To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Potrzebuje wsparcia-klasyka problemu

Anonymous - 2015-12-08, 21:59
Temat postu: Potrzebuje wsparcia-klasyka problemu
Witam!
Czytam od kilku dni posty na tym forum i znalazlam cos co mnie natchnelo, ale nim o tym napisze postaram sie opisac cala sytuacje.
Maz oswiadczyl ze mnie nie kocha, ze lubi a i owszem ale nie chce juz byc ze mna bo ja sie nigdy nie zmienie a on chce w zyciu byc jeszcze szczesliwy. Twierdzi ze my do siebie nie pasujemy etc. Oczywiscie od jakiegos czasu jest inna kobieta, jak bardzo ta relacja jest zaawansowana trudno mi odpowiedziec. Wiem ze pisze do niej po nocach wiadomosci, spotyka sie z nia, na te spotkania zabieral przez cale wakacje nasze dzieci kiedy ja bylam w parcy a kobieta jest po rozwodzie, z corka a wiec zapolowala i jak na razie pkt dla niej..
Moj maz, jak sam powiedzial nawet gdyby nie bylo innej kobiety i tak by ze mna nie byl. .. ze to problem miedzy nami a nie problem zwizany z tym ze on ma kogos innego. Ja o ratowaniu malzenstwa (mamy 2 malutkich dzieci 4 i 6 lat), ze do siebie pasujemy i blagam go by zostal ze mna, bysmy poszli na terapie, bysmy porozmawiali co nam nie pasuje i co nie akceptujemy bo nigdy tego nie robilismy-a on ciagle ze on juz nie ma energii w sobie i ze jest pewien swojej decyzji. On mnie juz kilka razy zdradzal, ja to czulam i para razy go przylapalam na tym ze ma inna. W ubieglym roku sie rozstalismy bo wyszedl romans gdzie nie bylo juz mozliwosci udawania, ze to tylko mnie sie wydaje. Wrocil, nawet probowal cos ratowac ale bez rozmowy o prawdziwych naszych problemach o tym czego oczekujemy od zycia od siebie nawzajem co nam nie pasuje i takie tam. Ja w tym czasie czekalam az on mnie przeprosi, a potem zajelam sie swoim zyciem i tak minal caly rok a jak powrocilam do naszych problemow ze moze czas jest najwyzszy cos zrobic to ten ze nie ma juz co ratowac ze to koniec.
Nie mam sily opisywac wszystkiego ze szczegolami, moze w czasie pozniejszej konwersacji jakos element po elemencie bedzie sie pojawial za duzo tego sie wydazylo. W skrocie - on nie chcial a ja go blagalam, prosilam co wprowadzalo go wrecz w wscieklosc i oczywiscie przynosilo skutek odwrotny od zamierzonego bo uciekal jeszcze bardziej. A jak on nie chcial ulec to ja go atakowalam i bylam jeszcze bardziej niemila..
Caly czas myslalam ze go opetalo, ze ja wiem lepiej, ze do siebie pasujemy, ze to wina innej kobiety i dlatego nie daje nam szans. Nie wyobrazalam i nadal sobie nie wyobrazam zycia bez niego i zycia z dziecmi bez niego. Poprostu to jakby mi ktos powiedzial ze dzisiaj ostatni raz zaswiecilo slonce a jutro bedzie noc i juz tak zostanie do konca swiata.
Byly zlosliwosci, bylo blaganie, przeszlam wszystkie etapy i nadal spokojna nie jestem. Sprawa jest w sadzie gdyz on chce mi odebrac dzieci i w sumie wyrzucic z domu. Na chwile obecna sie tym nie przejmuje tak bardzo wierze, ze papier cierpliwy jest i napisac mozna wszystko. Ile w tym jest tworczosci jego samego a ile jego adwokatki trudno mi oceniac. Siedze codziennie i zapisuje kto ile czasu opiekuje sie dziecmi i jak na razie wychodzi na to ze dzieci sa caly czas na mojej glowie a jego nigdy w domu nie ma zreszta tak bylo zawsze przez ostatnie 7 lat.
A teraz to co mnie obudzilo:

Cytat:
Satine - 2011-08-12, 17:37

martaj napisał/a:
Cytat:
Czy umniejszam jego wartość? Może mam do tego prawo za to co mi zrobił.



No raczej nie masz prawa. Bo co on Ci takiego zrobił? Największą jego przewiną jest to, że TERAZ aktualnie Ciebie TAKIEJ nie chce. Ale czy myślisz, że Bóg stworzył go po to, by żył dla Ciebie i spełniał Twoje oczekiwania? Nikt się nie urodził po to, by uzupełniać życie drugiego człowieka. To bez sensu.

Nikt nie ma prawa umniejszać wartości drugiego człowieka. To Boga zadanie, na Sądzie Ostatecznym zdecyduje, kto ile jest wart. Teraz trzeba patrzeć na siebie i na swoje czyny, ot choćby praca nad sobą, by się nie wywyższać nad innych. A jeśli ktoś twierdzi, że on nie ma nic sobie do zarzucenia.... no cóż. Żal mi go.

Dzisiaj jesteśmy tacy, a kto wie, co jutro pokaże i do jakich rzeczy będziemy zdolni.

Pokora w życiu naprawdę stawia nas na dobrym torze - pozwala nabrać dystansu do zachowań innych ludzi i pomaga pozbyć się swoich przypadłości.

Marto, przeczytaj swój pierwszy post. Napisałaś, że nie wyobrażasz sobie życia bez męża. Czy Bóg nie po to dał Ci kryzys, byś się ocknęła i zaczęła żyć dla siebie samej?
Byś odkryła swoją wartość = nie w tym, jaką jesteś żoną i czy w ogóle jesteś żoną i jakiego masz męża - ale sama dla siebie?

