To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Małżeństwo niesakramentalne po rozwodzie i dziecko

Anonymous - 2014-02-17, 11:30

Ja Orsz nie twierdzę, że tam grzechu nie było. Jednak okoliczności są inne. I ja wierzę, że Bóg znając nasze serca, okoliczności również uwzględni, gdy będzie nas sądził. Choć oczywiście mogę się mylić.
Anonymous - 2014-02-17, 11:37

Ja też nie twierdzę, że okoliczności nie mają znaczenia. Choćby ja, nie czuję się złym człowiekiem, 100 niuansów mnie usprawiedliwia. Ale obawiam się, że to jest po prostu mętne tłumaczenie swojego zła, które było we mnie być może pod innymi postaciami, może nawet gorszymi.
Lil, chodzi o to by nie tworzyć ułudy, by nie prowokować okoliczności tych niby łagodzacych. Zło jest złem. Otrzymanie rozkazu by strzelać do bezbronnych jest okolicznością łagodzacą winy śmierci niewinnych ofiar, np dzieci. Ale czy rozkaz był czy strzelał ochotnik śmierć dziecka jest taka sama.

Anonymous - 2014-02-17, 11:43

Orsz, jako żona próbująca przyjąć męża wraz z dzieckiem ze zdrady chcę Cię zapewnić, że jest różnica między "strzałem" w wolnym związku, a "strzałem" w małżeństwo. Cholernie duża.
Tzn. niemowlęta będą tak samo słodko gaworzyć, ale na tym podobieństwa tych sytuacji i ich konsekwencji się kończą.

Anonymous - 2014-02-17, 11:50

mirek2014 napisał/a:
Nirwanna, romansu teoretycznie nie ma od czasu rozwodu. Obaj Panowie "uciekli". Ona deklaruje chęć budowania ale na deklaracjach się kończy. Poprawiła za to bardzo relacje z synem i tu widać jej pracę nad sobą. Ja z kolei z jednej strony nie umiem jej zaufać i mam dreszcze jak pomyślę o decyzji na tak, a z drugiej patrząc na syna nie wyobrażam sobie tzw "patchworkowej rodziny" dla niego. Wydaje mi się, że kolejne relacje to krzyżowanie i piętrzenie problemów i emocji. Co więcej syn mimo, że jesteśmy po rozwodzie nie odczuwa tego tak bardzo gdyż ma nas na co dzień, jedyna "widoczna" różnica to osobne sypialnie i szafy. Emocje po rozwodzie opadły. Jak dobrze pójdzie to za kilka miesięcy przeprowadzimy się bliżej jego szkoły do osobnych mieszkań (na przeciwko w jednej klatce) przynajmniej taki mam plan. Ona na myśl o tym już trochę szantażuje ale przywykłem do tego już.


Dalej piszesz o Waszej spowiedzi...najpierw Twojej, potem żony cywilnej.
Te dwa mieszkania (w sumie - piękna sprawa, skoro nie macie ślubu przy Ołtarzu Pana).

Mirku2014,
widzę, że kochasz żonę cywilną i widzę, że oboje macie się ku sobie,
widzę też, że Bóg Was prowadzi.

Myślę, że wszystko będzie dobrze, bo w tajemnicy przed sobą kochacie się, więc...
Daj czasowi czas i powierzaj Bogu swoją drogę, a On Ciebie nie zawiedzie.

Oddaj wszystko Matce Pięknej i Czystej Miłości.
Mam też coś dla Ciebie: https://www.youtube.com/watch?v=ee1tdT8n_ms

Anonymous - 2014-02-17, 12:49

Elżbieta napisał/a:
Te dwa mieszkania (w sumie - piękna sprawa, skoro nie macie ślubu przy Ołtarzu Pana).


Nie wiem czy wypada się podlizywać moderatorom. ;-)
Ale to forum jest kopalnią pięknych cytatów.

Anonymous - 2014-02-17, 16:00
Temat postu: Siedem jak Sakramenty: Małżeństwo (boskatv.pl)
http://www.youtube.com/watch?v=yvyFyYoUf6E
Anonymous - 2014-02-17, 20:42

krawędź nadziei napisał/a:
jest różnica między "strzałem" w wolnym związku, a "strzałem" w małżeństwo. Cholernie duża.
Tzn. niemowlęta będą tak samo słodko gaworzyć, ale na tym podobieństwa tych sytuacji i ich konsekwencji się kończą.

Cholernie dobrze o tym wiem. Dziecka nie musisz przyjmować. Nie ma takiego obowiązku a być moze nawet jest wskazane by dziecko ktoś inny adoptował. Byc moze to jest najlepsze dla wszystkich. Wiele małżeństw chce mieć takie własnie, adoptowane ukochane, cementujące ich miłość. Dziecko z nieprawego łoża męża Waszego nie scementuje. Nie ma co na to liczyć.
Pisałem o tym, że taka jest moja opinia, własnie pod wpływem ks. Drzewieckiego. On uporządkował moje poglądy w tym względzie. Bo byłem w mroku. Dzięki sycharowemu forum wiele sobie porządkuję.
Ja nigdy nie przyjąłbym nie swojego dziecka. Bez przesady. Bóg tego nie wymaga. Bóg mnie kocha, nie jest okrutnikiem.

