To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Mąż zdradził - chce wrócić, ale ja mu nie wierzę...

Anonymous - 2015-11-08, 11:32

dowody na co?
na zdradę czy na to, że mieszka gdzie indziej?
na zdradę to nie znajdę, jeśli już zakończył romans, co jest prawdopodobne
ja sama na pewno go nie wyśledzę, bo pracuje w terenie, w nienormowanych godzinach, a poza tym wieczorem siedzę z dziećmi w domu. Musiałabym kogoś poprosić, a za bardzo nie mam kogo...

Anonymous - 2015-11-08, 15:39

parvati piszesz:

Cytat:
Kwota na dzieci - rozmawiałam, ustaliliśmy, ale jednak nie przekazał mi....


Chcesz powiedzieć, że Twój mąż nie łoży na dzieci?

Cytat:
Chyba złożę pozew o alimenty...


Chyba?
Nie dziwię się wcale, że on nie traktuje Cię poważnie. Dajesz na to przyzwolenie.

Pozwalasz tak się traktować....bo jesteś za "miękka"?

Ja nazwałabym zupełnie inaczej tę Twoją przypadłość.

Skoro nie chcesz podjąć się żadnych zmian odnośnie swojej postawy wobec męża, zatem nie narzekaj tylko dumnie noś tę Twoją "miękkość" i ponoś jej konsekwencje.

Anonymous - 2015-11-08, 16:22

Łoży na dzieci. Jak potrzebuję, to mówię i mi daje.
Ale jednej konkretnej ustalonej kwoty mi nie przekazał. Fakt, nie umiałam tego dopilnować. Przyjęłam raz i drugi pieniądze w mniejszej kwocie zamiast dopilnować tego ustalenia.
Wiem, że muszę się wziąć za siebie - wymagać więcej, kochać bardziej stanowczo, bardziej dbać o swoją godność, szacunek dla siebie....

Dziś się dowiedziałam od niego, że przebaczył mi moje małżeńskie przewinienia, ale swojej zdrady sobie jeszcze nie przebaczył.
Wysłałam mu konferencję dra Guzowicza, powiedział, że na pewno się zapozna.

Anonymous - 2015-11-28, 23:27

Powracam po przerwie.
Dużo się działo.
Powrót mojego męża był niestety tylko pozorny.
To było cztery tygodnie temu. To, co działo się do dnia dzisiejszego przez te cztery tygodnie to głównie moje zaczynania rozmów, jego słabe tłumaczenia, ucieczki od tematu, brak konkretów, ciągłe proszenie o czas, że on to musi przetrawić, że musi dojrzeć do rozmowy... Nie wiem, może za bardzo nacisnęłam - nawet nie to, że codziennie nakłaniałam do rozmowy, ale tu jakiś sms, tam sms, tu podgadywanie, tam jakieś zapytanie - może nadal czuł się osaczony, może to dla niego za szybko? nie wiem...
Zastanawiam się, dlaczego tak się stało - że przyszedł z chęcią odbudowy, a po kilku dniach jednak odsunął się i wrócił do tamtej.... Dlaczego tego romansu ie zakończył (choć kłamał, że tak)? Jaki błąd popełniłam? Może to, że chciałam od niego informacji - kiedy to się zaczęło i kto to był? Może to, że pozwoliłam się całować, przytulać, okazałam mu zainteresowanie i pożądanie - za wcześnie? Zapytałam go o to, to powiedział: Aaa, bo nasze relacje była takie... i zabrakło mu słów. Może po prostu jest jeszcze pod wpływem tamtej (hormony, seks i te sprawy). A może po prostu mnie nie kocha? Takie pytania mi chodzą po głowie...

Teraz wróciliśmy do punktu wyjścia. Mąż zachowuje się tak okropnie, jak na początku romansu. Znów złością i czepialstwem maskuje swoje wyrzuty sumienia. Jest na mnie zły, bo tydzień temu powiedziałam o wszystkim jego rodzicom. Wściekłość już mu wprawdzie przeszła trochę, ale nadal jest obcy.... Ciekawa jestem, czy po tym przyjdzie znowu pozorny powrót - nie wiem, ale już drugi raz nie dam się tak skrzywdzić.

