To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Historia JolantyElżbiety

Anonymous - 2015-09-20, 13:58

duzapanna napisał/a:
Może jednak ktoś coś napisze :)


Dzień dobry, jestem nowa na forum, czytałam je tylko szukając dla siebie sposobu jak przetrwać zdradę i rozwód, a teraz też postanowiłam się odezwać, ponieważ mam podobne doświadczenia z moim mężem. On przygotowywał się do rozwodu parę lat. Schemat jest zawsze taki sam, gdy mężczyzna chce opuścić żonę. Szuka pretekstu, aby utwierdzić się w przekonaniu, że jego małżeństwo nie ma sensu. Mój mąż odsunął się ode mnie z premedytacją. Przyszedł i powiedział, że chce zmienić swoje życie i że mnie opuszcza. Przestał się odzywać, ale nic dalej się nie działo. Mieszkaliśmy razem przez pięć lat, w czasie których on się domnie nie odzywał - czasami tylko odpowiadał na moje pytania. Potem zabrał mi pieniądze na prowadzenie domu, bo jak twierdził za mało się staram z obiadami. A ostatni rok to była agresja, wyzwiska i prowokowanie mnie do złożenia pozwu o rozwód. I zrobiłam to, gdy któregoś dnia wybuchnął, że żadna obca baba nie będzie mu zatruwała reszty życia. Złożyliśmy pozew o rozwód i czekaliśmy już trzy miesiące, gdy przestał wracać na noce i ja wiedziona jakimś wewnętrznym głosem z serca poszłam do mieszkania, które odziedziczył po rodzicach i tam zastałam go z kobietą. Przeniósł się tam, rzeczy zostawił, bo dałam mu dwa miesiące na ich wyniesienie. Cały czas on wiedział, że ja nie chcę rozwodu, sama mu o tym mówiłam. Dwa dni przed rozwodem dał się namówić na rozmowę, w trakcie której zaproponowałam mu seprację zamiast rozwodu i spotykanie się na randkach, rozmowach, wyjściach do kina, abyśmy mogli odnależć to, co kiedyś nas połączyło. Ale odrzucił moją propozycję, bo jak powiedział jest w nowym związku i chce spróbować czy mu się uda. Od rozwodu minęły trzy tygodnie, a ja cierpię i nie umiem sobie poradzić z emocjami. Wierzę w cud, modlę się i czekam na jego powrót wbrew zdrowemu rozsądkowi i wszystkim znakom na niebie i ziemi. I sama nie wiem, czy mam rację, czy mam się pogodzić z faktem, że już nigdy do mnie nie wróci. Wcześniej też mi powiedział, że mnie nie kocha, że nienawidzi i nie może na mnie patrzeć i wiele innych rzeczy, które miały mnie zranić i zraniły. I pytam czy o każde małżeństwo należy się modlić??? Mamy sakrament.

Anonymous - 2015-09-20, 16:27

Witaj Jola na forum,

Ty sama znajdziesz odpowiedź na pytanie, czy należy się modlić i o co. Póki co masz w sobie wiele emocji, nie rozumiesz, co dzieje się z Twoim życiem, nie wiesz jak dalej żyć.
Większość z nas przez to przechodziła.
Zwykle w takiej sytuacji pytamy tutaj o relację z Bogiem, jak ona wygląda, czy wierzysz, że Bóg może pokierować Twoim życiem i ma plan na Ciebie, że nic nie dzieje się bez przyczyny i że każdy kryzys jest szansą.

Chcesz, aby mąż wrócił.
Ale gdyby teraz wrócił, wszytsko w Waszym małżeństwie potoczyło by się tak, jak dotychczas. A z tego, co piszesz dobrze nie było już od dawna.
Wracanie na stare tory nic nie zmieni.
To pragnienie powrotu męża teraz jest myśleniem życzeniowym.
Dobrze by było, aby mąż wrócił, ale warto popracować nad tym, aby zmieniły się relacje między Wami, a żeby do tego doszło Wy powinnieście się zmienić.
Tę przemianę zacznij od siebie.
Praca nad sobą i przemiana siebie daje szansę , że i świat wokół nas się przemieni.

