To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - otwarta furtka

Anonymous - 2015-12-28, 19:15

zenia1780 napisał/a:
Jednak mogę/żesz coś z tym zrobić i wiele w tym względzie może ode mnie/ciebie zależeć.

A mianowicie co???
konkrety??

Anonymous - 2015-12-28, 19:32

mare1966 napisał/a:
Pavel napisał/a:
Zdaje sobie sprawe, ze zakochani mogliby pukac sie w czola, uznajac ze to ich nie dotyczy, ze oni sa inni, wyjatkowi, nie dopadna ich zadne kryzysy i zdrady. Ale to nie jest argument przeciw



To jest tylko argument , aby im nie udzielać ślubu , z powodu ich niedojrzałości .

Ja bym zapytał tak :
Jesteście w sobie zakochani ?
........ taaaaaaaaaaak
To przyjdźcie jak będziecie trzeźwi .

Dlaczego tyle lat formacji dla zakonnicy , ślubów czasowych ,
badań i obserwacji , kierownictwa
a na żonę to każda się nadaje ?
Trochę to tak jakby "nie ich cyrk , nie ich małpy" .
Skoro małżeństwo jest takim samym sakramentem jak kapłaństwo
( jak się głosi )
to dlaczego tak samo poważnie
nie jest traktowane ? :evil:


mare, moze...nie, niemal z pewnoscia gloszenie takich opinii byloby powszechnie napietnowane, zostalbys uznany za kogos kto ma cos nie tak z glowa :) Podpisuje sie pod kazdym slowem ktore zawarles w tym poscie. Wszystkimi konczynami ;)

Anonymous - 2015-12-30, 19:26

zenia1780 napisał/a:
balwanek1 napisał/a:
żeniu gdy codziennie widzisz obiekt oszustwa-to trudno jest tak całkiem nie czuć nic.


Wiem balwanku1, wiem.
Jednak mogę/żesz coś z tym zrobić i wiele w tym względzie może ode mnie/ciebie zależeć.

balwanek1 napisał/a:
zenia1780 napisał/a:

Jednak mogę/żesz coś z tym zrobić i wiele w tym względzie może ode mnie/ciebie zależeć.

A mianowicie co???
konkrety??


Możesz zadbać o jakość własnych uczuć i o to aby działania małżonki tak bardzo Cię nie raniły. To jest w Twoim zasięgu.

Anonymous - 2015-12-31, 07:23

zenia1780 napisał/a:
Możesz zadbać o jakość własnych uczuć i o to aby działania małżonki tak bardzo Cię nie raniły. To jest w Twoim zasięgu.

Niestety jedno z drugim u mnie nie idzie w parze
gdyż:
jak zadbam by mnie już nie raniło-obojętność
to mizerna moja jakość uczuć
-ba.... spada nawet poniżej zera.

Anonymous - 2015-12-31, 08:39

balwanek1 napisał/a:
Niestety jedno z drugim u mnie nie idzie w parze
gdyż:
jak zadbam by mnie już nie raniło-obojętność
to mizerna moja jakość uczuć
-ba.... spada nawet poniżej zera.


