To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Kryzysy i zazdrości

Anonymous - 2015-02-13, 21:25
Temat postu: Kryzysy i zazdrości
Witajcie.

Tak na początek chciałabym się podzielić z Wami czymś, co czasami (może rzadko, ale jednak...) jest dla mnie nawet cięższe, niż moje problemy małżeńskie; a momentami jest naprawdę źle... ostatnio bez większej poprawy.

Mianowicie, mam siostrę, której sposób na życie zupełnie różni się od mojego. Od kilku lat (dłużej, niż trwało moje i mojego męża narzeczeństwo + małżeństwo) żyje ze swoim chłopakiem, bez ślubu, nie chodzą do kościoła, nie modlą się, itd. Mąż i ja, od kiedy się znamy, staraliśmy się iść drogą kościoła. Niestety - oni są szczęśliwi, na to wygląda, "idealna para". My - szkoda gadać. Dochodzi do sytuacji skrajnych, jakbyśmy się staczali - dziesiątki godzin rozmów i prób na niewiele się przydały. Padły już chyba wszystkie słowa z listy najgorszych słów, które można powiedzieć komuś, kogo się podobno kocha; wrzaski i przepychanki na ulicy, przy rodzinie; co nie bądź... lepiej dalej nie wymieniać.

Z jednej strony zazdroszczę mojej siostrze i jej chłopakowi, ale nie ma w tym jakiejś zawiści: dla nikogo nie jestem z tego powodu przykra czy złośliwa. Z drugiej strony pojawia się pokusa zadania Panu Bogu pytania, dlaczego im jest tak dobrze. To nam obiecano szczęście.

Jeszcze bardziej boli mnie kwestia dawania dobrego przykładu i świadczenia własnym życiem. Moja siostra, i pewnie nie tylko ona, może sobie nieźle o mnie i o nas pomyśleć - "super, więc tak wygląda katolickie małżeństwo"...

Anonymous - 2015-02-13, 22:33

alterego napisał/a:
Jeszcze bardziej boli mnie kwestia dawania dobrego przykładu i świadczenia własnym życiem. Moja siostra, i pewnie nie tylko ona, może sobie nieźle o mnie i o nas pomyśleć - "super, więc tak wygląda katolickie małżeństwo"...

Witaj Alterego...
To co piszesz, nie jest mi obce. Znam wiele małżeństw żyjących bez ślubu i niby szczęśliwych. Ale jednak dla mnie szczęście, które polega na radości bez Boga nie jest szczęściem. Gdy mogę przystąpi do Komunii jestem szczęśliwa. A ostatnio od koleżanki, która od lat tak żyje w związku niesakramentalnym, usłyszałam: "zazdroszczę Ci"
Nie mi kogokolwiek oceniac. Ludzie są rózni, mają rózny system wartości. Czy lepszy czy gorzy nikt tak naprawdę nie wie. Mi, nam, Tobie pozostaje wiara, że to co robimy ma jednak sens, nawet jak nie jest różowo.

Anonymous - 2015-02-14, 09:46

Alterego, kto, gdzie, kiedy obiecał wam szczęście? Sakrament małżeństwa nie daje szczęścia automatycznie. To początek trudnej drogi do Nieba we dwoje z pomocą Boga.
Nie patrz na innych, czy im dobrze , czy nie . Spójrz na siebie co Ty możesz zrobić , żeby zmienić siebie i swoje małżeństwo. Może nadszedł czas , żeby coś zrobić dla waszego małżeństwa. Mało napisałaś, ja odczytałam ciągłe awantury i przemoc. Czy byłaś gdzieś szukać pomocy dla was, czy chodzisz na terapię, żeby stanąć na nogi o potem pomagać stawać się lepszym Twojemu mężowi? Czytaj wszystko co jest na stronie, słuchaj konferencji, oglądaj filmy tu zaproponowane. A może pomyślicie o "spotkaniach małżeńskich"- terminy do znalezienia w internecie. Nie rezygnuj, staraj się realizować miłość , tak jak przysiegałaś, ale nie pozwól na krzywdzenie w imię źle pojętej miłości .