Wiem, na to wszystko potrzebujesz czasu - jednak myślę, że zaczynając od deprecjonowania męża w Twoich oczach i stawiania się w roli ofiary, której ktoś urwał przewód z tlenem do oddychania, stoisz w miejscu. Upadasz i miotasz się, zmieniasz zdanie - doliny i pagórki - - a wiesz czemu?

Bo ciągle za mało ufasz Panu Bogu. Za dużo chcesz sama - a sama nie dasz rady, to jest ponad Twoje siły, możliwości i nawet prawa - bo nie możesz kierować życiem drugiego człowieka.

Opuść ręce i daj się prowadzić Bogu. Niech on zajmie głównie Twoje myśli, a nie gorączka zachowań związanych z mężem. Odpuść to "bluszczenie się", a oddaj prawo do bycia na ołtarzu Panu Bogu, a zobaczysz, że wszystko zacznie się klarować. Może czasem niekoniecznie tak jak chcesz w tej chwili, bo tylko Pan wie, co Ci jest teraz potrzebne, ale zobaczysz, że wszystko się poukłada w całość.

Na teraz - odbluszczowić się od męża i budować swoją wartość - BEZ WZGLĘDU na to, jaki on jest i bez rozważań, kto w Waszym małżeństwie jest więcej wart.


No wlasnie..
Odkrylam ze ja jestem temu winna a nie tylko on. Jestem franca. Zlosliwa, skoncentrowana na sobie.. Teraz odkrylam ze ja tylko czekalam az on cos zrobi a jak nie robil tego czego chcialam to uzywalam calego wachlarza zlosliwosci i humorkow, no to zaczal uciekac z domu a ja bardziej na niego wsiadalam po tylu latach takich zachowan w koncu postanowil ze ma dosc i chce odejsc i jest tego pewien. Twierdzi ze mnie nie kocha- chyba bym tez siebie takiej nie kochala.
Ta cala walka trwa od lipca tego roku a ja dopiero obudzilam sie w ubiegla niedziele kiedy zaczelismy regularna wojne a nigdy sie nie klocilismy!! Jakis koszmar! Odkrylam ze to co on do mnie mowil a ja tego nie slyszalam bylo slowami prawdy. Nie twierdze ze on nie jest bez winy bo ktoz ucieka w inny zwiazek kiedy w domu mu sie nie uklada bez sprobowania rozwiazania problemu? No coz dojrzaly to on nie jest za bardzo ale jest ojcem moich dzieci i to na niego sie zdecydowalam na dobre i zle. Nikt z nas nie jest doskonaly. Ale czy ja nie powinnam najpierw zajac sie soba i sie zmienic a potem rzucac kamieniem w innych i ich osadzac. Potrzebuje teraz waszego wsparcia by jakos nauczyc sie widziec jego no i jego potrzeby. Chce byc dla niego wsparciem. Jaka mam inna mozliwosc? Jezeli chce zmian to musze je zaczac od siebie samej. Moze kiedy ja sie zmienie nasze relacje tez sie zmienia?? Moze kiedy dostanie ode mnie cieplo i zrozumienie ja dostane od niego to czego potrzebuje. Prosze was o wsparcie zarowno duchowe jak i slowne.. Prosze podzielcie sie waszymi doswiadczeniami w kwestiach ratowania zwiazku. Staram sie juz nie kontrolowac mojego meza tak jak wczesniej i tym zatruwac sobie umysl, choc nadal zagladam na whatsaap by sparwdzic kiedy tam byl ostatni raz ale robie to tak zadko i juz nawet mnie to tak nie boli-poprostu to akceptuje. Staram sie tez nie robic mu wyrzutow ze wraca o 4 nad ranem lub 3ciej a przed wejsciem do domu jeszcze zaglada na whatsaap lub zaraz po wejsciu do domu.. do kogo pisze o tej godzinie??? Nietrudno odgadnac ale ja tym razem milcze. Nie robie mu o to awantur, nie pytam, nie placze. Wstaje rano, zajmuje sie dziecmi, potem ide pobiegac i wracam do domu, zajmuje sie soba i czekam az dzieci skoncza szkole, przedszkole i bede mogla je odebrac. Jak jest w domu moj maz to koncentruje sie na dzieciach a w stosunku do niego staram sie byc obojetna albo jak kto woli mila. Poprostu jak robie kolacje to pytam czy zje, pytam czy cos jeszcze potrzebuje po kolacji, jak nic nie chce ja kontynuluje sprzatanie, zajmuja sie dziecmi klade je spac i zajmuje sie swoimi sprawami. Co ja moge jeszcze zrobic? Jak mam z nim rozmawiac? Widze, ze dzisiaj troche probowal zartowac ze mna. Ja nie wiedzialam co zrobic i co powiedzic i tak naprawde ucieklam z ksiazka do mojego pokoju. Od jakiegos czasu chodze do psychologa i dopiero dzisiaj powiedzialam o swoim odkryciu ze to chyba kwetsia tego ze on mnie nie kocha taka jak ja jestem. Pytanie czy jak zaczne pracowac nad soba by poprawic relacje z innymi - nie tylko z moim mezem czy to cos zmieni w jego nastawieniu do mnie i da szanse na nasz powrot? Jak on ma mnie znowu pokochac? Czy jezeli nawet zauwazy ze sie zmienilam czy to zmieni jego zdanie odnosnie nas i naszej rozdiny? Jakie ja mam szanse jezeli on ma kogos nowego przy sobie kto go wspiera i daje to czego on potrzebuje a w dodatku jest czyms nowym i swiezym a to zawsze pociaga..
Moj maz nie jest osoba religijna. Wazne sa dla niego dzieci ale sam wychowal sie w rozbitej rodzinie i nie widzi w tym zadnego wiekszego problemu ktorego dzieci by nie zaakceptowaly z czasem.

edycja: poprawiono cytowanie

Anonymous - 2015-12-08, 22:25

Witaj Sonix na naszym forum

Cieszymy się, że lektura Forum Pomocy Sychar pozwoliła Ci spojrzeć inaczej na swoje życie.

