To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Muszę chyba być bardziej stanowcza.

Anonymous - 2015-12-13, 19:15

parvati napisał/a:
Jolanto, a jak Ci się udało emocjonalnie uwolnić od teściów?
Ja ciągle próbuję, od męża też.


Trwało to bardzo długo, ale sama sobie wytłumaczyłam, że taka toksyczna osoba nie zasługuje na to, żebym przez nią płakała. Głośno powiedziałam, że wybaczam jej wszystkie krzywdy, ale dłużej nie pozwolę się krzywdzić. Przy każdej próbie awantury lub podnoszenia na mnie głosu po prostu wychodziłam od niej, mówiąc; nie przyszłam tutaj wysłuchiwać inwektyw, do widzenia. Jak dzwoniła i robiła awantury, to mówiłam: kończę rozmowę, do widzenia. Często nie odbierałam telefonów. Aż w końcu teściowa się nauczyła obchodzić ze mną jak z jajkiem i teraz mam spokój, bo przy każdej próbie kłótni albo obrażania mnie po prostu wychodzę - żegnam się grzecznie, nigdy nie robię awantur, wychodzę. Potem byli długo na mojej łasce jak syneczek wojażował z kochanką. Teściowa musiała zamknąć twarz, bo wiedziała, że wyjdę i nie będzie miał im kto pomóc, wiedząc równocześnie, że zawsze na mnie mogła liczyć w kłopotach, bo przychodziłam sama jak wiedziałam, że mają problemy - tak jak tutaj w domu opieki. Po pół roku braku kontaktów z nią, na urodziny teścia przekazałam na portierni szampana i torta z życzeniami ode mnie. Zadzwoniła sama z podziękowaniem i zaproszeniem. Poszłam. Potem znowu było parę prób wchodzenia na mnie z buciorami - wychodziłam, nie przychodziłąm, dzwoniła do mnie sama. Teraz umie nawet prosić o pomoc- w jej rodzinie się nikogo nie prosi - nauczyła się nawet dziękować.Czekam aż nauczy się przepraszać, ale nie zależy mi na tym.

Od męża dopiero uczę się emocjonalnie odrywać - zresztą on mi to ułatwia swoim zachowaniem. Modlę się, płaczę, kłócę z Panem Bogiem i powoli powoli wychodzę na prostą. A najbardziej pomagają mi rady sycharowców. I modlitwa - praktycznie cały czas zawracam Bogu głowę :-)
Nie zapominam o psalmach dziękczynnych.

Anonymous - 2015-12-13, 20:42

Dziękuję Wam Dziewczyny,
przytulam Was mocno, bo sama świadomość, że ktoś mnie wysłucha,wesprze i że wie o czym mówię dodaje mi sił.

Ja też muszę się od Ciebie nauczyć Jolu separacji od teściowej, chociaż tej emocjonalnej. Myślę, że teraz przez jakiś czas znów nie będzie się odzywała, na święta mój mąż wysyła ją do swojego brata, a jej syna, za granicę. Jedynie ból epitetów, wyzwisk pozostaje.

Anita ma rację, bo w małżeństwie moich teściów nie działo się najlepiej. Wzorce pozostają, choć mój mąż zawsze twierdził, że będzie lepszym ojcem niż jego tata.Teść odkąd pamiętam poniżał, nawet w towarzystwie teściową, komentował, że za dużo je itd. Wiem, że wcześniej pił i stosował przemoc. Mój mąż prze 3-4 lata był wychowywany przez Babcię(matkę Teścia i jego siostrę), ale nigdy nie udało mi się dowiedzieć dlaczego Teść przyniósł małe dziecko i kazał się nim zająć swoim bliskim. Teściowie tylko go odwiedzali. Mój mąż stał się potem powiernikiem i obrońcą matki i ona to do dziś wykorzystuje, bo wie jak nim manipulować, a mój mąż a jej syn zawsze jej zdanie weźmie pod uwagę. Choćby nie miała racji lub kłamała, mój mąż nie dopuszcza takiej możliwości, zawsze winna byłam ja lub źle coś rozumiałam, bo teściowa jemu przedstawiała już swoją wersję wydarzeń.

