To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - czekanie na cud

Anonymous - 2015-08-06, 10:52

Mąż przepadł gdzieś na całą noc. Napisał wieczorem ze kogoś gdzieś zawodzi, to zwykle trwa godzinkę lub dwie, poszłam spać. Obudziłam się o 3 w nocy, jego nie było. Myślałam że coś mu się stało. Wozi obcych ludzi nie wiadomo gdzie. Nie odbierał telefonu, żadnego znaku życia.
Teraz łaskawie napisał ze żyje i jest w pracy.
Wiem ze robi to specjalnie. Wiem ze będzie gorzej bo on chce odciąć się ode mnie i sprawić żebym dala sobie z nim spokój.

Wytrzymam to, prawda?

Anonymous - 2015-08-06, 16:11

duzapanna napisał/a:
Wytrzymam to, prawda?


Z Bogiem wszystko jest mozliwe, ... Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Mt.9 ;22 w.
Bog uzdrowi Twoje leki, usmierzy bol i da sile tylko Mu ufaj.

Anonymous - 2015-08-06, 22:08

Dzięki Kingo, tego mi trzeba. Bo gdy mi emocje szaleją to nie mam już miejsca na zaufanie ani wiarę.

Mam jeszcze taką praktyczną wątpliwość, jak się zachowywać wobec męża. Gdy on otwarcie mówi że mnie nie kocha, nie chce i poza mieszkaniem razem nic nas nie łączy. Raczej nie mówi co robi, dokąd wychodzi, w ogóle prawie nic nie mówi.
Jednocześnie chce żebym jechała z nim np do jego rodziny. Domyślam się że dlatego żeby nie musieć się tłumaczyć, czemu mnie nie ma. Tak jest po prostu zachowany święty spokój i pozory.
Czy powinnam jeździć z nim? Czasem mam ochotę powiedzieć że po co ta szopka.
A czy powinnam jak dotąd mu prać, gotować? On mówi że niczego ode mnie nie chce, sam raczej tylko ogarnia wokół siebie, nie rusza mojego prania, czy jedzenia itd.

Poprosiłam dziś żeby informował czy żyje, czy wraca lub nie do domu. To stwierdził że chcę go kontrolować a on mi się nie będzie opowiadal.

W jaki sposób się zachowywać, żeby zachowywać swoje granice, nie narzucać się, a jednocześnie zostawić mu otwartą furtkę.
Jeśli będę robiła tak jak on, to pogłębię tą całą odrębność, pewnie przyspieszę jego odejście.
Wiem jak to brzmi, ale tak, mam wrażenie że nic poza zewnętrznymi sprawami nic nas nie łączy.
Co radzicie ze swojego doświadczenia?

Anonymous - 2015-08-07, 21:42

Może jednak ktoś coś napisze :)
Anonymous - 2015-08-07, 23:48

czy czytałaś Dobsona "miłość potrzebuje stanowczości " ????
Anonymous - 2015-08-08, 00:05

Czytałam. Ale serio, nadal nie wiem. W wielu praktycznych sytuacjach nie widzę granicy między okazaniem miłości, a nadmiernym zabieganiem o męża.

Jak choćby to wyjście do rodziny. Chciałabym powiedzieć mężowi: nie chcesz mnie, nie rozmawiasz ze mną, więc po co chcesz mnie tam zabrać? Po co to udawanie.
Jednocześnie wiem jak on to odbierze, bo takie sytuacje były już wiele razy: ok, nie to nie. Kolejna nitka między nami zerwana.
Dla niego to jest odtrącenie z mojej strony, kolejne. Chyba. A może po prostu usprawiedliwienie, żeby nic nie robić, skoro ja też przestałam się "starać".

Najchętniej w ogóle bym się do niego nie odzywała, traktowała tak jak on mnie. Ale to chyba nie jest ok, prawda? Więc mimo że głupie 'cześć' odpowiada mi pod nosem, z miną obrażonego, albo nie odpowiada wcale, to ja się witam rano i mówię to dobranoc wieczorem normalnym tonem. Mówię że wychodzę i o której wrócę. Mimo że on każdym gestem daje do zrozumienia: mam to gdzieś.

