To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Kącik psychologiczny - Test od Boga.

Anonymous - 2015-10-12, 17:44

Cieszę się dziewczyny że coraz nas więcej świadków tego, że Bóg i Jego Słowo mają moc. Moniko mój wątek jest bardzo ogólny i niekompletny, więc nie wiem czy znajdziesz tam odpowiedzi. Ale moja droga była drogą do wolności, czyli zrozumienia, że to ja decyduję czy czegoś chcę czy nie. I tak było w relacji z mężem. Podobnie jak ty odwlekałam separację, choć miałam wewnętrzne przekonanie, że jest to jedyna droga dla nas. W naszym związku nie było miłości już dużo wcześniej, jeszcze przed zaognieniem sytuacji. Mój mąż całkowicie odpuścił sobie starania, bo już zaczął wtedy życie w grzechu, kombinował, oszukiwał. Ja dowiedziałam się o tym dużo później. A ja ze swojej strony brnęłam w swoje chore zachowania i pychę. Nawet kiedy wszystko wyszło na jaw i wiedziałam, że nie ma innej drogi, jak go puścić i zawierzyć Bogu, to nadal próbowałam po ludzku, swoimi siłami, jeszcze go zatrzymać. Nawet wydawało się że jest między nami całkiem dobrze, ale tego rozpędzonego "pociągu" nie mogłam już zatrzymać. Byłam bardzo uzależniona od męża, przeżyłam prawdziwy detoks, jak osoba uzależniona od narkotyków. Potwornie bałam się samotności, rozbicia rodziny, bycia samotną matką itp. Rozpad małżeństwa był dla mnie szokiem, nie rozumiałam, jak to możliwe, że nie mogę tego naprawić, nie mogę nic zrobić. A jedyne wyjście to odpuścić i zająć się sobą. Teraz rozumiem ciebie i wszystkich tych, którzy całą swoją energię życiowa marnują na trwanie w takim małżeństwie. Rozumiem, że logiczne wydają się różne działania, żeby tylko się nie skończyło. Doprowadza to najczęściej do całkowitego wypalenia siebie i utraty nadziei. Dzisiaj wiem i mój mąż też to często powtarza, że najlepszą decyzją było to, że ja go puściłam, że dałam mu spokój, że mógł żyć tak jak mu się wtedy wydawało, że chce żyć. Zwróciłam się ku Bogu, zaczęłam pracę nad swoimi wadami, dużo czytałam, modliłam się, robiłam to co chciałam, a nie to, co czułam, że muszę robić. I uczyłam się co to znaczy kochać męża na 100%, próbowałam pogodzić się z tym, że być może on mnie już nigdy nie pokocha. Przeprosiłam za swój udział w kryzysie, nie w zdradzie męża, bo to był tylko jego wybór, modliłam się przede wszystkim o to, by Bóg mnie uzdrowił i dał mi łaskę przebaczenia i starałam się mojego syna tak wychowywać, aby jak najmniej odczuł ten kryzys. Skupiłam moje siły na tych rzeczach i starałam się przeżyć każdy kolejny dzień, bez wybiegania na przód. Taki był mój kierunek, a oczywiście różnie mi to wychodziło, popełniałam masę błędów i częściej mi się nie udawało, niż udawało. Ale to nie było ważne, ważne było że wstawałam i szłam dalej tą drogą. Drogą, na której doświadczyłam jak bardzo jestem kochana przez Boga. Ta miłość sprawiła, że moje brzemię i ciężar nie były już takie ciężkie, a samotność okazała się dla mnie szansą na doznanie takiej miłości o jakiej istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia. Czułam i nadal czuję się tak bardzo kochana przez Boga, że trudno mi to jakoś zwerbalizować. Po prostu ja już nie czuję, że jestem sama, kiedy mąż oddala się, kiedy czasem nie możemy się porozumieć, kiedy spotyka mnie trudna sytuacja, kiedy moje emocje mnie przygniatają idę z tym do Boga. Czuję się wysłuchana, czuję się bezpieczna. Mimo tych doświadczeń, mam nadal wiele spraw do przepracowania w sobie, mam nieuporządkowane relacje, których jeszcze się boję ruszyć, bo wiem że bolą. Bycie z Bogiem nie oznacza, że jestem idealna, "uduchowiana" w sensie, że już nie chodzę po ziemi, chodzę i to bardziej świadomie, mam większą świadomość swoich wad, swoich wyzwań, nie zdobytych Jerych. Ale ta miłość mnie nakarmiła, nasyciła, tak że już nie pragnę, nie rzucam się na wszystko co tylko zobaczę, nie usycham z pragnienia. Co nie znaczy, że nie mam pokus. Nie wiem, jak jeszcze mogłabym o tym napisać, by być lepiej zrozumianą. Wiem, jednak jak się czujesz Moniko i wiem co zrobić byś tak się już nie czuła.
Anonymous - 2015-10-14, 08:19

Dziękuję wszystkim za wspaniale rady. Mój mąż powiedzial mi wyraznie, że albo zaakceptuje to co robi albo się rozstanmy. Ja nie mogę tego zaakceptować. Ostatnio zostawil córkę sama z dymiacym się piecem, gdy ja byłam w pracy. Mala do mnie dzwonila z placzem. Szybko zalatwilam opieke, ale jak wieczorem wróciliśmy do domu jeszcze smierdzialo dymem ze spalonego buta. On jest skrajnie nieodpowiedzialny.
Anonymous - 2015-10-14, 11:24

Moniko okropna sytuacja, bardzo ci współczuję. Kochana masz obowiązek bronić siebie i swoją córkę. Ta sytuacja chyba jest już na tyle skrajna, że nie powinnaś zwlekać z decyzją co dalej? Niech Duch Święty cię prowadzi. Pytaj Go i działaj, bo za swoje życie i życie twojego dziecka (w tym momencie) jesteś odpowiedzialna ty. Twój mąż z tego co piszesz jest dziś nie zdolny do bycia odpowiedzialnym, nie licz na niego. powodzenia, powierzam Was Bogu w modlitwie.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group