To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Ja się poddaję

Anonymous - 2015-11-25, 13:51

STOPka napisał/a:
twardy stąd mój wątek i pierwsze myśli - czy to nie jest trochę sprzeczne, że prowadzi obie wspólnoty, bo jeśli ksiądz mnie pyta/stwierdza "a co jeśli nie jest możliwy powrót..." to coś tu nie gra


STOPka, a może to właśnie Ty masz pokazać temu księdzu, że nie do końca ma rację?
Może temu księdzu potrzebne jest więcej refleksji, zadumy nad tematem i to Ty masz być tym "zapalnikiem" w kierunku tych jego przemyśleń?

Może Bóg postawił Ciebie na jego drodze w jakimś celu?

Anonymous - 2015-11-25, 13:54

STOPka napisał/a:
twardy stąd mój wątek i pierwsze myśli - czy to nie jest trochę sprzeczne, że prowadzi obie wspólnoty, bo jeśli ksiądz mnie pyta/stwierdza "a co jeśli nie jest możliwy powrót..." to coś tu nie gra


Nie STOPKa, tu wcale "coś nie gra", tu wszystko gra.
Nie rozumiem dlaczego Dla Ciebie to jest tak niezrozumiałe.

Na dzień dzisiejszy powrót jest niemożliwych...z takich czy innych względów, ale niemożliwy.
Ale może za jakiś czas będzie możliwy.
Nie przyszło Ci do głowy, że opieka duszpasterska ułatwia ludziom odnalezienie właśnie "tego momentu" kiedy to stanie się możliwe? Że daje im szansę na siłę, żeby wtedy wrócić, naprawić, poskładać...?

Pozostawieni sami sobie może nigdy nie wpadną na to, że wogóle taki moment może przyjść. Nie znajdą siły ani odwagi, żeby z niego skorzystać.

Nisko siedzimy - mało widzimy.
Bóg siedzi wysoko i ma znacznie większe pole widzenia...widzi daleko.

Anonymous - 2015-11-25, 13:59

grzegorz_ napisał/a:
JolantaElżbieta napisał/a:
A co z małżeństwami gdzie oboje pobierali się jako ludzie wierzący, a potem jedna strona stwierdza, że jednak nie jest wierząca i odchodząc do innej mówi, że to światopogląd był przyczyną niemożności dogadania się, chociaż przez całe lata nie pisnęła ani słowem, że to jest jakiś problem, dopiero potem okazuje się, że był? Czy tej niewierzącej stronie powinno się dać odejśc?


Jola a Ty uwierzyłaś w to stwierdzenie mężowi??
Może po ludzku chciał Ci dokopać celując w czuły punkt? I przy okazji usprawiedliwić swoje postepowanie?

I zgadzam się z grzegorzem w ocenie realnych wpływów wiary i praktyk na relacje małżeńskie.

wiara i jej przezywanie to dystretna, delikatna sprawa.

Anonymous - 2015-11-25, 14:09

lustro
lustro napisał/a:
A, że to ten sam ksiądz - i co z tego?
no ja właśnie pytam czy to nie jest problem...

monis
grzegorz_ napisał/a:
STOPka, STOPka, a czym grozi sypianie przed ślubem tak naprawdę?
Bo, że to grzech to wiem.....

no pytalam Ciebie o to kilka stron wcześniej.
_________________
ja na to odpowiedziałam :-)

twardy napisał/a:
Może Bóg postawił Ciebie na jego drodze w jakimś celu?
naprawdę tak myślisz? a ja myślałam, że jest na odwrót
lustro napisał/a:
Nie rozumiem dlaczego Dla Ciebie to jest tak niezrozumiałe
dlatego, że ten ksiądz sam lekko mi zasugerował, że nie będzie nikomu sugerował/tłumaczył jaka jest właściwa droga
Anonymous - 2015-11-25, 14:18

STOPka napisał/a:
lustro
lustro napisał/a:
A, że to ten sam ksiądz - i co z tego?
no ja właśnie pytam czy to nie jest problem...



jak widac - nie jest :-)

STOPka napisał/a:
lustro napisał/a:
Nie rozumiem dlaczego Dla Ciebie to jest tak niezrozumiałe
dlatego, że ten ksiądz sam lekko mi zasugerował, że nie będzie nikomu sugerował/tłumaczył jaka jest właściwa droga


i bardzo mądrze z jego strony
czasem nie trzeba nic sugerować ani tłumaczyć...wystarczy w życzliwy sposób być
a poza tym - skoro na te spotkania przychodzą ludzie żyjący niesakramentalnie, to znaczy, że czegoś szukają, że to miejsce jest im potrzebne, że czują niepokój serca...
szukają Boga? pewnie tak... trzeba pozwolić im go znaleźć

byłaś na takich spotkaniach duszpasterstwa dla ludzi ze związków niesakramentalnych?

