To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Mąż zdradził - chce wrócić, ale ja mu nie wierzę...

Anonymous - 2015-12-13, 18:42

Ech...
Najpierw pyta o moje decyzje względem małżeństwa i dziękuje mi za pokierowanie go na 12 kroków, a na drugi dzień robi awanturę, wykręca zmieniony zamek, wraz z teściami wylewa na mnie wiadro pomyj, straszy rozwodem.......
Co jest z tym człowiekiem???? :-(

Anonymous - 2015-12-13, 21:33

Parvati, przytulam Cię mooooocno! :-)

Będę się dziś modliła za nas obie. Wiesz, że u mnie też dziś dół po awanturze z teściową i mężem. Myślę, że czasami jednym z elementów przyczyniających się do powstawania kryzysu małżeńskiego są niestety teściowie. Moja teściowa była od dnia naszego ślubu przekonana, że je syn jest nieszczęśliwy i przez te wszystkie lata żałowała go, jak ciężko pracuje, że ma tyle dzieci i obowiązków, że jest niedoceniany itd. Jestem przekonana, że takimi małymi kamyczkami budowała w moim mężu poczucie niespełnienia, zasiewała ziarno kryzysu. I wyrosły z tych ziaren, aż dwa duże drzewa- dwie kochanki- dwie próby znalezienia szczęścia. Nawet przez moment nie wierzę w tą ułudę szczęścia w którą wszedł teraz mój małżonek, rozbijając dwie rodziny. Wiem, że bez Boga nigdy nie odnajdzie spokoju i szczęścia, a cały jego ułudny świat pryśnie.

Parvati, zostaje tylko ufność w Bogu i cierpliwość oraz modlitwa. Ja mam wrażenie, że w Twoim przypadku :evil: atakuje, bo widzi, że Twój mąż mu się wymyka, że ma wątpliwości, że przechyla się w dobrą stronę ,a jego sumienie coraz częściej reaguje. Dlatego :evil: próbuje się bronić, wyszukuje sposoby by Ciebie wyprowadzić z równowagi, byś reagowała złością, płaczem, tak jak nie chce tego widzieć Twój mąż.

W pierwszym moim dniu pobytu na tym forum ktoś polecił mi "Podręcznik pierwszej pomocy..." to była dla mnie super lektura. Staram się za radą autorów dostrzegać ataki :evil: w wypowiedziach, zachowaniu mojego męża. Mimo, że to wiem i tak jestem ułomna i ciągle daję się sprowokować. Jak mówi moja Ciocia, teraz przed Świętami :evil: będzie atakował częściej i mocniej. Zatem trzymajmy się Boga! Ja idę z Nim w parze, wiem, że był ze mną w dniu ślubu i nigdy mnie nie opuścił. Czasem mam do Niego pretensje, czasem się z Nim kłócę, ale lepszego, wierniejszego i miłosierniejszego Towarzysza Życia nie można sobie wymarzyć.

Ściskam Cię mocno Siostro w niedoli.

