To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Postępowanie zdradzającego

Anonymous - 2015-10-23, 15:53

Było bardzo źle. A czy on ma się ku czemuś? Nie wiem i nie sądzę, na razie ma sądowy zakaz zbliżania się do mnie i do syna, jak będzie dalej fikał to wytoczę cięższe działa. Już nie pozwolę sobie na cokolwiek wobec mnie i syna ;-) Nie zaprzepaszczę lat terapii, nie wspominając o majątku jaki na to poszedł. Dziś jestem szczęśliwa i spokojna. Sama, ale nie samotna :-P
Anonymous - 2015-10-23, 20:05

Grzegorzu myślę, że problem w tym że bardzo często teoretyzujesz, a posądzasz nas o takie działania. Ja piszę o miłości w kontekście tego co przeżyłam i nadal przeżywam. To nie są puste slogany, tylko moja rzeczywistość. Już pewnie polecałam na forum książkę 5 języków miłości, ale jeszcze raz zachęcam, tam problem rozróżniania czym jest miłość jest bardzo dobrze opisany.
Anonymous - 2015-10-23, 22:26

Zenia
nie dziw się Grzegorzowi .
On pisze o takiej uniwersalnej miłości dwojga ludzi , gdziekolwiek na świecie .
No może nie gdziekolwiek , ale tam tylko gdzie
uczucie jest decydujące dla zawiązania związku .
Nawiasem wcale nie jest to takie znów powszechne .
Obracamy sie w kręgu kultury "świata zachodniego"
i coś co dla nas wydaje się oczywiste , wcale takie oczywiste nie jest gdzie indziej .
Ale to tak na marginesie .
I tutaj ma rację , bez bliskości nie ma relacji zasadniczo .

Ty znów piszesz o miłości wyjątkowej jednak , wyjątkowo trudnej
której bez głębokiego zrozumienia jej chrześcijańskiego uzasadnienia
nie sposób uznać .
Jest to namiastka miłości Jezusa aż do końca .
Z tą różnicą że nikogo tu do krzyża nie przybijają .
Trudno też wykrzesać uczucia do osoby , która nas krzywdzi ,
lub po prostu nie budzi w nas zachwytu łagodnie mówiąc .
Nie wiem , ale miłość Jezusa do Kościoła , opisywana jest zdaje sie
jako pełna uczuć jednak , tak samo miłość Boga do narodu wybranego .
A tu mamy suchą decyzję woli , trwanie da kogoś
kto wcale tego od nas nie oczekuje , a wręcz przeciwnie .
Zdecydowana większość ludzi tego nie zrozumie .
Łatwiej byłoby w związku z osobą z losowania , niż po przejściach .
Tylko , co jest sensem tego trwania ?
Powrót małżonka czy jakiś rozwój ,
doskonalenie się w miłości czekającego ?
............... " to futerko jest lepsze , to futerko mieć wolę " :mrgreen:
pamiętacie taka rosyjką bajkę o niedźwiadku ?

Anonymous - 2015-10-24, 07:10

mare1966 napisał/a:
I tutaj ma rację , bez bliskości nie ma relacji zasadniczo .


Tak relacji nie ma, ale miłość być może. Choć w kwestii bliskości duchowej, to jeśli jest bliskość (obecność) fizyczna, to i relacja jest, z tym ze chora , ułomna raczej, ale także nie koniecznie pozbawiona miłości.

mare1966 napisał/a:
Nie wiem , ale miłość Jezusa do Kościoła , opisywana jest zdaje sie
jako pełna uczuć jednak , tak samo miłość Boga do narodu wybranego .
A tu mamy suchą decyzję woli


Za, którą prowadzimy serce do tych uczuć.
mare1966, uczucia, nawet przy tej "suchej" decyzji również są, z ty ze niekoniecznie dobre, pozytywne.Dlatego po tej decyzji pracujemy nad uczuciami. Jeśli sami nie potrafimy nic z tym zrobić, to relacja z Bogiem już nam w tym pomaga.
Sama decyzja nie poparta praca nic nie daje.
I jest to możliwe do osiągnięcia, choć potrzebna jest tu jakaś nasz praca w tym kierunku, która jednak trzeba włożyć. miłość można w sobie zbudować.
Jednak, jeśli komuś się tej pracy wykonać nie chce to i uważa, ze to jest niemożliwe.