Jak postępować..? Mam problem ze stawianiem granic. Raz powiedziałam, że czekam na rozmowę do końca miesiąca, a jak nie, to pakuję jego rzeczy - ale po tym wycofałam te słowa, mówiąc, że przemyślałam sprawę i nie będę go wyganiać z domu, który jest też jego.
Za dobra jestem - mówiłam mu o Bogu, o swojej wierze, o tym, że najlepszą dla niego sprawą byłoby nawrócenie - ale rzucałam perły przed wieprze. Wprawdzie widać było, że myślał nad tym wszystkim, przyznał też, że jest daleko od Boga i ciężko mu się zbliżyć - ale co z tego, skoro i tak żyje z kochanką?
Już mi się nie chce tłumaczyć, mówić o wierze itp.

Obojetnieję już na to wszystko, zaczynam odpuszczać. Zaczynam kochać twardą miłością. Idę złożyć pozew o alimenty, myślę też o separacji kościelnej. Już mi się coraz mniej chce starać. Po ostatnich raniących słowach w trakcie kłótni widzę, że nie będzie mi łatwo przebaczyć... (a myślałam, że to już...) Znów mam wiele żalu do niego, nawet złości. On też mi jednak wcale nie przebaczył - tylko, że on w przeciwieństwie do mnie nic nie robi w tym kierunku... Potrzebuję wyciszenia. Muszę zająć się sobą, pogłębieniem relacji z Bogiem. Muszę dojrzeć do przebaczenia. Nie chcę na razie z nim rozmawiać, nie chcę z nim mieszkać.
Czy to się jeszcze da naprawić? - tego nie wiem........

Anonymous - 2015-11-29, 13:49

Parvati, gdyby mąż prawdziwie chciał wrócić, gdyby jego intecje były czyste...wróciłby.
Zwłaszcza, że nie "robiłaś mu pod górkę" i byłaś na ten jego powrót otwarta.

Kochanki też mają swoje oczekiwania. Często, po czasie beztroskiej ekscytacji same zaczynają stawiać warunki, nie chcą być tylko kochankami ale mają aspiracje by stać się żonami, nieważne że kolejnymi, ale jednak żonami.

Pseudopowroty zdradzaczy do żon jakże często są sposobem by skutecznie ostudzić zbyt duże oczekiwania kochanek, na których realizację zdradzacze wcale nie mają ochoty.

Kiedy taki "wraca", stwarza pozory powrotu, kochanka często odpuszcza i godzi się z faktem bycia tym kim jest....
Wtedy konsumpcyjny i całkowicie bezrefleksyjny styl życia mężczyzny może zakwitnąć w pełni.
Ma już wszystkie atuty pozwalające mu na swobodne oscylowanie między dwoma paniami, żoną i kochanką, ubiegającymi się o niego, jak o puchar przechodni. Co takiego zatrzyma?

To jeden z możliwych scenariuszy wydarzenia w którym wzięłaś zupełnie nieświadomie udział.

parvati napisał/a:
Jak postępować..? Mam problem ze stawianiem granic.


Parvati, ćwicz się w tym, w czym masz problem. A do nauki, nakłaniam Cię, podejdź nadzwyczaj poważnie.

Anonymous - 2015-11-29, 18:39

Co do stawiania granic ja nadal mam z tym problem nie wiem co jest dopuszczalną granicą a co już poza te granice wybiega.
Czytałaś może Dobsona,,Miłość potrzebuje stanowczości" ?
Po przeczytaniu tej książki zdałam sobie sprawę że..przed ślubem byłam bardziej stanowcza i potrafiłam stawiać granice chociaż wtedy kochałam miłością ,,bardziej gorącą".
Teraz chyba dojrzałam , kocham inaczej a może mniej mi już zależy po tym wszystkim..

