To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - zdradzona ... jak zyć ?

Anonymous - 2015-10-12, 12:41

GosiaH napisał/a:
Swoje przepłakać trzeba ( ;-) kobiety tak mają, nie ?) ale nie warto w tym bólu i żalu za długo trwać, a już najbardziej go podsysać.


o. Szustak proponuje tylko 2 miesiące płaczu: https://www.google.pl/?gw...ja+a+ja+niczyja

Anonymous - 2015-10-12, 13:55

zenia1780 napisał/a:
lustro napisał/a:
Zeniu
a co to za pytanie...na tym forum ?


Wbrew pozorom lustro, bardzo ważne.
Każde działanie zaczyna sie od decyzji, w pełni swiadomej, przemyślanej decyzji. Aby taką decyzje podjąć trzeba w sobie uporzadkować pewnw kwestie, np. czy wazniejszy na ten momemnt jest dla mnie mój ból i to co w zwiazku z nim pierwsze przychodzi mi na myśl (czesto jak najwieksze oddalenie), czy wazne, mimo bólu jest dla mnie to malżenstwo. Czy nadal kocham malzonka pomimo bólu, czy może nie ma we mnie miłości (w tym ziemskim rozumieniu tylko tych dobrych uczuć, "motyli w brzuchu"), ale mimo jej braku chcę aby zaistniało to na nowo. Jeśli nasza decyzja nie bedzie wynikiem naszego wolnego wyboru, ale jkiegoś przymusu, to o wiele trudniej bedzie wychodziło naprawianie.


Zeniu

O ile wiem, a myślę, że się nie mylę, to sakrament małżeństwa nie daje takich wyborów.
I postawa wynikająca z sakramentu małżeństwa nie pozwala na takie dywagacje.
Tak ma być, taka powinność, taki porządek rzeczy...czy chce, czy na dziś nie chcę.

Czy nie takiej postawy oczekuje się i po drugiej stronie ? - kiepsko Ci w małżeństwie, to je naprawiaj, ulepszaj, ratuj, ale nie masz prawa na powiedzenie - nie chce mi się.


zenia1780 napisał/a:

Czy ty lustro nie stanełaś kiedyś przed takim wyborem? Czy nie wybrałas: tak, chcę wrócić do meża? Czy moze to było raczej: musze wrócić do męza? Czy sadzisz, ze mąz decydujac się na taką a nie inna postawe wzgledem Ciebie nie wybrał: tak, chcę to robić, czy może to z jego strony był przymus? Czy gdybyś zobaczyła w jego postawie przymus takiego dzialania, a nie jego wolny wybór, wróciłabyś?


Zeniu
To nie jest takie proste, jak Ci się wydaje.
Wróciłam, bo uznałam, że tak powinno być.
To był akt wolnej woli, ale wynikający z poczucia powinności. A nie z własnego chcenia w ramach "tak będzie mi dobrze".
Mam męża i moje miejsce jest przy nim, cokolwiek mi się na dany moment podoba, wydaje, chce czy nie chce...

Mój wybór był wtedy taki - tak, chce wrócić do męża, bo tak być powinno.

Motylki w brzuchu ? :mrgreen: po 12 latach małżeństwa to one już dawno poleciały w siną dal...
o jakich motylkach mówimy?
pozostaje trudna i żmudna postawa miłości, która bardzo często na dany moment nie ma nic wspólnego z uczuciem miłości.
Budowanie od początku bez tego "łał", bez pozytywnych emocji...dobrze jak się choć lubimy a nie wkurzamy nawzajem z założenia.

Mój mąż chciał żebym wróciła, ale też był już daleko w krokach na zewnątrz.
To było mozolne, niejedno krotnie mało przyjemne, trudne budowanie. Z obu stron.

Elu


nie zaprzepaść szansy jaką masz Ty, Twój mąż, wasze małżeństwo...tylko z powodu bólu
ból jest na dziś wielki
ale co jest większe - ból czy wartość małżeństwa?

I niestety - na tym forum jedyna właściwa odpowiedź brzmi - ważniejsze jest małżeństwo.
Bo to forum katolickie.
A bycie katolikiem uwalnia od kilku wahań, bo zakłada jak powinno być. Którędy droga do Boga i do zbawienia.

Anonymous - 2015-10-12, 15:13

Witaj Elu

Rozumiem Twoją sytuację. Pięć lat temu też byłem w takim samym położeniu jak Ty. Dowiedziałem się, że żona od roku mnie zdradzała. Straszny ból. Wszystko się załamało. Najpierw była moja wielka nadpobudliwość. Chciałem jakoś to naprawić. Pół roku mojej walki. Nic to nie dało. Potem był etap wycofywania się, apatii i depresji. Powoli, bardzo powoli z tego wychodziłem.
Dużo mi dało zrozumienie etapów przebaczenia (żałoby), tutaj:
http://www.katolik.pl/prz...546,416,cz.html

Twoja obecne małżeństwo w pewnym sensie umarło. Dlatego będziesz przeżywało żałobę po nim. Pewnie ciągle jeszcze jesteś na etapie niedowierzania. Potem przyjdą inne etapy.
Jeżeli uda Ci się uratować swoje małżeństwo, to nie będzie ono już nigdy takie samo. To będzie nowe małżeństwo. Wielu z tych, którym udało się uratować swój związek, tak to opisują, jako budowanie od nowa związku.