Tak, jak jeszcze wczoraj rano byłam z siebie dumna, że dzięki relacji z Bogiem i Matką Bożą dostałam łaskę wybaczenia. Naprawdę wybaczyłam jej i mojemu mężowi. Nie miałam problemu by jechać do teściowej, zobaczyć ją, ze szczerego serca chciałam pomóc, zaopiekować się. Czułam się spokojna, dzień wcześniej nawet potrafiłam śpiewać i tańczyć w domu z dziećmi, z radością planowałam święta, tak dziś znów dół. Znów na dnie serca ból, który pokazuje, że jeszcze nie potrafię wybaczyć teściowej na nowo. Znów czuję się zbrukana, poniżona, beznadziejna, gorsza, odrzucona przez męża i brudna, bo on niestety do ostatnich dni prowadził życie małżeńskie ze mną i z kochanką.

Nigdy nie stanął w mojej obronie, gdy teściowa atakowała. Teraz przy rozstaniu nie potrafił podziękować za cokolwiek, przeprosić. Ale czego ja oczekuję? Jedynie co mi się wczoraj udało to, to że zadzwoniłam do męża i kazałam mu głośno powiedzieć, czy to prawda, że przez 22 lata był nieszczęśliwy, jak twierdzi jego matka? I w końcu wydusił, że nie był nieszczęśliwy, że przez wiele lat był szczęśliwy. Teściowa zareagowała tylko: "To dobrze". Teraz mam chociaż tą małą satysfakcję, że zburzyłam jej teorię, iż mój mąż był ze mną z musu albo tylko ze względu na dzieci. I tak jest mi ciężko, jakbym miała znów kamień u szyi. Znów moje dzieci słyszały kłótnię, znów widziały moje łzy.

Tak bardzo chciałam im zapewnić pełną, szczęśliwą rodzinę...

Anonymous - 2015-12-13, 21:04

AniN, wyrzuć z głowy te epitety, one są nieprawdziwe, Wiesz, że jak się chce psa uderzyć, to kij się znajdzie.

Tak na marginesie. Ja też byłam przez trzy lata wychowywana przez babcię i ciocię, bo mój ojciec kazał mnie wyrzucić przez okno jak nie przestanę płakać, a nie jestem podła :-/

Nauczyłam się go nie nienawidzić, ale był mi obojętny. Długo pracowałam, żeby uwolnić się emocjonalnie od niego, Jak się dowiedziałam, że umarł - bo moi rodzice się rozwiedli jak ja miałam osiem lat - zapaliłam mu świeczkę i zmówiłam modlitwę, żeby mu Bóg wybaczył, bo ja już to zrobiłam.

Też chciałam mieć szczęsliwą rodzinę. Może za bardzo się na tym skokncentrowałyśmy? Ale teraz pora na szczęsliwą rodzinę bez męża. Tak nam się przydarzyło. Ale jeszcze wszystko przed nami. Z dziećmi - na razie :-)

Anonymous - 2015-12-13, 23:08

Jolu,
mój mąż był bardzo kochany przez Babcię i Ciocię, wychowywały go najlepiej jak potrafiły. Nawet nigdy nie pomyślałam, że z tego powodu mój mąż jest podły i zdradza. Teść jak go poznałam już nie pił, nie bił, jednak poniżał teściową słownie. Nie mogłam tego zrozumieć dlaczego tak ją traktuje, a mój mąż nigdy nie ruszał tego tematu. Ojciec był dla niego wymagający, ale go kochał, zawsze pomagał. Ja też czułam akceptację i miłość Teścia do mnie i moich dzieci. Był dumny, że razem pracujemy, razem wychowujemy dzieci, razem zdobywamy kolejne dobra a dzieci są zdrowe i zdolne. Niestety akceptacja Teścia w stosunku do mnie rozsierdzała moją teściową. Jakby była zazdrosna, że nie dość że zabrałam jej ukochanego syna, to jeszcze jej mąż traktuje mnie z szacunkiem i miłością? Coś zadziało się w młodości między teściami lub ich rodzinami, ale tego się nie dowiem.