Anonymous - 2014-02-17, 20:49

Orsz, a czy Ty masz własne dzieci?
Anonymous - 2014-02-17, 20:56

Orsz napisał/a:
Dziecko z nieprawego łoża męża Waszego nie scementuje. Nie ma co na to liczyć.
byc moze masz rację lecz pewności zadnej-opcjujesz według siebie.
Orsz napisał/a:
Ja nigdy nie przyjąłbym nie swojego dziecka.
.
Anonymous - 2014-02-17, 21:15

Orsz napisał/a:
krawędź nadziei napisał/a:
jest różnica między "strzałem" w wolnym związku, a "strzałem" w małżeństwo. Cholernie duża.
Tzn. niemowlęta będą tak samo słodko gaworzyć, ale na tym podobieństwa tych sytuacji i ich konsekwencji się kończą.

Cholernie dobrze o tym wiem.


Wszystko zależy od pkt widzenia.
Z pkt widzenia dziecka to raczej ma małe znaczenie, czy biologiczny ojciec
płodził bez slubu, czy po ślubie kościelnym.

Anonymous - 2014-02-17, 22:12

Orsz napisał/a:
Cholernie dobrze o tym wiem. Dziecka nie musisz przyjmować. Nie ma takiego obowiązku a być moze nawet jest wskazane by dziecko ktoś inny adoptował.


żony też nie ma obowiązku przyjmować.... Kościół dopuszcza to

Orsz napisał/a:
Byc moze to jest najlepsze dla wszystkich


ta...dla wszystkich? czy tylko dla osoby, która nie umie się pogodzić z tym zabraniając i innym żyć nadal po tym od nowa. Pytanie też, skoro nie potrafi zapomnieć, pokochać po co zatem chce z tą osobą być?
To jakaś kara aż po grób w tym wypadku dla każdego w tym związku będącego?
a i jeszcze znów będzie się ktoś taki wiarą podpierał

Orsz napisał/a:
Ja nigdy nie przyjąłbym nie swojego dziecka. Bez przesady. Bóg tego nie wymaga. Bóg mnie kocha, nie jest okrutnikiem


wiesz, sama przekonałam się...życie lubi weryfikować deklaracje. To co dziś wydaje się nam nie do zaakceptowania, jutro może przybrać zupełnie inny obraz....
dlatego wole nie kusić losu swoimi deklaracjami....

Co byś zrobił gdyby Ciebie taka sytuacja spotkała?
skoro już o tym wciąż mówisz- zapytam:
- Co jeśli żona wybrała by dziecko, w sensie chciała by być z Tobą ale by się nie zgodziła na oddanie dziecka?

Czy odbierając lub każąc matce oddać dziecko, które kocha nie może ona mówić:
Bez przesady. Bóg tego nie wymaga. Bóg mnie kocha, nie jest okrutnikiem.

Anonymous - 2014-02-17, 22:14

No cóż św Józef przyjął nie swoje dziecko,
a znam takich sycharków, co przyjmują dziecko z cudzołożnego związku współmałżonka.

Anonymous - 2014-02-17, 22:53

Ja tak właśnie jakoś czuję, że jak już się wybacza żonie i rozpoczyna wspólne życie na nowo, to przyjęcie jej dziecka, czyli części jej samej, staje się możliwe, choć oczywiście niełatwe. Ale "odkroić" kobiecie kawał serca i oczekiwać rezygnacji z dziecka jest dla mnie trudne do wyobrażenia :-(
Anonymous - 2014-02-17, 23:12

bywalec napisał/a:
Czy odbierając lub każąc matce oddać dziecko, które kocha nie może ona mówić:
Bez przesady. Bóg tego nie wymaga. Bóg mnie kocha, nie jest okrutnikiem.


