To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Kryzys był "wczoraj", dziś jest nadzieja!

Anonymous - 2015-10-25, 07:35
Temat postu: Kryzys był "wczoraj", dziś jest nadzieja!
Witam wszystkich użytkowników forum, którzy zechcieli poświęcić chwilę i przeczytać historię, dwojga ludzi,których 15 lat temu połączyła przysięga małżeństwa. Słowa i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
Znaczenie i sens tych słów w moim sercu w różnych chwilach mojego życia nabierały różnego znaczenia. A czasem wręcz udawałam że ich nie wypowiedziałam. Że nie przysięgłam przed Bogiem. Albo że ta przysięga nie ma żadnego znaczenia.
Dziś wiem jak bardzo się myliłam! To jedne z najważniejszych słów w moim życiu.
Historia zapewne jakich wiele, dwoje młodych ludzi postanawia razem iść przez życie. Na początku szczęśliwi, mają pracę, potrafiliśmy cieszyć się z najmniejszych rzeczy, wspólnie kupionej lampki nocnej, czy po prostu z czasu spędzonego razem.
W 2009 roku spotkało nas największe szczęście jakiego pragnie małżeństwo. Urodziła nam się córka. Mała sarenka, która przewróciła nam świat do góry nogami. Jest dziś dla mnie i chyba dla mojego męża największym życiowym sukcesem.
Ale to był też czas początku kryzysu. Ja po wielu latach aktywności zawodowej, bycia między ludźmi, z dnia na dzień zostałam zamknięta w domu, z małym człowieczkiem, który umiał "dać popalić". I tak trwałam choć w głowie rodziło się coraz więcej strachów. I tu popełniłam swój pierwszy błąd. Zabrakło mi determinacji,otwartości i zaufania do mojego męża żeby z nim o tym porozmawiać. Żeby powiedzieć szczerze co czuję, czego się boje i czego oczekuję. A on utopił się w pracy. Nie dlatego że chciał uciekać. Tak chyba myślę o tym dziś. Tylko dla niego najważniejszą rzeczą stało się zapewnić nam byt, żeby jego dziewczynom niczego nie brakowało.
Kiedy nasza córcia rosła, we mnie też rosło poczucie że się duszę. Że nic w życiu już nie osiągnę. I wtedy w naszym życiu pojawił się on. Społecznik na stanowisku, który szukał ludzi młodych, zaangażowanych, którzy chcą robić coś dobrego dla innych. Mój mąż bardzo szybko rozszyfrował jego intencje. Bardzo szybko zrozumiał, że jest to człowiek który dla swoich własnych ambicji, dla rozgłosu i poklasku zrobi wszystko. Wykorzysta drugiego człowieka w każdej ze sfer życiowych. W tym miejscu słowa przysięgi przestały dla mnie istnieć. Pęd za doczesnym, złudnym szczęściem zwyciężył w mojej głowie i pozwolił mi popełnić grzech. To nie jest łatwe napisać że miałam romans. Długotrwały, obrzydliwy grzech gościł w moim życiu. Nie usprawiedliwiam się. Nie szukam rozgrzeszenia. Chcę tylko żeby każdy kto będzie to czytał zrozumiał, że to co jest złudnym szczęściem nigdy nie zwycięża prawdziwej miłości. Miłości Boga.
Mój mąż walczył o mnie. Wtedy uruchomiły się w nim wszystkie cechy których tak bardzo mi brakowało w trakcie małżeństwa. Był ciepły. Czuły. Pokazał mi jak wielką miłości mnie darzy chcą wybaczyć mi zdradę. Przekonywał że jest dla nas szansa. Że jest dla nas nadzieja. Ale ja była głucha na jego słowa. Byłam głucha na miłość.
Pewnego dnia chyba po prostu przestał walczyć. Nie wiem czy przestał wierzyć. Ale walczyć już nie walczył. Funkcjonowaliśmy gdzieś obok siebie, spotykając się z racji dziecka. Choć dziś widzę jedną rzecz. Zawsze kiedy potrzebowałam pomocy on był. Bezwarunkowo.
