To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - otwarta furtka

Anonymous - 2015-10-23, 09:28
Temat postu: otwarta furtka
Otwarta furtka.
To hasło niejako sprowokowało mnie do czegoś własnego -naskrobanego na forum.
Pomijam moje burzliwe dni, rozpad czegoś ,sytuacje przed w trakcie i nawet pewne po.
To już mało istotne.
Przypominają mi się tylko słowa teściowej jakie kiedyś powiedziała:
ludzie mogą się zejść nawet po 15-20 latach.
Taki optymistyczny stan-stan jaki w trakcie nadziei czytamy inaczej, skupiamy się tylko nad słowami i znaczeniem MOŻLIWE-JEST TO MOŻLIWE.
I ja to tak czytałem-a potem przyszło głębokie zastanowienie.
A w nim fakty-
skoro nie rozmawiamy, skoro jedno omija drugie, skoro jedyne zdanie każdego dnia to tylko CZEŚĆ.
Skoro jedno zamyka się w innym pokoju ,skoro nawet nie potrafimy na siebie spojrzeć-jak to możliwe że kiedyś ta kurtyna opadnie i to co teraz tak niemożliwe stanie się możliwym.

Należę do facetów jacy długo oczekiwali w tej nadziei, przechodząc wiele.
Nawet sytuacje gdzie zona wieczorem zamykała się w łazience i półszeptem rozmawiała przez telefon, a potem po 00.00 (w nocy w zasadzie nad ranem) jechała gdzieś na imprezę spotkanie.
Długo oczekiwałem,długo to tłumaczyłem,długo powtarzałem sobie o zrozumieniu tego stanu.
Ale wnioski nadeszły dokładnie takie-o jakich wyczytałem sens w słowach lustro.
Trzeba dwojga!!!
Trzeba jednego co pojmie i oczekuje-i trzeba drugiego co cos spróbuje i wówczas odnajdzie siebie.

Ludzie dzielą się na tych co tylko burza i na tych co potrafią zbudować nowe nawet gdy budowla się zawaliła.
Mój przypadek??

Są kobiety jakie nie wchodzą drugi raz do tej samej rzeki- mimo że rzeka ma nowe dokumenty stwierdzające czystość.
Takie kobiety poszukają nowego kąpieliska-wiedząc że dawna rzeka im nie odpowiada.
A w tej sytuacji nadzieja staje się nadzieją błazna.
Błazna jaki udaje ze cos się kiedyś zmieni i los odwróci.

Trzeba wysiłku by poznać prawdę ,przyjąć ja do wiadomości i nie żyć więcej złudzeniami.

Bo trwanie w czymś takim zacznie znów tworzyć żale.
Zatem z ta furtką jest tak.
Powinniśmy sami wiedzieć do kiedy ma być otwarta-bo gdy słyszymy kolejny raz

że ktoś nie potrzebuje furtki i ma to gdzieś-to gdzie jest nasz własny szacunek dla siebie, gdy wiecznie będziemy otwierac i otwierac ta furtę,by tylko ktoś do nas przez nia wrócił

Anonymous - 2015-10-23, 10:14

Witaj graotron, na forum. Ponieważ nie bardzo zrozumiałam to o czym piszesz, wydało mi się to takie oderwane, dlatego pozwalam sobie umieścić tutaj Twój post z innego wątku, kory choć trochę może obrazować to o czym tutaj piszesz:

graotron napisał/a:

GregAN napisał/a:
lustro,

no... widzisz, nieufność nieufnością, ale widać mimo wszystko jestem zwolennikiem dawania furtki.
Otwartej furtki.


Otwarta furtka to jedno-otwarta furtka to nadzieja.
A wojny podjazdowe to drugie-czyli stan nieufności.
Zatem nieufność zawsze wywoła system woj. podjazdowych- a wówczas rodzi się w nas doszukiwanie i tworzenie własnych faktów.
Co suma-summarum rozbudza w nas stan zgoła odwrotny niż mamy w zamysłach.

Wnioskuję że lustro akurat miała tego farta !!!(oczywiście w mężu).
Że jego mocno trzymała nadzieja -a także zrozumienie sytuacji jaka powstała.
Lustro natomiast potrzebowała czasu by przeżyć swoje, wyciągać wnioski i dokonać wyboru.
I tu kończy się bajka, może z serii żyli długo i szczęśliwie .
Jednak nie wszystkie bajki kończą się tak super w większości jest zły czarownik, lub okrutna czarownica.
To do nas należy analiza sytuacji i wnioski-warto coś ciągać na siłę i do końca życia mieć żale i wizje.
Czy zakończyć to po ludzku-nawet gdy niezgodne to z moimi oczekiwaniami.
Do szczęścia trzeba dwojga-nawet gdy się w życiu cos rozwali.
Dwojga jacy mimo chwilowych pokręconych dróg własnych-wejdą na tą wspólną.

