To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - temat Nini, Gosi...

Anonymous - 2015-01-11, 22:29

SAP, a czy ukradnę bochenek chleba, czy tylko obliżę się na jego widok, pomyślę: "ale pachnie, szkoda, że nie jest mój, mam ochotę go ukraść" i pójdę dalej z ssaniem w żołądku - to dla Ciebie też ten sam czyn?
Anonymous - 2015-01-11, 23:33

Zastanawiam się co wyście brali w tego sylwestra. ??? Tylko komunię???? Oj ze mnie tam nie było.
Ale chwała Panu.

Anonymous - 2015-01-12, 11:12

Nini napisał/a:
SAP, a czy ukradnę bochenek chleba, czy tylko obliżę się na jego widok, pomyślę: "ale pachnie, szkoda, że nie jest mój, mam ochotę go ukraść" i pójdę dalej z ssaniem w żołądku - to dla Ciebie też ten sam czyn?

A to nie wiedziałaś że myśli grzeszne zgodnie z kk i wiarą są tez grzechem???

Ale napisze dosadniej by łatwiej Ci było się w tym odszukać.
Ano:
mąż nabroił , nagrzeszył ,narozrabiał-stan dla mnie nie do przyjęcia.
Powstają myśli to małżeństwo nie pachnie mi jak powinno właściwe małżeństwo.

Są myśli, rozważania -a potem objawienie i miłosierdzie.
I wszyscy piszą ach, och, super.

A jakby to przerobić inaczej:
ze startujecie ze zbliżonego działania-w sensie(grzech)
czyli...
mąż : myślą , mową i uczynkiem
Ty : myślą i mową - choć bez uczynku
I zapewne o wiele będzie wam łatwiej cerować ten związek-jak oboje zobaczycie że na tym samym wózku jechaliście.
A generalnie chodzi o to-jak damy radę dostrzec własne grzechy, to łatwiej będzie nam pojąc grzeszność drugiego.
A już na pewno zrozumieć jego drogę do wychodzenia ze swej grzeszności

Anonymous - 2015-01-12, 23:55

SAP123 napisał/a:

A to nie wiedziałaś że myśli grzeszne zgodnie z kk i wiarą są tez grzechem???

startujecie ze zbliżonego działania-w sensie(grzech)
czyli...
mąż : myślą , mową i uczynkiem
Ty : myślą i mową - choć bez uczynku
I zapewne o wiele będzie wam łatwiej cerować ten związek-jak oboje zobaczycie że na tym samym wózku jechaliście.
A generalnie chodzi o to-jak damy radę dostrzec własne grzechy, to łatwiej będzie nam pojąc grzeszność drugiego.
A już na pewno zrozumieć jego drogę do wychodzenia ze swej grzeszności


No to mi zrobiłeś rachunek sumienia :shock: Ale dziękuję, SAP123, bo dzięki Tobie dzisiaj jeszcze raz się nad tym zastanawiałam: w czym zawiniłam?

Grzechy mojego męża odłóżmy na bok - to sprawa między nim a Bogiem.

Pozwól, że o moich grzechach napiszę dość ogólnie, od szczegółów mam spowiednika ;-) . Moje grzechy, o ile jestem w stanie to ocenić, są zupełnie innego rodzaju niż Ci się wydaje. Tak, grzeszyłam w tym małżeństwie, nie tylko myślą i mową, ale też uczynkami, i były to grzechy wynikające z jednego głównego grzechu: bałwochwalstwa. Przez wiele lat mąż był dla mnie ważniejszy niż Bóg. To straszny grzech i wciąż się go wstydzę :oops: . I wiele zła rodzi, wiele mniejszych grzechów.

Jeśli chodzi o te grzechy, które Ty u mnie znalazłeś, to moje sumienie mi ich nie wyrzuca. Mową? - nie. Myślą? - to najtrudniej ocenić, ciężko kontrolować myśli. Tu Ci się wyspowiadam szczegółowo, bo mam wrażenie, że to dla Ciebie może być ważne. Pojawiały się myśli i pragnienia, których wierna żona nie powinna mieć - więc ledwie się pojawiały, ucinałam je takim NIE, które wypływało gdzieś z samej głębi mnie. Wtedy znikały... a potem pojawiały się znowu. I tak w kółko. Kiedy było już zupełnie nieznośnie, szłam na adorację i wyżalałam się Jezusowi, czasem na głos, w pustej kapliczce - to pomagało na dłużej. Jak było najciężej, szłam do spowiedzi - nie po to, żeby wyznać grzechy, tylko żeby prosić o pomoc. Pomagało na jeszcze dłużej. I cały czas szukałam bezpiecznej granicy w kontaktach z tą osobą: przez jakiś czas wydawało mi się, że jest już dobrze, że możemy mieć normalne kontakty, potem coś się zmieniło i poczułam, że muszę je ograniczyć (żadnych spotkań ani telefonów). Rozumiesz teraz, dlaczego pisałam o walce? Pokusa to nie grzech - najwięksi święci byli kuszeni, Jezus był kuszony. Po coś to jest, "wiara w słabościach się doskonali".

