To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czy mamy szanse na normalne małżeństwo??!!

Anonymous - 2015-10-18, 13:41
Temat postu: Czy mamy szanse na normalne małżeństwo??!!
Witam wszystkich,
postanowiłam napisać bo szukam pomocy dla naszego małżeństwa. Żyjemy w toksycznym związku już od wielu lat, mamy złe, słabe i lepsze momenty. Tych ostatnich jest/było niewiele. Mamy dwójkę wspaniałych dzieciaków. Od początku naszego małżeństwa nie było idealnie. W krótkim czasie przekonałam się, że mój mąż ma ogromne braki jeśli chodzi o podstawowe wartości i postawy życia w rodzinie. Początkowo jako młoda i pełana wiary dziewczyna myślałam, że miłością, dobrocią zdziała się cuda i wszystko się wyprostuje. Teraz wiem, że bardzo się myliłam. Po ślubie urodziło nam się dziecko i przez pewien czas mieszkaliśmy sami w innym mieście. Jednak sytuacje życiowe, utrata pracy zmusiła nas do przeprowadzki. Zamieszkaliśmy u jego rodziców, w jego rodzinnych stronach gdzie ja nie znałam nikogo, nie miałam pracy i byłam bardzo samotna. Tutaj rozpoczął się mój koszmr. Byłam codziennie niszczona przez męża, wyszydzana, zastraszana. Ciągłe teksty,że ja nic nie umiem, do niczego się nie nadaję, że wszystko robię źle, wyzwiska, obraźliwe i chamskie teksy.Ja i moja rodzina ( która mieszka w innym województwie) staliśmy się wrogami, celem codziennych ataków i kpin. Mieszkamy na prowincji więc ja jako urodzony mieszczuch nie wiedziałam jak się uprawia ogródek itp., ale zawsze miałam chęci żeby wszystkiego się nauczyć. jednak mój mąż swoje kompleks i zadry z dzieciństwa ( tak myślę) leczył na mnie niszcząc moje poczucie wartości nawet przed swoją rodziną. Ja płakałam, błagałam, pytałam dlaczego mi to robi, dlaczego nie może być normalnie, popadałam w depresję, miałam stany lękowe, codziennie budziłam się z bólem w klatce piersiowej , nie mogłam oddychać. Z pełnej życia, radosnej duszy towarzystwa stałam się kłębkiem nerwów. Miałam myli samobójcze i gdyby nie dziecko to nie wiem co by było. Rodzina męża była ślepa nawet na moje otwarte sygnały i rozmowy, uważali tak jak on, że jestem przewrażliwiona i jak z miasta to "ąę" . Mąż w żadnych pracach domowych mi nie pomagał,jak o coś go prosiłam np. podaj mi ręcznik to mówił z kpiną " co nie radzisz sobie, to poproś sąsiada". Co weekend wychodził wracał po nocy pijany, ja się zamartwiałam robiłam awantury, ale nic nie dawały ani prośby ani groźby.
Przetrwałam, znalazłam dobrą pracę, zaczęli mnie tam doceniać, poznałam znajomych wzmocniłam się psychicznie.
