To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak uratować małżeństwo

Anonymous - 2015-09-03, 12:08
Temat postu: Jak uratować małżeństwo
Witam.
Ostatnio odkryłem że żona poddała się i już nic do mnie nie czuje. Jesteśmy małżeństwem od 10 mamy dwójkę wspaniałych dzieci. Nie brakowało nam niczego. Ja pracowałem jak wół myśląc że tak trzeba, że zapewnie spokój finansowy. Żona opiekowała się domem i dziecmi. Myślałem że tak trzeba. Bylem głuchy na jej wołanie. Powtarzam ze ludzie maja inne problemy, choroby , chore dzieci , a my nie możemy narzekać. Żona przelała całe uczucie na kolegę z pracy, który pokazał jej inne życie. Człowiek który porzucił swoją rodzinę poddał się i nie walczył, pokazuje jej smak życia. Dla mnie jest to jakiś horror. Człowiek bez wartości w moich oczach stał się wybawieniem dla mojej żony . Teraz obudziłem się z tej fikcji która sam stworzyłem. Nie dobro materialne jest najważniejsze tylko zona dzieci i nasze wzajemne relacje. Kocham ja bezgranicznie. Jest dla mnie wszystkim. Zrobię dla niej wszystko. Jest moim szczęściem i wszystkim co mam. Nie jest typem osoby która zostawi wszystko tylko udowna matka która pragnie zrozumienia i wsparcia którego jęk nie dawałem. Teraz zmieniłem się. Przejrzałem na oczy i chce naprawić ten związek który na początku przecież był tak namiętny. Ona wskoczyła by w ogień za mną, a teraz się dusi i nie wie co robić. Robie wszystko co w mojej mocy aby było dobrze. Jestem przy niej rozmawiam z nia jestem znowu wspaniałym ojcem mężem partnerem. Ona od dłuższego czasu chodzi na terapię. Ja zaliczyłem pierwsza wizytę. Wybaczylem jej zdradę. Będę walczył jak lew aby ją odzyskać. Zmienię całe życie dla niej. Jest tego warta i to jej się należy. Co zrobić aby ponownie mnie pokochała. Twierdzi ze tak długo się starała a ja nie widziałem tego. Pol roku temu przekreśla mnie poddając się i stwierdzając ze będę tylko ojcem jej dzieci. Jesteśmy bardzo młodzi. Za szybko pędził nasze życie. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niej. Kocham ją bezgranicznie i paradoksalnie dopiero teraz tak mocno to czuje. Proszę i jakieś rady co mogę zrobić. Wiem ze nie ma osoby na całym świecie która mnie tak mocno kochała jak ona. Trwa to już wszystko 2 tygodnie nie potrafię się pozbierać. Bardzo dużo pracuje nad sobą poświęcam cały wolny czas rodzinie. Wiem ze miała poważne stany depresyjne których nie zauważalne. Bylem głuchy na jej wołanie. Ktoś wyciągnął do kiej rękę i bezpamieci się w nim zatraciła. Człowiek ten jest nieodpowiedzialny i nigdy nie stworzy z nią związku. Ona straciła głowę dla niego. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy aby uświadomić go ze nie spoczne jak mi nie zejdzie z drogi i nie zostawi jej w spokoju. Dla mnie to wszystko jest jakaś fikcja budzę się i nie wierzę że to się stało i to dalej trwa. Nie potrafię zrozumieć jak tak wspaniała matka może tak postępować. Przeprowadziłem z nią wiele rozmów i wiem ze bez terapi małżeńskiej się nie obędzie. Na chwile obecna nie chce o słyszeć o żadnej terapi malzenskiej. Od paru dni zauważyłem ze gość zluzowanl a ona posmutniala. Jak odbudować miłość która była tak ogromna. Jak dotrzeć do niej jak jej wytłumaczyć ze droga która wybrała do niczego nie prowadzi. Ma początku obwinialem się za to wszystko. Teraz juz wiem ze nie jestem głównym sprawca tego wszystkiego. Codzienie mówiłem jej ze jak kocham ale nie poświęcałem jej czasu. Naiwnie myślałem ze wszystko jest ok. Nie było tragicznie między nami normalnie żyliśmy sypialismy z sobą. Nie było namiętności jak w momencie kiedy poznaliśmy się ... Dzieci praca rutyna. ... wszystko straciłem w momencie kiedy dowiedziałem się o wszystkim.... odwróciła się odemnie i straciłem ja żyjemy obok siebie. Pomału próbuje zblizyc się do niej ale to tak bardzo boli jak są dni kiedy nie ma żadnego efektu. Równie mocno boli jak jest wszystko ok jak nic się nie dzieje jak normalnie rozmawiamy a w mojej podświadomości siedzi ta cała sprawa. Inaczej bym się czuł jakby poczuła skruchę ale ona twierdzi ze takie życie wybrała. Kobieta która nie opuściła w życiu żadnej mszy uczestniczyła przyjmowała komunie.... okazało się ze przez ostatnie 2 lata oszukiwał nas i robiła wszystko aby nie dopuścić aby ktokolwiek mógł się czegoś domyśleć. ... strasznie cierpię. Kocham ją bezgranicznie... nie wiem co robić. ... nie pozwolę nikomu zniszczyć naszej rodziny...