Anonymous - 2015-10-24, 11:34

Zenia ,
ale przyznaj uczciwie ,
że ta "praca nad uczuciami" ( już ten zbitek nie zachęca )
jest ponad siły ( w tym intelektualne )
zdecydowanej większości ludzi .
Jeżeli ja nie ludzię flaków powiedzmy , to pewnie bym się zmusił
i jakoś to zjadł z wielkim trudem , ale ich nie polubię .
( pozdrawiam wszystkich smakoszów flaków :mrgreen: )
Jeżeli ktoś , coś mi się nie podoba to trudno na siłę
się zmuszać .
Można owszem , ale czy to będzie dobre ?

Jest ta przypowieść do uczniów .
Idźcie , głoście , ale jak was nie przyjmą
strzepcie proch na znak że byliscie
i idźcie gdzie indziej .
A może powinno być : wywalą was drzwiami , wchodźcie oknem .
Wołajcie i głoście do nich z daleka ......... aż się zmęcza ,
bo MUSZĄ przyjąć dobrą nowinę czy im się podoba czy nie . :evil:
Ale ekonomia zbawienia ( wyniki ) podpowiadają iść dalej ,
bo mogli by zapuścić korzenie przy pierwszym domu
i nawracać uparciucha i 10 lat ......... i nie nawrócić . :mrgreen:
Bo gdzieś tu jeszcze jest wolność drugiej osoby .
Bo dlaczego Bóg pozwala ludziom iść do piekła ?
Użył by trochę mocniejszych argumentów i piekło puste .
Nad każdym można popracować , a przecież Bóg jest wszechwiedzący .

Zenia , to co proponujesz
to są szczyty ludzkich możliwości .
Nawiasem , jeżeli potrafisz tak podchodzić do rzeczy ,
to dla ciebie nie ma nic niemożliwego .

Anonymous - 2015-10-24, 15:24

Przecież nawet Szustak mówił o tym, że Jezus również zrywał relacje. Odpowiadał przed sądem, aż .... przestał odpowiadać. Bo czasami się nie da. Bo rzucanie pereł przed wieprze jest bezcelowym działaniem. To tak jak zbliżać się do jabłoni i dziwić się, że gruszki na niej nie rosną. :shock: Ja uważam, że trzeba wyczuć moment i czekać na zmianę u małżonka. Bo jeśli jest on tak samo egoistyczny i samolubny, to będzie to bezcelowe. Ale jeśli dokona się w nim zmiana (może cud nawrócenia) to dopiero wtedy to działanie może przynieść owoce. A tak to jest to odbijanie się od ściany. Można tak i cale życie, ale po co?
Anonymous - 2015-10-25, 08:09

renta11 napisał/a:
Bo rzucanie pereł przed wieprze jest bezcelowym działaniem.


Tak się składa rento, ze dla mnie małżonek nie jest "wieprzem" przed którym rzucam swoja miłość, ale zagubionym dzieckiem Boga. I owszem, są sytuacje, kiedy robi się to w sposób odpowiedni do sytuacji, jednak nie zaprzestaje się tego robić w ogóle.

renta11 napisał/a:
Odpowiadał przed sądem, aż .... przestał odpowiadać. Bo czasami się nie da.


A czy Twoim zdaniem przestał tych ludzi, którzy go oskarżali kochać? To, ze nie utrzymuje się relacji z jakaś osobą, nie jest równoznaczne z brakiem miłości do tej osoby, bo czasem właśnie ten brak relacji na dany moment jest okazaniem miłości.



mare1966 napisał/a:
Jest ta przypowieść do uczniów .
Idźcie , głoście , ale jak was nie przyjmą
strzepcie proch na znak że byliscie
i idźcie gdzie indziej
.