Dobrze że powiedziałaś rodzicom męża o waszej sytuacji, powinni o tym wiedzieć.
Kolejna sprawa, powinnaś wymienić zamki w drzwiach, mąż powinien się zapowiadać z wizytami. Skoro nie chce dzielić z wami codzienności ...Nie może wchodzić i wychodzić kiedy zechce to tak jak bys mu dawała przyzwolenie aby dzielił swój czas pomiędzy dwa domy.Chce odwiedzać dzieci, wspaniale ale Ty może w tym czasie pójdziesz na spacer, po zakupy czy do koleżanki.
Pokaż że bez niego też żyjesz , potrafisz żyć i dajesz sobie radę.

Założenie sprawy o alimenty to kolejny krok, mąż nie robi łaski ze daje pieniądze na dzieci a ty nie powinnaś o to prosić to jego obowiązek.

Powiedz mężowi że nadal go kochasz i czekasz na jego powrót i zawsze jest mile widziany w waszym domu, jednak Ty tez masz swoje życie i po swojemu organizujesz sobie czas.

Nie proś o rozmowę, nie wypytuj na dzień dzisiejszy to nic nie da.

Wiem że to wszystko jest trudne na dzień dzisiejszy ale ja tez przeszłam przez cos podobnego. Miotałam sie strasznie , nie wiedziałam co robić, chciałam wszystko na juz. Żadne prośby, grożby nie skutkowały,płakałam, pałałam rządzą zemsty a jednocześnie tak strasznie kochałam. Popełniłam masę błędów. Trudno jest stawiać granice kiedy serce krwawi a ukochanej osobie chciało by sie u stóp złożyc cały świat.

Anonymous - 2015-12-01, 12:45

Powoli zaczynam stosować zasadę twardej miłości.
Zamek już jest wymieniony. Mojego męża poinformowałam, że jeżeli chce coś z domu, to poproszę wcześniej sms. Zapytał się, po co ten zamek, więc ja mu na to, że dom to nie magazyn, tylko miejsce, gdzie żyją ze sobą bliscy sobie ludzie. I że jeżeli on zrezygnował z tego miejsca, to ja będę tworzyć ten dom dla siebie i dzieci wg własnych przekonań, reguł i potrzeb. Odpisał mi tylko: "Z dzieci nie zrezygnowałem".
I to mnie zabolało. Czuję się tak, jakby mi powiedział: Z ciebie zrezygnowałem.
Ale dyskusji żadnej nie podjęłam; nie będę rozmawiać z kimś, kto nie jest gotowy na szczerą konstruktywną rozmowę. Nie będę rzucać pereł przed wieprze w sytuacji, gdy on na razie błądzi i jedyne, na co może się zdobyć to usprawiedliwianie swojego zachowania poprzez wytykanie mi błędów.
Z dziećmi kontaktów oczywiście mu nie ograniczę.
W poniedziałek idę do sądu z wnioskiem o alimenty, może nawet wcześniej się uda.
Wczoraj w końcu pomalowałam drzwi, któe mąż miał pomalować w wakacje. W czwartek przychodzą przyjaciółki, żeby mi doradzić w sprawie wystroju pokoju (też to miało być z mężem zrobione....), jedna z nich zawiezie mi okiennicę do szklarza. I jeszcze parę spraw jest do zrobienia, ale ufam, że sobie poradzę, bo zdecydowałam się przerwać krąg milczenia i wyjść do ludzi, poproszę sąsiada i przyjaciół (są to wspólni przyjaciele moi i męża mam w nich wsparcie ).

Muszę zawierzyć Bogu - ciągle jeszcze i jeszcze, jeszcze mocniej, jeszcze bardziej - on teraz będzie Ojcem dla moich dzieci.
A myśl, że mój mąż może wybrać tamtą kobietę i nie wrócić do mnie nigdy - już staje się coraz mniej straszna.
Wierzę, że Pan mnie podźwignie i uleczy. Proszę Go o łąskę przebaczenia.
Na razie to się jeszcze nie dokonało i nie chcę mieszkać z mężem (a tydzień temu jeszcze inaczej mówiłam...) Ale wierzę, że Bóg będzie mi i moim dzieciom błogosławił.