Widzisz, ja sama też tego zrobić nie potrafię, ale z pomocą Tego u góry jet już zupełnie inaczej. I mam wtedy świadomość, ze to nijak moja zasługa jest, ze bez Niego nie dałabym rady tego robić. Proszę Go aby uzdrawiał moje rany i aby kochał mojego małżonka i aby robił to przeze mnie jeśli chce.
Wiem jak to jest z tym dbaniem o to aby nie raniło i obojętnością, przerabiałam to . Wiem również co ta obojętność z moim sercem robiła i nie chcę do tego wracać...
To co mogłam zrobić, to podjąć decyzję, czy chcę kochać męża, a znając konsekwencje "otwartego serca", oddawać to ciągle Jemu przyznając się, ze sama jednak tego robić nie potrafię.
Łatwiej mi było w momencie, kiedy oddałam to małżeństwo Bogu.
Mnie Bóg zapytał kiedyś, czy jeśli On tego małżeństwa nie uratuje w ogóle, to ja mimo tego z Nim zostanę. To był trudny wybór dla mnie. Miałam już przedsmak bycia z Nim, choć bardzo sporadyczny i słaby i nic nie obiecujący jak dla mnie i swoja miłość i ból zranień i odrzucenia w małżeństwie. Tak naprawdę wtedy dopiero przerobiłam 3 krok, wtedy to małżeństwo opłakałam i pochowałam, zdając się tylko na Niego. A ponieważ małżeństwo pochowałam, to przestałam mieć również oczekiwania z nim związane.
Manewr córki Jeftego... Wtedy dopiero Bóg zaczął tak naprawdę mnie uzdrawiać i tak jak prosiłam kochać przeze mnie napełniając mnie jednocześnie Swoją Miłością, Pokojem i Radością... I tymi Jego Darami zaczynam się dzielić (bo nie sposób ich dla siebie zatrzymać), przede wszystkim z najbliższymi, w tym z mężem.
balwanku1, wcale u Ciebie nie musi być tak jak u mnie, Ale do Ciebie jednak należy decyzja jak chcesz aby było i do Ciebie należy oddanie się i zaufanie Bogu. Jak masz możliwość, to wróć do 3 kroku i spróbuj go ponownie przerobić. Teraz. Z tym bagażem jaki masz teraz i z tymi uczuciami jakie teraz są w Tobie. Co możesz stracić?

pozdrawiam

Anonymous - 2015-12-31, 17:48

Sens w tym Żeniu że ty chciałaś małżeństwa , naprawy związku,pokochania męża i.....
Ponieważ sama nie mogłaś oddałaś Bogu generalnie zasady 12 kroków 3...itd it
U mnie wygląda to inaczej !
Jest blokada i to tak silna że nawet nie staram się myśleć o reanimacji związku.
No cóż Żeniu w postawie twojej ..miłości,wybaczenia,chęci,zrozumienia-byłem dawno.
Po ludzku wówczas mówiłem żonie
skończ już,nie zapędzaj sie aż tak,nie mów tyle słow i nie rań tak-bo przyjdzie dzień w jakim totalnie się zatnę i
Boże..może nie pomoże.............

i nadszełl taki dzień

Anonymous - 2016-01-01, 10:30

balwanek1 napisał/a:
Sens w tym Żeniu że ty chciałaś małżeństwa , naprawy związku,pokochania męża i.....
Ponieważ sama nie mogłaś oddałaś Bogu generalnie zasady 12 kroków 3...itd it
U mnie wygląda to inaczej !


Tak. O tym właśnie pisałam w słowach, że

zenia1780 napisał/a:
Jednak mogę/żesz coś z tym zrobić i wiele w tym względzie może ode mnie/ciebie zależeć.


Jednak z ta moją chęcią małżeństwa i naprawy związku, to nie do końca prawda... Owszem na początku tak, ale po tym jak zobaczyłam jaki to związek był, to tak naprawdę odeszła mi ochota na jego reanimacje, bo najmniejszej ochoty nie mam żyć w takim związku jaki był... A najbardziej nie spodobało mi się to jaka ja w tym związku byłam, wiec tak naprawdę to to właśnie zmieniać zaczęłam... I tak właściwie nie dla związku przede wszystkim, ale dla siebie, bo niektóre zmiany mężowi nie podobały się na początku, choćby stawiane głośno granice.

balwanek1 napisał/a:
U mnie wygląda to inaczej !
Jest blokada i to tak silna że nawet nie staram się myśleć o reanimacji związku.