Anonymous - 2015-09-03, 13:07

Obudzony, witaj na forum

czy nas już wcześniej, zanim napisałeś, poczytałeś może trochę?
polecam, bo to bardzo pomaga - czytając innych można wiele dla siebie wybrać (wbrew pozorom, wiele doświadczeń mamy podobnych)

czy masz może szansę podejść do naszego ogniska sycharowskiego? czy jest jakieś w twoim pobliżu (Sprawdź tu https://www.google.com/ma...f8.kFHYpp8WYp1U )?
Warto zajrzeć, porozmawiać z ludźmi o podobnych doświadczeniach, dostać wsparcie realne

Jak twoja relacja z Bogiem?
Na ile jesteś blisko Niego?
Czy poprosiłeś Go już o pomoc?

Anonymous - 2015-09-03, 14:26

Witaj. Na razie nie jestem gotów na ognisko. Na początku przeżyłem szok. Potem przechodziłem różne stany. Nie wierzyłem ze to może dziać się na prawdę. Tak samo miałem dzisiaj rano. Bylem zły wsciekly... bylem dobry dla żony uczynny aż za bardzo wręcz przesadnie. Za wszystko obwinialem siebie. Potem przyszła złość nie nienawiść bo kocham ją nad życie i wiem ze to nie jest normalne to co się dzieje. Okazywał em swoją złość nie chciałem na nią patrzeć. Teraz trochę mnie opuściły emocje i chce zawalczyć o to abyśmy dalej tworzyli udane malzenstwo. Co do Boga to nigdy nie byłem z nim zbyt blisko. Wierzyłem modułem się wierzyłem ze wszystko o co poproszę to dostane. Zawsze modlił się o rodzinę o żonę o to abyśmy żyli i nie martwił się o pieniądze. Dużo dostałem od niego i wiem ze to przez moje prośby... wiem ze zawsze mnie wysłuchiwal. Jak byłem w kropce to mi pomagał. ... Żona była bardziej związana z Bogiem to ona jakoś mnie w to wprowadziła. ... otworzyła mi oczy.... typowa rodzina 1 ławki. .... a tu szok... nie wierzyłem w to wszystko sam siebie oszukiwałem ale jednak to prawda i musze zadziałać aby ją odzyskać. Chyba nie wszystko stracone ale ona nie czyje potrzeby jakiejś zmiany nie widzi swojego postępowania. ... nie dopuszcza żadnych myśli. Próbowałem ja naprowadzac bo nie chciałem z grubej rury ja ocucic. Nie dawało to żadnego efektu. Próbowałem być wyrozumiały mówiłem jej ze wiem co czuje i ze będę przy niej. W końcu doszedłem do wniosku ze jest coraz gorzej.... ona na sile próbuje udowodnić mi ze do siebie niepasujemy a człowiek z którym chce się związać jest jej druga połówka. .... bzdura nie wytrzymałem wziolem sprawy w swoje rece zatrzaslem trochę towarzystwem i teraz czekam na efekty.... nie potrafię zrozumieć ze człowiek który nie potrafił zbudować swojego związku oddalił się od rodziny potem chcąc zaspokoić swoje sumienie próbował powalczyć o dziecko które się od niego odwrócilo teraz chce zniszczyć moje malzenstwo. Nie pozwolę nigdy na to. Codziennie modlę się o żonę. Mówiłem jej o tym jest tego świadoma. Gdzieś się zatraciła a ja nie wiem gdzie i ci mogę zrobić. .. jest cudowna matka... perfekcyjną. ... wierzę że tak dobra matka nie może się zmienić i wrócić na normalny tor... będę próbował wytrwać przy niej i być jej podpora ale bez przesady bo wyczułem jak zaczyna się dusić womencie jak byłem zbyt czuły. ..
Anonymous - 2015-09-03, 15:08

