To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - czekanie na cud

Anonymous - 2015-08-28, 11:15

MonikaMaria3, znajdziesz dla siebie coś z listy zerty?

http://www.kryzys.org/arc...r=asc&start=126

Anonymous - 2015-08-28, 11:26

Monika ja się buntuje przeciwko takim stwierdzeniom bo wiem ze mnie zaprowadziły do nikąd. Zranienia i mężczyzn i kobiet bywają tak samo skomplikowane i trudne, i tak samo proste dla Boga.A co do ciężaru wyjścia z kryzysu, odpowiadasz dokładnie za swoją połowę. Twój mąż nie jest dzieckiem za które odpowiadasz i które musisz usprawiedliwiać .
tez polecam listę zerty .

Anonymous - 2015-08-28, 11:58

Liste Zerty znam... Gorzej z praktyką. :-D
Anonymous - 2015-08-28, 12:24

pewnie ,że każdy ma swoje granice Moniko..wiesz co mi pomogło? odpowiedzenie sobie na pytanie dlaczego aż tak mnie boli zachowanie męża, dlaczego rani mnie do żywego to co według niego nie jest złem ..u mnie to była urażona duma, złość, że z kimś mój mąż lepiej się czuje, rozumie, bawi, urażone ego..to ja nie jestem taka idealna? przecież ta kolezanka nie wyróżniała się niczym szczególnym..

nie mówię, że powinnam ślepo wierzyć i ufać we wszystko co mówi mi mąz..ale nauczyłam się, że nie mogę w każdym kontakcie męża z płcią przeciwną widzieć rywalki, po prostu moje zranione ego wyolbrzymia niektóre fakty i zamiast paprochu, który należy wyrzucić do kosza widzi olbrzymi kamień nie do ruszenia

Anonymous - 2015-08-28, 12:41

O tak. Jest dużo racji w tej urażonej dumie. Każda kobieta chce byc jedyna i najważniejsza dla swojego męża. Potem się robi głupoty jak tak nie jest
Anonymous - 2015-08-28, 12:45

duzapanna napisał/a:
Nie musisz tego kupować. Pytanie, jeśli podważa moja postawę rezygnacji z własnych rozwiązań i oddania wszystkiego Bogu, jakie inne opcje widzisz w mojej sytuacji?


Wydaje mi się, że napisałem to już jasno.
Chyba inaczej rozumiemy "oddanie wszystkiego Bogu". Ja nie dopuszczam tutaj zaniechania tego co do nas należy i przyjęcia postawy "jak Bóg będzie chciał to coś z tym zrobi".
Kwestią być może wątpliwą jest to czy faktycznie to do nas należy, ale nikt nie podjął tutaj polemiki. Ja nie widzę przesłanek, żeby uważać, że miałoby nie należeć.

Jakie inne opcje widzę też już napisałem. Trwać. Także w tym czego napisałaś, że nie będziesz już robić, czyli m.in. w zabieganiu o męża, w walce o małżeństwo. Nie odpuszczać, nie "odpoczywać".

Jeśli mam być szczery, to uważam, że to co prezentujesz to jest pójście łatwiejszą ścieżką.
Nie wierzę w "nie da się". Ludzie dają radę. Łatwe to zapewne nie jest.
Rozumiem, że ktoś odpuszcza bo nie daje rady, natomiast nie widzę w takiej sytuacji możliwości powiedzenia "jestem ok wobec Boga". To jest słabość, z której trzeba starać się podnieść.
Oczywiście może się mylę.

Anonymous - 2015-08-28, 14:48

Macko uwazam ze teoreryzujesz, a to latwo robic. Trudniej wskazac konkrety.
Nie napisales jasno co masz na mysli. A spytalam wyzej o dwie konkretne przykladowe sytuacje. To konkret z mojego zycia. Co Twoim zdaniem należy robic w podanych przeze mnie sytuacjach?
Uwazasz ze nalezy zabiegac o meza ktory mną pomiata? W sensie czekac z obiadem, zebrac o rozmowę, zgadzac sie na seks ktory wyzej napisalam czym dla niego jest? Ja uwazam ze robilabym tym krzywde i sobie i jemu.

