To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - banał- odrzucenie

Anonymous - 2015-08-28, 23:35
Temat postu: banał- odrzucenie
Dzień dobry,
szukam rady, aby podjąć właściwą decyzję w sprawie mojego małżeństwa. Wiem, że powinna być decyzja o jego ratowaniu, ale nie wiem czy dam radę. Mam napady paniki, które uświadamiają mi , że jestem uzależniona emocjonalnie od męża, który od kilku lat szukał jak to sam mówi kontaktu z ludźmi. Dziwnym trafem były to zawsze kobiety.

Może zacznę od początku. Jesteśmy małżeństwem od 21 lat, siedemnastoletni syn. Pełna stabilizacja, wymarzony przez męża dom, motory i miłe spędzani czasu w sieci. Wszystko zaczęło się sypać po przeprowadzce do nowego domu. Zaczęła się przygoda z GG, czatami i tak już zostało do dzisiaj, z tym że nasze małżeństwo jest w fazie rozpadu totalnego...


Bagatelizował wszystko, co mówiłam oskarżając o przewrażliwienie, zaborczość…Drwił zachowywał się jak cynik..
Poczułam się nikim, w walce o siebie, popełniłam wszystkie możliwe błędy, nie wykazałam się wystarczającą dojrzałością, zareagowałam jak dziecko, zranione dziecko.. Poczułam się nic nie warta, mało ciekawa, zresztą padało często zdanie: co mi możesz ciekawego powiedzieć?… Coraz więcej czasu spędzał na czatach , poznawał nowe znajome, myślę , że kilka razy był zauroczony. Cierpiałam, wszelkie argumenty, że jego postępowanie niszczy coś wyjątkowego między nami, nie docierały. Za to padały argumenty, że jestem zazdrosna, że sobie wymyślam. Niestety miałam dowody, że był zaangażowany emocjonalnie do tego stopnia, że wolał spędzać czas na garażu przed komputerem do późnych godzin nocnych każdego dnia. Próbowałam mu powiedzieć, że cierpię nie tylko ja, ale że syn go potrzebuje, na co uzyskiwałam odpowiedź, żebym nie wykorzystywała syna.

Ten stan trwa do dzisiaj. Z tym, że to wygląda dzisiaj o wiele gorzej. Wycofałam się ze sprawdzania dociekania, czasami tylko nerwy mi puszczają. 5 lat temu pierwszy raz odkryłam, że z kimś spotkał podczas mojej nieobecności. Stwierdził , że to zwykła znajoma,kiedy pytam skoro to nic takiego to dlaczego, to przede mną ukrywa mąż stwierdził, że nie mówi, bo znów sobie stworzę jakieś historie..

Chciałam wierzyć, jednak miesiąc temu odkryłam, że spotyka się z kobietą, z którą łączy go coś wyjątkowego. Połączyłam fakty, poznali się ponad 3 lata temu, wtedy właśnie mąż odsunął się ode mnie, przestaliśmy ze sobą sypiać...miesiąc temu przerwałam mu pogawędkę , wpadł w szał...nigdy tak nie reagował....później odkryłam smsy z których wynikało , że spotykają się od dawna, ale teraz ich relacja jest bliska. Zapytałam czy mnie zdradził, powiedział , że nie. Ale wiedząc , że się z nią spotkał w ostatnią niedzielę zapytałam wprost czy jedzie motorem spotkać się z kimś, skłamał i powiedział , żebym dała spokój bp wpadnę w fobie..

Zaczęłam zadawać mu pytania, wpada w gniew, zrzuca na mnie winę, że to przeze mnie przestaliśmy ze sobą sypiać i ogólnie daje do zrozumienia, że nie wyobraża sobie abyśmy do siebie wrócili..

Równocześni zasugerował , że jeśli nic się nie zmieni, to wrócimy do tego za dwa lata , jak syn podejmie decyzje co po szkole średniej...

I co mam zrobić, czekać...mąż mówi , że nie wyszło takie życie....żadnej woli abyśmy do siebie wrócili..równocześnie nie ma mowy wyprowadzce, jeśli ja tego chcę to on dla mojego dobra godzi się na wszystko...