Pozdrawiam i utulam w Twojej samotności.

Anonymous - 2015-10-12, 16:14

lustro napisał/a:
zenia1780 napisał/a:
Chcesz mimo bólu dac mu/wam szanse?

Zeniu
a co to za pytanie...na tym forum ?

Pytanie zasadne, nawet na forum katolickim.

Kościół Katolicki uznaje zdradę za tak istotne skrzywdzenie współmałżonka, że przyznaje zdradzonemu prawo do nawet dożywotniej separacji.
Chociaż zaleca pojednanie.

To zależy od stanu w którym jest zdradzony, etapu przechodzenia przez zdradę w którym się znajduje.
Od jego indywidualnych mozliwosci poradzenia sobie z faktem zdrady osoby której zaufał.
Można szukać pomocy, ale nic na siłę, nic z "obowiązku".
To proces który u jednych trwa krócej i innych dłużej.

Tak samo, nie jest powodem do hurraoptymizmu fakt, ze mąż nie chce odejść do kochanki.

To decyzja Eli - ocenić czy mąż zostaje w domu, bo chce się zmienić, jest szansa na to że nie powtórzy błędu, że 2 letni romans nic w nim nie zmienił, nie zostawił w nim śladów, nie będzie w nim tkwił choćby mentalnie przez najbliższy czas, co byłoby przeszkodą w budowaniu tego nowego związku o którym wspomniał Jacek-Sychar.
2 lata romansu to 2 lata oszukiwania.
W ciągu tych 2 lat, oszustwo stało się dla niego czymś bardzo normalnym.

Sam fakt, że chce zostać nie daje powodu do szczęścia i natychmiastowego przyjęcia go z otwartymi ramionami.

Inna sprawa dlaczego zaczął ten romans, jak to się stało, że potrafił oszukiwać.

Mówi, ze był idiotą - no to przynajmniej nie tłumaczy się :
- "ale to przecież miłość była, nie zgłupiałem przecież ale się zakochałem" :evil:

Anonymous - 2015-10-12, 19:56

Tak Zeniu, rozmawialiśmy kilka razy. Mówiłam (i spokojnie i przekleństwami) jak się czuję po tym co zrobił, jak mnie zawiódł, okłamał. Próbowałam zrozumieć dlaczego, nie potrafił odpowiedzieć - chwila zapomnienia a potem jakoś tak poszło. Dla mnie straszne jest to że nie próbował tego przerwać i gdyby nie przypadek to romans trwałby dalej.
Czego ja chcę ? Nie wiem. Z jednej strony zrobił coś obrzydliwego, niedopuszczalnego w moich wartościach (myślałam że w jego także), zaprzeczył miłości małżeńskiej i przysiędze. Z drugiej strony czegoś mi żal. Ale czego skoro ostatnie 2 wspólne lata były bardzo trudne ?
Teraz mówi że wszystko rozumie jaki błąd popełnił, jakim był idiotą. Żałuje że nie rozmawiał ze mną, nie mówił o swoich potrzebach, marzeniach i nie próbował mną się zaopiekować, zrozumieć. Ale czy to szczere czy tylko strach bo widzi że stracił wygodę i rodzinę ?

Dziękuję za wszystkie słowa otuchy. Nigdy nie pomyślałabym że w tej dramatycznej dla mnie sytuacji, mam powody do radości bo mąż chce do mnie wrócić i zacząć od nowa. Sama nie wiem jak do tego podejść. I rzeczywiście trudno mi dziś uwierzyć że to się jakoś może ułożyć.

Anonymous - 2015-10-12, 20:10

ela610, nie wiem czy to dobry pomysł.
Ale podzielę się moim doświadczeniem.

Ja byłam w innej sytuacji - mieliśmy sądowo "nakazane" mediacje.
I nam bardzo, ale to bardzo, pomógł mediator.
Przede wszystkim dlatego, że przekładał język męża na mój i odwrotnie.

Może ewentualne spotkanie z mediatorem by pomogło?
Nie radzę by tak zrobić.
Nie bierz tego jako pewnik, że zadziała.

