To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - wątek Stokrotki 10101

Anonymous - 2015-10-15, 18:50

Stokrotka10101 napisał/a:
Jakiego kalibru były to przewinny


A jaki cel /sens ma zadane przez Ciebie pytanie?

Anonymous - 2015-10-15, 20:25

Też nie rozumiem sensownosci pytania, bo nie rodzaj win, ale własciwy schemat działania osoby winnej jest istotny.
A kaliber byl wystrczający do tego aby małzonek nie tylko stracił zaufanie do mnie, ale dodatkowo wiarę w siebie.

Anonymous - 2015-10-15, 20:31

lustro napisał/a:
Mąż dodał, że zrobiło się nudno i trochę seks siadł.
(...)powiedział, kiedy mu o tym przypomniałam, że on wtedy tak myślał.

facetowi siadł seks, a zona nadal twierdzi, że w małżeństwie jest fajnie

Akurat w moim małżeństwie rok przed zdradą mówiliśmy sobie, że jest fajnie.


I upiera się zona, że było fajnie ( no chyba tylko jej) i nadal nic nie widzi, bo nie chce...

Mnie także denerwuje, że jest forowany tutaj pogląd, że musiał być kryzys w małżeństwie, aby doszło do zdrady.

a na koniec podsumowuje swój "krótki wzrok"

Domyślam się, że w tym zabiegu chodzi o to, abyśmy(...) zeszli z przygarbionych winą pleców zdradzającego.



Tyle czasu na forum, dyle burzliwych dyskusji, tyle rozmów, rad, zwierzeń, stanowisk...i żadnego efektu w widzeniu rzeczy.
Smutne


Właściwie nie wiem, co napisać, bo ty i tak wiesz lepiej.
No ale spróbuję. Mój mąż był w kryzysie wieku średniego, nie dostał obiecanego awansu w pracy, ja zostałam Dyrektorem, a on sobie z tym nie poradził. Zwiększył ilość picia i palenia. Dużo pracowałam. Potem miałam mobbing w pracy. Po 20 latach seks trochę siadł (bardzo doprawdy dziwna rzecz :shock: ) i jemu zrobiło się trochę nudno (też dziwne bardzo po 20 latach :shock: ) . Ale jednocześnie mówił, że jest fajnie. Efekt taki, że jedynym osiągnięciem jego życia stało się zdobycie 16 lat młodszej kobiety.

No trochę siadł seks i jemu zrobiło się nudno, ale było mu fajnie- cud powód do zdrady. Pewnie jak bym zaczęła tańczyć na rurze to i seks byłby lepszy i nuda byłaby mniejsza. Ale tylko do czasu, bo rur by zabrakło w okolicy. Do tego prawie przez rok romansu sypiał jednocześnie ze mną. No każdą rzecz można tak tłumaczyć. Ale po co?

Ktoś zdradził, bo był niedojrzały i nieodpowiedzialny. Ty także byłaś niedojrzała, jeśli zdradziłaś. Dzisiaj jesteś z mężem, nie kochasz go, ani on Ciebie. Sama tak piszesz. Powrót był z rozsądku, bo tak powinno być. Sama tak pisałaś. Brakuje Ci motylków, uczucia, ale nie zdradzasz. Dlaczego? Bo dojrzałaś. :lol:

Zresztą gorsze od zdrady jest dla mnie porzucenie małżonka i rozwalenie rodziny. Budowanie swojego szczęścia na krzywdzie współmałżonka i dzieci. I tutaj kryzys nie ma nic do rzeczy. Bo to świadczy tylko o tym, kto porzucił, kto rozwalił rodzinę, kto budował swoje szczęście na krzywdzie swoich najbliższych. I dla mnie jedna rzecz jest jasna. To zły człowiek jest. W tym właśnie momencie to zły człowiek jest. A kryzys to przy tym mały pikuś. :-D

Anonymous - 2015-10-15, 20:47

Renta, Lustro

Mam prośbę. Wycieczki osobiste na priv, tutaj tylko argumenty.

