To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Dziwny (prawie) koniec małżeństwa

Anonymous - 2015-09-27, 20:00

duzapanna napisał/a:
Cytat:
Piszecie żeby walczyć bo tak trzeba? O co tu walczyć jak już nic nie ma?


Ryan rozumiem Cię doskonale, czuję się tak samo. Nie mam już siły wierzyć, walczyc i ufać. A słowa mojego męża tną jak nóż, np. "mam teraz nową rodzinę i musisz się z tym pogodzić", albo "zamierzam doprowadzić wszystkie sprawy do końca, rozumiesz do końca z rozwodem wlącznie".I jak tu walczyć i mieć nadzieję ? :cry:

Pozdrawiam. :cry:

Anonymous - 2015-09-27, 20:24

No i miałem wszystko już w głowie poukładane a Wy mnie ciągniecie za uszy.

Moja subiektywna ocena jest taka że może facet jak namiesza to jeszcze potrafi wrócić, jak kobieta odpłynie to nie wraca - Wy coś w głowach macie i jak uparciuchy to realizujecie. Moja żona jest silna, od niedawna taka bizneswoman, na topie...jakby ona światem rządziła. Naoglądała się tych telewizyjnych bzdur i chyba chce być tzw singielką (pomijam czy kogoś tam ma, pewnie tak). I to ona to realizuje - my ze sobą nawet nie rozmawiamy - stwierdziła że nie wie o czym ze mną nawet rozmawiać :-/

odnowa napisał/a:
... gdy małżeństwo przyjaciół wisiało na włosku ... Tam już naprawdę było źle.

Także Ryanie drogi nie "banuj" mnie jeszcze :). Zaangażowałam szczerze się w Twoją historię z powodów osobistych.


Ja naprawdę doceniam co piszesz, ale czy u mnie nie wisi na włosku, czy nie jest naprawdę źle? Co to znaczy walczyć skoro podejmowane są prawne kroki wobec małżeństwa?

Wydaje mi się czasami że forumowe rzeczywistość jest całkiem odmienna od tej za zewnątrz :-(

Powiem może herezje - poddałem się i....mi ulżyło.

Anonymous - 2015-09-27, 21:22

Ryanie

Czasami łatwiej tak się oszukiwać, olać wszystko i powiedzieć mam cię gdzieś. Ale czy na pewno. Łatwiej jest żyć z świadomością ze osoba która była kiedyś tak ci bliska staje się jakimś popapranym stworzeniem. Za dużo Dynastii i mody na sukces. Czasami czuje się jakbym oglądał jakaś tanią telenowele. Zbiera mi się na wymioty. Raz dobrze raz źle i tak non stop. Teraz dobrze a jak nie przycisne jak spróbuję coś naprawić przyspieszyć to znowu plecy i od nowa. Wszyscy mówią czekaj daj jej czasu ale tak trwać w czymś sztucznym. Tez mam dość. Biedna skrzywdzona głaskać przepraszać.

Jest coś w twojej wypowiedzi co potwierdza jakaś chora regułę. Jak kobieta da ciała to tak ma być i nikt nie ma prawa nawet negować jej postanowienia . Zawsze my będziemy winni. Ale nie warto siedzieć w miejscu i przytakiwac. Po co? Jestem swiadom swoich błędów za które pokutuje. Kurcze dlaczego one nie są jak mężczyźni. Dalibysmy sobie po pysku i następnego dnia byłoby ok. 😃 oj oj widocznie tak musi być. Co zrobimy co możemy zdziałać

Anonymous - 2015-09-27, 21:33

ryan napisał/a:
No i miałem wszystko już w głowie poukładane a Wy mnie ciągniecie za uszy.

Moja subiektywna ocena jest taka że może facet jak namiesza to jeszcze potrafi wrócić, jak kobieta odpłynie to nie wraca - Wy coś w głowach macie i jak uparciuchy to realizujecie. Moja żona jest silna, od niedawna taka bizneswoman, na topie...jakby ona światem rządziła. Naoglądała się tych telewizyjnych bzdur i chyba chce być tzw singielką (pomijam czy kogoś tam ma, pewnie tak). I to ona to realizuje - my ze sobą nawet nie rozmawiamy - stwierdziła że nie wie o czym ze mną nawet rozmawiać :-/



Chcesz rozśmieszyć Pana Boga?
Opowiedz mu swoje plany na przyszłość...