Anonymous - 2015-09-20, 18:58

Tak, mam w sobie wiele emocji i zastanawiam się czy warto walczyć o każde małżeństwo, nawet to sakramentalne. Modlę się o nawrócenie dla męża, o to abym umiała z nim być, sama nawet nie wiem o co jeszcze. Jestem bardzo pogubiona, wytrącona z kolein, chcę tylko przetrwać. Boję się tego co będzie daelj. Jestem zazdrosna o to, że mój mąż nie był szczęsliwy ze mną, że nie chciał budować ze mną, a jest z inną i jest szczęśliwy, że umie jednak te relacje nawiązać. Zastanawiam się co ze mną jest nie tak, że nie umiał mnie pokochać?
Anonymous - 2015-09-20, 19:52

To nie z Toba jest nie tak. To Twoj mąż źle postepuje. Ty odpowiadasz za swoje błędy. Ale nie za jego. Mimo wszystko zawsze trzeba wierzyć, że będzie dobrze. Glowa do góry. :-)
Anonymous - 2015-09-20, 20:13

MonikaMaria3 napisał/a:
To nie z Toba jest nie tak. To Twoj mąż źle postepuje. Ty odpowiadasz za swoje błędy. Ale nie za jego. Mimo wszystko zawsze trzeba wierzyć, że będzie dobrze. Glowa do góry. :-)


Bardzo się staram, aby nie tracić wiary w to, że będzie dobrze, ale nie daję sobie rady z byciem samą. Byliśmy małżeństwem 34 lata, znamy się 36 i praktycznie całe życie spędziłam z nim. Było źle i dobrze, wiadomo, ale zawsze wierzyłam, że uda nam się razem przezwycięzyć kryzysy. A teraz jesteśmy po rozwodzie cywilnym i bardzo żałuję, że dałam się mężowi zastraszyć i zgodziłam się na rozwód. Z drugiej strony przychodzą myśli, że nie można na siłę trzymac człowieka przy sobie. Doszłam już do ściany i nie widziałam innego wyjścia, a teraz wydaje mi się, że pomimo trudnej sytuacji nie powinnam zgadzać się na rozwód, bo czuję się jakbym dała mu przyzwolenie na związek z tą kobietą, choć zdradził mnie przed rozwodem. Mieliśmy złożóny pozew, on poczuł się już wolny i tak mnie zastraszył psychicznie, że w sądzie już nie walczyłam o nic, tylko zgodziłam się na jego warunki. I ta bezradność i brak nadziei na poprawę mnie bardzo dołuje i nie daję sobie rady z poczuciem winy:-(

Anonymous - 2015-09-20, 22:30

znajdź najbliższe ognisko Sychar i idź na spotkanie
dostaniesz siły i po czasie obierzesz kierunek

to co teraz przechodzisz to trudne, sama pamiętam jak czułam się po odejściu męża
też nie wiedziałam, o co się modlić
Bóg mnie poprowadził
wyprostował wiele spraw w moim życiu
ale wpierw to ja się musiałam nawrócić

Anonymous - 2015-09-20, 23:16

Dziękuję Bety. Znajdę to ognisko i mam nadzieję, że mi pomogą, pomimo tego, że zgodziłam się na rozwód, bo wszędzie czytam, że katolik nie może się na niego zgodzić. To mnie dobiło. Mam straszny konflikt sumienia, bo rozpatrywałam naszą sytuację na rózne sposoby i po prostu wydało mi się to rozsądniejsze. Liczyłam na to, że w sądzie skierują nas na mediacje, ale mój mąż oświadczył, że jest w innym związku i chce rozwodu, a ja nie miałam siły mu się przeciwstawić. Dzień wcześniej jak rozmawialiśmy i wyszłam z ofertą o separacji, przebaczeniu zdrady i zaczęciu od nowa, powiedział, że mam "mu nic nie cudować w sądzie", bo on chce rozwodu. Ale teraz żałuję, że mimo wszystko mu się nie sprzeciwiłam i dałam się zastraszyć. Mam nadzieję, że uda mi się pogodzić z własnym sumieniem, bo nie wiem jak mam dalej żyć. Dziękuję za rozmowę.
Anonymous - 2015-09-21, 12:49

Bety, a jak ty sobie poradziłaś z rozpamiętywaniem przeszłości, co by było gdyby i potem z czekaniem a może wróci? Ja sobie niespecjalnie z tym radzę. Układam sobie w głowie wszystko to co się wydarzyło. Wiem, że muszę zacząć zycie od nowa, ale nie umiem pogodzić się z tym, że między nami wszystko już zakończone. Nie chciałabym jednak spędzić reszty życia czekając, nie czy, a kiedy mój mąż wróci do mnie, bo znam go i wiem, że to się nie stanie. Nie umiem wyciszyć emocji - modlitwa pomaga na krótko, zostają bezsenne noce i rozmyślania.
Anonymous - 2015-09-21, 23:57