Anonymous - 2015-12-13, 21:57

Dziękuję, Aniu. Też pomodlę się za nas!
Czytałam ten podręcznik pierwszej pomocy - i staram się nie postrzegać mojego męża jak wroga, tylko jak zakładnika zła. Mój mąż sam powiedział, że on jeszcze jest bez Boga, w mocy zła. Pewnie coś dzieje się w jego sercu. Widzę, że wcale nie jest szczęśliwy, choć pewnie ma teraz jakieś zadowolenie fizyczne i psychiczne. Jak długo tak będzie żył? Czy to mu wystarczy? Jaka jego droga do Boga? - na te pytania nie poznam odpowiedzi, nie w moich to kompetencjach, muszę to przyjać jako niewiadome, do Boga należące.
Ostatnio byłam na rozmowie duszpasterskiej z naszym proboszczem, była piękna, długa spowiedź; modliliśmy się o łaskę przebaczenia dla mnie względem mojego męża, kochanki i teściowej (teraz mi doszedł jeszcze teść po wczorajszych akcjach) i potem mi ksiądz powiedział, że właśnie teraz będę atakowana przez złe duchy, więc gdy tylko złe myśli mi się pojawią, powinnam odmówić modlitwę: "Panie Jezu, wyrzekam się wszelkich złych duchów. Zabierz je teraz pod Swój Krzyż i zrób z nimi, co zechcesz, a mnie - córkę Twoją - ochroń przed ich wpływem. Wzywam Cię, Panie, na pomoc; niech będzie chwała i dziękczynienie Bogu Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu!"
Mówię i mówię, i mówię - pomaga.
Ostatnia noc była ciężka - mocowałam się jak Jakub - teraz już rozumiem dobrze tę historię biblijną - moje zwątpienie przeciwko zawierzeniu Bogu. Łzy, płacz, cierpienie, skarga do Pana. A rano znowu modlitwy o uwolnienie od złych duchów. W południe - nadzieja w Panu. Po południu - uświadomienie sobie, że do życia w pokoju powołał mnie Chrystus i decyzja w pewnej ważnej kwestii. Wieczorem - spokojna u rzeczowa rozmowa z mężem, nawet parę rzeczy udało się ustalić.
Chwała Panu!

Anonymous - 2015-12-13, 23:48

Chwała Panu!
Anonymous - 2015-12-20, 13:46

Och, wczoraj trudny wieczór, trudne emocje....
Ja w pracy, a mąż zabrał dzieci na cały dzień do kochanki - byli u niej z jej rodziną, ubierali tam razem choinka - no rodzinka normalnie.... Wrócili z torbami prezentów i z kubkiem lukru, po czym mąż zasiadł z synem do składania domku piernikowego sprezentowanego przez kowalską.
Powiedziałam, że nie toleruję tego w moim domu, że niech to sobie robi tam, jak już musi. On na to zaczął mnie atakować, że ja powoduję kłótnie, które odbijają się na dziecku; że ja dla własnego ja potrafię zrobić wszystko (ciekawe, co takiego... że odważyłam się zaprotestować przeciwko przekraczaniu moich granic?), że ja wciągam dzieci w swoje herezje (to o religii pewnie).
Zmieniłam się ostatnio - pracuję nad sobą, podczas wymiany zdań nie odpowiadam złością i wybuchami, tylko mówię spokojnie i rzeczowo - i on wykorzystuje to przeciwko mnie, mówiąc, że zrobiłam się dziwna, że ktoś mną steruje, że patrzę się jak idiotka, że jestem fałszywa i on ma tego dosyć. Ja na to mu odpowiedziałam, że on przekracza w tej rozmowie moje granice, więc nie pozwolę się obrażać i nie będę rozmawiać i wychodzę. Ubrałam się i chciałam wyjść - nie pozwolił mi iść, bo miał zaraz wychodzić do pracy. Nie ustąpiłam, koniec końców to on ubrał się i wyszedł do tej pracy.
I taki klimat przedświąteczny :-/

Odkąd zaczął się ten romans, niekiedy nie ppoznaję mojego męża - gdy ja zaczynam komunikować swoje potrzeby i stawiać granice (a do tej pory niestety miałąm z tym problem), to wylewa się z niego taka złość, jakby normalnie sam :evil: przez niego przemawiał. Taka ciemna strona wychodzi z niego, aż jestem zdziwiona tą nienawiścią. Czy to grzech tak niszczy człowieka?
Nieraz jest normalny, a nieraz :evil: z niego wyłazi......

Chwilami nie mam już sił........

