To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Uzależnienia - Choroba/uzależnienie czy podłość - oto jest pytanie....

Anonymous - 2014-06-28, 22:55

gdzieś już wcześniej podawałam te linki, ale zrobię to jeszcze raz - dla wszystkich, których interesuje temat uzależnienia - doświadczony terapeuta w bardzo przystępny i ciekawy sposób opowiada o tym, skąd się bierze uzależnienie oraz daje trochę wskazówek jak sobie z nim radzić. Obie części w sumie trwają 20 minut - warto posłuchać.
cz. 1 http://www.youtube.com/watch?v=jjXjtUlNczY
cz. 2 http://www.youtube.com/watch?v=y31Ma5pXoKU

Anonymous - 2014-11-19, 23:57

polecam stronę www.onanizm.pl

Kiedy się dowiedziałam o zdradach męża ok 5 lat temu, robiłam wszystko aby ratować nasze małżeństwo - nie mogąc zrozumieć - dlaczego? ni wierząc ,że to się dzieje naprawdę!!! moja rodzina : KOCHAJACA SIĘ
Dziś jestem jeszcze na terapii, zaliczyłam wielu psychologów i psychiatrów, przeszłam silną depresję 1.5 roku na lekach antydepresyjnych, itp wszystko aby się ogarnąć i dalej ratować małżeństwo.... Mąż w ciągu tych 5 lat był ze mną na wielu rekolekcjach, odnawiał przysięgę małżeńską, przyrzekał, że więcej mnie nie skrzywdzi, terapia małżeńska- raczej próba itp... a po drodze mąż : pornografia, cybersex, seksczaty, romanse , prostytutki, Skutek na dziś ? może niedługo opiszę...
na forum www.onanizm.pl jest zakładka wspołuzależnienie- nie ma historii , która by nie była o mnie i o moim mężu.... jest i moja prawdziwa.
nałóg seksoholizm moim zdaniem: perfekcja, wyrachowanie , przyjemność z kłamstw- oszóstw i zwycięstw z nim związanych, z miłosci do przyjemnosci jaki daje seks pod każdą postacią....

Anonymous - 2014-11-20, 00:04

Dodam jeszcze. że ten problem uzależnienia od seksu pornografii, jest tak postępującym bo zbyt mało się o tym uświadamia, brakuje specjalistów ( z mojego miasta to 320 km na mozliwą terapię)
bezradność czy milczenie?

Anonymous - 2015-09-28, 09:07

witam

Jestem od niedawna na forum i udało mi się odkopać ten temat.... otóż, założyłam juz temat w którym starałam się opisać swoją sytuację od początku... nie będę powtarzać jeszcze raz, żeby nikogo nie zanudzać, opiszę tylko moje ostatnie doświadczenia....
Myślę, że mój mąż (nie mamy sakramentu kościelnego, to dość długa historia nad którą ubolewam, aczkolwiek mam nadzieję, że i bez tego uzyskam radę od Was).