Pisząc pamiętaj, że internet nie jest anonimowy. Nie podawaj więc danych, które pozwoliłyby Cię zidentyfikować.

Dlaczego jesteś w związku niesakramentalnym. Nie chcesz czy nie możesz?

Czytając Twój post zastanawiałem się, ile czasami kobieta potrafi ścierpieć, żeby mężczyzna od nie nie odszedł. Twój zdradzał Cie wielokrotnie, wraca po nocy, a Ty trwasz ciągle przy nim. Rozumiem dzieci, ale czy nie postawisz mu żadnych granic? Będziesz ciągle pozwalała na wszystko? Do tej pory pozwalałaś i zmieniło to coś na lepsze?

A jeżeli Twój mąż pochodzi z rozbitej rodziny, to przeczytaj proszę:
ks dr hab. Grzegorz Polok, „Rozwinąć skrzydła” i „W drodze do siebie”
oficjalnie za darmo do pobrania tutaj:
http://www.rozwinacskrzydla.pl/

Polecam również:
Jim Conway, Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców. Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości. Wydawnictwo Logos, Warszawa 2010
Początek tej książki jako pdf jest tutaj:
http://www.rozwinacskrzyd...%20rodzicow.pdf

Może to pozwoli Ci trochę inaczej spojrzeć na ojca Twoich dzieci.

Anonymous - 2015-12-08, 23:25

"Czytając Twój post zastanawiałem się, ile czasami kobieta potrafi ścierpieć, żeby mężczyzna od nie nie odszedł. Twój zdradzał Cie wielokrotnie, wraca po nocy, a Ty trwasz ciągle przy nim. Rozumiem dzieci, ale czy nie postawisz mu żadnych granic? Będziesz ciągle pozwalała na wszystko? Do tej pory pozwalałaś i zmieniło to coś na lepsze?"

Stawiac granice - jezeli nie ma komu? Czy kolejna roszczeniowa postawa pozwoli mi na dialog z nim? Czy nielepiej pokazac mu ze moge sie zmienic, ze nie jestem samolubem i to co mi zarzuca nie jest niezmienne a potem zaczac dialog, o ktorym obecnie nie ma mowy? On zdradzal bo szukal czegos czego w domu nie dostawal. Teraz nie chce juz byc ze mna bo uwaza ze nie chce zmarnowac swojego zycia z kims takim jak ja, z moim charakterkiem.. Czy moge mu sie dziwic? Dopiero kiedy oboje bedziemy gotowi na to by ratowac ten zwiazek (a nie tylko ja) mozemy stawiac granice i rozmawiac o swoich priorytetach o tym co akceptujemy a czego nie. A teraz? On jak sam stwierdzil nie robi nic zlego. I w jakims stopniu ma racje. On juz nie jest ze mna a wiec ma droge wolna. Co mam robic? Ciosac mu kolki na glowie za to ze wraca o 4 nad ranem? To pomoze? Jak do tej pory dzialalo zupelnie odwrotnie niz tego pragnelam. Dla niego po raz kolejny ja zrzedze i sie czepiam jak przez caly nasz zwiazek.. Czemu zostal w domu? Bo on walczy o ten dom i sie nie wyprowadzi czeka az ja to zrobie albo sad mi nakaze-choc tak naprawde nie wiem. Nikt nie mieszkal z nami i tylko ja moge ocenic choc zapewne nie w pelni obiektywnie co sie dzialo w domu. Wiem ze nawet kiedy zdecydowal o odejsci mial momenty niepwenosci.. a ja swoja postawa go przekonywalam ze jestem jedza wiec przekreslalam skutecznie jakiekolwiek ostatnie szanse na ratowanie tego zwiazku. Choc juz sama nie wiem. Tym razem nie chcial slyszec o psychologu ktory by nam pomogl... Moze gral a ja chcialam w to wierzyc? Nie wiem tego. I zapewne sie nie dowiem. To czy mam zalamac rece i go obrzucac blotem czy stanac do walki o moj zwiazek?

Anonymous - 2015-12-09, 07:32

Witaj Sonix4

stawianie granic nie oznacza "ciosania kołków na głowie" ani czepiania się, ani kłótni. Jeśli czytasz forum, to pewnie odnajdziesz prawdziwe znaczenie stawiania granic.

Praca nad małżeństwem nie musi oznaczać, że oboje jednocześnie tego chcecie.
Jeśli mąż nie jest gotowy- to zacznij Ty pierwsza. Nie jesteś sama- jest Bóg. Może to czas uregulować swoje relacje najpierw z Bogiem? (Pytanie podstawowe, które zadał Jacek, dlaczego małżeństwo nie jest sakramentalne?).