Dla mnie trwac to w tej chwili nie zgadzac sie na rozwod i nie odplacac zlem za zlo. Kropka.
Moja postawa nie wynika ze zniechecenia lub braku sił tylko z przekonania ze to jest najlepsze co moge zrobić.
I dziekuje Ci za te wymiane zdan bo uswiadamiam sobie ze taki wlasnie jest moj wybor. Jestem tez przekonana ze taka jest wola Boza wobec mnie i mojego meza na ten moment.

Anonymous - 2015-08-28, 15:27

duzapanna napisał/a:
Dla mnie trwac to w tej chwili nie zgadzac sie na rozwod i nie odplacac zlem za zlo. Kropka.
Moja postawa nie wynika ze zniechecenia lub braku sił tylko z przekonania ze to jest najlepsze co moge zrobić.



Rozumiem Cię doskonale, mam ten sam stan....I to samo robię, czyli nic nie robię. Tylko u mnie akurat trochę z braku sił i uważam że po ludzku mamy prawo opaść z sił....

Anonymous - 2015-08-28, 15:43

duzapanna napisał/a:
Macko uwazam ze teoreryzujesz, a to latwo robic. Trudniej wskazac konkrety.
Nie napisales jasno co masz na mysli. A spytalam wyzej o dwie konkretne przykladowe sytuacje.


cos mi umknęło, nie wiem o co chodzi.


duzapanna napisał/a:
Uwazasz ze nalezy zabiegac o meza ktory mną pomiata?


Tak, i będę tak uważał dopóki ktoś mi nie pokaże Słowo Boże, które z tego zwalnia.


duzapanna napisał/a:
W sensie czekac z obiadem, zebrac o rozmowę, zgadzac sie na seks ktory wyzej napisalam czym dla niego jest? Ja uwazam ze robilabym tym krzywde i sobie i jemu.


Ugotować obiad - tak, przynajmniej od czasu do czasu. Dlaczego nie?
Nie żebrać. Mówić normalnie.
Temat seksu pominę :)

duzapanna napisał/a:

Jestem tez przekonana ze taka jest wola Boza wobec mnie i mojego meza na ten moment.


Ciekaw jestem jak można być tym przekonanym.
Jesteś pewna, że to wola Boga?
Dlaczego nie odniesiesz się wprost do tego co piszę?
Czy masz pewność, że ta postawa jest w zgodzie choćby z przysięgą małżeńską?
Dla mnie jest to wątpliwe i podałem na to argumenty.
A jeśli nie jest to w zgodzie, to czy może być wolą Bożą?

Anonymous - 2015-08-28, 15:53

Hmmm... Tak sobie myślę, że moze Macko właśnie pokazuje męskie podejście. Ale jak to się ma do teorii rycerzy zdobywajacych ksiezniczki?
Anonymous - 2015-08-28, 23:00

Wola Boża nie jest wiedzą tajemną. Bóg mówi przez Pismo Święte, daje też potwierdzenie przez mądrych ludzi i przez owoce, między innymi pokój w sercu, radość, wzrost wiary.
Życie przynosi mi różne sytuacje i w każdej z nich pytam Boga jak to widzi. Dlatego dziś mogę mieć pewność że wiem jaka jest Wola Boża. Jutro będą nowe sytuacje, będę pytać od nowa i wiem że On mi pokaże.

Przeczytaj przypowieść o marnotrawnym synu i miłosiernym ojcu (Łk 15). Syn postanawia odejść i ojciec mu na to pozwala. Nie zatrzymuje, nie prosi, nie namawia. Serio traktuje decyzję syna.
Owszem czeka, wybiega na spotkanie gdy tylko syn postanawia wrócić, ale nie szuka go po świecie, nie chodzi za nim, nie namawia do powrotu.

Ta przypowieść jest dla mnie wyznacznikiem tego jak postępować w sytuacji odrzucenia.

Po drugie słowa: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.
Mk 12, 31
Mam kochać męża nie mniej niż siebie, ale i nie bardziej. Zdrowa miłość własna, której ciągle się uczę, nie pozwala aby mnie obrażać, wyzywać, wulgarnie się do mnie odnosić, traktować przedmiotowo.