Anonymous - 2015-11-25, 14:21

Do WMN mogą należeć osoby szukające tam 'złagodzenia' dla swego grzechu i komfortu w nim trwania. A są pewnie i osoby które gdyby mogły cofnęły by czas i nie odeszły od małżonka sakramentalnego.
W Piśmie Św. najpierw przychodzi Chrystus potem następuje przemiana człowieka - zobacz np historię celnika Zacheusza. Jeśli ktoś będzie tam prawdziwe szukał Boga to Go znajdzie i ON przemieni jego życie. Taka wspólnota może być dla niektórych pierwszym krokiem powrotu do Chrystusa- gdy Go prawdziwie odnajdą On ich poprowadzi.
A jeśli nie - jeśli są tam dla komfortu to tym bardziej potrzebują modlitwy - w końcu dla nas wierzących najważniejsze jest nasze zbawienie i zbawienie naszych bliskich - jeśli to sobie poukładasz to ludziom tym nie będziesz zazdrościć ich 'ziemskiego szczęścia w nowym związku' tylko będziesz patrzeć z trwogą jak podążają ku swojej zgubie i tym usilniej się za nich modlić.

Anonymous - 2015-11-25, 14:27

Stopka--------może lepiej nikomu nic nie sugerować tylko delikatnie, najlepiej swoim życiem naprowadzić na właściwą ścieżkę?? Albo choć trochę naprowadzić?
Bez presji i nachalności.....

Czyż ludzie żyjacy w niesakramentalnych związkach nie potrzebuja Boga??
Jego opieki? Modlitwy też potrzebują....wspólnoty....poczucia ze pomimo iż zgrzeszyli nie są wykluczeni na zawsze....jakoś napietnowani....

Anonymous - 2015-11-25, 15:03

lustro nie byłam na takich spotkaniach, bo ksiądz mi powiedział, że ma nadzieję, że ktoś kto chodzi na sychar nie przychodzi do WMN.
lustro napisał/a:
wszyscy sypiali przed ślubem i stąd teraz są na Sycharze
:-D
monis napisał/a:
Stopka--------może lepiej nikomu nic nie sugerować tylko delikatnie, najlepiej swoim życiem naprowadzić na właściwą ścieżkę?? Albo choć trochę naprowadzić?
Bez presji i nachalności.....
być może...
monis napisał/a:
Czyż ludzie żyjacy w niesakramentalnych związkach nie potrzebuja Boga??
niektórym to "wisi", ale mam nadzieję, że są tacy, którzy będąc we WMN chcą z tego wyjść i być bliżej Boga
monis napisał/a:
Jego opieki? Modlitwy też potrzebują....wspólnoty....poczucia ze pomimo iż zgrzeszyli nie są wykluczeni na zawsze....jakoś napietnowani....
nie są wykluczeni, ale samo zdanie opieka nad małżeństwami sakramentalnymi dla mnie brzmi jakoś dziwnie.
Anonymous - 2015-11-25, 15:35

grzegorz_ napisał/a:
JolantaElżbieta napisał/a:
A co z małżeństwami gdzie oboje pobierali się jako ludzie wierzący, a potem jedna strona stwierdza, że jednak nie jest wierząca i odchodząc do innej mówi, że to światopogląd był przyczyną niemożności dogadania się, chociaż przez całe lata nie pisnęła ani słowem, że to jest jakiś problem, dopiero potem okazuje się, że był? Czy tej niewierzącej stronie powinno się dać odejśc?


Jolanta,
Realny problem (i wynikające z tego konflikty) nie jest w tym czy ktoś wierzy czy nie, tylko
jak ta wiara wpływa na codzienne życie.
Przykład?
Mąż chce obejrzeć mecz w TV i wypić piwo, a żona marudzi...."chodź sie pomodlimy razem",
albo
Mąż chce seksu w poniedziałek, a żona mówi... ok w poniedziałek, ale za tydzień, bo tak wypada wg kalendarzyka
Mąż uważa, że ojciec dyrektor to....a żona słucha Radia M 24 g na dobe


A jeśli tego typu konfliktów nigdy nie było? A po latach usprawiedliwieniem dla odejścia staje się stwierdzenie, że to przez wiarę??