Ale ja nigdzie nie mówię o reanimacji Twojego związku przez Ciebie :shock: . Gdzie to wyczytałeś? Ja ciągle piszę o Tobie i o Twoim sercu, o tej właśnie blokadzie i zamknięciu serca. O tym, ze tak naprawdę od Ciebie, od Twojej decyzji zależy czy tak będzie, czy tego właśnie chcesz. Chcesz tego balwanku1? Czujesz się z tym dobrze? Jesteś w tym szczęśliwy? Jest w Tobie pokój i radość w związku z taką postawą? Jeśli tak, to ok. Jednak żal i poczucie zmarnowanych lat o jakim piszesz, raczej o tym nie świadczą. :-(
Ciągle staram się dać Ci do zrozumienie, ze w pogoni za małżeństwem i madonną tak naprawdę nigdy nie zadbałeś o siebie, o swoje potrzeby, swoją radość i szczęście. Wszystko to uzależniłeś od niej, dając jej tym samym ciągła możliwość ranienia Ciebie, a obecny smutek, zawód i nostalgia jest tylko tego wynikiem, Bo panią, wyznacznikiem Twojego szczęścia była żona i odrodzone małżeństwo, nie ty sam. Dlatego zgadzam się ze słowami tego spowiednika, który powiedział Ci, ze teraz sakrament stał się Twoim bożkiem. I powiem szczerze ( i to raczej nie będzie miłe, za co z góry przepraszam), nie dziwię się poniekąd, że żona nie miała ochoty brać na swoje barki odpowiedzialności za Twoje szczęście, bo to po pierwsze jest duża odpowiedzialność i ogromny ciężar, a po drugie jest to coś, co każdy sam powinien w sobie wypracować. Wiec być może tak naprawdę w jej oczach stanowiłeś ciężar i balast jaki trzeba dźwigać i za sobą ciągnąc (na co ochoty już nie maiła i nie ma) a nie osobę kompletną, samowystarczalną i szczęśliwą, w towarzystwie której przebywa się chętnie i towarzystwo której ubogaca, nie oczekując niczego w zamian. Wiec tak naprawdę rzeczywiście zmarnowałeś te lata pracy przez to, że tak naprawdę nie zająłeś się sobą i zadbaniem o siebie o swoje serce, swoje zranienia, swoje życie... I mam również wrażenie, ze kroki nie były do końca przerobione tak jak być powinny, bo robiłeś je w odniesieniu do... (małżonki, małżeństwa), a nie własnego życia.

Cytat:
No cóż Żeniu w postawie twojej ..miłości,wybaczenia,chęci,zrozumienia-byłem dawno.


1Moja postawa miłości względem męża (i każdego) nie zapomina o postawie miłości względem siebie samej. Jeśli wiec czuje, ze na ten moment czegoś zrobić po ludzku nie potrafię, to nie robię tego, ale rozważam to w sercu i proszę Boga o prowadzenie w tym. Jeśli Bóg chce abym to zrobiła, to mnie do tego uzdalnia, jeśli nie, to pokazuje co zrobić powinnam. Oduczyłam się już wykonywania rzeczy na już, na szybko. Czasem jest tak, ze Bóg pokazuje mi co zrobić powinnam, na co ja ochoty w ogóle nie mam i czego po ludzku zrobić nie potrafię, więc wykonanie czego trwa czasami 3, czasami 6 miesięcy. Bóg jest delikatny i cierpliwy i uzdalnia mnie w miarę moich możliwości. Jest jeden warunek, trzeba ciągle na Niego patrzeć.

2.Wybaczenie, hmm. Jeśli coś naprawdę wybaczyłam, to to przestało istnieć dla mnie, w takim sensie, ze nie ma mocy aby mnie ranić. Jest pamięć o tym, ale brak bólu z tym związanego. A ponieważ brak bólu, to i pamięć rzadko do tego wraca.