Mój mąż jest dorosłym człowiekiem i sam podjął decyzję o podwójnym, a potem i potrójnym życiu. Nie szukam winnych nigdzie dalej. To on, dorosły człowiek wyrzekł się żony i dzieci i zapragnął realizować swoje egoistyczne wyobrażenia o życiu. Wiem, że to co sobie wymyślili z kowalską nie ma nic wspólnego z realnym życiem. Wymyślili sobie romans, wspólne życie naszych rodzin i dzieci - historię jak z Harlequina. A tu niestety już teraz napotykają na przeszkody.To mój mąż podjął decyzję o wyprowadzce, a liczyłam tylko na to że teściowa wesprze moje starania o zawrócenie go ze złej drogi. I się przeliczyłam.

Anonymous - 2015-12-13, 23:24

Tak, już do mnie dotarło, że nie powinnam się łudzić opamiętaniem mojego męża ani kowalskiej. Zaznawają wolnego życia, bez codziennych trosk, dzieci, bez obowiązków, bez nieprzewidzianych wydatków, bez bałaganu i harmidru w domu. Do tego nowy model partnera, który się stara, jest tylko miły i ciągle wyznaje, że kocha. Wprost sielanka!

Tylko, że ja kocham mój bałagan, mój harmider, moje nieprzewidywalne dni, dyskusje gdy każdy chce coś powiedzieć w tej samej chwili. Mogą mi tylko zazdrościć, że widzę uśmiech dzieci, że widzę ich łzy i mogę przytulić i wytłumaczyć kiedy syn płacze, że jest mu przykro jak jego koledzy opowiadają co robili ze swoimi ojcami. A jego tata owszem odwozi codziennie do szkoły, ale nie ma czasu by przyjechać teraz na dłużej " bo musi pracować". Syn wstydzi się komukolwiek w szkole powiedzieć, że tata od Niego odszedł. Tak od Niego- tak myśli. Serce się ściska, ale jestem przy nich. Kocham bezwarunkowo i trwam! Wiem, że na teraz to dla nich też bardzo ważne. Nic innego nie mogę zrobić.

Droga Jolu, masz rację cieszmy się, że mamy dzieci. A nasi małżonkowie- zdradzacze tylko ułudę szczęścia i nie wiedzą, co tracą

Anonymous - 2015-12-13, 23:31

AniN, tak czy inaczej sytuacja w rodzinie Twojego męża też nie była taka normalna, ale oczywiście ja go nie usprawiedliwiam. Dziwię się raczej co się dzieje w głowach naszych mężów, że zamiast poprawiać swoje życia, szukają nie wiadomo czego i psują je sobie dodatkowo. Mają fajne żony, dzieciaki, domy, a zostawiają to dla jakiejś ułudy. To mnie tak bardzo frustruje, że Ci mówię. Mój mąż też dostał wszystko czego chciał, a jak patrzę na niego, to widzę udręczonego człowieka, który desperacko usiłuje udowodnić, że to jest to czego najbardziej pragnął. Zostawiają po sobie zgliszcza, niszczą siebie i innych. To jest dla mnie tak straszne, że mam ochotę krzyczeć ze złości :-x .

Taaa, życie to nie historia z harlekina :-/

Anonymous - 2015-12-14, 06:05

Jolu,
mój mąż wyprowadził się zaledwie 2 tygodnie temu, więc powinien fruwać na skrzydłach nowej"miłości", a tego nie widać. Owszem w ostatnich dniach wygląda może na bardziej spokojnego, wypoczętego ale nie fruwa, jego oczy nie błyszczą szczęściem (a wiem jak wyglądały gdy był SZCZĘŚLIWY). stara się przekonać swoich znajomych i samego siebie, że dobrze zrobił, że jest idealnie, bo donoszą mi jego koledzy co mówił. Jednak wszyscy widzą, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, od tego jak wszystko odkryłam, postarzał się co najmniej 10 lat. Nawet jego matka to przyznała.