Miłość do męża sprawia że nie mogę mu pozwolić na takie traktowanie mnie. On poniżając mnie, nie licząc się ze mną, robi krzywdę także sobie.

Przez lata naszego małżeństwa myślałam inaczej, że zawsze trzeba wyciągać rękę, okazywać zainteresowanie, dbać itd. To doprowadziło mojego męża do totalnej obojętności i postawy w której wszystko mu wolno, a mnie na skraj rozpaczy.

Na szczęście Sychar nauczył mnie że nie tędy droga. Prawdziwa miłość jest mądra i wymagająca.

Macko odnoszę się do tego co piszesz. A Ty czytałeś w ogóle mój wątek, dowiedziałeś się czegoś o mojej sytuacji? Bo mam wrażenie że rzucasz ogólnikami zgodnie ze swoim przekonaniem, nie znając sytuacji. Wczoraj zapytałam konkretnie jak według Twojej teorii zachować się gdy mąż wraca z weekendu na którym był nie wiadomo z kim i gdzie i nie odzywa się. Podawać obiad? ;)
Zapytałam też o sytuację gdy mąż jednoznacznie pokazuje że jestem dla niego rzeczą. Co robić gdy druga strona milczy, nie słucha i nie interesuje jej co masz do powiedzenia?

Anonymous - 2015-08-29, 08:38

duzapanna napisał/a:
Wola Boża nie jest wiedzą tajemną. Bóg mówi przez Pismo Święte, daje też potwierdzenie przez mądrych ludzi i przez owoce, między innymi pokój w sercu, radość, wzrost wiary.
Życie przynosi mi różne sytuacje i w każdej z nich pytam Boga jak to widzi. Dlatego dziś mogę mieć pewność że wiem jaka jest Wola Boża. Jutro będą nowe sytuacje, będę pytać od nowa i wiem że On mi pokaże.

Przeczytaj przypowieść o marnotrawnym synu i miłosiernym ojcu (Łk 15). Syn postanawia odejść i ojciec mu na to pozwala. Nie zatrzymuje, nie prosi, nie namawia. Serio traktuje decyzję syna.
Owszem czeka, wybiega na spotkanie gdy tylko syn postanawia wrócić, ale nie szuka go po świecie, nie chodzi za nim, nie namawia do powrotu.

Ta przypowieść jest dla mnie wyznacznikiem tego jak postępować w sytuacji odrzucenia.



Bardzo proste i klarowne. Dlatego radzimy tutaj "zajmij się sobą", naucz się SIEBIE kochać i szanować, napraw to, co jest do naprawienia w sobie. Spraw, aby Twoje życie (takie jakie jest DZISIAJ) było dobre, pełne miłości.
Nie każdy syn marnotrawny wraca, nie każdy współmałżonek przeżyje transformacje, nie każde chore dziecko wyzdrowieje. A żyć ZAWSZE należy dobrze i w zgodzie ze sobą i Bogiem.

Anonymous - 2015-08-31, 10:24

duzapanna napisał/a:

Przeczytaj przypowieść o marnotrawnym synu i miłosiernym ojcu (Łk 15). Syn postanawia odejść i ojciec mu na to pozwala. Nie zatrzymuje, nie prosi, nie namawia. Serio traktuje decyzję syna.


A dlaczego miałby zatrzymywać? To jest to, co dorosły syn powinien zrobić - zacząć własne życie. Problemem raczej było to, że ten syn się w tym życiu pogubił, a nie to, że odszedł.

duzapanna napisał/a:

Owszem czeka, wybiega na spotkanie gdy tylko syn postanawia wrócić, ale nie szuka go po świecie, nie chodzi za nim, nie namawia do powrotu.


Nie jest nigdzie napisane "nie upuścisz syna swojego aż do śmierci".

duzapanna napisał/a:

Ta przypowieść jest dla mnie wyznacznikiem tego jak postępować w sytuacji odrzucenia.


wg powyższych komentarzy, nie jestem przekonany, że to słuszna analogia.

duzapanna napisał/a:

Po drugie słowa: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.
Mk 12, 31
Mam kochać męża nie mniej niż siebie, ale i nie bardziej. Zdrowa miłość własna, której ciągle się uczę, nie pozwala aby mnie obrażać, wyzywać, wulgarnie się do mnie odnosić, traktować przedmiotowo.