Anonymous - 2015-12-09, 18:17

Probowalam odpowiedziec Jackowi na priv ale nie umiem wyslac wiadomosci. Moj maz a raczej partner nie jest religijny i to jest jeden z powodow. Kolejny to taki ze ja jestem juz po rozwodzie cywilnymz innym mezczyzna a do koscielnego nie stawilam sie pomimo ze wiedzialam ze go dostaniemy-poprostu nie bylo mnie na to stac finansowo. Chcialam nawet teraz to uregulowac i poczekac do nowego roku gdyz slyszalam ze ma sie zmienic procedura uniewaznianai malzenstw koscielnych. Dlaczego jestem pewna ze ten blednie nazywany rozwod koscielny dostaniemy-poprostu wiem ale nie chce o tym teraz pisac. Dzisiaj sie zalamalam. Moj maz bo tak przyzwyczailam sie od lat go nazywac zakomunikowal mi ze to koniec nieodwracalny i basta. On jest tego pewien. Wczoraj w nocy rozmawialam z nim i powiedzialam gdzie widze swoje bledy, uslyszalam ze inni mowia mu ze sie nigdy nie zmienie ale on moze zobaczyc.. ale zaraz potem gdy mu powiedzialam ze dziekuje ze daje mi szanse on powiedzial ze ta zmiana ma byc dla mnie bo z nami i tak koniec. Dzisiaj wpadlam w panike i zlamalam wszystkie swoje postanowienia i zaczelam go blagac plakac etc... on sie tylko wkurzyl jescze bardziej i powiedzial ze jestem niestabilna psychicznie i to tylko potwierdza ze dobrze robi.. Co zrobie to zle. Zamiast pokazac ze sie zmieniam to tylko udowadniam ze on ma racje. Jestem glopia do granic mozliwosci.
A cierpie za kazdym razem jak on to mowi tak jakby mi ktos czastke mnie wyrywal z moich wnetrznosci.
Codziennie po takiej akcji zaczynam sobie obiecywac ze juz tego nie zrobie i zaczynam koleny dzien liczyc jako ten zerowy.
I znowu wrcaa ta czarna strona i cos mnie napada i nie panuje nad soba nad tym co sobie obiecalam..

Anonymous - 2015-12-09, 20:06

Witam.
Jestem tu zarejestrowana dosłownie od kilku chwil, nie wiem nawet jeszcze jak się tu poruszać, otwarłam ten temat bo wydał mi się najbardziej neutralny jak na taki pierwszy niesprecyzowany krok tutaj, przeczytałam wszystko. Nie mam konceptu jak ocenić to co pisze Sonix, w sensie czy ma słuszność czy nie, w każdym razie do mnie trafia swoją szczerością i prawdziwą chęcią zrobienia czegoś konstruktywnego, może nie zna dobrej recepty, ale bądźmy szczerzy, obecni tutaj to ludzie z podobnymi problemami, z problemami, z którymi jakoś sobie nie radzą, dlatego pojawili się tutaj, a gdybyśmy wszyscy znali skuteczne sposoby na zaradzenie tym problemom, to zwyczajnie byśmy ich nie mieli przecież.. W każdym razie chciałam wyrazić wsparcie dla Ciebie Sonix, myślę, że na razie istotne jest dla Ciebie też to, że możesz się tym co Cię dręczy podzielić - ze swojej strony mogę zaoferować chociaż tyle, że z uwagą przeczytam wszystko, co masz do powiedzenia (jeśli to Ci w ogóle przyniesie jakąś ulgę?) - trzymam kciuki, żebyś odnalazła właściwą drogę.

Anonymous - 2015-12-09, 22:34

to jest własnie ten dylemat, że chce się reagować inaczej, a wychodzi "jak zwykle"
też to przerobiłam

żeby nie wejśc w te same koleiny trzeba duuuuużo pracy nad sobą, ja spędzałam na forum długie godziny, słuchałam kazań, przeszłam "12 kroków" i nadal codziennie pracuje nad swoim rozwojem. Trzeba przebudować swoją psyche, a to nie jest łatwe.
Poza tym od takich destrukcyjnych zachowań uwalania Jezus- ja chodziłam na msze o uzdrowienie i uwolnienie ina kolanach prosiłam "Jezusie, Synu Dawida ulituj się nade mną".

Anonymous - 2015-12-09, 23:36

Sonix4 - będąc we Wspólnocie SYCHAR - zaczęłam bardzo serio traktować Boga i sakrament małżeństwa, który przyjęłam.

Trudno mi przyjąć, że Ty chcesz "rozwieźć" to co Bóg złączył.

Czy tutaj chcesz wsparcia w tym celu?

Jest inna droga - ja wierzę, że ta jest lepsza - nawrócenie do Boga i porządkowanie życia według Bożego zamysłu.

Sonix4 - bierzesz Boga na serio?

