To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Kolejny kryzys - czy warto walczyć

Anonymous - 2015-03-16, 22:34

Fuksjo, czy korzystasz z jakiejś formy pomocy psychologicznej?
Anonymous - 2015-03-17, 21:16

Kenya, obecnie nie korzystam pomocy psychologa. Powiem szczerze,że zaraz po wyprowadzce męża byłam w totalnej rozsypce więc pokusiłam się o tego typu pomoc. Niestety, trafiłam na panie psycholog, które sugerowały mi, że najlepiej dać sobie spokój z mężem i zakończyć ten dział historii. Miałam wrażenie, że one mnie nie rozumieją, a ich porady typu "jesteś jeszcze młodą i atrakcyjną kobietą, ułożysz sobie zycie" doprowadzały mnie do rozpaczy. Ja nie chciałam i nadal nie chcę nawet myśleć o tego typu rzeczach. Największą pomoc znalazłam na tym forum i w książkach...no w Bogu :-) . Myślę, że ostatnia wiadomość, ta o ciąży jest dla mnie ogromnym ciosem, ale dzisiaj rano wstałam naładowana pozytywną energią... Pomyślałam sobie, że faktycznie nie można rozdrapywać ran i deptać w miejscu. Trzeba ruszyc do przodu. Zorganizowałam mi i córce weekendowy wyjazd do siostry! To będzie dla mnie świetna terapia i odskocznia. Pewnie nie raz jeszcze załamię się swoją sytuacją, ale jak to mawia moja przyjaciółka - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzisiaj korzystam z dobrego nastroju, a co będzie jutro - zobaczymy :?:
Anonymous - 2015-03-20, 19:08

Ostatnie trzy dni znów były beznadziejne. Miałam cichą nadzieję, że mąż troszkę się uspokoi mając świadomość, że wiem już o ciąży jego kochanki. A tu efekt odwrotny! Znów ataki i to w tak perfidny sposób, że trudno mi w to uwierzyć. Próbuję nie reagować, nie wdawać się w dyskusję. Staram się panować nad sobą, chociaż to strasznie trudne. Sytuację pogarsza fakt, że dzielę jedno biuro w pracy z mężem. Chwilami mam ochotę uciec do WC i płakać. Nie wiem jak ja długo dam radę pracować i funkcjonować w ten sposób. Ktoś mi chyba podmienił mężą, to wręcz niemożliwe że ludzie tak potrafią się zmienić - na gorsze niestety...
Anonymous - 2015-03-20, 21:54

Przykro mi słyszeć przez co musisz przechodzić. Znam te problemy z własnego doświadczenia. Patrzyłam na zachowanie męża, na jego posunięcia i nie mogłam wyjść z szoku. Co to za człowiek? Kim on jest?, w owym czasie wychodziły z niego najgorsze cechy, bezwzględnego człowieka, kłamcy i egoisty. Nie liczyłam się absolutnie w owym czasie ja ale , też nie miały znaczenia nasze dzieci (mamy troje), które rzekomo tak kochał. Po kolei, obserwowałam jak z premedytacją niszczył naszą rodzinę, paląc za sobą mosty, budując nowe gniazdko, próbował odgrodzić grubą kreską przeszłość i zacząć nowe życie. Strasznie bolało, nadal bywa smutno. Przeszłam z pomocą Boga i dobrych ludzi przez wszystkie etapy przeżywania żałoby po stracie. Przede wszystkim po stracie mojego wyobrażenia odnośnie męża, rodziny. Pan pomógł mi otworzyć oczy na bolesną prawdę o moim mężu, mnie samej , naszej rodzinie. Żyłam w iluzji, mój mąż ma ogromne problemy ze sobą i one nie znikną same (uzależnienie), ja jestem kobietą współuzależnioną, pracującą nad wyjściem z tego. Jestem w drodze, uczę się żyć zdrowo, stawiania granic. Każdego dnia na nowo powierzam życie moje, dzieci, rodziny Bogu i ufam , że wszystko będzie dobrze, cokolwiek to oznacza. Uczę się zmieniać to, co mogę, czyli siebie.
Życzę siły i wytrwałości! Wiem, że dla każdego człowieka Pan ma Swój wspaniały plan.