Anonymous - 2015-10-15, 22:04

.....Jeśli ktoś kocha, jeśli w małżeństwie jest dobrze, jest czułość, bliskość, seks
i intymność to.... szuka kochanki/kochanka, a potem jak ją znajdzie to kończy związek w którym mu było dobrze?
Litości.... znasz takie przypadki ?....

Ja Grzegorzu znam, mój mąż pisał do swoich kochanek że ma fajną żonę... :shock: .
Czy Ty piszesz z pozycji zdradzonego ,czy zdradzającego?

Anonymous - 2015-10-16, 06:50

Polecam do odłuchania świadectwo życia i nawrócenia o. Szustaka: https://www.youtube.com/watch?v=Df9J68y2YeA
Mówi on tam w pewnym miejscu, że w zakonie ma dokładnie to co chciał, jest świetnie, a mimo to jest zakochany, wybywa z zakonu i żeni się (skrótowo rzecz ujmując).
Rozmawiałam z kilkoma osobami, które kiedyś zdradziły, pojawiły się podobne twierdzenia - o zdradzie mimo obiektywnie szczęśliwego małżeństwa.
Sądzę, że Metanoja dobrze podsumowała - przezd zdradą chroni tylo łaska Boska. Bo wszyscy jesteśmy grzeszni i słabi.
"Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł." (1 Kor 10,12)

Anonymous - 2015-10-16, 07:01

renta11, smutno mi czytać to wszystko. Nie gniewaj sie, ale z tego opisu, dla mnie, wyłaniają sie dwa obrazy,
1. Męzczyzny, ktory poczuł sie samotny w zwiazku, niezrozumiany, niewsparty w swoich trudnościach i problemach ( i nie chcę tutaj obwiniac ciebie, ale zwrócić twoją uwagę na to jak sie mógl czuć)

oraz

2. Kobiety, ktora ciagle tkwi w bólu na skutek tego co sie stało, ciągle zraninej, obolalej. Kobiety, która do tego ciagle tkwi w bólu nieprzebaczenia. Przebaczenie tak naprawde nam samym a nie drygiej stronie jest potrzebne, abysmy mogli wyzdrowieć

Mam nadzieje, ze robisz cos z wlasnymi zranieniami.
Przytulam

Anonymous - 2015-10-16, 08:26

zenia1780 napisał/a:
renta11, smutno mi czytać to wszystko. Nie gniewaj sie, ale z tego opisu, dla mnie, wyłaniają sie dwa obrazy,
1. Męzczyzny, ktory poczuł sie samotny w zwiazku, niezrozumiany, niewsparty w swoich trudnościach i problemach ( i nie chcę tutaj obwiniac ciebie, ale zwrócić twoją uwagę na to jak sie mógl czuć)

oraz

2. Kobiety, ktora ciagle tkwi w bólu na skutek tego co sie stało, ciągle zraninej, obolalej. Kobiety, która do tego ciagle tkwi w bólu nieprzebaczenia. Przebaczenie tak naprawde nam samym a nie drygiej stronie jest potrzebne, abysmy mogli wyzdrowieć