Lustro to wyszło i cieszmy się z tego.
A autor tematu musi sam zadać sobie pytania i odszukać odpowiedzi za nie.
Nie zrobi to za niego nikt nawet najbardziej mądry i błyskotliwy na forum i mający nawet nie wiem jakie własne mądrości i doświadczenia.


Widzę, że na ten moment Twój stan ducha jest w nie najlepszej "kondycji" Cy możesz coś więcej o sobie napisać, o tym co doprowadziło do takich refleksji i wniosków? Pamietaj jednak, aby nie podawać zbyt wielu szczegółów tak aby nie byc rozpoznawlnym przez kogos z zewnatrz.
graotron napisał/a:
Do szczęścia trzeba dwojga-nawet gdy się w życiu cos rozwali.


Nieprawda. Szczęście jest czymś co jest w nas samych i do tego w ogóle nie jest potrzebna druga osoba. Samo myślenie, ze nasze szczęście zależne jest od drugie osoby wypływa z niewiedzy, błędnych założeń i uzależnienia od drugiej osoby.

graotron napisał/a:
Wnioskuję że lustro akurat miała tego farta !!!(oczywiście w mężu).
Że jego mocno trzymała nadzieja -a także zrozumienie sytuacji jaka powstała.
Lustro natomiast potrzebowała czasu by przeżyć swoje, wyciągać wnioski i dokonać wyboru.


Jeśli Twój przypadek jest podobny, to być może i Twojej małżonce taki czas jest potrzebny, wcale nie jest przesadzone, ze nie nadejdzie.

graotron napisał/a:
Zatem z ta furtką jest tak.

Furtaka, mim zdanie, cały czas powinna być otwarta. I w żaden sposób nie wyklucz to szacunku do samego siebie. Czym innym jest otwarta furtka i mość do małżonka, a czym innym pozwalanie na poniżanie siebie.
Powinniśmy sami wiedzieć do kiedy ma być otwarta-bo gdy słyszymy kolejny raz

że ktoś nie potrzebuje furtki i ma to gdzieś-to gdzie jest nasz własny szacunek dla siebie, gdy wiecznie będziemy otwierac i otwierac ta furtę,by tylko ktoś do nas przez nia wrócił


Furtka, moim zdaniem powinna być cały czas otwarta. To nie wyklucza szacunku do samego siebie. czym innym bowiem jet otwarta furtka i miłość do małżonka, a czym innym zgoda na poniżanie siebie.

Anonymous - 2015-10-23, 10:24

Graotron,

dziękuje Ci bardzo za ten post.

Oddałeś istotę sytuacji, moje małżeństwo formalnie istnieje ale od lat go nie ma, zbieg okoliczności sprawił, że uruchomiałam lawinę niechęci mojego męża do mnie.
Przez długi czas szarpałam się próbując uświadomić mu, że z każdym jego zaangażowaniem w nowe znajomości internetowe a ostatnio w realu ,niszczy nas oboje.
Nie docierało. Mam wrażenie , że jego milczenie bądź wyrażana w różny sposób niechęć ma być dla mnie karą za to jaka jestem i że w ogóle jestem.

To "nowe kąpielisko" jak to określiłeś jest najistotniejsze. Żadne starania osoby chcącej naprawy nie pomogą , jeśli druga strona tego nie chce i trzeba się liczyć z tym , że nie będzie żadnego cudu...

Praca nad sobą da korzyści tylko tobie, a trzymanie tej furtki to zgoda na ciągłą ranę..


Helena

Anonymous - 2015-10-23, 10:36

Maj.reg napisał/a:
Praca nad sobą da korzyści tylko tobie, a trzymanie tej furtki to zgoda na ciągłą ranę..


Zgadza się. I to jest Miłość.
Są jednak sposoby aby w tym wszystkim być szczęśliwym, a ta miłość nas tak bardzo nie raniła. Odpowiedzią jest BÓG.
Można kochać małżonka i stawiać granice jego krzywdzącym nas zachowaniom, nie przestawiając przy tym kochać.

Anonymous - 2015-10-23, 10:44

zenia1780 napisał/a:
Szczęście jest czymś co jest w nas samych i do tego w ogóle nie jest potrzebna druga osoba.


Zenia,
Powiedz mi zatem po co życ z drugą osobą?
Aby czynsz się dzielił na 2 ?
Czy po to aby móc pójść cioci na imieniny jako małżeństwo ?