I jeszcze o mnie i o moim mężu: masz rację, jedziemy na jednym wózku, bo oboje jesteśmy grzesznikami, tak w ogóle. I nie czuję się lepsza niż mój mąż, bo nie zmierzę, kto z nas zgrzeszył w życiu bardziej - jeden Bóg może to ocenić, który wie, jakie mieliśmy możliwości i które z nich zmarnowaliśmy. Jezus umarł tak samo za moje grzechy, jak za grzechy mojego męża, wszystko jedno, ile nagrzeszyliśmy i jakiego kalibru były nasze grzechy.

Jedziemy na jednym wózku też z tego powodu, że oboje jesteśmy mocno podatni na wrażenia erotyczne. Specjaliści od seksoholizmu uważają, że osoba współuzależniona od seksu też jest uzależniona od seksu. Nie wiem, czy nas z mężem to dotyczy, ale coś w tym może być: za dużo problemów próbowaliśmy załatwić przez seks, dużo spraw nam przesłaniał. Kiedy coś się waliło w naszym związku, zdarzało się i mężowi, i mnie, że takie wrażenia pochodzące od osób trzecich miały działanie jakby narkotyczne. Różnica między mężem i mną polegała na tym, że on w to wchodził, a ja nie. Może byłam zdrowsza, a na pewno silniejsza dzięki wierze i sakramentom, dzięki łasce.

SAP123, życzę Ci takiego pokoju i radości, jakich teraz doświadczam! Czuję się jak po ciężkim maratonie, zmęczenie jest aż fizyczne, ale warto było powalczyć :-D Podobnie jest z porodem - pewnie niewiele Ci da takie porównanie, bo jesteś facetem, ale lepsze nie przychodzi mi do głowy: w czasie porodów odczuwałam ból zdawałoby się nie do zniesienia, takie rozrywanie ciała, a potem, kiedy poród się kończył, całe to cierpienie kończyło się tak nagle i tak zupełnie, jakby go nigdy nie było - i było dziecko, i wielka radość :lol:

Anonymous - 2015-01-13, 00:02

Chyba zbliża się odpowiedni moment, żeby kończyć ten wątek i przenieść się ewentualnie do działu: "Odbudowa związku po kryzysie..." :-D Mam też ochotę zmienić nick - nie czuję się już niewidzialną Nini. Duża zmiana w życiu uzasadnia zmianę imienia. Pomyślę.

Chciałabym jeszcze tylko napisać Wam na koniec, co i jak powiedziałam dzieciom - od tego się przecież zaczęło... Może komuś się to przyda; tylko już nie dzisiaj, za trochę.

Anonymous - 2015-01-13, 00:07

Nini napisał/a:
Mam też ochotę zmienić nick - nie czuję się już niewidzialną Nini. Duża zmiana w życiu uzasadnia zmianę imienia. Pomyślę.


Nini, gdybyś rzeczywiście chciała zmienić nick, to nie rejestruj się przypadkiem na forum drugi raz pod nowym nickiem, bo byłoby to niezgodne z regulaminem forum, ale skontaktuj się przez pw w tej sprawie z administratorem, z GosiąH lub ze mną.

Anonymous - 2015-01-13, 00:12

Nini napisał/a:
Chciałabym jeszcze tylko napisać Wam na koniec, co i jak powiedziałam dzieciom - od tego się przecież zaczęło... Może komuś się to przyda; tylko już nie dzisiaj, za trochę.

Bardzo na to czekam - to ważne.

Anonymous - 2015-01-13, 08:09

SAP 123 mówisz o ważnej sprawie- że wszyscy potrzebujemy nawrócenia i miłosierdzia.
Ja dopiero gdy uznałam własne grzechy i słabości, gdy zobaczyłam, że nie jestem "ta lepsza", ruszyłam do przodu z przebaczeniem i poczuciem żalu. Uznałam wiele racji męża.

Bez tego nie ma przełomu w nawróceniu.

Anonymous - 2015-01-13, 09:33

I wszyscy potrzebujemy miłości z głównego jej Źródła! U mnie to okazało się najważniejsze - dostałam miłość, więc mogę dawać miłość i nie potrzebuję namiastek :-D

Ale wiem, że to brzmi banalnie, jeśli się tego nie przeżyło... Pamiętam, jak czytałam wątek Mirakulum i czułam przez skórę, że spotkało ją coś wspaniałego, a jednocześnie nie mogłam tego zrozumieć i mówiłam sobie: "Ale jak to?! Mąż pije, bije, ma inną kobietę, a żona nagle zaczyna go kochać, w takich okolicznościach? Porąbało ją?". A teraz mnie dopadło coś podobnego :-D

Anonymous - 2015-01-13, 13:56

Cytat:
A teraz mnie dopadło coś podobnego


Tak, to jest ogromna łaska, poznać, tę pełnię miłości i akceptacji i przyjąć ją. To dopiero daje nam spokój i odpoczynek (nie musimy się już szarpać i szukać zaspokojenia tej pustki w nas) i to dopiero uzdalnia nas do kochania innych, nawet w tych najtrudniejszych warunkach.