JolantaElżbieta napisał/a:
Bety, a jak ty sobie poradziłaś z rozpamiętywaniem przeszłości, co by było gdyby i potem z czekaniem a może wróci? Ja sobie niespecjalnie z tym radzę. Układam sobie w głowie wszystko to co się wydarzyło. Wiem, że muszę zacząć zycie od nowa, ale nie umiem pogodzić się z tym, że między nami wszystko już zakończone. Nie chciałabym jednak spędzić reszty życia czekając, nie czy, a kiedy mój mąż wróci do mnie, bo znam go i wiem, że to się nie stanie. Nie umiem wyciszyć emocji - modlitwa pomaga na krótko, zostają bezsenne noce i rozmyślania.

Ja na poukładanie siebie bardzo polecam program 12 Kroków: http://www.kryzys.org/viewforum.php?f=77 . Niedługo będą zapisy na kolejną edycję.

Anonymous - 2015-09-22, 07:15

JolantaElżbieta napisał/a:
Znajdę to ognisko i mam nadzieję, że mi pomogą, pomimo tego, że zgodziłam się na rozwód, bo wszędzie czytam, że katolik nie może się na niego zgodzić. To mnie dobiło. Mam straszny konflikt sumienia, bo rozpatrywałam naszą sytuację na rózne sposoby i po prostu wydało mi się to rozsądniejsze.


JolantaElżbieta napisał/a:
Mam nadzieję, że uda mi się pogodzić z własnym sumieniem, bo nie wiem jak mam dalej żyć.


Jolanto, kazdy zrozumie, ze w tamtym momencie nie potrafiłaś inaczej, nikt Cię w ognisku nie osądzi.
W kwestii sumienia jest tylko jedno wyjscie, pojednać się z Bogiem.

Przytulam i otaczam modlitwą.

Anonymous - 2015-09-22, 08:15

W moim mieście nie ma już ogniska Sychar, ale są Dominikanie, którzy pomagają ludziom we wszystkich sytuacjach życiowych. Poszłam wczoraj do nich i jestem zapisana na spotkanie z terapeutą. Co ciekawe, prawie przez dwa lata próbowałam dostać się tam po pomoc. Dzwoniłam nawet do tego samego Ojca, z którym rozmawiałam wczoraj, ale nigdy nie udało mi się ani z nim spotkać, ani umówić się na terapię, bo ciągle coś mi przeszkadzało. A moje małżeństwo kalekie i ułomne wtedy jeszcze trwało. I dopiero jak jestem po rozwodzie, gdy wszystko się skończyło, to ja tę pomoc znalazłam. Pewnie dlatego, że doszłam już do sciany, a wtedy jeszcze dreptałam w kołko. I teraz mam nadzieję, że nauczę się żyć bez mojego męża z tą moją miłością do niego, której on nie chce przyjąć. I że dam sobie radę i że znajde pokój w sercu :-| Ja jestem blisko Boga i kościoła cały czas i to był jeden z problemów w naszym małżeństwie, jak okazało się bardzo wielki dla mojego meża. Kiedyś go o to spytałam, co musiałabym zrobić, żeby między nami było dobrze, czy mam rzucić kościół i Boga? Powiedział, że tak - ale ja mu odpowiedziałam, że nie mogę tego dla niego zrobić. Ponieważ w mojej rodzinie jestem jedyną osobą wierzącą, to i moi rodzice uważają, że problemy w naszym małżeństwie biorą się z mojej wiary, bo nawet kiedyś mój mąż powiedział mojemu ojcu, że przez to, że jestem wierząca, to nam się nie układa. Czuję się bezsilna i bezradna wobec takich postaw. Nie wierzyli mi jak im opowiedziałam o moim małżeńśtwie, o agresji męża, o tym, że mnie opuścił wiele lat temu i żyjemy osobno. A teraz nikt nie rozumie dlaczego nie cieszę się, że pozbyłam się agresywnego i destrukcyjnego człowieka. Ale to jest mój mąż, czuję się jakby mnie przedarto na pół, zależy mi, żeby zrobił porządek ze swoim życiem, nie chcę żeby zmierzał do piekła, chcę żeby też odnalazł drogę do Boga, bo wiem, że nie jest szczęsliwy, że boryka się z samym sobą, że wie co jest jego problemem a odsuwa i nie przyznaje się do tego, oskarżając mnie, że jest agresywny, bo ja go prowokuje. Zresztą już parę miesięcy po śłubie skoczył do mnie z pięściami, zacisnął zęby i powiedział, żeby zapamiętała raz na zawsze, że jest nerwowy i mam się zachowywać tak, żeby go nie prowokować. Ale ja przez te lata nie poddawałam się, myślałam, że moją miłością, łagodnością i konsekwencją uda się złagodzić jego temperament. A teraz po latach okazało się, że te postawy się zaostrzyły, a czas, w którym jak mi potem powiedział "przyzwyczajał się do rozwodu", był dla mnie bardzo trudny. Ja nie chcę powrotu do tego co było, dlatego nie zatrzymywałam mojego meża na siłę, nie płakałam, nie błagałam go żeby został, bo wiem że to nic by nie dało. Ale jestem bardzo przygnębiona tym, że odrzucił moją wyciągniętą do zgody rękę i wybrał kilkumiesięczną relację, której chce spróbować, a nie naszą rodzinę i ponad trzydziestoletnie małżeństwo :-(
Anonymous - 2015-09-22, 08:20