Anonymous - 2015-10-23, 10:59

grzegorz_ napisał/a:
Zenia,
Powiedz mi zatem po co życ z drugą osobą?
Aby czynsz się dzielił na 2 ?
Czy po to aby móc pójść cioci na imieniny jako małżeństwo ?


Bez komentarza.

To Twoja interpretacja

Anonymous - 2015-10-23, 21:48

Zeniu,
napisałaś że "można kochać małżonka i stawiać granice jego krzywdzącym zachowaniom, nie przestając przy tym kochać "

Oczywiście to bardzo mądre tylko powiedz mi , jeśli małżonek ma gdzieś te granice, bądź wręcz celowo je łamie ? Rani Cię celowo i pokazuje jak jesteś obojętna dla niego?

Mój mąż tak właśnie postępuje , swojej mamie przekazuje informacje, że nic się nie dzieje..nie mam szans na uzdrowienie w żaden sposób sytuacji, tak jak czatował , tak to robi dalej , ucieka na garaż wraca w nocy i ma gdzieś moje prośby , wręcz celowo odgrywa się na mnie nie odzywając się bądź dyskredytując wszystko co powiem?

No i gdzie te granice, skoro ma to gdzieś?

Powiem Ci że w tej sytuacji zaczynasz przestawać kochać siebie samą, tracisz szacunek do siebie samego...za swoją bezsilność

Helena

Anonymous - 2015-10-24, 10:56

Maj.reg nie jesteś bezsilna...
Maj.reg napisał/a:
jeśli małżonek ma gdzieś te granice

ale nikt nie zmuszą Cię do tego abyś to znosiła, wiem co piszę bo sama przez parę lat znosiłam różne nieciekawe zachowania męża i głucha byłam jak mi ktoś proponował separację
możesz się sama wyprowadzić albo niech mąż to zrobi
można kochać na odległość
ja odzyskałam spokój w domu po wyprowadzce męża i co prawda do dziś nie wrócił, ale świat też się nie zawalił ;)

Anonymous - 2015-10-24, 10:59

Maj.reg napisał/a:
Oczywiście to bardzo mądre tylko powiedz mi , jeśli małżonek ma gdzieś te granice, bądź wręcz celowo je łamie ? Rani Cię celowo i pokazuje jak jesteś obojętna dla niego?


Heleno,
przyjrzyj się tym swoim zachowaniom, które nazywasz stawianiem granic. Czym one tak naprawdę są.

Maj.reg napisał/a:
tak jak czatował , tak to robi dalej , ucieka na garaż wraca w nocy i ma gdzieś moje prośby , wręcz celowo odgrywa się na mnie nie odzywając się bądź dyskredytując wszystko co powiem?


Czy granicami postawionymi mężowi nazywasz Heleno swoje PROŚBY by zaprzestał tego czy owego?

Zechciej proszę nazwać / określić dokładnie rodzaj granic które stawiasz...mam na myśli COŚ konkretnego, innego niż PROŚBY.
Jakie granice do tej pory postawiłaś?

ps. sorry, że w wątku graotron ;-)

Anonymous - 2015-10-28, 22:16

Kenyo,

długo się zastanawiałam, czy moje postępowanie ma coś wspólnego ze stawianiem granic..
Wydaje mi się że częściowo tak.
Myślę jednak ,że problem wiąże się w moim przypadku z tym, że obawiam się reakcji drugiej strony.

Kiedyś powiedziałam mężowi , że dom będzie zamknięty po północy, więc jeśli będzie siedział do późnych godzin na garażu nie wejdzie do domu. Czatowanie często kończyło się o 1-2 w nocy. Zrobił awanturę , nie chciałam tego więc znów męcząc się z tym wszystkim przestałam napierać..

Teraz z każdym dniem jesteśmy coraz dalej od siebie ,nawet nie wyobrażałam sobie, że można być tak sobie obcym. I to na co zwrócił uwagę Graotron szanse powrotu i jego sens wydaje się absurdalny, bo on kompletnie nie jest tym zainteresowany.

No bo jeśli nie ma żadnej relacji , a jeśli już jakimś cudem się pojawia , to dowiaduję się , że związek ze mną uniemożliwia mu kontakt z atrakcyjnymi ludźmi, raczej kobietami , bo nie pamiętam żadnego kolegi.

No i najgorsze wyciąga z przeszłości jakieś dziwne sytuacje majce potwierdzać, że ja to "zła kobieta jestem", z nieukrywaną satysfakcją daje mi do zrozumienia, że ma gdzieś co myślę , czy czegoś chcę itp

Najgorsze jest to , że ja poświęcając się pracy biernie wyraziłam przyzwoliłam na narastający dystans emocjonalny nie wspomnę już o braku intymnych kontaktów.