Oboje z teściową próbują przekonywać samych siebie i przysypywać atakami na mnie swoją winę i wyrzuty sumienia. Zresztą jednego dnia sam mi powiedział, żę nigdy by mi się nie przyznał, że płacze z rozpaczy i żałuje co zrobił mi a przede wszystkim dzieciom. Nosi chłop ciężar, którego mu nie zazdroszczę, bo oprócz naszej rozpaczy ma jeszcze rozpacz i ból skrzywdzonego kolegi i jego dzieci, którym zabrał zonę i matkę. Ona nie była ubezwłasnowolniona, chciała wolności, też to nie jej pierwszy romans, ale pierwszy,który pozwolił wyrwać się z domowych pieleszy. Znalazła chętnego, który umożliwił jej to, co chciała zrobić od wielu lat. Myślę, że kowalska nie czuje ciężaru, a ulgę, że się udało i wmawia mojemu mężowi, że to miłość ich połączyła i było warto.

Wiem z kim żyłam przez tyle lat i wiem, że mój mąż cierpi bo ma sumienie, tylko nie dopuszczał go do głosu. Teraz ogrom zła, które wyrządził już jest tak duży, że sumienie samo krzyczy. I to widać.
Modlę się za nich, teraz też za moja teściową i ofiaruję każdą moją łzę pod Krzyż w intencji nawrócenia mojego męża. Nie pozwolę, by wszedł prostą drogą do piekła.
Walczę o niego z miłości, tylko tak i ciężko ze świadomością, że on nigdy o mnie nie walczył ani w sprawach życiowych ani duchowych. Oddał bez walki nasze małżeństwo.

Anonymous - 2015-12-14, 16:43

AniN,

pozwól, ze odpowiem w Twoim wątku na Twoj post w watku "pierwsze świeta bez zony/męża".
AniN napisał/a:
Czułam spokój, bliskość Jezusa i potrafiłam się śmiać i cieszyć z dziećmi. A tu weekendowe obelgi i zrzucanie winy na mnie znów otworzyły rany.

Obelgi, pretensje, zrzucanie winy bardzo ranią.
Oby bliskość Jezusa, która doznałaś, dały Ci siłę przekonania bycia po właściwej stronie.
Tak, by żadne obelgi, niesprawiedliwości nie zmąciły Ci spokoju.

AniN napisał/a:
Dla mojego męża i jego kowalskiej to będą chyba najtrudniejsze święta jakie mieli w życiu. Mąż kowalskiej zabiera jej małe dzieci na 2 tygodnie do Dziadków, a swoich rodziców. Chce by dzieci miały święta w normalnej atmosferze, z kuzynami, ciociami i dziadkami i uważam, że dobrze robi. Co to byłaby za Wigilia, gdyby te maluch zjadły kolację wigilijną z mamą, która zaraz wyjdzie do kochanka. A w pozostałe dni pewnie też by tylko wskoczyła na chwilę i wracała do "miłosnego gniazdka".
Stąd wahanie mojego męża czy ma z nami być, czy lojalnie siedzieć z kochanką. I tak zapowiedział,że jeśli będzie na Wigilii to w Święta już nie przyjdzie- mój domysł: trzeba solidarnie cierpieć samotność

Hm, niech solidarnie cierpi.
Jego obecność, nie powinna zamącić Waszego spokoju.
Tak stałoby się, kiedy po "rodzinnej" atmosferze w kolację wigilijną, zabrał manatki i wrócił pod kołdrę do kowalskiej...
Drugi Dzień Świąt jest "mniej" rodzinny, może wtedy dostąpi zaszczytu przebywania z Wami ?

Może warto postawić granicę : kolacja i Pierwszy Dzień lub dopiero obiad w Drugi Dzień ?
Bez grania z jego strony "dobrego tatusia",
który wpada na dwie godziny, odczyta (lub wysłucha) ewangelii o Narodzeniu Jezusa, zmówi wspólną modlitwę, podzieli się opłatkiem, złoży "szczere"życzenia, przyniesie prezenty dzieciom i ucieknie od "złej mamusia" ?
Bez "ładowania" akumulatorów w Waszej atmosferze, żeby potem przeżyć "cierpienia" z kowalską ?
Niech kowalska stanie na wysokości zadania, przygotuje kolacje, przygotuje świąteczne stół, świąteczne dania.
Hm, pierwsze doświadczenia z innymi tradycjami "świąteczno-kulinarnymi" potrafią mocno "zdziwić".:shock
Szczególnie u "starszych" osobników.

Wasza piątka wystarczy, żeby stworzyć rodzinną atmosferę,
czy warto "grać" na chwilę, stwarzać dzieciom pozory normalności ?