Mam nadzieje, ze robisz cos z wlasnymi zranieniami.
Przytulam


Zeniu

Oczywiście masz rację we wszystkim, co piszesz.
1. Mój mąż musiał się czuć samotny w związku, niewspierany itd. Tego nie neguję. Jednak tego wsparcia nie szukał we mnie, ani go nie przyjmował (może nie chciał, może nie umiał, może ja nie tak i tyle dawałam).
2. W tym samym czasie ja także się tak czułam i pewnie z tych samych powodów j.w.
Jednakże ja przyjmowałam to jako rzecz jakoś tam normalną w małżeństwie i zdarzającą się czasami.
4. Mąż w swojej niedojrzałości budował bliskość latami ze swoją najbliższą współpracownicą. Tym samym oddalając się ode mnie. Kiedy przekroczyli barierę seksu, wyrzucił mnie z bliskości całkowicie
5. Dlatego moją odpowiedzialność za kryzys przyjmuję oczywiście. Trudno tutaj rozpamiętywać proporcje i zakres odpowiedzialności, bo rzecz jest subiektywna i płynna.
Choć uważam, że ten kryzys miał wiele przyczyn, a ja byłam tylko jedną z nich. Większe znaczenie miała jego niedojrzałość ujawniająca się przez wszystkie lata, konieczność bujania się na huśtawce emocji i pustka, która jest u niego dziurą bez dna. Nie do zaspokojenia przez nikogo (innego człowieka). Dlatego i dzisiaj mój mąż pali i jest alkoholikiem, choć sądzę że kochanka go wspiera przecież. Bo są ze sobą nadal. Ale i ona nie umie zasypać tej dziury bez dna. Bo to jest niemożliwe. Bo to może zrobić tylko mój mąż. Ich związek wygląda na toksyczny.
6. Skutkiem jego niedojrzałości była zdrada, porzucenie mnie i rozwalenie rodziny. Na początku bowiem nie był kryzys, ale niedojrzałość jego jednak. Bo nie każdy na skutek kryzysu zdradza, porzuca itd. Tylko człowiek niedojrzały tak postępuje.
7. Oczywiście, że nie przebaczyłam mężowi. Jeszcze. Nawet już nie zdrady, bo to jakoś rozumiem, słaby był.Zdrada jest dużo mniej ważna. Ale właśnie porzucenie, brak uszanowania, rozwalenie rodziny, krzywda dzieci. Więc sposobu rozwiązania, perfidii w działaniu. To jest dla mnie najtrudniejsze do przejścia. Pracuję nad przebaczeniem, zdradę myślę, że jakoś już przerobiłam. Reszta przyjdzie z czasem.
8. Niedojrzałość męża oczywiście nie zwalnia mnie z pracy nad sobą i rozliczenia mojej odpowiedzialności za kryzys. To jest oczywiste i to przyjmuję na klatę.
9. Denerwuje mnie nie przyjmowanie odpowiedzialności za niedojrzałość właśnie np. u lustro. Bo teraz, kiedy jest dojrzała, to nie zdradza. To nie głównie kryzys jest przyczyną dokonywania zła, a niedojrzałość któregoś lub obojga małżonków.
10. Dziękuję Ci Zeniu za ten wpis. Moja niedojrzałość dzisiaj polega na nieprzebaczeniu właśnie. Ale wierzę, że w końcu dojrzeję :-D

Anonymous - 2015-10-16, 08:44

Jeszcze dla zobrazowania.

Shirley Glass i Thomas Wright badali zależność pomiędzy szczęściem małżeńskim, a kontaktami pozamałżeńskimi (Glass, Wright, 1985). Ku swojemu zdziwieniu odkryli oni, że stopień satysfakcji z małżeństwa nie wpływa na prawdopodobieństwo dopuszczenia się zdrady przez mężczyznę. Aż 56% mężów, którzy mieli romans, oceniało swoje małżeństwo, jako "bardzo szczęśliwe".

Anonymous - 2015-10-16, 08:47

No i to, co ja nazywam niedojrzałością z tych samych badań

"Czy partnerzy o pewnych cechach osobowości częściej niż inni kończą w ramionach kochanków? W badaniach Bussa i Sheckelfforda (1997) przeanalizowano ponad 1000 cech osobowości, ale jedynie trzy okazały się pewnymi wyznacznikami skłonności do niewierności.

Pierwsza to narcyzm. Ludzie o takiej osobowości mają wyolbrzymione i niewłaściwe poczucie własnej wartości, przeceniają swoje osiągnięcia i talenty, żyją fantazjami o nieograniczonym sukcesie, władzy, oczekują uznania ich wielkości, a kiedy nie są podziwiani - wpadają w złość. Mają głębokie przekonanie o swoim prawie do wszystkiego, nawiązują kontakty z osobami zamożnymi, hojnym, a także takimi, które łatwo da się wykorzystać. Cechuje ich brak empatii, zawiść i koncentracja na własnych potrzebach. Jak wykazały badania osoby takie częściej niż inne flirtowały, umawiały się na randki z innymi parterami, częściej tez nawiązywały kontakty seksualne i decydowały się na przygodny seks. Osoby te przyznawały się do powyższego same, a ich partnerzy to potwierdzali.

