To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - rozwód w toku

Anonymous - 2015-03-31, 19:14
Temat postu: rozwód w toku
Witajcie
Jestem tu nowa, trafiłam na stronę jakiś czas temu, w sumie dzięki książce "Ile jest warta Twoja obrączka". Książki szukałam, kupiłam , ale jeszcze nie przeczytałam, waham się. Ale postanowiłam napisać na forum o mojej sytuacji.
Mój rozwód jest w toku. Czekam na kolejną rozprawę i... bardzo cierpię. Moja terapeutka mówi, że to tylko "kawał papieru", że dalej będziemy małżeństwem, ale ja mam wątpliwości. Miejsce męża jest przy żonie, choćby waliło się i paliło. Mój mąż odszedł 2 lata temu (i 3 miesiące). Po prostu wyprowadził się po kolejnej kłótni. Było mnóstwo kłótni, o wszystko. Ja nie jestem święta, nie byłam bierna. I cóż , później oboje unieśliśmy się dumą. Potem to już poszło falami, nienawiść, złość, przepychanki, alimenty, komornik itd. Masakra. A my tak bardzo się kochaliśmy. A teraz już za późno. Mąż znalazł sobie kobietę. A ja cierpię. Nadal go kocham, mimo wszystko. Nie mogę uwierzyć, że może być z kimś innym. Oboje byliśmy swoimi pierwszymi i jedynymi partnerami i nie mogę uwierzyć , że może być z inną. Ja nie umiem. Jestem w ogromnej rozpaczy, depresji.
Pewnie na następnej rozprawie dostaniemy rozwód. Jak to przeżyć?

Anonymous - 2015-03-31, 19:23

Jaaga - witaj na Forum Pomocy Sychar.

Ja wierzę i wiele osób z tego Forum też, że każde sakramentalne małżeństwo jest nierozerwalne i może zostać uzdrowione!

To dobrze, że w terapii spotkałaś osobę, która widzi wartość małżeństwa :-D
:-D

Anonymous - 2015-03-31, 19:29

Tak, to prawda, że trafiłam własnie na taką osobę. Poszłam na terapię w sumie małżeńsko-psychologiczną, a okazało się po kilku spotkaniach, że ta pani jest osobą też bardzo wierzącą. Dla mnie to bardzo ważne, bo moja wiara jest ogromna. Mimo wszystko. Tylko co z tego, jeśli mąż wybrał inną. Dla niego przysięga ta nie jest tak samo ważna.
Anonymous - 2015-03-31, 20:04

Jaaga

Przez swoją dumę i zacietrzewienie poraniliście się psychicznie.
Teraz, gdy straciłaś męża (miejmy nadzieję chwilowo), doceniłaś to, co miałaś.
Niestety z małżeństwem jest jak z samochodem. Jak o niego nie dbasz, nie robisz remontów (nie prowadzisz rozmów i nie likwidujesz napięć między małżonkami), to rozsypuje się taki mechanizm.

Ja też myślałem, że ten mechanizm mnie przeżyje. Niestety. Za późno zorientowałem się, że coś szwankuje. I nagle okazało się, że moja żona wymieniła silnik na inny model.

Niestety, postępowania męża zmienić nie możesz. Ale możesz zmienić siebie. Pracuj nad tym. Jak Ty będziesz silna, to i mąż prędzej do Ciebie wróci. Po drugie Tobie będzie łatwiej żyć z tą stratą. Jak się będziesz koncentrowała na swoim bólu, to on nie minie, tylko się będzie powiększał.

Pewnie przeżywasz teraz żałobę po swoim małżeństwie. I bardzo dobrze. Musisz to odżałować, żeby z nowymi siłami ruszyć do przodu w życie. Mi bardzo pomogło zrozumienie etapów żałoby. Są one identyczne jak przy przebaczeniu. A żeby umieć kiedyś nawiązać jakiekolwiek relacje z Twoim sakramentalnym małżonkiem, musisz mu wybaczyć. Brak wybaczenia będzie niszczył Ciebie i będzie dalej niszczył Wasze małżeństwo.
Przeczytaj, proszę, ten artykuł i przemyśl go:
http://www.katolik.pl/prz...546,416,cz.html

A potem co jakiś czas zaglądaj do nas na forum i dziel się swoimi wrażeniami i przemyśleniami. Pisanie na naszym forum powinno być dla Ciebie oczyszczające. "Wywalisz" z siebie wiele rzeczy. Nie będą Cię tak "uwierały" w środku. Oddasz je częściowo nam. Przez to będzie Ci łatwiej je nieść, bo będziemy je nieśli z Tobą.
Polecam Ci również spotkanie w którymś z naszych ognisk.
Lista ognisk jest tutaj:
http://www.kryzys.org/index.php
i tutaj:
http://sychar.org/przebieg-spotkania/

Spotkanie w ogniskach daje Ci możliwość udziału we wspólnocie, a wspólnota pokazuje Ci, że nie jesteś sama.

Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego na drodze zdrowienia.
Jacek

Anonymous - 2015-04-01, 15:57

To nie do końca wygląda tak, że dopiero doceniłam to co miałam. Bywało różnie, jak to w życiu. Myślałam też, że stało się tak, bo widocznie nasze małżeństwo nie miało silnych podstaw, jak to się mówi, było, ale tylko sam szkielet, a w środku pustka. Ale kochaliśmy się, to wiem na pewno. Kiedy mąż odszedł i zostawił mnie z dziećmi to wiadomo początkowo niedowierzanie (a pewnie wróci , przemyśli, odpoczniemy od siebie). Potem narastała złość, (jak to jak on tak , to ja też). I potoczyło się lawiną. Mąż zachłysnął się wolnością. Dyskoteki, dziewczyny. A ja kura domowa z dwójką dzieci. Praca, szkoła, dom, lekcje itd.
Teraz rozwód jest w toku. Ja modliłam się o siłę i mądrość do Boga, co mam robić. O znak, że to co robię, to właśnie zgodnie z wolą Boga. Aż doszłam do tego momentu , że wiem, że rozwód nic nie zmieni. To nadal jest i będzie mój mąż. Mimo tego, że mnie zranił, upokorzył, zdradził.To mój mąż, jedyny. Ja nie wiem co będzie dalej. Nie wiem czy on kiedykolwiek wróci do nas, wierzę że tak.
Co do wybaczenia, jest chyba jeszcze za wcześnie. Jestem za bardzo rozbita i skołowana. Miotam się w swoich myślach, modlitwach. Ale ja nie znienawidziłam mojego męża. Ja czuję tylko ogromny żal. I pustkę.

Anonymous - 2015-04-01, 16:12

Jaaga

Nie znienawidziłaś. I bardzo dobrze. Uważaj tylko, żeby nie trzeba było dodawać słowa JESZCZE.
Ja też myślałem, że będę czekał na żonę ciągle i z miłością. Niestety, człowiek który kocha, może równie łatwo zacząć nienawidzić osoby, która nie odwzajemnia jego miłości. Ja też miałem chwile złości, wręcz nienawiści do mojej żony. Ale etap złości też pojawia się w żałobie (przebaczeniu).
Gdybyś się spytała mnie, czy przebaczyłem swojej żonie, odpowiedziałbym, że tak. Przebaczyłem jej. Więcej, przebaczam jej codziennie. Niestety, dopóki nasi małżonkowie zdradzają nas, nie może być pełnego przebaczenia. Dlaczego. Wczoraj przebaczyłaś za to, co Ci zrobił do wczoraj, ale dzisiaj są nowe rzeczy, które musisz mu wybaczać. Dlatego do czasu pogodzenia się, nie jest możliwe pełne przebaczenie, bo ciągle współmałżonek zdradzający popełnia nowe czyny, które zdradzany musi mu wybaczać. Ciągle pewnie dowiadujesz się nowych rzeczy, które Cię ranią.
Ale ważne jest jedno. Trzeba wejść na tę drogę przebaczania. Trzeba zacząć przebaczać. Dlaczego? Odmów sobie modlitwę "Ojcze nasz", a znajdziesz odpowiedź.

Pozdrawiam
Jacek

Anonymous - 2015-04-01, 16:25

Wiem o czym mówisz "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom"...
Jestem jeszcze po środku tej "żałoby", przebaczenie przychodzi na koniec. Jest taka książka"Święci na każdy problem" Joseph M. Esper, gdzie w rozdziale o Przebaczeniu jest napisane, że przebaczenie min polega po prostu na tym aby dobrze życzyć drugiemu człowiekowi w sensie duchowym czyli np modląc się o niego. Jeśli to też jest jest zbyt"trudne" (póki co) należy poprosić Pana Jezusa, żeby przebaczył tej osobie zamiast mnie. Wyobrazić sobie, że ja i on stoimy razem przed Jezusem, proszę żeby przebaczył tej osobie za mnie i wyobrazić sobie , że Pan Jezus zwraca się do mego "wroga" (męża) i mówi "zostało Co wybaczone".
Na takim etapie teraz jestem. Dużo czytam. Dużo się modlę. Przychodzą kryzysy, wiadomo. Każdy dzień przynosi co innego.

Anonymous - 2015-04-01, 16:40

Widzę, że już kończysz lub skończyłaś tę książkę, bo podajesz cytaty ze strony 425 (a książka ma ich 460).
Bardzo dobrze robisz. Takie lektury umacniają nas duchowo a jednocześnie odciągają nas od myślenia o swojej krzywdzie.