Ona, która zdradziła, która przyjęła jakieś kukułcze jajo i chce je wnieść do naszej rodziny, stawia jakieś warunki. Z taka kobietą która nie czuje żadnej odpowiedzialności za swoje czyny, która nie rozumie, że to nie ona stawia warunki, że ona wynagradza, pokutuje, niestety, nie ma możliwości pojednania, odbudowy małżeństwa, choćby dlatego bo to będzie domek z kart. To jest ten elementarny wymóg stawiania granic o którym duzo się pisze na forum. Nie można być takim pokornym cielęciem. Jest prawda i trzeba się jej trzymać. Jeśli zdradzający małżonek żąda od wiernego dowodów miłości to znaczy że nie kocha. Trzeba ostro ciąć, dla jego dobra, dla dobra całej rodziny. I trzeba czekać na jego nawrócenie, na pokorne zwrócenie się do małżonka. Na powrót małżonka marnotrawnego, który mowi nie jestem godny nazywać się Twoim małżonkiem, uczyń mnie choćby jednym ze sług. A nie powrót małżonka pysznego. GRANICE!!! Nie jestem psychologiem by to tłumaczyć łagodnie i przekonywująco. Krawędź nadziei, bo to Ty jesteś chyba w takiej sytuacji. Musisz być sobą, czuć swoja wartość, nie poddawać się. Jesteś równa Twojemu mężowi. On nie ma prawa się nad Tobą znęcać. Jak nabroił to ma przyjąć to do wiadomości. Nie można uzależniać się od kogoś kto po prostu Cię nie kocha. Od nikogo nie wolno się uzależniać, ale od nie kochających to już absolutnie. Człowiek kochający nie bedzie wymagał przyjęcia go do rodziny z dzieckiem. Bo to nie jest ani miłość do małżonka ani do dziecka. 100 lat temu może tak trzeba było, ale nie dziś, przy rozbudowanym aparacie pomocowym i adopcyjnym. Z takich udogodnień też trzeba korzystać. I prosze patrzeć się na całokształt tego co pisałem w tej sprawie. Ja nigdzie nie pisałem by los dziecka zlekceważyć. Ja pisałem o gasnącym światełku odblaskowym z przypowieści ojca Szustaka.
I chodzi o kolejność wagi problemów etycznych w tej materii. Pierwsza to jest skrucha tego małżonka który nabroił. By zrozumiał czym jest miłość, a nie tkliwość i egoizm, by nie mylił tych spraw. Kolejna to zabezpieczenie emocjonalne pokrzywdzonego, zdradzonego. Dobro dziecka zależy od tych czynników budujących miłośc małżeńską, odbudowującą małżeństwo. Dobro dziecka, no właśnie. Koniecznie trzeba by rozpatrywać opcję adopcji przez inną rodzinę, szczególnie gdy dziecko jest niemowlakiem. Pisałem też o koniecznej analizie psychologów dziecięcych. Pewnie nauka tego problemu jeszcze nie rozgryzła co lepsze dla dziecka, czy tkwić w rodzinie rozdartej wewnętrznie z powodu nieakceptacji przez zdradzonego małżonka, czy trwałe oddanie do kochającej rodziny zastępczej. Nie rozpatrywany pewnie ten problem jest bo jest nieporawny politycznie. Ja byłbym otwarty na wyniki takich badań.
A najmniej wazną rzecza jest 'miłość' rodzica zdradzającego do własnego dziecka z nieprawego łoża. Miłość w cudzysłowu bo taka miłość musi być specyficzna, gdyż u zarania istnienia tego dziecka był absolutny brak miłości do czegokolwiek grzesznego rodzica i całkowity brak odpowiedzialności. Zagwozdka moralna ogromna. Ja podsuwam pomysł by miłość wyraziła się poprzez oddanie do adopcji, do kochającej rodziny, dla której to dziecko nie będzie obciążeniem i gdzie bedzie mogło w pełni czuć się kochane. To jest miłość heroiczna, miłość prawdziwa, bo spychająca swoje pragnienia, instynkty rodzicielskie na dalszy plan.

Mirakulum napisał/a:
No cóż św Józef przyjął nie swoje dziecko,

No nie Miriakulum, św. Józef chciał oddalić brzemienną Maryję. Anioł powiedział mu, że to od samego Boga. Że on, Józef będzie przybranym ojcem samego Syna Bożego.
Żone miał najświętszą spośród wszystkich kobiet na ziemi. On zasłużył na taki wspaniały prezent, na takie szczęście małżeńskie. Na taki ideał Kobiety i Małżonki. Tu nie ma cienia dramatu zdrady.

[ Dodano: 2014-02-17, 23:27 ]
Lil napisał/a:
Ale "odkroić" kobiecie kawał serca i oczekiwać rezygnacji z dziecka jest dla mnie trudne do wyobrażenia


Jakiego serca? Nie żartuj. Nie było żadnego serca w żadnej kobiecie która zdradzała swojego meża. Ani serca do dziecka, ani do męża, ani do Boga. Nic!
Do póki tego nie pojmie się nie ma mowy o wybaczeniu, bo nie było skruchy. Nawet Bóg tego nie wybaczy, bo Bóg jednak nie może przeskoczyc naszej złej woli. Wyboru zła, egoizmu, naszego jak to Lil napisałaś 'kobiecego kawałka serca', egozentrycznego serca.

Mirakulum, to, ze znasz takich sycharyków jeszcze nic nie znaczy, że oni sa szczęśliwi. Ciekaw jestem w szczególności tej presji na zdradzonego. Presji, którą tutaj obserwuję. Ale jeśli tej presji nie było to podziwiam ich heroizm. Jeżeli są szczesliwi to widać są znakami cudownych Bożych Łask.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group