Anonymous - 2015-03-21, 19:43

Pracuję nad sobą jak mogę. Weekend mam wolny więc jestem spokojniesza i nawet dopisywał mi dzisiaj humor :lol: Rozmawiając z moją siostra powiedziałam, że wierzę że Bóg napewno przewidział dla mnie piękny scenariusz zycia, ale muszę cierpliwie poczekać. Tego mi zawsze brakowało - cirpliwości, chociaż muszę przyznać, że pod wpływem obecnej sytuacji bardzo uczę się tej cnoty. Dzisiaj tak naprawdę uświadomiłam sobie, że nie wiem czy mój mąż do mnie wróci czy też nie, ale nie jest to dla mnie już tak przerażające. Wczoraj czytałam w inetrnecie o cudach dotyczących nawrócenia się ludzi, piękne. Z drugiej strony mam w pamięci cytat, który dawno temu przeczytałam i utkwił mi w niej:

"Są dusze, których sam Bóg nie mógłby zbawić, nawet gdyby ukląkł i modlił się za nie."

Anonymous - 2015-04-30, 23:03

Jak to jest, że im więcej się modlę tym jest coraz gorzej. Odzyskany spokój i pogoda ducha w ostatnim tygodniu zniknęły, ponieważ mój mąż przechodzi sam siebie w swoich poczynaniach. Moją sytuację pogarsza jeszcze fakt, że razem pracujemy. Czuję się jak w pułapce i tracę nadzieję, że kiedykolwiek będę spokojnie żyła. Pracuję nad sobą, zajmuję się sobą i córka oczywiście też, ale czuję że przez wspólną pracę nie mogę oderwać się od przeszłości. Przeraża mnie obecna sytuacja...
Anonymous - 2015-05-06, 22:21

Po dzisiejszym dniu mam okropny mętlik w głowie. Rano poszłam na mszę i spłynął na mnie spokój... Od wczoraj jestem na zwolnieniu lekarskim więc mam sporo wolnego czasu. Niestety "pokusiłam się" też dzisiaj na wizytę u psychologa i po niej urok tego dnia prysnął. Już sama nie wiem co mam robić, jak dalej żyć. Wenętrznie coś mi podpowiada,żeby czekać i nic nie robić, prosić jedynie Boga o pomoc...Ale pani psycholog tak po ludzku powiedziała mi, żebym się nie łudziła i wzięła sprawy w swoje ręce tzn. jak najszybciej pobiegła do sądu z pozwem, bo póki co moje życie to jeden wielki chaos. Moja odpowiedź była stanowcza, że absolutnie tego nie zrobię, mowy nie ma. Chyba trudno było jej zrozumieć moja postawę. Na domiar wszystkiego wieczorem mój mąż znów okazał przed córką swój lekceważący stosunek do mnie i brak szacunku. Do tego mam wrażenie, że on codziennie próbuje kontrolować moje i córki życie, wiecznie pyta ją gdzie jesteśmy, co robimy, z kim pojechałyśmy...Ten nasz przypadek jest tak beznadziejny, że czasami tracę chęć i wolę walki o cokolwiek...Jak i obecnie w życiu tak i w głowie mam wielki chaos, którego nie porafię ogarnąć, proszę pomóżcie :-( ...
Anonymous - 2015-05-06, 22:28

fuksja napisał/a:
pani psycholog tak po ludzku powiedziała mi, żebym się nie łudziła i wzięła sprawy w swoje ręce tzn. jak najszybciej pobiegła do sądu z pozwem, bo póki co moje życie to jeden wielki chaos. Moja odpowiedź była stanowcza, że absolutnie tego nie zrobię, mowy nie ma. Chyba trudno było jej zrozumieć

Witaj,
na poczatek zmien psychologa, nie mozna oczekiwac pomocy od terapeuty o innym swiatopogladzie niz masz sama. Szukaj u chrzescijan. Psycholog ma ci pomoc , a nie namawiac do rozwodu , pomylil swoje zadania.
Ponadto spotkanie w realu np. w Ognisku z ludxmi o podobnych pogladach do Twoich na temat malzenstwa moze bardzo pomoc. Masz gdzies blisko Ognisko Sychar

Sorki za literowki, ale padla mi polska czcionka.

Anonymous - 2015-05-07, 10:19

fuksja napisał/a:
Ale pani psycholog tak po ludzku powiedziała mi, żebym się nie łudziła i wzięła sprawy w swoje ręce tzn. jak najszybciej pobiegła do sądu z pozwem, bo póki co moje życie to jeden wielki chaos.


Fuksja, a czego się spodziewałaś?
Mąż żyje z inną kobietą, ma mieć z nią dziecko, a ty chcesz walczyć z wiatrakami.
W jakim celu ?
Psycholog katolicki (dziwnie brzmi ta nazwa) pewnie nie będzie Cię namawiał do rozwodu tylko do separacji
ale też Ci powie, abyś zajęła się sobą i dzieckiem a nie mężem.

Anonymous - 2015-05-07, 11:24

grzegorz_ napisał/a:
Psycholog katolicki (dziwnie brzmi ta nazwa)


Dla mnie nie.