Obudzony napisał/a:
Na razie nie jestem gotów na ognisko.
rozumiem, ale miej w pamięci, na ewentualną przyszłość, że warto i z tego skorzystać

Obudzony napisał/a:
Na początku przeżyłem szok. Potem przechodziłem różne stany. Nie wierzyłem ze to może dziać się na prawdę. Tak samo miałem dzisiaj rano. Bylem zły wsciekly... bylem dobry dla żony uczynny aż za bardzo wręcz przesadnie. Za wszystko obwinialem siebie. Potem przyszła złość nie nienawiść bo kocham ją nad życie i wiem ze to nie jest normalne to co się dzieje. Okazywał em swoją złość nie chciałem na nią patrzeć. Teraz trochę mnie opuściły emocje i chce zawalczyć o to abyśmy dalej tworzyli udane malzenstwo.
rozumiem, że w sumie twoje rany są jeszcze bardzo świeże, że to dopiero początek a wiem, z własnego doświadczenia również, że ratowanie małżeństwa jest sporym wysiłkiem (przede wszystkim w pracy nad sobą, w zmianach) ale i długotrwałym procesem (słyszałam nawet stwierdzenie, że naprawia się tyle czasu, co się psuło - tego ci nie życzę, lepiej szybciej niech u was to się stanie!)

Obudzony napisał/a:
Chyba nie wszystko stracone ale ona nie czyje potrzeby jakiejś zmiany nie widzi swojego postępowania. ... nie dopuszcza żadnych myśli.
no to módlmy się w tej intencji, a ty jeszcze, dodatkowo, zakasuj rękawy i do pracy nad sobą

czy słuchałeś może o. Szustaka "miłość szmaragd i krokodyl..." ?
http://188.165.20.162/lan....i.krokodyl.mp3

jest wiele książek wartych poczytania
jest bardzo dużo konferencji w sieci do wysłuchania
wszystko bardzo pomaga
znajdziesz coś dla siebie
wiem też, że my tu chętnie podpowiemy
ja, na początek, polecam calego o. Szustaka z langustanapalmie.pl
wiele, naprawdę wiele mówi o miłości

Obudzony napisał/a:
Próbowałem ja naprowadzac bo nie chciałem z grubej rury ja ocucic. Nie dawało to żadnego efektu. Próbowałem być wyrozumiały mówiłem jej ze wiem co czuje i ze będę przy niej.
wiesz, ja też byłam po tej stronie co ty - tej zdradzonej
i tak myślę, że my nie wiemy co nasi małżonkowie czują
Ta deklaracja bycia przy niej, jeśli ona to dostrzega, może mieć moc, ale to czy ją rozumiesz ?