Anonymous - 2015-02-14, 23:23

Dziękuję Wam bardzo za odpowiedzi.

MonikaMaria3 napisał/a:
Ale jednak dla mnie szczęście, które polega na radości bez Boga nie jest szczęściem.


Dla mnie też nie, ale w sytuacji praktycznie permanentnie złej ciężko mi cieszyć się nawet z tego faktu, że jestem blisko Boga - a zresztą wcale się w takiej sytuacji szczególnie blisko Niego nie czuję, skoro pół chcąc, pół nie chcąc popełnia się tyle zła.

Kari napisał/a:
Alterego, kto, gdzie, kiedy obiecał wam szczęście?


Skrót myślowy albo frazes, mimo wszystko zapewne naiwny. Ale w wielu źródłach religijnych czytałam albo od księży słyszałam coś w tym rodzaju, że małżeństwo będzie dawać szczęście, jeśli się idzie drogą Kościoła, że to droga do prawdziwego szczęścia - nie tylko wiecznego, chodziło też o "niebo już na ziemi", czy tam cząstkę nieba na ziemi. Albo, że idąc drogą Kościoła zbuduje się prawdziwą miłość, piękną i głęboką. W każdym razie to co jest u mnie, to nie trudna droga, tylko droga której nie da się znieść.

Anonymous - 2015-02-17, 07:57

Jak miałem 12 lat babcia wytłumaczyła mi dlaczego ludziom którzy odeszli od Boga w znacznej większości powodzi się lepiej jak tym dobrym. Babcia powiedziała, że każdy z nas dokonał w swoim życiu wielu dobrych rzeczy. Tym ludziom, którzy odeszli od Boga, On odpłaca za to całe dobro już za życia, jest bowiem sprawiedliwy. Ludzie wierzący z kolei mają liczyć na zapłatę w Niebie, bo to na ziemi jest tymczasowe i marne w porównaniu do tego co czekam tam. Tak mi się to wryło, że kiedy zaczynało mi się powodzić to dopatrywałem się, że coś jest pewnie nie tak :P

Potem usłyszałem inną wersję. Ci, którzy odeszli od Boga, nie są już celami ataków zła. Zło chce by trwali w takim stanie w jakim są aż do śmierci. Stara się nie robić nic by obudzić ich sumienia (a nic tak nie skłania do zastanowienia się nad sobą jak nieszczęścia). Z kolei trwający przy Bogu są ciągle atakowani (każdy na swoją miarę), a wiara wystawiana na próbę.

Anonymous - 2015-02-17, 09:07

Rubin napisał/a:
Z kolei trwający przy Bogu są ciągle atakowani (każdy na swoją miarę), a wiara wystawiana na próbę.


No, ale nie jest tak ciągle, że tylko zło atakuje jeśli trwam przy Bogu, bo przy każdej pokusie, pojawiających się złych myślach - jeśli wtedy uczciwie, z pokorą zwrócę się do Boga - to wtedy Jego moc objawia się w moim życiu. Mówiąc Bogu - tak - niech się dzieje wola Twoja a nie moja Panie - pozwalam aby Bóg - Sobą ochraniał mnie jak tarczą - miłość jest silniejsza od zła i w to trzeba najpierw uwierzyć, by potem iść za głosem Boga i doświadczać jak On kocha. :-D

Był czas, kiedy nie trwałam przy Bogu - i to też był czas ciągłych ataków zła i mojego coraz głębszego cierpienia wewnętrznego, a ja naiwnie myślałam, że taki jest mój los.

Anonymous - 2015-02-17, 17:21

Ale fajny temat :) też mam troche przemyśleń.
alterego napisał/a:
To nam obiecano szczęście.