3.Zrozumienie, jest najpiękniejsze z tego wszystkiego. Moment, kiedy łuski spadają z oczu i wszystko zaczyna się widzieć lepiej i wyraźniej, kiedy wszystko w końcu ze sobą się wiąże i kształtu nabiera. To najlepszy moment, bo daje mi możliwość wybaczenia sobie i drugiej stronie pewnych kwestii i słabości oraz przeproszenia, proszenia o wybaczenie i naprawiania tego co było moim udziałem. Trudność tej części dla mnie to robienie tego ze świadomością, że druga strona może to odrzucić. Przyjęcie tego, że tak być może, przyjęcie odrzucenia naszych starań. Jednak świadomość tego poniekąd nas na to przygotowuje. A Bóg uzdalnia...

4. Chęci. Chęci, no z tym rożnie bywa. Prawdę mówiąc chęci tu niewiele mają do powiedzenia, bo decyzja została podjęta i tej decyzji jest podporządkowane wszystko, w tym chęci. A BÓG UZDALNIA!!! I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.

Dlatego ciągle (teraz również) pytam Cię jak teraz wyglądają Twoje z Nim relacje?

Czy u Ciebie wyglądało podobnie kiedy byłeś

Cytat:
postawie twojej ..miłości,wybaczenia,chęci,zrozumienia-byłem dawno.

?
Chyba nie, bo:

balwanek1 napisał/a:
Po ludzku wówczas mówiłem żonie
skończ już,nie zapędzaj sie aż tak,nie mów tyle słow i nie rań tak-bo przyjdzie dzień w jakim totalnie się zatnę i
Boże..może nie pomoże.............

i nadszełl taki dzień



balwanek1, a gdzie wtedy były Twoje granice? Pootwierane w imię ratowania małżeństwa?
No więc czemu się dziwić, ze nie wytrzymałeś?

Być może, tak jak Ty jestem balwankiem2, ale mnie to nie przeszkadza, to jest mój wybór, bo moje zaplecze i mój fundament stanowi Bóg. On jest moim wsparciem, pomocą, ucieczką, OPOKĄ.

Anonymous - 2016-01-01, 11:48

zenia1780 napisał/a:
1.Ja ciągle piszę o Tobie i o Twoim sercu, o tej właśnie blokadzie i zamknięciu serca. O tym, ze tak naprawdę od Ciebie, od Twojej decyzji zależy czy tak będzie, czy tego właśnie chcesz. Chcesz tego balwanku1? Czujesz się z tym dobrze? Jesteś w tym szczęśliwy? Jest w Tobie pokój i radość w związku z taką postawą? 2.Jeśli tak, to ok. Jednak żal i poczucie zmarnowanych lat o jakim piszesz, raczej o tym nie świadczą.
3.Ciągle staram się dać Ci do zrozumienie, ze w pogoni za małżeństwem i madonną tak naprawdę nigdy nie zadbałeś o siebie, o swoje potrzeby, swoją radość i szczęście. Wszystko to uzależniłeś od niej, dając jej tym samym ciągła możliwość ranienia Ciebie, a obecny smutek, zawód i nostalgia jest tylko tego wynikiem, Bo panią, wyznacznikiem Twojego szczęścia była żona i odrodzone małżeństwo, nie ty sam. 4.Dlatego zgadzam się ze słowami tego spowiednika, który powiedział Ci, ze teraz sakrament stał się Twoim bożkiem. 5.I powiem szczerze ( i to raczej nie będzie miłe, za co z góry przepraszam), nie dziwię się poniekąd, że żona nie miała ochoty brać na swoje barki odpowiedzialności za Twoje szczęście, bo to po pierwsze jest duża odpowiedzialność i ogromny ciężar, a po drugie jest to coś, co każdy sam powinien w sobie wypracować. Wiec być może tak naprawdę w jej oczach stanowiłeś ciężar i balast jaki trzeba dźwigać i za sobą ciągnąc (na co ochoty już nie maiła i nie ma) a nie osobę kompletną, samowystarczalną i szczęśliwą, w towarzystwie której przebywa się chętnie i towarzystwo której ubogaca, nie oczekując niczego w zamian. 6.Wiec tak naprawdę rzeczywiście zmarnowałeś te lata pracy przez to, że tak naprawdę nie zająłeś się sobą i zadbaniem o siebie o swoje serce, swoje zranienia, swoje życie... I mam również wrażenie, ze kroki nie były do końca przerobione tak jak być powinny, bo robiłeś je w odniesieniu do... (małżonki, małżeństwa), a nie własnego życia.