P.S.
Ciekawe, kiedy kowalska zacznie walkę ze swoim mężem o opiekę nad dziećmi.
Na pewno sytuacja ze świętami, da jej do myślenia co traci.
Wtedy może zacząć bezpardonową walkę o odebranie dzieci mężowi.
Oby Twój mąż, potrafił powstrzymać się od pomocy kowalskiej w tym działaniu.

Anonymous - 2015-12-14, 18:17

GregN,
też uważam, że mój mąż bardzo się zdziwi odmiennością Świąt z kochanką, bo u nas zawsze Wigilia była z Dziadkami, a w pierwszy dzień Świat przyjeżdża cała rodzina na kolędy. Ponoć Kowalska nie gotuje, albo słabo, więc nie wiem co chciał przywieźć w tym swoim prowiancie na Wigilię. Może zamówią catering?
Oczywiście zapytał, czy w tym roku robię kolędy, a ja oczywiście, że robię. Zdziwił się, bo pewnie myślał,że będę w takim dołku i rozpaczy, że nie dam rady i że będę musiała wszystkim opowiadać trudną dla mnie prawdę. Wyszłam z założenia, że i tak wszyscy już wiedzą o wyczynie mojego małżonka, a dzieci mają jak najmniej odczuć odmienność tych Świąt. Dom będzie pełen bliskich nam ludzi, gwaru i śpiewu. A on niech żałuje.

Całym sercem jestem z mężem Kowalskiej, jest wspaniałym ojcem i jeśli będzie potrzebował mojej pomocy w obronie praw do dzieci, to zrobię wszystko,żeby Mu pomóc. Teraz i tak go podziwiam, bo jak może się czuć, gdy kolega "zbajerował" Mu żonę. Mój małżonek wie, że mam dowody jego zdradę, a w razie czego świadków ich firmowych eskapad. Mąż Kowalskiej też ma argumenty w zanadrzu. Kowalska ma sporo na sumieniu. Nigdy nie pozwoliłabym by opiekowała się moimi. Mam nadzieję,że mąż Kowalskiej będzie miał siłę i da radę uratować świat dzieci i ich poczucie bezpieczeństwa przy kochanym Tacie.

Jako obraz więzi Kowalskiej z dziećmi mogę Ci tylko podać fakt, że nawet nie reagują jak wchodzi czy wychodzi. Jak rozgrywała się sprawa wyprowadzki naszych małżonków, to dziecko zapytało Tatę, czy może zostać z nim? A Kowalska-"mama" nawet się nie zdziwiła, bo powiedziała, że przy tacie będą miały komfort finansowy. Argument, co?
Mnie się nie mieści w głowie jaką matką trzeba być, by nie wybudować żadnej więzi z dziećmi? Mój mąż jako ojciec gromadki, twierdził, że przeraził się jak Kowalska powiedziała, że odejdzie z domu " ale chce być tylko z nim, bez dzieci". Przerażenie jednak minęło tak szybko, jak powstało. Moje tłumaczenia nie podziałały. Musiał sprawdzić czy naprawdę tak mocno rozkochał Kowalską, że rzuci dla niego wszystko, bo gdyby nie to byłaby męska porażka!

Przepraszam za sarkazm, ale tak naprawdę też się boję, że mój mąż pokaże Kowalskiej drogę do walki o dzieci, bo zdaje sobie sprawę, że ona w końcu zmądrzeje. Już teraz nakazuje jej codzienne odwiedziny u dzieci i ona się do tego stosuje. Wcześniej miała czas po pracy na kawusię z koleżankami, kino itd. Do domu i dzieci jej się nie spieszyło. Teraz brak kasy na eskapady, a refleksje chyba przebijają się przed brak zasad.

Pozostaje modlitwa, cierpliwość i czekanie na ruch ręki Pana. Głęboko wierzę,że nie da nam zrobić większej krzywdy i wyprowadzi na prostą naszych małżonków, nas i nasze rodziny.