Ryan - to dotyczy i Ciebie, i Twojej zony i...wszystkich nas
nie wiemy, co będzie
ryan napisał/a:


Powiem może herezje - poddałem się i....mi ulżyło.


To nie herezja...normalna reakcja.
Najtrudniej jest podjąć decyzję, po jej podjęciu opada napięcie...tylko, czy decyzja jest właściwa?

Ryan
zrobisz to, co postanowisz. To Twoje życie.
I właśni dlatego, że Twoje życie, postępuj roztropnie i mądrze...przemyśl, przemódl...jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz...pośpiechu nie ma. Nie dla Ciebie.

Anonymous - 2015-09-28, 15:58

lustro napisał/a:

Chcesz rozśmieszyć Pana Boga?
Opowiedz mu swoje plany na przyszłość...

Ryan - to dotyczy i Ciebie, i Twojej zony i...wszystkich nas
nie wiemy, co będzie


to na pewno - tego nie wiemy. Prędzej 6 w lotto bym się spodziewał niż czegoś takiego jak mnie spotkało.

Myślę że skoro i tak będzie zawsze moją sakramentalną żoną, to warto dać jej "cywilną" wolność...niech się dziewczyna już ze mną nie męczy. Ona przy mnie usycha, a ja tego nie chce.

I cieszę się że do tego już dojrzałem...

A Pana Boga nie będę planami rozśmieszał...bo ich nie mam.

Anonymous - 2015-09-28, 18:15

ryan napisał/a:
A Pana Boga nie będę planami rozśmieszał...bo ich nie mam.


Masz. Oto Twój plan:

ryan napisał/a:
Myślę że skoro i tak będzie zawsze moją sakramentalną żoną, to warto dać jej "cywilną" wolność...niech się dziewczyna już ze mną nie męczy.

.

Anonymous - 2015-09-28, 20:01

I pamiętaj o oklepanym kłamstwie Złego:
"Jak zgodzę się na rozwód, ona to doceni
będzie mi bardziej przychylna
doceni, co straciła
w końcu lepiej rozejść się z klasą
niezgoda na rozwód=pranie brudów
dla Boga to nie ma znaczenia, bo i tak będzie moją sakramentalną żoną
itd"

Anonymous - 2015-09-30, 19:18

Poczytałem trochę sobie pewnego kobiecego forum świeckiego...

Wiecie co jest najdziwniejsze?

Wiele kobiet z tego co piszą, które nawet same złożyły pozwy rozwodowe i dostały rozwód - po rozwodzie czują pustkę, niesmak, smutek...po rozwodzie dopiero zaczynają wspominać te dobre dni z mężem

Nie rozumiem dzisiejszego świata? Tej całej konsumpcji, pseudo szczęścia które dają pieniądze i nadziei że jak się rozwiodę z mężem/żoną to będzie tylko lepiej.

Choć pewnie niektórym jest lepiej...

Anonymous - 2015-10-01, 08:34

Wiesz ryan, bo najczęściej jest tak, że doceniamy coś/kogoś tak naprawdę dopiero wtedy, gdy to/kogoś stracimy.

Rozwód wydaje się idealnym środkiem na wolność, szczęście, nowe zycie, a tak naprawdę niszczy od środka, wprowadza nieład moralny oraz wcale nie daje tej upragnionej wolności, a jedynie tęsknotę....

To takie pseudo dobro dzisiejszego świata.

Trzymaj się Boga i swojego sumienia.
I może pomódl się o dobre rozeznanie swoich myśli.........

Anonymous - 2015-10-01, 08:58

ryan napisał/a:
Wiecie co jest najdziwniejsze?

Wiele kobiet z tego co piszą, które nawet same złożyły pozwy rozwodowe i dostały rozwód - po rozwodzie czują pustkę, niesmak, smutek...po rozwodzie dopiero zaczynają wspominać te dobre dni z mężem


Pytanie o jakie przypadki chodzi - kobiet które były inicjatorkami rozpadu związku czy takich które chciały definitywnie odciąć się od małżonka-alkoholika, cudzołożnika, przemocowca, hazardzisty?