Anonymous - 2015-12-10, 12:03

hubcia576 moje malzenstwo wedlug kosciola uznaje sie za niewazne wiec prosze nie mow o tym ze chce rozerwac cos co Bog zlaczyl. Dla mnie decyzja bycia z moim obecnym mezem byla tym co w mojej swiadomosci nazywamy malzenstwem. Tylko dlatego zdecydowalam sie miec dzieci z nim a nie z nikim innym. Czemu nie wzielismy slubu? Bo nas nie bylo stac na to bym przyjezdzala do Polski na rozprawy uniewazniajace moj slub koscielny albo na zaplacenie adwokatowi by mnie reprezentowal choc to i tak min 2 moje wizyty w polsce. Czy traktuje Boga powaznie? A czy gdybym nie traktowala go powaznie to nie szukalabym w nim pomocy i ukojenia? Poczulam sie troche zaszczuta ale rozumiem wasze nastawienie. Mysle ze nawet gdybymnie bylo osoba religijna a trafilabym tutaj na to forum moglabym liczyc na wasze wsparcie. A tak przy okazji wlasnie odkrylam ze moje dziecko nie chodzi na religie.. cale to rozbijanie mojej rodziny tak mnie oderwalo od rzeczywistosci ze o tym zapomnialam. Warto zaznaczyc ze nie mieszkam w Pl a rodzina mojego meza to osoby niewierzace wiec wszystkie sprawy zwiazane z kosciolem sa pod moja opieka. No w chwili obecnej to naprawde nawalilam. Ostatnio dzieci prosily mnie bym im poczytala o Jezusie. Mam biblie dla dzieci wiec zaczelam im czytac nowy testament.. i odkrylam ze tak skupilam sie na swoich problemach i codziennym zyciu ze zapomnialam o religii. Tutaj to troche inaczej wyglada niz w PL i wymaga duzo zachodu ze strony rodzicow a ja o tym zapomnialam..
Wczoraj wzielam do serca slowa Bety:
Bety napisał/a:
stawianie granic nie oznacza "ciosania kołków na głowie" ani czepiania się, ani kłótni. Jeśli czytasz forum, to pewnie odnajdziesz prawdziwe znaczenie stawiania granic.

Posiedzialam sama w domu i przetrawilam w sobie wszystkie informacje. Postanowilam skonczyc z tym. Od narodzin naszego drugiego dziecka zaczal mnie zdradzac, rok temu na jaw wyszedl jego kolejny zwiazek, teraz jest nastepna kobieta.. przeciez ja sie nie szanuje wciaz go blagajac by ze mna byl. On robi co chce wraca do domu a ja podaje mu posilki zajmuje sie naszymi dziecmi sprzatam etc. Postanowilam postawic granice. Umowilismy sie ze jak wroci z dziecmi to porozmawiamy a wiec skorzstalam z tego napisalam sobie w tel co mam do powiedzenia by sie nie dac poniesc emocja i powiedzialam:
Powinnam wyrzucić go z domu za pierwszym razem kiedy zaraz po urodzeniu 2giego dziecka miał pierwsza kochankę i nigdy wiecej nie dać mu wrócić !! Popełniłam błąd i teraz ponoszę tego konsekwencje jednak nie dam sie krzywdzić wiecej. Koniec !! Dla mnie nie jest osoba ktora reprezentuje jakiekolwiek wartości moralne, brakuje mu jakichkolwiek priorytetów a w centrum jego świata jest tylko on. Nie takiego ojca chciałam dla moich dzieci!!! Teraz nie dam krzywdzić wiecej mojej rodziny do której on już sie nie zalicza. Tak wiec skoro on nie chce sie wyprowadzić bo pilnuje byśmy mu jego domu nie ukradli ani ja nie zamierzam sie wyprowadzić to prosze respektować fakt iż ten pokój, (ktory kiedys byl nasza sypialnia a teraz on spi na sofie w salonie) jest zajmowany przeze mnie i nie chce by on tutaj kiedykolwiek wchodził po cokolwiek. Rzeczy prosze żeby zabrał z tego pokoju i do czasu kiedy ja tutaj jestem nigdy pod żadnym pozorem i pretekstem tutaj nie wchodził. Prosze by kontakty ze mna ograniczył do inf dot dzieci. A jezeli go o coś nie pytam to niech milczy. A teraz moze wyjsć z tego pokoju i zamknąć drzwi z drugiej strony.
Zaskoczylo mnie to ze nie wyszedl tylko zaczal dyskusje ze przeciez jeszcze wczoraj mu mowilam ze bede pracowac nad soba ze sie zmienie.. odpowiedzialam zgodnie z prawda ze zgadza sie ale ja to robie dla siebie a nie dla niego. Powiedzial ze nie wierzy bo ja co chwile zmieniam zdanie i humor. Ze odstawilam taki cyrk blagajac go by dal nam szanse - ze jak on ma to teraz rozumiec w swietle togo co teraz mu powiedzialam-odpowiedzialam ze potrzebowalam czasu by to sobie przemyslec i sie wew uspokoic dlatego dopiero teraz odkrylam ze faktycznie jestesmy zupelnie innymi osobami (to byl jeden z jego argumentow dlaczego nie bedzie juz dawal nam szansy na reparowanie tego zwiazku) ze do siebie nie pasujemy gdyz ja zostalam wychowana wsrod zasad a jemu zabraklo wsparcia ze strony rodziny, nie wie co to znaczy byc ojcem, co znaczy rodzina bo nikt mu tego nie pokazal. Dalam mu tyle szans i przebaczalam pomimo iz za pierwszym razem powinnam juz to skonczyc - a on tylko zdradzal mnie czesciej i traktowal moje wybaczenie jak moje przyzwolenie. To koniec!
Dzisiaj zrobilam mu rano sniadanie jak codzien i byl tak zaskoczony tym ze nawet mnie o to zapytal - odpowiedzialam by nie wchodzic w polemike i sie nie dac sprowokowac ze prosze by przestal sie do mnie odzywac. Jak on do mnie mowi to miekne. Daje sie sprowokowac.. i jest tak jak napisala Baty:
Bety napisał/a:
to jest własnie ten dylemat, że chce się reagować inaczej, a wychodzi "jak zwykle"
też to przerobiłam