Miłość do męża sprawia że nie mogę mu pozwolić na takie traktowanie mnie. On poniżając mnie, nie licząc się ze mną, robi krzywdę także sobie.


Chyba nikt nie namawia do pozwalania na poniżanie, na pewno nie ja.
"Nie mniej niż siebie" no właśnie. Granica jest płynna.

duzapanna napisał/a:

Przez lata naszego małżeństwa myślałam inaczej, że zawsze trzeba wyciągać rękę, okazywać zainteresowanie, dbać itd. To doprowadziło mojego męża do totalnej obojętności i postawy w której wszystko mu wolno, a mnie na skraj rozpaczy.


To jest dosyć proste wytłumaczenie. Nie wiem czy kiedykolwiek można być pewnym co do czego doprowadziło. Zawsze jest pokusa wytłumaczenia, które jest wygodniejsze, potwierdza to co chcemy zrobić.

duzapanna napisał/a:

Macko odnoszę się do tego co piszesz. A Ty czytałeś w ogóle mój wątek, dowiedziałeś się czegoś o mojej sytuacji? Bo mam wrażenie że rzucasz ogólnikami zgodnie ze swoim przekonaniem, nie znając sytuacji. Wczoraj zapytałam konkretnie jak według Twojej teorii zachować się gdy mąż wraca z weekendu na którym był nie wiadomo z kim i gdzie i nie odzywa się. Podawać obiad? ;)


Jak już napisałem mnie bardziej interesuje ogólny problem: co można zrobić, czy postawa odpuszczenia sobie jest w zgodzie z tym co przysięgaliśmy, co Bóg od nas oczekuje.
Akurat Twoich kilka zdań wydało mi się dosyć charakterystycznych, dlatego nie wykorzystałem szansy, żeby siedzieć cicho.
Jasne, że nie znam sytuacji. Czy rzucam ogólnikami? Te ogólniki moim zdaniem dosyć ściśle mówią czego nie można zrobić.
Gdybym gotował obiad, to zrobiłbym więcej tak żeby wystarczyło dla męża. Gdybym nie gotował dla siebie/rodziny, to nie robiłbym też go specjalnie dla męża. Myślę, że w ten sposób pokazałbym, że kocham go jak siebie, nie mniej, nie więcej :)

duzapanna napisał/a:

Zapytałam też o sytuację gdy mąż jednoznacznie pokazuje że jestem dla niego rzeczą. Co robić gdy druga strona milczy, nie słucha i nie interesuje jej co masz do powiedzenia?


Nie wiem. Spróbowałbym się uodpornić na to na tyle żeby się nie czuć jak rzecz.
Ale ja się nie do tego odnosiłem.

Anonymous - 2015-08-31, 20:55

Macko nie ma czegoś takiego jak ogólna postawa. Zawsze są konkretni ludzie i konkretne sytuacje. I Bóg w tych konkretnych sytuacjach wskazuje co robić.
Jeśli chodzi o interpretację przypowieści o miłosiernym ojcu - polecam kazanie ks. Dziewieckiego, link na naszym forum tuż pod dyskusją. To nie jest mój wymysł że przypowieść mówi o relacjach w ogóle a nie tylko o relacji rodzic-dziecko.

Ja nie napisałam nigdzie że olewam małżeństwo, męża, że mam to w nosie i nie będę nic robić. Napisałam że w tej chwili nie ma już nic co mogłabym zrobić. A to wielka różnica. Chciałabym działać, a pewnie. Najtrudniej zgodzić się na to że niewiele już od nas zależy, że nasze działania i próby pogarszają tylko sytuację zamiast ją poprawiać.

A co do ostatniego - ja nie czuję się jak rzecz :) Tylko mąż mnie tak traktuje. To też jest wielka różnica. Nie wolno mi na takie traktowanie pozwalać. A gdy słowa sprzeciwu nie działają, takim sprzeciwem jest choćby zakończenie obsługi kuchenno-pralniczej.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group