Wyprowadziłam się na jakiś czas do rodziców, wtedy nadszedł czas na skruchę.Było coraz lepiej, mąż zaczął mnie bardziej szanować, pojechaliśmy na wspaniałe wakacje z dzieckiem. To naprawdę świetny czas, byłam szczęśliwa. Po jakimś czasie znów było różnie, ale już nie w takim stopniu jak na początku.Mąż widział, że potrafię się postawić , że jestem silniejsza. To ja bojąc się zranić często atakowałam pierwsza, wytykałam mu jego błędy itp. On powarczał, powyzywał mnie od najgorszych ja pokrzyczałam i tak to funkcjonuje do tej pory. Mieszkamy już we własnym domu, mamy drugie dziecko, mąż kocha dzieci , poświęca im swój czas, choć uczy tych dobrych i tych złych postaw.Mój mąż nie ma szacunku do ludzi, do mnie, jest nieodpowiedzialny, niekonsekwentny, kłamie na każdym kroku i w błachych sprach też, nie mogę mu zaufać i na nim polegać, jest rasistą i ogromnym egoistą. Wchodzi i wychodzi kiedy chce, robi co chce, ni ze mną iustala, tylko komunikuje ewentualnie o tym co zamierza i to nie zawsze. Prawie co dzień wychodzi i nie wie kiedy wróci, nie bierze telefonu, wieczory spędza w garażu na pracach mechanicznych.Fakt, i dużo wokół domu, ale w domu nic, nie szanuje mojej pracy. Ma do tego problem z ciągiem do alkoholu, każdy weekend pije raz mniej raz ostrzej, to ma też wpływ na nasze relacje. Choć wie, że gdyby ie pił wcale nie zmieniłoby to jego postępowania. Ostatnio pił prawie trzy dni sam i potem by moment kiedy przyznał, że ma problem, że go alkohol ciągnie. Miał wyrzuty sumienia - wykorzystałam to i umówiłam nas na terapię rodzinną. Byliśmy raz, warunkiem kontynuacji był jego zapisanie się na terapię uzależnień. Oczywiście nie ma zamiaru się nigdzie zapisać i nici z terapii małżeńskiej. Powiedział, że sam sobie z tym poradzi, zaczął biegaĆ, ćwiczy, rzucił palenie już drugi weekend jest bez alkoholu - PRÓBUJE. Jednak nasze relacje nadal są fatalne i zależą od jego humorów, co dzień warczy na mnie, ja też mu oddaję. Po nim to spływa, ale ja mam wyrzuty sumienia, denerwuję się bardziej na dzieci, widzę, że one w tym wszystkim też są rozdrażnione, krzyczą płaczą. Żyjemy w jakimś zamkniętym kole, ja mam chęci coś zmienić ze względu na dzieci,bo nie mogę patrzyć jak to wszystko ich niszczy.
Ja do m mało co czuję, nie umiem mu zaufać, nie mam ochoty być dobrą kochaną żoną, właściwie to już jest bariera nie do przebrnięcia bez jakiejś pomocy z zewnątrz. Nie wiem co robić miotam się. Jestem wierząca od początku małżeństwa modlę się za nas, ale już nie wiem co dalej...co mam robić???
Jeśli ktoś przeczytał do końca moją dłuugą historię to byłabym wdzięczna za jakieś konstruktywne rady.
Plisss nie chcę kończyć naszego małżeństwa ze względu też na dzieci, choć mój mąż czasem mówi, że mam mnie dość, że już nie dług i ze mną i będzie.