Anonymous - 2015-12-01, 20:52

parvati napisał/a:
Powoli zaczynam stosować zasadę twardej miłości.
Zamek już jest wymieniony. Mojego męża poinformowałam, że jeżeli chce coś z domu, to poproszę wcześniej sms. Zapytał się, po co ten zamek, więc ja mu na to, że dom to nie magazyn, tylko miejsce, gdzie żyją ze sobą bliscy sobie ludzie. I że jeżeli on zrezygnował z tego miejsca, to ja będę tworzyć ten dom dla siebie i dzieci wg własnych przekonań, reguł i potrzeb. Odpisał mi tylko: "Z dzieci nie zrezygnowałem".
I to mnie zabolało. Czuję się tak, jakby mi powiedział: Z ciebie zrezygnowałem.
Ale dyskusji żadnej nie podjęłam; nie będę rozmawiać z kimś, kto nie jest gotowy na szczerą konstruktywną rozmowę. Nie będę rzucać pereł przed wieprze w sytuacji, gdy on na razie błądzi i jedyne, na co może się zdobyć to usprawiedliwianie swojego zachowania poprzez wytykanie mi błędów.
Z dziećmi kontaktów oczywiście mu nie ograniczę.
W poniedziałek idę do sądu z wnioskiem o alimenty, może nawet wcześniej się uda.
Wczoraj w końcu pomalowałam drzwi, któe mąż miał pomalować w wakacje. W czwartek przychodzą przyjaciółki, żeby mi doradzić w sprawie wystroju pokoju (też to miało być z mężem zrobione....), jedna z nich zawiezie mi okiennicę do szklarza. I jeszcze parę spraw jest do zrobienia, ale ufam, że sobie poradzę, bo zdecydowałam się przerwać krąg milczenia i wyjść do ludzi, poproszę sąsiada i przyjaciół (są to wspólni przyjaciele moi i męża mam w nich wsparcie ).

Muszę zawierzyć Bogu - ciągle jeszcze i jeszcze, jeszcze mocniej, jeszcze bardziej - on teraz będzie Ojcem dla moich dzieci.
A myśl, że mój mąż może wybrać tamtą kobietę i nie wrócić do mnie nigdy - już staje się coraz mniej straszna.
Wierzę, że Pan mnie podźwignie i uleczy. Proszę Go o łąskę przebaczenia.
Na razie to się jeszcze nie dokonało i nie chcę mieszkać z mężem (a tydzień temu jeszcze inaczej mówiłam...) Ale wierzę, że Bóg będzie mi i moim dzieciom błogosławił.


Dzielna kobietka :-)

Anonymous - 2015-12-01, 21:47

Super się zachowałaś :-)
Nie, z dziećmi nie można ograniczać kontaktu to wasze wspólne dzieci.
Dobrze ze nie wdawałaś się w dyskusje i tak oprócz kłótni nic by z tego nie wynikło.
Bardzo dobrze sobie radzisz, trzymam kciuki aby było juz tylko lepiej.

Anonymous - 2015-12-10, 20:53

AniN, wydzieliłem dla Ciebie osobny wątek tutaj:

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=13787

Nie będziemy "okupować" wątku parvati, której w ten sposób zwracamy jej wątek do jej dyspozycji.

Anonymous - 2015-12-10, 21:29

Twardy, dziękuję . Sama pomyślałam, że niepotrzebnie rozpisałam się na wątku Parvati.
Parvati, przepraszam. Wspieram Cię modlitwą i wierzę, że dla naszych małżeństw Bóg przygotował odrodzenie ale w odpowiednim czasie.