A podam Ci taki przykład:
Mąż chce obejrzeć mecz w TV i wypić piwo, a żona marudzi...."chodź pogadaj ze mną",


To jakie tutaj jest podłoże konfliktu i niemożność dogadania się w małżeństwie??

Czy w dalszym ciągu uważasz, że to wiara jest przyczyną konfliktu, a nie brak dobrej woli do kompromisów i wzajemnego szacunku dla siebie???

Anonymous - 2015-11-25, 15:39

monis napisał/a:
....

Czyż ludzie żyjacy w niesakramentalnych związkach nie potrzebuja Boga??
Jego opieki? Modlitwy też potrzebują....wspólnoty....poczucia ze pomimo iż zgrzeszyli nie są wykluczeni na zawsze....jakoś napietnowani....


A jak pogodzić potrzebę bycia z Bogiem z trwaniem w grzechu???

Moja koleżanka zerwała konkubinat po paru latach, tak jej ciążyło to, że żyje w grzechu i że może w nim umrzeć, że woli być sama.

Anonymous - 2015-11-25, 15:42

monis napisał/a:
grzegorz_ napisał/a:
JolantaElżbieta napisał/a:
A co z małżeństwami gdzie oboje pobierali się jako ludzie wierzący, a potem jedna strona stwierdza, że jednak nie jest wierząca i odchodząc do innej mówi, że to światopogląd był przyczyną niemożności dogadania się, chociaż przez całe lata nie pisnęła ani słowem, że to jest jakiś problem, dopiero potem okazuje się, że był? Czy tej niewierzącej stronie powinno się dać odejśc?


Jola a Ty uwierzyłaś w to stwierdzenie mężowi??
Może po ludzku chciał Ci dokopać celując w czuły punkt? I przy okazji usprawiedliwić swoje postepowanie?

I zgadzam się z grzegorzem w ocenie realnych wpływów wiary i praktyk na relacje małżeńskie.

wiara i jej przezywanie to dystretna, delikatna sprawa.


Może, tego nie wiem, a może ucieka w ten sposób przed wyrzutami sumienia Ale wyznawał przez całe małżeństwo te same zasady, nigdy nie kwestionował roli Kościoła, bronił mnie w rozmowach, gdy atakowano mnie za to, że jestem wierząca i obciążano winą za czarną ospę i inkwizycję. A teraz okazuje się, że udawał, no i wreszcie może być sobą.

Anonymous - 2015-11-25, 16:03

STOPka napisał/a:
twardy napisał/a:
Może Bóg postawił Ciebie na jego drodze w jakimś celu?

naprawdę tak myślisz? a ja myślałam, że jest na odwrót


Jedno nie wyklucza drugiego :-D

Anonymous - 2015-11-25, 16:54

STOPka napisał/a:
twardy stąd mój wątek i pierwsze myśli - czy to nie jest trochę sprzeczne, że prowadzi obie wspólnoty, bo jeśli ksiądz mnie pyta/stwierdza "a co jeśli nie jest możliwy powrót..." to coś tu nie gra


"Różne motywy, takie jak brak wzajemnego zrozumienia, nieumiejętność otwarcia się na relacje międzyosobowe i inne, mogą w przykry sposób doprowadzić ważnie zawarte małżeństwo do rozłamu; często nie do naprawienia".
"Niech wiedzą duszpasterze, że dla miłości prawdy mają obowiązek właściwego rozeznania sytuacji. Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo. Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne".
Pkt. 83 i 84 Familiaris Consortio, Św. Jan Paweł II
Czyli wszystko gra. :-)

Anonymous - 2015-11-25, 18:23

JolantaElżbieta napisał/a:
monis napisał/a:
....

Czyż ludzie żyjacy w niesakramentalnych związkach nie potrzebuja Boga??
Jego opieki? Modlitwy też potrzebują....wspólnoty....poczucia ze pomimo iż zgrzeszyli nie są wykluczeni na zawsze....jakoś napietnowani....


A jak pogodzić potrzebę bycia z Bogiem z trwaniem w grzechu???

Moja koleżanka zerwała konkubinat po paru latach, tak jej ciążyło to, że żyje w grzechu i że może w nim umrzeć, że woli być sama.


no popatrz...sama sobie dopowiadasz
i własnie, żeby odnaleźć "to" w sobie są takie duszpasterstwa
i bardzo dobrze, że są



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group