Anonymous - 2015-10-18, 14:23

Witaj Ulesia na naszym forum.

Przez dłuższy czas na naszym forum był spokój. Nie było nowych tragedii rodzinnych. Ale to pewnie była cisza przed burzą.
Twoja historia jest (chyba) typowym przypadkiem próby ratowania małżeństwa przez żonę, której mąż nie do końca rozumie swoją rolę. Ostatnie jego wysiłki są raczej pozytywne. Może Twoja determinacja jakoś otworzyła mu oczy. Może wystarczy trochę poczekać?

Czy Twój mąż miał doświadczenia z alkoholem z domu rodzinnego? Te wieczne kłamstwa często są objawem wyrastania w zaburzonym domu.

Chciałbym jednocześnie przypomnieć Ci, żebyś pisząc nie podawała za dużo szczegółów, które umożliwiałyby identyfikację Twojej tożsamości.

Anonymous - 2015-10-18, 15:20

Ulesia biegiem na terapię dla żon alkoholików.

Znajdziesz tam wsparcie , pomoc i wiedzę która jest ci potrzebna by zdrowo i szczęśliwie żyć.

Pogody Ducha

Anonymous - 2015-10-19, 07:34

Dziękuję Jacek,
że przebrnąłeś przez moją historię.
Chyba twoja diagnoza sytuacji jest najtrafniejsza ze wszystkich, które słyszałam, choć właściwie nie wiele ich było. Rodzina męża uważa, że to ze mną jest problem, że nie radzę sobie z codziennymi obowiązkami skoro chcę jeszcze męża angażować. Kiedy mówię, że nie jest dobrze słyszę , że może służąca by mi się przydała. Terapia małżeńska - byliśmy raz - oczywiście największy problem to alkohol. A ja wiem, że jeśli by nie było takiego problemu nic by się nie zmieniło tu chodzi o coś innego.

Ostatnio widzę,że się stara, chce zmienić swoje przyzwyczajenia, ale to raczej nie dlatego, że ja go zmotywowałam i na pewno nie pracuje nad sobą i naszymi relacjami a nad pociągiem do alkoholu.
Jeśli chodzi o czas to ja już dużo czasu dawałam - 8 lat jesteśmy po ślubie, były te lepsze momenty, ale nigdy na dłużej ( max. tydzień, dwa)

Mąż wyrastał w rodzinie gdzie ojciec nerwus był "panem", apodyktyczny, też robił co chciał i wiem że niejednokrotnie bił syna bez większego powodu. Matka pokorna, usuwała się i zamiatała wszystko pod dywan, wiem, że mąż ma żal , że nie stawała w jego obronie jak był karcony. RElacje męża z ojcem do tej pory są bardzo zimne, nie umieją nawet ze sobą rozmawiać.

Właściwie mój mąż też nie umie rozmawiać, i widzę, że to wszystko co przeżył odreagowuje w naszych relacjach.

Nie wiem jak mam postępować, jak mu i sobie pomóc. On zbudował mur i ja też . Nie umiemy sobie radzić, mnie jest coraz trudniej wyciągnąć do niego rękę. On i tak tego nie docenia.

Mirikulum jeszcze nie czuję się żoną alkoholika, może muszę dojrzeć do tego, ale dziękuję za radę, może kiedyś spróbuję..

Anonymous - 2015-10-19, 10:07

Czy Ty naprawdę chcesz ratować małżeństwo?

Mam wrażenie, że chcesz mieć "święty spokój", "normalne małżeństwo".
Stwierdzenie w stylu "nie czuję się jeszcze żoną alkoholika" prowadzi mnie do takiego właśnie wrażenia.
Chciałbym Cię poinformować, że nie ma "normalnych małżeństw". Są małżeństwa, które z dnia na dzień troszczą się o jakość swojej więzi. Z zewnątrz może to wygląda na "normalne", ale ile pracy tam jest włożone!...

Jeśli chcesz ratować, to walcz! Nie bój się, korona z głowy Ci nie spadnie, co najwyżej trochę pokory rozwiniesz w sobie.

Na kilometr czuć, że zarówno Twój mąż jak i Ty potrzebujecie pomocy, której w sobie samych nie znajdziecie. Ona musi przyjść z zewnątrz. Więc szukaj miejsca, grupy, wspólnoty, gdzie będzie wiał Duch.

Jak w poradni rodzinnej pojawiają się zdesperowane żony (najczęściej żony), którym się już całkowicie posypało małżeństwo, to oczywiście próbuję pomóc. Ale zawsze pojawia mi się w głowie pierwsze pytanie - "Dlaczego przyszłaś tak późno?..." Czy jesteś pewna, że za 2 lata nie będziesz w takiej właśnie sytuacji?


Przepraszam, ja nie jestem z tych, którzy Ci napiszą, żebyś się poczuła dobrze, nie będę Cię głaskał. Szukam rozwiązania trwałego naprawienia Waszego związku. Możesz olać mój post, albo zastosować to, co piszę i co napisała Mirakulum. Jak myślisz, gdzie są większe szanse na sukces?

Anonymous - 2015-10-19, 11:20

Ulesia napisał/a:
Mirikulum jeszcze nie czuję się żoną alkoholika

:shock: to w czym teraz jesteś to jest bycie żoną alkoholika ze wszelkimi konsekwencjami dla Ciebie związanymi z tym!!!

