziećmi spędzał czas półtora tygodnia temu, krótko po wyprowadzce i już zapał minął. Dzieci tęsknią, miotają się po domu, są nerwowe. Tatuś tylko rano wrzuci do autka, wyrzuci przed szkołą i non stop tłumaczy, że " jest w pracy i nie przyjedzie".

Panie Boże, jak bardzo nie znałam swojego męża!? To wprost niemożliwe, żeby tak zmienił się pod wpływem kowalskiej? Taki był, tylko się maskował?

Zadzwoniłam i mu powiedziałam, że mam tego dość i nie pozwolę już więcej ranić dzieci.

Jak czytam to forum to wszędzie tak jest, po chwili ciszy znów walka.
Jak tylko jest chwila ciszy, spokojnych rozmów między nami, za chwilę szpileczka, atak, kłótnia. Modlę się dużo, przyjmuję Pana Jezusa w Komunii Św. Modli się za nas duże grono ludzi, więc pewnie :evil: się wkurza i walczy swoimi metodami.
Tak bardzo bym chciała już ułożenia spraw i stabilizacji, by układać każdy kolejny dzień. Czy kiedyś to nastąpi?
Boże daj mi siłę, by nie dać się prowokować, by spokojnie rozmawiać nawet o drażliwych sprawach!

Anonymous - 2015-12-18, 20:00

AniN napisał/a:


Panie Boże, jak bardzo nie znałam swojego męża!? To wprost niemożliwe, żeby tak zmienił się pod wpływem kowalskiej? Taki był, tylko się maskował?


AniN

Twój mąż taki nie był...i nie jest...
nie chcę go w żaden sposób tłumaczyć ani usprawiedliwiać, to nie tak
chce Ci tylko powiedzieć, że można pod wpływem kowalskiej nie poznawac samego siebie
i Twój mąż pewnie tak ma
trochę jest w potrzasku własnej decyzji...trochę presji kowlaskiej...trochę swojej własnej ambicji...to zamkniety krąg/pętla
ale nie z takiej gmatwaniny Bóg moze wyprowadzic człowieka

nie maskował się - teraz się maskuje
nawet sam przed sobą

rola :evil: żebys uwierzyła, że Twój mąż jest po prostu z gruntu zły
a przeciez Ty wiesz jaki on jest, kiedy jest sobą
nie daj się nabrać :evil:

daj sobie oddech, ten wyjazd to na prawdę dobry pomysł i świetna decyzja
potrzebujesz dystansu, odpoczynku i zwykłego zrozumienia bez sztuczności
i to dostaniesz, jestem pewna

a mąż...no cóz, tak jak mówisz - ponosi konsekwencje swojej decyzji
ale Ty i dzieci macie prawo do zabezpieczenia swoich potrzeb - co z alimentami?
łożenie na dzieci nie jest dobrowolną składką, to obowiązek
zrób coś z tym AniN
i uświadom to swojemu mężowi

Anonymous - 2015-12-19, 13:35

AniN napisał/a:

Tak bardzo nie chciałam, a moja pycha znów wyszła na wierzch, gdy powiedział, że "oprócz raty za mieszkanie nie da mi pieniędzy na dzieci i nie rozumie czego ja oczekuję, przecież wiem, że nie ma kasy". I tu ja; " Że on ponosi konsekwencje swojej, natomiast ja-wyłącznie jego decyzji, a muszę to wszystko dźwigać". Dodałam jeszcze, że taki "rozsądny facet jak on powinien przewidywać skutki swoich działań i je rozważyć, a potem podejmować decyzję. Skoro wybrał " wolną miłość" to musi ponosić konsekwencje", a dzieci nie są niczemu winne a ponoszą największą cenę.
I na tym skończyło się nasze poranne spotkanie.



Ale w czym upatrujesz swojej pychy? Moim zdaniem bardzo rozsądnie powiedziałaś. To, że on teraz ponosi finansowe konsekwencje swojej decyzji to sama prawda. Tak trzymaj.

Anonymous - 2015-12-22, 07:39

Idą Święta.... Wczoraj jeszcze miałam tyle siły, wigoru do walki z codziennością, a dziś znów dół...
Wczoraj przelotnie widziałam się z moim mężem u jego rodziny, która mieszka obok nas.
Traktują go jakby nic się nie stało, a on zadowolony że już okrzepło, przychodzi na kawki,, śmieje się i pokazuje jak nareszcie ma dobrze. Ja teraz czuję się tam nieswojo.
Jak wszedł to nawet na mnie nie spojrzał i nie powiedział:"Cześć" czy "dzień dobry". Jakbym była powietrzem. Dziś rano przyjechał po dzieci, odwieźć je do szkoły i to samo. Przywitał się z dziećmi, a ja= powietrze. Masakra! Nie oczekuję,że rzuci mi się na szyję, ale taka ignorancja? Nawet nie grzecznościowego :"cześć"?

Wychowuję jego dzieci, codziennie dźwigam ciężar prowadzenia domu. Zostawił mnie samą z całym finansowym bałaganem, a teraz nawet nie spojrzy?!
Jak mam usiąść z nim do Wigilii? Jak to ma wyglądać? Zawsze któreś z dzieci czytało Pismo Święte i on składał nam wszystkim życzenia, rozdawał opłatek, a potem wszyscy wszystkim życzyli już indywidualnie. Przecież zrezygnował z bycia głową rodziny, więc mam mu zostawić ten przywilej? Chyba sama przejmę ten zwyczaj i ja złoże życzenia, a jego posadzę z boku stołu, obok któregoś z dzieci?