Ja nie rozumiałam, nie wiedziałam, dlaczego mój mąż odszedł ... długo bardzo
a jakby tak zaprosić Pana Jezusa do pomocy ? Robić już robisz sporo tak ?

Obudzony napisał/a:
będę próbował wytrwać przy niej i być jej podpora ale bez przesady bo wyczułem jak zaczyna się dusić womencie jak byłem zbyt czuły. ..
to może dobrą metodą, na teraz, byłoby danie jej trochę swobody tak by ratowaniem nie zadusić, nei stłamsić tej ewentualnej iskierki, która w niej tkwi?

Masz moją modlitwę

Anonymous - 2015-09-03, 16:01

Obudzony. Jak juz tu do sycharu trafiłeś to jest dobrze, przerabialem i przerabiam to co ty.Tutaj wszyscy jesteśmy z Bogiem, dobrze było by z twojej strony trochę się wyciszyć, zawierzyć wszystko Bogu i zaglądać tu na forum, zawsze ktoś ci doradzi w tych ciężkich chwilach. Módl się i ufaj
Anonymous - 2015-09-03, 19:30

I co znalazłeś jakiś złoty środek. .. jakaś wskazówkę albo coś co dało ci normalnie funkcjonować. Ja nie żyje umarłem... nigdy nie uwierzyłbym nigdy nie pomyslalbym ze ktoś mnie tak zrani... moja ukochana najbliższą mi osoba ktoś komu ufalem komu zawierzylem komu oddałbym wszystko tak poprostu odsunela się. ... ciężko mi z tym.... Próbuje normalnie żyć ale nie mogę nie potrafię pracować. W pracy tylko obecność odbijam nic nie robie całymi dniami. Nie chce mi się nic... wszyscy pytają się co się ze mną stało. ... jestem zły przybity.. ona mówi ze potrzebuje czasu ja mówię że będę czekać. .. ale nie potrafię... przechodzę z skrajności w skrajność. .. w ciągu dnia non stop ziemniaka mi się stany.... jadę do domu zamykając licznik w samochód aby ją jak najszybciej zobaczyć. Brakuje mi jej strasznie.... mam żal do siebie że jej niedocenialem nie byłem przy niej nie dawałem jej ciepła nie rozmawiałem z nią. .. teraz chce ... ona nie chce... czuje ze jest za późno... ze straciłem ja...
Anonymous - 2015-09-03, 20:21

Witaj Obudzony

Wiem, że jesteś w bardzo kiepskim stanie - to słychać ( w Twoim pisaniu).
Chciał byś wszystko już, teraz, zaraz...ale tak sie nie da.
Myślę, że jesteś jak mój mąż, ona też nikł w oczach, nie mógł pojąć co się stało i kiedy się stało...ale był, trwał.
To na pewno bardzo trudne, ale tez bardzo ważne.

Piszesz, że to trwa dwa tygodnie, a Ty nie masz juz sił.
A dalej piszesz, że zona od dwóch lat starała się, żeby nikt nic nie zauważył.
Czyli, tak na prawdę, wszystko trwa już od lat. Tylko Ty tego nie widziałeś.
Teraz pomyśl - skoro zona mówi "starałam się tyle czasu, ale Ty nic nie widziałeś, a teraz już
nie chce się starać" to dla niej ten proces trwa juz od dawna. Ona się starała, coś chciała zmieniać, ale się nie udało, wypaliła się...trafił na kogoś, kto daje jej to, czego było jej brak przy Tobie.
To musi potrwać. Niestety.

GosiaH pisze, żebyś dał jej trochę swobody.
To ryzykowne i trudne, ale chyba jedyne, co możesz teraz zrobić. Nie przytłaczaj jej swoja miłością, bo zacznie uciekać.
Lepiej jak kiedyś ucieknie od tego kolegi do Ciebie.