Anonymous - 2015-12-20, 18:08

Kochana Parvati,
głowa do góry. Tak chyba wygląda droga zdrowienia małżeństwa: raz góra raz dół.
Zdradziciel jest raz po jednej jasnej stronie raz po drugiej- ciemnej. I :evil: ciągnie tą linę na swoją stronę wszystkimi metodami. A Bóg spokojnie, opanowanie i daje czas.
Czytając wpisy na forum - każdy związek przechodzi ze stanu spokoju , stagnacji w nagły atak i spór. Nie wiem czy można zrobić coś by było inaczej? Może bardziej doświadczeni nam podpowiedzą?
Mój mąż zachowuje się identycznie. Jednego dnia uśmiechnięty, zrelaksowany, rozmawia rzeczowo i spokojnie. Następnego dnia zachowuje się jak granat bez zawleczki- wystarczy jedno zdanie lub ton i wybuch, atakuje, oczernia. Niestety nie zawsze udaje mi się zachować spokój i uniknąć wciągnięcia w awanturę, a potem żałuję. Jak sobie analizuję to zawsze dam się wyprowadzić z równowagi o spór o rzecz dla mnie istotną lub bolesną jakby :evil: doskonale wiedział gdzie i w co uderzyć.

Mąż teraz zmienił taktykę, ma mi za złe że mówię znajomym iż nas opuścił i dla kogo. Już praktycznie nic nie mówi o sobie, ani o swoich poczynaniach, o kochance też. Ja zmieniłam zdecydowanie się też wobec niego i staram się go ignorować, grzecznie a rzeczowo ustalam tylko najpotrzebniejsze rzeczy i też nic o sobie nie mówię, a nawet nic o tym co w domu i nie pytam. Wiem, że pyta dzieci.
Już chyba 10 razy zmieniał decyzję co do Wigilii, czy będzie u nas czy nie. Po ostatniej awanturze powiedziałam, że ma się zdecydować i mnie powiadomić. Mota się chłop, bo kochanka zostaje sama, bez dzieci, a rodzina nie akceptuje tego co zrobiła. Mój mąż też nie ma gdzie iść, teściowa wyjeżdża, więc będą świętować sami i " upajać się wolnością i miłością, która ich połączyła".

Jak się zdecydował, że wyprowadza się na koniec listopada, to perspektywa Świąt wyglądała dla mnie jak dramat. Teraz im bliżej, robię swoje, przygotowuję, sprzątam, będę piekła pierniki i czasami łza mi popłynie, ale w głębi duszy wiem, że po coś to jest. Mój mąż musi doświadczyć tęsknoty za tym co było, za tym co znane, co zawsze było dla niego oczywiste, za domem pachnącym potrawami i głośnym radością dzieci.

Nie zazdroszczę obojgu. Będą wspierać się w swojej samotności i tęsknocie. Nawet kowalska, która porzuciła dzieci chyba odczuje ich brak w Wigilię....
Postaraj się Kochana nie myśleć za dużo. Wbij się w ferwor przygotowań. też upiecz pierniki, kup dzieciom pisaki i perełki do ich zdobienia. Zabawa będzie super, a piękniejszych pierników na pewno nie mieli u kowalskiej. A lukier wylej, bo może z arszenikiem? ;-)

Mąż pewnie otrzeźwieje i choćby dla dzieci będzie chciał przyjść na Wigilię. Ściskam Cie mocno i ramionami i modlitwą :-D