Bardzo boję się, że będę cały czas ryczeć przy tych życzeniach i w czasie Wigilii. To pewnie nasza ostatnia wspólna Wigilia?
Mam takiego doła jak Jola wczoraj. Mimo, że dzieci bardzo chcą i modlimy się dosłownie o powrót Taty, to nie potrafię szczerze i głęboko w taki powrót uwierzyć. Dlaczego jestem takim niedowiarkiem? Przecież bardzo bym chciała zobaczyć choćby jeden objaw, że mężowi zależy na naszej rodzinie, że chciałby wrócić. Złudzenia pryskają, z dnia na dzień, oddala się coraz bardziej, nie rozmawia, nie patrzy, nie pyta, nie pomaga, nie interesuje się, a ja to powietrze.

Idę na Mszę Św. muszę podładować akumulatory, bo zwariuję z tego poczucia odrzucenia, samotności i tęsknoty...

Anonymous - 2015-12-22, 08:08

paravari jeżeli kredyt jest wspólny to oboje za niego płacicie po połowie plus alimenty na dzieci
Twój mąż robi się tak wygodny jak mój kiedyś....
więc kiedy przestał płacić na dzieci poszłam do komornika i odzyskałam zaległości wtedy prawie pół roczne i do dziś nie mam już z tym problemów
mamy zasądzone alimenty przez Sąd, tu nie radzę kierować się skrupułami bo biedny mąż
Tobie też będzie ciężko samej wychować dziecko, brać opiekunkę do chorego dziecka bo mężowi nie pasuje opieka nad chorym dzieckiem itp.....
my nie mamy podział majątku więc za kredyt odpowiadamy po połowie mimo że tylko ja mieszkam w mieszkaniu z dziećmi
mąż co prawda średnio raz w miesiącu próbuje mnie "wywalić" z mieszkania aby je sprzedać i pozbyć się kredytu i to jest minus tej całej sytuacji....
kiedyś z tym trzeba będzie zrobić porządek a tak boli utrata mieszkania....ale nie stać mnie przy niskich alimentach spłacać cały kredyt

Anonymous - 2015-12-22, 10:58

Aniu, ładuj akumulatory na Mszy i dalej do przodu :-)

Wiesz - to że Cię traktuje jak powietrze, to "normalne" w jego stanie ducha. Tak grzech działa na człowieka; mój mąż czasem też się tak zachowuje. Wczoraj rozmawiałam z naszą Mirakulum forumową i mi powiedziała: Czytasz forum i nie widzisz, że oni wszyscy się tak zachowują? Jeszcze cię to dziwi? To przecież złe duchy walczą o nich. Tak będzie, póki nie są ludźmi nawróconymi. A Ty bądź z Bogiem. Skoro on Ci mówi, że mąż i żona to jedno ciało, to uwierz w to - masz łaskę Boga i tego się trzymaj.
I jeszcze mi powiedziała: Żyj teraźniejszością. Nie uzależniaj swoich nastrojów do jego zachowań. I nie żyj przyszłośćią: co będzie, jeśłi.... - bo będziesz żyć w lęku. Żyj teraz - z Bogiem, z samą sobą, dziećmi, bliskimi ludźmi.

Odwagi!!! Z Bogiem

Anonymous - 2015-12-22, 11:49

Dziękuję Parvati i Tobie Miraculum. Potrzebowałam takich słów dzisiaj. Tylko tak trudno nie analizować , nie przejmować się , ignorować nastroje męża. Trudno nie wybiegać w przyszłość zwłaszcza teraz w okresie Świąt i Nowego Roku....
Anonymous - 2015-12-22, 12:12

parvati napisał/a:
Aniu, ładuj akumulatory na Mszy i dalej do przodu :-)

Wiesz - to że Cię traktuje jak powietrze, to "normalne" w jego stanie ducha. Tak grzech działa na człowieka; mój mąż czasem też się tak zachowuje. Wczoraj rozmawiałam z naszą Mirakulum forumową i mi powiedziała: Czytasz forum i nie widzisz, że oni wszyscy się tak zachowują? Jeszcze cię to dziwi? To przecież złe duchy walczą o nich. Tak będzie, póki nie są ludźmi nawróconymi. A Ty bądź z Bogiem. Skoro on Ci mówi, że mąż i żona to jedno ciało, to uwierz w to - masz łaskę Boga i tego się trzymaj.
I jeszcze mi powiedziała: Żyj teraźniejszością. Nie uzależniaj swoich nastrojów do jego zachowań. I nie żyj przyszłośćią: co będzie, jeśłi.... - bo będziesz żyć w lęku. Żyj teraz - z Bogiem, z samą sobą, dziećmi, bliskimi ludźmi.

Odwagi!!! Z Bogiem


Takich słów nam trzeba, aby przywrócić wiarę i siły w sens tego o co walczymy. Podziwiam Mirakulum za to co robi. Eh, żebym to ja tak umiała. Zazdroszczę jej tej siły i przede wszystkim wiary i zaufania do Pana Boga. Nie wiem skąd ona miała taką obietnicę, że znowu będzie z mężem.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group