Dość długo mieszkałam z mężem na odległość ze względu na jego pracę zarobkowa w innym kraju a moje studia. Mamy 2 synów,którzy w tym roku mieli iśc do szkoły, dlaczego mieli wyjaśnię za chwilkę. Rok temu przeprowadziłam się do męża, który stwierdział,że nie potrafi żyć samotnie...zrozumiałam i zdecydowałam się na przeprowadzkę...wtedyzostał mi rok studiów,które zakończyłam eksternistycznie. Przez rok było wszystko ok,poszłam na intensywny kurs językowy,zajmowałam się dziećmi i domem... Mąż jakoś niespecjalnie pomagał ze względu na pracę,której miał bardzo dużo, było to dla mnie zrozumiałe i tylko czekałam, żeby skończyć kurs językowe,obronić się i szukać czegoś dla siebie. Często wyjezdzałam do Polski, ze względu na szkołę, aczkolwiek wtedy starałam się żeby moja mama bądź tata przyjechali pomóc. W tym roku udało mi się ukończyć kurs i zdac egzamin językowy oraz obronić się... Kiedy wyjechałam do Polski na czas obrony zabrałam dzieci. Niestety, w tym samym czasie( właściwie w weekend przed obroną) mój mąż miał wypadek w pracy... był w szpitalu. W tym czasie dzieci zdąrzyły wrócić z nim i moim tatą do Niemiec. W dniu obrony uprosiłam o pożyczkę na samolot żeby jak najszybciej dostać się do męża...od razu udałam się do szpitala po długiej przeprawie. Jednak po przyjeździe "nie było"już mojego męża...zastałam inną osobę...Jeszcze przy moim ojcu zachowywał się pozornie normalnie...Potem przyjechała moja mama pomóc nam, ponieważ udało się załatwić praktyki w Niemczech. Nagle mąż oświadczył, że chyba mnie nie kocha i się źle przy mnie czuje. Szok. Nie wiedziałam co się dzieje...dlaczego? starałam się rozmawiać z nim ..siedzieliśmy kilka godzin i on nie mówić prawie nic... w tym samym czasie zaczął chować się z telefonem,wychodzić, nie wracać,nie odbierać telefonów oraz coraz więcej pić. Ponieważ rok temu dowiedziałam się o jego zdradach (wybaczyłam bo właściwie dałam sobie wmówić, że to moja wina) zaczęłam coś podejrzewać... no ale on się wyparł. Rozmawiałam na różne sposoby, spokojnie, nie docierało do niego nic. Jakby ktoś podmienił człowieka.... w końcu spakował się (miał urlop ze względu na wypadek kilka tyg) i powiedział,że jedzie do kolegów... nie pomogły prośby,groźby, że wyjedziemy...że nie moze nas zostawić samych (nie mam prawa jazdy a mieszkamy na wsi). Wrócił po 4 dniach i dalej było to samo... w tym samym czasie znalazłam korepsondencję z naszą wspólną znajomą i w treści "kochana". Zrobiłam awanturę, on się wszystkiego wyparł..powiedział, że tak napisał, żeby się zwierzyć, że mu źle...iże przecież nie zrobiły tego w naszym wspólnym środowisku. Własciwie to nawet nie chciał się za bardzo tłumaczyć... zaproponował, żebym wyjechała z dziećmi na jakiś czas do Polski...byłam w szoku, pytałam, co się z nim dzieje, że przecież mieliśmy plany,w końcu skończyłam studia będzie lżej, znajdę pracę..starszy syn miał iść do szkoły. Nic do niego nie docierało, dodatkowo dołożył, że go męczę... i że właściwie to poznał pielęgniarke w szptalu. Zamurowało mnie, nie mogłam uwierzyć, że 10 lat małżeństwa przekresla przez 2 tygodniową znajomość. Potem się tego wyparł. Wróciliśmy do Polski, niestety, był tak zdecydowany, że nie miałam siły opierać się... W drodzę powrotnej żartował z dziećmi i zachowywał się jakbyśmy jechali na wczasy... zapytał moją mamę czemu z nim nie rozmawia i że jak tam ma wyglądać droga to zaraz nas zostawi na ulicy...chciał tez żebyśmy się dołożyły do wyjazdu b przecież nas odwozi... W Polsce został 2 tyg... przez ten czas początkowo nie kontaktowaliśmy się, potem przyszedł bo chciał porozamwiać, zobaczyć dzieci... mówił żebyśmy spróbowali jeszcze raz, że to był błąd, że przeprasza...na drugi dzień mielismy wzajemnie przygotować listę "w jaki sposób zminimy nasze małżeństwo" co nam się nie podoba etc... ja zrobiłam a on przyszedł i powiedział "że właściwie nie ma sobie nic do zarzucenia" znowu zniknął... potem przyszedł, mówił,że nie wie co robić... poszedł, w dniu jego wyjazdu przyszedł prosić, żebyśmy pojechali z nim. Zgodziłam się. Myślałam, że może rzeczywiście za mało się starałam. Po powrocie wszystko zaczęło się od nowa, jak tylko wyszedł do pracy wrócił odmieniony...Znowu znikał, a ja znowu próbowałam rozmawiać z nim. Po tygodniu spakowałam się po raz kolejny,nie miałam siły, byłam w strasznym dole psychicznym, ta sytuacja mnie przerastała...wielka niemoc jaką czułam. Jechaliśmy znowu do Polski, po 4 goidznach mąż przeprosił i nas zawrócił... Skołowana aczkolwiek wierząca, że będzie lepiej,że przecież podjął jakąs decyzję, może zrozumiał,wróciłam. Jednak po raz kolejny nic się nie zmieniło...zbliżał się 1 września.. kolejny tydzień mija. Przypadkiem,chcąc dzieciom puścić bajkę znalazłam w jego komputerze strony internetowe z prostytutkami... Kolana mi się ugieły, mąż planował kiedy i gdzie pojedzie zgodnie z naszymi wyjazdami. Zrobiłam awanturę, nie przyznał się żeby korzystał, płakałam a on twierdział,że sobie ogląda "tak o". Powiedzialam, "dość" wyjezdzam....mąż nie zatrzymywał...płakaliśmy w drodze oboje... Zostałam w Polsce i właściwie pogodziłam się z końcem naszego małżeństwa, czasami pisałam do niego, aczkolwiek stanowczo odniosłam się do tego co zrobił, prosiłam o dokładne daty kiedy będzie kontaktował się z dziećmi,( nie wtedy kiedy ma ochotę po 21) były również zgrzyty co do pieniedzy, ponieważ zostawił nas z niczym. Pożyczyłam pieniadze na wyprawkę dla dzieci do szkoły...zapisałam je i powoli jakoś szło...szczerze poczułam spokój, jedynie jak myślałam o nim wdawał się stres. Nie powiem, było mi niesamowicie przykro, z drugiej strony wszystko zaczęło być łatwiejsze.Wysyłałam CV, byłam na rozmowach kwalifikacyjnych. Mąż odzywał się pisząc jak bardzo chce rozmawiać z dziećmi, jednak jakoś czasu mu brakowało i dzwonił jak kładałam je spać. W następny weekend nasz syn miał urodziny, umówiliśmy się kiedy zadzwoni, jednak nie odezwał się w ogolę. Znowu zadzwonił po 20...nie odebrałam, zaczął dzwnić, pisać do mojej mamy, wyzywać. Olałam. Następny dzień na spokojnie poprosił o rozmowę z synami.... przez tydzień zaczął zachowywał się inaczej, pisał, rozmawialiśmy. Pomimo, iż byłam pewna, że zaczynam sobie układać wszystko bez niego nagle on przyjechał prosząc o przebaczenie... jak nie ten człowiek, wszystko zaczął wyjaśniać, przepraszać, mówił, jak bardzo mu dzieci brakowało, jak "zapijał " czas kiedy był sam. Kilka dni prosił żebyśmy wrócili... naprawdę, widziałam wtedy w nim poprawę... Wrociliśmy... mąż poszedł do pracy a ja znalazłam jego wiadomości z kochanką, naszą wspólna koleżanką...właściwie od początku całej tej historii... mąż się przyznał, powiedział,że dał się zmanipulować, prosi o przebaczenie i żebyśmy poszli na terapię. Wiadomości te wskazywały, że ta osoba pisała dużo złych rzeczy o nas i "radziła" mu odnośnie dzieci oraz mojej osoby.