Anonymous - 2015-10-19, 12:04

Rodzinnydoradca dziękuję za obiektywizm.

Ja bardzo długo walczyłam, starałam się, jak widać nieskutecznie.
Nie znałam drogi, byłam słaba nie miałam wsparcia zostałam strasznie zniszczona psychicznie, ale znalazłam siłę, która pozwoliła mi się z tego podnieść, wzmocnić się.
Jednak kiedy wzrastało moje poczucie wartości ( które i tak nie jest jeszcze zbyt wysokie), automatycznie rósł mur w relacjach z mężem. Ponieważ kiedy byłam słaba on to wykorzystywał przeciw mnie, dlatego aby mnie nie ranił coraz rzadziej pokazywałam, że jego jad ma na mnie duży wpływ, nauczyłam się z tym radzić, olewać, już jego wyzwiska nie miały tak łatwej drogi do mojego serca.
Kiedy w rozmowie na terapii przyznałam, że jego humory mają na mnie wpływ, w ciągu kilku dni pożałowałam szczerości.

Tak chciałabym mieć normalne małżeństwo, wiem że są takie np. moi rodzice.
I wiem też, że to wymaga pracy i zaangażowania oraz chęci obu stron.

Sama nic nie zdziałam a jak już napisałam jest mi coraz trudniej się przełamać.
Nie lubię kontaktów fizycznych nawet typu przytulenie, o które kiedyś tak prosiłam,
sama już nie potrafię przyjść i usiąść koło niego bo nie wiadomo czy usłyszę " idź stąd", "czego tu chcesz", "daj mi spokój" " nie rozmawiam z tobą" itp. albo gorzej.
Po tej jednej wizycie na terapii gdzie nawet mąż dał radę, sam stwierdził, że już więcej "nie będzie się spowiadał przed ...".

Ale walczę, szukam, choć boję się, że tracę energię na marne.Już tyle przeżyłam rozczarowań, kiedy mąż chwilę był dobry po to bym mu zaufała, a potem ze śmiechem niszczył.

A co do korony to dawno już jej nie mam, została zmieszana nie raz z błotem.

"Dlaczego przyszłaś tak późno?..."- bo nie miałam siły, nie znałam drogi,
nie oznacza to, że nic nie robiłam.

Nadal nie czuję się żoną alkoholika tylko toksycznego faceta, bo alkohol nie ma wpływu na jego zachowanie. Dla mnie uświadomienie i praca nad podstawowymi wartościami w życiu jest pierwszorzędną potrzebą.
Fakt alkohol jest problemem, ale ten problem pojawił się dużo później niż jego chamskie zachowania.

Chciałabym znaleźć jakiegoś charyzmatycznego faceta, który popracowałby z moim mężem, który w jakiś sposób mógłby być dla niego autorytetem. Myślę, że jeśli udałoby mi się doprowadzić do takich spotkań to może coś by zatrybiło, może uświadomiłby sobie jak żyć, że nie trzeba niszczyć, że nie będzie gorszy jak pokaże słabość i uczucia.

Może po jakimś czasie będę mu mogła wtedy zaufać i powoli wspólnie popracować nad naszym małżeństwem.

Anonymous - 2015-10-19, 13:27

rodzinnydoradca napisał/a:
Mam wrażenie, że chcesz mieć "święty spokój"


czy to takie dziwne? po tylu latach takiego "małżeństwa"?

rodzinnydoradca napisał/a:
Chciałbym Cię poinformować, że nie ma "normalnych małżeństw". Są małżeństwa, które z dnia na dzień troszczą się o jakość swojej więzi. Z zewnątrz może to wygląda na "normalne", ale ile pracy tam jest włożone!...


Czyli wniosek "nie masz tak źle" albo "niektórzy kobiety mają gorzej, bo maż je bije codziennie"?

rodzinnydoradca napisał/a:
Jeśli chcesz ratować, to walcz! Nie bój się, korona z głowy Ci nie spadnie, co najwyżej trochę pokory rozwiniesz w sobie.


