To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Mąż zdradził - chce wrócić, ale ja mu nie wierzę...

Anonymous - 2015-11-04, 20:24
Temat postu: Mąż zdradził - chce wrócić, ale ja mu nie wierzę...
Cześć, witam się na forum.
Pokrótce opowiem moją historię: jesteśmy małżeństwem od 8 lat, pobraliśmy się z miłości, przed Bogiem. Mamy dwoje dzieci, 6 lat i rok. Ostatnie 3 lata to powolne oddalanie się od siebie, zaniedbania emocjonalne i seksualne, nawet nie było jakiegoś mega kryzysu, walki na noże, kłótni - po prostu odsuwanie się od siebie, brak szacunku do siebie.... Mąż mnie zdradził; gdy to odkryłam, wyprowadził się, nie mówiąc dokąd, twierdząc, że to nie moja sprawa. Był w jakimś amoku, obwiniał mnie, traktował jak psa - wytrzymałam, cierpiąc naiwnie. Nawet jeszcze starałam się namówić go do powrotu, stosując różne argumenty. Nic nie pomagało. W końcu gdy odpuściłam, zaczął się budzić z tego amoku.
2 tygodnie temu zadeklarował, że mnie kocha, że będzie się starał naprawiać małżeństwo. Ale.... do domu nie wraca. Przyznał się do zdrady (wcześniej szedł w zaparte, że nie), twierdzi, że z nią nie mieszkał; że wynajmuje pokój w okolicach swojej pracy - adresu nie podał. Jest typem z problemami z komunikacją, mało mówi, mało się otwiera, jest zblokowany (po części pewnie dlatego , że jest DDA). Mówi, że zakończył romans, jednocześnie nie chce/nie jest w stanie? opowiedzieć mi kiedy i dlaczego do tego doszło. Ja już nie wiem, w co mam wierzyć - chce ze mną żyć, kocha mnie, ale do domu nie wraca? Dlaczego? Nie potrafię zrozumieć. On nie potrafi się wysłowić, mówi, że potrzebuje czasu, żeby nie na hop siup, że "to nie są łatwe sprawy", że trudno mu mówić, że będzie pracował nad sobą.
Ja to psychicznie znoszę już coraz gorzej, bo pracuję nad sobą i chciałabym w końcu wiedzieć na czym stoję, a jego postawa tylko miesza mi w głowie. Nie wiem, czy mnie tylko zwodzi i próbuje obłaskawić, żeby nie podała go o alimenty? czy sam nie wie, czego chce? Jestem pełna złości na niego za to, co mi zrobił. Powiedziałam mu, że nie wiem, czy coś z tego będzie; że ja na pewno nie chcę takiego partnera, który zdradza, kłamie, nie szanuje itp., że nie wierzę, by on się zmienił.
Nawet nie wiem, do czego mam się szykować - skoro się nie wprowadza z powrotem, to nie wiem, czy do mnie wróci. Nie wiem, gdzie przebywa. Nie wiem, czy na pewno zakończył romans (po jego zachowaniu mogę myśleć, że tak, bo mu już szajba nie odbija, jak wcześniej) - ale z drugiej strony może on ma nadzieję jeszcze na coś u tamtej?
Nie wiem nic, nie wiem, jak mam postępować....
Już nawet nie wiem, o co mam się modlić. Staram się być blisko Boga, to pomaga.
Co tu robić???
Na razie jestem stanowcza - nie znam prawdy, nie mieszkasz w domu, więc nie traktuję cię jak męża. Ale trudno tak wytrzymać, kiedy się kocha, i kiedy codziennie ma się kontakt ze względu na dzieci.

Anonymous - 2015-11-04, 20:48

Witaj Parvati na naszym forum

Ja poleciłbym Ci na początek lekturę książek "Rozwinąć skrzydła" oraz "W drodze do siebie". Dostępne za darmo tutaj:
http://www.rozwinacskrzydla.pl/

Pozwolą Ci one lepiej zrozumieć syndrom DDA.

Przy okazji przypominam, że na naszym forum staramy się chronić naszą prywatność. Dlatego pisząc na forum staraj się nie podawać szczegółów umożliwiających identyfikację Twojej rodziny.