Anonymous - 2015-01-13, 15:05

Bety napisał/a:
że wszyscy potrzebujemy nawrócenia i miłosierdzia.

Ja dopiero gdy uznałam własne grzechy i słabości, gdy zobaczyłam, że nie jestem "ta lepsza", ruszyłam do przodu z przebaczeniem i poczuciem żalu. Uznałam wiele racji męża.

Dokładnie to!

Jak że łatwo jest stanąć w obliczu nawrócenia-ale przy okazji można wpaść w pułapkę dziwnego miłosierdzia.
Miłosierdzia: teraz już wierze, teraz już wiem, teraz miłuję -
bo wiara mówi miłujcie wrogów.

I miłujemy lecz wciąż myśląc że to jest wróg-
ale przecież jest powiedziane kochaj bliźniego jak siebie samego-znaczy równego, patrz : równego mnie .
Jest zatem różnica między miłowaniem i kochaniem.
Pokochać idzie nam dopiero jak uznamy własna grzeszność
i to bez różnicy czy to była tylko myśl,mowa pozbawiana nawet uczynku.

Tak Nini znam historię Mirakulum-i wiem że jej podłożem było właśnie uznanie własnych grzechów i błędów przez Mirkę

bez tego nie odkryła by -że mąż jest wart tyle samo co Ona dla Boga
a ta równość w jednym rzędzie to już prosta droga do samego Boga

Anonymous - 2015-01-13, 20:24

SAP123 napisał/a:
można wpaść w pułapkę dziwnego miłosierdzia.
Miłosierdzia: teraz już wierze, teraz już wiem, teraz miłuję -
bo wiara mówi miłujcie wrogów.

I miłujemy lecz wciąż myśląc że to jest wróg-
ale przecież jest powiedziane kochaj bliźniego jak siebie samego-znaczy równego, patrz : równego mnie .
Jest zatem różnica między miłowaniem i kochaniem.
Pokochać idzie nam dopiero jak uznamy własna grzeszność


Chyba wiem, o co Ci chodzi. Próbowałam "miłować", kiedy już nic innego mi nie pozostało - i strasznie na siłę to było... Czułam taką niechęć, że wolałam nie myśleć za wiele o mężu. Modliłam się za niego trochę, ofiarowywałam cierpienie w jego intencji, ale z trudem. Wolałam, żeby zniknął mi z oczu na zawsze. Przypuszczam, że ta modlitwa miała wartość, ale we mnie nie było widać miłości, tylko miłosierdzie - miłość była ukryta gdzieś głęboko.

Dlatego cieszy mnie tak bardzo ta zmiana - bo teraz wiem, że po prostu kocham, a nie "miłuję" na siłę. Zdarza mi się zadzwonić do męża bez powodu (przedtem nie chciałam z nim rozmawiać, wolałam smsy i to tylko w sprawach koniecznych), myślę o nim, mówię o nim, śni mi się... I sama jestem ciekawa, co będzie dalej. Jestem gotowa rozmawiać z nim o wszystkim, też o tym, czym ja go zraniłam - ale wiem, że na to za wcześnie. Mąż zaczął swoją terapię, powoli jakby coś do niego dociera, ale jeszcze wciąż zaprzecza. Czuję, że nie do mnie należy inicjować kontakty i naprawianie związku - dałam sygnał i czekam.

Dzisiaj wieczorem jesteśmy umówieni na telefon :-) Módlcie się, proszę, za tę naszą dziwną parę, żeby Zły nam nie bruździł...

Jestem przekonana, że nie przypadkiem właśnie wtedy, kiedy nasz związek przechodził najgorsze kryzysy, pojawiał się w moim otoczeniu ktoś, kto miał szansę mi się spodobać (to się naprawdę bardzo rzadko zdarza) :evil:

Anonymous - 2015-01-14, 15:00

Nini napisał/a:
Dzisiaj wieczorem jesteśmy umówieni na telefon Módlcie się, proszę, za tę naszą dziwną parę, żeby Zły nam nie bruździł


Jak staniecie się jako te magnesy (w odwrotności) jakie się przyciągają
to dla kusego nie będzie miejsca(nie wciśnie się)

ale jak zbładzicie i będziecie jak te magnesy jakie się odpychają-do dla kusego tam kupa miejsca

Anonymous - 2015-01-14, 23:25

To nie jest takie czarno-białe. Trochę jest przyciągania, trochę odpychania... Dużo bolesnych tematów i wspomnień - to odpycha i dobrze, bo inaczej miałabym chęć za szybko wrócić do męża. Dopiero zaczął się trudny proces oczyszczania tej relacji, wcale nie jest łatwo. A Kusy lubi wykorzystywać zranienia :evil:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group