Człowieku, czy wiesz co to jest empatia? współczucie?
Pokory to więcej Tobie by sie przydało w zwracaniu się do udręczonych kobiet.

Anonymous - 2015-10-19, 13:43

Ulesia napisał/a:
nie czuję się żoną alkoholika tylko toksycznego faceta, bo alkohol nie ma wpływu na jego zachowanie.


może i tak jest ale w Polsce właśnie w tych ośrodkach dostaniesz też wszelką możliwą pomoc a to że mąż pije otwiera Ci tam drzwi.
Nawet nie wiesz jaki problem maja ofiary przemocy domowej gdzie nie ma alkoholu - poradni jak na lekarstwo a specjalistów jeszcze mniej.

Masz przemoc i masz w domu alkohol !!!!

ratuj siebie i dzieci dziewczyno, wiem co mówię sama była w takiej sytuacji

Po latach jesteśmy razem a mąż teraz dziękuję, że wtedy zawalczyłam o nas.

Inaczej nic się nie zmieni .

Ulesia napisał/a:
Chciałabym znaleźć jakiegoś charyzmatycznego faceta, który popracowałby z moim mężem, który w jakiś sposób mógłby być dla niego autorytetem. Myślę, że jeśli udałoby mi się doprowadzić do takich spotkań to może coś by zatrybiło, może uświadomiłby sobie jak żyć, że nie trzeba niszczyć, że nie będzie gorszy jak pokaże słabość i uczucia.

wypisz wymaluj najlepszy dowód na Twoje współuzależnienie

nie masz szansy na jego zmianę
Możesz tylko i Aż zmieniać siebie.

Dziwisz się że mąż ma opór ?????

Jak Ty też go masz. Widzisz to ???



sory, że ostro ale to co o Was napisałaś top książkowy przykład

Co jeszcze straszniejszego ma się stać byś poszła po pomoc ?????

Anonymous - 2015-10-19, 14:27

Dziękuję Grzegorz, że się wstawiłeś za udręczoną kobietą ;)
poczułam się jak bym miała rycerza ;-) :-P .

Ale ja się nie boję ostrych słów, już jestem odpowiednio "znieczulona";).
Dziwi mnie tylko, że rodzinnydoradca jest na forum od 12 października br.
i tak bardzo go zbulwersowały moje dobre chęci i szukanie pomocy.
Bo niby po co tu jestem...

Mirakulum może masz rację nie mówię, że nie, przemyślę i przeanalizuję możliwości skorzystania z takiej pomocy. Nie chodzi tu o moje chęci, ale raczej
o problemy techniczno-logistyczne.
Cieszę się, że chcesz się dzielić ze mną swoimi doświadczeniami,
na pewno widzisz więcej niż ja. :-)

Anonymous - 2015-10-19, 15:13

Ulesia

Mirakulum ma duże doświadczenie i wie co mówi. Jeżeli ona tak zdecydowanie Ci poleca tę terapię, to postaraj się na nią iść. Ja bym tak zrobił.

Anonymous - 2015-10-19, 22:06

Ulesia napisał/a:
Nie chodzi tu o moje chęci, ale raczej o problemy techniczno-logistyczne.


Rozumiem, że musiałabyś dokonać jakiegoś wysiłku.
Ponieważ operujesz takim argumentem, jest oczywiste że jeszcze nie jesteś gotowa przyjąć do wiadomości, że bez pomocy z zewnątrz i to pomocy najpierw Tobie udzielonej - nic się nie zmieni w Twoim życiu i w życiu Twojej rodziny.
Oczekujesz od męża zmian, narzekasz na niego (oczywiście jest powód- a jakże!) lecz sama zmianom poddać się, póki co nie chcesz.
Czy aby na pewno, te wymienione przez Ciebie problemy techniczno-logistyczne są REALNĄ przeszkodą, czy raczej istnieją jako wykreowane w sferze mentalnej...gdyż wciąż faktycznie opierasz się zmianom.
Zadaj sobie takie pytanie a odpowiedź przyjdzie. Myślę, że nawet teraz już ją znasz.
Proszę, przemyśl to Ulesiu :-)