Druga cecha to niski poziom sumienności, czyli zawodność, opieszałość, niedbałość, brak zorganizowania impulsywność, brak samokontroli.

Trzecia cecha to psychotyczność; podobnie do niskiego poziomu samokontroli, osoby takie są bardzo impulsywne, mają problemy z samokontrolą i brakiem pewnych hamulców. W skrajnych przypadkach u osoby takiej można przypuszczać socjopatię."

Anonymous - 2015-10-16, 10:38

Zeniu

nie napisała bym tego lepiej...
a mam dokładniej takie same odczucia czytając rentę.
I w sumie dobrze, że renta potrafi ( taka jest przynajmniej nadzieja) zobaczyć to, o czym do niej piszesz.



zenia1780 napisał/a:
[b], smutno mi czytać to wszystko. Nie gniewaj sie, ale z tego opisu, dla mnie, wyłaniają sie dwa obrazy,
1. Męzczyzny, ktory poczuł sie samotny w zwiazku, niezrozumiany, niewsparty w swoich trudnościach i problemach ( i nie chcę tutaj obwiniac ciebie, ale zwrócić twoją uwagę na to jak sie mógl czuć)

oraz

2. Kobiety, ktora ciagle tkwi w bólu na skutek tego co sie stało, ciągle zraninej, obolalej. Kobiety, która do tego ciagle tkwi w bólu nieprzebaczenia. Przebaczenie tak naprawde nam samym a nie drygiej stronie jest potrzebne, abysmy mogli wyzdrowieć

Mam nadzieje, ze robisz cos z wlasnymi zranieniami.
Przytulam



A teraz do Renty - i moderatorzy pozwolą, że to napiszę, bo jak by nie było atak jest wprost w moim kierunku

zenia1780 napisał/a:
9. Denerwuje mnie nie przyjmowanie odpowiedzialności za niedojrzałość właśnie np. u lustro. Bo teraz, kiedy jest dojrzała, to nie zdradza. To nie głównie kryzys jest przyczyną dokonywania zła, a niedojrzałość któregoś lub obojga małżonków.


Ktoś zdradził, bo był niedojrzały i nieodpowiedzialny. Ty także byłaś niedojrzała, jeśli zdradziłaś. Dzisiaj jesteś z mężem, nie kochasz go, ani on Ciebie. Sama tak piszesz. Powrót był z rozsądku, bo tak powinno być. Sama tak pisałaś. Brakuje Ci motylków, uczucia, ale nie zdradzasz. Dlaczego? Bo dojrzałaś. :lol:



Widzę to zupełnie inaczej.
Chyba że można być dojrzałym przez 20 lat a potem przez kilka niedojrzałym i znowu dojrzałym...? mozna tak?

Ale nie o tym

Zjawiłam się na tym forum ponownie, po kilku latach niebytności, jakiś rok temu (chyba).
Pogubiona, zmęczona syzyfowa praca nad sobą i nad swoim małżeństwem, pełna wątpliwości i niezgody na wiele z tego, co było bo być powinno.
Wtedy było już ponad 2 lata od mojego powrotu do męża.
Od tego czasu czytam, piszę, dyskutuję...głośno mówie także samej sobie co myśle, czuje...i myśle, myslę, myśle...pracuję (choć żmudna to praca).

I teraz do sedna - piszesz o mnie
Dzisiaj jesteś z mężem, nie kochasz go, ani on Ciebie. Sama tak piszesz. Powrót był z rozsądku, bo tak powinno być. Sama tak pisałaś. Brakuje Ci motylków, uczucia, ale nie zdradzasz.

napisałam, że wróciłam z poczucia powinności, że na tamten czas nie kochałam męża ( przynajmniej ja tak to widziałam)
nigdy nie pisałam, że mąż mnie nie kocha, nie kochał, że mnie brak motylków ( głupszego stwierdzenia już chyba nie ma jak motylki).
Mój mąż mnie kochał i kocha. Nie wytrwał by, gdyby mnie nie kochał pomimo.