Romans pewnego dnia się skończył. Po prostu. Mimo że nie obyło się bez żali, krzyków, pretensji. Każde z nas poszło w swoją stronę. Chyba sama przed sobą muszę się przyznać że wiem dlaczego się skończył. W moim sercu cały czas biła myśl która nie dawała mi spokoju. Złamałaś przysięgę! Zgrzeszyłaś! Czułam do siebie odrazę. I dziś wciąż to czuję.
Każdego dnia swoim zachowaniem próbuje przeprosić za to Pana Boga. Nie wiem czy kiedyś mi się to uda. Ale będę próbować. Każdego dnia!
I wiem że Pan Bóg wybrał kiedyś dawno temu mnie i mojego męża. Żebyśmy stworzyli rodzinę. To słowo jest wielkie samo w sobie. Bo powinno dawać siłę, powinno dawać nadzieję.
Kiedy na wiosnę tego roku mój mąż postanowił że złoży pozew rozwodowy we mnie obudził się strach. Nie myliłam się. On znalazł kogoś z kim chciał spędzić resztę życia.
Pierwszy raz od wielu lat wtedy rozmawialiśmy szczerze. Usłyszałam że nic już do mnie nie czuje. Że przestałam mieszkać w jego sercu. Wtedy myślałam, że mi się po prostu należy ta kara. I wtedy moja wiara w nas się umocniła. Poszłam do kościoła po raz pierwszy od wielu lat. I usłyszałam od księdza że wiele osób wraca do Boga w chwilach kryzysu. Zapytał czy jestem gotowa być z Bogiem kiedy kryzys minie? Nie wiem czy byłam gotowa. Po prostu zawierzyła. I w Jego ręce oddałam swój los. Rozpoczął się dla mnie mozolny proces. Mimo smutku i załamania każdego dnia wstawałam, szłam do pracy, wychowywałam dziecko, uczyłam się cieszyć z drobnych rzeczy, dziękować Bogu za małe radości, rozwiązywać mniejsze i większe kłopoty dnia codziennego. I kiedy sobie "porozmawiam" z Panem Bogiem nie czuję się wcale taka samotna. Zaraz po rozwodzie cywilnym, kiedy szukałam informacji i historii podobnych do moich trafiłam na to forum.
To było jak objawienie. Przez ileś miesięcy śledziłam wpisy, czytałam, zastanawiałam się aż chyba dorosłam żeby napisać ten post. A dojrzałam do tego ponieważ stało się coś niewiarygodnego. Tak jak zawierzyłam Bogu, tak On postanowił mi chyba dać w życiu szansę.
Mój mąż, nasze dziecko i ja pojechaliśmy razem na wakacje. To było dla mnie jak nowe życie. Moja wiara że nie wszystko stracone znalazła namacalny dowód na istnienie Boga. Na to że wiara czyni cuda. Jakże banalne stwierdzenie, którego siły nie doceniamy na co dzień.
Od kilku miesięcy próbujemy zbudować miłość i rodzinę na nowo. Nie jest łatwo. Mój mąż ma w sobie strach i trudno mu bezwarunkowo znów uwierzyć. Trudno mu okazać ciepło i zainteresowanie, którego tak bardzo zabrakło mi w czasie naszego małżeństwa. Ja chyba też się boję, bo wiem jak mocno zawiniłam. On jest teraz za granicą więc jest nam o tyle trudnej. Ale znów, dzięki Bogu mamy 21 wiek i mnóstwo sposobów na komunikowanie się na odległość.
Mam nadzieję że oboje zrozumieliśmy co znaczą słowa przysięgi. Tej złożonej 15 lat temu przed Bogiem.
Na koniec proszę wszystkich o modlitwę. Żebyśmy umieli docenić siłę Bożego miłosierdzia. Żeby mój mąż otworzył swoje serce, bo wiem że jest w nim miłość. Jest w nim wiara. Tak jak ta wiara każdego dnia rośnie również we mnie.

Anonymous - 2015-10-25, 09:16

Witaj Auroro na naszym forum.

Napisałaś, że od dawna czytasz nasze forum, więc zakładam, że znasz nasze zasady.
Pamiętaj tylko, ze pisząc staraj się nie podawać szczegółów, które pozwoliłyby Ciebie zidentyfikować.

I dziękuję za Twoje świadectwo.

Anonymous - 2015-10-25, 09:40

Witaj Auroro.

Gdy czytałam Twój wpis - towarzyszyła mi myśl, że wspaniale jest gdy człowiek uwierzy Bogu.

Dziękuję Ci za świadectwo! Jest potrzebne.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group