I to w odniesieniu do małżeństwa powiedział :shock:

mare1966 napisał/a:
Ale ekonomia zbawienia ( wyniki ) podpowiadają iść dalej ,
bo mogli by zapuścić korzenie przy pierwszym domu

i nawracać uparciucha i 10 lat ......... i nie nawrócić . :mrgreen:



mare , ale iść dalej, może również oznaczać, nie zatrzymywanie się na tym etapie (miłości, rozwoju duchowego, wzrastania) na jakim jesteś, by nie osiąść na laurach, bo już taki jetsem doskonały

mare1966 napisał/a:
Bo gdzieś tu jeszcze jest wolność drugiej osoby .


Czy Bóg dając Ci wolność przestał Cię równocześnie kochać?
Czy ja kochając zabieram wolność?

mare , ale iść dalej, może również oznaczać, nie zatrzymywanie się na tym etapie (miłości, rozwoju duchowego, wzrastania) na jakim jesteś, by nie osiąść na laurach, bo już taki jetsem doskonały

renta11 napisał/a:
Ja uważam, że trzeba wyczuć moment i czekać na zmianę u małżonka. Bo jeśli jest on tak samo egoistyczny i samolubny, to będzie to bezcelowe.

Czyli, co? Ja się nawróciłam wzrastam w Bogu, nauczyłam się kochać, teraz poczekam na ciebie małżonku, doskocz do mnie, bo inaczej nie mamy o czym rozmawiać.
Tak nas kocha Bóg?

renta11 napisał/a:
Ale jeśli dokona się w nim zmiana (może cud nawrócenia) to dopiero wtedy to działanie może przynieść owoce.


Ja myślę, że każde nasze działanie przynosi jakieś owoce, adekwatne do działania, niezależnie od tego czy i jaka zmiana dokona się w drugiej stronie. Owoce są zawsze.


renta11 napisał/a:
A tak to jest to odbijanie się od ściany. Można tak i cale życie, ale po co?


http://188.165.20.161/lan....i.krokodyl.mp3

Anonymous - 2015-10-25, 08:32

Zeniu

Tak czy inaczej okazywanie miłości małżonkowi, który odrzuca, jest balansowaniem na linie. Pomiędzy jeszcze okazywaniem miłości, a już narzucaniem się. Bo narzucanie się jest naruszaniem czyjejś wolności. Jeżeli uczeń będzie gotowy to i mistrz się znajdzie. :-D Bez tej gotowości mało rzeczy (okazywania uczuć) ma sens. Chyba tylko jako sygnał, że ja jestem i czekam.

Osobiście jestem zwolennikiem nie wychowywania małżonka. Bo na Al-Anonie byłam świadkiem wielu takich działań, które brały się ze współuzależnienia. Mało skuteczne, a bardzo wyczerpujące.

Każdy człowiek jest samotną wyspą i odpowiada sam za swoje wybory. Mam wrażenie, że w sycharze trochę rozbudowuje się rolę współmałżonka jako współodpowiedzialnego za swojego małżonka. A przed Bogiem każdy staje SAM.
Dla mnie więc sygnał "czekam" jest ok, reszta jest nadużyciem drugiego człowieka.

Anonymous - 2015-10-25, 08:45

renta11 napisał/a:

Osobiście jestem zwolennikiem nie wychowywania małżonka.

Myślę, że to okazywanie miłości może być "niewychowywaniem". To zależy od nas.
Jeśli robimy coś z oczekiwaniem zmiany, po to aby zmienić tego naszego małżonka, no to faktycznie chyba błędna droga.
Trzeba znaleźć inne pobudki niż zmiana drugiego.

Dzięki Zeniu za link do krokodyla. Dzięki Tobie znów go słucham w ten piękny poranek :mrgreen:

Anonymous - 2015-10-25, 09:56

renta11 napisał/a:
Każdy człowiek jest samotną wyspą i odpowiada sam za swoje wybory.