Musze wytrzymac z moim postanowieniem i nie dac sie sprowokowac. Czy to cos zmieni nie wiem. Ale fakt jest faktem ze dopiero wy mi otworzyliscie oczy ze nie moge dac sie tak traktowac. Moi znajomi mi o tym mowili od dawna a ja swoje ze kocham ze mamy dzieci etc.
Moze nie wroc, a moze tak albo jak powiedziala mi moja wspolniczka ze moze wroci ale nie teraz, ze moze za rok a moze wogole ale obecnie nie mam na co liczyc tak jest zafiksowany na swoim postanowieniu.
Boje sie ze mnie wyrzuci z dziecmi z domu. Dom jest jego ja tutaj tylko jestem zameldowana. Byle by przetrwac do konca rozpraw o dzieci, przejsc mediacje dot dzieci a potem albo spokojnie sie wyprowadze albo niech wezwie policje i mnie z tego domu wyrzuci. Mieszkanie kupil jak juz bylismy razem ale jest na jego nazwisko wszystko co jest w srodku jest kupione za moje pieniadze.. Ale co najwazniejsze tutaj wychowywaly sie nasze dzieci.
Czy go to obudzi? Teraz mysle ze nie. Jego to bawi, nawet nie potrafi tego ukryc. Sam pochodzi z rozbitej rodziny gdzie rodzice rozstali sie gdy mial 4 lata. Podobno bardzo ciezko to przezyl. Potem bylo tylko gorzej. W wieku 14 lat wyjechal od mamy i zamieszkal z ojcem gdzie macocha robila wszystko by mu uprzykrzyc zycie. Uciekal z domu etc. Jest bardzo wrazliwy, ma problemy z mowieniem o swoich uczuciach. Jest bardzo skryty. Nie potrafi zbudowac stalego zwiazku-choc moze z nawa kobieta mu sie to uda. Jak zaczely pojawiac sie u nas problemy zamiast stawic temu czola - klasycznie uciekl. Zaczely sie inne kobiety..
No i jestesmy teraz tam gdzie jestesmy.

Anonymous - 2015-12-10, 12:28

sonix4 napisał/a:
Mysle ze nawet gdybymnie bylo osoba religijna a trafilabym tutaj na to forum moglabym liczyc na wasze wsparcie.


Sonix4 - jakiego wparcia potrzebujesz? Czy chcesz wsparcia do wyjścia ze związku niesakramentalnego?

Anonymous - 2015-12-10, 13:32

Nie, ja chce wsparcia w utrzymaniu tego zwiazku. Jezeli mi sie uda to obiecalam sobie zreszta nie teraz tylko juz myslalam o tym od dluzszego czasu nim to sie zaczelo zeby to uregulowac i zawrzec zwiazek sakramentalny. Moze dla niego nie ma to znaczenia ale dla mnie ma. Domyslam sie ze odnosisz sie do mojej ostatniej wypowiedzi piszac:
hubcia576 napisał/a:
Sonix4 - jakiego wparcia potrzebujesz? Czy chcesz wsparcia do wyjścia ze związku niesakramentalnego?

Zle mnie zrozumialas i by nie bylo to powszechne wytlumacze moj sposob myslenia. Skoro go blagalam by zostal, skoro probowalam byc mila a i tak wychodzilo wciaz to samo to postanowilam nim wstrzasnac tak by mu pokazac ze sa pewne granice takiego postepowania i nie szanowania mojej osoby. przeciez do tej pory on sie z ta laska spotyka mowi mi o tym a ja siedze w domu i blagam by byl ze mna. Jaka mialam inna mozliwosc? Poza tym by mu powiedziec ze to ja nie chce z nim byc bo jest pozbawiony kregoslupa moralnego i tak, ma racje jestesmy zupelnie rozni. etc. Nie ma innej metody by nabral do mnie szacunku jezeli ja sama nie zaczne sie szanowac. Jak on ma sie opamietac skoro on wie ze zawsze jestem w domu i skomle o jego uwage? Jedyne moim zdaniem co mi pozostalo to powiedziec ze ja nie chce go takim jaki on jest. W mysl zasady ze faceci zawsze chca tego czego miec nie moga. Opamieta sie a moze nie. Ja juz nic nie trace. Mieszkamy nadal w jednym mieszkaniu, a wiec moge pokazywac ze sie zmieniam, ze juz jestem spokojna, ze staram sie pracowac nad soba i podkreslac granice pomiedzy nami. Nie dopuszczac go do siebie i wierzyc ze ta innoscia go ponownie zaintryguje. Bylebym w tym postanowieniu wytrwala. Musze isc do ksiedza ktorego bardzo szanuje i ktory dawal chrzest naszym dzieciom a ja obiecalam ze do niego beda chodzic na religie. Moze jego wsparcie cos mi pomoze. Tutaj nie moge liczyc na wsparcie ze strony jakiejkolwiek wspolnoty to jest taka mala dziura ze tutaj nic takiego zapewne nie ma a zreszta z moja znajomoscia jezyka nie czuje sie w takich ukladach zbyt swobodnie. A moze warto zaznaczyc ze moj maz jest obcokrajowcem...

Anonymous - 2015-12-10, 14:17

Sonix, czy w ramach stawiania granic przestałaś odzywać się do "męża" ( to nie jest Twój sakramentalny mąż)i nadal robisz mu śniadanie?
Anonymous - 2015-12-10, 14:17

sonix4,
widać się starzeję, ale dla mnie najlepiej byłoby poukładać te klocki we właściwym porządku...

Jeżeli jest się w sakramentalnym związku,
to nie wchodzi się w drugi związek dopóki "śmierć rozdzieli" albo sąd biskupi stwierdzi nieważność zawarcia małżeństwa.
Zobrazuję to tak : To jakby, mając ślub cywilny wchodzić bez rozwodu w drugie małżeństwo. Wtedy byłaby to bigamia. Kara byłaby wymierzona od razu, za życia.
Nie pomogłyby tłumaczenia, ze tamten poprzedni to już dawno uległ rozpadowi i każdy sąd stwierdziłby rozwód.