Nastaw się na czas...to musi potrwać.
Ale nic nie jest skończone, nic nie przepadło. Póki żyjesz wszystko jest możliwe.

Anonymous - 2015-09-03, 20:37

Przeczytaj mój wątek (3 strona tego działu)...zobaczysz ile będziesz miał podobieństw, wręcz kserokopii postępowania żony (słów, gestów, zachowań).

Moja też chciała odpocząć - na początek miesiąc...już tak kilka miesięcy mija i już generalnie jest pozamiatane :-/

Ale mówię, poczytaj znajdziesz tam parę rad i wyjaśnień. Poczytaj też inne wątki facetów - żony jak "chcą być szczęśliwe" stosują chyba jeden schemat, jeden tok postępowania...

Ja złotego środka nie znalazłem i myślę że jak kobieta chce odejść to odchodzi i tyle....mało optymistyczne...

To forum pomaga, sobie pomożesz ale czy Waszemu małżeństwu? :-/

(I pół żartem, pół serio - drogie Panie pomóżcie czasami wpisem też nas facetów na naszych wątkach (mnie już nie), przyda się Wasze spojrzenie na kobiet zachowanie)

Anonymous - 2015-09-03, 21:03

Lustro, widzę że ściągnąłem Cię myślami :-D

lustro napisał/a:

GosiaH pisze, żebyś dał jej trochę swobody.
To ryzykowne i trudne, ale chyba jedyne, co możesz teraz zrobić. Nie przytłaczaj jej swoja miłością, bo zacznie uciekać.


tak zrób, rzeczywiście ryzykowne ale nic innego nie zrobisz na razie

Anonymous - 2015-09-03, 21:46

Kobiety są zdecydowanie bardziej zdecydowane i mocniejsze niż faceci (taka niestety prawda).
Facet będzie kombinował, chciałby do kochanki, ale żal mu żony, dzieci, próbuje mieć ciastko i je zjesc.....a kobieta?
NIe mam miłości ? - wszystko jasne, nie będzie przecież udawać czy oszukiwać...alleluja i do przodu.

Anonymous - 2015-09-03, 22:41

grzegorz_ napisał/a:
NIe mam miłości ? - wszystko jasne, nie będzie przecież udawać czy oszukiwać...alleluja i do przodu.


Tak , kobiety są uczciwe .
Są wierne jednemu , zawsze aktualnemu mężczyźnie .
Tym sposobem nie zdradzają , bo poprzedniego związku ( i mężczyzny )
przecież już nie ma , uczucie wygasło .
Kobiety są takie wrażliwe i strasznie kochają swoje dzieci .
........... wybaczcie Panie lekką złośliwość :->

Anonymous - 2015-09-03, 22:46

No dobra, Panowie, a jak te uogólnienia i stereotypy mają pomóc Obudzonemu?
Anonymous - 2015-09-03, 23:04

ryan napisał/a:

(I pół żartem, pół serio - drogie Panie pomóżcie czasami wpisem też nas facetów na naszych wątkach (mnie już nie), przyda się Wasze spojrzenie na kobiet zachowanie)


właśnie Nirwano...czekamy na Was, na Waszą pomoc...no chyba, że jak zwykle pomocna i odważna Lustro w pigułce napisała Obudzonemu już wszystko

Ja i myślę pozostali nie dokuczamy autorowi wątku...tak po męsku mówimy "jak jest" (i odsyłamy do innych podobnych wątków, gdzie jest kilka fajnych wyjaśnień i rad forumowiczów)

Anonymous - 2015-09-03, 23:39

Obudzony, jestem mniej więcej w tym momencie życia, co Twoja żona przed poznaniem tego drugiego.
I u mnie mąż nie dostrzega problemu, bo "pracuje na dom", spychając i ograniczając nasze relacje międzyludzkie do pospiesznych i bez czułości zbliżeń - jak nie jest zmęczony, a kiedy i tu coś próbowałam wywalczyć dla siebie, jakąś rozmowę, czułość, wysłuchanie mnie, to widziałam plecy i focha na cały następny dzień plus komentarze, których żadna kobieta nie chciałaby słuchać, np. przecież jaki problem, że rozłożysz nogi, ja swoje zrobię.