Podzielę to na punkty:
1.zmarnowane to zmarnowane-nie da się tego odmienić-tak jest! i trudno.
co do szczęścia ? wiadomo że istnieje potencjał zawiedzenia -bo gdyby człek wiedział to wiele lat wcześniej inaczej by ustawiał życie(tyle w tym temacie)
2.jak wcześniej napisałem-nie da się drogą sztuczną i elektroniczną prawdziwie ukazać swój stan ducha.
Ale na pewno nie jest on załamany,zdołowany,płaczliwy,skrajnie przygnębiony-już mnie to nie rusza
3.Żeniu trochę błądzisz :-P zanim pojawił się u nas krach byłem tętniącym życiem..mój styl życia,humor,luzackie podejście,radzenie sobie w wielu sytuacjach,to byłem ja.
Fakt kryzys ,rozwałka małżeństwa mocno mnie zdołował :-/ i wkurzył :-x i dawał wiele myślenia :roll: i czas szpiegowania 8-) i zawstydzenia :oops: i moc rogatego :evil:

Ale tak to działa i nagle :idea: 12 kroków postawiło mnie do pionu.
Zaczynał wracać stary facet(jaki był we mnie)
Taki jak dziś w życiu codziennym,w pracy-jak mawiają i do tańca i do różańca.
4.Nie całe słowa i nie wszystko albo zamieściłem lub odczytałaś-
bo słowa tyczyły się pogonią za chorym związkiem,za sakramentem niedojrzałym-gdzie zwyczajnie jedno z małżonków nie nadaje się do tego(to ksiądz mi sugerował i na to miałem spojrzeć)
5.no tak było by to proste i jak fajne dla ślubnej-
niestety
zawsze byłem samodzielną jednostką jaka :ugotuje,upierze,posprząta,zrobi zakupy,zadba o wiele spraw.
Nie wieszałem się na ślubnej i nie byłem kolejnym dzieckiem w domu do prowadzenia przez życie.
A powody decyzji ślubnej na nie były zgoła inne.
-tak prawdziwie do szaleństwa nie umie kochać(no może tylko mnie)
-znudziło się życie małżeńskie bo mało barwne
-brak ograniczeń z tytułu zobowiązania to piękna sprawa-imprezujesz kiedy chcesz,wychodzisz kiedy chcesz,wracasz kiedy chcesz,jedziesz kiedy chcesz,sypiasz tam gdzie chcesz
tylko trudno to było przekazać ogólnie wszystkim czego tak naprawdę pragnę
i tu pojawiły się kombinacje i wymyślania przyczyn dlaczego muszę być sama
6.nie zmarnowałem bo jestem znów sobą tym samym facetem z tętniącym w nim życiu.
A wiesz żeniu kiedy to przyszło?
gdy zrzuciłem z siebie ten habit nadmiaru religijności,tą zadumę,ten akt łaski jaki mnie dotyka,to całowanie miejsca po ranach w udręce dziękuję że mnie tak to dotyka.
Co nie znaczy że brak w mym sercu Boga-on jest tylko opadła woalka świątobliwości.
Dlatego jestem sobą i dla siebie-a reszta to przeszłość o jakiej pisze zwykle -tak jakby pisał o wakacjach.
Były,byłem tam i tyle

Anonymous - 2016-01-01, 12:24

balwanek1 napisał/a:
-tak prawdziwie do szaleństwa nie umie kochać(no może tylko mnie)
-znudziło się życie małżeńskie bo mało barwne


