To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czy moje małżeństwo jeszcze ma sens?

Anonymous - 2015-11-22, 18:42
Temat postu: Czy moje małżeństwo jeszcze ma sens?
Witam! Miałem trochę kłopotów z wpisaniem moich wypocin ale powinno już być dobrze.
Zacznę od początku czyli od momentu kiedy zaczęliśmy wspólne życie. Ślub był 1,5 roku od wspólnego zamieszkania. Mieszkaliśmy w innym mieście z daleka od jej rodziny. Ona młoda (między nami ponad 10 lat różnicy) z dzieckiem, ja w pracy, pomyślałem, że czuje się samotna. Pamiętam, że już wtedy chciała wrócić do Mamy. Zdecydowaliśmy się na zamieszkanie w jej domu rodzinnym. To mieszkanie w bloku kilkupokojowe. Mieszka w nim: moja Teściowa, siostra mojej żony z mężem i dwojgiem dzieci oraz nasza 4 -osobowa rodzina. Tak zgadza się to jest humanitarna katastrofa! Pierwsze kilka lat wytrzymywałem zaistniałą sytuacje czyli ciasnotę. Z reguły było mi łatwiej ponieważ pracowałem w delegacji i wracałem na weekendy. Ponieważ sytuacja finansowa nie pozwalała na perspektywę kupienia własnego M, postanowiłem wyjechać za granicę. Ciężka praca, jednak za godziwe pieniądze. Przez kolejne lata jechałem tam na kilka miesięcy w roku od 3 do 5 miesięcy. Bardzo tęskniłem wtedy z żoną i dziećmi. Wiedziałem jednak, że nikt pieniędzy mi nie da a sprawy muszę wziąć we własne ręce. Chociaż wiedziałem, że to może być dużą próbą dla naszego związku, nie wyobrażałem sobie życia u teściowej - zaznaczam, że Teściowa to dobry człowiek i każdemu takiej życzę. Za drugim razem na godzinę przed odjazdem za granicę żona oznajmiła mi że pozbawiła mnie dostępu do naszych wspólnych pieniędzy. Powód jaki podała był następujący: "Kiedy odejdziesz od nas nie będę w sytuacji jak moja mama, która została bez pieniędzy. Naturalnie muszę się przyznać, że robiłem podobne manewry 2 może 3 razy, ale zawsze dostęp do konta żonie z powrotem udostępniałem. Sytuacja obecnie trwa ponad 2 lata. Od tego czasu mamy własne konta i zgromadzone oszczędności.
Przestałem chodzić do do Kościoła, zacząłem zaglądać do kieliszka, przestałem dawać pieniądze żonie-zakupy jednak robiłem do domu jak również nie oglądałęm się na żonę kiedy dziecko potrzebowało butów, coś wymagało naprawy bądź trzeba było kupić paliwo. Do mojego powrotu ta sytuacje oczywiście trwała i mniej więcej była akceptowana przez nas. Po moim powrocie z zagranicy tego roku pojechaliśmy rodziną na upragnione wakacje. Było sympatycznie choć nie obyło się bez spięć. Po wakacjach stawaliśmy się obcy. Po poprzednich moich powrotach trwało to kilka tygodni i w miarę nasze relacje były do przyjęcia. Obecnie po ponad trzech miesiącach doszło do poważnych spięć z wyrzuceniem mnie z domu włącznie (to już chyba 10 raz przez cały nasz związek!).Obecnie Żona wydaje się "wyautowana". W naszych obecnie krótkich rozmowach winę przypisuje tylko mi. Sama nie zaproponuje rozmowy, wręcz unika. Czuję, że nie zależy jej tak jak wcześniej. Na domiar złego dowiedziałem się że żona imprezowała co drugi tydzień na dyskotece z kolegami i koleżanką z pracy (również kiedy byłem za granicą). Sam zaobserwowałem, że nie wróciła na noc dwa razy w ciągu tych trzech miesięcy. Kiedy za pierwszym razem zdałem sobie sprawę, że nie wróciła zdawkowo wytłumaczyła się ale nie do końca to okazało się prawdą. Bardzo mnie to zdenerwowało. Kiedy powiedziałem, że wiem o tym przyznała się. Później wytłumaczyła, że imprezowała ponieważ musiała odreagować stan naszego związku i sytuację z jej siostrą i szwagrem (siostra żony i szwagier można powiedzieć znęcają się psychicznie nad teściową i nami). Stanąłem przed ścianą bezradny. Porozmawiałem z przyjacielem. Poradził mi bym wziął żonę z domu i zapytał jakie ma plany w stosunku do mnie, jak widzi naszą przyszłość. Zabrałem ja do restauracji po godz. 22 na czekoladę i rozmawialiśmy. Oczywiście stwierdziła, że to moja wina i ja muszę się zmienić. Wszystko zależy ode mnie. Żeby wszystko wróciło do "normy" musi sobie wszystko przemyśleć, zastanowić się.
Od trzech tygodni staram się. Chodzę do Kościoła, daje pieniądze żonie i ogólnie staram się robić wszystko co potrzebne, dobre i właściwe. Zrozumiałem, że ta forma mojego sprzeciwu wobec jej zachowania nie tylko nie przynosi żądanego efektu ale jest niedojrzała z mojej strony.
Rozumiem, że to mało czasu. Dam jej ten czas ponieważ bardzo ją kocham. Zastanawiam się jednak co poszło nie tak tym razem. To Ona się zastanawia, myśli, nie chce przebaczyć? Ma inne plany i nie jest szczera? Znalazłem ogłoszenie sprzedaży mieszkania. Stwierdziła, że III piętro to za wysoko i powinienem znaleźć coś lepszego. Nie widzę żadnej inicjatywy z jej strony w tej sprawie
Podsumowując:
Nie potrafię zaakceptować kilku spraw:
1. Mieszkamy u teściowej. Nie mamy własnego życia, wspólnego stołu, rozmów przy nim. Wszechogarniający nieład mnie przytłacza. Nawet kiedy było w miarę dobrze po pracy woli posiedzieć z mamą i rozmawiać o sprawach związanych z pracą.
2. Jest kobietą bardzo impulsywną i nie przebiera w słowach kiedy jest wzburzona.
3. Zabrała mi upoważnienie do naszych wspólnych pieniędzy (znaczna kwota jak dla mnie), to się ciągnie od ponad 2 lat. Oczywiście ja też to robiłem, ale na chwilę i z powrotem były nasze a nie moje.
4. Nie podoba mi się jej relacja z najmłodszym dzieckiem-synem (przedszkolak) Jego przytula pieści, całuje. Śpi w naszym łóżku choć mógłby spać w łóżku obok. Wobec mnie jest zimna.
5.Pomyślałem, że przesadziłem z pracą wpadając w wir, nie proponując Jej żadnej rozrywki. Od poniedziałku do piątku praca od godz 5 do 19. Kilka dni temu zaproponowałem jej: Może pojedziemy na dyskotekę? Odpowiedziała, że przy mnie się nie odstresuje.
Nie wiem czy da się coś zrozumieć z tego co napisałem ale mniej więcej tak to wygląda.