W przypadku małżeństwa sakramentalnego wchodzą jeszcze inne kwestie...

Kwestia drugiego związku, wymarzonego, z facetem z którym chcesz mieć dzieci.
OK.
Ale, dlaczego ?

Wyznaje inny światopogląd niż Ty, ma inne zapatrywania na życie, zdaje sie że nie ma potrzeby nawet cywilnego slubu ( wybacz jeżeli zrozumiałem opatrzenie Wasz status).
Teraz stwierdzasz że :
sonix4 napisał/a:
Dla mnie nie jest osoba ktora reprezentuje jakiekolwiek wartości moralne, brakuje mu jakichkolwiek priorytetów


No, tak, niestety, jednak można to było zauważyć już przed podjęciem decyzji o związku, dzieciach...

Wasz związek oparty jest na fasadzie, nie na solidnych fundamentach.
Dlatego, miedzy innymi się sypie.

Moja sugestia byłaby taka :
- najpierw poukładaj swoje życie, wyprowadź na prostą kwestie małżeństwa sakramentalnego,
- potem zajmij się układaniem nowego związku, jednak mają na uwadze :
sonix4 napisał/a:
Czy traktuje Boga powaznie? A czy gdybym nie traktowala go powaznie to nie szukałabym w nim pomocy i ukojenia?

łatwiej byłoby znaleźć wspólny język z facetem który też traktowałby Boga poważnie.

Kwestia obecnego partnera :
sonix4 napisał/a:
Sam pochodzi z rozbitej rodziny gdzie rodzice rozstali sie gdy mial 4 lata. Podobno bardzo ciezko to przezyl. Potem bylo tylko gorzej. W wieku 14 lat wyjechal od mamy i zamieszkal z ojcem gdzie macocha robila wszystko by mu uprzykrzyc zycie. Uciekal z domu etc. J

ma wszelkie syndromy DDRR ( Dorosłych Dzieci Rozwiedzionych Rodziców) i DDD ( Dorosłych Dzieci rodzin Dysfunkcyjnych - relacje w domu z macochą) - poczytaj sobie o cechach ludzi z takimi syndromami.
On wszedł w dorosłe życie poraniony w dzieciństwie.
Nie jest przygotowany do obowiązków małżeńskich, rodzinnych.
Śmiem przypuszczać, że bardzo dużym prawdopodobieństwem uzyskałabyś stwierdzenie nieważności zawarcia z nim sakramentu małżeństwa, gdybyś była z nim w takim małżeństwie.
Właśnie z powodu jego nieprzygotowania psychicznego, do pełnienia obowiązków w małżeństwie.

Hm, jakieś Deja vu ?
Może podświadomie wybierasz takich facetów ?

Jeszcze jedna uwaga - można zmieniać siebie, ale nie drugiego człowieka.
Proponuje, zajmij się sobą.
Może z pomocą fachową - nad swoim postrzeganiem świata, relacji między Bogiem a człowiekiem, relacji między ludźmi.
Zobacz, czy w Twoim postrzeganiu świata, wartości jest tak uporządkowany jak byś tego chciała, jak być powinno.

Kwestie prawne, dzieci, alimenty, dom etc.
Są na Twojej głowie, niestety.
Też ważne.
Postaraj się o jak najszybsze uporządkowanie prawne sytuacji Twoich dzieci i Twojej.

Co dalej z Waszym związkiem ?
Myślę, ze istotnym niedopatrzeniem, było zlekceważenie jego poprzedniej zdrady.
Szybki powrót do normalności, co dało chwilowy spokój.
Ale, jednocześnie, zostało to odczytane jako sygnał - mogę, nic sie nie stało, wszystko i tak jest OK.

Stąd powtórka.
Czy warto za wszelką cenę angażować swój czas, swoje siły na ratowanie tego związku, na tym etapie jego dorosłości, światopoglądu Twojego partnera ?
Skoro jest tyle innych spraw do uporządkowania,
chyba ważniejszych i pilniejszych....