Mam zatem być obok wiedząc , że myślami jest przy kimś innym, smsy siedzenie do 2 w nocy na czacie z nią, wyjazdy na motor i chyba czułość, którą mi odebrał i pozwolił abym się szarpała nie wiedząc co się dzieje, a teraz mi komunikuje, że już nas nie ma..


Odchodzę od zmysłów, nie śpię od kilku dni.. co zatem mam zrobić, walczyć, czy też nie..
Helena :-(

Anonymous - 2015-08-29, 06:59
Temat postu: Re: banał- odrzucenie
Witaj Maj.reg na forum
To, że tu trafiłaś, jak to tu mówimy - nigdy to nie jest przypadkiem.

Wydaje mi się, że nas trochę już poznałaś, że czytałaś już nasze dyskusje.
Jeśli tak, to dobrze, z nich można wyczytać wiele dla siebie.
Jeśli nie, zachęcam.
Zwłaszcza do sięgnięcia po te materiały, które sobie wzajemnie polecamy - rekolekcje, książki, słuchowiska. To naprawdę niezła kopalnia wiedzy!
A przede wszystkim pisz, nie zostawaj sama z tym, co ciebie martwi obecnie.
Pisząc tutaj, zwróć, proszę, uwagę, że w necie raczej nie bywamy anonimowi (mimo wszystko), stąd staraj się nie podawać danych mocno ciebie autoryzujących. Po to by chronić siebie i twoją rodzinę.

Czy masz może możliwość podejścia do naszego ogniska, czy jest w twoim mieście albo w niedalekiej okolicy? Zachęcam - warto spotkać się z ludźmi o podobnych poglądach, posłuchać ich świadectw, wzmocnić się we wspólnocie.

Jak z twoją wiarą w Boga i Bogu?
Jak mocna jest ta relacja?

Maj.reg napisał/a:
Odchodzę od zmysłów, nie śpię od kilku dni.. co zatem mam zrobić, walczyć, czy też nie..
hmmm, w walce, zwykle są straty. My wolimy mówić "ratować" niż "walczyć".
Anonymous - 2015-08-29, 08:06

Dziękuję za przywitanie,

czytałam trochę forum, obejrzałam kilka filmików na YT..
Nie umiem jeszcze otworzyć się przed ludźmi w realu z tym problemem...nie wiem czy będę gotowa kiedykolwiek bo unikam ich raczej...

Moja relacja z Bogiem...jestem osobą wierzącą, mój mąż ze względu na mnie zdecydował się na uczestnictwo w naukach przedmałżeńskich oraz ślub kościelny..Sama uczestniczę we mszy św. przyzwyczaiłam się do tego...

Modle się cały czas , chcę wierzyć, że to doświadczenie jest po coś... jestem z tym sama, mąż mi nie pomoże
Boję się, bo nie daje rady tego unieść...boję się bo nie chce mi się żyć..Wiem , że mój problem odrzucenia na tle innych może wydawać się błahy..

Starałam się go zrelatywizować, śledziłam zmagania osób chorych na raka, żeby pokazać sobie, że to nie koniec świata bycie odrzuconą i niekochaną...ale tam znalazłam jedynie potwierdzenie, jak mało otrzymuję od męża...i jak mimo wszystko szczęśliwi są ci , którzy chorując mogą liczyć na wsparcie i miłość bliskich..

Użyłam określenia "walka", a nie "ratowanie" małżeństwa, bo mam wrażenie , że już chyba nie ma co ratować, a jedynie walczyć o swoją godność..

Odchodzę od zmysłów , bo czuję, że ze strony męża nie ma już woli powrotu do mnie, że miejsce w jego sercu zajęła już ta kobieta....

Boże daj mi się siłę,,,,siłę bym mogła to unieść...