Anonymous - 2015-04-01, 16:52

Skończyłam książkę. Chociaż wracam do niej i modlitw. W moim przypadku jest tak, że muszę coś usłyszeć 200, 300, 500 razy, żeby w to uwierzyć. Dlatego niektórych cytatów nauczyłam się na pamięć już. Na terapię trafiłam w strasznym stanie. Moja pani powiedziała, że już dawno nie widziała kogoś w takiej rozpaczy. Byłam, a może i ciągle jestem , cała obolała. Tak, to boli aż człowiek fizycznie się skręca, a każda nasza dotychczasowa "przypadłość" zdrowotna wraca ze zdwojoną siłą. Kiedy trafiłam do tej kobiety, nic o niej nie wiedziałam. Po prostu musiałam gdzieś iść się "wyżalić" , bo sama już nie dawałam rady. Do tego stopnia, że z pracy brałam urlop "na żądanie" bo nie dawałam rady z łózka wstać. A wczoraj dowiedziałam się na terapii, że moja Pani jest we Wspólnocie, która organizuje Msze o uzdrowienie w moim mieście. Przypadek? Ktoś powie, mały ten świat, a moja koleżanka mówi "Jezus Cię naprawdę kocha". Ja nie byłam jeszcze na takiej mszy. W moim mieście od niedawna są odprawiane i nie słyszałam nawet , że w ogóle są, chociaż czytałam w internecie i wiem co nieco. Natomiast najbliższe ognisko Sychar - sprawdziłam - jest ode mnie 120 km.
Anonymous - 2015-04-01, 16:58

jaaga napisał/a:
Byłam, a może i ciągle jestem , cała obolała. Tak, to boli aż człowiek fizycznie się skręca, a każda nasza dotychczasowa "przypadłość" zdrowotna wraca ze zdwojoną siłą.


Oj tak, skręca człowieka. Wiem coś o tym. Niestety, przechodzi dość wolno :-?

Ale stopniowa praca nad sobą daje efekty.

jaaga napisał/a:
Ja nie byłam jeszcze na takiej mszy.


No to czas wreszcie zobaczyć. Mocna rzecz.

Anonymous - 2015-04-01, 19:24

Naszła mnie dziś i taka refleksja. Ta kobieta musi być biedna. W sensie duchowym. Być z kimś takim jak mój mąż, czyli prawie rozwodnik, z prawie byłą żoną na karku, ich dwójką dzieci, ich kredytami itd. Do tego czy on ją kocha? Mam przeczucie, że nie, ale jest zdesperowany, a i wolności trzeba popróbować. Jest zacietrzewiony w swojej chorej nienawiści do mnie (zła żona, komornik itd.), kipi ze złości i robi takie świństwa, mówi takie rzeczy, obraża mnie, poniża. A nawet jeśli kocha, to czy ta miłość przetrwa? Wiemy jak to jest, kiedy się "zaczyna" . Jest pięknie i kolorowo. Ale kiedy dopada proza życia, rachunki, problemy, zaczynają się schody , kłótnie. Nie wiem czy to panna, czy rozwódka, nic o niej nie wiem. Jeśli panna , to czy nie lepiej znaleźć sobie wolnego człowieka, bez zobowiązań i przeszłości? Jeśli rozwódka, to być może desperatka, szukająca męża dla siebie i ojca dla jej (może) dzieci. A on już ojcem jest. I mężem. Moim mężem. Ślubował mi w kościele. Ale mój mąż jest na bakier z kościołem i Bogiem. Dla niego przysięga małżeńska nic nie znaczy.
Anonymous - 2015-04-01, 20:29

Nie wiem, czy ta kobieta jest biedna duchowo. Na pewno jest "bogactwo duchowe" jest różne od tego, które chcielibyśmy mieć, jako członkowie Kościoła Katolickiego.

Często jest tak, że na początku romansu, zdradzający jest pełen euforii, zachwytu, same och i ach. W tym czasie zdradzany przeżywa czarną rozpacz. Wraz z upływem czasu zdradzony odbudowuje się psychicznie, nabiera spokoju. W tym samym czasie zdradzający zaczyna widzieć gorsze strony swojego związku. Pierwsze emocje opadły (zdjęto różowe okulary). Zaczyna się widzieć prawdziwe oblicze kochanka/kochanki. Zdradzający często wtedy czuje pustkę, bezsens życia. Jedni starają się wtedy wrócić do sakramentalnego małżonka. Inni przeskakują na "inny kwiatek". Znowu euforia, radość, zauroczenie. Ale to przechodzi jeszcze szybciej niż poprzednio. I tak dalej, dalej. Aż kończy związkami na jedną noc, parę godzin. Pustka w życiu, może jakieś używki, żeby zabić swoje wyrzuty sumienia.
Czy są inne scenariusze? Na pewno, ale i tak nie wiemy, co czuje w sercu wiarołomny małżonek.

Anonymous - 2015-04-01, 20:34

Ja wierzę, że on też COŚ jednak czuje w tym sercu. że ma jakieś resztki przyzwoitości, czy jak to inaczej nazwać. Tylko co z tego. Kiedy zdradza, nie myśli o tym.
Czytam tu różne posty, wątki, dopiero się "wdrażam". Dużo mądrych słów. Ale też dużo bólu. Takiego jak mój i wielu wielu innych. Ale też dużo świadectw, że jednak można zmienić się nie tylko na gorsze.

Anonymous - 2015-04-01, 21:45

Jaaga
Liczą się fakty!
Nie ma sensu się oszukiwać i np tłumaczyć sobie "mąż zdradza, ale tak naprawdę to tego nie chce",
"do kochanki nic nie czuje, za chwile od niej odejdzie".
Pomaga Ci w czymś takie myślenie ? Pora zając się sobą a nie tym co mysli czy nie mysli mąż.
Faktem jest to co maż robi !



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group