Anonymous - 2015-12-29, 14:50

Ech, od kilku dni mam huśtawkę emocjonalną - raz mam nadzieję i wierzę Panu, a raz myślę, że już nic nie będzie dobrze,skoro do takich rzeczy dochodzi....
Mąż nie przyszedł na Wigilię ani do mnie i dzieci, ani do swoich rodziców. Generalnie ze mną w święta czasu nie spędził, tylko głównie z kowalską i jej nastoletnimi dziećmi.... Ale najgorsze było to, że zabrał synka, żeby nocował u babci, a okazało się, że był z nim na noc u kochanki i dziecko widziało, jak tata poszedł spać do łóżka z ciocią,a on sam został położony w drugim pokoju do łóżka z inną ciocią, czyli córką kowalskiej... :-(
Dla mnie sytuacja, w jakiej zostało postawione moje dziecko jest niedopuszczalna; do tego stopnia, że zapowiedziałam mężowi, że skoro nie potrafi sie ze mną dogadać, to sprawę jego widzeń z dziećmi będzie musiał rozstrzygnąć sąd rodzinny. Póki co podjęłam decyzję, że muszę zrezygnować z pracy w weekendy, żeby moje dziecko nie spotykało się z tamtą kobietą i nie widziało pseudorodzinnej sielanki, jaką uprawia mój mąż. To się moze skończyć moim zwolnieniem z pracy.... :-(
Łamię się coraz bardziej; cierpię z poowdu tego, że mój mąż w sowje cudzołóstwo wciągnął dziecko i nie widzi w tym nic złego....
Nie wiem, jak do niego dotrzeć
mam w sobie lęk przed stanowczymi krokami typu sądy, ale chyba nie będę miała wyjścia, jak inaczej nie da rady....
na razie planuję na spokojnie i po ludzku porozmawiac z nim w neutralnym otoczeniu na temat "poukładajmy rozrzucone klocki po naszym małżeństwie, ustalmy jak ludzie swoje granice i zasady dla dobra dzieci, spiszmy iumowy, zróbmy to w obecności notariusza i mediatora rodzinnego, a potem żyjmy w poprawnym stunkach dla dobra dzieci"
Tylko to przychodzi mi do główy. Co myśłicie?

Anonymous - 2015-12-29, 15:26

parvati napisał/a:
Ech, od kilku dni mam huśtawkę emocjonalną - raz mam nadzieję i wierzę Panu, a raz myślę, że już nic nie będzie dobrze,skoro do takich rzeczy dochodzi....
Mąż nie przyszedł na Wigilię ani do mnie i dzieci, ani do swoich rodziców. Generalnie ze mną w święta czasu nie spędził, tylko głównie z kowalską i jej nastoletnimi dziećmi.... Ale najgorsze było to, że zabrał synka, żeby nocował u babci, a okazało się, że był z nim na noc u kochanki i dziecko widziało, jak tata poszedł spać do łóżka z ciocią,a on sam został położony w drugim pokoju do łóżka z inną ciocią, czyli córką kowalskiej... :-(
Dla mnie sytuacja, w jakiej zostało postawione moje dziecko jest niedopuszczalna; do tego stopnia, że zapowiedziałam mężowi, że skoro nie potrafi sie ze mną dogadać, to sprawę jego widzeń z dziećmi będzie musiał rozstrzygnąć sąd rodzinny. Póki co podjęłam decyzję, że muszę zrezygnować z pracy w weekendy, żeby moje dziecko nie spotykało się z tamtą kobietą i nie widziało pseudorodzinnej sielanki, jaką uprawia mój mąż. To się moze skończyć moim zwolnieniem z pracy.... :-(
Łamię się coraz bardziej; cierpię z poowdu tego, że mój mąż w sowje cudzołóstwo wciągnął dziecko i nie widzi w tym nic złego....
Nie wiem, jak do niego dotrzeć
mam w sobie lęk przed stanowczymi krokami typu sądy, ale chyba nie będę miała wyjścia, jak inaczej nie da rady....
na razie planuję na spokojnie i po ludzku porozmawiac z nim w neutralnym otoczeniu na temat "poukładajmy rozrzucone klocki po naszym małżeństwie, ustalmy jak ludzie swoje granice i zasady dla dobra dzieci, spiszmy iumowy, zróbmy to w obecności notariusza i mediatora rodzinnego, a potem żyjmy w poprawnym stunkach dla dobra dzieci"
Tylko to przychodzi mi do główy. Co myśłicie?


Ja też bym moim dzieciom na to nie pozwoliła. Popieram. Są inne zdania na ten temat, ale moje jest takie. Oczywiście trzeba to zrobic w taki sposób, żeby dziecka nie poranić dodatkowo, ale sama ide dla mnie jedyna.