Helena

Anonymous - 2015-08-29, 09:56

Maj.reg napisał/a:
Modle się cały czas , chcę wierzyć, że to doświadczenie jest po coś... jestem z tym sama, mąż mi nie pomoże


Witaj Helenko,
z całą pewnością każde nasze doświadczenie jest po coś. Chć rozpacz ( teraz uzasadniona ) przesłania Ci niemal wszystko, to uwierz że jest to etap który ma swój koniec i przyjdzie czas (na pewno) kiedy ból minie, odpuści.
Helenko, ten problem o którym piszesz nie jest błahy, odrzucenie jest zawsze bardzo bolesne, zwłaszcza odrzucenie przez najbliższą osobę.
Jeśli czujesz strach i masz poczucie, że nie chce Ci się żyć,- to CZAS NAJWYŻSZY pozbyć się tego ciężaru, PODDAJĄC SIĘ, uznając swoją niemoc w tym względzie i oddanie Bogu tego wszystkiego co jest powodem twojego cierpienia.
Kiedy zrzucisz z pleców ciężar który nosisz i który Cię przygniata a także kiedy pogodzisz się ze swoją niemocą i uznasz że NIC z tym póki co zrobić nie możesz, kiedy odpuścisz zadawanie sobie cierpień poprzez rozpamiętywanie, kompulsywne mielenie przygnębiających Cię myśli - wiele może się zmienić, jeśli nie w mężu to przynajmniej w Twoim nastawieniu do życia i w Twoim odbiorze świata zewnętrznego.

Bycie żoną, relacje z mężem, to tylko część Twojego życia Helenko- tak być powinno.
W treści którą czytamy jest przekonanie, że mąż jest wszystkim, on nadaje sens całemu Twojemu życiu.
Brak męża, w wyniku Twojego do niego przywiązania powoduje, że tracisz grunt pod nogami a Twoje cierpienie jest wprost proporcjonalne do siły przywiązania która trzyma Cię w zależności do męża.
Prawie każdy człowiek przechodzi przez bolesny proces uświadomienie sobie tego faktu w momencie kiedy traci kogoś lub coś cennego dla niego.
Nasz reakcja na stratę mówi wiele przede wszystkim o NAS SAMYCH.
Tutaj jest pole do zajęcia się w każdym wymiarze swoją osobą...stąd słynne na tym forum - zajmij się sobą.
Potrzebujesz na początek wsparcia od innych, teraz jesteś słabiutka, "dogasająca", bez energii, zatem rozważ Helenko jakieś wsparcie, które da Ci "kopa" do tego słynnego ZAJĘCIA SIĘ SOBĄ.
Na męża, póki co, nie masz wpływu. Wszystkie dostępne Ci metody zawiodły, jak robił to co chciał tak robi....zatem, jakie masz inne wyjście poza tym wyżej proponowanym?
Uwierz, że zmiany sa możliwe i podąż za tą wiarą, ta wyzwoli w Tobie nieodkryte treści, które pozwolą Ci podnieść się z kolan, czego serdecznie Ci życzę :-)

Anonymous - 2015-08-29, 18:07

witaj mam na imie sylwia jestem zona alkocholika-przemocowca,nie mamy wplywu na drugiego czlowieka,chociaz tak nam sie wydaje :oops: ,jezeli cos lub ktos bylo twoje do ciebie wroci jezeli nie-nigdy nie bylo twoje.ja kiedys nie bylam gotowa na tego typu tekst teraz jestem,ja jestem w rozwodzie zmezem i mamy dosyc dobry kontakt-seperacja mnieszkam za granica nie byla mozliwa ze wzgledow logistycznych-gdyby byla napewno bym te forme wybrala.Boze uzycz mi pogody ducha abym sie godzil czego zmienic nie moge,odwagi abym zmienial to co moge zmienic i madrosci abym odroznial jedno od drugiego
Anonymous - 2015-08-30, 08:48

Kochane,
dziękuje za słowa otuchy.
Kenya , masz rację w każdym wymiarze, mogę powiedzieć, że to słynne zajmij się sobą słyszę od kilku lat od męża. No i po części zajęłam się sobą, angielski, bieganie itp.
I co? Okazuje się , że to nie zmieniło niczego , a oddaliło nas od siebie.

Próbuję sobie to wszystko poukładać, próbuje z cierpliwością z nim rozmawiać. Jego agresja i niechęć w stosunku do mnie okalecza.
Ból jest tym większy , że poznaliśmy się w nietypowy sposób, przez 3 lata była to jedynie korespondencja. Listy, poznaliśmy się od podszewki i teraz gdy wiem , że podobne słowa ciepła i czułość jest kierowana do kogoś innego nie umiem tego ogarnąć...