Nie wiem, w jakim jestescie wieku, nie wiem czy dociekales co moze byc przyczyna zachowania zony, podejrzewam, ze tak. Tak czy siak witam w klubie. Przyczyna mojego kryzysu jest to co zacytowalem,glownie to pierwsze, plus fakt, ze zona boi sie byc szczesliwa - boi sie szczescia, wszedzie szuka problemow i wad. To nie sa moje wymysly, sama to mowila. Moje zmiany i praca nad soba nie zmieniaja w niej nic, chociaz wszystko to widzi i docenia. Serce ma skute jednak lodem.

Anonymous - 2016-01-01, 12:37

balwanek1 napisał/a:
nie zmarnowałem bo jestem znów sobą tym samym facetem z tętniącym w nim życiu.




balwanek1 napisał/a:
Dlatego jestem sobą i dla siebie-a reszta to przeszłość o jakiej pisze zwykle -tak jakby pisał o wakacjach.


W takim razie ciesze się, ze jesteś szczęśliwy :mrgreen:
Choć niezrozumiały jest dla mnie fakt zamknięcia furtki, ale wierzę, ze widocznie tak na ten moment jest dobrze.
Oby.

balwanek1 napisał/a:
A wiesz żeniu kiedy to przyszło?
gdy zrzuciłem z siebie ten habit nadmiaru religijności,tą zadumę,ten akt łaski jaki mnie dotyka,to całowanie miejsca po ranach w udręce dziękuję że mnie tak to dotyka.


balwanek1 napisał/a:
Co nie znaczy że brak w mym sercu Boga-on jest tylko opadła woalka świątobliwości.


I bardzo dobrze, że zrzuciłem habit i pozwoliłeś opaść woalce, bo jeśli to tylko religijność była i "świątobliwość" to nikomu ona potrzebna nie była, ani Tobie, bo do niczego nie prowadziła, ani tym bardziej Bogu, bo on chce naszego serca, a nie religijności, w której tak naprawdę miejsca dla Niego samego nie ma.


balwanek1 napisał/a:
to całowanie miejsca po ranach w udręce


Czyich ranach?
Jeśli Twoich, to bardzo dobrze, ze przestałeś, bo nie wiem komu i czemu to służyć by miało?

balwanek1 napisał/a:
zawsze byłem samodzielną jednostką jaka :ugotuje,upierze,posprząta,zrobi zakupy,zadba o wiele spraw.


bałwanku1, dobrze wiesz, ze nie o tym i nie o takim uwieszeniu pisałam.

pozdrawiam

Anonymous - 2016-01-01, 12:49

balwanek1 napisał/a:
słowa tyczyły się pogonią za chorym związkiem,za sakramentem niedojrzałym-gdzie zwyczajnie jedno z małżonków nie nadaje się do tego(to ksiądz mi sugerował i na to miałem spojrzeć)

bałwanek1,
żona nie nadaje się do małżeństwa/jest niedojrzała do bycia w małżeństwie tylko dlatego, że nie chce być z Tobą i trwa to już kilka lat i zmian na opcję "razem" nie widać?
gdyby tak było, to wiele małżeństw sakramentalnych można by uznać za nieważnie zawarte - po kilkunastu latach mąż/żona odchodzi, mija kolejne kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt a ten kto odszedł dalej nie zamierza wracać, więc należałoby uznać, wg tego co napisałeś, że zwyczajnie taka osoba nie nadaje się do małżeństwa
Czy aby na pewno? Może tylko z konkretną osobą nie umie, nie wie jak, nie chce tworzyć związku?

Anonymous - 2016-01-01, 14:06

Cytat:
Czy aby na pewno? Może tylko z konkretną osobą nie umie, nie wie jak, nie chce tworzyć związku?