JolantaElżbieta, to, co napisałaś o agresji męża i swojej postawie, to, wg mnie, raczej nie mogło zadziałać w dobrą stronę. Nie reagując tak naprawdę pokazywałaś mężowi, że może więcej.

Polecam ci książkę "Miłość wymaga stanowczości" Dobson i "Granice w relacjach małżeńskich" Townsend, Cloud. Wiele można z nich wyczytać

Anonymous - 2015-09-22, 08:57

GosiaH napisał/a:
JolantaElżbieta, to, co napisałaś o agresji męża i swojej postawie, to, wg mnie, raczej nie mogło zadziałać w dobrą stronę. Nie reagując tak naprawdę pokazywałaś mężowi, że może więcej.

Polecam ci książkę "Miłość wymaga stanowczości" Dobson i "Granice w relacjach małżeńskich" Townsend, Cloud. Wiele można z nich wyczytać


Poczytam sobie. Ale nie jest tak, że ja nie reagowałam, nie pozwalałam mu na agresję, rozmawiałam z nim o tym, byłam stanowcza, ale nic nie działało. On w reakcji zamykał się, potrafił nie odzywać się do mnie tygodniami. A jest w tym dobry, w okazywaniu obojętności. Dla mnie jako DDA, obojętność była tym co mnie zabijało. Teraz wiem, że gdybym wcześniej podjęła terapię właśnie dla DDA, to może umiałabym sobie z tym emocjonalnie radzić. Robiłam wiele rzeczy intuicyjnie, nieprofesjonalnie, bo byłam słaba swoimi emocjami. A wtedy gdy przyszedł do mnie z informacją, że mnie opuszcza, przestał się odzywać na pięć lat. W tym czasie wszystko było jak w małżeństwie, a tylko on nie podejmował ze mną współżycia - gotowałam, prałam, prowadziłam dom. Nawet czasami jeździliśmy do moich rodziców - takie zachowywanie pozorów. Każda próba rozmowy z nim kończyła się wyzwiskami i wyganianiem mnie z pokoju. NIe wiem jak przeżyłam te lata. A potem następne. Aż do oczekiwania na rozwód, a on w tym czasie szukał sobie panienki - przepraszam za kolokwializm. A ja byłam bezradna i pogodziłam się z tym, poza tym skoro mnie nie kochał, pomyślałam sobie, że zwrócę mu wolność. Byłam w pułapce i wytworzyłam sobie bezpieczną strefę dla siebie, żeby nie zwariować.

Anonymous - 2015-09-22, 10:57

Mąż uderzał w Twój czuły punkt. Wiedzial ze pękniesz prędzej czy później.

dobrze ze teraz jesteś bardziej świadoma swoich reakcji.


Myślę ze wtedy, przez te pieć lat stworzyłaś sobie bezpieczne dla Ciebie ciepełko. Ale niestety przegrzało się i boleśnie oparzyło. Teraz czas opatrywać te rany.

Wyjdź z pułapki, którą zgotowałaś sobie. Wypłyń na głębię:)))



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group