Anonymous - 2015-12-15, 06:22

Wczoraj wieczorem byłam na pierwszej w życiu Mszy o uzdrowienie.
Była odprawiana w ogólnej intencji o pojednanie, zażegnanie konfliktów między bliskimi, małżonkami, krewnymi, znajomymi.
Tak, jak wiem,że sam Duch Św. pokazał mi stronę Sycharu i forum, tak i jego ręka pokazała mi stronę z Mszami o uzdrowienie. Jak tylko zobaczyłam tą intencję wiedziałam,że muszę na niej być. Na początku czułam się nieswojo, inaczej... Ale wyszłam spokojna, silna, gotowa do walki o małżeństwo, a właściwie w moim przypadku o dwa małżeństwa: moje i Kowalskiej. Oboje zdradzaczy poleciłam Bogu i wiem, że On pomoże ich przynieść do siebie i odmieni ich dusze i życie. Modliliśmy się też za ludzi, którzy pomagają nam zbliżyć się do Boga i pomagają też w walce o tych, których polecaliśmy w swojej modlitwie. Modliłam się za moje dzieci, moich bliskich, którzy mnie teraz wysłuchują i prowadzą przez rozpacz, ale modliłam się też za Was. Głęboko poczułam, że cudownie mieć wokół ludzi, którzy wysłuchają, zrozumieją, są..., a taką wspólnotą dla mnie jesteście Wy wszyscy, którzy mnie wspieracie i popychacie do samorozwoju, bycia bliżej do Boga. DZIĘKUJĘ!!!
Modliłam się i za Ciebie Parvati i za Ciebie Jolu i za wszystkich pozostałych. Ksiądz czytał fragment artykułu , w którym było napisane, że zaczął się Rok Miłosierdzia, a będzie to rok widocznych cudów: nałogowcy wyjdą z nałogów, chorzy będą uzdrawiani, a zwaśnione lub rozbite rodziny się pogodzą i połączą. Ufam, że te cuda zdarzą się i w naszych Rodzinach. Módlmy się za to by Bóg Miłosierny zechciał dotknąć Swą ręką właśnie nasze poranione Rodziny. Będziemy głośno świadczyć o Jego cudach!

Anonymous - 2015-12-15, 07:10

AniN napisał/a:
Wczoraj wieczorem byłam na pierwszej w życiu Mszy o uzdrowienie.
Była odprawiana w ogólnej intencji o pojednanie, zażegnanie konfliktów między bliskimi, małżonkami, krewnymi, znajomymi.
Tak, jak wiem,że sam Duch Św. pokazał mi stronę Sycharu i forum, tak i jego ręka pokazała mi stronę z Mszami o uzdrowienie. Jak tylko zobaczyłam tą intencję wiedziałam,że muszę na niej być. Na początku czułam się nieswojo, inaczej... Ale wyszłam spokojna, silna, gotowa do walki o małżeństwo, a właściwie w moim przypadku o dwa małżeństwa: moje i Kowalskiej. Oboje zdradzaczy poleciłam Bogu i wiem, że On pomoże ich przynieść do siebie i odmieni ich dusze i życie. Modliliśmy się też za ludzi, którzy pomagają nam zbliżyć się do Boga i pomagają też w walce o tych, których polecaliśmy w swojej modlitwie. Modliłam się za moje dzieci, moich bliskich, którzy mnie teraz wysłuchują i prowadzą przez rozpacz, ale modliłam się też za Was. Głęboko poczułam, że cudownie mieć wokół ludzi, którzy wysłuchają, zrozumieją, są..., a taką wspólnotą dla mnie jesteście Wy wszyscy, którzy mnie wspieracie i popychacie do samorozwoju, bycia bliżej do Boga. DZIĘKUJĘ!!!
Modliłam się i za Ciebie Parvati i za Ciebie Jolu i za wszystkich pozostałych. Ksiądz czytał fragment artykułu , w którym było napisane, że zaczął się Rok Miłosierdzia, a będzie to rok widocznych cudów: nałogowcy wyjdą z nałogów, chorzy będą uzdrawiani, a zwaśnione lub rozbite rodziny się pogodzą i połączą. Ufam, że te cuda zdarzą się i w naszych Rodzinach. Módlmy się za to by Bóg Miłosierny zechciał dotknąć Swą ręką właśnie nasze poranione Rodziny. Będziemy głośno świadczyć o Jego cudach!