Anonymous - 2015-05-07, 11:26

fuksja napisał/a:
Ten nasz przypadek jest tak beznadziejny, że czasami tracę chęć i wolę walki o cokolwiek...Jak i obecnie w życiu tak i w głowie mam wielki chaos, którego nie porafię ogarnąć, proszę pomóżcie :-( ...


Ta pani psycholog nie jest taka głupia. I chce Twojego dobra.
Nie chcesz rozwodu - wnieś o separację.
Czekasz, ale nie potrafisz czekać biernie psychicznie...nie czekasz tylko oczekujesz.
I to w nieuporządkowanym świecie.
Więc jak masz poczuć spokój skoro dookoła masz chaos i oczekiwanie?

Separacja trochę ukróci kontrolne zapędy Twojego męża wobec Ciebie i córki.
Uporządkuje formalnie kontakty, prawa i obowiązki.
Da Ci świadomość panowania nad tymi sprawami. Czyli jakiś wstęp do wewnętrznego spokoju i możliwości zajęcia się sobą i córką bez "obciążenia mężem".

A czy ewangelicy to też chrześcijaninie ? moim zdaniem tak
a ich stosunek do rozwodów jest diametralnie rożny od katolickiego ;-)

Anonymous - 2015-05-07, 12:25

mnie na trochę podobnym do Twojego etapie (choć pewnie mniej raniącym - jeśli istnieje jakaś skala....) pomogło uświadomienie sobie, że mądra miłość stawia twarde granice
mądra miłość siebie i mądra miłość małżonka
nie wyklucza nigdy przenigdy pojednania, nawrócenia, przebaczenia
ale stawia twarde granice właśnie dla dobra drugiej osoby

Anonymous - 2015-05-17, 22:57

Postanowiłam ostatnio zapanować nad chaosem i wreszcie odważyłam się stanowczo zaprotestować w sprawie umawiania się męża na spotkania z córką. Ustalał wizyty telefonicznie nie ze mną tylko z nią, niejednokrotnie burząc nasze plany. Za każdym razem pisałam mu,że robi to ostatni raz i następnym nie zgodzę się na spotkanie, po czym nie wyciągałam konsekwencji. Widząc jak bardzo zależy córce na zobaczeniu się z ojcem ulegałam, i tak oto sama doprowadziłam w pewnym stopniu do owego chaosu. W ubiegłym tygodniu powiedziała STOP, mam dosyć lekceważenie mnie i angażowanie córki w tego typu sprawy, słysząc od niej, że ma już tego dosyć. Poinformowałam męża, że nie będzie mógł zabrać córki, ponieważ złamał zasady. W związku z tym mój mąż przez weekend telefonował do córki, żeby powiedzieć jej jak bardzo jestem złą matką, jak bardzo ją krzywdzę i że będę tego niedługo żałowała. Muszę powiedzieć, że córka moją decyzję o tym, że nie spotka się z tatą przyjęłą spokojnie, bez płaczu i nerwów (chociaż tego sie spodziewałam). Przyznaję, że nie wytrzymałam i zadzwoniłam do mężą aby porozamwiać z nim o kontaktach z córką, o tym co jej przekazuje w rozmowach. Najpierw zaatakował mnie i po chwili rozłączył się, mówiąc że nie mamy o czym rozmawiać. Sama nie wiem, czy nie lepiej byłoby wystąpić do sądu o ustalenie kontaktów...Na myśl,że jutro muszę pójśc do pracy i znów spotkać tam męża robi mi się słabo, to wszystko tak bardzo boli...
Anonymous - 2015-05-30, 18:44

Ale mi znowu ciężko, mam wrażenie że wszystko mnie przerasta. Parę dni temu wpadałam w ogromny dół i nie mogę się wygrzebać. Powodem była i apelacja od alimentów, którą wniósł mąż i wymuszona przez przełożonych przeprowadzka do nowego biura. Próbuję jak mogę znaleźć pozytywne strony zmiany biura jednak coś w środku się buntuje. Chyba za dużo zmian jednocześnie. Na domiar tego wczoraj z wielką nadzieją rozpoczęłam terapię u kolejnej - czwartej psycholog - i co usłyszałam "dlaczego Pani nie chce złożyć pozwu o rozwód". Znów moja argumentacja nie docierała i wręcz usłyszałam od terapeutki, że w ten sposób chcę ukarać męża :roll: Ostatnią rzeczą o jakiej teraz myślę to chęć karania go. Chcę pomóc sobie, bo tego teraz najbardziej potrzebuję. Modlę się, żeby mnie Bóg umocnił i pomógł ukoić ten ból, ale mam wrażenie jakbym była ciągle poddawana próbom, ile jeszcze dźwignę. Czuję, że życie ucieka mi między palcami...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group