W ostatniej rozmowie stwierdził , że nie wyobraża sobie, żebyśmy do siebie wrócili.. Zwróciłam mu uwagę, że zajęłam się sobą , bo myślałam , że tego oczekuje, an co stwierdził , że niczego ode mnie nie chce.. :cry:

Wychodzi na to,że zapewniłam mu komfort relacji z kimś innym , bo nie zadawałam pytań , zajęłam się pracą , synem, domem...
Wyśmiał mnie , gdy wspomniałam o sakramencie małżeństwa.. Powiedział też , że może ciężej jest mi to zrozumieć, ale to co się dzieje między nami nie jest związane z tym , że ma kogoś , czy też nie ma..
A jednak mam wrażenie, że fakt , że jest ktoś, ma podstawowe znaczenie, a on próbuje zrzucić odpowiedzialność tylko na mnie..

Jak mam złapać równowagę, gdy widzę że dąży do tego, aby utrzymać ten stan rzeczy tj. żyć obok mnie i równocześnie być zaangażowany w tą relację/związek nie wiem jak to nazwać z tą kobietą? Wydaje mi się to nieludzkie z jego strony, przecież tak nie można żyć..

To powolna śmierć wszystkiego..

Helena

Anonymous - 2015-08-30, 10:12

Maj.reg napisał/a:
Nie umiem jeszcze otworzyć się przed ludźmi w realu z tym problemem...nie wiem czy będę gotowa kiedykolwiek bo unikam ich raczej...


Maj.reg, ale bedac na spotkaniu wcale nie musisz nic mowic o sobi. Sama już obecnosć wsród ludzi, którzy przeżywaja to samo, obserwowanie jak sobie z tym radza, jak pracuja nad soba, bardzo pomaga i daje wskazówki dla nas samych. Nikt nie bedzie od Ciebie wymagał tam otwarcia sie , zrobisz to jesli i kiedy bedziesz gotowa...

Anonymous - 2015-08-30, 10:55

Maj.reg napisał/a:
Nie umiem jeszcze otworzyć się przed ludźmi w realu z tym problemem...nie wiem czy będę gotowa kiedykolwiek bo unikam ich raczej...


To Twoje unikanie ludzi i brak gotowości by otworzyć się przed ludźmi dotyczy wszystkich?

Chcesz powiedzieć, że w ogóle nie miewasz żadnych bliższych relacji z innymi a jedyną relacją nad której brakiem ubolewasz jest pragnienie poprawnej relacji z mężem?
Czy nikt, poza tym forum, nie wie o Twoich problemach małżeńskich?
Czy dobrze rozumiem?

Anonymous - 2015-08-30, 12:15

Kenya,

odpowiadając na Twoje pytanie:

"Chcesz powiedzieć, że w ogóle nie miewasz żadnych bliższych relacji z innymi a jedyną relacją nad której brakiem ubolewasz jest pragnienie poprawnej relacji z mężem?"

Nie wiem co masz na myśli mówiąc :żadnych bliższych relacji z innymi.
Powiem tak wykonuję pracę, w której poznaję co kilka miesięcy masę młodych ludzi, mam koleżanki w pracy, ale bardzo niewiele mówię o swoim życiu...
Jestem introwertyczką, osobą wyciszoną, kiedyś bardzo nieśmiałą , ale teraz potrafiącą ku swojemu zaskoczeniu już nie uciekać przed ludźmi .

Natomiast faktem jest , że uciekam od bliższej relacji, wystarczają miłe powierzchowne pogadanki, praca, obowiązki zawsze były na planie pierwszym...

Nigdy nie chciałam obciążać swoimi problemami innych, nie znoszę tego , natomiast bywam powierniczką dla innych..

Post na tym forum był pierwszym krokiem do zmierzenia się z problemem...
Wczoraj postanowiłam porozmawiać z teściową, z racji tego , że jest to jedyna bliska osoba tutaj i nie chciałam żeby widząc jak wyglądam( nie śpię,nie dojadam i to widać niestety)nie zaczęła się martwić.

Helena

Anonymous - 2015-08-30, 14:46

Maj.reg napisał/a:
5 lat temu pierwszy raz odkryłam, że z kimś spotkał podczas mojej nieobecności.