Anonymous - 2015-11-04, 20:48

parvati,
witaj na forum.
Na poczatek poprosze jako moderator abys piszac o sobie i malzonku zachowala bezpieczna anonimowosc nie zdradzajac jakichs szczegolow charakterystycznych tylko dla was, po ktorych mozna was rozpoznac w realu. Powinnas tu i poza forum czuc sie calkowicie bezpieczna, aby nikt nie mogl wykorzystac do swoich celow Twojej historii w przyszlosci raniac ciebie, meza lub dzieci.

parvati napisał/a:
Na razie jestem stanowcza - nie znam prawdy, nie mieszkasz w domu, więc nie traktuję cię jak męża. Ale trudno tak wytrzymać, kiedy się kocha, i kiedy codziennie ma się kontakt ze względu na dzieci.


Stawianie i zachowywanie madrych granic nie jest latwe, ale jest wlasnie wyrazem milosci. Fakt, ze bliskim naszemu sercu czesto odchylamy furtke i pozwalamy, aby te granice pokonywali, gdyz na dluzsza mete zdaja sie nam okrutne lub niepotrzebne. Lamiemy sie i w zaleznosci od tego komu i w jakiej sytuacji pozwalamy na takie przejscie chylkiem to albo tego potem zalujemy, albo gdy to doceni bardzo sie cieszymy. Dlatego rozumiem Cie doskonale, ze wytyczylas taka granice, daje Ci ona poczucie bezpieczenstwa i jak dla mnie powinnas sie tego trzymac. Dopoki maz nie podejmie wyraxnych i stanowczych krokow ku uzdrowieniu siebie i malzenstwa dopoty ta granica jest potrzebna wam obojgu.
Cytat:
Ja to psychicznie znoszę już coraz gorzej, bo pracuję nad sobą i chciałabym w końcu wiedzieć na czym stoję, a jego postawa tylko miesza mi w głowie.

Niestety zlo w rodzinie tak wlasnie dziala, oslabia lub niszczy jedna strone i stara sie to zrobic takze z druga, wtedy rodzina calkiem sie rozpada. Dopoki jednak choc jedna strona nie poddaje sie to istnieje szansa na odbudowe, a raczej madra budowe od nowa relacji, ktora sie popsula. My tu tworzymy wspolnote ludzi, ktorzy wlasne zycie oraz rodziny odbudowujemy na fundamencie wiary w Jezusa Chrystusa, wiec skoro i dla Ciebie to wazne to trafilas w dobre miejsce, gdzie i Ty nas i my Ciebie wesprzemy i cieplym slowem i modlitwa, a moze i jakas rada tez bedzie Ci pomocna. :-D Rozgosc sie zatem, witamy.

Anonymous - 2015-11-05, 08:38

Dziękuję za dobre przyjęcie.
Książki na pewno przeczytam (też jestem DDA, wybieram się na terapię, a mąż też myśli o tym).
Kompletnie tylko nie wiem, jakie są jego zapatrywania na przyszłość. Gdyby tylko komunikował, to już może bylibyśmy o krok do przodu..... Ale dla niego żaden moment nie jest dobry na rozmowę. Myśli, że robi dobrze, ale nie rozumie, że każdy dzień oddala nas od siebie.
Nie wiem, może to wszystko zbyt świeże jeszcze - zdradzać zaczął mnie na pocz. września; w połowie wyprowadził się z domu, gdy mu zrobiłam awanturę z powodu odkrycia tego faktu...

ja nie zawsze mam nadzieję na bycie razem - praktycznie wszystko musiałoby się zmienić - musiałby się nawrócić do Boga i zacząć psychoterapię - mam obawy, że temu nie podoła........

Anonymous - 2015-11-05, 09:58

Witaj parvati:)

parvati napisał/a:
Powiedziałam mu, że nie wiem, czy coś z tego będzie; że ja na pewno nie chcę takiego partnera, który zdradza, kłamie, nie szanuje itp., że nie wierzę, by on się zmienił.

Wyznaczenie granic pomoże w uzdrowieniu waszego małżeństwa.
Nawet jak będzie to bardzo trudne, nie łam się.

Jeśli tylko Mądrość i Dobro będzie Tobą kierować, to pomimo różnych przeciwności, uda się.