Pomyśl. Przede wszystkim o tym, czego sama chcesz

Anonymous - 2015-10-12, 20:12

Właśnie, tak jak powiedział GregAN - 2 lata romansu to 2 lata oszukiwania.
W ciągu tych 2 lat, oszustwo stało się dla niego czymś bardzo normalnym. I czy będzie w stanie naprawdę się zmienić i nie wpaść powtórnie w taką sytuację w przyszłości ? Czy jego żal jest szczery ? To dla niego też szok i może pierwsza reakcja a nie szczery żal. Może próba ratunku.
Czy naprawdę da się uratować małżeństwo po takim kryzysie i takiej długiej zdradzie ? I można po tym wspólnie szczęśliwie żyć bez ciągłego przypominania sobie "co on mi zrobił". Dla mnie bliskość fizyczna to coś wyjątkowego, coś co zdarza się tylko gdy ludzie się kochają, nie pojmuję tego inaczej. A zdrada to inne podejście - chuć bez wartości i prawdziwej miłości. Obrzydliwe.

Anonymous - 2015-10-12, 20:39

lustro napisał/a:
O ile wiem, a myślę, że się nie mylę, to sakrament małżeństwa nie daje takich wyborów.


lustro, nawet Bóg nie rości sobie prawa do odebrania nam wolności i prawa do własnych wyborów. Jednak z kazdym naszym wyborem zwiazane sa jego konsekwencje. Nie kazdy wybór prowadzi do Boga, ale żadnego znich Bog nie zabrania nam podejmować. Jeśli związalismy się sakramem, to on staje się naszą drogą do Ojca. Jesli w swojej wolności zdecydujemy sie w nim trwać i go wypelniac, to Bóg bedzie nas w tym wspierał. Da siły i mozliwości.

lustro napisał/a:
Mój wybór był wtedy taki - tak, chce wrócić do męża, bo tak być powinno.


Więc nie chciałaś wrócić do męża? Zrobilaś to z przymusu?
Czyżby?

lustro napisał/a:
Mój mąż chciał żebym wróciła, ale też był już daleko w krokach na zewnątrz.


Jakoś inaczej to dotąd przedstawialaś.

lustro napisał/a:
pozostaje trudna i żmudna postawa miłości, która bardzo często na dany moment nie ma nic wspólnego z uczuciem miłości. Budowanie od początku bez tego "łał", bez pozytywnych emocji...dobrze jak się choć lubimy a nie wkurzamy nawzajem z założenia.


To smutne lustro, ze tak to własnie czujesz.
Dla mnie okazywanie męzowi, mimo że trudne i pozbawine motylków jest wielką radością, mimo ciąglego kryzysu... dla Ciebie jak widać żmudną pracą. Czegoś jak widać zabrakło/brakuje.

Anonymous - 2015-10-12, 20:46

ela610, Czy gdzieś wspolnie, albo ty sama, z tym problemem sie udaliście?

Co mąż w Twoim odczuciu powinien teraz zrobić, jak się zachować? Potrafisz to sprecyzować?

Anonymous - 2015-10-12, 21:27

Tak się składa, że Ela jest w nieco innej sytuacji niż np. Jacek...
Ela ma szansę uratować wszystko. Odbudować.
Ale jeżeli zapadnie się w sowim niedowierzaniu, żalu, poczuciu krzywdy, to bardzo prawdopodobne, że szansa przepadnie.
Empatia miła rzecz, ale empatia powinna być konstruktywna. Przynajmniej tutaj.

Czytając Elę można powiedzieć tak - 2 lata temu mąż znalazł kogoś innego...jako odskocznię ( tak przynajmniej pokazuje on sytuację i oby tak było)
czyli 2 lata temu w małżeństwie juz działo się kiepsko, bo gdyby było dobrze, to dla tamtej pani nie było by miejsca.

Ela
2 lata oszukiwania...a moze oszukiwania samej siebie ? Ela - nie widziałaś nic przez 2 lata...?

Powiedz - jeżeli nie pozwolisz na powrót męzowi i on w końcu poszuka sobie innego rozwiązania w postaci innej kobiety, to nie bedziesz miała do siebie żalu, że coś przepadło, bo pozwoliłaś temu przepaść...?
A co z dziećmi...?



Zeniu


Nie pisałam inaczej, zawsze pisałam o żmudnej pracy i to obojga, o postawie miłości bez miłości, o tym, że wróciłam, bo tak być powinno...
Nie wiem Zeniu w jakiej Ty jesteś sytuacji - Ty wróciłaś do męża?
Za o wiem, że powroty wcale nie są takie fajne jak się chce to widzieć i ja się tego oczekuje. I to nie tylko moje doświadczenia.

A skoro uważasz, że coś jest u mnie nie tak, bo piszę wprost o tym, to co jest nie tak?