Anonymous - 2015-10-20, 01:55

Ulesia, krótki staż, dużo złego. Przykre. Problem alkoholu został tu zasygnalizowany. Warto nie lekceważyć, to samo raczej nie znika. Mogę się mylić, ale inna kwestia, która mi się wydaje istotna to Wasza nieumiejętność stawiania granic i ich przekraczania. Dobrze, że napisałaś szczerze. Wy siebie Ulesia wzajemnie nie szanujecie. Ktoś musiałby zacząć to robić, prawda? Jeżeli nie robi tego mąż, może spróbuj Ty. Czy byłabyś w stanie docenić męża bez oczekiwania, że on doceni Ciebie? Czy umiałabyś zmienić Wasze rozmowy? Czy mogłabyś stanowczo i konsekwentnie, dzień po dniu na męża zaczepki odpowiedzieć: „ proszę tak do mnie nie mów”, „nie przy dzieciach”. I tyle, bez przepychanek słownych, bez dyskusji, bez oceniania. Powiedzieć sobie: dzisiaj nic mu przykrego nie powiem, nie pozwolę by ranił mnie ale ja mu nie oddam tak samo. Zakreślasz swoje granice ale też nie przekraczasz jego. Jak Ci mówi, że sobie nie radzisz, nie możesz powiedzieć: masz rację, dobrze by było gdybyś mi pomógł? Jak wykonuje prace obok domu pochwalić go za to. Jak się zajmuje dziećmi, odpocząć. Kiedyś gdzieś tu ktoś fajnie napisał, że nie zawsze potrafimy prawidłowo ocenić relacje tego drugiego rodzica z dziećmi. Ulesia, nie wgłębiaj się póki co w jego relacje z rodzicami, będziesz podświadomie je z nim odtwarzać, zbytni go usprawiedliwiać lub krzywdzić go negatywnymi ocenami. A póki co jesteś Ty, inna kobieta niż jego matka. Robicie coś razem? Tylko we dwoje lub razem z dziećmi? Można zaproponować wspólne wyjście, wyjazd, jakąś fajną grę (moje dzieci lubią takie gry jak Osada, Monopol, 5 Sekund, dla młodszych domino, bierki Rodzinka, jest dość duży wybór). Zaproponuj, graj, wychodź z dziećmi, jak się mąż nie dołączy i tak spędzisz z dziećmi fajny czas. Takie małe, drobne, pozytywne gesty. przy braku zgody na ranienie z dużą dozą cierpliwości. I zobaczysz. Zdaję sobie sprawę z tego, że możesz mieć przekonanie, że wszystko to już robiłaś bez efektu, że chciałabyś, żeby on zrozumiał, zmienił. Ale, jego tu nie ma. A jakby tu trafił, to jak myślisz, co by napisał, jak przedstawiłby Wasze małżeństwo, Ciebie i siebie? Czy oprócz tego, że poświęca czas dzieciom i zajmuje się tym co wokół domu Twój mąż ma jakieś cechy, umiejętności, za które go cenisz? Z jakich powodów, dlaczego chcesz, by Wasze małżeństwo trwało? Pozdrawiam.
Anonymous - 2015-10-20, 09:54