Anonymous - 2015-11-05, 13:45

Parvati

Mąż może mieć co prawda problemy z komunikacją, ale jeśli deklaruje, że kocha, że chce wrócić to chyba można oczekiwać jakichś konkretów, gdzie teraz mieszka, kiedy dokładnie chce wrócić, itd...

Z Twojej strony z kolei powinny zostać postawione jakieś warunki.
Rozwiązanie typu : hurra, jestem szcześliwa mężu, że wracasz.....nie sądzę aby było wskazane.
Jakie warunki?
Szczera rozmowa, wyjaśnienie sytuacji, wspólna terapia małżeńska.

Anonymous - 2015-11-06, 11:21

No właśnie żadne konkrety ze strony mojego męża nie padły. Padły tylko ogólnikowe, mgliste twierdzenia: "ja potrzebuję czasu", "mi jest trudno", "układam to w głowie"... I tak sobie układa i układa, a mną się nie przejmuje, że ja czekam, i że każdy dzień jest dla mnie potencjalnie oddalający od porozumienia - bo nie ma szczerości, nie ma żadnych konkretów; żaden moment nie jest dobry na rozmowę, jest tylko udawanie, że wszystko jest w porządku.

Wczoraj rano przelało mi się z tego powodu. Jak zobaczyłam męża, szczerzącego zęby do dzieci, robiącego sobie śniadanie jak gdyby nigdy nic, to mu wykrzyczałam, że jest podłym zdrajcą i kłamcą i ma znikać z mojego życia, i tym podobne epitety. Ta złość po prostu wylała się ze mnie i nie mogłam tego powstrzymać. Nie jestem z tego dumna, o nie.
I myślę, że gdyby on komunikował, to może byśmy byli o krok dalej, zamiast nurzać się w takich niskich uczuciach.
Niestety nie mam na to wpływu. On ma swoje tempo i zdaje się, że nie obchodzi go moje napięcie spowodowane tą sytuacją. On chce rozmawiać tylko na jego warunkach - kiedy on będzie gotowy, kiedy on będzie chciał.
Ja już nie wiem, jak ja mam się w ogóle zachowywać wobec niego jak przychodzi. Mam udawać, że nic się nie stało? - to jest jego metoda, w tym jest dobry. Ale ja nie chcę tak. Gdy proszę o rozmowę, to on zaczyna okopywać się w swojej twierdzy. Gdy wyczuje, że mi zależy, zaczyna być chłodny; chce, żeby o niego się starać... A to przecież on zdradził i odszedł, ja nie mogę się starać o jego powrót. To jest jego rola.
Raz jest czuły i pyta, czy ja już nie chcę być z nim? A raz jest chłodny, nie okazuje miłości, wychodzi z domu bez słowa. Rozumiecie coś tego?

Anonymous - 2015-11-06, 12:25

Dopóki nie będzie konkretów będziesz żyła w zawisie, w poczuciu beznadziejnośći w złości i właśnie takich sytuacjach jak ta rano....

Postaw mu granice w końcu.
Bo tylko utwierdzasz męża ze Ci przejdzie, że można zamiatać pod dywan, że może sobie robić śniadanka i wchodzić i wychodzić z domu jak z hotelu.
Że może traktować Cie jak powietrze albo czule jak mu się chce.

Nie pozwalaj na to bo takimi zachowaniami tylko utwierdzasz go w bezkarności.

Nie bój się. Osoby pokroju Twojego meża tylko czekają aż ktoś za nich coś załatwi. Czyli postaw mu granice, realne granice........

Bo teraz on jest w komfortowej sytuacji a Ty się miotasz....

Anonymous - 2015-11-06, 12:49

parvati napisał/a:
Raz jest czuły i pyta, czy ja już nie chcę być z nim?
A raz jest chłodny, nie okazuje miłości, wychodzi z domu bez słowa.
Rozumiecie coś tego?


Owszem, to klasyczna metoda kija i marchewki.

To metoda ludzi posługujących się manipulacją.
Niekoniecznie po to by osiągnąć jakieś konkretny cel, ale czasem po prostu dla uzyskania satysfakcji z utrzymywania innych pod KONTROLĄ, dla zabawy.......że tak wprost napiszę.

Raz nęci czułością, by po utwierdzeniu się w przekonaniu że jesteś mentalnie od niego zależna, że nie stracił owej kontroli i fanu z niej płynącego, owiać Cię chłodem....i pozostawić bez słowa, samą z Twoimi myślami.