Dziękuję za modlitwę AniN. Ja wczoraj też odmówiłam dziesiątkę Różańca za kochanych cierpiących Sycharowiczów, a od środy włączę się do Tygodniowej modlitwy za konkretną osobę.
Ja też już byłam na jednej mszy o uzdrowienie i uwolnienie. To była głęboka piękna msza zakończona Adoracją. Ksiądz mówił o nadziei. Muszę to sobie ciągle przypominać, bo jestem bez przerwy upadającym słabeuszem. Pan Jezus się ze mną ma :oops:

Anonymous - 2015-12-16, 13:31

Im bliżej Świąt, tym jest mi ciężej..., smutniej..., samotniej...
Przy dzieciach nawet się śmieję, ale teraz gdy dom pusty... Poczucie odrzucenia, bycia gorszą, beznadziejną wraca.

Mój mąż w ostatnich dniach nie odwozi już dzieci ani nie ma czasu do nich przyjechać, bo "ciągle pracuje". Teraz już wpada tylko po korespondencję. Wchodzi jak obca osoba. Miałam tylko wczoraj satysfakcję w duchu, bo zignorowałam jego obecność. Byłam z siebie dumna, że potrafiłam po raz pierwszy się tak zachować. Zapytałam tylko dwoma zdaniami o rzeczy, które dotyczyły domu, potem wróciłam do rozmowy z dziećmi, jakby go nie było. Dzieci też nie robiły już fajerwerków, że tata przyszedł, a kiedy powiedziałam by poszły się kąpać poszły bez szemrania, zupełnie nie zwracając uwagi na tatę. Ostatecznie mąż wychodząc wołał "cześć dzieciaki". Nikt z dzieci mu nie odpowiedział. A ja na to : "Idź z Bogiem". Spojrzał i wyszedł.

Jest zmęczony, haruje jak wół od świtu do nocy i ciągle twierdzi, że nie ma kasy by mi dać coś na dzieci. No, utrzymanie dwóch domów kosztuje.... A mam nadzieję, że teściowa też dostrzeże różnicę, bo jak był w domu to nie musiał lub nie chciał tak harować, mimo, że potrzeby były. Bodziec jednak był nie taki... Postanowiłam, że poczekam do stycznia, jak nie będzie chciał płacić nic poza ratą to wystąpię o alimenty. Obliczyłam i wiem, że nie dam rady sama utrzymać domu i dzieci.

W duchu mam nadzieję, że Kowalska w końcu stwierdzi, że jej nie kłamałam gdy rozmawiałyśmy po moim odkryciu ich romansu. Ona chciała mojego męża rozrywkowego, uśmiechniętego, duszę towarzystwa i niezależnego finansowo. Gdy jej powiedziałam, że taki to on jest na wyjazdach integracyjnych albo na imprezach, a codzienność to notoryczne problemy finansowe i jego ciągła nieobecność, zmęczenie. Wiem, że nie mają obowiązków, bo je zostawili nam- porzuconym małżonkom, ale przynajmniej zaczyna tam docierać codzienność.
Przykro mi, że mam takie złe myśli, ale przebijają się coraz mocniej. Więc modlę się modlitwą, którą ktoś mi tu podpowiedział: " Panie zabierz te myśli i wszystkie złe duchy, które je podsuwają..."

Proszę módlcie się za mnie.

Anonymous - 2015-12-16, 13:33

AniN napisał/a:
Proszę módlcie się za mnie.


AniN - przytulam z pamięcią na modlitwie.

Anonymous - 2015-12-16, 19:26

AniN, ty to jakby doskonała kandydatka na żonę czy kochankę. Aż nie wierzę że tacy ludzie jak Ty, z takim usposobieniem i nerwami istnieją.
Ty tak serio, to wszystko bez emocji??? Niech niebiosa Boga, chwalą za takich ludzi.
Tylko jak do buta wpadnie kamyk , to lepiej go za wczasu wyżucić, niż kuśtykać , czy udawać że jest nam wygodnie.
Nie chciał bym sobie wyobrażać twoich sytuacji w moim małżeństwie. Oj objadku to bym nie pojadł............. a dostawkę to ewentualnie na wynos , za kołnieżem...........
Mocna jesteś...................



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group