Anonymous - 2015-11-22, 19:44

Pawle

Witaj na forum.

Niezły masz kocioł z tym mieszkaniem.
Nie bardzo rozumiem, jak żona Tobie (albo i Ty żonie) może blokować dostęp do wspólnych pieniędzy. Rozumiem, że jest to konto założone tylko na jedną osobę.
Podobnie nie rozumiem wyrzucania męża z domu. Dopóki jesteście małżeństwem, jej dom jest również Twoim domem i nie może Cię z niego wyrzucić (jak i zabronić używania w nim sprzętów gospodarstwa domowego).

Myślę, że tutaj może nasze drogie Panie mogłyby coś mądrego napisać.

Anonymous - 2015-11-22, 20:44

Dzięki za odpowiedź. Wtedy mięliśmy jedno konto tzn ja byłem upoważniony czy jakoś tak. Ufając jej, że będzie to nasze wspólne przeniosłem kwotę na jej konto. W ciągu kilku dni zabrała mi upoważnienie. Kiepsko się poczułem. Każdy z nas ma obecnie konto osobiste.
Nigdy nie wziąłem na serio jej słów wypowiedzianych w złości. Wiem, że jak odejdę to już tu nie wrócę a tu mieszkają moje dzieci.

Anonymous - 2015-11-22, 23:47

paweł2015 napisał/a:
Oczywiście ja też to robiłem, ale na chwilę
bingo! a moze to dla Ciebie była chwila, a dla niej nie?


paweł2015 napisał/a:
Znalazłem ogłoszenie sprzedaży mieszkania
- mieszkania teściowej, jak rozumiem?
paweł2015 napisał/a:


Nie podoba mi się jej relacja z najmłodszym dzieckiem-synem (przedszkolak) Jego przytula pieści, całuje. Śpi w naszym łóżku choć mógłby spać w łóżku obok
- dziecko tego potrzebuje - przytulania, pieszczenia. I wiedz, ze w wielu domach dzieci duzo dłuzej śpią z rodzicami, i nie jest to powodem konfliktu, a już na pewno nie powinno być powodem zazdrości męża - to w koncu też i Twoje dziecko.

paweł2015 napisał/a:
doszło do poważnych spięć z wyrzuceniem mnie z domu włącznie (to już chyba 10 raz przez cały nasz związek!).
- a jaki był powód wyrzucenia z domu? I za co wcześniej Cię wyrzucała?

paweł2015 napisał/a:
Pamiętam, że już wtedy chciała wrócić do Mamy
- a właściwie dlaczego chciała wrócić do mamy? była samotna, czy miala dość opiekowania sie dzieckiem (na pewno było ciężko)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group