Zadbaj o swoją psychikę- koniecznie, to priorytet.
Będąc dłużej w takich gierkach, biorąc w nich udział, stracisz bezpowrotnie trzeźwą ocenę sytuacji.

Granice - twarde jak tylko się da są wprost niezbędne.
No i oczywiście praca nad sobą.
Potrzebny Ci psycholog by dał Ci narzędzia potrzebne do ochrony siebie.

Anonymous - 2015-11-06, 14:31

Nie wiem, jak postawić granice w sytuacji, gdy mamy dzieci.
Mąż codziennie rano przyjeżdża po starszego i odwozi go do przedszkola - mam go nie wpuścić do domu? Oskarży mnie o utrudnianie kontaktów z dziećmi.
Jest zameldowany w mieszkaniu tak samo jak i ja, ma swoje klucze, nie odda mi.
Jedyna rada, że zamknę na wewnętrzną zasuwę - będzie się dobijał.
Mam spakować jego rzeczy i wysłąć do jego rodziców? Uprzedzić go o tym, czy nic nie pwoiedzieć tylko to zrobić? Może do teściów zadzwonić i powiedzieć, żeby szykowali miejsce, bo transport przyjedzie?
Boję się, że wtedy to już w ogóle z tego małżeństwa nic nie będzie.....
Mam złożyć pozew o alimenty małżeńskie? - myślę o tym coraz intensywniej.
Mam z nim w ogóle nie gadać? Traktować jak powietrze?
Czasem jednak potrzebuję pomocy przy dzieciach - jestem sama, nie mam żadnej rodziny...
Teraz też jestem chora, mam zapalenie zatok, nie dam rady wszystkiego załatwić sama bez jego pomocy.
Strasznie to trudne....
Nie chcę uwierzyć, że mój mąż może być takim manipulatorem....
Nie chcę wyjść na tą złą - on pewnie mnie oskarży o rozbijanie małżeństwa...

Anonymous - 2015-11-06, 18:29

parvati napisał/a:
Nie wiem, jak postawić granice w sytuacji, gdy mamy dzieci.

Gdyby dzieci nie było, wiedziałabyś?

To kwestia przekonania, że stawianie granicy czemuś służy. Tobą powoduje głównie strach przed ich postawieniem, bo jak piszesz:
parvati napisał/a:
Nie chcę wyjść na tą złą - on pewnie mnie oskarży o rozbijanie małżeństwa...

&
parvati napisał/a:
Oskarży mnie o utrudnianie kontaktów z dziećmi.

&
parvati napisał/a:
Boję się, że wtedy to już w ogóle z tego małżeństwa nic nie będzie.....


Idąc tym tokiem rozumowania to faktycznie nie masz żadnego ruchu, bo cokolwiek zrobisz to mąż Ciebie o coś oskarży. Brzmi to groteskowo zważywszy na mężowskie "dokonania".
Świadczy to także o Twojej marnej pozycji w tych "negocjacjach".

Więc może pytanie do Ciebie:
czy jest jakiś rodzaj granic które mogłabyś postawić i je UTRZYMAĆ (to warunek), których postawienie nie sprawi że poczujesz się winna?

Mąż nie mieszka z Wami a Ty nie dość że nie masz dostępu do jego mieszkanai to na dodatek nie wiesz gdzie on pomieszkuje, czy sam czy z kimś.
Choć w fazie deklarownego (choć w bardzo mglisty sposób) powrotu jego działania powinny być absolutnie transparentne, przede wszystkim by wzbudzić Twoje zaufanie a także pozwolić Ci przejść przez ten proces jak najłagodniej. Tak niestety nie jest.

I nie chodzi bynajmniej by mu kontakt z dziećmi ograniczyć, w żadnym razie.
Dobrze że mąż przyjeżdża po dziecko i ma z dziećmi kontakt, lecz ten kontakt powinien wynikać ze wspólnych ustaleń.
Moje pytanie brzmi:
ustalałaś coś zgodnie ze swoimi oczekiwaniami, czy nawet nie pomyślałaś czego tak faktycznie oczekujesz?

