To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Świadectwa - Wreszcie wyszliśmy z kryzysu-jesteśmy szczęśliwym małżeńtwem

Anonymous - 2014-09-09, 16:05
Temat postu: Wreszcie wyszliśmy z kryzysu-jesteśmy szczęśliwym małżeńtwem
Nasze odrodzenie…
Z potrzeby serca i ogromnej wdzięczności dla Boga i ludzi, którzy byli przy mnie w najcięższych momentach życia chcę złożyć świadectwo odrodzenia mojego małżeństwa. Jestem małżonką jednego męża 7 lat. Nasz związek przed ślubem trwał ponad 3 lata i już wtedy pojawiła się ukochana córeczka. Gdy ona miała 2 latka, różne okoliczności, sytuacje sprawiły, że podjęliśmy decyzję o zawarciu związku sakramentalnego, choć przed tą decyzją rozstaliśmy się, nie układało się nam wcale w domu: ciągłe awantury o wszystko, stres, mój płacz, tygodnie milczenia, samotność. Pewnego dnia uciekłam z dzieckiem do rodziców, ukradkiem przed przyszłym mężem. Po jego ogromnych staraniach, walkę o rodzinę, po 3 miesiącach wróciłam i wtedy wzięliśmy ślub kościelny. Naiwnie myślałam, że teraz to już wszystko dobrze będzie, że Bóg pobłogosławił ten związek i jak za dotknięciem „czarodziejskiej różdżki”, nasze problemy odejdą w siną dal… Jakże bardzo się myliłam. Nie dość że nic się nie zmieniło jakoś na „lepsze”, to z dnia na dzień było coraz gorzej, awantury rosły na sile. Był to dom, w którym przemoc fizyczna, psychiczna, była na porządku dziennym, zarówno z mojej jak i męża strony. Nasza córka była jak „wulkan emocji”, wzrastała wśród kłótni, mojego płaczu, lęku, krzyku. Ja w tym wszystkim czułam się bardzo nieszczęśliwa, niekochana, samotna, opuszczana, moje marzenia o cudownej rodzinie, wspaniałym mężu zupełnie rozminęły się z rzeczywistością. Mój mąż żył swoim życiem, pracą, pasjami. Ja w swoim świecie, fantazji, ucieczek, religii, która w pewnym momencie zastąpiła mi wszystko, co pragnęłam dostać w domu. Dodatkowym problemem były finanse. Mój mąż miał „swoje” pieniądze, a ja „swoje”, żyliśmy razem a jednak osobno, rozliczaliśmy się, wytykaliśmy sobie, kto co powinien i musi jeszcze od siebie dać. Istny dramat. Po kolejnej awanturze w domu, gdzie znowu pojawiła się przemoc, postanowiłam raz na zawsze zakończyć temat tego małżeństwa. Niczego bardziej nie pragnęłam, jak rozstania, zakończenia tej drogi przez mękę, nowego życia. Mąż odszedł pod moim naciskiem, ja odetchnęłam z ulgą, liczyło się tylko to, co ja czułam w tamtym momencie, nic więcej, córcia miała już 7 lat, bardzo za nim tęskniła, płakała, prosiła mnie bym dała tacie szansę, pytała „czemu nie kochasz już tatusia?”. Mąż nadal walczył o nas, o mnie, na swój sposób oczywiście, który mi nie odpowiadał, zacietrzewiłam się, zamroziłam uczucia, w najgorszych snach nie wyobrażałam sobie nawet naszego powrotu. Zaczęłam uczyć się żyć bez niego i bardzo mi się to podobało. I właśnie wtedy dowiedziałam się o wspólnocie SYCHAR; byłam wściekła, weszłam na stronę internetową, zobaczyłam krzyż dokładnie taki jak w Medjugorie na placu i napis „Każde małżeństwo może zmartwychwstać”. Wszystko mi opadło, ogarnęła mnie złość, każde małżeństwo, ale nie moje, ja już nie chcę, Boże błagam, zrób coś, nie chcę tego, nie, bałam się, że koszmar powróci, że nic się nie zmieni, że już nie mam pomysłu, jak naprawić to małżeństwo. Po usilnych staraniach mojego męża, podjęłam decyzje że ostatnią szansą będą rekolekcje Sychar, które odbywały się akurat w październiku w Mokrzeszowie - blisko nas. Pojechaliśmy i tak to się zaczęło… trwa do dziś. Choć było bardzo ciężko. Najważniejszym przełomem w moim życiu było to, że zaczynam dążyć do zdrowienia małżeństwa, a nie skupiać się jak do tej pory tylko na rozwodzie… Zdałam sobie sprawę czym jest PRZYSIĘGA MAŁŻEŃSKA. Drugi element jakże istotny to podjęcie terapii… przecież te wszystkie problemy nie wzięły się znikąd, przecież nie mogę zrzucać odpowiedzialności na Boga za to, co dzieje się w moim życiu, przecież Bóg dał nam narzędzia, dał wspaniałych ludzi, terapeutów właśnie po to abyśmy zdrowieli!!! Tak to było odkrycie, rozpoczęłam 12 kroków, wreszcie żyć (drogą internetową) już na 4 kroku wiedziałam, że moje problemy są tak duże, że ta pomoc internetowa to zbyt mało. Rozpoczęłam terapię indywidualną, ze wspaniałą terapeutką, która oprócz tego że jest niesamowitym profesjonalistą, to współpracuje z łaską Bożą. To był piękny prezent od Boga, dla Ewuni, małej, biednej, zalęknionej, poranionej.
W terapii jestem od kilku miesięcy, moje małżeństwo się odradza, mąż wspiera mnie w moim zdrowieniu, w mojej drodze ku wolności. Sam podjął próbę spotkania z terapeutką, gdzie nauczyliśmy się bardzo prostego ćwiczenia i zaczęliśmy wreszcie ze sobą ROZMAWIAĆ!!! Owoce są przepiękne: w naszym domu nie ma już awantur, każdego dnia wieczorem parzymy herbatkę (w filiżankach, które dostaliśmy w dniu ślubu, z datą i naszymi imionami). Zasiadamy przy stole: przez pierwsze 10 minut mówię np. Ja, o swoim dniu, o swoich uczuciach, o tym co mnie dotykało, co się wydarzyło, nie oceniając męża, nie wytykając nic jemu - mówię tylko o sobie!!! Mój mąż wtedy słucha, nie przerywa, nie zadaje pytań. Gdy zegarek zadzwoni, że 10 minut upłynęło, zaczyna mówić mój mąż, na tej samej zasadzie. Gdy znowu zegarek wybije jego 10 minut, zaczynamy rozmawiać, przynajmniej 10 minut, najczęściej jednak schodzi nam dużo więcej czasu… czasami godzina, czasami 40 minut…. Podczas tych rozmów zaczęliśmy siebie poznawać, odkrywać, patrzeć sobie w oczy, uśmiechać się, planować czas, wydatki. Podjęłam decyzję, że całą moja pensję będę przelewać mężowi. Ufam mu, jest wspaniałym gospodarzem. W naszym domu wreszcie niczego nie brakuje, wręcz przeciwnie łącząc siły, mamy dużo więcej. Ja zdrowieje, wychodzę ze swoich nałogów, mechanizmów; od października zaczynam również terapię Dorosłego Dziecka Alkoholika. Cieszę się, bo wreszcie zaczynam żyć jako WOLNA Ewa, zdrowiejąca Ewa, co najważniejsze szczęśliwa Ewa. Ostatnio podczas wieczornej rozmowy, mój mąż po raz pierwszy od 10 lat powiedział mi, że jest ze mną szczęśliwy, że nigdy nie sądził, że osiągniemy taki stan… Pisząc to wzruszam się, dziękuje Bogu każdego dnia za ogrom łaski, którą mi dał i za charyzmat wspólnoty Sychar „Każde małżeństwo może zmartwychwstać” - nawet MOJE.
Kocham Cię mężu
Kocham Cię życie
Ewa – liderka Ogniska Sychar w Wałbrzychu