I za to czy będzie kochał czy też nie

renta11 napisał/a:
A przed Bogiem każdy staje SAM.


I odpowie za swoją miłość

renta11 napisał/a:
Mam wrażenie, że w sycharze trochę rozbudowuje się rolę współmałżonka jako współodpowiedzialnego za swojego małżonka.


Noo, nie...
Ja odpowiadam, za siebie, za swoja gotowość do miłości wobec małżonka i za swoja miłość do niego. I wcale z tą miłością nie muszę się mu narzucać wtedy, kiedy on jej nie chce, ale dać mu wolność w odczuwaniu tego co on sam czuje i w robieniu tego co robi, nawet jeśli jest to złe, a jeśli to zło jest moja krzywdą fizyczną lub psychiczną, to stawiać temu granicę izolując się od tego.
Ale mam go kochać, a przynajmniej starać się to robić, bo to ślubowałam i zadbać o to aby nie zamknąć serca na niego, bo mogę nie zauważyć kiedy coś się zmieni lub nie chcieć go przyjąć w ogóle, nawet jeśli coś się zmieni.
Wiec tak naprawdę dbam o siebie, o swoje zbawienie przy okazji kochania męża, a przy okazji dbania o swoje zbawienie kocham męża i tą miłością mogę, ale wcale tak być nie musi (czego mam być świadoma i co mam przyjąć ) przyczyniać się również do jego zmiany i nawrócenia.

renta11 napisał/a:
Osobiście jestem zwolennikiem nie wychowywania małżonka.


Nie roszczę sobie prawa do tego. Wręcz przeciwnie.

Anonymous - 2015-10-25, 10:33

No to mamy zgodność, choć odczucia co jest czym mogą być oczywiście subiektywne. :-D
Anonymous - 2015-10-25, 11:01

Mare
nie lubisz flakow....ale
gdyby nic innego nie bylo do jedzenia
i na dodatek wiedziałys ze flaki gwarantuja pobyt w niebie
to pewnie z czasem uwierzylbys ze flaki sa dobre :mrgreen:

Anonymous - 2015-10-25, 11:57

grzegorz_ napisał/a:

Mare
nie lubisz flakow....ale
gdyby nic innego nie bylo do jedzenia
i na dodatek wiedziałys ze flaki gwarantuja pobyt w niebie
to pewnie z czasem uwierzylbys ze flaki sa dobre :mrgreen:


Dziękuję za wyjaśnienie.
Rozumiem, że tym właśnie grzegorz_u, jest dla Ciebie wiara.
To smutne.
Wierzę, ze Bog pozwoli Ci poznać, czym ona jest naprawdę.

Niech ci błogosławi Pan i niechaj cię strzeże; niech rozjaśni Pan oblicze swoje nad tobą i niech ci miłościw będzie; niech obróci Pan twarz swoją ku tobie i niech ci da pokój.

Księga Liczb 6:24

Anonymous - 2015-10-25, 19:13

Każdy człowiek jest samotną wyspą i odpowiada sam za swoje wybory. Mam wrażenie, że w sycharze trochę rozbudowuje się rolę współmałżonka jako współodpowiedzialnego za swojego małżonka. A przed Bogiem każdy staje SAM.


Jakoś wydaje mi się, że nie tylko na Sycharze, KK stawia nas w obliczu odpowiedzialności za innych.
Za nasz wpływ na nich.
Nie można powiedzieć, że jestem samotną wyspą i odpowiadam tylko za siebie.
Są osoby nam powierzone - nasze dzieci , nasi małżonkowie...to tak najbliżej.
Ale i ludzie, których Bóg/los (jak kto uważa) stawia na naszej drodze.
Nasze działanie może spowodowac, że ktos się nawróci, albo zwątpi ( to takie juz skrajne efekty działania). Ale pomiedzy tym jest cały wachlarz naszych wpływów na innych, na ich decyzje...i naszej odpowiedzialności.
Nie tylko za własną miłość odpowiadamy - przynajmniej ja tak to widzę.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group