Przecież możesz męża zostawić z dziećmi podczas jego wizyt, oczywiście zgodnych z wcześniejszymi ustaleniami.
W ten sposób może byłaby okazja by nawiązała się większa więź międy mężem i dziećmi.
Roczny maluch potrzebuje stałej uwagi, zatem mogłabyś ten wolny od dzieci czas przeznaczyć tylko dla siebie. Nie musisz chyba asystować przy jego wizytach.

Nie możesz też mężowi zabronić by przychodził jak jemu się podoba ale możesz przynajmniej i powinnaś zasygnalizować że taki styl wizyt nie podoba się tobie, w zamian proponując inny, zgodny z Twoimi oczekiwaniami.

Nie wiem czy dostajesz od niego pieniądze, ale możesz o tym porozmawiać i ustalić SWOJĄ stawkę. Informacja o tym, że jeśli nie będzisz dostawać pieniędzy regularnie, jakie będą Twoje następne kroki - czyli jasny komunikat, czego chcesz i co zamierzasz jeśli on się z tego nie wywiąże (alimenty) jest też wskazaniem na granice.



Masz z nim rozmawiać, wszak macie dzieci i wiele wspónych spraw. Lecz rozmowa nie powinna odbywać się z pozycji osoby wyczekującej na jego przyjazne gesty.

Anonymous - 2015-11-06, 20:06

Witaj, widze ze Twój mąż ma podobny charakter do mojego czyli trudny :-/
kenya dobrze radzi ustal z nim konkretna kwote na utrzymanie siebie i dzieci.
Może tu zle poradze i troszkę brzydko ale ja zwyczjnie wysledziłabym go aby sie dowiedziec gdzie mieszka i ewentualnie z kim. Miałabys przynajmniej jasnośc ze cie nie okłamuje.

Anonymous - 2015-11-08, 10:02

No właśnie niestety moja pozycja jest marna - wiem o tym, zapracowałam sobie na to przez lata wiecznym dawaniem ostatniej szansy, niekonsekwencją, nieumiejetnością stawiania granic. On o tym wie i wykorzystuje to.
Gdyby nie było dzieci zdecydowałabym się w końcu postawić radykalne kroki. Bez dzieci wszystko byłoby prostsze.....

Jeśli chodzi o kontakt z dziećmi, to ja nie ustalałam niczego. On tak sobie postanowił, tak wcielił to w życie i koniec. Wygląda na to, że wie, że nie musi się ze mną liczyć... :-( Jestem za miękka.
Nie za bardzo wiem, jak miałabym to zmienić. To, że przychodzi codziennie i zabiera dziecko do przedszkola, pasuje mi - wtedy ja już nie muszę gonić, mogę się skupić na odstawianiu drugiego do żłobka. Chodzi tylko o to, żeby nie udawał, jak to wszystko jest dobrze..... Jak mam się mentalnie odseparować?
Wieczorami nie przychodzi do dzieci - to jest dla mnie problem, bo jednak uważam, że nie powinnam zostawać sama z nimi, on ma przecież obowiązki wobec rodziny. Prosiłam, żeby ustalić choć jeden dzień w tygodniu, żeby wieczorami zajął się dziećmi, ale sprawa się rozmyła, bo ma taką pracę, że "ciężko cokolwiek ustalić".
W weekendy się opiekuje, bo ja przez większość weekendów w mscu pracuję - niestety, kilka tygodni temu to wyglądało tak, że przez 2 czy 3 weekendy zabierał dzieci do kochanki; teraz ostatnio już nie - może faktycznie zerwał to.

Kwota na dzieci - rozmawiałam, ustaliliśmy, ale jednak nie przekazał mi....
Chyba złożę pozew o alimenty...

Kwestia jego rzeczy - większość jest w domu, zabrał tylko niektóre ubrania i rzeczy osobiste. Chyba te rzeczy spakuję, a z teściami otwarcie porozmawiam jak jest, i wyślę te rzeczy do nich. Nie wiem tylko, czy mu coś mówić wcześniej....

Anonymous - 2015-11-08, 10:34

Parvati, bardzo Ci współczuję. Trzeba to dobrze rozegrać. Dobrze, że się radzisz. Posłuchaj porad mądrych, przemodlij to i zastosuj się do nich ściśle bez rozważania. Mi trudno poradzić. Na pewno postarałabym się o dowody.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group