Anonymous - 2014-09-09, 18:18

eh jakie piekne.moje rosniecie zaczelo sie od grupy AAL_ANON a potem poniewaz mnieszkam za granica sychar w jezyku polskim ,zmnieniamy sie powoultku maz nie uczestniczy w 12 krokach mimo to chetnie jezdzi ze mna na konwencje AA co roku,kto by pomyslal ,kiedys wszystko widzial jako atak co bylo zwiazane z Alkocholem.na ten temat. :mrgreen: Pogody ducha ewo
Anonymous - 2014-09-09, 18:30

Chwała Panu!
Anonymous - 2014-09-09, 19:29

Pieknie-prawie jak w bajce.CHWAŁA PANU :-D :!:
Anonymous - 2014-09-09, 20:02

ale cudne!!!!CHWAŁA PANU!!!!
Anonymous - 2014-09-09, 20:37

"U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe" (Mk 10,27)
ALLELUJA!

Anonymous - 2014-09-09, 23:01

Chwała Panu !
Anonymous - 2014-09-10, 15:47

Ewo Chwała Panu :mrgreen:
Anonymous - 2014-09-10, 22:06

Chwala Panu,niech wam blogoslawi!
Anonymous - 2014-09-11, 21:36

Ewa, to naprawde TY????? WY???? cieszę się , że to przeczytałam,
moze spotkamy sie w październiku na Górze Sw Anny?

Anonymous - 2014-09-11, 21:44

Niech będzie Bóg uwielbiony!!!
Tak się ciesze :mrgreen:
Tak, tak Ewa, planujemy tam "nocny miting"
Pozdrawiam cieplutko.

Anonymous - 2014-09-11, 23:41

Chwała Panu za kolejny cud.Niech Wam Błogosławi każdego dnia!!!
Anonymous - 2014-09-12, 06:52

No, Kochana - gratulacje - najpierw dla Pana Boga - że ułożył Was od nowa - a potem dla Was - że mu na to pozwalacie!!!

Wszystkiego dobrego Młodej Parze!!! :mrgreen:

Dziękuję, za tą radość, którą mam po przeczytaniu Twojego świadectwa Ewiciu! :-D

Anonymous - 2014-09-12, 17:39
Temat postu: :)
Kochane "krokowiczki" dziekuje za miłę słowa, niestety na Górze Św Anny nie bede, za pozno sie zreflektowałąm i nie ma juz miejsca:( pozdrawiam was serdecznie


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group