Starałam się streścić sytuację dość dokładnie,jednak tutaj jest szereg tak silnych emocji, że nie jest to łatwe. Nie mam pojęcia co się z nim stało, nie wierzę, że w normalnych okolicznościach człowiek podjąłby takie decyzje... od kilku dni mąż jest idealny, zajmuje się dziećmi, rozmawia normalnie... czy ona ma 2 twarze, nie potrafę zrozumieć co mogło wywołac takie zachowania. Nie chcę wmówić mu choroby, zalezy mi żeby mu pomóc i oczywiście uchronić dzieci,które musiały zmieniać 3 razy szkołęprzez te wydarzenia.Jestem bezradna, z jednej strony chcę mu pomóc, a z drugiej nie mogę zrozumieć, jak człowiek z którym spędzam czas, jest wesoło i beztrosko może pisac potem tak straszne rzeczy na mój temat.
Bardzo proszę Was o pomoc. Czuję się w potrzasku.

Anonymous - 2015-09-28, 09:42
Temat postu: uzaleznienie czy choroba
witaj jestem zona alkocholika -przemocowca
uzaleznienie jest choroba ,uzalezniony czlowiek to jak doktor Hyde i pan jerryl w jednym ,dobry bo sie czuje winy ,zly bo uzaleznienie wygrywa.
Starasz sie go tlumaczyc i zrozumniec uj NIE DA SIE ,on sam siebie nie rozumi.
U nas bylo tak samo wyzucal mnie zdomu odkad pamietam,ostatnie lata ja go na pare tygodni ,potem sielanka i powtorki z rozgrywki,mao maz zapragnal pic ,ja obiecalam mu rozwod bo seperacja w Holandi trudna-ze wzgledow logistycznych.
I zlozylam o rozwod ,tez kocham meza ,ale picia i od czasu do czasu przemocy nie akceptuje.
Co ty akceptujesz?I nie ma wytlumaczen bo bylem cos tam?????????

Anonymous - 2015-09-28, 10:17

sylwia1975 napisał/a:
I zlozylam o rozwod ,tez kocham meza ,ale picia i od czasu do czasu przemocy nie akceptuje.



Mój mąż jest alkoholikiem i na dziś ma rozpoznane problemy psychiczne. Ja nie chciałam rozwodu, bo go kocham, bo jest moim mężem - ślubowaliśmy sobie miłość sakramentalnie i widzę w nich chorego człowieka, to on sam wniósł o rozwód i po dwóch latach sprawy, rozwód został ogłoszony. Zrozumiałam po drodze, że mimo problemów jakie mamy sami ze sobą tj. ja i mąż, jest jeszcze trzecia osoba w naszym małżeństwie - to Jezus Chrystus i mogę żyć Jego mocą, Jego miłością, Jego siłą - bo On jest PIERWSZY.

Dopiero kiedy przyjęłam tą prawdę, moje życie zaczęło się zmieniać.

Rozwód jest złem - i ja nie chcę brać w nim udziału.

Sylwia1975 - czy zdajesz sobie sprawę czym jest rozwód?

Anonymous - 2015-09-28, 16:40
Temat postu: choroba czy uzaleznienie
Zdaje sobie sprawe acz kolwiek nie zyje i nie mnieszkam w polsce,a malozenstwo sakramentalne nie jest,tu seperacja malo praw daje kobiecie jakby jej nie bylo jedyne to to ze dlugi po seperacji sa oddzielne.takze sa roznice w panstwach np w finansach dofinasowniu mnie i dziecka ,praw do dziecka itp


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group