To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Kryzysy i zazdrości

Anonymous - 2015-02-17, 22:13

Moniczko, jakie to ludzkie i prawdziwe co piszesz.
Gratuluję, jesteś człowiekiem z krwi i kości. :-)
To czego doświadczasz teraz to kumulacja frustracji która jest wynikiem długotrwałego spychania do podziemia twoich osobistych potrzeb na rzecz zgody w małżeństwie.
Można się długo oszukiwać, ale jedno jest pewne, nie bez końca.
Tak więc Moniczko, może teraz kiedy jesteś na fali emocji nie podejmuj żadnych kluczowych decyzji, raczej przyjrzyj się swoim emocjom, pozwól im być i odpływać ale nie wzmacniaj ich myśleniem jak rozczarowująca jest praca nad sobą kiedy drugiej stronie nie dość że kiwnąć się palcem nie chce w wiadomym celu to jeszcze dokonuje regularnej dywersji.
Nie dziwię się wcale temu co czujesz, mało tego fajnie że tak szczerze i prawdziwie o tym piszesz.
Bywa tak , że mimo ciężkiej pracy nad sobą nie mamy sposobu by wpłynąć na drugą osobę....i to jest naprawdę smutne ale takie jest życie i z tym się trzeba liczyć.

Anonymous - 2015-02-17, 22:13

Monika, a kto Ci mówi, że Twoja wiara jest zła?
Myślisz że Bóg ma jakiś wzorzec do którego przykłada człowieka
i mówi TY się źle modlisz, a TY dobrze ?

Anonymous - 2015-02-17, 22:14

hubcia576 napisał/a:
No więc ustalmy jedno - mąż miłości nie daje!!!

Podzielam zdanie kenyi. Slubował miłośc, nie dotrzymuje słowa. Nie zwalnia mnie to z przysięgi, ale po co wogóle ta przysięga. Już kiedyś pisałam, jestem tylko człowiekiem, kobietą z krwi i kości, potrzebuję bliskości fizycznej. Nie potrafię życ tylko Bogiem, choc to naprawdę ułatwiłoby sprawę. Podziwiam takich ludzi, którym tylko Bóg wystarczy... Ale kontemplując życie wieczne, czy nie tracą przez to życia doczesnego? Czego tak naprawdę Bóg od nas oczekuje i dlaczego widac taką dysproporcję powodzenia u wierzących i niewierzących. Jakoś małżeństwo moich znajomych ateistów jest szaleńczo szczęśliwe. A moje kuleje od początku. I oni nie mieli żadnych fundamentów. On właśnie przez to, że jego pierwsza żona sakramentalna uciekła z kochankiem, odszedł z kościoła. A teraz ma żonę młodszą chyba o 18 lat, niedawno został tatusiem i od kilkunastu lat są bardzo szczęśliwą parą i od kilku lat małżeństwem... A dziecka nie ochrzcili i mi to akurat się w głowie nie mieści. Ale nawracac ich nie będę, bo co im powiem? Wiara w Boga jest cudowna, mogę zaświadczyc moim powalonym zyciem... A przecież mój mąz był jego przyjacielem. A teraz i on, ateista, nie pochwala zachowania mojego męża. A nasz slub koscielny dla nich jest farsą, bo nie świadczymy swoim małżeństwem.
jestem katoliczką. Bóg, możliwośc przystępowania do Komunii warunkują moje życie. Nie wyobrażam sobie życia, bez sakramentów. A jednak wkrada się żal... Bo nie jestem szczęsliwa tak w pełni, jak chciałąbym.

Anonymous - 2015-02-17, 22:24

kenya napisał/a:
Gratuluję, jesteś człowiekiem z krwi i kości. :-)
MonikaMaria3 napisał/a:
Już kiedyś pisałam, jestem tylko człowiekiem, kobietą z krwi i kości,

Normalnie w tym samym czasie napisane ;-) :-P

Anonymous - 2015-02-17, 22:29

Monika
Wmawianie sobie, że miłość Jezusa zastąpi miłość faceta może i działa, ale
tylko na niektórych i to raczej w wieku bardziej zaawansowanym niż Twój.
Tak nawiasem dziś gdzieś w necie pokazał się artykuł.
Profesor Izdebski zrobił badania wśród grupy wiekowej 50+ i wyszło, że >40% kobiet zupełnie nie jest zainteresowana seksem. Zatem dotrwac do 50ki i potem juz będzie łatwiej. Niestety wśród nas facetów ten odsetek wyniósł bodajże tylko 15%

Anonymous - 2015-02-17, 23:05

grzegorz_ napisał/a:
Wmawianie sobie, że miłość Jezusa zastąpi miłość faceta może i działa,

Wmawianie sobie różnych rzeczy nigdy nie działa, bo prawda o sobie i tak wylezie. Natomiast działa poczucie tej Miłości, i to nie jest tak (u mnie przynajmniej), że Miłość Boga zastępuje miłość do faceta, tylko powoduje, że realizowana fizycznie miłość do faceta nie jest niezbędnym i niezbywalnym składnikiem mojego życia. Inaczej - odczuwam brak, ale jest to brak, z jakim da się żyć bez większego bólu.

Anonymous - 2015-02-17, 23:22

grzegorz_ napisał/a:
Zatem dotrwac do 50ki i potem juz będzie łatwiej.
:-P
Oczywiście. phi, co tam te 18 lat...Dam radę.
A tak na poważnie nawet jeżeli dotrwam to i tak będę miała poczucie zmarnowanego życia nie tylko dla siebie, ale i córki, bo mogła miec nomalną rodzinę, a ma...To co ma. Kiedyś powiedziała, że ja jestem dla niej wszystkim. Nic dziwnego, taty w jej życiu niewiele. Aj, dzisiaj jakoś zmęczona i pesymistyczna jestem. Już mi się nie chce czekac.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group