Anonymous - 2015-12-29, 15:34

parvati napisał/a:
na razie planuję na spokojnie i po ludzku porozmawiac z nim w neutralnym otoczeniu na temat "poukładajmy rozrzucone klocki po naszym małżeństwie, ustalmy jak ludzie swoje granice i zasady dla dobra dzieci, spiszmy iumowy, zróbmy to w obecności notariusza i mediatora rodzinnego, a potem żyjmy w poprawnym stunkach dla dobra dzieci"

To dobry pomysł. Zabezpiecz dzieci i siebie. A także omów zasady kontaktów ojca z dzieckiem. Wypracujcie jakiś kompromis.
I pamiętaj o dobru dziecka. Ono nie jest winne, że tata znalazł sobie kowalska.....

Anonymous - 2015-12-29, 22:26

Parvati, ja jeszcze przed wyprowadzką męża powiedziałam mu, że mój bezwzględny warunek to to, by widywał się z dziećmi, spędzał wakacje bez obecności Kowalskiej. Udało mi się wydusić z niego podpis pod takim oświadczeniem. Też zaproponowałam mu wizytę u notariusza i podpisanie intercyzy, oświadczenia o wysokości płatności na dzieci do których się zobowiąże oraz właśnie oświadczenia o kontaktach z dziećmi. Stwierdziłam, że do końca roku dam z tym spokój, bo sprawa jest świeża i chciałam spokojnie przejść przez Święta.

Myślę, że pomysł jest dobry, jednak adwokat z którym się kontaktowałam poradził mi, bym do notariusza przyszła już z gotowymi ustaleniami jeśli się da, a jak nie to można pomóc sobie poprzez mediatora.

Też nie zgodziłabym się na kolejna wizytę dziecka, gdyby mój mąż zachował się jak Twój i jeszcze położył syna spać w obcym domu z obcym dzieckiem. To niedopuszczalne. Powiedz mu, czy pomyślał i w którym momencie o psychice dziecka? Nie mógł się z nim położyć sam? Ten jeden raz kowalska by zwiędła z tęsknoty, wiedząc, że śpi obok w pokoju ze swoim synem?

Ci nasi mężowie to już rozumy postradali.

Anonymous - 2015-12-29, 23:07

Ja też się wybieram do notariusza, tylko najpierw muszę włąśnie z mężem poczynić owe ustalenia - na jedno spotkanie nie przyszedł, bo "w pracy gorący okres". Odpuściłam, bo było to przed świętami; teraz ma się odezwać, ale na razie cisza, mam nadzieję, że po nowym roku zjawi się u mnie w pracy w tej sprawie - o ile jeszcze będę pracować, bo mogą mi podziękować, skoro nie będę dyspozycyjna w weekendy :-(
To oświadczenie o kontaktach bez kowalskiej to tez u notariusza podpisałaś? Jaką to ma moc? Jak będzie egzekwowane, sprawdzane?

Mam do męża ogromny żal za to, że nie położył się sam z synem - a wiem, że zawsze lubili taki kontakt; syn byłby szczęsliwy, bo tęskni za nim. Ale nie, wolał pójść spać z kowalską, a syna położyć z 18-letnią panną. Jakby matka nie mogła spać z córką.... I on jeszcze ma czelność zwierzać się szwagierce: Wiem, że to niemoralne, ale robię to dla szczęścia dziecka, bo on się tam ze mną dobrze czuje.... Bezczelność.
Opanowałam się na tyle, że nie wdawałam się w dyskusje, tylko zapowiedziałam, że już więcej syna nie zabierze do tej kobiety, a sprawę może rozstrzygnąć sąd rodzinny. Zrezygnuję z pracy w weekendy, trudno - jeśłi stracę tę pracę, to będzie płacił na mnie alimenty. A onn zapowiedział, że nic na mnie nie zapłaci.

No nic, emocje trochę opadły - czekam na spotkanie w sprawach finansowych, zobaczymy, co on powie na mediatora i notariusza i na to wszystko. Do sądu nie chcę iść, ale będę musiała, jeśli się nie dogadamy.