Reasumując częściowo sama zapracowałam na to co teraz mam, ale z drugiej strony próbowałam coś zmienić, nie widząc efektów przyzwyczaiłam się do sytuacji i tak to trwa ,z ta różnicą, że mąż zaczął się spotykać z kobietami i zaświtała mu myśl, że jednak nie pasujemy do siebie. Ot taka dojrzała decyzja niedojrzałego emocjonalnie faceta.[/quote]

Anonymous - 2015-10-29, 10:20

Heleno,
sensownie jest stawiać granice, ale tylko takie, które są możliwe do utrzymania.
Groźba, że np. zamkniesz drzwi o północy była bezsensowna już na starcie.
To także męża dom, zatem ma prawo mieć do niego nieograniczony dostęp.
Poza tym, gdyby tak np. zgodnie z Twoim zamysłem "wyrobił się z czatowaniem" do północy,nie zmieniłoby to faktu, że wciąż czatuje.
Jedynie miałby więcej czasu na sen ale dalej mógłby pozostawać w relacjach które buduje na czacie.
Zatem czemu służyła ta właśnie granica?

W Twoim wątku Jacek napisał:
Cytat:
Jeżeli masz się zając sobą, to chyba znaczy, że nie powinnaś nic robić dla niego.
Zero obiadków, sprzątania jego rzeczy, prania i prasowania ubrań.


Czy któreś z powyższych CHOĆ próbowałaś wprowadzić w życie?
Co by się stało gdybyś przestała się zajmować jego ubraniami, jego żołądkiem?
Co by było gdyby udając się na spotkanie mąż musiał zająć się wypraniem i wyprasowaniem swoich rzeczy? Teraz wszak to Ty dbasz by mąż elegancko się prezentował na spotkaniach.
Też zrobiłby Ci awanturę? Ciekawa jestem jakie by padły argumenty.
Ale tutaj nawet nie o argumenty chodzi lub ich brak, tylko o coś znacznie istotniejszego,tzn.

Maj.reg napisał/a:
Myślę jednak ,że problem wiąże się w moim przypadku z tym, że obawiam się reakcji drugiej strony.

Rozpoznałaś problem ale nie wiesz jak zaradzić własnemu irracjonalnemu strachowi.
Czyli czego tak się obawiasz? Że definytywnie się "oddali"? Czyż już nie jest "oddalony"?
Boisz się , że zacznie krzyczeć, dąsać się, albo oskrażać Cię?
Czy to będzie jakaś nowość? Przecież poczucie winy już wrosło w Ciebie na stałe.
Owszem mąż Ci je zapodał, ale ostatecznie to przecież Ty decydujesz o tym co bierzesz za prawdę i co akceptujesz.

Nie wydaje Ci się niedorzecznym utrzymywanie takiego stanu rzeczy, gdzie Ty dbasz o męża, prosisz do znudzenia o jego uwagę, a on nie okazuje Ci nawet podstawowego szacunku?
Mąż Ciebie nie szanuje, ponieważ Ty także siebie nie szanujesz.
Czemu służy to Twoje przywiązanie do utrzymania obecnego stanu rzeczy?

Tak Heleno, pracujesz nadzwyczaj mocno nad tym, żeby się nic nie zmieniło.

Twój strach blokuje Cię przed potrzebnymi zmianami, wizją których jesteś przerażona, bo nie wiesz jak ostatecznie rozegra się sytuacja, kiedy Ty ograniczysz mężowi servis.

Prawda jest taka, że gdybyś spróbowała, mogłoby się okazać, że w jakiś sposób będzie to otrzeźwiające dla Twojego męża i stanie sie impulsem do zmian. Może choć nie musi.
Ale nawet prawdopodobieństwo zaistnienia zmian powinno stać się motywacją dla ich wprowadzenia.
Zmiany mogą zaistnieć TYLKO wtedy, gdy zmieni się nasza postawa wobec otaczającej nas rzeczywistości, inaczej NIC się nie zmieni.

btw, wciąż tworzysz przed wszystkimi, łącznie z teściową, pozór małżeństwa które jest normalne"?

Anonymous - 2015-10-29, 12:25

Po tym co napisała na mój temat żona(?) w pozwie, po tym co robiła jak jeszcze byliśmy razem, a dowiedziałem się przypadkiem, furtkę zamknąłem.
Anonymous - 2015-10-29, 13:27

cum napisał/a:
furtkę zamknąłem.


Zamykając furtkę żonie, zamknąłeś ją również dla siebie.
Nie dotrzesz do żony przez zamkniętą furtkę.

Anonymous - 2015-10-29, 14:15

Wolę być sam do końca życia niż z taką osobą jak moją żona.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group