Jasne że są smutne. W końcu małżeństwo im nie wyszło, zamykają ten nieudany okres w życiu. Jednak prawda jest taka że 90% małżeństw w kryzysie jest realnie nie do uratowania i to czy weźmie się rozwód czy nie nic w tym temacie nie zmieni.

Anonymous - 2015-10-01, 09:35

pachura napisał/a:
Jasne że są smutne. W końcu małżeństwo im nie wyszło, zamykają ten nieudany okres w życiu.


Rozpad związku jakby nie było to porażka, niezależnie czy ktoś jest wierzący, czy niewierzący, czy ślub był w kościele czy przed urzędnikiem.
Ważne, aby po porażce się otrząsnąć i iść do przodu a nie ją latami wałkować.

ryan napisał/a:
Wiele kobiet z tego co piszą, które nawet same złożyły pozwy rozwodowe i dostały rozwód - po rozwodzie czują pustkę, niesmak, smutek...po rozwodzie dopiero zaczynają wspominać te dobre dni z mężem


Jak długo czuja? miesiąc? rok ? czy do czasu znalezienia następnego chłopa?
Na pewno są takie które żalują, ale to najczęściej żal, że "nie wyszło", ale sa i takie, które po jakimś czasie mówią, że to była najlepsza decyzja ich życia.
Reguł nie ma.

Anonymous - 2015-10-01, 09:40

pachura,
skad to wiesz, ze az 90 % małżeństw jest nie do uratowania? Wydaje mi się, że się mylisz. Jeżeli nie jesteś czegoś pewien to tego nie pisz. Twoja wypowiedź nie daje nadziei tym, co są w kryzysie. Te dane trochę przerażają. Chyba, że masz te dane z jakichś źródeł.

Anonymous - 2015-10-01, 09:42

pachura napisał/a:
Jednak prawda jest taka że 90% małżeństw w kryzysie jest realnie nie do uratowania i to czy weźmie się rozwód czy nie nic w tym temacie nie zmieni.


Pachura - ja znam wielu małżonków - żyjących razem, bez zagrożenia rozpadem, tzw. wdobrych małżeństwach i bardzo wielu z nich mówi, że tak naprawdę każde małżeństwo jest trudne!!! Każde małżeństwo przechodzi kryzysy - mniejsze lub większe. Czy dla Ciebie, w związku z tym - te 90% małżeństw jest nie do uratowania?

Kryzys ma różne oblicza, a my małżonkowie mamy różne podejście i nastawienie.

Ja jestem za stwierdzeniem, że kryzys twórczo przeżyty jest szansą rozwoju dla małżonków i to właśnie staramy się robić w SYCHARZE - twórczo, bo przez nawrócenie, przeżywać kryzys i wykorzystywać go jako szansę do rozwoju :mrgreen:

Można tak patrzeć?

Co to znaczy uratowane małżeństwo? Dla mnie to oznacza również tyle, że mimo rozwodu cywilnego ja dalej trwam w sakramencie, czekam wiernie na swojego męża, pielęgnuję miłość do niego a Bóg pokazuje mi wciąż jej nowe pokłady, jak może być głęboka :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Do rayana - tak ludzie po rozwodzie są smutni czy to kobiety, czy mężczyźni, konfrontuja się z prawdą o sobie i o tym jak się mylili co do tego od czego zależy ich szczęście.

Anonymous - 2015-10-01, 09:54

pachura napisał/a:
Jednak prawda jest taka że 90% małżeństw w kryzysie jest realnie nie do uratowania i to czy weźmie się rozwód czy nie nic w tym temacie nie zmieni.


Pachura
Opierasz się na jakiś danych, czy jest to Twoje przypuszczenie?
Jeżeli przypuszczenie, to znaczy dane są wzięte z sufitu i nic nie znaczą, jeżeli dane są z jakiegoś źródła, to pamiętajmy o stopniowaniu:
bzdura
wierutna bzdura
statystyka


Tak naprawdę liczy się dla nas tylko nasze małżeństwo, a reszta :-?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group