GregAN


no i ok, cios był tak wielki, że została po nim tylko dożywotnia separacja - zgodnie z nauką KK
i to ma być ratowanie małżeństwa?
to od razu dajmy sobie wolne od pracy nad sobą, wybaczenia, naprawy itp

Anonymous - 2015-10-12, 22:00

LUSTRO - pytasz czy nic nie widziałam od 2 lat. Jasne że widziałam i czułam, nasze relacje się pogorszały już może od 3 lat, było mniej radości, czułości, wspólnoty. Wiedziałam że to nie jest to, ja nazywałam nasz związek "transakcją logistyczną" czyli krótkim omawianiem co kto kiedy ma załatwić i zorganizować. Oczywiście pomiędzy tym były fajne momenty, wieczory, wspomnienia, wakacje. Ale to były raczej epizody pomiędzy normalnością. I przez ostatnie 2 lata próbowałam go jakoś namówić do rozmowy, wspólnego wyjazdu, rekolekcji, czegokolwiek by przełamać tą szarość. Żadne z nas nie było szczęśliwe, ale nigdy w życiu nie pomyślałabym że mnie zdradzi. Naprawdę, i nie zauważyłam żadnych sygnałów zdrady (albo byłam taka głupia żeby ich nie rozpoznać).
Ja i chcę i nie chce jego powrotu. Boję się że to nie jest szczere, że te 2 lata tak go zmieniły że nie ma dla nas szans. Poradź co zrobić. I nie chcę tkwić non stop w żalu. Choćby ze względu na wspaniałe córki - chce żeby miały szcześliwą mamę.

Anonymous - 2015-10-12, 22:07

ela610 napisał/a:
.
Czy naprawdę da się uratować małżeństwo po takim kryzysie i takiej długiej zdradzie ? I można po tym wspólnie szczęśliwie żyć bez ciągłego przypominania sobie "co on mi zrobił".


Elu - da się.
Można po znacznie dłuższym i bardziej raniącym kryzysie, znowu stać się dobrym, kochającym się małżeństwem. Bez nieufności i bez rozpamiętywania. Choć to wymaga jednak sporo pracy od obu stron.


ela610 napisał/a:

Dla mnie bliskość fizyczna to coś wyjątkowego, coś co zdarza się tylko gdy ludzie się kochają, nie pojmuję tego inaczej. A zdrada to inne podejście - chuć bez wartości i prawdziwej miłości. Obrzydliwe.


Na ogół taka bliskość, to coś wyjatkowego i zdarza się kiedy ludzie się kochają.
Choć sprowadzenie do chuci w przypadku zdrady wydaje się być bardzo pomocne w "uporządkowaniu" i ukierunkowaniu myślenia i emocji.

jeżeli możesz Elu, zapytaj siebie, co nadal jest dla Ciebie najważniejsze
choć moze na to pytanie jeszcze nie jesteś gotowa


PS
piszemy równoczesnie :) nie skasowałam tego, co pisałam nim przeczytałam Twojego ostatniego posta

Dla jasności Elu - to ja zrdziłam mojego męża
trwałam w tym 4 lata, krótko w tajemnicy, potem już jawnie
mimo to wróciłam do męża, a on mnie przyjął

napewno też miał wątpliwości, czy będę wierna, czy to prawdziwe...
ale oboje postanowiliśmy sobie zaufać
bo ja też musiałam zaufać jemu

jeżeli mozesz, czujesz sie na siłach - daj szansę mężowi
pozwól mu wrócić, rzecz jasna wiernemu mężowi
dowiedz się od niego, co było nie tak, że popłynął ( na szczeście niedaleko)

oczywiście nie wszystko na raz i nie od razu
daj czas sobie...daj czas jemu...

Anonymous - 2015-10-12, 22:12

zenia1780 napisał/a:
ela610, Czy gdzieś wspolnie, albo ty sama, z tym problemem sie udaliście?


Co mąż w Twoim odczuciu powinien teraz zrobić, jak się zachować? Potrafisz to sprecyzować?


Wspólnie nie bo jesteśmy w zawieszeniu - ja nie wiem co zrobić, dać szansę ? Nie wiem jeszcze czego chcę. Sama idę do psychologa (wierząca osoba z doświadczeniem w kryzysach małżeńskich więc liczę że będzie sensownie). Ale to dopiero przede mną.

Nie mam pojęcia, mam pustkę. Cały czas widze go przez pryzmat zdrady i nic do mnie nie trafia. Jedyne co wiem to chciałabym cofnąć czas ....

Anonymous - 2015-10-12, 22:19

Elu

nie cofniesz czasu
ale możesz zyskać nowy, lepszy o doświadczenia starego

porozmawiaj z psychologiem ( to katolicki psycholog? - żeby Ci nie poradził czegoś głupiego, bo bywa i tak)
dobrze jest mieć kogoś mądrego z kim można rozmawiać w trudnym czasie


przepraszam za wtrącanie się w rozmowę z Zenią - moze mi Zenia wybaczy :)



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group