Też tak kiedys myslałam :) A nwet byłam przykładem takiej osoby aż wreszcie Pan Bóg pokazał mi, że ta moja wiara to mniej więcej na poziomie faryzeusza - wypełniam literę prawa i tyle - tyle się modlę, tyle godzin na Mszy św. spędzam, nie kłamię, nie kradnę - słowem cud miód i bach - wreszcie olśnienie, że ja tego Boga nie kocham zbytnio, przestrzegam przepisów żeby nie pójśc do piekła i tyle :) DLaczego o tym piszę :
alterego napisał/a:
Mąż i ja, od kiedy się znamy, staraliśmy się iść drogą kościoła.

trzeba zobaczyć na ile w tej 'drodze kościoła' jest przestrzegania przepisów a na ile miłości prawdziwej do Boga - nie umiem tego dobrze ująć w słowa, sama to przeżyłam i wiem, że przestrzeganie przepisów Bożych to jedno a żywa wiara w Pana to drugie i stąd tak rózne owoce w naszym zyciu.
alterego napisał/a:
To nam obiecano szczęście.

Jak popatrzę na zywoty świetych to za dużo tego 'szczęścia' nie mieli - ale nie o to wcale chodzi bo nie po to wierzysz w Boga żebyć zdrowym, pięknym, bogatym itp. miec udane małżeństwo, dobre dzieci, jako taka pracę - tego Chrystus nigdzie nie obiecywał, ale oczywiście w naszym polskim poglądzie na wiare tak jest (dobrze to ujmują słowa mojej babci skierowane do mnie: 'ty zawsze tak do kościoła chodziłas, nie może cie takie zło spotkac' -ale własnie o to chodzi, że może i że Pan Bóg nie jest nasza polisą ubezpieczeniową co to chroni od wszytskiego - co potwierdzają zywoty świetych. Temat szeroki :)
Zgadzam się też z tym, że szatanawi zalezy na tym, aby ludzi którzy są zdala od koscioła trzymać w 'dobrobycie' (różnie rozumianym) aby sie nie nawrócili.
Zazdrość na zasadzie 'też tak chcę' to nie grzech :)
A świadectwo dajesz takie: mam problemy, zycie nie łatwe, bez Boga byłoby łatwiej ale ten mój Bóg jest tego wart - jest wart wytrwania przy nim i w Jego przykazaniach nawet jeśli jest strasznie trudno! Nawet jeśłi oznacza to 'oddanie' życia - bo takimi właśnie jesteśmy 'męczennikami' dnia codziennego :)

Anonymous - 2015-02-17, 17:43

Oj oj oj, temat ciekawy, bo i mnie ostatnio dopadły ostre kryzysy wiary i napadło takie zniechęcenie, że Kościoła w niedzielę zaczęłam unikac jak ognia, a jeszcze niedawno chodziłam radośnie. Takie to wszystko sztuczne się wydaje. Mam wrażenie, że moja modlitwa dociera do zakutych drzwi. Chcę kochac. Ale oczekuję wzajemności. Gdy nie dostaję nic, a do tego mąz znowu odnowił kontakt z koleżanką, bo będą razem pracowac, moje serce skapitulowało. Mam dośc bezowocnej walki o nic.
Anonymous - 2015-02-17, 18:22

ΩMonikaMaria3 piszesz: Mam dośc bezowocnej walki o nic.

No właśnie chodzi o to żeby zrozumieć, że miłość to nie walka, że Boga odnajdziesz w głębi swojego serca - czyli w źródle Twoich pragnień.

Czy pragniesz?

Anonymous - 2015-02-17, 18:27

hubcia576 napisał/a:
Czy pragniesz?