Cały czas mam w sobie jeszcze strach przed takimi rozwiązaniami, bo myślę, że to przeważy szalę i znienawidzi mnie i jeszcze bardziej przysunie się do kowalskiej (a święta pokazały, że jest pod coraz większym jej wpływem, niestety). Z drugiej strony, ja tak jak Ty, Aniu, uważam, że jeśli ma wrócić, to tylko nawrócony - z innym nie będę odbudowywać związku, to mój warunek. Pytanie tylko: czy mimo nawrócenia on przebaczy mi te wszystkie działania? :-(

A tak w ogóle co myślicie o podejściu "rozstańmy się w przyjaźni"? Zakładając, że granice i sprawy formalne są ustalone zgodnie z oczekiwaniami stron i dobrem dzieci. Czy jest ktoś na forum, kto w poprawnych stosunkach i kulturalnie funkcjonuje ze zdradzającym małżonkiem? Bo ja jestem w stanie sobie to wyobrazić, z zastrzeżeniem, że wyraziłam jasno i dobitnie swoje zdanie dotyczące jego cudzołóstwa (że to grzech i krzywda dla rodziny), natomiast nie pouczam, nie wzbudzam wyrzutów sumienia, nie szarpię się, nie stawiam wymagań, których on i tak nie chce spełnić, tylko mówię: jesteś wolny, Twoje sumienie, i nie przeszkadzajmy sobie żyć, skoro nie jesteśmy w stanie teraz się spotkać....
Da się tak?
Bo wiecie - człowiek oszczędza sobie w ten sposób nerwów (w końcu do życia w pokoju powołał nas Pan),a i jeśłi kiedyś może może miałoby coś się odrodzić, to raczej nie z darcia kotów...

Anonymous - 2015-12-30, 14:34

parvati napisał/a:
A tak w ogóle co myślicie o podejściu "rozstańmy się w przyjaźni"

nie czytałam jeszcze o takim przypadku na forum, ale nie wykluczam że ktoś żyję w przyjaźni z mężem po rozstaniu....
ja bym sobie zadała pytanie czy taka osoba która oszukuje, kłamie, lawiruje między dwiema kobietami, krzywdzi dzieci, może być moim przyjacielem.....?
widzę parvari że boisz się swoim stanowczym działaniem spowodować większy rozłam w małżeństwie
ale będąc "miękką" tracisz resztki szacunku w oczach męża, bo wtedy on jeździ po Tobie jak mu się podoba, a Ty wtedy wylewasz tu żale
masz świetne pomysły co powinnaś zrobić, pozostaje je tylko wcielić w życie, jak najszybciej....
trzymaj się dzielnie i niech Bóg Cię prowadzi

Anonymous - 2015-12-30, 15:01

[quote="landis85"]
parvati napisał/a:

ja bym sobie zadała pytanie czy taka osoba która oszukuje, kłamie, lawiruje między dwiema kobietami, krzywdzi dzieci, może być moim przyjacielem.....?


Wiesz, nie chodzi o przyjaźń jako najwyższą formę miłości. Chodzi o niedarcie kotów ze sobą, raczej może koleżeństwo, poprawne stosunki czy jak to tam nazwać. Oczywiście, że przynjam,niej jedna strona wolałaby związek partnerski. ale nieraz się po prostyu nie da - obie lub jedna ze stron nie są gotowe; za dużo się stało,z a wiele do wybaczenia itp, itd. I co wtedy? Lepiej drzeć ze sobą koty czy żyć w pokoju, załatwiając możliwie jak janklulturalniej sprawy formalne? Domyślam się, że to strasznie ciężkie emocjonalnie, kiedy łaczyło nas tak dużo i targały nami silne emocje. Ale może się da, kiedy na razie nie da się inaczej...?
Czy taki ktoś może być moim kolegą...? Trudne pytanie - ale muszę starać się patrzeć na męża bożymi oczami. To przychodzi wraz z przebaczeniem - nie jest już dla mnie tylko krzywdzicielem, lecz również cżłowiekiem zagubionym, w mocy zła, który przecież może się nawrócić. Ale ja go do tego nie zmuszę, co nie znaczy, że cały czas mam go łąjać batem po plecach - nie jestem Bogiem, co osądza jego sumienie.