Heleno,
zakładając, że początek nielojalności Twojego męża wobec Ciebie rozpoczął się 5 lat temu, choć mogło to mieć miejsce już znacznie wcześniej, to zadaję sobie pytanie jak to możlliwe, że nikt Tobie bliski nie wiedział o tym.
5 długich lat to nie 5 mięsięcy.
Jest ogromna różnica między peplaniem wokół o swoich rodzinnych problemach a zwróceniem się po wsparcie do kogoś bliskiego, komu ufamy, komu dobro nasze i naszej rodziny leży na sercu i kto odznacza się roztropnością a także doświadczeniem.

Nawet sam fakt tzw. wygadania się jest cenny. Służy zrzuceniu z siebie emocji które nas wypełniają a które nie mogą znaleźć upustu, gdyż wciąż mimo oczywistych sygnałów, że jest źle, pracujemy nad zewnętrznym wizerunkiem rodziny a także naszym wizerunkiem osoby "sukcesu".
Tzn. zachowujemy tzw. pozory, które z faktycznym stanem nic wspólnego nie mają a ich zachowanie obciąża naszą psychikę czasem bardziej niż to co się faktycznie dzieje.

Ile osób bliskich Wam, żyjących wokół Was do dnia dziesiejszego jest przekonanych że wizerunek który im sprzedajecie ( ty wespół z mężem) jest prawdziwy?
Może oburzy Cię to co piszę bo poczujesz strach przed ewentualnym wydaniem się skrupulatnie pielęgnowanej tajemnicy, która służy do podtrzymywania iluzji...lecz faktem jest że Ty Heleno jesteś główną aktorką w tym spektaklu w którym mąż Cię zatrudnił a Ty z jakichś wzlędów uznałaś, że to Twoja rola życia.....w obawie, że innej już nie dostaniesz.
W pewnym sensie stwarzasz mężowi komfort robienia tego co robi, nie dlatego że zajmujesz się sobą jak sugerujesz, ale przede wszystkim dlatego, że bierzesz wespół z mężem udział w budowaniu iluzji, że tworzycie zdrową relację.
Nie wiem na ile mąż jest zainteresowany utrzymywaniem tego stanu, czyli trwania w hipokryzji, nakrócej rzecz ujmując, ale Ty na pewno nie musisz tego robić.

Jeśli utrzymujesz stan faktyczny w tajemnicy przez 5 długich lat to niestety ta postawa nie wynika tylko z introwertycznej osobowości oraz niechęci by zajmować innych swoimi sprawami, inaczej musiałbyś już dawno zechcieć zrzucić to z siebie, lecz głównie służy temu, żeby podtrzymać w oczach innych wizerunek prawidłowo funkcjonującej rodziny.

Taka postawa jest wyjątkowo obciążająca, bo po pierwsze nie ma nic wspólnego z prawdą a po drugie
wymaga angażowania ogromu energii, która to energia mogłaby być spożytkowana w słuszniejszym celu niż utajnienie stanu faktycznego. :-)

Odnśnie teściowej. Czy powiedziałaś jej całą prawdę na wiadomy temat?
I jaka była reakcja teściowej na poczyniania jej syna?

Anonymous - 2015-08-30, 15:49

Cytat:

Kenya , masz rację w każdym wymiarze, mogę powiedzieć, że to słynne zajmij się sobą słyszę od kilku lat od męża. No i po części zajęłam się sobą, angielski, bieganie itp.
I co? Okazuje się , że to nie zmieniło niczego , a oddaliło nas od siebie.


Bo to nie zmieni. Nikt się nie najadł głaskaniem siebie po brzuchu. Potrzebujesz relacji. szukaj ich. Szukaj innych ludzi i prawdziwego kontaktu. Nawet jeśli ta relacja z Twojej strony byłaby zwykłym siedzeniem obok i niczym więcej.

Anonymous - 2015-08-30, 16:55

witaj Helena,

hasło: zajmij się sobą oznacza nie tylko sport, angielski lub nowe znajomości (choć to też), ale również (a może przede wszystkim) rozwój i postęp duchowy i emocjonalny.