Dobrze jest usłyszeć i zobaczyć siebie okiem innych.
kenya, masz rację to prawda, że mam opory wewnętrzne przed zmianą,
najeżyłam się i bardzo mi ciężko schować kolce. Niby chcę, ale nie mogę.
To tak bardziej działam z rozsądku, bo ja się trochę już wypaliłam.
Nie czuję też tej terapii indywidualnej, choć wiem, że potrzebuję pomocy, żeby sobie to wszystko przewartościować, wlać spokój we własną duszę, wzmocnić się i zacząć realizować jakiś plan. Sama już się w tym wszystkim zagubiłam, niby jest lepiej niż było, jestem twardsza, mąż nie potrafi mnie już tak łatwo złamać, ale straciła w tym wszystkim siebie - taka jaką byłam zanim przebrnęłam te 8 lat. Nie umiem już tak kochać, stałam się nieufna, egoistyczna, nerwowa, brak mi takiej empatii jak kiedyś, przejęłam kilka cech męża - tych złych - typu atak, wytykanie błędów. Wiem, że potrzebuję, żeby ktoś mnie trochę nakierował, pomógł jakoś to ogarnąć.
Cieszę się, że tutaj trafiłam, bo już usłyszałam kilka mądrych rad.
Z tą terapią faktycznie mam problem logistyczny, ale już próbuję. Mam szansę na spotkania w poradni gdzie byliśmy razem z mężem. Choć właściwie po tym pierwszym spotkaniu jakoś mało jestem przekonana i też nie dziwię się mężowi, że ma takie odczucia. Dużo więcej zyskałam będąc tutaj niż na tamtym spotkaniu.
Potrzeba mi mądrości bo jak wcześniej napisałam trochę się miotam nie wiem jak postępować, brak mi konsekwencji.

złamana, to co napisałaś to prawda, brak jest w naszym związku szacunku,
mnie to bardzo boli chyba najbardziej. Mąż nie ma szacunku nie tylko do mnie , ale i do innych ludzi, jednak co najgorsze, ja też przestałam go szanować jak dawniej - bardzo dużo stracił w moich oczach jako człowiek. Wiem że to złe, ale po tym co mi robił to przychodzi mi to z trudem. Owszem, prawie codziennie powtarzam tekst" nie życzę sobie żebyś tak do mnie mówił" itp., jednak czasami ja też nie mogę wytrzymać i wybucham - ranię go, nie umiem już przepraszać - zresztą jak to robiłam mówił "ale ja nie chcę, żebyś przepraszała, nie obchodzi mnie to". Przepraszałam więc bo sama tak czułam i mówiłam, że robię to dla siebie, ale po pewnym czasie przestałam przepraszać.
Najostrzej reaguję na brak szacunku do mnie i nieodpowiedzialność w stosunku do dzieci. Tego nie mogę spokojnie przemilczeć.
Również nie pozwalam dzieciom na takie postawy wobec taty ( które się coraz częściej zdarzają) - on nawet nie reaguje. To ja ciągle powtarzam " nie mów tak do taty, tata ma rację, nie wolno tak robić", ale cóż się dziwić, że tak się dzieje - przykład mają jak na dłoni. Niby szanują mnie bardziej, jednak postawa ojca jest silniejsza - ma mocniejszy przekaz i to jego nawyki przejmują podświadomie np. kłamstwo, nie dotrzymywanie słowa, przekleństwa itp.

Wiem, że może jakbym była cierpliwsza, milsza, uśmiechnięta, więcej milczała, to byłoby spokojniej. Tylko ja nie mogę przejść spokojnie kiedy chodzi o dzieci.

złamana napisał/a:
Robicie coś razem? Tylko we dwoje lub razem z dziećmi? Można zaproponować wspólne wyjście, wyjazd, jakąś fajną grę


Razem prawie nic, z dziećmi jeździmy na wycieczki, na rowerach, gramy w piłkę itp. Wspólnie wszyscy spędzamy czas rzadko, mamy dzieci o dużej różnicy wieku, ja spędzam więcej czasu z maluchem, a mąż ze starszym. Ja najczęściej ogarniam dwójkę, choć nie powiem, bo mąż starszemu dziecku bardzo dużo poświęca czasu. Zabawy, zaszczepianie różnych hobby, prace wokół domu :-) .

Co do cech męża to jest kilka, które cenię, ale są one zagłuszane, przez te których nienawidzę. Wiem, że jakby ktoś do niego dotarł tam głęboko to mógłby być naprawdę fajnym facetem - mnie się nie udało.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group