Pewnie u Ciebie aż tak nie było, ale musisz wiedzieć, że takie życie zabija kobietę. To jest tak, jakby co dnia, każdego dnia ktoś urywał kawałek jakiejś rośliny. W końcu ona umiera, bo już nie ma nawet korzeni, nie ma z czego czerpać. Owszem, zostałam ja, jako ja, kobieta - ale jako żona umarłam już dawno.

I też moje słowa, prośby, wręcz błagania o terapię małżeńską nie skutkują. Życie ucieka. I naprawdę chce się radykalnych zmian. Ja myślę o tym, choć nie ma nikogo, kto by mi wypełnił lukę. Myślę, że nie jestem otwarta na to - byłam żoną i wydawało mi się to świętością.

Nic nie czuję do mojego męża. I podobnie - jak twoja żona, gdyby teraz raptem się ogarnął i zaczął być cudownym mężem, jakim był kiedyś - pewnie bym mu po pierwsze nie uwierzyła, a po drugie, jest już za późno.

Myślę, że męczę się dłużej od Twojej żony.

Nie wiem, co Ci poradzić, bo piszesz w chaosie, wszystko w Tobie drga. Z Twojej wypowiedzi wynika, że nie wiesz, czego chcesz, bo i chciałbyś, żeby żona wróciła, ale też, żeby okazała skruchę, że facet tamten jest nieodpowiedzialny (a Ty jesteś? wszak byłeś mężem i byłeś odpowiedzialny także za żonę, za jej życie w małżeństwie jako żony). Co oznacza, że wciąż jeszcze oceniasz, wartościujesz i wciąż stawiasz swoje ja na pierwszym miejscu, wciąż Twoje uczucia, emocje, pragnienia są ważniejsze.

Myślę, że od tego winieneś zacząć. Nie oceniać i nie oczekiwać skruchy - wszak żona nie uciekła z cudownego małżeństwa, gdzie mąż ją słuchał z uwagą, zależało mu na jej duszy, na jej uczuciach. Już zaczynasz ją krytykować, że jest złą matką, bo odeszła do innego. A czyż dobry ojciec lekceważy matkę swoich dzieci? uważasz się za idealnego ojca?
Chodzi mi o to, żebyś nie rozpędzał się w wyszukiwaniu winy u niej, bo w ten sposób sie tylko od niej oddalasz...
Jeśli czujesz, że kochasz naprawdę, daj jej tylko raz do zrozumienia, że kochasz, przepraszasz i że poczekasz na nią. I daj jej teraz spokój. Żadne ruchy i namolność nie pomogą, raczej tylko utwierdzą w przekonaniu, że rozwiązanie problemów było takie bliskie, a Tobie się nie chciało (piszę tylko, jak może rozumować twoja żona). I dopiero jak coś straciłeś, zacząłeś się starać.

Tak jak pisały przedmówczynie - Tobie zrozumienie tego, co jest najważniejsze, zajęło dwa lata. Może żonie daj też przynajmniej tyle? Czemu ma teraz dostosować się do Ciebie, skoro Ty sobie dałeś czasu tyle, ile uznałeś za stosowne, a gdyby nie ten drugi, pewnie jej życie by wyglądało, jak wyglądało do tej pory.

Zatrzymaj się na chwilę i postaraj się spojrzeć na to chłodniejszym okiem. To trudne teraz, ale od tego chyba trzeba zacząć, żeby nie zepsuć wszystkiego już tak do końca, bo potem nie będzie czego zbierać.

Życzę powodzenia.

Aż korci mnie, żeby sprawdzić, czy i mój mąż nagle się obudzi, jak mu oświadczę, że odchodzę do innego.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group