Anonymous - 2015-12-10, 15:29

Wow!!
Jakos niepokolei ale postaram sie odniesc do Twojego postu.
Tak jak zawsze przez swoja impulsywnosc podejmuje pochopne decyzje a potem dopiero je analizuje kiedy wychodzi na to ze popelnilam blad.
Tak, masz racje ze on jest poraniony do granic mozliwosci. Gdybym wiedziala o tym przedtem to bym sie gleboko zastanowila nad tym zwiazkiem. Dowiedzialam sie o tym po raz pierwszy kiedy juz urodzilo sie nasze 2gie dziecko. Dowiedzialam sie rowniez o tym ze cale zycie zmienial kobiety jak rekawiczki i dlatego jego rodzina byla tak zaskoczona ze oswiadczyl ze wiaze sie ze mna.. no coz bylo juz za pozno. Tak, masz racje zawsze wybieram taki sam model facetow jak moj tata. Skad to wiem? Od psychologa z ktorym mam sesje od sierpnia.
Bardzo juz duzo zrozumialam, duzo analizuje, mysle, czasami slysze pewne informacje a one do mnie nie dochodza az pewnego razu nagle slysze to samo po raz 100 i nagle dostaje olsnienia. Tak jak mialo to miejsce w niedziele po przeczytaniu kolejnych postow na waszm forum. Teoria jest mi w 50% znana ale praktyka pokazuje ze nie daje sobie rady we wdrazaniu tej teorii w zycie. Walka o dzieci? O co, tak naprawde? O to by ograniczyc mu widzenia? Dla kogo bedzie to kara dla niego czy wieksza dla moich dzieci. Faktem jest ze chce wygrac w sadzie jak najmniejsza ilosc wizyt ale tylko dla mojej satysfakcji. Musze nauczyc sie akceptowac fakt ze moje zlosci na niego nie moga ranic moich dzieci ktore go uwielbiaja. Dom? Ok, jak wezwie policje i mnie wyrzuci z domu lub tak bedzie mnie zadreczal zebym wyprowadzila sie sama to sie wyprowadze-to tez musze zaakceptowac. Alimenty? Przy jego niewielkich oficjalnych zarobkach to kropla w morzu potrzeb. Oczywiscie w pierwszej kolejnosci skupiam sie na zabezpieczeniu sobie i dzieciom jak najwiekszych szans na zapewnienie nam dachu nad glowa, alimentow i co najwazniejsze skupiam sie na zrobieniu wszystkiego by otrzymac opieke nad dziecmi ale tutaj na forum potrzebuje waszych opini, pomocy w wskazywaniu mi wlasciwego dzialania tak bym nie popelniala bledow za ktore moglabym sie pozniej wstydzic.
Masz racje ze najpierw powinnam skonczyc jeden zwiazek a potem wejsc w 2gi. Nie zrobilam tego. I tutaj nie ma wytlumaczenia dla mnie i usprawiedliwienia. Bo nigdy nie bylo takiej koniecznosci, bo to moj sakramentalny maz pierwszy wszedl w nowy zwiazek i mial dziecko z inna.. bo ja skupilam sie na swoim zyciu a potem przyszedl wypadek i walka o zycie mojej mamy przez prawie caly rok gdzie bylam z tym zupelnie sama bez pomocy nawet najblizszej rodziny.. wszytsko na mojej glowie, ach szkoda do tego wracac. Zaraz po smierci mamy poznalam mojego meza ktory dal mi duzo wsparcia swoim zaangażowaniem, swoja miloscia. Wydawalo mi sie ze to on jest moim filarem na ktorym moge sie wesprzec. O sprawach religijnych nie rozmawialismy-wiedzialam ze zostal ochrzczony, przyjal komunie on wiedzial jakie jest moje nastawienie do religii i do momentu narodzin moich dzieci nie bylo to problemem. Wiedzialam ze nie chodzi do kosciola ale tutaj to troche inaczej wyglada. Ludzie wierza ze z Bogiem moga rozmawiac wszedzie gdzie sa niekoniecznie w kosciele to samo dotyczy zmarlych-nie chodzi sie na groby. Dopiero kiedy doszlo do chrztu naszego 1 go dziecka zapytana zostalam przez jego rodzine czy naprawde jest mi to potrzebne.. dla mnie szok!! On jest ojcem chrzestnym 3 dzieci wiec zawsze wydawalo mi sie ze jego znajomi biorac go na ojca chrzestnego podejmuja ta decyzje z pelna swiadomoscia. Dopiero teraz kiedy znam lepiej mieszkancow tej dziury w ktorej mieszkam lepiej ich rozumiem.

Masz rowniez racje ze to byl moj blad ze nic nie zrobilam po jego 1 zdradzie. Bolalo mnie to i to zaczelo psuc nasze relacje jeszcze bardziej ja czekalam na slowo przepraszam a ten mi wmawial ze to tylko mi sie tak wydaje ze to tylko tak wyglada a on nic zlego nie zrobil a ja widzialam coraz czesciej sygnaly ze ma znowu jakas zdobycz i wmawialam sobie ze tak nie jest. Teraz sie przyznal ze tego bylo duuuzo wiecej a w ubieglym roku odezwala sie do mnie jego kochanka i mi o wszytskim opowiedziala a ja wyrzucilam go z domu. On wrocil nie powiedzial przepraszam ale ze zaczniemy reperowac nasz zwiazek ale tylko na slowach sie skonczylo.. niby wykazywal jakies tam pomysly ale ja czekalam na slowo przepraszam na pojscie na terapie i sie dasalam a potem czyli dokladnie miesiac pozniej musialam zajac sie swoimi problemami i poprostu bedac w domu tak naparwde w nim nie bylam.. Siedzialalm po nocach i parcowalam. Potem musialam wyjechac do PL na 3 miesiace a potem znowu praca na 1000 obrotow i tak minal rok a jak juz sie uspokoilo i chcialam cos z tym balaganem zrobic to sie okazalo ze jest kolejna kobieta a on juz nie chce bo nie ma sily na ten nasz zwiazek ze ja sie nigdy nie zmienie i takie tam.
Jakos sie rozeszlismy w swoich oczekiwaniach on chciala uczucia i uwagi i ja chcialam tego samego jednak zadne z nas tego nie umialo powiedziec 2giej osobie. Potem przyszla ozieblosc w kontaktach lozkowych i bylocoraz gorzej..
No coz nie jestem bez winy a i on nie jest idealny. Stalo sie i nie moge teraz juz niczego zmienic. Mozecie mnie krytykowac a ja moge tylko ta krytyke przyjmowac. Tak wiec: wiem ze zrobilam zle, ze popelnilam olbrzymia ilosc bledow i dlatego musze poniesc tego konsekwencje. Ze duzo mnie to kosztuje? Tak to prawda. Ze nie daje sobie z tym rady-wiem o tym. Ze zle wybralam, ze zle zaczelam ta znajomosc.. ZE NIE ZBUDOWALISMY ZADNYCH FILAROW NA KTORYCH TEN ZWIAZEK MOGL PRZETRWAC TAKA BURZE JAKA MAMY TERAZ - tez wiem.
I co teraz?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group