Wiesz w czym tkwi błąd w pojmowaniu rzeczy i różnica pomiędzy nami?
Ja opisałam punkt wyjścia. Ale to był punkt wyjścia, a ja dalej poszłam w drogę. Jestem już inna i moje życie jest inne.
Ale Ty nadal trzymasz się opisu punktu wyjścia. Wiesz dlaczego? Bo sama stale jesteś w tym samym miejscu, co kilka miesięcy temu. Od kiedy Ciebie czytam tkwisz w jednym punkcie mentalnie i nic się nie zmienia.
Pomyśl o tym.

I jeszcze coś na temat dojrzałości - czy Ty renta, wiążąc się z facetem na tzw. "kocią łapę" i budując na tym rodzinę wykazałaś się dojrzałością?
Piszesz z uporem mąż, masz wpisany staż małżeński...ale to kłamstwo.
To nie był twój sakramentalny mąż tylko twój partner, facet.
On nic Ci nie przysięgał. Zaryzykowałaś i przegrałaś., On zrobił to, co każde z was mogło zrobić - odwrócił się na pięcie i poszedł tam gdzie mu lepiej.
Miał do tego prawo i to prawo nadałaś mu Ty wiążąc się z nim bez ślubu, sakramentu.
Nie pisz "mąż". Pisz konkubent, partner...nie okłamuj forumowiczów stwarzając wrażenie innej sytuacji niż była, jest.

Wybacz jemu, ale może najpierw wybacz sobie.
Jak wybaczysz sobie to jemu wybaczy się już samo.

Anonymous - 2015-10-16, 13:23

W gestii „dojrzałości” :
- myślę że ta „dojrzałość” nie jest nam dana raz na zawsze.
Tzn jeżeli sprawdziliśmy się jako „dojrzali” w jednej sprawie to nie znaczy, że w każdej następnej też będziemy postępowali również dojrzale. Nie mamy certyfikatu na „dojrzałość”.
To proces, który zazwyczaj trwa w czasie.
Może zdarzyć się tak, że w jakiejś sprawie postąpimy „niedojrzale”, ale z czasem „dojrzejemy”, dojdziemy do właściwej postawy, ale wtedy konieczna jest również ocena poprzedniego zachowania jako „niedojrzałe”. Taka ocena poprzedniego zachowania to również element „dojrzewania”.
Jeżeli dalej usprawiedliwiamy naszą poprzednią decyzję, znajdujemy dla niej wytłumaczenie, to tak naprawdę dalej tkwimy w tym samym miejscu.

Myślę, że nawet zagrożeniem dla nas, może być przekonanie o własnej "dojrzałości" jako naszego sprawdzonego znaku firmowego. Z takim nastawieniem cokolwiek zrobimy będzie przecież "dojrzałe", no bo jak by inaczej mogła postąpić osoba "dojrzała"

Dla przykładu, przepraszam że go przytoczę, nie ze względu na wycieczki personalne :
- z tego co pamiętam, renta11 pisała, ze kilka lat zajęło jej pogodzenie się z rozwodem i śmiercią męża.
Po tym czasie „dojrzewanie” potrafiła m.inn. określić swoje zachowanie w tamtym czasie jako złe, dotarła do niej potrzeba przebaczenia ze strony męża.

Działamy często pod wpływem impulsu lub emocji.
Potrzeba czasu, żeby dojrzeć.

- To samo w odniesieniu do „dojrzewania” do przebaczenia, może i pojednania.
Też potrzeba czasu do uporania się z emocjami.