Chodzi o to, że zamiast zmieniać męża, spróbuj rozwijać się sama i w ten sposób wpłyniesz na zmianę siebie i swoich zachowań.
Może w wyniku działań "zajmij się sobą" będziesz wiedziała, co robic i reagować w przypadku zaburzonych zachowań męża.

Myślę, że zajmowanie się sobą w wymiarze zewnętrznym jest oczywiście bardzo dobre, ale to nie wystarczy. Daje Ci poczucie jeszcze większego oddalenia od męża- Wasze drogi się rozchodzą, on idzie w swoją stronę, Ty w swoją.

Rozwój duchowy pozwoli Ci zrozumieć pewne zjawiska, wyjaśni, dlaczego tak się dzieje, a to prowadzi do wyciszenia emocji i podjęcia świadomie ewentualnych działań .

Anonymous - 2015-08-30, 16:58

mąż prawdopodobnie dlatego odsyła Cię do "zajmij się sobą", żebyś nie dowiedziała się, co on tak naprawdę robi, żebyś zostawiła go w spokoju, aby mógł oddawać się swoim "aktywnościom"

jakie one są, to Ty już widzisz, pytanie: co dalej z tą wiedzą robić

Anonymous - 2015-08-30, 17:17

Kenya,

"...jak to możlliwe, że nikt Tobie bliski nie wiedział o tym...." to smutne , ale wiedziała tylko teściowa, wówczas gdy powiedziałam o tym co się dzieje, stwierdziła, że mu przejdzie i żeby pamiętać o synu...

równocześnie nałożyły się na to moje problemy w pracy...w konsekwencji szarpałam się sama ufając , że jednak to wszytko minie, że przecież mąż mnie kocha, że o naiwności nie skrzywdzi mnie...pamiętam, jak mówiłam mu o zdradzie emocjonalnej, wyśmiał mnie...

teraz zaś coraz mocniej do mnie dociera, że może już nie być powrotu do siebie, oddalił się na tyle, że relacje z inną kobietą są ważniejsze na tyle, że jest w stanie kłamać prosto w twarz , o czym tak dobitnie przekonałam się w tym tygodniu...

wiem , że jestem żałosna , zadaję sobie pytanie , czy jeszcze go kocham i ...nie wiem. Dominuje bardziej lęk , że go nie będzie....choć tak naprawdę to już ktoś bardzo daleki..


"Nie wiem na ile mąż jest zainteresowany utrzymywaniem tego stanu, czyli trwania w hipokryzji, najkrócej rzecz ujmując, ale Ty na pewno nie musisz tego robić"

A co mogę zrobić? wiele razy mu o tym mówiłam...nie rozumiem, sam mówi , że jest cynikiem...czasami mnie przeraża , jak jest silny widząc jak cierpię..wręcz robi mi wyrzuty z tego powodu mówiąc, czy myślisz, że miło jest widzieć cię wiecznie smutną, płaczącą ..

Chyba to nie jest tak ,żeby "... podtrzymać w oczach innych wizerunek prawidłowo funkcjonującej rodziny" dopiero teraz sobie uświadomiłam, że spotyka się z kimś, wcześniej myślałam , że to nie dzieje się w realu...

Jeden incydent w 2010, a w ten poniedziałek zobaczyłam zdjęcia z 2012 roku...
To jest to co wiem, ale czy wszystko...

Faktem jest , że nie ma już skrupułów, aby ukrywać coraz większą część swojego życia ...
sytuacja bez wyjścia...
zawsze bałam się odrzucenia...być może mój lęk sprawił, że reagowałam z przesadą...

"Odnośnie teściowej. Czy powiedziałaś jej całą prawdę na wiadomy temat?
I jaka była reakcja teściowej na poczynania jej syna?"

Powiedziałam teściowej, bo widziałam jak do nas przyszła, że nie wie co się dzieje.
Nie chciałam jej martwić. W czasie rozmowy przyznała, że myślała, że jestem chora, albo, że się pokłóciliśmy.

Na wieść o tym co się dzieje, była załamana, stwierdziła, że wychowała egoistę,i że za dużo wzięłam na siebie, że dbałam za bardzo i stworzyłam mu komfortowe życie...

Helena



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group