landis85 napisał/a:
widzę parvari że boisz się swoim stanowczym działaniem spowodować większy rozłam w małżeństwie
ale będąc "miękką" tracisz resztki szacunku w oczach męża, bo wtedy on jeździ po Tobie jak mu się podoba, a Ty wtedy wylewasz tu żale
masz świetne pomysły co powinnaś zrobić, pozostaje je tylko wcielić w życie, jak najszybciej....


tak, to prawda, jeszcze się boję
ale już zaczynam stawiać granice - wzbudza to złość, a nawet wściekłość u mojego męża
Mój plan ugód przed mediatorem/notariuszem może się nie powieść - wtedy będę zmuszona faktycznie iść do sądu. Jeszcze po cichu liczę na to, że uda mi się dogadać z mężem....
Jak to wszystko pogodzić ze szczerą rozmową, w której dokonam aktu ekspiacji i przyznam przed nim i sobą samą, że miałam duży udział w kryzysie? W którym przeproszę za wszystko, o czym miałam świadomość, że go krzywdziłam? I ani nie napiszę słowa usprawiedliwienia, ani nie będę przerzucać winy na niego, ani w ogóle nie będę pisać o nim?
Jak to wszystko poukładać?
Pytanie do Pana Boga ;-)

Anonymous - 2015-12-30, 17:58

Parvati, ja emocjonalnie jestem na identycznym etapie, co Ty. Też z jednej strony nie chcę zaogniać sytuacji i wolałabym się polubownie dogadać. Z drugiej strony odrobiłam "lekcje" i zrobiłam rachunek sumienia, czym przyczyniałam się do kryzysu, czym raniłam męża. Myślę, że mój mąż nie jest gotowy na przyjęcie moich przeprosin, bo jak mu wspomniałam już w jednej z rozmów, że wiem, że on też mógł się czuć zraniony moim postępowaniem to podszedł ł do tego obojętni. Raz tylko zapytałam go czy ja może czegoś nie zauważyłam, coś zlekceważyłam nie widząc jego walki o nasz związek? On szczerze i spokojnie powiedział wtedy, że wie, że go kocham i że widział moje starania a sam nic nie zrobił od 10 lat by to małżeństwo umocnić, by było lepiej. Cenne i to, ale nic z tego wyznania nie wynika.
Dobrze, że zdał sobie z tego sprawę i tyle. Mnie utwierdził, że moja walka była tylko jednostronna i nie mogło to się inaczej skończyć jak rozpadem...

Co do oświadczenia o zasadach widywania dzieci, to napisałam to odręcznie i podpisał, ale będę chciała to mieć również w formie dokumentu notarialnego. Uprzedzę go tym. Mój adwokat mówił, że nie ma to mocy wiążącej, ale przy ewentualnym rozwodzie lub sprawie o kontakty z dziećmi może być wzięte pod uwagę. Ja napisałam w tym piśmie, że zasady moralne kowalskiej są diametralnie różne od mojego systemu wartości i nie życzę sobie, by taka osoba kontaktowała się i miała jakikolwiek wpływ na wychowanie moich dzieci.

W styczeń daje sobie na ustalenia z moim mężem, a w lutym idę do notariusza lub prawnika. Na razie mój mąż twierdzi, że "rozwód nie jest mu do niczego potrzebny, bo on zawsze mówił, że się już nigdy nie ożeni. A kowalskiej albo to odpowiada albo nie". ja już w nic nie wierzę, bo kowalska robi z nim co chce i za chwile dowiem się, że się szykuje do ślubu.

Kocham męża- tak, chcę by wrócił nawrócony- tak, ale zabezpieczyć dzieci i siebie muszę. Tez mam obawy, że go to upewni, że dom już nie jego, rodzina- nie jego i musi sobie układać na stałe nowe życie. Spodziewam się emocji i walki przy ustaleniach, ale cóż...

Dobrze byłoby usłyszeć głos nawróconego męża po takich przejściach, jak on to odbierał?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group