Anonymous - 2015-12-11, 13:54

Niew szkodzi ANiu, pomodlę się za Ciebie :-)

A u nas chyba znów szykuje się pozorny powrót. Mąż przyjechał do mnie do pracy i siedział dwie godziny, podejmował rozmowy na temat przyszłości. A właściwie ni etyle rozmowy, co pytania - sondował mnie czy chcę z nim dalej być; podpytywał, czy jakieś decyzje już podjęłam. Widzę, że bada mnie, szuka oznak słabości albo siły. Do domu oczywiście się nie wprowadza, ukłądu z kochanką nie chce kończyć - nie pytałam, nie podejmowałam tematu, ale widzę to po jego zachowaniu. Widzę że chciałby mieć gdzie wrócić, a jenocześńie cieszyć się kochanką. A może chce sobie załatwić bezproblemowe Święta z ułudą w tle?
Ale ja już nie taka głupia. Tak łatwo mnie nie nabierze ;-)
Dalej konsekwentnie trzymam się koncepcji twardej miłości. Nie naciskam go, nie rozmawiam z nim, nie udaję, że wszystko w porządku - czekam na dobry czas, ale on jeszcze nie nadszedł. Mój mąż ma w sobie wiele złości, jeszcze nie ma skruchy, jeszcze chętnie by łapał za słówka, jeszcze próbuje mnie obarczać za przeszłość - ale nic z tego, nie daję się sprowokować.
On raz się złości, a raz pokazuje, jaki to on "biedny miś" - jak to on wiele zrobił złego i nie wiadomo, czy ja mu to jeszcze wybaczę, czy ja będę chciała jeszcze z nim być.... JAk to on daleko od Boga, w siłach zła, błądzi, a ja już krok dalej w rozwoju duchowym....
No cóż - ja go pod swoje skrzydła nie wezmę. Powiedziałąm mu, że potrzebuję czasu na podjęcie życiowej decyzji, a on niech się zwróci do Boga. On na to, że nie wie, nie umie - chyba się wstydził bezpośrednio zapytać, od czego zacząć rozwój duchowy. Powiedziałam, żeby wpisał w google 12 kroków i zaczął od pierwszego. Tyle.
Widzę, że żąda ode mnie jakichś deklaracji na jego korzyść, a jednocześnie na pytanie: czy już wybrałeś, z kim chcesz żyć, nie odpowiada nic. WIęc widzę, że się nie ma co cieszyć na powrót. Jedyne, z czego mogę się cieszyć, to to, że chociaż próbuje, coś tam w jego sercu dzieje się; jeszcze na Boga jego serce nie jest całkowicie zamkniete. Ale to już jego droga do Boga - ja kompetencji w tej kwestii nie mam.

Idę ścieżką Pana, Jemu zawierzam, On mnie prowadzi. Błogosławię swojego męża, modlę się za niego i jego kochankę, wszelkie cierpienie oddaję za jego wulonienie. I wierzę , że Bóg błogosławi naszemu małżeństwu :-)

Jak być dalej żoną mądrą i stanowczą w obliczu takiego postępowania męża? - to pytanie na najbliższe dni. Stoję przed decyzją: alimenty czy separacja? Kościelna czy urzędowa? Nie wiem, nie wiem....

Anonymous - 2015-12-11, 14:23

Separacje fizyczną już masz. Zastanów się nad ochroną przed długami ewentualnymi zaciąganymi przez męża.
Zyczę Ci dobrych decyzji, które są trudne.
Pozdrawiam

Anonymous - 2015-12-11, 14:37

Kochana Parvati,
uważam, że powinnaś się cieszyć takimi próbami męża. Też nie mam doświadczenia w tej materii, ale myślę, że coś dobrego zaczyna się dziać w Jego sercu i sumieniu. Kruszą się lody. Dobro walczy ze złem. Pewnie to jeszcze wymaga czasu zanim będzie w stanie definitywnie powiedzieć TAK, CHCĘ WRÓCIĆ, ale to już bliżej niż dalej.

Myślę, że trudno zdradzaczom przyznać się przed sobą i całym światem, że popełnili błąd i umotywować dlaczego chcą wracać do związków, w których działa im się ta...ka krzywda. To chyba jedna z większych ludzkich barier.

Na nawrócenie i odnalezienie drogi do Boga też potrzeba czasu.
Ja liczę na ogrom Miłosierdzia Bożego, bo mój mąż był minimum 10 lat daleko od Boga, więc modlę się by Bóg pozwolił mu wrócić na swoje ścieżki w szybszym tempie.

Modlę się za Ciebie i pozdrawiam serdecznie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group