O ile w przypadku zdradzającego emocje które prowadzą go ku zdradzie funduje sobie sam zdradzający, to w przypadku zdradzonego został nimi niejako …obdarowany.
Jest różnica pomiędzy zapanowaniem nad emocjami którym dajemy czas na ich wzbudzenie, od tych które dotykają nas jak przysłowiowy grom z jasnego nieba, z racji decyzji innych.

Podobnie jak wzbudzanie emocji u zdradzającego wymaga czasu i przyzwolenia,
tak samo opanowanie emocji u zdradzanego wymaga czasu i przyzwolenia.


Oczywiście ideałem jest kiedy nie potrzebujemy czasu na "dojrzewanie".
Są pewne znane sposoby na zbliżanie się do takiego ideału. ;-)

Podobnie jak renta11, rozgraniczam sama zdradę od porzucenia, rozbicia rodziny w jej efekcie.
Odejście od rodziny to następny po zdradzie krok ku „braku dojrzałości”.

To budowanie swojego szczęścia na nieszczęściu innych jest kolejną po zdradzie „niedojrzałością”.
Na nieszczęściu nie tylko współmałżonka ale i dzieci, jeżeli są.
Tłumaczenie o braku negatywnego wpływu odejścia na dzieci, sposobów na bezproblemową akceptację przez dzieci porzucenia rodziny, bądź twierdzenie "szczęśliwy rodzic to szczęśliwe dziecko" jest mirażem, który lansuje się ku zaspokojeniu społecznego zapotrzebowania na samousprawiedliwienie, ale nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Łatwiej jest wybaczyć ludzką ułomność jaką jest "niedojrzałość w zdradzie" , niż odcięcie się od rodziny i budowanie wyłącznie własnego szczęścia.

Anonymous - 2015-10-16, 13:49

Tak sobie obserwuję te personalne rozgrywki....
i mam wrażenie, że zarówno nasze forumowe Lustereczko jak i Renta-dyrektorka
to typ kobiety dominującej.

Anonymous - 2015-10-16, 14:48

GregAN napisał/a:


O ile w przypadku zdradzającego emocje które prowadzą go ku zdradzie funduje sobie sam zdradzający, to w przypadku zdradzonego został nimi niejako …obdarowany.
Jest różnica pomiędzy zapanowaniem nad emocjami którym dajemy czas na ich wzbudzenie, od tych które dotykają nas jak przysłowiowy grom z jasnego nieba, z racji decyzji innych.



Ze wszystkim mogła bym się zgodzić, ale nie z powyższym zdaniem.
To jest tylko Twoje wyobrażenie o temacie GregAN.
Nie byłeś w skórze zdradzającego, tak samo jak ja nie byłam w skórze zdradzonego.
Stąd ja nie piszę, co czuje, myśli itp. zdradzony. Bo to były by tylko moje własne wyobrażenia.
Nie można też pisać w taki sposób o zdradzającym opierając się tylko na własnym wyobrażeniu.

Tu wracamy znowu, jak pijany do płota, do powodów zdrady.
I kiedy Ciebie czytam, to staja mi obrazy z mojego życia przed oczami.
I dokonuję swego rodzaju odkryć.
Chyba dlatego, że od dawna nie miałam potrzeby powracania pamięcią aż tak daleko.
Pamiętam jednak bardzo dobrze, że to co się wydarzyło miało wieloletni podkład, ale impuls jeden.
I ten impuls, to uczucie, zostało narzucone mnie jako decyzja drugiej strony.
Decyzja na totalne, kompletne olanie mnie i zlekceważenie. Kolejny raz zresztą, ale bardzo boleśnie akurat w tym momencie.
I to tez był dla mnie grom z jasnego nieba.

Nie przypuszczałam wtedy dokąd mnie zaprowadzi właśnie ten cios i siła, której mi nadał.
To już była reakcja łańcuchowa.
I czy się to komuś podoba czy nie - nie czuję się wyłącznie winna.




Mam taka mała propozycję, żeby pisać o tym, o czym się ma naprawdę pojęcie.
Nie pisać o tym co czuje i dlaczego druga strona, skoro się nigdy nie było w jej sytuacji, albo nawet w zbliżonej.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group