Anonymous - 2015-08-08, 08:42

u mnie było tak, jak u Ciebie
mąż robił fochy, nie odzywał się, ale pozory na zewnątrz trzymał takie, jakbyśmy byli super parą
to było wtedy, gdy miał kochankę
gdy sprawa mijała zachowywał się normalnie

do dziś nie wiem, jak należy się zachować w takich sytuacjach

gdybym wystawiła mu walizki- obnosiłby się, że to ja go wyrzuciłam
gdy mieszkał w domu- terroryzował mnie i dzieci swoimi fochami

nie mogłam znieść tej sytuacji i w desperacji odmówiłam nowennę pomejańską
i po kilku tygodniach mąż sam się wyprowadził- a ja wówczas zamknęłam drzwi od środka i już nie mógł wrócić.
Na początku było ciężko, ale potem ze zdziwieniem zauwazyłam, że bez niego nasze życie jest spokojne i harmonijne.
Teraz jest obrażony, że nie poszło tak, jak chciał: czyli kochanka i żona jednocześnie.

Może jednak ktoś napisze, co robić z takim typem :-)

Anonymous - 2015-08-08, 11:46

dużapanno moje pytanie zostało bez odpowiedzi. :-(
Anonymous - 2015-08-08, 11:51

Mirakulum napisał/a:
dużapanno moje pytanie zostało bez odpowiedzi iedzi. :-(


Mirakulum, odpisałem ze czytałam :) w pierwszym zdaniu.

Anonymous - 2015-08-08, 16:51

Może jakiś Pan by coś napisał :)

Ja bym chyba zrobiła tak - obiady gotowała dalej dla 2 osób pytając zawsze poprostu czy zje i tyle. Pranie - to już niekoniecznie, ale to jak wolisz (ja np nie lubię prać 3 rzeczy i wole mieć pełna pralkę xD)
Sms i pytanie gdzie idzie, gdzie jest - tu bym dała spokój, skoro nie chce to nie. Jeśli coś mu się stanie 'małego' to będzie wstanie zadzwonić, a jeśli cos poważnego to za niego zadzwonią.

A to jeżdżenie do rodziny to właśnie powiedziałabym mu to dokładnie co myślisz (zwłaszcza z zapytaniem na koniec po co to robi - niech ma sam refleksję) - lepiej nie wspierać jego mistyfikacji.

Ale to do dyskusji bo też mam problemy z tym co robić/czego nie.

Anonymous - 2015-08-08, 17:01

Nie poradzę Wam, bo mam podobnie. Niby mąż mówi co i jak, ale są takie dni, że tak się focha, że olewa, milczy lub się wscieka. Po dole wraca do normy. Czasami nie mamy sił. Zmęczona jestem i tak sobie pytam Pana Boga czy w końcu będzie NORMALNIE?
Anonymous - 2015-08-08, 17:33

Drogie Panie

paralizuje Was strach przed tym ze cos, albo raczej kogos stracicie.
Czy mozna jednak stracic coś czego sie nie posiada?

Anonymous - 2015-08-08, 18:45

Cytat:
Drogie Panie

paralizuje Was strach przed tym ze cos, albo raczej kogos stracicie.
Czy mozna jednak stracic coś czego sie nie posiada?


Hm. Myślę że na tym etapie boję się już tylko samotności w ogóle. Straty męza już nie, bo stratę przeżywam obecnie, jestem w trakcie. Mąż powtórzył wiele razy że nie chce ze mną być, że nic z tego nie będzie. Więc ok, przyjęłam do wiadomości, nawet rozumiem. Myślę nawet że obecny stan jest dużo trudniejszy od tego gdybym wreszcie została sama i musiała się już mierzyć tylko z samą sobą, nie doswiadczała odrzucenia codziennie na nowo.

Dlaczego to wszystko rozkminiam? Bo mimo wszystko nie chcę odpłacać mu złością, nie chcę palić mostów.

Anonymous - 2015-08-08, 18:54

Właściwie to nie jest już tak że tylko on mnie odrzuca a ja jak sierota przyjmuję to odrzucenie bo muszę. Ja też uważam że bycie razem w sposób taki jak dotąd jest niemożliwe. Nie jesteśmy w stanie ze sobą żyć tacy jacy jesteśmy obecnie.
W momencie kiedy to zrozumiałam, przestałam prosić, zabiegać, zagadywać go itd.
A on się obraził.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group