To pytanie nie na miejscu Hubcia, bo w tej chwili jedyne czego pragnę to zakończyc ten trwający 9 lat koszmar przepełniony brakiem porozumienia, czułosci i przede wszystkim wypełniony koleżankami, substytutami nierealnych oczekiwań mojego męża wobec kobiety, czyli ja facet dostaję wszystko, ty kobieto nic i nie waż się mówic czego pragniesz, bo za duzo gadasz i mam cie dośc i cie skreśliłem. Ale jak będziesz cicho jak trusia i będziesz mi pozwalała na wszystko, to łaskawie może się do ciebie uśmiechnę i podziękuję za obiad.Oczywiście nie za często, bo jeszcze ci się we łbie przewróci niewolnico. :-P

Anonymous - 2015-02-17, 18:34

No więc ustalmy jedno - mąż miłości nie daje!!!
Anonymous - 2015-02-17, 18:47

Mrówka napisał/a:
Pan Bóg pokazał mi, że ta moja wiara to mniej więcej na poziomie faryzeusza - wypełniam literę prawa i tyle - tyle się modlę, tyle godzin na Mszy św. spędzam, nie kłamię, nie kradnę - słowem cud miód i bach - wreszcie olśnienie, że ja tego Boga nie kocham zbytnio, przestrzegam przepisów żeby nie pójśc do piekła i tyle


To o czym piszesz jest świetnie omówione tutaj:

https://www.youtube.com/watch?v=Y_PZfm5A7fo

Na YouTube jest tylko mały urywek całości, ale na płycie jest ponad 5 godzin nagrań.
Moim zdaniem tych nagrań powinien posłuchać każdy nawrócony katolik - czyli większość z nas. To powinna być lektura obowiązkowa.

Nie spotkałem bardziej wartościowej pozycji polecanej tu na forum.
Polecam więc każdemu, kto pragnie zrozumieć i rozwijać swoją Wiarę.

Anonymous - 2015-02-17, 21:38

twardy napisał/a:
Polecam więc każdemu, kto pragnie zrozumieć i rozwijać swoją Wiarę.

Oczywiście sprawdzę link i odsłucham.
Nieraz gdy czytam Biblię, zastanawiam się nad wiarą, nad Słowem Bożym... I przeraża mnie fakt, że odbieram Je jako literki. Gdy modlę się i rozważam Tajemnice Różańca, szczególnie bolesne, często pojawiają się bardzo złe i natrętne myśli, których się po prostu wstydzę, a mianowicie Jezus szedł na Golgotę i cierpiał... A ile ludzi cierpi dzisiaj. Czasami wydaje mi się, że cierpienie ludzkie jest gorsze, np ofiary psychopatów i gwałcicieli, ofiary wojen, my z Sycharu cierpiący emocjonalne męki... Uczucia bolą niemal fizycznie. Ludzie, którzy cierpią lata...jestem przerażona swoją postawą, a świadomośc tego, że tkwię w małżeństwie sakramentalnym, które nie daje mi nic już tyle lat i widzę, jak zwróciłą uwagę alterego zgodne małżeństwa niesakramentalne, zastanawiam się co tak naprawdę milsze Bogu; kłótnie na porządku dziennym, bo nie da się ich uniknąc, a w każdym razie ja nie potrafię i godziny poświęcone na psychologii i modlitwie i terapi dały słabe efekty, gdy przychodzi co do czego, czy po prostu wzajemna miłosc. Które wartości są największe, które podobają się Bogu, które sa właściwe... Wiara? Wierzę od dziecka, wierzyłam mocno, modliłam się wiele, znam katechizm na pamiec, chodzę do Kościoła, mówię prawdę, staram się robic wszystko jak najlepiej... I kopniak od życia goni kopniaka... Normalnie przeżywam takie wahania, jak małgoś, swego czasu...

Anonymous - 2015-02-17, 21:56

hubcia576 napisał/a:
No więc ustalmy jedno - mąż miłości nie daje!!!


czyli jak rozumieć słynne : ślubuję Ci miłość...itd.

mogłabyś hubciu rozwinąć tą myśl?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group