Być może tak jest.
ale jak do takich wniosków dochodzimy po 16 latach małżeństwa-na 24 w ogólnym rozrachunku-to jest to
chore i chore w danym człowieku(o tym ksiądz mówił)
czego to jest powodem? to już winna zbadać w sobie osoba jaka ma ten problem.
Lea i owszem można się nie dopasować,można dojść do wniosku to nie ten/ta.
Ale na początkach wspólnego ja(przecież to od razu widać).
Natomiast gdy mija kilkanaście lat a w tym czasie decydujesz się jako kobieta na kilkoro dzieci(wspólnie) -to znaczy ze tworzysz przyszłość,to znaczy że decydujesz się na wybór partnera,to znaczy że wspólna przyszłość jest za twoją aprobatą.
Mówiąc po takim czasie NIE-jest dziwne,i z lekka chore i mało zrozumiałe.
A głownie w przypadku gdy nawet nie decydujesz się na odejście,stworzenia innego związku,pojawiania się nowej miłości.
Jak czuje się w tej sytuacji facet?
Ano tak :
przez wiele lat byłem oszukiwany,związek to był pic,poślubiłem wyobrażenie kobiety,po co była jej ta fantazja.
Wiele razy starałem się kiedyś napisać na forum..
kurde zrozumiem gdy:
kocha innego(bardziej jej pasuje),odeszła bo sie zakochała(może nie miała tyle miłości z mojej strony),dokonała wyboru innego(bo jest fajniejszy,cieplejszy,uczuciowy)

Ale tu jest inaczej-żyje obok mnie,chodzi własnymi drogami,nie kończy nic-i jedyne co osiąga to separacja by stać się całkowicie wolna i żyć po swojemu.
Żyjąc pod jednym dachem robić w imię wolności wsio:
wyjazdy,imprezy,nocowania poza domem.
Czy to jest lea normalne?

Anonymous - 2016-01-01, 14:45

zenia1780 napisał/a:
bałwanku1, dobrze wiesz, ze nie o tym i nie o takim uwieszeniu pisałam.

Nie wiem czy rozumiem?
Chodzi o silnego faceta,przewodnika rodziny,na ramieniu jakiego oprze się kobieta,będzie wsparciem w najtrudniejszych sytuacjach losu tak?
Ano taki facet był -przez lata był żeniu (mocno chodził po ziemi)
i mimo że nie posiadał w sobie zbyt wielu okruchów Bożych-to jednak jego zasady życia,wizja świata,cele,i co w sercu nie odbiegało od tajemnic Bożych.
Dlatego gdy w końcu do niego trafił aż tak wielce nie zdziwił się że daleko upadł od jabłoni.
Fakt ?
rozwaliła go choroba żony-w zasadzie strach....
jak to będzie gdy zostanę sam?

i cóż: ledwo dochodziłem do pionu z sytuacji patosu choroby
a tu drugie bummmmmmmmmm

Nie chcę cię.....i nie będę chciała....uff
wówczas powrót do ciemnego dołu z jakiego przecież ledwo się wygrzebałem było straszne.
Ale znałem już korzeń jakiego da się chwycić,wiedziałem już jaką stroną dołu mogę wyjść,gdzie nie opsuwa się ziemia.
Dalszy etap znasz 12 k-
a po co?
By dały siłę
a po co?
jak kiedyś znów wpadnę do dołu-by nie czuć strachu,by wiedzieć to tylko dół i z niego zawsze da się wyjść :mrgreen:

Anonymous - 2016-01-01, 14:55

balwanek1 napisał/a:
Chodzi o silnego faceta,przewodnika rodziny,na ramieniu jakiego oprze się kobieta,będzie wsparciem w najtrudniejszych sytuacjach losu tak?


Nie, chodzi o faceta, który nie potrzebuje aprobaty drugiej osoby do tego aby istnieć i być szczęśliwym i który potrafi i chce się tym co ma w sobie dzielić nie oczkując za to jednocześnie "zapłaty" w jakiejkolwiek bądź formie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group